czwartek, 1 maja 2014

[45.] Dotyk przeznaczenia.



"Tak naprawdę oboje nie potrafimy z siebie zrezygnować. 
Niby poszliśmy do przodu,
 niby wybraliśmy inne ramiona i drogi w zupełnie różnych kierunkach, 
a mimo to co jakiś czas obracamy się przez ramię do tego co było. 
Wtedy widzę Nas i na chwilę muszę się zatrzymać, a przecież inni idą do przodu. 
Wtedy stoisz ja i Ty i niby jest dobrze, 
ale oboje robiąc kilka kroków znowu robimy przerwę na obrót. 
Coś nie pozwala nam zrezygnować." 





Ostatni rok nauki w Hogwarcie był dla niej trudnym rokiem, pełnym nowości, szaleństw, smutków i łez.
Nieraz przewracała się o własne myśli i tonęła w głębinach własnych uczuć.
Gubiła siebie i wciąż na nowo się odnajdywała. Jak każdy szukała szczęścia i często potykała się o własne marzenia. Nocami traciła wiarę by rankami zyskiwać ją dwa razy większą.
Robiła raz mniejsze, raz większe kroki. Czasem stawiała jeden do przodu, by potem wykonać kilka wstecz. Miewała chwile załamania i zwykłych, ludzkich słabości. Były dni, w których chowała się przed całym światem, były też takie kiedy rozpaczliwie szukała kontaktu z drugim człowiekiem.
To był trudny rok, ale wiedziała, że nie zmieniłaby w nim niczego.
Nie zmarnowała ani jednego dnia, nie żałowała żadnej minuty, nie przegapiła najkrótszej sekundy. Straciła dużo, ale zyskała przy tym jeszcze więcej. Nie oddałaby żadnej chwili ze swojego życia bo miała świadomość, że każda z nich prowadziła ją do Niego.
Ten rok był dokładnie taki jaki miał być. Nie mogła wyobrazić go sobie lepiej.
Nawet teraz kiedy siedziała na niewielkim krześle, otoczona specyficznym zapachem wysterylizowanego miejsca, a nieskazitelna barwa białych ścian szpitalnej poczekalni drażniła jej zmrużone oczy, wciąż uśmiechała się do siebie samej, w duchu dziękując losowi, że dał jej tak wiele wspaniałych chwil, które przeplatane tymi złymi i pochmurnymi pozwoliły jej bardziej docenić słońce. Poznała w swoim życiu wspaniałych ludzi, przeżyła wiele magicznych chwili, zdobyła wiernych przyjaciół, dane jej było poznać smak prawdziwej miłości...
Los dał jej wiele, nie miała prawa mieć do niego pretensji, że teraz żądał od niej czegoś w zamian.
- Panno Granger...
Ze stanu nieważkości wyrwał ją spokojny głos stojącego obok mężczyzny. Zamyślona uniosła na niego błyszczące spojrzenie, nieśmiało uśmiechając się do siebie samej. Skinęła nieznacznie głową, kiedy mężczyzna w białym kitlu i kwadratowych okularach na nosie gestem dłoni zaprosił ją do środka pokoju, którego drzwi uchylił chwile wcześniej i wciąż zapobiegawczo trzymał dłoń na klamce. Bez słowa wstała z jednego z wielu takich samych krzeseł wchodząc do kolejnego białego pomieszczenia. Już po chwili lekarz wszedł za nią, cicho zamykając za sobą drzwi swojego gabinetu. Właśnie za tymi drzwiami zniknęła nadzieja na długą historię i jej szczęśliwe zakończenie.
Nie dla niej były przeznaczone napisy „... i żyła długo i szczęśliwie”.
Wraz z zamknięciem tych drzwi zamykało się również całe jej dotychczasowe życie.


                                                                        *


Stał pod płaczącą wierzbą wpatrzony w tafle spokojnej wody, która niegdyś przeniosła go w tak inny, odległy jednak prosty i wspaniały świat, o którym teraz nawet już nie pamiętał.
Nieobecnym wzrokiem spoglądał w dal, wsłuchując się w szum gęstych gałęzi powiewających pod wpływem kwietniowego, chłodnego wiatru. Słońce powoli chowało się za horyzontem, oświetlając jego poważną twarz swoimi ostatnimi promieniami. Nie myślał o niczym, pozwolił by w jego głowie panowała bezkresna pustka, tak samo jak w całym nim.
Czas płynął wolno, pozwalając by nostalgia tej chwili pochłaniała młodego arystokratę coraz bardziej, aż wreszcie sięgnął jej dna.
Wciąż stał nieruchomo, nie uginając się pod naborem wiatru, czasu i zimna. Pozwalał by wzburzone powietrze rozwiewało jego staranie ułożone włosy, a chłód nadchodzącego wieczora przenikał przez jego ubrania i rozbudzał przygaszone oblicze.
Nie poruszył się nawet o cal kiedy po wielu głuchych, samotnych godzinach stanął obok niego kruczoczarny chłopak w ubraniu zupełni innym niż nosił na co dzień. Teraz w zwykłej skórzanej kurtce, zawiniętym na szyi szalem i długiej czapce na głowie wyglądał jak zwyczajny, chociaż może trochę zbuntowany dwudziestoparoletni chłopak. Jedynie w kieszeniach jeansowych spodni ukrywał swoje dłonie pokryte licznymi, przerażającymi tatuażami, zdradzającymi jego skrzętnie ukrywaną, mroczną stronę. Nie odezwał się do blondyna słowem, czarne jak węgiel oczy również kierując w stronę niewzburzonego jeziora.
- Za późno, nie potrafią jej wyleczyć.
Młody dziedzic rodziny Malfoy'ów nie zareagował w żaden widoczny sposób na te patetyczne słowa posłańca, wręcz sprawiał wrażenie jakby nie słyszał, ani tym bardziej nie dostrzegał swojego podwładnego, a jedynym jego towarzystwem wciąż był tylko wiatr oraz przemilczane myśli.
Azrael przeniósł na niego zaaferowane spojrzenie, w którym uparcie przebijało się coś na wzór próby zrozumienia, empatii, wręcz skrywanego współczucia.
Najmłodszy członek arystokratycznej rodziny Malfoy'ów od zawsze i dla wszystkich był czarodziejem nieodgadnionym. Praktycznie od pierwszej wizyty w wewnętrznym kręgu Śmierciożerców zaprezentował się jako bezwzględny, surowy, poważny oraz tajemniczy i milczący członek armii Voldemorta i do chwili obecnej takie wrażenie pozostawiał na innych.
Azrael w żadnym stopniu nie znał Dracona i nie próbował udawać, że jest inaczej. Nigdy nie wymienili między sobą ani jednego zdania o podłożu prywatnym, nie zwierzali się sobie, nie spędzali czasu po „pracy”. Nie pili razem whisky w wolnym czasie i nie dyskutowali o starych czarodziejach oraz dawnych, zapomnianych czasach. Ich relacje do niedawna opierały się tylko na zasadzie świadomości przynależności do jednej grupy, a od niedawna na ściśle określonych relacjach przełożony - podwładny.
Azrael był jednak typem obserwatora, a będąc prawą ręką młodego generała spędzał z nim najwięcej czasu w odniesieniu do pozostałych Śmierciożerców. Był przy nim praktycznie zawsze, nieraz otwarcie, innym razem jako jego cień. Młody Malfoy nigdy mu się nie zwierzał, nie opowiadał o życiu, przygodach, romansach oraz uczuciach. Innym dawał do zrozumienia, że ich po prostu nie ma. Od jakiegoś czasu coś jednak uległo zmianie. Nie padły żadne wyniosłe słowa, ani wiążące wyznania, mimo to coś w ich relacjach się zmieniło. Draco zdawał się przy nim powoli odsłaniać maskę do tej pory stworzoną z bezwzględności oraz wyniosłości i odkrywać przed nim swoją ludzką naturę, którą wciąż wyzwalała, a co najważniejsze - podtrzymywała w nim kasztanowłosa Gryfonka...
I chociaż teraz arystokrata wciąż nie reagował na jego słowa oraz obecność Azrael domyślał się, że pod tą maską obojętności i niewzruszenia Draco Malfoy ukrywa tak wiele uczuć, że nawet sam nie jest w stanie ich zrozumieć, a tym bardziej zaakceptować i ujarzmić. Obserwując teraz niewzruszonego, opanowanego i poważnego przywódce Slytherinu, Azrael zaczynał wątpić w to czy w ogóle dotarło do niego to co przed chwilą mu powiedział i jakie były tego konsekwencje.
- Ona umiera...
Jego kolejny jeszcze cichszy szept został porwany przez gwałtowniejszy podmuch zimnego wiatru i uderzył jak ostre noże w stojącego obok chłopaka. Draco wciąż jednak stał pewnie, w tym samym miejscu, niczym zamarznięty słup wody, próbując chociaż przez jeszcze krótką chwilę udawać, że niczego nie usłyszał.
Minęła sekunda, może dwie. Coś w nim pękło.
Niemal bezwiednie spuścił głowę w stronę ziemi, apatycznie przy tym przymykając zmęczone powieki. Nie skomentował tych słów w żaden sposób, chociaż miał wrażenie, że ich echo wciąż roznosiło się w jego umyśle i torturowało bardziej niż najokrutniejsze zaklęcia.
Pozwolił by Azrael odszedł od niego w takiej samej ciszy i tak samo niespodziewanie jak przyszedł. Gdy został sam na skraju brzegu uniósł przygaszony wzrok z powrotem na jezioro, pozwalając by to w ponurym granacie odbiła się stal jego przygaszonego spojrzenia.
Niewielka, niewidoczna gołym okiem rysa stopniowo zaczęła się powiększać, aż wreszcie trafiła do serca. Powoli zaczęło umierać razem z Nią.

                                                                     *


Nie wiedział, która była godzina i ile czasu spędził nad zgubnym jeziorem próbując ujarzmić serce, które tak nachalnie chciało wyskoczyć z jego klatki piersiowej żałując, że kiedykolwiek się w niej znalazło. Niezauważalnie jak zjawa przemieszczał się po opustoszałych piętrach i korytarzach Hogwartu, czując jak niewyobrażalny ciężar przygniata go coraz bardziej, stając się tak przytłaczający, że uniemożliwia mu zaczerpnięcie choć połowy krótkiego oddechu. Aż w końcu, gdy znalazł się na czwartym piętrze, miał wrażenie, że nie tyle nie może, co już nawet nie potrafi oddychać.
Apatycznie i od niechcenia wszedł do dormitorium, odruchowo zatrzymując się w progu salonu kiedy zauważył, że nie jest w nim sam. Bezgłośnie podszedł do sofy, zatrzymując swoją dłoń na jej skraju, tuż przy głowie kasztanowłosej Gryfonki pogrążonej w spokojnym śnie. Obserwował ją z opanowaniem przenikając jej spokojem. Instynktownie dotknął beżowego koca, którym niedbale była przykryta i lekko zgarnął go palcami bardziej okrywając jej kruche, odsłonięte ramiona. W dłoni wciąż kurczowo trzymała w połowie otwartą, czerwoną książkę z jakimś tanim romansem. Delikatnie wysunął lekturę spomiędzy jej drobnych palców, odkładając ją na stół uginający się pod naborem szkolnych ksiąg oraz pergaminów. W przytłaczającej ciszy usiadł na pobliskim fotelu pochylając się do przodu w stronę Gryfonki. Zaparł łokcie o swoje uda, a dłonie przyparł do ust.
W głowie wciąż przelatywała mu jedna myśl, niemal jak na starym magnetofonie, ciągle od nowa przewijana i włączana setny raz ta sama melodia. Nie chciał jej znać, nie chciał o niej pamiętać. Wciąż jednak szalała w jego głowie niczym złośliwy wirus.
Nie mógł mieć pretensji do Azraela, w końcu był tylko posłańcem. Przecież sam mu kazał strzec Hermiony i kiedy Śmierciożerca ustalił, że ma wizytę w mugolskim szpitalu również zlecił mu być w pobliżu tego dnia. Nie obchodziło go jak to zrobił, czy przebrał się za lekarza, salowego, pacjenta czy seksowną pielęgniarkę. Było to bez znaczenia, to czego się dowiedział zabrało mu wszystko. Teraz rozumiał, że wolałby o tym nie wiedzieć.
Nieustannie i jak w amoku wciąż patrzył na pogrążoną w śnie dziewczynę, nie potrafiąc wyobrazić sobie by mogła kiedykolwiek się nie obudzić. Wzrokiem błagał ją na milion sposobów by nie zamykała powieki na dłużej niż potrzebuje.
Kiedy nie był w stanie już dłużej kontrolować tego co czuł spuścił wzrok na podłogę i westchnął ciężko, otwartą dłonią przejeżdżając po rozgrzanym czole.
Kim była i Ile tak naprawdę znaczyła dla niego Hermiona Granger, że nie potrafił pozbierać się po tym co usłyszał?
Przecież każdy prędzej czy później umrze. Kasztanowłosa Gryfonka była w tej pierwszej grupie, a jego nie powinno to tak naprawdę interesować. Jeśli nie choroba, to zabije ją nadchodząca wojna i fakt, że stoi po zupełnie innej stronie niż on. Doskonale o tym wiedział i zdawał sobie z tego sprawę jak nikt inny.
Jaka więc była różnica w tym co usłyszał od Azraela, a sam wiedział?
Dlaczego nagle wszystko zdało się być takie cholernie trudne i pozbawione sensu?
Uniósł zmęczony wzrok przed siebie, bezwiednie zatrzymując go na ścianie z malowidłem płaczącej wierzby. Jego myśli pierwszy raz od dawna pozwoliły mu na chwilę wytchnienia, z choroby Hermiony przelatując na obraz malujący się przed jego oczami. Jak dociekliwy pięciolatek zaczął się zastanawiać dlaczego w ich życiu wciąż pojawiał się ten specyficzny motyw. Zdawało mu się, że było to drzewo tak samo piękne jak i melancholijne, wręcz nostalgiczne. Symbol skrywanych uczuć i tęsknoty, więc teoretycznie tego czego oboje wciąż doświadczali. Było to drzewo, które mimo, że tak piękne i dostojne nie potrafiło piąć się w górę. Takie, które coraz bardziej przechylało się pod naborem czasów oraz ciężarów. Uginające się pod wpływem deszczów, wiatrów i burz. Stojące wciąż i od lat w tym samym miejscu, choć coraz bardziej przygniatane ciężarem mijających chwil. Jednak wciąż trwała, hipnotyzowała i przyciągała. Przywoływała wspomnienia i tęsknotę do tego co minęło. I może właśnie w tej skrywanej sile i ciągłej walce, właśnie w tym był cały jej czar i urok. Może to nie był przypadek, że ten motyw wciąż pojawiał się w ich wspólnym życiu?
- Malfoy?
Z dziwnego transu obudził go cichy, aksamitny mimo to niepewny szept Hermiony, zapierającej się na zesztywniałych rękach. Spuścił na nią nieobecne spojrzenie nieświadomy tego, że zamyślił się tak bardzo, że nawet nie wyczuł, a tym bardziej nie zauważył, że Gryfonka już od dawna nie śpi, tylko przygląda mu się w skupieniu. Spojrzał na nią poruszając się gwałtowniej w fotelu, zupełnie jakby ktoś nagle wybudzi go z głębokiej hipnozy. Bez słowa potarł dłońmi zmęczoną twarz próbując pozbyć się z niej śladów nostalgii.
- Spodziewałaś się kogoś innego?
Głos mu się załamał, co próbował zamaskować cichym odkaszlnięciem. Jego niedbałe, wręcz odczepne pytanie wywołało na twarzy dziewczyny grymas niespełnienia. Zmarszczyła zabawnie nos, lekko nim przy tym kręcąc.
- Księcia z bajki.
Skwitowała ni to prowokacyjnie ni zadziornie. W jej oczach widział błysk ożywienia, który tak bardzo gryzł się ze złym stanem jej zdrowia oraz nienaturalnie bladą skórą. Ona nie zwracała na to najmniejszej uwagi, on również nie zamierzał.
Początkowo zaskoczyła go jej postawa, nie tego się spodziewał ani nie na taką był psychicznie przygotowany. W końcu kilka godzin temu miała wizytę w mugolskim szpitalu i to w nim padły istotne słowa diagnozy lekarskiej. Było za późno na skuteczne leczenie, a na eksperymentalną chemie, która przykułaby ją do łóżka z nikłą szansą na jego opuszczenie godzić się nie zamierzała. Wyrok zapadł i miał zostać zrealizowany w przeciągu 365 dni.
Hermiona Granger umierałam.
Diagnoza lekarska dała jej maksymalnie rok życia, a ona zachowywała się... normalnie? Tak jakby jej mały, prywatny świat wcale nie wywrócił się o 180 stopni i nie miał zbliżać się ku zachodowi.
Patrząc na nią teraz zrozumiał, że w pełni pogodziła się z wyrokiem oraz chorobą.
Czy to nie było jednoznaczne z tym, że tym bardziej on powinien się z tym pogodzić?
Dlaczego to było takie cholernie trudne?
Po części się domyślał, po części wiedział, że kasztanowłosa nikomu nie powiedziała o swojej chorobie. Z rodziną nie miała kontaktu, przed przyjaciółmi ten fakt ukrywała. Pogodziła się ze scenariuszem jaki napisał jej los, nie zamierzała się buntować ani popadać w czarną rozpacz oskarżając wszystkich naokoło o swój stan, wciąż zadając to samo pytanie „dlaczego właśnie ja?”
Widocznie teraz zależało jej już tylko na tym by wykorzystać czas jaki jej został najlepiej jak potrafiła. Z chorobą zamierzała zmierzyć się sama.
Tak silna mogła być tylko Hermiona Granger, dziewczyna, która nie tyle co skradła jego serce, ale pozwoliła mu je na nowo odnaleźć..
I w tym wszystkim cieszył się, że to właśnie jemu dane było dowiedzieć się o jej chorobie. By mógł czuwać i w każdym momencie pomóc dziewczynie, kiedy sama nie będzie miała siły już dłużej walczyć. Złapać zawsze wtedy kiedy sama nie będzie miała siły iść dalej i nie będzie już dłużej mogła utrzymać ciężaru spoczywającego na jej kruchych barkach. Wtedy będzie przy niej. Nie kiedy będzie najpiękniejsza i najszczęśliwsza, ale właśnie wtedy kiedy będzie bliska dna. Wtedy pójdzie na dno razem z Nią, i ją z niego wyciągnie.
To postanowienie, to ciche założenie dodało mu siły, której tak bardzo teraz potrzebował. Nie tylko dla siebie, ale i dla Niej. Głównie dla Niej.
Skoro Hermiona zdawała się zapomnieć o chorobie wyniszczającej jej organizm, on tym bardziej nie mógł dać po sobie poznać, że wie, że coś jest nie tak.
Zapomnieć, po prostu zapomnieć... i dalej być sobą.
Żyć....
Jeszcze przez 365 dni.
Machinalnie oderwał ręce od twarzy i uniósł dłonie w oczywistym geście patrząc na kasztanowłosą z niezrozumieniem.
- Przecież jestem.
I chociaż nie dała tego po sobie poznać cieszyła się, że Draco podłapał sam temat jak i żartobliwy choć specyficzny klimat rozmowy. W końcu mogła w pełni zapomnieć o chorobie i zacząć żyć na nowo, jeszcze przez rok.
W odpowiedzi zjechała go niedbale, wykrzywiając usta w wyrazie ni to niezadowolenia ni zwątpienia.
- Powinieneś mieć konia.
Wyprostował się znacznie, patrząc na nią ze specyficzną zadziornością, nonszalancko przy tym unosząc brwi.
- Mam całkiem sporego. Chcesz się przejechać?
Nie odpowiedziała, zamiast tego chłopak oberwał prosto w twarz bordową poduszką, na której chwile wcześniej spała. Odruchowo złapał poduszkę centymetr przed swoją twarzą, komentując jej dziecinne zachowanie ironicznym uśmiechem. Odsłonił poduszkę z twarzy patrząc na Hermione ze złośliwym uśmiechem.
- Ty Granger obok księżniczki też nie stałaś. Aż mam ochotę zapytać na jakim zamku straszysz?
Zaśmiał się pod nosem sam do siebie co przez Gryfonkę zostało zignorowane. Zmierzyła go wyzywającym, pewnym siebie spojrzeniem.
- Masz za małego konia żeby tam dojechać Malfoy.
Momentalnie spoważniał, ostrzegawczo podnosząc w górę palec wskazujący.
- Uważaj Granger, to rasowy wierzchowiec.
Słowa chłopaka skomentowała grymasem zwątpienia.
- Raczej kucyk.
- Ja ci dam kucyka...
Warknął pod nosem, jednocześnie zirytowany zrywając się z fotela, co poskutkowało tym, że z piskiem rozbawienia połączonego z przerażeniem ona również poderwała się ze swojego miejsca, próbując uciec jak najdalej od nabuzowanego i sprowokowanego Ślizgona.
Nie udało jej się oszukać przeznaczenia.
Draco złapał ją niemal w locie i bezwładną rzucił z powrotem na kanapę, barykadując drogę ucieczki własnym ciałem i przyduszając jedną z wielu poduszek, które do tej pory bezczynnie leżały na sofie obok. Chwile przyduszał Hermione, ignorując przy tym jej stłumione próby buntu i machanie kończynami na wszystkie możliwe strony świata. Po chwili lekko odsunął poduszkę z jej ciała, patrząc na jej czerwoną twarz z wyrazem satysfakcji.
- Masz dość?
Odkaszlnęła mocno, próbując nabrać w płuca ciut większą ilość powietrza, którego miała znaczny niedobór przez niekontrolowane napady krzyku przeplatanego z atakami śmiechu.
- Nigdy! Zaraz zacznę krzyczeć.
Chłopak jednak zupełnie inaczej odebrał sens wypowiedzianych przez nią słów w czego efekcie dumnie wypiął tors i nonszalancko zadarł brwi. Wyglądał jak samiec alfa po wygranym tańcu godowym.
- Dokładnie.
Hermiona jednak nie podzielała jego zdania i w odpowiedzi walnęła go poduszką, którą chwile wcześniej wyrwała mu z rąk. Tym samym jasno dała mu do zrozumienia, że ma skończyć z dwuznacznymi aluzjami. Draco, buntując się własnej naturze, odpuścił.
- Jesteś Granger jak forteca.
Skwitował po chwili milczenia uważnie lustrując jej obecny, niechlujny wygląd i cnotliwe zachowanie. Uniosła na niego błyszczące spojrzenie, w którym przebijał się błysk satysfakcji.
- Nie do zdobycia?
- Z czasów starożytności.
Dodał pod nosem za co oberwał kolejną poduszką. Dzielnie jednak te dziecinne ataki wytrzymał. Zignorował bulwers Hermiony i z wyrazem podwójnego zwycięstwa postawił dwa kroki w stronę swojej sypialni. Przed opuszczeniem salonu powstrzymał go specyficzny głos Gryfonki, zwracającej się do niego tonem przedszkolanki.
- A. a. a..... Malfoy, nie zapomniałeś o czymś?
Odwrócił się do niej z uśmiechem ni to nonszalancji ni zadziorności, bez skrupułów konkretnym ruchem rozpinając przed nią swoją białą koszulę i zrzucił ją ze swoich umięśnionych barków. Podszedł do niej, zatrzymując się kilka nic nieznaczących centymetrów przed nią. Nachylił się mocniej, zbliżając swoją twarz do jej. Nim jednak przekroczył te umowną granicę napotkał na swojej drodze przeszkodzę w postaci dłoni Hermiony na swojej twarzy, która w niezbyt delikatny sposób go od siebie odsunęła.
- Nie o tym.
Skwitowała twardo, nie dając po sobie poznać, że rozbawiło ją figlarne zachowanie Ślizgona.
Arystokrata teatralnie wywrócił oczami i z naburmuszoną miną wielkiego przegranego, niezadowolony odwrócił się do niej plecami, z burknięciem szczerego niezadowolenia siadając na sofie tyłem do niej. Hermiona z uśmiechem satysfakcji zgarnęła z przepełnionego stolika niewielki słoiczek z zawartością beżowej, ziołowej maści odkręcając przy tym jego wieko.
Już po chwili Draco nieznacznie cofnął ciało pod wpływem nieoczekiwanego zimna na jego rozgrzanym ciele. Nie odzywał się słowem kiedy kasztanowłosa delikatnie wmasowywała zimny krem w niewielkie wyżłobienia biegnące wzdłuż jego pleców. I chociaż dotyk Hermiony był przyjemny, każdego dnia zabierał mu cząstkę dumy i męskości.... tak przynajmniej sam sobie wmawiał. Gryfonka jednak słów protestu słuchać ani nie chciała ani również nie zamierzała i wszelkie próby ucieczki przed jej medyczną kuracją zostały tłamszone już w samym zarodku o czym Malfoy niejednokrotnie sam się przekonał. W końcu po wielu nieudanych próbach ucieczki pogodził się ze swoim losem i wyższością Hermiony w tym przypadku. Faktem jest również, że Granger faktycznie odnalazła coś więcej niż powołanie w medycznym świecie i była w tym naprawdę dobra, a jej trwająca dwa tygodnie kuracja w pełni wystarczyła by zagoić jego wszystkie rany, po których zostały już tylko pozostałości w postaci jasnych pręgów, które zresztą z czasem również powinny zniknąć.
Od ich powrotu do Hogwartu znad jeziora minęły dwa tygodnie, a on nawet nie wiedział jak do tego doszło, że pomimo umownych granic, którymi ponownie się oddzielili, każdego wieczora przez krótką chwile znowu między nimi było tak jak w Dagurtar i w domku nad jeziorem. Każdego dnia pozwalali sobie na te pięć minut zapomnienia. Blizny jednak goiły się zbyt szybko i oboje meli świadomość, że wkrótce stracą główny argument, przykrywkę oraz motyw do wspólnych spotkań w salonie na czwarty piętrze.
„Jesteś strasznym pacjentem Malfoy.”
Powtarzała zawsze i za każdym razem kiedy Draco zaczynał na nowo wyrażać słowny sprzeciw czy też próbował niezauważony wymykać, a nawet wyczołgiwać się z dormitorium w godzinach zmiany opatrunku i przyjmowania kolejnych dawek medycznych specyfików. Zawsze wtedy odgrażał się jej, że ona również nie jest pielęgniarką jego marzeń. Pomylił się jednak co do tych słów, a Hermiona z miłą chęcią postanowiła mu udowodnić, że jest inaczej.
Wciąż nie mógł zapomnieć widoku z minionego tygodnia, kiedy zmęczony po wieczornym, zresztą morderczym treningu z Dumbledore'em wrócił do dormitorium zrzucając z siebie wierzchnie ubrania, wchodząc przy tym do salonu z głośnym krzykiem w samym progu, że dzisiaj tknąć się nie da i przystanął sparaliżowany, kiedy drzwi od łazienki otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem i najpierw ukazała mu się czerwona, dwunastocentymetrowa szpilka, potem długie i zgrabne nogi będące niemal jak szyny z podwiązką, aż wreszcie pojawiła się również stacja zakryta króciutką, białą spódniczką. I mimo tego co wcześniej mówił, w jego głowie wciąż przebijała się tylko jedna myśl „Dotknij mnie. Dotknij”
Doskonale pamiętał, że kiedy zobaczył Hermione, kokieteryjnymi ruchami wychodzącą z łazienki w stroju niegrzecznej pielęgniarki, stanęło mu wszystko, łącznie z sercem. I wciąż nie mógł odżałować, że kasztanowłosa nie zareagowała na jego perfekcyjną grę aktorską kiedy zemdlał i zamiast przybiec z natychmiastową akcją reanimacyjną polegająca na ruchu usta-usta, ewentualnie innym ruchu, ona skopała go obcasem i kazała wstawać i wziąć się w garść. O ile jeszcze wstał razem z każdą inną częścią ciała, to już w garść się w ogóle wziąć nie mógł, a strój Hermiony uwadniający wszystko to co uruchamiało mu wyobraźnie przyprawiał go o gorączkę krwotoczną i zawyżone ciśnienie krwi wrzące niczym czajnik na zbyt dużym gazie. I aż sam się sobie dziwił, że zachował trzeźwość umysłu na tyle by nie rzucić kasztanowłosej na pobliski stół przechodząc do zaawansowanej kuracji inwazyjnej. Widząc ją w takim stroju pierwszy raz w życiu zaczął się szczerze i rzewnie modlić. Co prawda była to raczej niezbyt uduchowiona treść litanii, streszczająca się do prośby by Hermiona przeleciała go tu i teraz. Ku jego czarnej rozpaczy, jego żarliwe modlitwy nie zostały wysłuchane i nic takiego jednak nie nastąpiło.
Z drugiej strony widział również, że Gryfonka bawiła się przecudownie jego kosztem i bardzo starał się kontrolować by nie dać jej satysfakcji z własnej niemocy, którą w danej chwili i owym stroju wyzwalała w nim bardziej niż setka kryptonitów razem wziętych. Sama dziewczyna była z siebie dumna przez tydzień i chyba jedynie strach przed nieobliczanym chłopakiem sprawił, że nie paradowała w tym stroju na co dzień. A on wciąż nie mógł odżałować, że zamiast rekompensować mu czas rekonwalescencji, swoim tak samo ponętnym jak ubogim w materiał ubraniem, zaczęła mu dawać naklejki dzielny pacjent.
Naklejki leżały na dnie szafy, tak samo jak erotyczny strój Hermiony. Cóż to była za okropna strata i marnotrawstwo.... Nie mógł tego przeboleć. Wciąż go to bolało, bardziej niż rany na plecach.
Kiedy poczuł, że skończyła odwrócił się w jej stronę i nim zdążył w jakikolwiek sposób wykorzystać te bliskość Gryfonka nieoczekiwanie trzasnęła go w czoło, przyklejając na twarz kolejną nakleję w misia z napisem „dzielny pacjent”, która automatycznie odjęła mu sto punktów od męskości i bezwzględności. Zmierzył Hermionę wzrokiem rozjuszonego lwa co wywołało u niej krótki śmiech i pstryczek w nos, na którym pozostawiła trochę tłustej maści.
- W ogolę się mnie nie boisz Granger....
Mruknął pod nosem, próbując zapanować nad żałością w tonie swojego głosu. Hermiona wzruszyła od niechcenia ramionami, uśmiechając się do niego w tak delikatny sposób, że był w stanie wybaczyć jej wszystko, nawet te przeklęte naklejki.
- Bo nie jesteś straszny.
- Z tą naklejką na pewno.
Skwitował pod nosem, spoglądając na kartkę przyczepioną do czoła i z grymasem sporego niezadowolenia ją z niego zrywając. Nim się spostrzegła trzasnął ją poduszką w ramach życiowego manifestu. Nie zdążyła mu oddać.
Z niezrozumieniem spojrzała na Dracona, kiedy nagle i nienaturalnie spoważniał, spinając wszystkie mięśnie. Uśmiech, który do tej pory błąkał mu się na twarzy został zastąpiony grymasem pompatyczności wręcz złości. Mocno zacisnął lewą dłoń w pięść i wtedy to dostrzegła. Z czymś na wzór niezrozumienia przyglądała się jego wypalonemu znamieniu, które zdawało się wręcz pulsować i coraz bardziej uwydatniać na jego bladym przedramieniu. Sama sobie się dziwiła, że przez te dwa tygodnie kiedy ściągał przed nią koszulę otwarcie i na jej własne żądanie eksponował przed nią Mroczny Znak ona go ignorowała.... tak po prostu. Jakby wcale go tam nie było, chociaż aż nazbyt uwydatniał się na tle jego alabastrowej skóry oraz białej, szkolnej koszuli.
- Wzywają mnie.
Głos Dracona zabrzmiał tak oschle i poważnie, że aż ciężko było uwierzyć, że jeszcze chwile temu żartowali i stoczyli coś na wzór dziecinnej bitwy na poduszki. Nie skomentowała tego wyznania w żaden sposób, a on nie ciągnął dalej tego tematu. W końcu nie musiał się jej zwierzać ani tłumaczyć, a już na pewno nie z tego. Z drugiej strony chyba zdążył się już na tyle przyzwyczaić do jej obecności oraz jej samej, że zdało mu się to być więcej niż normalne, że oznajmia jej że wychodzi i po co to robi. Zupełnie jak mąż zostawiający w domu swoją żonę, wychodzący na ważne, służbowe spotkanie.
Ona jednak nie pocałowała go na pożegnanie i nie powiedziała, że będzie czekać aż wróci, jednocześnie wręczając mu do rąk służbową walizkę oraz kanapki na drogę.
Widział jak jej rysy twarzy zmieniają się diametralnie, przedstawiając teraz jedynie smutek i rozgoryczenia. Spuściła wzrok na podłogę i odruchowo wzięła na ręce Male kręcącą się obok sofy. Już po chwili tuliła swoją twarz do jej beżowego futra, zupełnie jakby to miało jej pomóc przetrwać ten ciężki czas.
Nie chciał na to dłużej patrzeć. Zignorował jej obecność i swoje zgorzknienie. Wstał z sofy jednocześnie porywając z podłogi koszulę, którą sekundę później z powagą założył na ramiona, ignorując przy tym pulsujący ból wciąż nieustannie rozchodzący się po jego lewym przedramieniu.
Już po chwili Dracona nie było. Nie posłał jej nawet ostatniego, pożegnalnego spojrzenia kiedy teleportował się z ich dormitorium do głównej siedziby Śmierciożerców. Nigdy nie przypuszczała, że dożyje takiej sytuacji. By być świadkiem jak Malfoy tak otwarcie zdradza Hogwart, a ona nic nie robi, niczego nie komentuje, nawet nie stara się go powstrzymać, tylko zwyczajnie w świecie zostaje w miejscu i czeka na jego powrót, aż ponownie do niej wróci i przez krótką chwile znowu będzie odrobinę normalnie.
Dopiero po godzinie spędzonej w samotności w salonie zrozumiała, że nie będzie normalnie, a krycie wroga to poważniejsza sprawa niż jej się początkowo wydawało.
Nie czekała na jego powrót tej nocy, już nigdy więcej nie zamierzała tego robić.
W końcu zrozumiała, że to koniec ich wspólnego życia, chociaż nawet nie dotrwali do początku.


                                                                       ***


Katakumby.
Niby zwykłe słowo, a jednak niosące za sobą dużo dziwnych uczuć. Wzbudzające w samej swojej wymowie mieszankę grozy i niepokoju. Dotychczas to słowo kojarzyło jej się raczej z marnym horrorem, który sprzed paru laty oglądała będąc jeszcze w domu na przedmieściach Londynu. Amatorska gra aktorska, banalna fabuła i brak jakiejkolwiek trzymającej w napięciu ścieżki dźwiękowej skreślił ten film już na samym początku. Dotychczas słowo „katakumby” kojarzyło jej się właśnie z nim i raczej wywoływało uśmiech zażenowania na jej twarzy niż poczucie strachu czy niepokoju.... aż do dzisiejszego dnia.
Nigdy nie przypuszczała, że usłyszy to słowo, w takich okolicznościach i w takim miejscu. Bo mimo wszystko jej wyobraźnia nie była na tyle zaawansowana by na dywaniku u dyrektora, na którym siedziała razem z Malfoy'em padły takie frazy jak „kara” i „katakumby”. Jeszcze do wczoraj żyła w zwykłej, ludzkiej niewiedzy i nawet nie przypuszczała, że Hogwart kryje w sobie takie miejsce, a już na pewno nie przypuszczała, że kiedykolwiek zostanie tam wysłana razem z przywódcą Slytherniu. Wystarczająco mrocznie i przerażająco brzmiały lochy Hogwartu i w ogóle nie spodziewała się, że coś jest jeszcze pod nimi.
Fakt, dyrektor od zawsze miał milion pomysłów na odbywanie kar za złamanie regulaminu czy umownych zasad panujących na terenie szkoły, ale dotychczas najgorsza z nich zakładała wycieczkę do Zakazanego Lasu nocną porą i jeszcze niedawno brzmiała dla niej najgorzej spośród wszystkich innych. Spodziewała się, że jeszcze w swoim życiu może nadarzyć się sposobność do pojawienia się w tym mrocznym i przerażającym miejscu, ale na to, że zostanie wysłana do Katakumb wraz ze swoim wieloletnim wrogiem przez samego Dumbledore'a, po tym jak po pokazowej kłótni, której apogeum miało miejsce na jednym ze szkolnych korytarzy omal się nie pozabijali, przygotowana nie była wcale. Sam pomysł wydawał jej się irracjonalny, a oni za starzy i zbyt doświadczeni przez życie by odbywać takie, mimo wszystko dziecinne, kary. I mimo, że jej instynkt samozachowawczy wciąż uparcie powtarzał jej, że coś jest w tym wszystkim nie tak, to jednak przez myśl jej nie przeszło, że ta wyprawa jest czymś więcej niż tylko zwykłą karą, a sam dyrektor wysyłając ich w takie miejsce zamierzał wystawić przywódce Slytherniu na największą życiową próbę.
Bo na ile możliwe było, że kara była tylko pretekstem do czegoś innego, znacznie ważniejszego? Wtedy jeszcze nie myślała o tym w ten sposób. Później zresztą też nie.
Ten dzień zaczął się zwyczajnie, jego zakończenie jednak zmieniło późniejszy bieg historii. I chociaż to co się później wydarzyło było niepozorne, w swoich konsekwencjach zdecydowało o przyszłości nie tylko dwójki głównych bohaterów, ale i całego świata.
(….)
O co się pokłócili? Sama już nawet nie pamiętała. Draco po powrocie z wewnętrznego kręgu Śmierciożerców był... inny.
Po prostu inny.
Domyśliła się, że musiały zostać tam poruszone takie kwestie lub działania, które bezpośrednio uderzyły w młodego dziedzica rodziny Malfoy'ów. Wiedziała, że będzie spokojniejsza gdy nigdy nie dowie się o tym co tam naprawdę zaszło, nawet nie chciała wiedzieć.
Coś jednak się wydarzyło, coś dla Dracona istotnego i niekoniecznie dobrego.
Wciąż chodził spięty i podenerwowany, wyżywał się praktycznie na każdym kto wszedł mu w drogę, niezależnie od statusu, wieku i pochodzenia.
Nauczyła się być dla niego tolerancyjna. Miała już inny światopogląd na krąg Śmierciożerców i samego blondyna. Wiedziała, że dzieją się tam mroczne rzeczy i Draco stoi po różnych stronach medalu. Raz on był katem, raz ofiarą. Po jego obecnym zachowaniu, tym razem spodziewała się raczej tego drugiego.
Rozumiała, że musiał się wyładować i naprawdę pod tym względem była dla niego wyrozumiała. Nie wchodziła mu w drogę, nie zwracała uwagi, nie uspokajała, ani nie prowokowała, ale kiedy na główny cel obrał sobie Rona i Harrego, których spotkał na szkolnej drodze, nie była w stanie tego ani przemilczeć ani zaakceptować. Musiała działać, a najwidoczniej pokazowe danie mu w twarz z otwartej dłoni na środku zatłoczonego korytarza w obronie dwójki Gryfonów było dla niego czymś więcej niż detonacją bomby atomowej, którą był już od jakiegoś czasu.
Nie przemyślała tego zagrania i widziała to w oczach rozwścieczonego blondyna. Miała cholerną świadomość, że jedyne co w tamtym momencie ją uratowało to dyrektor Dumbledore, który pojawił się między nimi tak samo niespodziewanie jak później oni na jego dywaniku.
Ich pobyt w tamtym miejscu można skorcić do słów „zawiedzenie” „kara” „katakumby.” Monolog staruszka był tak samo bezsensowna jak cała ta sytuacja, w której się znaleźli.
Kara, kara, kara.... to słowo ciążyło nad nimi niczym najgorsze fatum.
Bo co tak właściwie chciał osiągnąć Dumbledore wysyłając ich w takie miejsce? Czyżby spędzając w odosobnieniu kilka godzin w tak nieprzyjaznym miejscu, skazani tylko na siebie i narażeni na nie wiadomo jakie przeszkody mieli się w ten sposób ponownie pojednać? Pomysł ten wydawał jej się równie głupi co ostatnia kochanka Dracona, ale już niejednokrotnie przekonała się, że profesor jest równie stary co nieobliczalny. Z kolei żadne inne, w miarę racjonalne wytłumaczenie do głowy przyjść jej nie chciało, a takie tezy jak chęć pozbycia się ich i ukrycia dowodów poprzez porzucenie ich ciał w zapomnianych katakumbach Hogwartu odrzucił już na samym początku. Z drugiej jednak strony domyślała się, że dyrektor faktycznie może ich mieć wreszcie najzwyczajniej w świecie dość. W końcu od siedmiu lat byli jego solą w oku i skoro dotychczasowe próby ich pogodzenia były nieefektowne i przynosiły więcej szkód niż pożytków rozsądnie byłoby się ich wreszcie pozbyć.... Całkiem logiczne... i niepokojące.
(...)
Sam gospodarz szkolnej placówki nie za bardzo pieścił się z wytłumaczeniem czego od nich tak naprawdę oczekuje i co mają robić w tych całych Katakumbach. Głęboko wierzyła w to, że nie sprzątać.
W swojej łaskawości dał im jednak sporą mapę, która miała być podpowiedzią jak wydostać się z Katakumb, które jak się później okazało tworzyły niekończący się labirynt ścieżek, pomieszczeń oraz tuneli. W ostateczności oprowadził ich jeszcze tajemnym przejście przez lochy po schodach do wielkich i zamkniętych wrót. Otworzył je za pomocą dziwnego języka, którego żadne z nich ani nie znało ani nie potrafiło potworzyć po czym bezceremonialnie wepchnął ich do środka, zamknął za sobą wrota na wszystkie możliwe mugolskie oraz magiczne sposoby i niezniechęcony bezradnością wymalowaną na ich twarzach odszedł pozostawiając ich na pastwę samego, niekoniecznie łaskawego losu.
Katakumby.
Okropne słowo, jeszcze gorsze miejsce i gdzieś pomiędzy tym wszystkim skłóceni Oni. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy?
Miedzy nią, a Malfoy'em atmosfera nie poprawiła się zbytnio, była wręcz jeszcze bardziej grobowa niż w tych całych nieszczęsnych Katakumbach. Od czasu konfrontacji na środku korytarza nie odzywali się do siebie słowem, ani nawet nie patrzyli w swoją stronę. Każde z nich ociekało niepoprawną dumą oraz niedostępnością i żadne z nich pierwsze ręki ani nie zamierzało ani nawet nie chciało wyciągać.
Z drugiej strony był to dobry moment by ostatecznie zakończyć wszystkie dobre relacje między sobą i zapowiadało się na to, że oboje zamierzali z tej możliwości skorzystać. W końcu już jakiś czas temu podczas pobytu nad jeziorem oficjalnie uzgodnili, że nic między nimi być nie powinno i nigdy nie będzie. Tego musieli się trzymać, tym bardziej, że Hogwarcka społeczność również odetchnęła z ulgą na widok ich pokazowej kłótni, których ostatnimi czasy było mniej niż niewiele. Statystki poszły w górę, ulga adeptów również, tylko w ich głowach jakiś cichy głosik wciąż mówił, że nie tak to wszystko miało wyglądać.
(...)
Miejsce, do którego zesłał ich nieobliczalny dyrektor na pierwszy rzut oka wyglądało na jaskinie. Powietrze było ciężkie, a w pomieszczeniu panował nieprzyjemny zaduch i zapach stęchlizny. Na bokach ścian co jakiś czas były rozmieszczone pochodnie, których płomień wystarczająco rozświetlał ścieżkę, na której się znaleźli.
Mimochodem jej przygaszone spojrzenie spoczęło na arystokracie, który z kamienną twarzą wpatrywał się w mapę jaką dał mu dyrektor nim zatrzasnął za sobą przejście. Zdziwiła się gdy po chwili na jego, jak dotąd spokojnej, twarzy pojawił się widoczny grymas złości. Słyszała jeszcze jak przeklną siarczyście pod nosem po czym wyrzucił za siebie mapę, zupełnie jakby była tylko papierkiem po cukierku, a nie podpowiedzią jak wydostać się z tych przeklętych, Hogwarckich Katakumb.
Chciała coś krzyknąć, zwrócić mu uwagę, skarcić... powiedzieć cokolwiek by skomentować jego dziecinnie buntownicze zachowanie. Zdrowy rozsądek wziął jednak górę i przemilczała zachowanie blondyna. Była swojemu rozsądkowi naprawdę wdzięczna.
Bez słowa kucnęła i podniosła zmierzwiony przez Śmierciożerce pergamin. Spojrzała na niego uważnie i z ciekawością, którą szybko zastąpił wyraz niezrozumienia. Już wiedziała dlaczego Draco tak nerwowo na nią zareagował. Pergaminu, który dostali od Dumbledore'a, zdecydowanie nie można było nazwać mapą. Spora kartka papieru była.... pusta.
Po prostu pusta.
Tak pusta jak można to sobie wyobrazić.
„Pustsza” był już tylko głowa Pansy Parkinson.
Na chwile obecną ich bilans zysków i strat wyglądał naprawdę mizernie i przechylał się na szale strat. Stali w olbrzymim holu, za nimi znajdowały się wrota, za którymi zamknął ich Dumbledore, a przed nimi malowały się trzy wejścia do różnych części jaskini i oboje mieli świadomość, że jeśli wejdą w złe już nigdy się stąd nie wydostaną.
Wbrew pozorom jakie stwarzała ta ciężka chwila Malfoy nie dał się ponieść powadze tej wyniosłej sytuacji, która nakazywała popadnięcie w czarną rozpacz ewentualnie śmierć samobójczą i zrezygnowany, wręcz znudzony przysiadł na jednej z pobliskich skał wyciągając z kieszeni spodni paczkę firmowych papierosów. Już po chwili do jej nozdrzy dotarł specyficzny zapach spalanego, mocnego tytoniu, a Malfoy systematycznie co trzydzieści sekund podtruwał się rakotwórczym dymem, a przy okazji również ją. Towarzyszyła mu przy tym taka sama nonszalancja jakby znajdował się w najekskluzywniejszym kasynie.
- Myślałam, że nie palisz.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że swoją myśl powiedziała na głos, w dodatku intonując ją tak jakby specjalnie chciała sprowokować dalszą rozmowę, a przecież Bóg jej świadkiem, że była to ostatnia rzecz na jaką miała teraz ochotę.
Draco wręcz apatycznie odwrócił twarz w jej stronę, zaciągając się przy tym z wolna papierosem, zupełnie jakby chciał ją sprowokować tym widokiem. Zabrał papierosa z ust i z nieznacznie uchylonych warg subtelnie wypuścił w jej stronę szary dym.
- Bo nie palę.
Nie była to kpina, żart ani ironia. Jego głos brzmiał dokładnie tak jak ten, którego w stosunku do innych używał na co dzień. Ponownie włożył papierosa do ust, odwracając głowę z powrotem przed siebie. Podkurczył nogę na skale i zatopił dłoń w swych blond włosach mimochodem zaczesując je do tyłu. Z ekskluzywnego kasyna przeniósł się na pierwszą stronę okładki magazynu dla samotnych kobiet.
Nie oszukał dziewczyny. Nie palił, a przynajmniej nie nałogowo i na stałe. Jednak raz na jakiś czas zdarzały się takie dni kiedy przychodziła mu na to ochota bądź potrzeba - właśnie teraz nastał taki moment.
Na tym zakończyła się ich rozmowa. Dwa zdania w ich przypadku i po wcześniejszej kłótni były jednak sporym sukcesem. Tak sporym, że dzisiejszego dnia niczego więcej się już nie spodziewali, ani również od siebie nie wymagali.
Hermiona nie mówiąc nic przysiadła na skale obok niego. On również nie skomentował jej odczuwalnej i niespodziewanej obecności w żaden sposób. Mocniej ścisnęła mapę w dłoni, on mocniej zaciągnął się papierosem.
Jeśli dyrektor chciał im dać możliwość znienawidzenia go do reszty to właśnie mu się to udało.


                                                                    *


- Dlaczego ich tam wysłałeś?
Głos należący do mistrza eliksirów odbił się echem po komnacie dyrektora Hogwartu. W jego głosie przebijała się złość i frustracja. Mimo, że znał staruszka od lat i był jedyną osobą, której bezgranicznie ufał, wciąż nie mógł zrozumieć intencji jakie nim kierowały.
Wiedział, że Draco był ważny dla Dumbledore'a, może nawet zbyt ważny. Dyrektor Hogwartu tak bardzo przejął się próbą ratowania jego człowieczeństwa i podtrzymywania w nim tego co dobre, że stracił czujność, ignorując to co już od dłuższego czasu działo się w jego równie młodym co bujnym życiu. Był Śmierciożercą, generałem Voldemorta i jednym z jego ulubieńców, dostającym coraz ambitniejsze i ryzykowniejsze zadania.. to nie mogło się dobrze skończyć.
Dumbledore milczał już od dłuższego czasu pogrążony we własnych myślach. Księga leżąca na jego biurku była otwarta na stronie ze zdjęciami uczniów obecnie pełniącymi funkcje prefektów, w tym również tych naczelnych.
- Bo wierze....
Odpowiedź krótka i sensowna, tylko Snape wciąż nie wiedział w co tak właściwie? Czy w to, że Draco przejdzie na ich stronę czy, że jest Dziedzicem Merlina? Druga opcja była niebezpieczną, wręcz przerażającą wizją. Zwłaszcza wtedy kiedy młody Malfoy postanowiłby jednak trwać przy boku Voldemorta i poprzeć go w ostatecznej wojnie dobra ze złem.
Jeśli to była prawda, jeśli Draco Malfoy był wybrańcem trwającym po złej stronie, Katakumby Hogwartu w swoim mroku kryły coś czego w takim razie nigdy nie powinien odkryć. Z drugiej jednak strony Snape wiedział, że Albus specjalnie go tam wysłał, by chłopak stanął twarzą w twarz ze swoim przeznaczeniem i to właśnie tam je odkrył. Wysłanie go do Katakumb było momentem zwrotnym, nie tylko w jego życiu, ale i w historii obecnego świata.
- Zdajesz sobie sprawę co będzie jeśli wykorzysta ich przeciwko tobie?
Odpowiedziała mu cisza. Dyrektor doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli nadejdzie ostateczna wojna dobra ze złem, a Draco wykorzysta to co odkryje na rzecz Voldemorta nastąpi koniec... Wszystkiego.


                                                                  *

Alohomora, Emancipare, Sezam Materio, Waddiwasi, Liberare, Dunamis.
Wypróbowała wszystkie czary służące otwieraniu wrót, zarówno te podstawowe jak i bardziej zaawansowane. Żadne jednak nie działały. Jej różdżka nawet nie drgnęła kiedy wypowiadała formułki poszczególnych zaklęć, choć robiła to prawidłowo i nawet Draco był pełen ukrytego podziwu dla jej zaangażowania oraz wczucia. Wszystkie drzwi były jednak nie tyle zaczarowane co w całych Katakumbach zwyczajnie nie działała magia. Różdżki były bezużyteczne, o czym boleśnie się przekonała.
Co jej zatem zostało? Pusta mapa i śmierdzący tytoniem Malfoy, z czego zdawało się, że to pierwsze było o wiele bardziej niezbędne w życiu.
Wciąż ściskała pergamin w rękach, z dziwnym zamyśleniem obserwując przywódce Slytherinu, który od dziesięciu minut chodził między zamkniętymi przejściami i próbował je sforsować, napinając przy tym biceps, triceps i inne „ceps” na wszystkie możliwe sposoby. Bezskutecznie. Zrezygnowana nieudolnymi próbami Dracona bezwiednie spuściła głowę w dół, przyglądając się niedopalonemu papierosowi, który spoczywał niedaleko jej stóp bezdusznie porzucony przez zirytowanego Ślizgona jakiś czas temu.
Malfoy zrezygnowany i spocony popołudniową gimnastyka przysiadł z powrotem na skale i włożył nowego papierosa do ust, przeszukując kieszenie jasnych jeansów. Po chwili znalazł to czego z taką zawziętością szukał. Wyjął zapalniczkę i z widoczną ulgą przejechał opuszkiem palca po zmyślnym urządzeniu, wydającym z siebie cichy zgrzyt i niewielki płomień. Jej dotychczas pusty umysł wypełni blady promień światełka nadziei. W tej jednej, krótkiej chwili jak nigdy przekonała się o tym, że rozum jest dużo lepszym narzędziem niż sześciopak na brzuchu, który w krytycznych sytuacjach jest tak samo niezbędny jak sowie rower.Nim Draco zdołał podpalić papierosa, Hermiona bez słowa wyrwała mu zapalniczkę z dłoni.
Na świecie istnieje kilka typów wkurzonych ludzi – trochę wkurzony, średnio wkurzony, bardzo wkurzony i Malfoy. Malfoy reprezentował ostatnią grupę. Rozjuszony momentalnie odwrócił się w jej stronę, z parą kipiąca z jego uszu i nosa. Nim jednak zdołał zaprotestować pokaz swoich nabuzowanych umiejętności, z szoku za mocno ugryzł papierosa w czego efekcie zaczął pluć na podłogę mokrą bibułką i przeżutym tytoniem.Hermiona Granger podpalała mapę, która była ich jedyną podpowiedzią jak wyjść z tego przeklętego (i to dosłownie) miejsca. Co z tego, że bezużyteczna? Lepiej pusta niż żadna.
Dopiero gdy ocknął się z pierwszego szoku i kolejnych dziesięciu zauważył, że Gryfonka nie tyle podpala mapę co ją... podgrzewa?
Ze szczerym wyrazem wielkiego niezrozumiana obserwował jak dziewczyna trzyma mapę nad płomieniem zapalniczki i wodzi ogniem po całym jej obszarze. Nie zamierzał jej przeszkadzać w tym pogańskich praktykach voodoo czy cokolwiek to było, jednak słowa wielkiego zwątpienia co do obecnego stanu psychicznego Gryfonki wręcz cisnęły mu się na rozchylone z wrażenia usta.Już po chwili spory pergamin pod wpływem ciepła zaczął falować, a wraz z tym pojawiać się na nim dotychczas niewidzialne pismo tworzące zawiłą treść.
Nie używała różdżki, nie wypowiadała żadnych formułek, czary tu nie działały. Zatem jak to zrobiła? Magia, po prostu magia. Inaczej tego wyjaśnić nie mógł.
Czuła na sobie wewnętrzne rozbicie chłopaka, chociaż jej wzrok ciągle był skupiony na mapie, na której stopniowo zaczął pojawiać się coraz widoczniejszy tekst. Nim zdołała odczytać hasło na rozgrzanym pergaminie, postanowiła rozwiać jego wszelkie wątpliwości.
- To mugolski sposób. Czytałam o nim w kryminałach.
Kątem oka widziała jak Malfoy z niezadowoleniem marszy nos na samo słowo „mugolskie” jednak postanowiła to zignorować. Zrozumiała i zdążyła się oswoić z tym, że nie może od niego zbyt wiele oczekiwać, zwłaszcza tolerancji. Źle jednak odebrała odczucia Malfoy'a, bo on najzwyczajniej w świecie zamiast komentować mugolskie techniki detektywistyczny zawzięcie myślał jakimi słowami ma jej teraz podziękować za to, że jest molem książkowym i na co dzień mieszka w bibliotece.Już po chwili niewidzialny dotąd atrament odkrył przed nimi swoją treść.
- „Są lasy bez drzew, rzeki bez wody, miasta bez domów. Drogę przejdą ci, którzy znajdą to czego im potrzeba”.Powtórzyła głucho Hermiona, odczytując hasło zapisane na pergaminie, jednocześnie niedbale oddając blondynowi jego własność. Widać było, że kasztanowłosa znów była w swoim detektywistycznym żywiole. Skupiona na analizowaniu tekstu zamilkła, w dodatku przestała się poruszać. Draco miał nawet wrażenie, że tak bardzo przejęła się próbą rozwiązania tej zagadki, że aż zapomniała o oddychaniu i mruganiu powiekami. Zwyczajnie w świecie się zawiesiła bądź wyłączyła, a on razem z nią, zapominając o tym, że chciał zapalić. Wyciągnął papierosa z ust przyglądając się jej w milczeniu. Uważnie śledził jej spokojną twarz i ten charakterystyczny gest kiedy pochłonięta własnymi myślami nieświadoma, odruchowo i mimowolnie zakładała niesfornym kosmyk włosów za ucho, zupełnie jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc. Pomogło, jednak jemu. Spuścił wzrok na pergamin, który trzymała w rękach, pozwalając by odczytane przez dziewczynę słowa wciąż krążyły w jego głowie.
- Mapa.
Szepnął cicho, a Hermiona uniosła na niego zdezorientowane spojrzenie. Jego nieoczekiwany głos i sens słów, które powiedział wyrwał ją z dziwnego transu. Nie zdążyła jednak powiedzieć niczego więcej. Pergamin, który dotychczas trzymała w dłoniach zadrżał, zupełnie jakby podmuch wiatru chciał wyrwać go z jej rąk. Po chwili mapa zabłysła bladym, jasnoniebieskim światłem, które w jednej chwili wypaliło całą, krętą drogę prowadzącą do wyjścia z jaskini. W tym samym czasie środkowe wrota spowiło to samo światło by po chwili otworzyły się na oścież, z charakterystycznym zgrzytem masywnie pchanych wrót. Zszokowany Draco odruchowo wstał ze skały, a ona razem z nim. Nim chłopak zdążył zrozumieć, że rozwiązał zagadkę ukrytą między tymi niepozornymi słowami, Hermiona uśmiechnęła się do niego z lekko widocznym podziwem, przy okazji kiwając głową na znak uznania.
- Nieźle Malfoy. Widocznie jednak platyna nie wypaliła ci całego mózgu.Momentalnie obciął ją spojrzeniem spod łba, choć było widać, że sam ledwo powstrzymuje oznaki rozbawienia. Chyba wciąż ciężko mu było uwierzyć w prawdziwość całej tej sytuacji oraz jego nieoczekiwany przebłysk geniuszu i nieodkrytej dotąd inteligencji.
- Dla naszego wspólnego dobra, potraktuje to jako komplement.
Odpowiedziała mu krótkim uśmiechem i niezniechęcona słabą widocznością oraz ponurym klimatem całego miejsca ruszyła do otwartych drzwi, mocniej ściskając mapę w dłoniach.
W końcu już wiedzieli gdzie mają teraz dalej iść. Pojawił się blady promień światła nadziei, że jednak jeszcze dzisiaj z tego miejsca wyjdą.
Radość i satysfakcja nie trwały jednak długo, skończyła się w momencie, w którym dotarli do kolejnych trzech przejść. Z mapy wiedzieli, które wrota są prawidłowe, pech chciał że na nich widniała kolejna, zawiła zagadka.
- „Mam twoje oczy, mam twoje usta. Nie mam twojego głosu”.
Zrezygnowana zarecytowała treść wyrytą w kamiennych wrotach by z nutką nadziei przenieść wzrok na stojącego obok przywódce Slytherinu. Szczerze liczyła na to, że skoro rozwiązał poprzednią zagadkę to i z tą również sobie poradzi. Ona nie miała dzisiaj dobrego dnia.
- Coś ci to przypomina Malfoy?
Mimochodem na nią spojrzał, zadzierając prawą brew do góry. Towarzyszył mu wyraz zwątpienia i zażenowania.
- Kiepski podryw?
W odpowiedzi wywróciła teatralnie oczami, jednak zapanowała między nimi cisza. Zagadka zdawała się mu być nie do rozwiązania i nie pocieszał go nawet fakt, że teoretycznie jest z największą kujonką jaką Hogwart kiedykolwiek widział. Tym bardziej, że po ciągłym i notorycznym wzdychaniu kasztanowłosej domyślał się, że ona również nie ma pomysłu na jej rozwiązanie. Gdyby był w innej sytuacji chętnie by jej nawet wypomniał bezużyteczność jej przerośniętego mózgu, jednak wolał dziewczyny nie prowokować. Z przykrego doświadczenia wiedział, że współpraca w takim momentach wychodzi im mimo wszystko na dobre.
- Lustro.
Ożywiony, wręcz podniecony i podekscytowany krzyk Hermiony przyprawił go o mocniejsze bicie serca, gdyby nie mało erotyczne słowo jakie krzyknęła chyba sam również by się podniecił. Zrobił to jednak dwie sekundy później kiedy wrota zabłysły znajomym światłem i otworzyły się na oścież.
(...)
Szli już od dłuższego czasu, jednak z mapy wciąż wynikało, że znajdują się praktycznie na początku zawiłego labiryntu.
Mijali wiele wrót otwartych, jeszcze więcej zamkniętych. Żeby otworzyć niektóre z nich trzeba było podać hasła rozwiązanych zagadek co było specjalnością Hermiony, do niektórych jednak potrzebna była siła i tu Draco udowadniał pokaz swoich umiejętności.
- Większe od dobra, gorsze od zła. Biedni to mają choć to szczęśliwym tego potrzeba.
Ślizgon po raz kolejny odczytał kolejną treść ostatniej już zagadki. Według mapy tylko te jedne wrota dzieliły ich od wejścia do holu głównego, gdzie do wyjścia prowadziła już prosta i otwarta droga, bez żadnych utrudnień i wyzwań. Teoretycznie.
W tej zagadce oboje próbowali swoich sił, chociaż robili to z tym samym, nieudanym zresztą skutkiem.
- Skup się Granger.
Hermiona jednak nie zamierzała tego robić i znużona kilkunastominutowymi, nietrafnymi próbami rozwiązania łamigłówki zsunął się na podłogę ukrywając twarz w dłoniach, towarzyszył jej rozpaczliwy krzyk załamania i zmęczenia.
- Nie mogę!
- Możesz.
Uciął krótko nie uznając żadnego, nawet minimalnego sprzeciwu. Nie zamierzał tu przebywać dłużej niż to było konieczne zwłaszcza, że w dormitorium czekała na niego pełna butelka ognistej whisky i nowy numer magazynu „Napalone Czarodziejki w akcji.”
Podszedł do Gryfonki i przykucnął przed nią, mobilizując ją zaciętością swojego stalowego spojrzenia.
- Skup się. „Większe od dobra, gorsze od zła. Biedni to mają, choć to szczęśliwym tego potrzeba.”
Zapanowała między nimi chwila ciszy, w trakcie której pierwszy raz od konfrontacji na korytarzu patrzyli sobie w oczy i to właśnie Gryfonka nie była w stanie przetrzymać jego pewnego, zdecydowanego spojrzenia. Spuściła wzrok na podłogę, głowę przechylając gdzieś w bok. Widział na jej zaaferowanej twarzy oznaki jeszcze większego zamyślenia, połączonego z niedowierzaniem.
- Nic....
Ledwo usłyszał jej cichy szept, chociaż dalej nic z niego nie rozumiał.
- Co?
Uniosła na niego zafascynowane spojrzenie, a błysk w jej oczach mówił mu, że znalazła rozwiązanie.
- Nic to odpowiedź. Nic nie jest większe od dobra, nic nie jest gorsze od zła. Biedni nic nie mają, a szczęśliwym niczego nie potrzeba.
Wrota przed nimi otworzyły się z głośnym hukiem. Swój stalowy wzrok z otwartego przejścia przeniósł na Hermionę, uśmiechając się do niej ni to kąśliwie ni z podziwem.
- Mądra dziewczynka.
Skwitował ironicznie i odszedł od niej, nawet nie pomagając jej wstać z ziemi.
Uzupełniali się jak nikt, było to tak samo fascynujące jak i przerażające. Wiedział, że bez Granger nie rozwiązałbym zagadek, ona bez niego nie byłaby w stanie fizycznie otworzyć większości drzwi. Ona miała wiedzę, on miał siłę. Wypełniali się i nawet jeśli tego nie chcieli to i tak potrzebowali siebie nawzajem. Gdyby się nie pokłócili nie dostaliby tej kary i nie przekonaliby się ile są w stanie razem osiągnąć. Kłócąc się ponownie zbliżyli się do siebie. To dopiero była ironia losu.
(...)
Szli dalej w ciszy, po raz kolejny nie potrafiąc złapać ze sobą normalnego tematu rozmów. Blask pochodni niemrawo oświetlał ścieżkę malująca się przed nimi, chociaż zdawało się, że tej dwójce ta szarość odpowiadała.
Nieoczekiwanie Ślizgon zatrzymał się, zrobił to tak niespodzianie, że zamyślona Hermiona zderzyła się z jego szerokimi plecami.
- Co ty..
Nie udało jej się powiedzieć niczego więcej, chłopak automatycznie przyciągnął ją do siebie, obejmując w talli i mocno przyciskając do swojego torsu, jednocześnie zasłaniając jej usta dłonią. Spanikowała. Naprawdę spanikowała.
Odruchowo otworzyła szerzej oczy i dłonie położyła na ręce Malfoy'a próbując oderwać ją od swoich ust. Nie pozwolił jej na to. Nachylił się nad jej uchem wzroku nie odrywając od drogi przed nimi.
- Nie jesteśmy tu sami Granger.
Jej ciałem momentalnie wstrząsnął zimny dreszcz. Sama nie wiedziała czy wywołał go specyficzny ton blondyna, czy sens wypowiedzianych przez niego słów. Szarpnął ją zdecydowanie i już po chwili znajdowała się wraz z nim w jakieś wąskiej szczelinie. Odruchowo szarpnęła się kilka razy, próbując wyrwać się z jego stalowego uścisku, jednak szybko została skarcona przez swojego współtowarzysza. Miała wrażenie, że objął ją jeszcze mocniej. Poczuła jak nachyla się nad nią bardziej, a jego wargi muskają płatek jej ucha.
- Cii...
Szepnął niemal niedosłyszalnie chociaż wystarczająco by podziałało. Przestała się wierzgać i poddała się blondynowi. Mimo to nie puściła jego ręki, która w ciągu dalszym zasłaniała jej drżące wargi, pilnując by nie uciekł z nich żaden dźwięk zdradzający ich obecność.
Kilka chwil później ścieżką, na której jeszcze niedawno stali szybko przemknęło kilka cieni posturą przypominającą ludzkie. Towarzyszyły im przy tym przeraźliwe odgłosy przypominające ostatnie tchnienie bezlitośnie mordowanych stworzeń. Mocno przymknęła powieki pozwalając by ramiona wroga bardziej ją okryły. Ślizgon opierał głowę o zimną ściankę szczeliny, z zamkniętymi oczami nasłuchując zanikających odgłosów. Gdy już upewnił się, że zagrożenie minęło powoli i jakby niepewnie puścił dziewczynę. Prędko odwróciła się w jego stronę opierając drżące ciało o chropowatą ściankę jaskini. Miała wrażenie, że minęła ich śmierć w czystej postaci. Widząc wyraz twarzy Ślizgona czuła, że miał podobne odczucia. Jedno wiedzieli na pewno - nie byli to ani normalni mieszkańcy Hogwartu, ani nawet Śmierciożercy. To co prawie spotkali na swojej drodze było jeszcze czymś innym. Nie umieli tylko odpowiedzieć na pytanie „czym” i chyba nawet nie chcieli tego braku wiedzy uzupełniać.
Kasztanowłosa spojrzała na niego przerażona, czekając na jakieś słowa wyjaśnienia. W końcu był Śmierciożercą, musiał mieć do czynienia z wieloma przerażającymi istotami, a te niewątpliwie takie były. Odpowiedziała jej cisza.
Nie wiedział kim byli, jednak nie czuł już wrogiej obecności, również do jego uszu nie docierały żadne dźwięki poza niespokojnym oddechem Hermiony. Powoli wynurzył się ze szczeliny stając na środku ścieżki. Nie miał pojęcia czy Dumbledore zdawał sobie sprawę, że miejsce, do którego ich wysłał nie było opuszczone. Wiedział jedno, jak najszybciej musieli się stąd wydostać. Nie miał ochoty na jakieś potyczki z innymi czarodziejami, jeśli w ogóle nimi byli. Kresem jego możliwości było wytrzymanie z Granger, dodatkowa walka z upiorami nie była mu potrzebna do szczęścia, ani do niczego innego.
- Chodź.
Mruknął ruszając przed siebie. Nie czekał na dziewczynę, choć ta prędko go dogoniła trzymając się zdecydowanie bliżej niego niż wcześniej. Może i mieli sprzeczkę, może i wcześniej się pokłócili, ale ta sytuacja i ta kara coraz bardziej ją przerażały, chciała mieć w kimś oparcie, choćby nawet w znienawidzonym sprzed laty Ślizgonie. Posłusznie ruszyła za nim, wyczulona na każdy nawet najcichszy dźwięk.
(...)
Odruchowo przystanął w miejscu i odwrócił się za siebie kiedy zdał sobie sprawę, że Hermiona już za nim nie idzie. Spojrzał na nią z niezrozumieniem kiedy zamyślona stała w miejscu i przyglądała mu się z dziwnym zaniepokojeniem.
- Co jest?
- Teraz do mnie dotarło...
Wydukała zaskoczona, może nawet trochę przerażona. Nie zrozumiał o czym mówi.
- Co?
- Że słowo Katakumby oznacza cmentarz. Jak myślisz? Kogo tu pochowano?
Przez chwile przyglądał jej się zdezorientowany, w duchu zastanawiając się skąd do cholery Dumbledore ją wytrzasnął? Coraz bardziej wierzył, że nie z mugolskiej rodziny, a ze szpitala dla obłąkanych. Wyciągnął przed siebie ręce w geście jakby próbował dziewczynę uspokoić lub powiedzieć jej żeby zwolniła.
- Dobra, żeby było jasne.... Podejrzewasz, że to miejsce jest nawiedzone, a nas prześladują duchy pogrzebanych tu czarodziei?
Z przeprażeniem potwierdziła jego słowa skinieniem głowy.
- Tak.
Momentalnie i gwałtownie spuścił ręce wzdłuż ciała, wywracając oczami gdzieś w bok.
- Po co ja pytałem....
Mruknął jeszcze pod nosem i nie czekając na dziewczynę znów ruszył przed siebie, w duchu ubolewając nad swoim życiem. Coraz bardziej zaczynał się obawiać, że Dagurtar było tylko niewinnym pryszczem w porównaniu z tym co ich jeszcze czekało w Katakumbach magicznej szkoły.
(...)
Sam nie wiedział ile czasu spędzili w podziemiach Hogwartu i jego zawiłych labiryntach. Miał wrażenie, że spędził tu już całą noc, choć wskazówka zegarka na jego lewym nadgarstku drgnęła jedynie o półtorej godziny. Czas zdawał się biec tutaj w innym tempie niż na górze.
Z niepoukładanymi myślami szli przed siebie, nie starając się nawet o próby wszczęcia jakiejkolwiek metafory rozmowy. Planowali pokonać labirynt tak szybko jak było to możliwe, w dodatku w ciszy i bez zbędnych wymian słownych.
Dopiero z czasem coś Malfoy'a w tym wszystkim zaczęło niepokoić. Nie chodziło o klimat tego miejsca, ale o ścieżki, które zdawały mu się być coraz bardziej znajome. Aż końcu przypomniał sobie, że już tu był. Gdy już nie miał żadnych wątpliwości, co do miejsca w jakim się znaleźli przystanął, w głębi ducha zadając sobie pytanie czy aby na pewno chce iść dalej.
- Co się stało?
Pytanie Hermiony wyrwało go z zamyśleń. Nie spojrzał w jej stronę kiedy zrównała się z nim ramionami.
- Znam to miejsce.
Spojrzała na niego z nierozumieniem, mocno marszcząc przy tym mięśnie twarzy i naciągając brwi.
- Skąd?
- Śniło mi się.
W normalnym przypadku zareagowałaby śmiechem, coś jednak było w tonie i wyglądzie Ślizgona, coś niepojącego, nie dającego spokoju. Jego obecne zachowanie nie było do niego podobne w żadnym stopniu.
- I?
- To raczej był koszmar.
Wciąż nie rozumiała.
- I?
- Też w nim byłaś.
Dopiero teraz poczuła nutkę trwogi i niepokoju, jednak jej niepoprawna potrzeba uzupełniania braku swojej wiedzy w każdym możliwym momencie i czasie sprawiała, że dalej ciągnęła ten mizerny dialog, a raczej wymianę krótkich informacji.
- Coś jeszcze?
Dopiero teraz odwrócił się w jej stronę, patrząc na nią z taką samą powagą jakby jej oznajmiał, że się rozwodzą.
- Zginęłaś w nim.
W odpowiedzi wywróciła do góry oczami, spuściła ręce wzdłuż ciała i odeszła na parę kroków.
- Świetnie Malfoy...Ty to umiesz pocieszyć człowieka...
Draco jednak nie słuchał jej specyficznego bulwersu. Z dziwną powagą i zamyśleniem przyglądał się wąskiej, kilkudziesięciometrowej drodze biegnącej nad olbrzymią przepaścią, której dna nawet nie było widać. W oddali na krańcu ścieżki dostrzegł oświetlony wlot korytarza prowadzący do dalszej części jaskini, gdzie według jego snu miała znajdować się czarna różdżka oraz Voldemort. Doskonale pamiętał sen, zupełnie jakby wciąż brał w nim udział. W głowie wciąż pojawiał mu się obraz Hermiony spadającej z klifu. Nie miał zamiaru sprawiać by sen ten stał się rzeczywistością. Postawił krok w stronę ścieżki, jednak nim na nią wszedł odwrócił się i gestem dłoni zabronił Hermionie iść za nim. Jeszcze nie wiedział co miał zrobić, ale na pewno nie zamierzał puszczać jej tą drogą.
- Zostań tutaj.
Jej plany nie zakładały słuchania poleceń Dracona, ani też zamartwiania się jego koszmarem. Skrzyżowała ręce na torsie i spojrzała na niego z cwanym błyskiem w oku i uśmiechem ni to złośliwości ni triumfu.
- Gdybym cie nie znała stwierdziłabym, że się o mnie martwisz Malfoy.
Nie zamierzał tego komentować tak samo jak nie chciał by Hermiona szła za nim. Ona jednak nie posłuchała, a on nie wiedział jak miał ją zatrzymać.
- Będę ostrożna.
Dodała jeszcze widząc niepewny wzrok Ślizgona kiedy weszła na ścieżkę tuż za nim. Nic nie skomentował, spojrzał na nią z czymś na wzór pogardy, jakby przez to chciał jej dać to zrozumienia, że nic go to nie obchodzi. W końcu nie wypadało mu się nią przejmować prawda? Z wolna i ostrożnie ruszył wąską ścieżką nasłuchując za sobą kroków Hermiony. Nie przerażało go samo urwisko lecz wizja jej upadku. Z drugiej jednak strony wiedział, że nie ma tu Voldemorta, więc teoretycznie nie miał czego się bać. Teoretycznie. W końcu w jego śnie skały osunęły się pod nogami Hermiony pod pływem czaru Voldemorta. Skoro jego tu nie było praktycznie nie miał o co się zadręczać. A martwił się cały czas, odkąd tylko poznał gorycz tego uczucia.
Co czuł gdy pokonali ścieżkę? Ulgę, na pewno to co czuł było definicją tego słowa, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Wątpliwości pojawiły się chwile później.
Kasztanowłosa zeszła ze ścieżki tuż za nim i odruchowo przystanęła przed przepaścią zaciekawiona próbując dojrzeć jej dna. Jakiś bliżej nieznany głos czy też impuls kazał mu odwrócić się w jej stronę kiedy usłyszał dziwny zgrzyt ziemi dobiegający z pobliża. Ona również go usłyszała. Automatycznie jej wzrok ze swoich stóp, pod którymi niemal niewyczuwalnie drżała ziemia przeniosła na Dracona. W jej oczach zobaczył, że coś jest nie tak. Nim zrozumiał, ziemia pod nogami Hermiony osunęła się na dno, a ona wraz z nią. Jaskinie wypełnił jej krzyk przerażenia i dźwięk staczających się fragmentów skały.
- Leviosa!
Jego interwencja była kwestią ułamków sekund i sam nawet się nie zorientował kiedy wyciągnął różdżkę z pasa z tyłu spodni i wykrzyknął to konkretne zaklęcie.
Stał jednak z wyciągniętą różdżką nad przepaścią, przez dłuższy czas unosząc Hermione w powietrzu. Albo musiała ważyć naprawdę niewiele, albo zdołał poprawić swoje magiczne umiejętności, bo w ogóle nie czuł żadnego ciężaru, a niegdyś po sporej przerwie od ćwiczeń dłuższe utrzymanie tego czasu sprawiało mu problemy przy cięższych obiektach.
Z łatwością skinął różdżką i wyciągnął zdezorientowaną i znieruchomiałą z przerażenia Hermione zawieszoną dotychczas nad przepaścią. Wolno przeniósł ją na ziemie przed sobą i cofną czar dopiero wtedy kiedy jej stopy dotknęły ziemi.
Oddychała ciężko, nadal nie mogąc unormować oddechu. Wciąż jednak uważnie obserwowała go wielkimi, rozbieganym oczami, przeszywając go na wylot pytającym spojrzeniem.
Widział, że była w szoku. Omal nie zginęła, więc jej dezorientacja i mizerne próby wysłowienia się były zrozumiałe. Nie czekał na słowa podziękowania, w jego mniemaniu były zbędne. Granger jednak nawet nie zamierzała tego robić.
- Jak to zrobiłeś?
Wychrypiała w końcu, lustrując go podejrzliwie.
- Co?
Spojrzał na nią zaskoczony. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że szok Hermiony nie jest wywołany przez sam fakt, że ją uratował, ale jak tak właściwie tego dokonał.
- Użyłeś czaru. Jak? Przecież magia tu nie działa. Ja nie mogę czarować.
Niemal na potwierdzenie swoich słów wyciągnęła różdżkę z kieszeni spodni i spróbowała użyć kilku podstawowych zaklęć, których stosowania była mistrzynią już od pierwszego roku nauki w magicznej szkole. Uwielbiana przez nią „leviosa”, którą przecież z taką łatwością użył przed chwilą Draco również nie działała.
Przywódca Slytherinu zamilkł zdezorientowany, a ona nieustannie mu się przyglądała zupełnie jakby to miało jej pomóc zrozumieć co się stało. Blondyn jednak wciąż zawzięcie milczał, a jego wyraz bladej twarzy wskazywał na to, że toczy walkę ze swoimi myślami i tym czego przed chwilą doświadczył. Nawet jeśli powoli zaczynał rozumieć o co w tym wszystkim chodziło, nie powiedział tego na głos.
- Chodź.
Rzucił tylko gdzieś w przestrzeń i zaczął iść na przód nie patrząc przy tym za siebie, również na nią. W milczeniu ruszyła za nim, nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że coś się w chłopaku zmieniło, nie umiała tylko powiedzieć czy na lepsze czy też wręcz przeciwnie. Zdawał jej się być jeszcze bardziej tajemniczy niż dotychczas.
(...)
Hol, w którym się znaleźli ział pustką i zimnem. Coś w odległym mroku syczało i skrobało, gdzieś z oddali dobiegało ich miarowe uderzenia kropel spadających ze zwisających fragmentów sufitu. Draco ignorował surowy klimat tego miejsca, przemierzając olbrzymi hol długim krokiem. Miał serdecznie dość tego miejsca i chciał się znaleźć jak najszybciej z powrotem na powierzchni. W ciszy szła za nim, próbując dotrzymać mu tempa. Coraz ciężej jednak było jej to robić.
Coś było nie tak. Czuła to.
Atak był inny niż te dotychczasowe, zupełnie jakby przygniatała ją sama atmosfera tego miejsca, a nie niedyspozycja wywołana przez nowotwór atakujący jej organizm. Postać blondyna idącego przed nią zaczynała rozmazywać się przed jej oczami. Cały otaczający ją świat zdawał się być spowity gęstą mgłą. Odnosiła wrażenie, że dusi się powietrzem, a każda próba nabrania w płuca odrobiny zbawczego tlenu niemal miażdżyła jej klatkę piersiową. I mimo, że traciła przytomność była przekonana, że tym razem jest to wina czegoś zupełnie innego niż wyniszczającej choroby. Nie miała siły już iść dalej, przystanęła w miejscu jak przez mleczną szybę obserwując oddalającego się od niej Ślizgona. Ostatkiem sił spróbowała zmusić zesztywniały język do wysiłku.
- Malfoy....
Jej patetyczny, wręcz umierający ton wywołał na jego twarzy uśmiech ironii. Był pewny, że Hermiona ma dość tempa jakie narzucił lub po prostu nudzi jej się pobyt w tym miejscu i fakt, że wciąż są dalej niż bliżej do wyjścia. Odwrócił się w jej stronę chcąc rzucić kąśliwą uwagą i poprawić sobie humor jej kosztem. Kiedy na nią spojrzał złośliwy uśmiech zszedł mu z twarzy.
Hermiona trzymała dłoń na zimnym czole, nieobecnym wzrokiem wodząc po podłodze, próbując chociaż trochę zapanować nad obrazem mieniącym się w jej oczach. Poczuła na sobie jego zdezorientowane, pytające spojrzenie.
- Coś jest nie tak...
Wyszeptała w końcu kiedy Draco z szybkością anioła stróża pojawił się obok niej. Nie była w pełni świadoma tego co powiedziała, tak samo jak później tego, że Draco złapał ją w ramiona kiedy osunęła się na wiotkich nogach i straciła przytomność.
Coś było nie tak.
Patrząc na jej bladą twarz w głowie wciąż huczały mu słowa wypowiedziane przez mdlejącą Gryfonkę. On również to czuł. Czuł te duszącą atmosferę i przytłaczające powietrze. Zdawało mu się, że jego zmysły już tak dobrze nie funkcjonują, a mięśnie i ciało powoli odmawiają mu posłuszeństwa. Wytrzymał to. Wiedział jednak, że Hermiona była osłabiona przez nowotwór. Jej organizm nie był już taki niepodatny i odporny jak kiedyś. Nie dziwił się, że uległa tej dziwnej sile i nie była w stanie jej przetrzymać.
Czuł obecność kogoś jeszcze, wiedział, że nie byli sami, wiedział też, że jego przeciwnik, czy też przeciwnicy nie byli zwykłymi ludźmi o ile w ogóle nimi był. I nawet nie wiedział co miał dalej robić. Trzymając ją na rękach nie mógł jej obronić. Trzymając różdżkę nie mógł jej objąć.
Instynkt podpowiadał mu, że zaraz wydarzy się coś istotnego.
Delikatnie położył dziewczynę na podłodze pod ścianą jaskini. Nie próbował jej cucić, z jednej strony czuł, że mu się to nie uda, z drugiej miał wrażenie, że tak będzie lepiej.
Wyciągnął różdżkę z pasa z tyłu spodni i odszedł na środek holu, chcąc przenieść to co nieuniknione jak najdalej od Hermiony. Stanął na środku i czekał. Nieznaną siłę czuł coraz bardziej, niemal jak lekki wiatr muskający jego włosy zapowiadający nadchodzącą wichurę. Przymknął powieki, nasłuchiwał, mocniej ściskając różdżkę w dłoni.
Minęła chwila, góra dwie. Już wiedział, z której strony nadejdzie przeciwnik. Odwrócił się w jego stronę i wtedy nieznana siła w postaci silnego podmuchu wiatru podniosła go z ziemi i rzuciła go na pobliską ścianę. Uderzył o nią mocno, spadając na podłogę. Różdżka, którą trzymał w dłoni odleciała kilka metrów dalej. Na chwiejnych nogach podniósł się z ziemi, przywierając całym swoim ciężarem do jej chropowatej powierzchni. Nim zdążył zareagować ta sama siła rzuciła nim na środek jaskini.
Nie mógł wstać. Nie mógł wykonać żadnego ruchu. Zupełnie jakby ktoś przytrzymał go za rozpostarte ręce. Próbował oderwać je od ziemi, jednak czuł, że ktoś specjalnie nie pozwala mu wstać. Chwile jeszcze zawzięcie starał się wkładać całą swoją siłę próbując przeciwstawić się nieznanej energii, w ostateczności jednak poległ. Odruchowo spojrzał w bok, jego różdżka była zbyt daleko, a oddziaływająca na niego siła coraz silniejsza. Czuł na twarzy lodowaty oddech, zupełnie jakby owinęło go nieprzenikliwe zimno i wtedy to poczuł, zupełnie jakby ktoś usiłował wgryźć się do jego umysłu. Zrozumiał, że za tą nieznaną siłą stoi coś więcej niż nieujarzmiony wiatr. Próbował poderwać się z ziemi, ale nie dał rady, zmarszczył wszystkie mięśnie twarzy i wydał z siebie przytłumiony zgrzyt, zupełnie jakby zbierał w sobie całą siłę jaka mu została, próbując wstać i przetrzymać ten nieznośny ból głowy, zupełnie jakby bolały go własne myśli, nad którymi nie mógł zapanować. W głowie wciąż huczały mu jakieś słowa, w języku którego nie rozumiał, nawet nigdy nie słyszał.
Nagle to zobaczył. Niewidzialna siła zaczęła przybierać mentalny kształt. Zobaczył nad sobą humanoidalną sylwetkę spowitą bielą, ubraną w długi postrzępiony, biały płaszcz, gdzie spod wielkiego kaptura wyłaniały się jedynie lśniące krwistoczerwonym blaskiem oczy. Potem dostrzegł zarys twarzy, na której nie pozostało już nic jak tylko zgniłe kości. Czuł na sobie oddech, który niemal zamrażał mu skórę, zupełnie jakby upomniała się o niego sama śmierć. Wtedy też poczuł, że za nadgarstki trzymają go dłonie upiora składające się tylko z kości i resztek przeżartej skóry i mięśni. Gdyby był w innej sytuacji przeklął by Granger, za to, że zawsze musi mieć rację, a jego przeciwnik okazał się być zjawą w czystej postaci. Blisko mu było do wyglądu Dementora, z tym, że jego obecny przeciwnik zamiast czerni był spowity bielą, a jego iskrzące czerwienią oczodoły przeszywały go na wylot, wręcz świdrując mu umysł. Jego przeciwnik nie wysysał szczęścia, może dlatego, że Draco niewiele go w sobie posiadał. Z drugiej strony czuł, że jest na zupełnie innym poziomie niż Dementor, w dodatku dużo gorszym. Unosząca się nad nim upiorna zjawa, zaczęła coraz bardziej przybierać materialne ciało, spowite białym dymem.
Kiedy patrzył w krwistoczerwone oczodoły miał wrażenie, że ktoś wbija mu szpilki w sam środek czaszki. Zmarszczył wszystkie mięśnie twarzy, mocno przymykając powieki i wydobył z siebie stłumiony krzyk, kiedy już dłużej nie był wstanie znieść tego bólu.
Głos w jego głowie wciąż powtarzał te same słowa, wtedy jeszcze nie rozumiał, że mówiły o nim.
Do jego uszu dobiegł jeszcze jeden świst, niemal taki sam jak ten, który zapowiedział przybycie jego obecnego przeciwnika. Ten przerażający dźwięk, zabrzmiał jednak z boku i wtedy zrozumiał. Z trudem odwrócił się w stronę nieprzytomnej Gryfonki i zobaczył jak druga, identyczna zjawa materializuje się przy niej. Zmarszczył mięśnie twarzy, próbując oderwać swoje ręce z podłogi, upiór jednak trzymał go mocno i wydobył z siebie przerażający dźwięk, niemal jak połączenie świstu z syknięciem, zupełnie jakby karcił go za próby uwolnienia. Wola walki jeszcze nigdy nie wrzała w jego żyłach tak bardzo jak w chwili, w której druga zjawa pochyliła się nad kasztanowłosą i otworzyła swoją szczękę. Nie wiedział co to było, ale z ciała Hermiony zaczęła lecieć niemal niedostrzegalna czarna poświata, którą wchłaniała druga zjawa. Wyglądało to tak, jakby upiór próbowała wchłonąć jej życie.
- Granger!
Jego wrzask rozniósł się echem po całej jaskini. Był jednak tak samo zbędny, jak każda próba uwolnienia. Boleśnie napinał wszystkie mięśnie, jednak przytrzymująca go zjawa wydała z siebie jeszcze jeden przerażający świst i mocniej docisnęła go do podłogi. Miał wrażenie, że zaraz zmiażdży mu nadgarstki. Nie mógł skupić się na niczym, zbyt zdezorientowany bólem jaki towarzyszył mu już od jakiegoś czasu, kiedy zjawa próbowała spenetrować jego umysł. Chyba jedynie przez silną wolę przetrwania, lata treningu i odbytych tortur był w stanie wytrzymać ten ból, a nawet go przemóc przypominając sobie o różdżce. Odwrócił głowę w jej stronę, była jednak zdecydowanie za daleko by mógł ją dosięgnąć palcami. Przymknął mocno powieki i wydał z siebie stłumiony wrzask, próbując wyrzucić upiora ze swojego umysłu, ignorując niezrozumiały głos w swoim umyśle.
Wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet on nie był świadomy tego co stało się w przeciągu tych krótkich sekund. Jego różdżka jednak wróciła do jego dłoni, a on wyrwał nadgarstek z objęcia upiora i skierował w niego różdżkę wystrzeliwując światło przeplatane odcieniami srebra, czerni i fioletu. Nawet nie wiedział czego użył, nie wiedział co zrobił. Widmo jednak wydobyło z siebie przerażający trzepot, a jego unoszące się na wpół zmaterializowane ciało rozpłynęło się na wszystkie strony i zniknęło, pozostawiając za sobą biały dym, który również szybko zniknął. Nie analizował tego, prędko odwrócił się w kierunku Hermiony i skierował broń w drugiego upiora. Zjawa momentalnie puściła dziewczynę i odwrócił się w jego stronę wydobywając z siebie przerażający ryk.
- Giń zasrańcu.
Nim zjawa zmaterializowała się obok niego z jego różdżki wydobył się kolejny błysk światła, a upiór rozpłynął się w powietrzu.
Temperatura w holu znów zdawała się wrócić do normy, a powietrze zdało się zrobić rześkie. Znowu w jaskini był tylko on i Hermiona. Zagrożenie minęło.
Zdezorientowany poluźnił uścisk i wypuścił różdżkę z dłoni. Hol wypełnił cichy trzask przedmiotu upadającego na kamienną podłogę. Zsunął się na kolana oddychając ciężko i głośno. Dłoń, w której jeszcze chwile temu trzymał broń drżała mu jak za pierwszym razem kiedy pozbawił kogoś życia. Jego skronie wciąż nieprzyjemnie pulsowały, jak po długotrwałym i wycieńczającym wysiłku.
Nie miał pojęcia ile czasu to trwało nim udało mu się nabrać wystarczająco sił by wstać, ignorując drżenie obolałych mięśni. Zrobił to jednak i niepewnie podniósł swoją różdżkę z podłogi. Dopiero teraz dotarło do niego, że to co działo się przed chwilą wydarzyło się naprawdę. I nawet nie chodziło o zjawy, w końcu byli w Katakumbach i w świecie czarodziei, ich istnienie nie było niczym niezwykłym, ich intencje nie miały na chwile obecną żadnego znaczenia. To kim tak właściwie kiedyś byli i jak się tu znaleźli również.
Spokoju nie dawało mu to czego dokonał.
W końcu przywołał do siebie różdżkę, chociaż nawet w głowie nie użył zaklęcia „accio.” Zresztą by zaklęcie działało trzeba skierować na dany przedmiot różdżkę i wtedy je wypowiedzieć. On nie dość, że go nie wypowiedział, to jeszcze sprawił, że magiczny przedmiot, bez którego nie można czarować sam do niego przyleciał. Potem użył czarów, których nawet nie znał. Niczego przecież nie wypowiedział, jedynie skierował różdżkę na upiory i modlił się by zniknęły. Wyglądało to tak jakby jego modlitwy zostały wysłuchane, a czar rzucił się sam. Nie potrafił tego zrozumieć.
Z zamyśleniem wciąż spoglądał na swoją różdżkę, którą kurczowo ściskał w dłoni. W głowie huczało mu wyznanie Dumbledore'a, które powiedział w czasie jednego z ich wspólnych treningów kiedy wciąż wierzył, że Draco jest tym wybranym choć nie było żadnego, nawet minimalnego znaku czy też przełomu, który by to potwierdził.
„Dziedzic Merlina posiada w sobie tak ogromną moc, że nie potrzebuje różdżki by używać zaklęć. Kontroluje magię jedynie siłą własnej woli.”
- Tak.
W zdezorientowaniu uniósł głowę i zaczął rozglądać się na boki, próbując ustalić skąd dobiegał ten głos. Nie czuł jednak żadnej obecności ani nie widział nikogo. Granger dalej była nieprzytomna. Powietrze nie było przerażająco zimne jak wcześniej. Zupełnie jakby świat wrócił do normy, nie licząc tego, że słyszał nieznany głos w swojej głowie.
- Co do..?
Nim zdezorientowane pytanie przeszło mu przez ściśnięte z emocji gardło do jego uszu ponownie dobiegł ten sam głos.
- Zadajesz sobie pytanie czy to co się wydarzyło było prawdziwe, odpowiedź brzmi tak. To czego doświadczyłeś nie było snem. I możesz być pewny, że wydarzy się ponownie.
Wytężył wzrok. W miejscu skąd przybyły upiory dostrzegł zarys postaci. Tym razem nie miał wątpliwości, że był to człowiek, albo raczej jego duch. Jednak zdawał się być „normalny”, nastawiony pokojowo, jeśli w ogóle można było to tak ująć. Zmarszczył brwi, ignorując to co powiedział. Bardziej ciekawiło go coś zupełnie innego.
- Kim jesteś?
Starszy mężczyzna uśmiechnął się do niego lekko, było w tym jednak coś tajemniczego.
- Pytanie powinno brzmieć kim ty jesteś Draconie.
Nim zdołał odpowiedzieć na to pytanie postać rozmyła się w powietrzu spowita bladym światłem. Wszystko ustało.
- Musze ograniczyć ognistą...
Rzucił jeszcze pod nosem, chociaż pierwsze co sobie obiecał po powrocie do górnej części Hogwartu to nakopanie do tyłka Dumbledore'owi i wypicie butelki, dwóch, ewentualnie kilku ognistej whisky.
Schował różdżkę do pasa z tyłu spodni i podszedł do Hermiony. Jej puls był w normie, a twarz zdawała się już nie być taka blada jak wtedy gdy traciła przytomność. Zdawała mu się promieniować czymś dziwnym, niezauważalnym jednak odczuwalnym. Chyba po prostu życiem...
Nie analizował tego już dłużej, ostrożnie wziął ją na ręce, wygodnie poprawiając w swoich ramionach. Chwilę później skierował się w stronę wyjścia z Katakumb, zastawiając to co przeżył daleko za sobą.
(...)
- Co się stało?
Z zmyślenia wyrwał go cichy głos Hermiony, niepewnie poruszającej się w jego ramionach. Spuścił na nią wzrok, choć ani na chwilę się nie zatrzymał, ani również nie zwolnił tempa.
Widział jak resztkami sił lekko uchyla ociężałe powieki i próbuje na niego spojrzeć mimo oślepiającej jasności, drażniącej jej wrażliwe źrenice.
Przez chwile twarz Dracona była zamazana, zupełnie jakby widziała ją przez mleczną szybę, dopiero po chwili obraz zaczął się wyostrzać, a kolory polepszać. W końcu udało jej się w pełni otworzyć bolące oczy, choć dalej sprawiała wrażenie zagubionej. Ani nie rozumiała co się stało, ani tym bardziej dlaczego Śmierciożerca niesie ją na rękach.
- Straciłaś przytomność.
Nie zamierzał mówić jej o niczym więcej, tym bardziej, że sam nie rozumiał co tak naprawdę wydarzyło się w Katakumbach Hogwartu. Kasztanowłosa speszyła się na te słowa, spuściła wzrok, wydając z siebie coś na wzór cichego westchnięcia zażenowania. Coraz bardziej krępowały ją te zasłabnięcia, które zdarzały się jej coraz częściej, a Ślizgon jak nikt inny był ich notorycznym świadkiem.
- Dlaczego mnie nie zostawiłeś?
Jej niewinne, wręcz nieśmiałe pytanie sprawiło, że spojrzał na nią ni to z uśmiechem ironii, ni z grymasem załamania.
- Bo Dumbledore nie dał by mi żyć gdybym wrócił bez ciebie.
Cóż, odpowiedź w pełni prawdziwa chociaż może faktycznie naiwnie spodziewała się czegoś brzmiącego bardziej romantycznie.
- Możesz mnie już postawić.
Na potwierdzenie swoich słów próbowała ześlizgnąć się z jego umięśnionych rąk, jednak wzmocnił uścisk na jej ciele, zupełnie jakby to miało być wystarczającą odpowiedzią, że tego nie zrobi.
- Nie mogę. W normalnych warunkach twarz nigdy ci się nie zamyka, teraz problem sprawia ci powiedzenie krótkiego zdania... Nie wyobrażam sobie jak w takiej formie byłabyś w stanie pokonać ten dystans, który dzieli nas do wyjścia.
Spojrzała na niego z wdzięcznością. Nie spodziewała się po nim takiej wyrozumiałości, nie teraz kiedy wspomnienie ich ostatniej konfrontacji na szkolnym korytarzu przed sporą grupą uczniów wciąż było świeże.
Draco miał rację. Nie była w stanie iść. Wciąż nie czuła nóg, a próba dłuższego wysławiania się sprawiała jej spore trudności. Czuła się osłabiona i odwodniona, najchętniej zasnęłaby w jego ramionach.
Wiedział, że Hermiona nie czuje się komfortowo jako jego prywatne obciążenie, chyba naprawdę z roku na rok robił się coraz bardziej miękki, bo nagle poczuł potrzebę by zapewnić ją, że wcale tak nie jest.
- Swoją drogą, całkiem dobrze mi się cie niesie....
Dodał po chwili potwierdzając to lekkim uśmiechem, aż sam się zdziwił, że się na niego zdobył. Uniosła na niego pytające spojrzenie, uśmiechając się zadowolona.
- Bo jestem lekka?
- Bo to dobrze robi na plecy.
Skwitował poważnie co wywołało u niej ciche, rozbawione parsknięcie. Częściej bawiły ją tego typu komentarze Ślizgona, niż wkurzały. Teraz również tak było.
Pomysł opuszczenia jego ramion wydał się jej nagle taki głupi, że aż sama w myślach skarciła się za to, że próbowała to zrobić. I co z tego, że otwarcie powiedział, że traktuje ją jak formę treningu i jeden z ciężarków? To było bez znaczenia. Biło od jego ciała przyjemnym, uspokajającym ciepłem, nie mogła mu się oprzeć, nawet nie próbowała. Skorzystała z jego bliskości i oparła głowę o jego tors, wsłuchując się w rytmiczne bicie jego serca. Kto by pomyślał, że biło w tym samym rytmie co jej.
- Swoją drogą... dlaczego Granger nie możemy spędzić razem chociaż jednego normalnego dnia?
Odpowiedziała mu cisza, nieporadne wzruszenie ramionami i mocniejsze wtulenie w jego tors.
(…)
Wyjście z Katakumb zaprowadziło ich na skraj Zakazanego Lasu. Kto by pomyślał, że wśród jednej z wielu skał przykrytych gęstwiną leśną znajduje się ukryte wyjście ze starożytnego zamku, czy też wejście do niego. Z czego to drugie było dużo bardziej niebezpieczną wizją.
Był już późny wieczór kiedy je odkryli, błonia były opustoszałe tak samo jak Hogwarckie korytarze. I mimo że Gryfonka zamierzała zeskoczyć z ramion Ślizgona natychmiast jak opuścili szkolne podziemia, jej sprzeciw został stłamszony w samym zarodku przez nieugiętego Malfoy'a, który uparł się, że zaniesie ją do skrzydła szpitalnego. Sprzeciw był zbędny, tak samo jak drobne kłamstwa, że już nic jej nie jest i czuje się o wiele lepiej.
- Naprawdę Malfoy, już jest dobrze. Jestem jak nowonarodzona.
Na jego twarzy pojawił się dwuznaczny uśmiech, kiedy mocniej zacisnął palce na jej ciele i spojrzał na nią z perwersyjnym błyskiem w oku.
- Gdybyś była nowonarodzona Granger, byłabyś naga.
Z argumentem Malfoy'a nic nie było w stanie wygrać, a rozbierać się mimo wszystko też nie zamierzała. Została zatem w jego ramionach, pozwalając by niósł ją w stronę skrzydła szpitalnego przez opuszczony korytarz zachodniej części zamku. No może nie do końca opuszczony...
- Czekaj Smoku! Co ty robisz? To Granger?
Za jego plecami zabrzmiały kroki szybkiego chodu oraz podejrzliwe i zdziwione pytania natarczywego Blaise'a, dociekliwie wychylającego się za jego barków. Nim zdołał uciec bądź zrzucić Hermionę z rąk, Zabini zrównał się z nim ramionami podejrzliwe patrząc na skuloną w jego ramionach kasztanowłosą Gryfonkę, której obecna pozycja oraz zamknięte powieki sugerowały, że straciła przytomność.
Draco spojrzał na niego od niechcenia, mimochodem poprawiając sobie nieruchomą dziewczynę zsuwającą się z jego ramion, ani na chwile się nie zatrzymał. Cieszył się, że grę aktorską miał we krwi, odziedziczoną w genach po.... po kimś tam.
- Zanoszę Granger do skrzydła szpitalnego.
Odpowiedź prosta, zwięzła, krótka i na temat, w dodatku w pełni prawdziwa jednak czarnoskórego Ślizgona nie do końca zadowoliła.
- To widzę. Bardziej ciekawi mnie dlaczego.
Na tyle na ile pozwalał mu ciężar na rękach wzruszył od niechcenia ramionami, patrząc na przyjaciela jak gdyby nigdy nic.
- Dałem jej w ryj, widocznie trochę za mocno.
Czarnoskóry wytrzeszczył oczy, z niedowierzaniem lustrując niewzruszonego przyjaciela.
- Żartujesz?
Blondyn skinął głową, na znak, że faktycznie wyobraźnia trochę go poniosła.
- Tak.
Zabini zmrużył oczy przysuwając się bliżej twarzy arystokraty, zupełnie jak detektyw na przesłuchaniu jednego z głównych podejrzanych.
- Więc?
- Nafaszerowałem ją tabletkami gwałtu i teraz idę z tego skorzystać.
Momentalnie Zabini rozchylił usta i wytrzeszczył oczy na przyjaciela czując, że za chwile będzie musiał zbierać szczękę z podłogi. Od Dracona biła taka śmiertelna powaga, że był w stanie mu uwierzyć, chociaż brzmiało to bardziej niż irracjonalnie.
- Pierdolisz?
W odpowiedzi na niedowierzające pytanie Zabiniego skinął potwierdzająco głową.
- Tak, za chwilę.
Dopiero po chwili Blaise zorientował się, że mimo powagi jaka towarzyszyła blondynowi jednak był to kolejny, wyszukany żart. Nie do końca zadowolony z wymijających odpowiedzi arystokraty skrzyżował ręce na torsie i spojrzał na niego spod łba. Zupełnie jak matka, która przyłapała dziecko na kłamstwie, doszukująca się na jego twarzy oznak kolejnych oszustw.
- Możesz w końcu powiedzieć prawdę?
- Zobaczyła mnie bez bokserek i zemdlała z wrażenia.
Po mimice Zabiniego było widać, że w to kłamstwo tym bardziej nie uwierzył. Draco wywrócił oczami, w duchu ubolewając nad upierdliwością przyjaciela. Wiedział, że Zabini mu nie odpuści i mimo wszystko zdawało się, że częściowe powiedzenie prawdy będzie najlepszym wyjściem z tej sytuacji.
- Zasłabła jak odbywaliśmy razem kare w Katakumbach. Dumbledore powiedział, że jeśli wrócę bez niej wywali mnie z Hogwartu, więc śmiało możesz uznać, że teraz zanosząc ją do skrzydła szpitalnego tak naprawdę ratuje swoją dupę.
Usta Zabiniego wykrzywiły się w grymasie zwątpienia i zawiedzenia.
- To tyle? Już bardziej podobała mi się opcja z tabletkami gwałtu...
- Mam do nich uraz.
Poważny, wręcz bolesny komentarz blondyna Zabini potwierdził skinieniem głowy.
- Ja też. Do teraz nie wiem co, gdzie i z kim robiłem.
Burknął pod nosem, pamięcią wracając do pewnej styczniowej nocy, kiedy to wypróbowali ów specyfik, a potem pilnowali kilkumiesięcznego dziecka i odwiedzali Granger w burdelu.
Nim ich rozmowa weszła na inny tor, znaleźli się na niewielkim korytarzu, na którego końcu były drzwi do skrzydła szpitalnego. Czarnoskóry Ślizgon zatrzymał się na ten widok, co zresztą odruchowo również Draco zrobił. Spojrzał na blondyna jednocześnie wskazując za siebie kciukiem, na miejsce, z którego przyszli.
- Ulatniam się, bo jak wparuje z tobą i Granger do skrzydła szpitalnego to trzeba będzie reanimować siostrę Pomfrey, biorąc pod uwagę fakt, że ty masz zajęte ręce jej reanimacja spadłaby na mnie, a nie specjalnie gustuje w starszych.
Na twarzy blondyna pojawił się złośliwy, wręcz zadziorny uśmiech.
- Nie? A co z matką Matta?
Zabini wyglądał na oburzonego tą sugestią.
- To nie była jego matka tylko macocha.
- A z matką Greya?
W odpowiedzi Zabini ostrzegawczo wyciągnął palec wskazujący.
- Po pijaku się nie liczy.
- A...
Nim Draco bardziej się rozkręcił Zabini gwałtownie mu przerwał.
- Zejdź z matek Smoku. Ja z twojej zszedłem wczoraj.
Dowcip co prawda wyszukany, nawet określany mianem żartu inteligentnego, jednak na Draconie nie zrobił zbyt dużego wrażenia, a wręcz przeciwnie. Wzbudził instynkt mordercy.
- Gdyby nie fakt, że mam ograniczone ruchy za ten żart nakopałbym ci teraz do dupy.
- Ło stary, nie czujesz kiedy rymujesz.
Na potwierdzenie swoich słów Zabini klasnął w ręce i wykonał kilka dziwnych ruchów jak tańczący na scenie raper. Draco obciął go lodowatym wzrokiem.
- Nie zmieniaj tematu.
Zabini machnął ręką jakby odganiał natrętnego owada.
- Daj spokój stary. Cyzi ruszyć bym się nie odważył.
- Spróbuj, wtedy ja ruszę ciebie.
Czarnoskóry już nic nie powiedział, wiedział, że słowa Dracona w tym przypadku przerodzą się w czyn szybciej niż zdoła uciec. Postanowił zmienić temat. Skinął głową na Hermionę spoczywającą w jego ramionach.
- Jak pozbędziesz się balastu to wpadnij do mnie na ognistą.
- Jasne.
Na tych słowach zakończyła się ich rozmowa. Zabini odszedł i dopiero wtedy Draco zdobył się by spojrzeć na Hermionę, która pierwszy raz ok kilku minut poruszyła się na jego rękach.
- Dzięki.
Sam nie wierzył, że coś to słowo wyszło z jego ust, kiedy zorientował się co zrobił było już jednak za późno.
Panie i Panowie, Draco Malfoy oficjalnie podziękował Hermionie Granger... świat się kończy.
Kasztanowłosa odpowiedziała mu porozumiewawczym spojrzeniem i subtelnym uśmiechem. Wiedziała, że Draco dziękuję jej za to, że udawała nieprzytomną przed Zabinimi, chociaż sekundę przed jego nieoczekiwanym przybyciem normalnie ze sobą rozmawiali.
- Nie ma sprawy. Wątpię żebyś się mu wytłumaczył gdyby się dowiedział, że nosisz mnie na rękach tylko dlatego bo się o mnie martwisz.
Nim zdołał powiedzieć, że wcale się nie martwi Hermiona wyrzuciła z siebie kolejną myśl.
- Nie sądziłam, że ma takiego gadulca.
W odpowiedzi zaśmiał się pod nosem i skinął głową jakby chciał jej przyznać rację i tym samym powiedział „oj ma.”
- Czasem większego niż ty. Nie wiem jak z wami wytrzymuje.
- Ledwo.
- To na pewno.
Uśmiechnęła się na widok bolesnego grymasu malującego się na jego bladej twarzy. Po chwili westchnęła i specyficznie poruszyła się w jego ramionach, tak jakby chciała się z nich zsunąć.
- Możesz mnie już puścić Malfoy. Katakumby to co innego, tu nikt się nie ucieszy jak zobaczy, że trzymasz mnie na rękach.
Hermiona zeszła z jego ramion, a on spojrzał na nią z wyraźnym niezrozumieniem.
- A w Katakumbach kto się cieszył?
Retoryczne pytanie Ślizgona zostało bez odpowiedzi. Po chwili westchnął, zaczesując sobie dłonią włosy do tyłu.
- Idę do Dumbledore'a oznajmić mu, że przeżyliśmy.
Skinęła głową na znak, że jest to dobry pomysł.
- Ja pójdę do dormitorium.
Spojrzał na nią kątem oka i z wyraźnym zwątpieniem, co wywołało subtelny jednak poczciwcy uśmiech na jej twarzy.
- Dam radę.
Nie zamierzał jej wmawiać, że jest inaczej. Rozumiał, że Hermiona nie chciała iść do skrzydła szpitalnego, nie namawiał ja na to, wiedział też, że siostra Pomfrey i tak nie była w stanie pomóc na jej dolegliwości. Odprowadził ją wzrokiem kiedy postawiła kilka kroków w stronę schodów na czwarte piętro. Po chwili ruszył przed siebie.
- Malfoy...
Przysnął w miejscu i odwrócił się w jej stronę z pytającym wyrazem twarzy, czekając aż Hermiona dokończy swoje niepewne pytanie.
- Naprawdę Dumbledore tak ci powiedział?
- Nie.
Niczego więcej nie potrzebowała. Odwróciła się i z powrotem ruszyła w swoją stronę, on poszedł w swoją.


                                                                         *


Stojąc przed mahoniowym, potężnym biurkiem, z uwagą i spod łba lustrując nad wyraz spokojnego gospodarza szkolnej placówki, w duchu zaczął się zastanawiać ile razy jeszcze będzie uczestniczył w podobnej scenie. Ostatnimi czasy było ich w jego życiu zdecydowanie zbyt wiele. I zaczął się mocno zastanawiać ile jeszcze tych konfrontacji wytrzyma, bo cierpliwości miał coraz mniej.
Ignorując istotne pytanie młodzieńca, który prosto z mostu zapytał czy zdaje sobie sprawę, na co narażał ich wysyłając do Katakumb, Dumbledore wciąż oglądał starą księgę opisującą zapomniane historię Hogwartu. Nie odpowiedział na poprzednie pytanie chłopaka, wzrok z kroniki przenosząc na arystokratę i lustrując go z góry na dół. Zupełnie jakby próbował rozpoznać u niego jakiekolwiek oznaki, które zdradziłyby mu to co wydarzyło się w podziemiach Hogwartu. Wszystko zdawało mu się być w porządku, albo raczej dokładnie tak, jak miało być.
- Co znajduje się w Katakumbach?
Kolejne dociekliwe pytanie śmiertelnie poważnego przywódcy Slytherinu wyrwało dyrektora z dziwnych zamyśleń. Ściągnął z nosa okulary, spuszczając na nie swój wzrok i wycierając je szmatką do te pory leżącą na biurku obok księgi.
- Cmentarz.
Cudownie, tyle to w swojej inteligencji oraz intuicji powiedziała mu Hermiona. Swoją drogą zaczął się cieszyć, że nie ma jej teraz obok. Był pewny, że wlepiłaby w niego wielkie, kocie oczy i z uporem maniaka krzyknęła w jego twarz donośne „A nie mówiłam Malfoy?!” Aż przeszedł go zimny dreszcz gdy to sobie wyobraził.
Zabrał dłonie, które do tej pory wspierał na biurku profesora, próbując wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek oznaki przejęcia tym co sam powiedział i gdzie ich wysłał.
- Zdajesz sobie sprawę, że są nawiedzone przez złe upiory?
- Skąd pomysł, że są złe?
Nie zrozumiał pytania. Pochylił się do przodu, specyficznie przechylając głowę w stronę rozmówcy, zupełnie jakby prosił go by powtórzył bo za pierwszym razem nie usłyszał.
- Co?
- Dlaczego uważasz, że upiory, o których mówisz są złe?
Pytanie dyrektora zdało mu się być tak idiotyczne, że aż się zapowietrzył. Odprowadzi starszego mężczyznę wzrokiem kiedy ten wstał ze swojego miejsca, podchodząc do jakieś komody, chowając w jej wnętrzu księgę, którą do tej pory z takim zainteresowaniem przeglądał.
- Bo próbowały mnie zabić?
Jego odpowiedź zaakcentowana pytająco, w dodatku tak specyficznym, podenerwowanym i zirytowanym tonem wywołała dyskretny uśmiech na twarzy staruszka. Zamknął komodę na klucz i spojrzał poczciwie na spiętego arystokratę.
- Jesteś pewien?
- Jeśli rzucały mnie po ścianach w ramach przyjacielskiego powitania to już wiem dlaczego nie jestem po waszej stronie.
Śmierciożercy chociaż nie owijali w bawełnę i nie stwarzali sztucznych pozorów przykrytych zasłoną dobroci oraz troski. Od razu wbijali nóż w plecy, nawet jeśli człowiek nie zdążył się tyłem do nich odwrócić.
Dyrektor nie odpowiedział, a on uznał, że na tym wyznaniu dobiegła końca jego rozmowa z Dumbledore'em, w końcu nie miała ona większego sensu. Nigdy zresztą nie miała.
Zawrócił na pięcie warcząc przekleństwa w różnych językach świata licząc na to, że Dumbledore go nie zrozumie i nie skarci jak małoletniego gówniarza za niestosowne zachowanie w towarzystwie dużo starszych od siebie.
- Schlampe, puta, caralha, bliad, chikusho, poke, hoor....
Wszystkie z nich znaczyły mniej więcej tyle co panienka lekkich obyczajów. Były to przydatne zwroty, nie tylko by okazać swoje emocję w towarzystwie mało obytym językowo, ale również pomocne podczas służbowych wyjazdów czy turystycznych wycieczek, o czym już niejednokrotnie się przekonał. Nie docenił jednak słuchu Dumbledore'a.
- Niemiecki, hiszpański, portugalski, rosyjski, japoński, norweski, estoński też znam.
Rzucił rozbawiony, ignorując frustrację coraz bardziej malująca się na twarzy młodego arystokraty.
Nim opuścił komnatę dyrektora przystanął w miejscu. Nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Przypomniał sobie o czymś czego wcześniej nawet nie próbował interpretować i zrozumieć.
- Granger...
Nim zapanował nad tą myślą, jej urywek wyrwał mu się z gardła. Profesor zdał się być tym zainteresowany. Z aprobatą spojrzał na arystokratę, który odruchowo odwrócił się w jego stronę.
- Co z nią?
- Jeden z nich próbował wyssać z niej życie.
Na twarzy gospodarza szkockiej szkoły magii pojawił się kolejny poczciwy uśmiech, chociaż dużo mniejszy i słabiej widoczny niż poprzedni.
- Jesteś pewien, że to życie próbował z niej zabrać?
W tym jednak momencie cierpliwość młodego dziedzica rodziny Malfoy'ów ostatecznie się wyczerpała. Gwałtownie walną otwartą dłonią w bok stojącej obok niego komody, ledwo się powstrzymując by nie zamordować profesora samym wzrokiem. Był rozjuszony i było to po nim po prostu widać.
- Czy zawsze musisz gadać tak filozoficznie i zagadkowo? Nie możesz mi choć raz w życiu powiedzieć prosto z mostu o co chodzi?
Uśmiech na twarzy profesora zmienił się w pokrzepiający, taki dodający więcej wiary i otuchy. Dracona jednak nie pocieszył, a jeszcze bardziej zdenerwował, zwłaszcza kolejne słowa dyrektora.
- Tam gdzie na pierwszy rzut oka wydaje ci się, że masz wrogów, masz sojuszników Draco.
- Zajebiście.
Rzucił jeszcze na odchodnym i wyszedł z gabinetu dyrektora majestatycznie i jak fochnięta kobieta zatrzaskując za sobą drzwi. Zrobił to z taką siłą, że aż wyleciały z zawiasów.
I bardzo dobrze, że Zabini zaprosił go na ognistą bo właśnie tego niewątpliwie potrzebował.


                                                                    ***


Leżał w wannie, zanurzony do połowy w gorącej wodzie. Łokcie zapierał po obu brzegach wanny, tak samo jak głowę.
Beznamiętnym wzrokiem obserwował biały sufit łazienki, w nieznacznie uchylonych ustach trzymając wypalonego papierosa. Zdawało się, że tak bardzo zatracił się w swoich myślach, że nawet nie wiedział, że wciąż trzymał go w ustach i już od dłuższego czasu wyglądał tak jakby zaraz miał mu wypaść i utopić się w nieodczuwalnie unoszącej się pianie. Wszystkie czynności, które podejmował by pozbyć się nękających go myśli nie przynosiły żadnego efektu. Papierosy były za słabe, a przeciwników do bójek za mało. Nawet ognista już nie miała takiego smaku jak kiedyś. Cały wszechświat był przeciwko niemu, zupełnie jakby wciąż wystawiał go na coraz trudniejsze próby.
Sam nie wiedział ile czasu leżał już w tej wodzie próbując ukoić w niej zbędne uczucia, wiedział jednak, że nic nie było w stanie mu pomóc uciec przed tym chaosem, który coraz bardziej nękał jego umysł. Początkowo faktycznie udawało mu się nie myśleć o niczym, tak jak sprzed paru miesięcy kiedy Dumbledore uczył go medytacji. Wraz jednak z mijającymi minutami obrazy w jego głowie pojawiały się coraz częściej, coraz szybciej, coraz gwałtowniej. Zupełnie jakby własny umysł wystawiał go na próbę.
Bolesne i okrutne wspomnienia przelatywały w jego głowie jak flesze, których nie mógł zatrzymać.
Tortury, które on zadał i te które zadali jemu. Rodzina. Dumbledore. Trening. Ślizgoni. Mroczny Znak. Zadania. Voldemort. Śmierciożercy. Zabici. Krum. Martwe ciała. Katakumby. Hermiona.
Papieros w jego ustach zapalił się gwałtownie, a płomień był tak silny, że Draco wzdrygnął się znacznie w czego efekcie ten wypadł mu z ust.
- Co do cho..
W zdezorientowaniu, niemal jak nagle wybudzony z głębokiego snu, spoglądał na wzburzoną wodę i zgaszonego papierosa unoszącego się na pianie. Nie miał pojęcia czy to własny umysł spłatał mu figla, czy to czego był przed chwilą świadkiem wydarzyło się naprawdę. Podniósł niedopałek z piany przyglądając mu się uważnie. Czuł jak w chwili, w której samoczynnie się zapalił przez jego ciało przebiegł dziwny prąd. Wtedy jeszcze tego nie rozumiał.
W skupieniu zaczął mu się przyglądać coraz więcej myśli koncentrując na nim. Znowu poczuł ten nieznany impuls, który teraz biegł po jego ciele, a już po chwili po ramieniu, przedramieniu i dłoni. Papieros mimo, że mokry zapalił się na nowo. Spoważniał. Uniósł zawzięty wzrok przed siebie, by po chwili zgnieść papierosa w dłoni. Ostatnie co poczuł to krótki ból i odór przypalonej skóry.


                                                                       ***


Czuł na sobie przeszywający wzrok Voldemorta i wszystkich innych, zebranych na jednym z posiedzeń w głównej siedzibie Śmierciożerców. Początkowo było trudno, stopniowo jednak przyzwyczaił się do tych obrad niemal jak do rodzinnych spotkań na wspólnym, niedzielnym obiedzie. Pomieszczenie, w którym obecnie się znajdowali było chyba najmroczniejszą częścią starego zamczyska, nie licząc jego podziemi oraz lochów, w których dochodziło do okrutnych tortur. I chociaż pomieszczenie przypomniało coś na wzór salonu jego klimat jednak przyprawiał o lodowate ciarki na ciele wraz z każdym przekroczeniem progu tego miejsca. Spora komnata nie licząc betonowego, okrągłego stołu i krzeseł nie zawierała w sobie niczego więcej. To właśnie tu padały najistotniejsze decyzję, zazwyczaj streszczające się do ustaleń kto zginie, a kto przeżyje. Dzisiejsze spotkanie początkowo nie różniło się zbytnio od innych, były poruszane podobne kwestie i wciąż ustalano kto jest wrogiem, a kto sojusznikiem. Nic nie wskazywało na to, że posiedzenie to stanie się najistotniejszym momentem, wręcz przełomem w życiu młodego generała. Miał wrażenie, że nie kontroluje swojego ciała kiedy nieoczekiwanie wstał ze swojego miejsca oznajmiając Władcy Mrocznej Strony, że ma dla niego ważną wiadomość.
Stał niewzruszony, nie uginając się pod naborem pytających spojrzeń i cichych komentarzy. Sam Voldemort od dłuższego czasu przyglądał mu się w milczeniu, analizując fakt, że młody generał tak nieoczekiwanie zamierzał zająć głos, czego do tej pory niepytany nigdy nie robił. Był najcichszym i najbardziej tajemniczym Śmierciożercą i jego dzisiejsza wyrywkowość była szokiem dla wszystkich, łącznie z członkami własnej rodziny. Widać było po Voldemorcie oznaki zniecierpliwienia jak również zainteresowania. Nie wszedł jednak do umysłu młodego arystokraty, wolał usłyszeć to z jego ust.
- Mów.
Stał majestatycznie, ignorując na sobie spojrzenia pozostałych, w tym najbardziej przeszywające ojca oraz ciotki, którzy siedzieli obok niego. Dwanaście z czternastu pozostałych miejsc przy stole zajmowali ważni szpiedzy i reszta generałów poszczególnych oddziałów Voldemorta. Miejsce Snape'a tym razem było puste. Jego matka ze względu na zły stan zdrowia również nie uczestniczyła w ostatnich spotkaniach wewnętrznego kręgu. Może to i lepiej. Przynajmniej nie złamał jej teraz serca.
- Odkryłem tajemne przejście prowadzące z Zakazanego Lasu do Hogwartu.
Powaga, bezduszność i wszystko co najgorsze przebiło się w jego głosie wraz z tym wyznaniem, aż sam poczuł zimne dreszcze biegnące po jego plecach. Wciąż jednak stał nieugięcie, wręcz wyzywająco patrząc na władce Mrocznej Strony, nie dając po sobie poznać nawet w najmniejszym stopniu chwili wahania, które towarzyszyło mu nim zdobył się na to istotne wyznanie. To krótkie, choć zasadnicze, praktycznie najistotniejsze zdanie jakie padło w tym miejscu wywołało komentarze ożywienia ze strony pozostałych Śmierciożerców, okrzyk podniecenia ciotki i przebłysk uznania połączonego z dumą w oczach jego ojca.
- Cudownie.
Całe pomieszczenie wypełnił komentarz uznania i złowieszczy śmiech Voldemorta unoszącego ręce w geście triumfu. Nigdy nie zwątpił w młodego dziedzica rodziny Malfoy'ów i teraz już wiedział dlaczego. Wstał z miejsca, zapierając dłonie o blat stołu i rozglądając się po towarzyszących mu czarodziejach.
- Już niedługo będziecie świadkami jak świat staje w płomieniach.
Odpowiedziały mu okrzyki uznania wręcz zagrzewające do bitwy.
Voldemort wyprostował się znacznie swój wzrok zatrzymując na śmiertelnie poważnym i stojącym na baczność młodocianym generale.
- Draco, gdy nadejdzie czas poprowadzisz tą drogą swój oddział, Zniszczysz Hogwart i zabijesz wszystkich, którzy nie są po naszej stronie.
Skinął głową jako znak przyjęcia rozkazu. Dalszych słów już nie słuchał. Zdawały się one nie być już takie ważne.
Zdradził, jeszcze nie wiedział kogo i co, ale czuł, że zdradził. Chyba najbardziej siebie samego.
Ciężar tej chwili przygniótł go nim zdołał go utrzymać.
Czas zdawał się mijać już w innym tempie i kiedy spotkanie dobiegło końca jako pierwszy ruszył do wyjścia. Nie mógł tu dłużej zostać, po prostu nie mógł.
- Zostań Draco. Mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie.
Przystanął w miejscu, pozwalając by wyminęli go wszyscy inni. Nie słuchał ich pochlebnych komentarzy ani złośliwych uwag. Dopiero gdy został sam na sam z władcą mrocznej strony odwrócił się w jego stronę, nakładając na twarz maskę powagi i niewzruszenia. Wyprostował się na baczność, zaplatając dłonie za plecy, próbując ukryć ich mocne drżenie przed Voldemortem i samym sobą. Po chwili padły słowa kolejnego zadania i oczekiwań odnośnie ich wykonania – streszczały się one do listy osób z Ministerstwa Magii, zagrażających Voldemortowi, których trzeba było się jak najszybciej pozbyć w dość okrutny sposób. Jakże to było mało finezyjne i tak bardzo w jego stylu.
Kiedy bez chwili zawahania odparł, że wykona rozkaz Voldemort przerwał mu gestem dłoni i przeczącym kiwnięciem głowy. Nie dla Dracona była ta misja przeznaczona.
- Wyślij kilku swoich ludzi, Zabiniego też. Ty zostań. Odpocznij. Dla ciebie szykuje coś specjalnego.
Nazwisko przyjaciela spadł na niego jak grom z jasnego nieba. Intuicja mówiła mu, że powinien jak najszybciej opuścić to miejsce i ukryć Blaise'a z dala od świata by nikt nigdy go nie znalazł, zwłaszcza Voldemort. I co tak właściwie miało znaczyć „coś specjalnego?”
Skłonił się nieznacznie, pochylając głowę w geście wyuczonego szacunku.
- Rozkaz Panie.
Wyszedł z komnaty głównej ledwo powstrzymując grymas wściekłości. Nienawidził niespodzianek.


                                                                   ***


Wciąż stał w miejscu sparaliżowany minionymi wydarzeniami oraz towarzyszącymi im emocjami. Rozbieganym spojrzenie obserwował stojącego na wprost niego rozbrojonego i całkowicie bezbronnego starszego mężczyznę, skazanego tylko na jego łaskę lub odrobinę litości.
W swojej drżącej dłoni wciąż kurczowo ściskał różdżkę wymierzoną w dyrektora Hogwartu.
Patrząc w jego błękitne, przepełnione dobrem i troską oczy widział spokój, wręcz zaufanie.
Dumbledore niczego nie mówił. W milczeniu obserwował młodocianego generała jednego z oddziałów Voldemorta, teraz celującego w niego różdżką w jednym z wielu opuszczonych pomieszczeń zapomnianej części Hogwartu. Widział na twarzy arystokraty pozorny spokój, który tak bardzo starał się utrzymać mimo emocji rozrywających jego wewnętrzne organy.
Obaj zdawali sobie sprawę, ze wystarczyły by tylko dwa słowa by wszystko zakończyć.
Tylko te dwa krótkie słowa dzieliły go od pozbawienia życia dyrektora Hogwartu, który przecież tak często drażnił go oraz irytował samym swoim sposobem bycia, a co dopiero gdy się odezwał lub czegoś od niego wymagał. Dlaczego więc teraz było mu tak ciężko je wypowiedzieć?
Nie zwykł przecież do okazywania miłosierdzia. Śmierciożercy nauczyli go czegoś zupełnie innego. Nie było taryfy ulgowej, obniżenia kary czy złagodzenia wyroku za dobre sprawowanie czy też okazanie skruchy na twarzy. Okazywanie komukolwiek litości było słabością, na która nikt, a zwłaszcza on, nie mógł sobie pozwolić. Dotychczas stoczył wiele mniejszych i większych pojedynków na arenie Śmierciożerców, jedne były nie warte niczego, drugie zaś decydowały o wszystkim, jednak każdy z nich był toczony w myśl zasady „na śmierć i życie”. Ich ostateczny finał zależał od samego Voldemorta - jeśli Śmierciożerca, który przegrał mimo wszystko dobrze prosperował na przyszłość został oszczędzany, z kolei wszyscy zbyt słabi, wielcy przegrani byli zabijani na oczach wszystkich. Nie były to walki gladiatorów chociaż właśnie tak wyglądały. W starożytności jednak na arenie walki toczyły się między niewolnikami, Śmierciożercy sami je między sobą napędzali oraz prowokowali. On sam zanim jeszcze został generałem stoczył tych walk wiele i zawsze jego zwycięstwo kończyło się śmiercią kogoś innego. Sympatie i lata znajomości nie miały tu żadnego znaczenia, nawet więzy krwi. Wewnętrzny krąg Śmierciożerców rządził się prostymi, wręcz prymitywnymi zasadami - zabij, albo zostań zabity.
Nawet gdy został awansowany na dowódcę jednego z oddziałów nie był jeszcze w pełni bezpieczny. Prawdą jest, że generałowie byli zbyt ważni i dobrze wyszkoleni by można było ryzykować ich utratę w tak lekkomyślny sposób. Nie uczestniczyli w tych pokazowych pojedynkach, wyjątkiem było tylko wyzwanie. Każdy Śmierciożerca mógł wezwać generała na pojedynek. Wtedy nie było taryfy ulgowej, a bitwa toczyła się o wszystko. Warunkiem była akceptacja samego Voldemorta na pojedynek, wtedy odbywał się on w Sali Głównej na oczach wszystkich, a wygrana jednego była jednoznaczna ze śmiercią drugiego. W przypadku kiedy generał przegrywał wygrany Śmierciożerca przejmował jego stopień oraz oddział. Jeśli Śmierciożerca przegrywał generał mógł z nim zrobić dosłownie wszystko, począwszy od wygnania, a na śmierci w okrutnych męczarniach kończąc. Draco jako generał stoczył tych walk kilka, w tym jeden nieoficjalny pojedynek, niezaakceptowany przez Voldemorta, którego konsekwencję nosił na plecach do dnia dzisiejszego.
Jednak wszystkie starcia wygrywał, każdy przegrany cierpiał nim go zabił, po czwartym pojedynku już nie było chętnych ani odważnych do próby przejęcia jego pozycji.
W swoim krótkim życiu stoczył wiele walk, jedne były istotne drugie mniej, z jednych wychodził bez szwanku z innych blizny nosił do dziś, teraz stoczył najważniejszą i pierwszy raz żałował, że właśnie tak się zakończyła.
Mocniej ścisnął różdżkę wymierzoną w spokojnego, poczciwego staruszka, na którego twarzy wciąż błąkał się zarys lekkiego uśmiechu, a w błękitnych oczach zalśnił błysk niewytłumaczalnej, ogromnej wiary, a Merlin był mu świadkiem, że na nią nie zasłużył.
- Dlaczego to zrobiłeś?
Nawet on sam nie zdawał sobie sprawy ile emocji przebiło się wraz z tym niepozornym pytaniem. Od nierozumienia, złości aż po pretensje. Wiedział i czuł, że walka, którą przed chwilą stoczył z dyrektorem Hogwartu była zupełni inna niż te, w których dotychczas brał udział. Zawsze uczono go walczyć z całych sił, nie okazując przeciwnikowi nawet grama współczucia, zwykłego ludzkiego zrozumienia czy wreszcie litości. Tymczasem wciąż nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gospodarz magicznej szkoły nie traktował go w tej walce poważnie. Owszem, może nie bał się rzucać w niego najgroźniejsze zaklęcia, ale przebijała się w tym wszystkim pewność oraz wiara, że Draco zdoła wszystkie odeprzeć i się obronić.
Teraz, kiedy bezbronny dyrektor stał przed nim, a on stał się posiadaczem najpotężniejszej różdżki nie mógł oprzeć się wrażeniu, że profesor specjalnie przegrał, że nie walczył z nim na poważnie, z całych swoich sił i całą determinacją...
Pierwszy raz żałował, że wygrał. To walka nie smakowała słodkim zwycięstwem. Wręcz przeciwnie.
Albus Dumbledore jednak wciąż uparcie milczał nie dając zdezorientowanemu wręcz zagubionemu Śmierciożercy chociażby najmniejszej podpowiedzi co do intencji jakie nim kierowały w danej chwili. Rozumiał pytanie chłopaka, jednak odpowiedź na nie byłaby zbyt skomplikowana. Wiedział, że arystokrata by jej nie zrozumiał. Jeszcze nie teraz.
- Dlaczego przegrałeś?
Jego ponowne, ujednolicone pytanie odbiło się od każdej ściany pustego, kwadratowego pomieszczenia, a jego echo rozniosło się w powietrzu i uderzyło w profesora z podwójną siłą. Uśmiechnął się delikatnie do młodego Śmierciożercy, który rozbroił go minutę temu i teraz był prawowitym właścicielem czarnej różdżki z czego wciąż jednak nie zdawał sobie sprawy.
- Zastanawiałeś się czasem czy to co dzieje się w naszym życiu, to pasma niepowiązanych ze sobą bezpośrednio zdarzeń, czy może jednak jest to głos przeznaczenia? A może obie te rzeczy dzieją się równocześnie? Co jeśli obie te rzeczy to tak naprawdę jedno i to samo?
Draco obserwował go z niezrozumieniem. Różdżka, którą do tej pory tak zawzięcie ściskał w dłoni zaczęła drżeć coraz bardziej, aż wreszcie drżała już tak bardzo, że miał wrażenie, że zaraz nie będzie w stanie już dłużej utrzymać jej ciężaru.
- Jakie jest twoje przeznaczenie Draco?
Nie odpowiedział na to pytanie profesora, nie potrafił. Nie rozumiał tej chwili, nie rozumiał tej sytuacji. Nie wiedział do czego nawiązuje profesor i nie potrafił tego ogarnąć.
Na twarzy dyrektora pojawił się dyskretny uśmiech, którym skomentował obecny, zagubiony wygląd bezwzględnego dotąd arystokraty, który przecież dotychczas nie okazywał innym litości. Teraz jednak wyglądał jak bezbronne dziecko, które zgubiło rodziców w tłumie.
Nie czekał aż Draco mu odpowie, zresztą wcale nie oczekiwał odpowiedzi na to retoryczne pytanie, liczył na to, że młody Śmierciożerca wkrótce sam pozna na nie odpowiedź. Bez słowa wyjaśnienia czy jakiekolwiek, mimo wszystko potrzebnego, komentarza odwrócił się od uzbrojonego chłopaka stawiając kilka kroków w stronę wyjścia z sali. Draco obserwował jego plecy z niezrozumieniem. Na jego twarzy błąkał się wyraz niezrozumienia i zagubienia, by po chwili zostać zastąpionym próbą spoważnienia i wrócenia do normy. Z determinacją ścisnął różdżkę w dłoni, wciągu dalszym skierowaną w dyrektora Hogwartu.
- Nierozsądnie jest odwracać się tyłem do uzbrojonego przeciwnika.
Rzucił w końcu, tym samym powstrzymując dyrektora przed opuszczeniem pomieszczenia. Dumbledore zatrzymał się w miejscu, odwracając w jego stronę z przeczącym wyrazem twarzy.
- Obaj wiemy, że jesteś zbyt dumny by atakować gdy ktoś jest odwrócony do ciebie plecami.
Draco pokiwał głową na znak zaprzeczenia, pewniej ściskając palce na różdżce wymierzonej w dyrektora.
- Śmierciożercy nie należą do zbyt uczciwych oraz honorowych przeciwników profesorze.
Jego ton głosu zdawał się wrócić do normy i w żadnym stopniu nie zdradzał wcześniejszej chwili zawahania. Znów był pewny siebie i wyniosły. Taki, którego używał na co dzień w stosunku do swoich wrogów. W odpowiedzi staruszek uśmiechnął się do niego z poczciwym jednak wyzywającym uśmiechem potwierdzenia.
- Oni może i nie, ale ty tak.
Po tych słowach dyrektor wyszedł zostawiając młodego generała sam na sam ze swoimi nieposkromionymi uczuciami oraz myślami.
Stał nieruchowo w pustym pomieszczeniu, które już od kilku miesięcy było jego osobistą salą treningową. Początkowo zgłębiał w niej uroki prawdziwej medytacji, później została ona zastąpiona szlifowaniem magicznych umiejętności pod czujną pieczą samego dyrektora, aż do dzisiejszego dnia. Dzisiejszy trening był inny niż poprzednie. Jeszcze nigdy nie toczyli tak otwartego pojedynku przeciwko sobie. Dzisiejszego dnia nie było żadnego szkolenia, była tylko i wyłącznie walka, która zaczęła się tak samo niespodziewanie jak zakończyła.
Domyślał się, że było to swego rodzaju pożegnanie, Dumbledore nauczył go wszystkiego czego mógł, reszta zależała już tylko on niego i tego co z tą wiedzą zrobi oraz jak dalej ją wykorzysta. Spuścił wzrok na czarną różdżkę, którą trzymał w dłoni i chociaż wciąż nie rozumiał intencji jakie kierowały dyrektorem, przeczuwał, że za tym co się dzisiaj wydarzyło musiało kryć się dużo więcej niż obecnie mógł pojąć. Patrząc teraz na czarną różdżkę miał wrażenie, że dzisiejszy dzień i to co się wydarzyło pomiędzy tymi czterema ścianami było momentem przełomowym i to nie tylko dla niego.....
W głowie wciąż huczał mu monolog dyrektora z pierwszych dni treningów jakie rozpoczął pod jego czujnym okiem.
Ciało, dusza i serce. Dopiero kiedy sprawisz, że te trzy elementy będą jednością, dopiero wtedy będziesz w stanie zapanować nad prawdziwą potęgi magi. Ciało – treningi. Dusza – medytacja. Serce – twoje uczucia. Musisz ćwiczyć, musisz ujarzmić swoje uczucia, wyciszyć myśli, wytrenować ciało.(...)
Czyżby to osiągnął? Wiedział, że nie. Daleko mu było to ukojenia myśli, do idealnej kondycji, najodleglejsze stało się jednak ujarzmienie uczuć. Nie był gotowy. Doskonale wiedział, że daleko mu było do spełnienia tych kryteriów, o których mówił Dumbledore. Dlaczego więc zostawił go w takim momencie? Czy naprawdę Dumbledore nie potrafił go już niczego więcej nauczyć? Czy może jednak zrozumiał, że na własnej piersi chowa swojego największego wroga? W końcu był znaczącym Śmierciożercą, w dodatku dzień wcześniej wyznał Voldemortowi największą słabość Hogwartu i obnażył przed nim tajemne wejście do zamku, które zdawało się pełnić strategiczną rolę w nadchodzącej bitwie... Nie miał zatem prawa wymagać od dyrektora zaangażowania, sympatii czy dalszej współpracy. I chociaż dyrektor nie wiedział o zdradzie, jego sumienie jeszcze nigdy nie było takie głośne i nieznośne. Zdradził. Zdradził nie tylko jego i Hogwart, ale też wszystkich uczniów będących po dobrej stronie, w tym również Ją.
Był jedynym dziedzicem rodziny Malfoy'ów, był Ślizgonem, był Śmierciożercą, był generałem armii Voldemorta, a teraz również posiadaczem najpotężniejszej różdżki.... Jakie zatem było jego przeznaczenie? Czy odpowiedź nie była jasna? Jak miał je zmienić? Jak miał je oszukać?
Pamiętał sen sprzed kilku miesięcy, ten sam, o którym przypomniał sobie będąc z Hermioną w Katakumbach, to właśnie w nim postać Dumbledore'a sugerowała mu inny los, tak bardzo odległy od tego, którym obecnie podążał. Miał być wybrańcem, w ostateczności stającym po słusznej stronie i przechylającym szale zwycięstwa na dobrą stronę. Tak mówił mu sen, jak wiele go dzieliło by go zrealizować?
- Moje przeznaczenie co?
Szepnął do siebie, uśmiechając się delikatnie pod nosem i mocniej ściskając różdżkę w dłoni. Już znał odpowiedź.


                                                             ***


Miał coś więcej niż złe przeczucia. Jakiś głos w jego głowie wciąż mu mówił, że coś jest nie tak. Ten głos nie dawał mu zapomnieć, nie dawał mu chwili wytchnienia ani odrobiny spokoju.
Był śmiertelnie pewny, że stanie się coś złego, coś na co nie był gotowy, coś czego nie był w stanie powstrzymać, ani nikogo przed tym uchronić.
- Nie chce byś tam szedł. Zlecę to komuś innemu.
Zabini stał przy biurku w swoim dormitorium i leniwie, wręcz od niechcenia nalewał do swojej szklanki ognistą whisky. Zaśmiał się szczerze pod nosem chociaż wciąż uparcie starał się zamaskować drżenie rąk, nad którymi nie potrafił zapanować odkąd tylko Voldemort wyznaczył go oraz kilku innych członków oddziału Dracona do wykonania kolejnego zadania.
- Daj spokój Smoku, nie zachowuj się jak starszy brat.
Młody arystokrata nie odpowiedział na ten zaczepny komentarz czarnoskórego, nawet nie próbował rzucić kąśliwą uwagą czy zgryźliwym komentarzem. Pierwszy raz w życiu nie potrafił odnaleźć słów by wyrazić to co czuł. A czuł tak wiele, że zdało mu się, że nawet gdyby poznał każdy język świata nie byłby w stanie odnaleźć odpowiednich słów, którymi mógłby to opisać.
Zabini widząc rozbicie przyjaciela odwrócił się do niego z poczciwym i w pełni szczerym uśmiechem.
- Ta troska wymalowana na twojej twarzy w ogóle do ciebie nie pasuje Draco.
Owszem miał tego cholerną świadomość jednak nie potrafił przestać myśleć wciąż o tym samym. Zwyczajnie w świecie bał się o to co będzie dalej. Wciąż myślał czy na pewno droga, którą wybrał jest tą prawidłową i jakim prawem ściągnął na nią również Zabiniego? Nie mógł sobie tego wybaczyć. Wiedział, że jeśli coś pójdzie nie tak, że jeśli to co zaplanowali się nie uda, a Blaise zginie.. nigdy by sobie tego nie wybaczył. W końcu był od niego starszy i od samego początku znajomości to on był tym roztropnym i rozważnym w ich paczce i to on zawsze wyciągał czarnoskórego z najgorszych problemów i największego gówna. Dlaczego nie mógł oprzeć się wrażeniu, że tym razem nie będzie w stanie tego zrobić? Nie mógł przestać obwiniać samego siebie o to co przyniesie przyszłość i chociaż nie miał daru prorokowania czuł, że nie będzie ona usłana różami. Nie im było pisane szczęśliwe zakończenie. To nie mogło wypalić, po prostu nie mogło...
- Poradzę sobie.
Z zamyśleń wyrwał go przychylny głos Zabiniego uśmiechającego się do niego w poczciwy sposób, ten sam, który praktykował dyrektor Dumbledore a jego doprowadzał do nerwicy, ataków padaczki i skraju załamania nerwowego.
Nie odpowiedział przyjacielowi, zwyczajnie w świecie go zignorował.
Chwile później Zabini odprowadził Dracona wzrokiem kiedy ten wstał z fotela i opuścił jego dormitorium, bez żadnego słowa wyjaśnienia, a tym bardziej pożegnania.
Był to ostatni wieczór przed misją wyznaczoną przez Voldemorta. Nad ranem obaj mieli stawić się w siedzibie Śmierciożerców, a Zabini wraz z kilkoma ludźmi z jego oddziału mieli wykonać zadanie powierzone przez Voldemorta dotyczące pozbycia się kilku ludzi z Ministerstwa Magii.
Gdy do uszu czarnoskórego Śmierciożercy dotarł dźwięk zamykanych drzwi spuścił wzrok na swoją szklankę z bursztynowym płynem i westchnął cicho pod nosem. Bał się, cholernie się bał i wiedział, że Draco również. Chciał spędzić ten wieczór z przyjacielem. Chciał wykorzystać te ostatnie chwile na rozmowę, na powiedzeniu słów, których do tej pory żaden z nich nie używał. Chciał się po prostu pożegnać, Draco jednak nie potrafił tego zrobić.


                                                                       ***


Stał w swojej komnacie w głównej Siedzibie Śmierciożerców jak zawsze próbując ukoić zbędne myśli w nieujarzmionych płomieniach chaotycznie tańczących w betonowym kominku. Skrzypnięcie drzwi wejściowych oraz odgłos licznych kroków wyrwały go z dziwnego transu i rozbudziło w nim nadzieję, której tak bardzo teraz potrzebował, a stracił wraz z wyruszeniem ludzi z jego oddziału na misję wyznaczoną przez Czarnego Pana.
- Generale...
Rozpoznał ten niepewny głos, należał do Xandera, któremu powierzył dowództwo nad misją. Automatycznie odwrócił wzrok od kominka i spojrzał na niego oraz towarzyszących mu Śmierciożerców. Wręcz instynktownie zmiótł spojrzeniem każdego po kolei, oceniając ich stan oraz poniesione ewentualne rany i straty.
Coś było nie tak.
Zatrzymał stalowe spojrzenie na Xanderze wzrokiem pytając go dlaczego nie wrócili wszyscy, dlaczego nie wrócił ten najważniejszy.
- Misja została wykonana, ale...
Xander wyglądał na przestraszonego i niepewnego, Draco jednak nie słuchał tych słów. Wzrokiem wciąż nieustannie pytał ich dlaczego Blaise nie ma z nimi.
- Napotkaliśmy po drodze problemy....
Mówiąc to Xander niepewnie wyciągnął przed siebie różdżkę Zabiniego i w przytłaczającej ciszy złożył ją na ręce generała.
Draco nie zrobił nic. Nie zareagował w żaden sposób na to co usłyszał i to co zobaczył. Nie poruszył się, nie mrugną, nie zachwiał, może jedynie ciut bardziej spoważniał.
Sekundy zdawały mu się płynąć z wolna, a wraz z każdą jego serce stopniowo zwalniało, aż w końcu nie biło już wcale.
- Wyjść.
Jego ostry ton przeciął gabinet tak niespodziewanie, że aż się wzdrygnęli. Przez chwile spoglądali na siebie zmieszani, wiedzieli, że sytuacja wymagała by coś jeszcze powiedzieli, ale bijący od blondyna pozorny spokój przyprawiał ich o trwogę i strach. Nie zamierzali mu się sprzeciwiać, zwłaszcza w takiej chwili. Wyszli w pośpiechu dokładnie zamykając za sobą drzwi.
Po chwili do ich uszu dobiegł dźwięk demolowanego gabinetu.


                                                                   *


Wzrok każdego ucznia skierowany był na miejsca profesorów oraz dyrektora Hogwartu stojącego w centralnym miejscu w Wielkiej Sali. Na sali panowała nieprzenikliwa cisza, czasem przerywana cichymi szmerami przesuwanych przedmiotów oraz szeptami zaciekawionych uczniów. Coś dziwnego wisiało w powietrzu. Profesorowie wyglądali na przygaszonych, a od samego gospodarza szkolnej placówki biło niezwykle przytłaczającym smutkiem, który stopniowo udzielał się wszystkim uczniom zebranym na kolacji w Wielkiej Sali.
- Kochani, mam dla was przykrą wiadomość. Dotyczy ona jednego z uczniów, waszego kolegi...
Głos dyrektora łamał się coraz bardziej, zupełnie tak jakby sam nie wiedział jak ma ubrać w słowa to co chciałby przekazać reszcie uczniów. Cała sala jednak siedziała cicho, w skupieniu i w podświadomym niepokoju czekając na dalsze słowa dyrektora, przed którymi tak bardzo się bronił. Wszyscy wiedzieli, że wiadomość, którą z takim trudem próbuje przekazać im Dumbledore nie należy do tych optymistycznych, ale nikt nie spodziewał się, że będzie aż taka przykra.
Siedziała na swoim miejscu nie mogąc zapanować nad wewnętrznym niepokojem. Czuła, że stało się coś strasznego, wiedziała o tym odkąd tylko zauważyła jak Malfoy nad ranem opuszczał teren Hogwartu znów teleportując się do siedziby Śmierciożerców. Jeszcze nie wrócił choć od tego czasu minęło ponad trzynaście godzin. Z nutką niepokoju, wręcz trwogi rozglądała się na boki w poszukiwaniu pustych miejsc, stół Slytherinu miał ich kilka. I wciąż zastanawiała się gdzie tak właściwie jest Malfoy....
- Blaise Zabini nie żyje.
Głos dyrektora Dumbledore'a rozniósł się echem po całej sali odbijając się od każdej ściany, ławki i przedmiotu ze zdwojoną siła, trafiając bezpośrednie w nią.
Przytłaczająca, grobowa cisza, która zapanowała w Wielkiej Sali została przerwana jedynie hukiem rozbijającej się szklanki, którą jeszcze dwie sekundy temu kasztanowłosa Gryfonka trzymała w dłoniach.


___________
__________________

Cóż jako autorka mogę Wam powiedzieć o rozdziale? Jest istotny.
Początkowo nostalgiczny, chwilami smutny, momentami zabawny, czasem intrygujący, ale zakończenie.... znienawidzicie mnie za nie, prawda?


                      



170 komentarzy:

  1. Czekałam, czekałam i się doczekałam :)
    Już biorę się za czytanie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Umarłam.Tyle mam do powiedzenia.Amen.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam. I siedzę zalana łzami. Rozdział jest fantastyczny, wzruszający, chwilami zabawny. Jedyne co mnie martwi to fakt, że mam wrażenie że moje ulubione opowiadanie nie zakończy się happy endem :(

    Jeszcze raz gratulacje, cudowny fragment :)
    pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nienawidzę Cię.
    Myślę o akcjach w "Kac Hogwart", o raperach w "W naszym świecie", o zakładzie w "Bo do tanga trzeba dwojga", o ślubie Harry'ego i Blaise'a w "Pies ogrodnika", o libacjach alkoholowych Blaise'a, Harry'ego i Rona w "Tajemnica Dagurtar" (czy też "Dziewczyna Malfoy'a" - nie pamiętam), o słynnych ziółkach w "W najczerniejszą noc", o tym wszystkim co było i o tym wszystkim, czego nie będzie. O tym, że Blaise zostawił Draco, co na pewno odbije się na nim bardziej, niż cokolwiek, o tym, że Blaise nie zaprzyjaźni się z Harrym i Ronem, o czym zawsze podświadomie byłam przekonana i serce mi pęka. Po prostu mnie złamałaś, kolejny raz. I naprawdę chciałam napisać o całokształcie rozdziału, o wszystkich fragmentach, jakie mi się podobały, ale nie mogę. Ostatnimi dwoma akapitami mnie zniszczyłaś.
    I klamalam w tym pierwszym zdaniu. Uwielbiam Cię. Ale naprawdę przestań już rozregulowywać mi psychikę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaa !!! Nowy rozdział !
    Dzisiaj zaczne czytac ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak nie przeczytałam wtedy kiedy miałam ;p
      Rozdział oczywiście rewelka ;)
      Mam nadzieje,że znowu mi się komentarz nie usunie ,bo sie załamie.
      Uwielbiam wszystko to o czym tutaj piszesz.
      Wracając do rozdziału.
      Zastanawiam się czy zrboisz z tej historii Sad End ...?
      Hermiona jest poważnie chora.
      Wojna za pasem a na dodatek Dumbledor wymyśla jakieś zwariowane kary.
      Katakumby. Ja bym szybciej narobiła w majtki niz sie tam wybrała.
      Co to były za dziwne postacie?
      Dzieki tej karze Draco w końcu coś odkrył.
      A co do tego tajnego przejścia to aż mi się słabo zrobiło jak o nim powiedział na zebraniu.
      Uwielbiam Twoich bohaterów i ich rozmowy wgle.
      w tym rozdziale Draco vs. Blaise . Normalnie mnie rozłozyłaś na łopatki ;p ale też poprawiłaś znacznie humor ;)
      Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i usmierciłaś Zabiniego ;(
      Jak tak mogłaś ;( Domyślałam się ,ze stanie się cos okropnego jak tylko Voldek o nim napomknął.Myślałam ,ze bd ciężko ranny a nie od razu martwy ;(
      Oczywiście moje serce urosło jak czytałam o tym ,jak Hermiona zajmuje się Malfoy'em i jak ubrała fartuszek pielegniarki ;p
      Rozśmieszył mnie Twój mały błąd "dwunastoprocentowa szpilka" tak się zastanawiałam o czym myślałaś pisząć to ;p
      Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
      Czekam na niego z niecierpliwością.
      Bo zastanawiam się co teraz zrobi Draco po stracie tak ważnej dla niego osoby.
      Zycze dużo weny ;)
      pozdrawiam ;*

      Usuń
  6. Wow...to moja pierwsza reakcja po przeczytaniu tego rozdziału. Od momentu w którym dorwałam się do tekstu, nie oderwałam się od niego dopóki całego nie pochłonęłam.
    I po raz kolejny udało Ci się mnie zaskoczyć, jak Ty to robisz?
    Ogólnie całość zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Mam przeczucie,że ''zjawa'' wyssała z Hermiony nowotwór, czy moje przypuszczenia są słuszne?
    Szkoda tylko,że Blaise zginął, ogromnie polubiłam jego postać w Twoim wydaniu i myślę,że śmierć przyjaciela z pewnością wpłynie na dalsze życie Malfoya, ty;lko jeszcze nie wiem w jaki sposób.
    Podsumowując jestem pod wrażeniem, i jak zwykle mam niedosyt, już teraz wyczekuje kolejnej genialnej notki.

    Pozdrawiam
    Oliwia

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz cholernie swieta racje. Jak mogłaś.....
    Ja rozumiem wszystko, serio, ale TO! Już widze kolejny rozdział...Pewnie sie znowu porycze.
    Czy dasz nam jakąś minimalną nadzieję, że ta historia skończy się szczęśliwie? Chociaż w miarę szczęśliwie? Jak zwykle zagrałaś na emocjach i to tak, że czasem mam ochotę cię udusić a czasem rzucić ci się na szyję i krzyczeć jakie to wszystko jest wspaniałe i wgl.
    Rozdział wspaniały, jak każdy. Nie można się wręcz oderwać! Słodzę..lubię słodzić kiedy warto.
    I masz rację, nienawidzę cię, ale nienawidzę cię pozytywnie. Kocham cię równie mocno jak nienawidzę. Ah, ta ambiwalencja :D Wkurzające uczucie.
    Czekam z niecierpliwością na nexta.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  8. Umierałam, umarłam i umierać będę, przez ciebie. Będę w agonii, tak bardzo mnie rozwaliłaś. Trudno pojąć, że ten cały świat, który stworzyłaś jest fikcją, bo zawsze gdy zaczynam czytać zatracam się całkowicie. Nie wiem, jak znowu wytrzymam przez miesiąc. To chyba nie wykonalne.
    Tak bardzo uwielbiałam (dalej uwielbiam jakby nie patrzeć) Zabiniego. Mam nadzieję, że jego śmierć do czegoś się przyczyni, bo będę chować urazę. On miał się zaprzyjaźnić z Harrym i Ronem, jak powiedział Lumossy. Tego już nie zrobi, no cholera, szkoda.
    Mam wrażenie, że ten biały dementor odebrał Hermionie chorobę... co daje mi nadzieję!
    Powiem ci, że zazdroszczę ci tych zabawnych porównań, dzięki którym twój tekst jest tak bogaty w słowa, że mogę tylko śmiać się do łez.
    Czekam na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie no nie wierze zabilas blaise'a :'( poryczalam sie no i jeszcze uśmiercasz hermione.... ale no cudowny rozdzial mimo ze smutny

    OdpowiedzUsuń
  10. nie mogę uwierzyć, że blaise nie żyje? to ważny moment dla draco i dla całej historii podejrzewam; rozdział ogólnie smutny, jeszcze wiszące fatum śmierci hermiony...

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie żyje... kurcze niby wiem ze to tylko opowiadanie, a nie mogę przestac płakać, czemu Blaise? No czemu?
    Ehh, wpadłam w czarna dziurę rozpaczy...

    OdpowiedzUsuń
  12. No dobra, wczoraj (dzisiaj) czekałam do północy na rozdział. Trochę się zasmuciłam ale wie - złośliwość rzeczy martwych. Rozdział wspaniały. Wyjaśniło się wiele rzeczy. Ta relacja pomiędzy Draconem i Hermioną jest jeszcze gorsza niż śmierć Blaisa. Zastanawiam się, jak wyprowadzisz ten wątek. Czy Hermiona pomoże chłopakowi się pozbierać i wtedy "coś" się wydarzy....nie wiem. Rozdział fenomenalny. Warto było czekać, nawet na rozdział z takim zakończeniem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurczę... rozdział jak zawsze genialny a ja mam nadzieję że Draco miał jakiś plan mówił Voldkowi o tym przejściu no nwm że np te truposze ich zaatakują? xD

    OdpowiedzUsuń
  14. mam nadzieję, że odkręcisz śmierć Zabiniego jakoś, kurcze ąz trudno napisać komentarz patrząc na rozpiętość rozdziału.
    mam niedosyt po rozdziale muszę szybko przeczytać kolejny. nie wiem co jeszcze napisać. oczywiście, że jest świetny. słowa profesora jak zwykle mnie zadziwiają. cóż mogę jeszcze dodać? myślałam, że moment walki Draco z profesorem to ten z filmu gdy on "chce" go zabić, a tu takie surpise
    weny życzę xx

    OdpowiedzUsuń
  15. Zabilas mnie znow. Za kazdym razem. Czy chociaz namiastka szczescia ma racje bytu w zakonczeniu tej histori? Tak bardzo wkrecilam sie w ich opowiesc. Tak bardzo mi zal Zabiniego, tak bardzo zal mi ich z osobna i razem. Ich milosci.
    Jestem pod ogromnym wrazeniem dla twojej pracy, ta historia jest chyba maja ulubiona. Kazdy rozdzial mnie powala. Jest taka niebanalna... Klaniam sie nisko i pozdrawiam.
    Anta

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział fantastyczny. Jesteś naprawdę nieprzewidywalną autorką, bo nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć.. Szkoda, że Blaise nie żyje.
    Nie dziękuje, by nie zapeszyć przed maturką.:P
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział jest genialny! Nie znienawidzę cię za śmierć Zabiniego. Uwielbiałam go w tym opowiadaniu, ale wiem, że jego śmierć będzie początkiem do całkiem nowych, ciekawych wydarzeń ;)
    Zawsze cię podziwiam za to jak piszesz. Opisy są świetne! Szczególnie podobał mi się ten o tym, jak Draco dowiaduje się o śmierci Blaise'a - cudo ^^
    No i masz świetne teksty. Nie wiem czy sama je wymyślasz, ale przedstawione przez ciebie stopnie wkurzenia totalnie mnie rozwaliły :D Nie raz śmieje się jak głupia do monitora :D
    Cieszę się , że wreszcie dodałaś rozdział. Uwielbiam twoje opowiadanie, masz ogromny talent :*
    Pozdrawiam, życzę weny i mnóstwo czasu na pisanie.
    dark-family-dtb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. "Cóż jako autorka mogę Wam powiedzieć o rozdziale? Jest istotny.
    Początkowo nostalgiczny, chwilami smutny, momentami zabawny, czasem intrygujący, ale zakończenie.... znienawidzicie mnie za nie, prawda?"


    Tak... Nie mogłabym chyba powiedzieć nic innego. Skłamać... Aż do końca będę wierzyć, że to jakoś naprawisz.


    Kocham. Pozdrawiam... Lui...

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie ma słów, które mogłyby opisac ten rozdział. Nazwę go idealnie okropnym.
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, wiem że znów będziemy musieli długo czekać :(

    OdpowiedzUsuń
  20. Zabini?????!!!!!! Powaznie????? Jezu poryczalam sie.. Moja ulubiona postac, a w dodatku czlowiek, ktory sprawial, ze Draco stawal sie lepszy...
    Kurcze, brak mi slow... Rozdzial super. Jestes jedyna autorka, ktora sprawia, ze traktuje Cie jak najprawdziwsza pisarke, ktorej historie sa drukowane w ksiazkach..
    To opowiadanie wywoluje wiele emocji, zarowno pozytywnych, jak i negatywnych.
    Nic wiecej nie napisze, bo musze to przemyslec sobie na spokojnie.
    Nie masz co poprawiac w tym rozdziale ;)
    Pozdrawiam xoxo

    OdpowiedzUsuń
  21. Jezu... świetny rozdział ;d po prostu świetny... nie potrafię napisać nic więcej...

    OdpowiedzUsuń
  22. Kocham Twoje opowiadanie! To niesamowite,ale z każdym kolejnym rozdziałem to u czucie się pogłębia. Powiem więcej, nie wyobrażam sobie momentu w którym ta historia się zakończy, bo jestem od niej całkowicie i bezpowrotnie uzależniona.
    Co do samego rozdziału to jestem naprawdę ciekawa co dalej ze swoim życiem zrobi Malfoy po śmierci przyjaciela, czy będzie to moment w którym zmieni strony wojny?
    Jestem też zbulwersowana,że zdradził tajne wejście do Hogwartu Voldemortovi, dlaczego?
    Hm mam nadzieję,że już niedługo pojawi się nowy rozdział i chociaż część moich wątpliwości się wyjaśni.

    Yoko

    OdpowiedzUsuń
  23. A więc(tak wiem,że nie zaczyna się zdania od:a więc) nie za bardzo wiem jak ten komentarz sformułować.Na początek chciałabym opowiedzieć o mojej "nocnej przygodzie",podczas której co 10 sekund odświeżałam twojego bloga z nadzieją,że zobaczę nowy rozdział.Niestety złośliwość rzeczy martwych nie ma granic.No ale ja nie o tym.Dosłownie zabiłaś mnie tym rozdziałem.Musiałam go przeczytać 2 razy,bo za 1 jakoś nic nie ogarniałam i z całego rozdziału zapamiętałam może z 4 sytuacje(oczywiście nie chodziło tutaj o to,że rozdział mi się nie podobał,bo podobał bardzo,ale o to,że jakoś ogólnie dzisiaj nic nie ogarniam).Podczas 2 czytania płakałam praktycznie cały czas.W niektórych momentach miałam wrażenie,że jakby ktoś teraz wszedł do pokoju uznałby mnie za osobę chorą psychicznie.Otóż dlatego,że momentami ja nie płakałam,ja ryczałam,do tego śmiejąc się z tych ich dwuznacznych dialogów.Co ten "biały dementor" wysysał z Hermiony?Mam taką "cichą" nadzieję,że to była jej choroba.Oczywiście to właśnie śmierć Zabini'ego wstrząsnęła mną najbardziej.Całkowicie się tego nie spodziewałam,jak najprawdopodobniej każdy kto to czyta.W tym momencie musiałam zbudować tratwę z patyczków po lodach i pływam po moim prywatnym oceanie łez(nie podzielę się,zróbcie sobie własny).Mam nadzieję,że albo go jakimś cudem wskrzesisz,albo przynajmniej jego śmierć zbliży do siebie nasze ukochane Dramiony.Jesteś jedyną autorką fanfiction,której dzieło traktuję tak jakby to była prawdziwa,znakomita (wiem,że to słowo nie oddaje wspaniałości twojego opowiadania,ale nie mogę znaleźć innego) książka.Właściwie jeśli byłaby to książka to mogę śmiało powiedzieć,że to najlepsza jaką przeczytałam kiedykolwiek,a czytam bardzo dużo.
    Ok,muszę teraz jakoś zlikwidować ten ocean z mojego pokoju zanim moja mama go zauważy.Życzę powodzenia w pisaniu i kariery pisarskiej,która wykroczy poza granice internetowych Dramionów i wkroczy na półki każdej księgarni.
    PS.Ten komentarz jest raczej mało składny,ale musisz zrozumieć,że zbyt wiele emocji teraz mną rządzi więc nie do końca wiem co piszę.

    OdpowiedzUsuń
  24. Sporo się pośmiałam.
    Albo mi się wydaje, albo te opowiadanie trochę schodzi na psy.
    Tego Zabiniego mogłaś sobie darować.
    Popracuj nad techniką, momentami ciężko połapać się o co chodzi.
    Postaraj się szybciej dodawać notki.
    Mimo wszystko będę czytać Twojego bloga do końca, bo jest najlepszy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz, że ma popracować nad techniką i jednocześnie szybciej dodawać notki? To trochę z sobą nie współgra.. Mi osobiście bardzo się podobał, czuje klimat opowiadania, coraz lepiej go budujesz, a osobiście uważam że zabicie Zabiniego to świetny pomysł. Nie przejmuj się tymi co będą Ci kazać go wskrzeszać, Rowling zabiła wiele wspaniałych postaci i jakoś nikt nie narzekał na końcówkę.
      Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
    2. Szybciej dodawać notki? Kobieto, rozdziały mają po 40-50 stron, czasem więcej, autorka bloga studiuje, ma swoją rodzinę, przyjaciół, pracę, a Ty jeszcze mówisz, że ma dodawać częściej rozdziały? Może Ty spróbuj pisać i zobacz swoje efekty? Trochę empatii, ludzie!
      Pozdrawiam.

      Usuń
  25. Jejku, nawet nie wiesz co poczułam, gdy zobaczyłam nowy rozdział <3 Dziękuję Ci, bo tyle na niego czekałam.. Zaraz zabieram się do czytania, wiec zejdzie mi gdzieś do 3 ;p Pozdrawiam. / Kathleen.

    OdpowiedzUsuń
  26. Zawiodlas mnie.. Pisze to naprawdę z bólem serca, ale mam niedosyt. Te rozdziały juz nie są takie jak dawniej, a szkoda... Tak fajnie sie zapowiadało. :c Pozdrawiam i mam nadzieje, ze następne będą lepsze ;*

    OdpowiedzUsuń
  27. Zrób tak, żeby Zabini jednak żył, tylko uciekł gdzieś czy coś, błagam. Doceń zdanie swoich czytelników, większość chce, by nadal żył. Tak ładnie proszę :'(

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie zgodzę się z tym że rozdziały nie są takie jak dawniej. Wątek który obrałaś jest ciężki, a Ty mimo wszystko konsekwentnie prowadzisz go dalej. Robi się coraz poważniej i my jako czytelnicy liczymy na coraz więcej. Nie mogę powiedzieć że jestem zawiedziona bo nie jestem. Każdy kolejny rozdział jest coraz lepszy. Jedyne z czym mogę się zgodzić to fakt że szkoda mi Zabiniego. Odbieram to w taki sposób że ktoś musiał zginąć, padło na niego bo nie ukrywajmy, ale nie gra on pierwszych skrzypiec w tym opowiadaniu. Mam jednak cichą nadzieję że Hermiona i Draco nie podzielą losu Zabiniego. Mam też nadzieję że mimo wszystkich przeciwności losu opowiadanie zakończy się dobrze dla dwójki głównych bohaterów. Pozdrawiam i życzę czasu oraz pomysłów kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Och tak.. masz rację. Ja cię znienawidzę, ale tylko tak troszeczkę. Uwielbiam Zabiniego, a ty musiałaś go zabić. No wiesz ty co?
    Rozdział, pomimo kilku śmiesznych odzywek Draco i Hermiony jest smutny jak żaden inny. Teraz przez cały dzień będę o tym myśleć i trudno będzie poprawić mi humor.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział !
    Pozdrawiam.
    Avis.

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie komentowałam do tej pory żadnego rozdziału, ale teraz po prostu muszę. Jesteś genialną autorką, z chęcią przeczytałabym Twoją książkę niekoniecznie związaną z tematyką HP. Całe opowiadanie jest super, nie ma jakiś pominiętych wątków, wszystko jest jasne i łączy się z poprzednimi rozdziałami. Śmierć Zabiniego mnie bardzo poruszyła choć przeczuwała, że może się coś stać. To teraz niestety nasz słynny Harry Potter został wdowcem. Jestem ciekawa jak ta cała akcja się dalej potoczy. Życzę dużo weny :) i pozdrawiam
    Wierna Czytelniczka ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. http://docha5555.blogspot.com/ początkująca :D bądźcie wyrozumiali

    OdpowiedzUsuń
  32. Właśnie zaczelam czytac twojego bloga !
    Jest NIESAMOWITY ! <3
    Moja przyjaciolka kiedy przeczytala pierwszy rozdzial po prostu byla zachwycona ! :*
    zreaszta ja tez :>
    potrafie czytac go do pelnego ranka :) piszesz niesamowicie wgl nwm skad ty masz tyle pomyslow ! :*
    mam nadzieje ze kiedys moze napiszesz jakas ksiazke ( ewentualnie film :/ ) po prostu brak slow !
    jednym slowem ZAJEBISTE ! <3
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  33. rozdział jak zwykle cudowny tylko dlaczego musiałaś uśmiercić Zabiniego? tak go polubiłam byłoby super gdyby jednak okazało się że on żyje no ale trudno . pisz szybko nowy rozdział bo doczekać się nie mogę!! weny życzę !!

    OdpowiedzUsuń
  34. Jesteś po prostu zajebista :* ~Wojtek

    OdpowiedzUsuń
  35. Po przeczytaniu tego rozdziału czuję się pusta. Wyprana z uczuć.
    Tyle emocji, że musiałam robić przerwy w czytaniu by wszystko sobie w spokoju ułorzyć.
    Czytając to byłam pewna że to ten rozzidział w którym " dojdzie do czegoś więcej niż pocałunku". No w sumie Hermiona w stroju pielęgniarki sie z tym równa.
    Cała akcja w katakumbach... Bezbłędna. Emocje i tak mało dialogów, a jednocześnie tyle akcji i bezdźwięcznych rozmów.
    Zazdroszczę Ci że piszesz takie wspaniałe rozdziały.
    Żałuję tylko że Hermiona umiera. Ten upiór pewnie chciał wyssać z nie chorobę. I jestem ciekawa skąd bierzesz te teksty Dumbledora. Masz może takiego świrniętego staruszka za znajomego? Też takiego chce!
    Twoje rozziału są takie sentymentalne. Pewnie jakbym miała przeczytać całe Twoje opowiadanie tak na raz, to gdybym mogła, czytałabym je sama, w ciemnościach, z kubkiem czekolady, a na dworze padał deszcz. Rany ile emocji! Ide płakać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I czemu zabiłaś Blaisa? Mojego Blaisa? Ueeeeee

      Usuń
  36. świetny rozdział! po raz pierwszy od dawna mam nadzieje, na happyend! Mimo śmierci Blaisa , myśle ze zacznie się wszystko przejaśniać w końcu, bo to wpłynie jakoś na Draco. powinnaś napisać kiedyś książke i ją wydać. jesteś świetna

    OdpowiedzUsuń
  37. ŁOŁ
    to jedyne słowo, które przychodzi mi na myśl po przeczytaniu rozdziału.
    Różni się on od innych bo mało dialogów, a więcej opisów.
    Nie wiem co wymyslisz, zeby Hermiona przeżyła, ale jestem bardzo bardzo tego ciekawa.
    Motyw z Katakumbami i zagadkami łoł
    i śmierć Zabiniego na koniec...
    Jestem pod wrażeniem, warto było czekać!
    Życzę CI duuużo weny i żeby komputer się już nie psuł;p
    Pozdrawiam Angela:)

    OdpowiedzUsuń
  38. Genialny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  39. Zastanawiam się skąd ty bierzesz pomysły na to wszystko.. ALe dziewczyno jesteś nie z tej ziemi.. :D
    Rozdział powalający, strasznie długi, ale jak już dochodzi się do końca to chce się mimo wszystko więcej. Mówię ci napisz ksiazkę.
    Najbardziej się śmiałam z naklejki dzielny pacjent :P
    Pomysł z zagadkami świetny, masz mega wyobraźnie ja bym na pewno czegoś takiego nie wymyśliła.
    Zabiłaś Zabiniego ;( może jeszcze odżyje?
    Draco i Hermiona ich kłótnie sa boskie,relacja między nimi jest fajna nie przesłodzona, ale taka jaka powinna być. Mroczne to opowiadanie, lubię takie .
    :D
    pozdrawiam i życze dużo weny :****

    OdpowiedzUsuń
  40. Dlaczego ?? Czytam twojego bloga chyba już ponad rok, uwielbiam go i z niecierpliwością czekam na następne rozdziały, ale powiedz mi czemu ON ? Przez tą sytuację może i Draco zacznie bardziej myśleć o zmianie strony, ale teraz już nie ma nikogo. Może i ma Mione, ale między nimi nic nie ma, nie może do niej podejść i przytulić ją. Bo może i czują coś do sb, ale nic nie zostało powiedziane na głos, oni teoretycznie się nienawidzą.
    Mam nadzieję, że jak Draco jest dziedzicem Merlina to bd mógł go jakoś wskrzesić. Proszę Cię niech ON wróci.
    Tak z innej strony, rozdział jest interesujący i skrycie liczę na to, że na następny nie bd trzeba tyle czekać ; )
    Dużo weny, Bella ; ))

    OdpowiedzUsuń
  41. Skończyłam czytać ten rozdział już wczoraj ale byłam na telefonie i nie miałam jak napisać kilka słów na temat tego rozdziału. Powiem szczerze, że był smutny ale gdzieniegdzie można było znaleźć przebłysk humoru. Co do Zabiniego nie jestem na ciebie zła, że tak się to wszystko potoczyło i zarazem skończyło. Myślę, że to chyba kluczowy moment w kolejnych rozdziałach. Jak zwykle pięknie napisany, nie można go porównać do innego bloga. Popłakałam się na koniec (beksa ze mnie) i od razu rozmyślałam co będzie potem.. Hermiona dowiedziała sie o tym i jej reakcja była trafna i teraz pytanie co będzie dalej z Draco. Trochę mało mi tutaj Dramione, na pocałunek nadal liczę i mam nadzieje, że się W KOŃCU kiedyś pojawi (bo pojawi się, prawda?). Mam nadzieję, że na kolejny nie będzie trzeba czekać tak długo, ale rozumiem też, że masz własne życie. Dużo weny i wolnego czasu x

    OdpowiedzUsuń
  42. Na Merlina! skąd Ty bierzesz takie pomysły? ;>
    bardzo mi się podobał pomysł z Katakumbami.
    jak zwykle coś się dzieje, każdy rozdział, to inna przygoda- lubię to :D
    zakochany Draco taki uroczy ;3
    ja mam pewne podejrzenia co do "wysysania życia" z Hermiony. po tej wypowiedzi Dumbledora i obserwacji Draco pewien pomysł wpadł mi do głowy. na razie nic nie zdradzam, choć jeśli się potwierdzi to będzie bardzo dobrze ;)
    serce mi się złamało pod koniec. jak to? Zabb'a już nie będzie? :(( ten jego wieczny humor.. od razu przypomniał mi się Kac Hogwart i aż się płakać chciało :cc
    boję się o Draco.. jak on sobie z tym poradzi? śmierć Blaise'a, choroba Mionki, już nie wspominając o jego "obowiązkach"..
    wiele bym tu jeszcze napisała, ale nie chcę przynudzać.. po prostu rozdział cudowny jak zawsze :)
    czekam na rozwój akcji i Dramione!
    Pozdrawiam,
    miłej majówki <3,
    SWK <3

    OdpowiedzUsuń
  43. Skończyłam! 2.5 h. Tyle mi zajęło przeczytanie. Cóż powiedzieć rozdział cudzy. Zresztą jak zawsze. Pewnie. Alexis nie ma co robić po nocach tylko czyta... jest 5... chyba powinnam isc spać. Moje zadanie wykonane rozdział przeczytany.
    Pozdrawiam Alexis Nott :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj , oj . Ale twój blog też jest super Alexis ♡ Czytam wasze blogi caały czas , większość dnia i połowa nocy poświęcona na wasze opowiadania . Mi jakoś nie szkoda Zabiniego bo wiem , że coś z tego będzie :) Czekam na kolejne notki , tak jak na Alexis :) Jeszcze jedno . Na brak weny polecam sernik xd
      Pozdrawiam.

      Usuń
  44. Jeśli Zabini nie zmartwychwstanie i nie zamieni się w wampira bądź Draco nie wymyśli jakiegoś sposobu, by ściągnąć przyjaciela z zaświatów (a wiemy, że jest zdolny pójść za nim nawet do Piekła), to jest szansa, że przestanę płakać.
    A teraz serio:
    DLACZEGO? ;________________________;
    Blaise to najwspanialsza, najbarwniejsza, najzabawniejsza (razem z Malfoyem), najcudowniejsza i najukochańsza postać! Jak tak można?
    Pff, i tak wierzę, że Zabini siedzi teraz uwięziony w lochach, pluje krwią na posadzkę i przeklina swoich towarzyszy, którzy uciekli i mu nie pomogli, a Draco rzuca klątwy na swoich podwładnych lub siedzi na fotelu w pokoju wspólnym, pali jednego papierosa za drugim i snuje w myślach plan ucieczki swojego najlepszego przyjaciela. Przecież Zabini i Hermiona to jedyne postaci, które utrzymywały go przy zdrowych zmysłach! To jedyne osoby, na których mógł polegać, które nauczyły go, że nie ma rzeczy tylko czarnych i tylko białych!
    Jestem taka zrozpaczona po jego śmierci, że nie przestaję płakać.
    "Przestań, głupia, to tylko literki na czarnym tle, one nic nie znaczą!" - a właśnie, że znaczą i to wiele.
    No nic, piękny rozdział, inny niż wszystkie i tak bardzo smutny... Okay, już się nie użalam nad sobą :)
    Weny, kochana, mnóstwo wolnego czasu, żebyś też miała trochę odpoczynku no i samych wspaniałych czytelniczek - komentujących (nie, ja się do nich nie zaliczam, jestem zbyt leniwa, by pisać komentarz pod każdym rozdziałem, ale wciąż z tym walczę, czego wynik właśnie czytasz :'D).
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też mam nadzieję że mimo wszystko Zabini żyje!

      Usuń
  45. " Ona umiera...
    Jego kolejny jeszcze cichszy szept został porwany przez gwałtowniejszy podmuch zimnego wiatru i uderzył jak ostre norze w stojącego obok chłopaka"
    Ledwo zaczęłam czytać i patrze a tu taki byk!! wydaje mi się że tam powinno być noże a nie norze. Trochę mnie skonfundowalas tą literówka... :D. W każdym razie wracam do czytania

    OdpowiedzUsuń
  46. Uuuuuuu .... świetny rozdział. Chyba nie mam siły na napisanie czegoś więcej bo ... poprostu brak słów.. Pochłonełam ten tekst tak szybko ,że teraz trochę żałuje ,bo muszę czekać na kolejny. Z całego serca życzę weny w pisaniu i miłych ostatnich chwil majówki. Pozdrawiam LittlePoland ♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  47. cuuudowny rozdział <3
    czyżby ten "biały dementor" chciał wyssać z Hermiony chorobę?
    i czy Malfoy wybierze tą lepszą stronę? aaaa nie mogę się doczekać nowego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  48. COOO?!! Nieee!
    Jak mogłaś uśmiercić Zabiniego?!
    Moja ulubiona postać nie żyje.. Deprecha jak po śmierciach Syriusza i Remusa ;((
    Rozdział smutny, z zabawnymi momentami, ale smutny.
    Zupełnie mi nie przeszkadza, że w Twoim opowiadaniu nie ma za dużo przesłodzonych akcji dramione. Wręcz za to tak lubię tego bloga. :p
    PS Niech Blaise jenak żyje. Prosimyyy!
    http://mobini.pl/upload/files/128/746/774/940/247/956_shrek_2_puss.jpg

    OdpowiedzUsuń
  49. jedyne co mogę powiedzieć o tym rozdziale to to, że jest CUDOWNYYYY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    ale Draco... traci Hermione... stracił najlepszego przyjaciele Zabiniego.... co teraz zrobi.. mam nadzieje, że zmotywuje go tylko do tego, aby przejść na drugą strone.. na dobrą strone....

    rozdział przefantastyczny!!

    pozdrawiam !
    i życze Weny,
    Asiaaa

    OdpowiedzUsuń
  50. a moim zdaniem zakończenie było naprawdę dobre :)

    kolejny świetny rozdział , trochę odpuściłam sobie wykłady, żeby mieć czas na czytanie, ale było warto !! :P

    kolejny genialny rozdział, czyżby Hermiona wyzdrowiała ?
    Jestem bardzo ciekawa czy przez Blaise'a ( którego mi bardzo szkoda) Draco zmieni stronę ? No mam nadzieję, że tak, ale pewnie nie od razu bd tak kolorowo:P

    Weny, weny i jeszcze raz weny ! Żebyś nam jak najszybciej dała kolejny rozdział ! :)

    OdpowiedzUsuń
  51. Kocham Twoje opowiadanie!
    Rozdział jak zawsze świetny. Szkoda mi Zabiniego... :( Czytając komentarze stwierdzam że nie tylko mi wydaje się że ten upiór "wyssał' z Hermiony chorobę. Czekam niecierpliwie na następny rozdział i życzę dużo weny.

    Lily Gastrenge

    OdpowiedzUsuń
  52. Rozdział jak zwykle wspaniały. Mam nadzieję, że z Hermioną będzie wszystko w porządku i Draco przejdzie na drugą stronę. Szkoda, że Zabini nie żyje. Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie, życzę dużo weny i wolnego czasu! :)

    OdpowiedzUsuń
  53. Jak zwykle po przeczytaniu nowego rozdziału nie wiem co chciałabym napisać. Oczywiście zawsze chcę przekazać moje wsparcie i zachwyt, jednak za każdym razem nie umiem ubrać tego w słowa. Tyle fragmentów mi się podobało, oczywiście i jak zawsze, za najlepsze uważam dialogi między Hermioną a Draconem, piszesz je mistrzowsko. No ale tak na dobrą sprawę, to tyle umiem powiedzieć o rozdziale. Był przejmujący i mam ochotę cię, droga autorko, rozstrzelać za zakończenie, no ale cóż twoja wizja, nie będę wnikać, chociaż rozpacz się ze mnie wylewa. A właśnie! Dialogi między Blaisem i Draconem też był świetne, szkoda, że to już koniec. W ogóle dochodzę do wniosku, że dialogi z Draconem są super. Ciekawe spostrzeżenie. Mam nadzieję, że uda ci się napisać nowy rozdział najszybciej jak się da, czyli mniej więcej za miesiąc, jak można wnioskować po częstotliwości dodawania rozdziałów. Cieszę się, że piszesz, nie porzucasz i cały czas masz nowe świetne pomysły. Dlaczego mam wrażenie, że ten przerażający upiór wyssał raka z Hermiony?
    Pozdrawiam ciepło [dramione-want]

    OdpowiedzUsuń
  54. Cudowny rozdział jak zawsze z resztą. A ten pomysł z katakumbami - skąd Ci się to bierze wszystko zazdroszczę strasznie takiej wyobraźni i umiejętności ubierania jej w słowa!
    A co do wydarzeń z rozdziału to nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale Draco powstrzymał tego ducha/upiora przed wyssaniem "tego czegoś" z Hermiony, bo myślał, ze chodzi o jej życie, prawda? Wiec jeśli to jednak był rak to jej nie zdążył uzdrowić? Ale może Draco z tymi swoimi nowymi super mocami będzie w stanie uleczyć Hermione?
    No i coś przeczuwam, ze Draco jednak nie przejdzie na dobra stronę i nowe moce wykorzysta by pomoc Voldemortowi wygrać, skoro powiedziałaś, ze druga część opowiadania będzie mroczna ;/
    Oczywiście przykro, że Draco stracił najlepszego kumpla, ale rozumiem, że było to konieczne by sprowokować Draco do... no właśnie nie wiem do czego, ale pewnie dowiem się w następnym rozdziale co wymyśliłaś :)
    Już nie mogę sie doczekać!
    Pozdrawiam i trzymam kciuki, by wena szybko do Ciebie przyszła razem ze sporą porcją wolnego czasu na pisanie ;)
    P.S. Czy mogę mieć osobistą prośbę? Czy któryś z następnych rozdziałów mógłby się ukazać 30 lipca? W miarę możliwości oczywiście, to tylko taka prośba jako, że ta data zbliża się nieubłaganie. To data moich 30 urodzin i bardzo bym się cieszyła na taki prezent :) nowy rozdzialik mojego ulubionego opowiadania - to byłoby coś, ale oczywiście zrozumiem jeśli się nie uda.

    OdpowiedzUsuń
  55. Wpadłam na twojego bloga 4 dni temu i się zakochałam <3
    Przed chwilą skończyłam czytać też 44 rozdział i nadal płaczę ;-;

    Weny życzę i czekam na następny rozdział <3
    /Avadi

    OdpowiedzUsuń
  56. To jedno z najlepszych Dramione jakie czytałam, po prostu perfekcyjne. Nic dodać nic ująć. Muszę jednak przyznać, że trochę się załamałam tą śmiercią Blaise, to zaraz po Draco, mój ulubiony bohater. Kocham twój styl pisania i sposób w jaki to robisz, z zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie :)

    http://bl4ck-b3auty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  57. No nie.! No proszę, nie, błagam Cię.! Nie rób tego. Proszę, nie uśmiercaj Blaise'a. Nie rób mi tego. Tylko nie On. Proszę, niech to okaże się tylko jakimś koszmarem, bo mam ochotę się obudzić. Niech to będzie pomyłka, a On gdzieś się poraniony ukrywa. No proszę. On jest naprawdę ważną postacią. Jest dla Dracona jak brat. Zawsze przy Nim był. Proszę nie zabieraj nam tego. Proszę.
    A jeśli chodzi o resztę, to rozdział jak zwykle wspaniały. Te emocje, które wzbudza. Cudeńko.! Coś mi się wydaje, że ten "potwór" wyssał z Hermiony chorobę. Mam taką nadzieję. Ona nie może umrzeć. Jest potrzebna Draconowi. A On Jej. Ale oczywiście, to Twoja historia. Mam ttylko nadzieję, że zakończysx hisorię szczęśliwie. <3
    /98Emma
    PS. Jak zwykle nie mogę wyjść z podziwu dla Twoje wyobraźni i tych tekstów, które piszesz. Te dialogi są genialne. TY jesteś genialna. Życzę weny. <3

    OdpowiedzUsuń
  58. świetn rozdział, niestety smutny :( Blasie (*) miejm nadzieję, że Hermiona jakoś pocieszy Dracona, żeby on tylko wrócił do Hogwartu. Podziwiam Twoje zdolności pisarskie i fabułę, nigdy nie lubiłam Dramione ale teraz wielbię :) tylko Twój blog wydaję mi się jakiś sensowny, bo Draco i Hermiona stopniowo się do siebie przekonują, a nie tak jak w innych .. :) nie chcę CIĘ pośpieszac ale czekam niecierpliwie na kolejną dawkę ;) traktuję Twojego bloga jako ostatnią część HP ( nie licząc Insygni )
    Pozdrawiam ;)
    ~~Liza

    OdpowiedzUsuń
  59. Nie przejmuj się niektórymi komami , rozdziały są świetne, oczywiste jest to że akcja niekiedy zwalnia ludzie!

    OdpowiedzUsuń
  60. Witaj!
    Nominowałam cię do Liebster Blog Award;)
    Pytania znajdziesz tutaj: http://niekoniecznie-rywalizacja-dramione.blogspot.com/
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  61. Rozdział jest genialny, wybacz mi proszę, że tak późno komentuję, mimo że rozdział ten przeczytałam już dawno.
    Motyw ze śmiercią Zabiniego według mnie jest jak najbardziej udany. Nie wiem za bardzo czemu, po prostu pasuje mi tutaj.
    Pomysł z tymi katakumbami... Jeju, genialny. Przez cały czas miałam ciarki na całym ciele, serio. Potrafisz tak idealnie opisywać emocje...
    No i sama nie wiem co jeszcze napisać. Jestem ciekawa o co chodzi z tymi "białymi dementorami". Czy rzeczywiście odebrały Hermionie chorobę? Sama nie wiem co myśleć, w mojej głowie tworzą się różne scenariusze :P
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    No i.. nie przejmuj się jak coś tymi anonimami na górze. Moim zdaniem z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej (o ile to jeszcze możliwe), i nadajesz opowiadaniu jeszcze więcej emocji i w ogóle wszystkiego xD

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  62. Witam. Po pierwsze chciałbym ciebie powadomić, iż twój blog wywarł na mnie ogromne wrażenie. Nigdy nie spotkałem się z świetnie wciągającą akcję. Śmiało można powiedzieć, że jestes lepsza niż sama Rowling. Twoje opowiadania czytam od samego początku, ale dopiero teraz odważyłem się skomentować, gdyż żadne słowa nie są w stanie opisać ogromu twoich niesamowitych rozdziałów. Z utęsknieniem czekam na kolejny. Cieszę się, że wprowadziłaś dramatyczne elementy, a zwłaszcza ubarwiłaś historię Dracona np. wprowadzając wątek o jego przeznaczeniu i jego wewnętrznej walce; po której stronie ma stanąć. Mam wrażenie, że twoja powieść jest podobna do nieudanej miłości Severusa i Lily, co jest dużym plusem. Podsumuwując moje życie nabrało barw. Sam stworzyłem bloga z przyjaciółką, prawde mówiąc dopiero zaczęliśmy, ale zachęcam Ciebie do odwiedzenia naszego bloga o Dramione. Twoja opinia byłaby dla nas bardzo ważna.
    www.co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  63. Rozdział cudowny i choć jak to mówią niedosyt wzmaga pragnienie,to mam nadzieję,że nie każesz bardzo długo czekać.Zawsze jak czytam nowo znalezione dramione to sobie myślę"tym razem to będzie zapierająca dech w piersiach perełka"-Tym razem się sprawdziło.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    http://niekoniecznie-rywalizacja-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  64. Witam! W końcu Cię dogoniłam! Twój blog jest niesamowity i zaskakujący. Znienawidziłam Cię jak zabiłaś kotka, a co dopiero Zabiniego. No ale ty jesteś autorką i nie mogę narzekać. Z niecierpliwością i niedosytem czekam na nn :)
    Ps. Kiedyś wydasz książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  65. Nie dawno dopiero trafiłam na twój blog i szczerze? tak mnie wciągnął że nawet nie miałam chwili by ci napisać jakie wywarł na mnie wrażenie. Piszesz świetnie ale z jednym masz racje - nienawidzę cię za tą końcówkę.... ale trzeba przyznać czapki z głów rozdział świetny :D z niecierpliwością czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  66. Wiem,ze nie bierzesz udziału w nominacjach, ale mimo to postanowiłam Ciebie nominować. Nie musisz brać w tym udziału :). Jestem po prostu zauroczona tą historią.
    Mój blog :
    http://co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com/2014/06/na-skraju-wytrzymaosci.html
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  67. Jedyne co pozwoliło mi się lekko uśmiechnąć po tym rozdziale to fakt, że przypomniałam sobie o Draco który miał przyjść na pogrzeb w różowej sukience.
    Załamałaś mnie tym końcem.
    Chciałam tylko jeszcze powiedzieć że poznałam twoje opowiadanie trochę ponad tydzień temu i nie mogłam się od niego oderwać, wolałam nie spać całą noc ale poznać ciąg dalszy historii.
    Z całego serca dziękuje Ci za tak piękne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  68. jak mogłaś uśmiercić Zabiniego ? Jak ? :(
    Coś mi sie zdaje, że to będzie przełomowe dla Draco ( biedny On) :( Czy z Hermiony te istoty czasem nie wysysały choroby ?
    moze one są jednak dobre? Draco jako dziedzic Merlina <3 tak bardzo grać naszymi uczuciami... pozdrawiam Karmelovemango

    OdpowiedzUsuń
  69. Zostałaś nominowana do Liebster Award!
    Więcej informacji na moim blogu: http://jednoczesniedwieosoby.blogspot.com w zakładce "♣Liebster award" :)

    OdpowiedzUsuń
  70. Genialny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  71. Z radością Cię zawiadamiam, że zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Award!:)
    http://embroiledlove-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  72. Jejku długo tu nie zaglądałam, i postanowiłam jeszcze raz od nowa przeczytać, przy czym tak się wciągnęłam że czytałam przez 5 godzin do piątej nad ranem chociaż już spałam to i tak próbowałam dalej przeczytać do końca i w końcu mi się udało. :) Ja Cię dziewczyno po prostu uwielbiam, masz ogromny talent i kocham twoje opowiadanie, życzę weny i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
  73. To, co tutaj tworzysz jest niesamowite. Wzrusza do łez.

    Zapraszam do siebie, dopiero zaczynam: http://potterheadnazawsze.blogspot.com/#_=_
    :))

    OdpowiedzUsuń
  74. Kiedy nasttępny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  75. Świetny rozdział. Ciekawa jestem, jak wyjaśnisz sprawę choroby Hermiony, no bo przecież ona chyba nie umrze, nie? :D Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  76. Dobry pomysł! Nie wpadłam na to... :D

    OdpowiedzUsuń
  77. kiery rozdział? daj znać prosze nie moge sie doczekac...

    OdpowiedzUsuń
  78. Wczoraj wpadłam na twojego bloga. Zupełnie przez przypadek. A dzisiaj? Skonczyłam czytać ten oto rozdział. Co mogę powiedzieć? Jeju,to jest takie piękne że masakra. Oczy bolą mnie nie miłosiernie ale było warto
    życzę dalszej weny i chęci do pisania
    x

    OdpowiedzUsuń
  79. Niedawno temu, przez przypadek wpadłam na twojego bloga. Przeczytałam pierwszy rozdział, drugi... Nie były one jakieś mega ciekawe, ale były interesujące. Sama wiem, bo piszę opowiadania, że początki są trudne. Czytałam i czytałam. Zainteresowało mnie. Nie była to jakaś banalna historyjka, w której Draco i Hermiona są parą po dwóch rozdziałach, nie. Czytałam także, ponieważ piszesz długie rozdziały. Jedyne co jest trosze przygnębiające to to, ze dodajesz rozdziały tak rzadko... Rozumiem, brak czasu itd. , ale choć raz na tydzień, dwa? No nic, Twoje opowiadanie. Jest świetne więc poczekam :D Życzę weny oraz gratuluję talentu pisarskiego, to rzadki i wspaniały talent <3 !!!

    OdpowiedzUsuń

  80. http://potterheadnazawsze.blogspot.com/ Zapraszam na 1 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  81. mam nadzieje ze nie przesuniesz po raz kolejny daty publikacji..

    OdpowiedzUsuń
  82. To nie jest moje pierwsze dramione ale w ciągu dwóch dni przeczytałam całe z zapartym tchem, praktycznie nieśpiąc w nocy. Przed przeczytaniem twojego opowiadania dzieliłam dramione na trzy grupy 1.infantylne uczucie 2.nudne 3.najcudowniejsze! Twoje zalicza się do grupy trzeciej chociaż ono się nigdzie nie zalicza jest po prostu przewspaniałe do tej pory jedno dramione spodobalo mi się tak bardzo jak twoje a przeczytałam ich już mnóstwo! Kocham to uczucie jakie rodzi się między Hermioną i Draco, to jak Draco o nią dba i kocham twój styl, tak cudownie oddziałuje na wyobraźnie! Uwielbiam połączenie tej pary, są jak ogień i woda i mimo to uwielbiam gdy w końcu się łączą ale nie tak od razu tylko po wielu trudach i wielu chwilach spędzonych razem. Mimo to że się ranią to i tak są razem

    OdpowiedzUsuń

  83. http://potterheadnazawsze.blogspot.com/ Zapraszam, dopiero zaczynam :))

    OdpowiedzUsuń
  84. kiedy pojawi się nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  85. Jejku juz tyle czekam, kiedy pojawi sie nowy rozdzial ? :c

    OdpowiedzUsuń
  86. Wow..... Tym rozdziałem zabiłaś mnie. Czemu Blaise????? No nic.... Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  87. Zostałeś/ łaś nominowana do Liebster Awards!
    Więcej na : vampireacademyromitri.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  88. o nieee, jak niedługo nie dodasz rozdziału to Cie znajde w tej Gdyni, bo też tam mieszkam i osobiście nakopie Ci do dupy, że każesz tyle czekać swoim wiernym czytelniczkom!!!
    ale tak serio to daj już ten rozdział plis :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie slowa nie zawsze motywują ... każdy ma swoje problemy i jeśli są tu prawdziwi wierni fani jej opowiadania to poczekają a Ty tak nie naciskaj tylko wspieraj jakoś jak inni.

      Usuń
  89. Poczekamy tyle, ile trzeba :) Masz w nas wsparcie i wierz mi: nie odpuścimy, dopóki nie dodasz rozdziału. Powtórzę jeszcze raz:) POCZEKAMY :)

    OdpowiedzUsuń
  90. Świetny blog!
    Trafiłam na niego niedawno i muszę powiedzieć, że jest naprawdę niezły.
    Ja dopiero zaczynam stawiać tu pierwsze kroki razem z moim dramione i również zachęcam wszystkich do czytania :D

    http://dramione-magic-of-love.blogspot.com/

    ~Sevie ;3

    OdpowiedzUsuń
  91. Icamna... :(
    Będzie dobrze, musi być! Poczekamy tyle, ile tylko chcesz. Byle tylko wszytko się ułożyło.
    Wracaj szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  92. Mam nadzieje ,że uwolnisz się od problemów, są ważniejsze niż to kiedy wrócisz! poczekamy ile zechcesz, dopóki mamy nadzieje że coś przeczytamy kiedyś to poczekamy.

    OdpowiedzUsuń
  93. Rozdział super ! I niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń

  94. http://potterheadnazawsze.blogspot.com
    Zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  95. Stwierdzam iż... JESTES CUDOWNA <3
    potrafisz przeniesc mnie ze zwyklego czytania do zupelnie nowego swiata, pelnego romantyzmu i realizmu(jak na .K Rowling xdxd) mam 15 lat i wedlug mnie powinnas jak najszybciej szukac dobrego wydawcy bo masz talent i widac ze to lubisz :) wiec zycze powodzenia i czekam na twoja autorską ksiazke ;) pozdrawiam
    Ps.Nie trzymaj nas tak dlugo w niepewnosci <3
    Twoja fanaka :-*

    OdpowiedzUsuń
  96. Icamna co sie z tobą dzieje? Tak długo cię nie ma......martwię się o cb :'( wszyscy z cierpliwością czekamy na napny rozdział i prawie 3 miesiące to dużo czasu moim zdaniem....przynajmniej napisz że nic ci nie jest itp.Mam jednak dużą nadzieję że nie długo sie pojawisz :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież napisała -_-

      Usuń
    2. Wiesz nie wiedziałam bo właściwie tego bloga cały czas na telefonie śledzę.a w wersji na komórkę nie ma proroka codziennego.

      Usuń
    3. Ja tak samo się trochę martwię . Także jestem 24h na telefonie i nie mam takich informacji .

      Usuń
  97. Znalazłam tego bloga już bardzo dawno temu, jednak dopiero ostatnio nadrobiłam wszystkie rozdziały. Zupełnie nie wiem czemu nie zrobiłam tego wcześniej?!
    Piszesz świetnie, te wszystkie dialogi, przygody, stosunki międzyludzkie, w ogóle całość opowiadania jest dla mnie świetna!
    I do tego długość rozdziałów, jak dla mnie jest fantastyczna. Nie wiem ile spędzasz czasu nad jednym rozdziałem, ale czytając to wszystko czuje, ze dobrze się przy tym bawisz.
    Świat, który stworzyłaś wciągnął mnie do tego stopnia, że robiąc inne rzeczy w ciągu dnia zastanawiałam się co będzie dalej w tym opowiadaniu, jak to się wszystko dalej potoczy.
    Rozdziały czytałam jeden za drugim, po kilka godzin dziennie, byle tylko dowiedzieć się więcej.
    Wiele rzeczy mnie zaskakiwało i wiem, ze jeszcze wiele zaskoczy :-)
    Masz ogromną wyobraźnię! To dla mnie niesamowite.
    Ostatnie rozdziały dużo pokazały, a ostatni chyba wywarł na mnie, jak i na wszystkich duże wrażenie.. Ciekawi mnie teraz co będzie dalej, jak to się na wszystkich odbije..
    Jeszcze raz napisze, jesteś świetna! Chce więcej tej historii!
    Masz talent i cieszę się, że tutaj trafiłam. Miło wiedzieć, że moi rówieśnicy potrafią stworzyć cudowny świat, w którym inni mogą się zatracić i oderwać od rzeczywistości, która czasem daje w kość.
    Pozdrawiam Cię ciepło, życzę weny :-)

    OdpowiedzUsuń
  98. Wracaj do nas jak najszybciej Kochanie. Nie mogę się doczekać kiedy będziesz.

    OdpowiedzUsuń
  99. Kiedy wrócisz?

    OdpowiedzUsuń
  100. Witam:) Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger Award i The Liebster Blog Award, szczegóły tutaj: http://ironia-losu.blogspot.com/p/nominacje_14.html

    OdpowiedzUsuń
  101. BŁAGAM DAJ CHOC TROCHE

    OdpowiedzUsuń
  102. Jeju jak dobrze ze bedziesz :)czekam sb tu na rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
  103. Uwielbiam Twój blog!! Czekam na następny rozdział :D
    Oddana twej wenie i geniuszowi Lulu

    OdpowiedzUsuń
  104. Jak dobrze że wróciłaś : )
    Nie mogę doczekać się rozdziału nawet gdyby miał mieć trzy wersy i tak bym się cieszyła .
    Mam nadzieje że wszystko już dobrze i odpoczęłaś.
    czekam cierpliwie i życzę weny .

    OdpowiedzUsuń
  105. Z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział! Mam nadzieję że pojawi się przed rokiem szkolnym, bo nie będę w stanie się skupić na lekcjach :D jestem cichym czytelnikiem, to mój pierwszy komentarz, chciałam zachęcić do dalszego pisania, nic na przymus oczywiście :) chcę tylko życzyć weny i wszyscy czekamy na kolejny rozdział! :D nie przejmuj się jeśli termin się kończy a masz tylko kilka stron, my i tak będziemy to opijać szampanem i skakać pod sufit :3

    OdpowiedzUsuń
  106. oczywiście czekam :) mam nadzieje, że to już niedługo !! :) pozdrowienia :)
    Asiaa

    WENY !!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  107. Równocześnie kończąc czytać ten rozdział skończyłam paczkę chusteczek, piszesz genialnie. Mam nadzieje ze jak najszybciej pojawi się kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  108. Mam pewne przeczucie co do tego "stwora" . Tak sobie myślę , że ta zjawa wyssała z Hermiony chorobę a nie próbował wyssać życie . Sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć . Ciągle mnie dręczy co zrobi Draco . Co do śmierci Zabini'ego , mam nadzieję , że masz co do tego plany :) Ogólnie to bardzo dużo czasu poświęcam na czytaniu twojego bloga , po raz kolejny . Za każdym kolejnym razem czytania mam coraz większy uśmiech na twarzy . Uwielbiam go czytać ! Po prostu , czasami czuję się jakbym tam była . Jakbym stała obok i wszystko widziała z bliska , choćbym mogła wyczytać z ich umysłów uczucia , jakie się w nich rodzą z każdą kolejną chwilą spędzoną w swoim towarzystwie . Mm .. Po prostu jestem w ósmym niebie jak to czytam . Na więcej weny proponuję sernik :)
    Pozdrawiam A.S

    OdpowiedzUsuń
  109. Ave!
    Natknęłam się na Twoje opowiadanie tak gdzieś z półtora tygodnia temu u Neli B. i dzisiaj skończyłam czytać WSZYSTKO i mogę odetchnąć z ulgą, bo znów będę mogła się wyspać. Na dobry początek chciałam Cię pochwalić za wspaniały, lekki i zachwycający styl pisania. Czasem widzę niedociągnięcia, typu brak "ł" (z przykrością stwierdzam, że z całego "czasem", to jest akurat "często") ale przymrużam na to oko, a nawet dwa. Chciałabym kiedyś Ci dorównać, ale na razie muszę się zadowolić swoimi nędznymi umiejętnościami. Biję pokłony w Twoją stronę i wyśpiewuję pieśni oraz arie pochwalne. Szczęka opada mi do ziemk, gdy widzę, jak dużo tekstu piszesz. Niczym sama Rowling. Jeszcze raz, pokłon! Zdaję sobie sprawę z tego, że napisanie takiej ilości słów i wymyślenie tego, zajmuje sporo czasu, także czekam z niecierpliwością. Co ja jeszcze chciałam... Ach, jak czytam Twoje wypociny, raz się śmieję (np. na ,,Kac Hogwart"), a innym razem płaczę jak bóbr (np. na ,,Rozbitkowie''). Cud, miód i maliny <3

    Co do tego rozdziału, to raz chichotałam jak głupia, a innym razem płakałam. Pytanie tylko ,,Czemu Blaise"? To była (JEST) jedna z barwniejszych, zabawniejszych i bardziej zboczonych postaci. ,,Zmartwychwstań go" no! To była (JEST) osoba, bez której Draco sobie nie poradzi. Blaise plasuje się w tej tabeli po Granger. Uwielbiałam Zabini'ego, zresztą nadal uwielbiam i czuję się tak, jakbym sama straciła najlepszego przyjaciela. Kiedy doczytałam do końca, śmiało mogę powiedzieć, że zabiłaś również mnie.

    Jeśli chodzi o te głupie Katakumby... Prędzej bym uciekła z piskiem, niż tam weszła. Te dementoro-podobne zjawy... Coś mi się wydaje, że one wcale nie chciały Miony zabić, od pierwszej chwili to wiedziałam, a gdy doczytałam do momentu rozmowy Dumbledor'a z Malfoy'em o tych stworach, powiedziałam ciche: ,,Ha! Miałam rację!" Niepokoi mnie jednak sam Malfoy i to, że zdradził Śmierciożercom wejście do zamku. Ale Draco się nawróci, powiedz, że tak ;-;

    Zmierzam powoli ku końcowi tego komentarza, ale zanim odejdę, to chciałam jeszcze powiedzieć, że ta historia to nie zakończy się Happy Endem (przynajmniej w moim odczuciu), gdzie Draco i Miona odjeżdżają na rumaku w stronę siedmiokolorowej tęczy i zachodzącego słońca. Z tego opowiadania płynie tak wiele prawdziwości... Pokazujesz w bardzo piękny sposób, że życie to brutalna walka o wszystko. Kłaniam się nisko.
    ~ Potterhead.

    OdpowiedzUsuń
  110. Ja nie lubię Dramione. Ja nie cierpię tchórzliwego Dracona i jego idiotycznych faneczek. Nie znoszę Hermiony, która wraca do Hogwartu jako laska itd. A twojego bloga naprawdę lubię, mimo błędów, których ci zaraz trochę powytykam, bo choć masz mnóstwo komentarzy, to jakoś nikt tego nie zrobił (no ale ja tego tak nie zostawię).
    Ludzie! To jasne, że Hermiona nie umrze, skoro Icamna planuje napisać życie Dracona z Hermioną po kilku latach do przodu. I jasne jest też to, że ten stwór wyssał z niej tę chorobę. Szkoda, że Blaise umarł. On, Ron i Harry są moim Golden Trio w tym fanficu. :((((((((((((((((((((((((((((((((((((((
    Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli nastolatka wypisze ci kilka błędów, ja zawsze to robię. Nie będę oczywiście wypisywać wszystkich, tylko poszczególne "rodzaje". :)
    1. "Były dni, w których chowała się przed całym światem, były też takie kiedy rozpaczliwie szukała kontaktu z drugim człowiekiem" - przecinki przed "kiedy"!
    2. "Nie oddałaby żadnej chwili ze swojego życia bo miała świadomość, że każda z nich prowadziła ją do Niego" - "niego", "ona" itp. nie piszemy z wielkiej litery, n e v e r. Wiem, że to takie fajne, romantyczne, ale to nie jest pamiętnik Hermiony, tylko opowiadanie.
    3. "Skinęła nieznacznie głową, kiedy mężczyzna w białym kitlu i kwadratowych okularach na nosie gestem dłoni zaprosił ją do środka pokoju, którego drzwi uchylił chwile wcześniej i wciąż zapobiegawczo trzymał dłoń na klamce" - wtrącenia. Przed "gestem" powinien być przecinek, plus "chwilę", a nie "chwile".
    4. "(...) odległy jednak prosty i wspaniały świat, o którym teraz nawet już nie pamiętał" - przed "jednak" powinien być przecinek, no i lepiej by było "a jednak".
    cz. I

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5. "Najmłodszy członek arystokratycznej rodziny Malfoy'ów od zawsze i dla wszystkich był czarodziejem nieodgadnionym" - Weasleyów, Malfoyów, Potterów - to wszystko bez apostrofa! Przepraszam, ale nie cierpię tego błędu. Apostrof usuwa literę, która stoi przed nim, tak więc pisząc "Malfoy'ów", powinno się czytać "Malfoów". Tak samo z Malfoyem itd. 6. "I chociaż teraz arystokrata wciąż nie reagował na jego słowa oraz obecność Azrael domyślał się, że pod tą maską obojętności" - po "obecność" przecinek. 7. "Obserwując teraz niewzruszonego, opanowanego i poważnego przywódce Slytherinu" - przywódcĘ. 8. "Kim była i Ile tak naprawdę (...)" - czemu "Ile" jest z wielkiej litery? Tego w ogóle nie pojmuję.
      cz. II

      Usuń
    2. 9. "(...) w takie miejsce zamierzał wystawić przywódce Slytherniu" - literówka "Slytherniu" i przywódcĘ.
      10. "(...) ale kiedy na główny cel obrał sobie Rona i Harrego (...)" - Tu z kolei trzeba dodać apostrof! "Harry'ego".
      11. "(...) więcej szkód niż pożytków rozsądnie byłoby się ich wreszcie pozbyć...." - w wielu miejscach są cztery kropki. Albo nawet pięć czy sześć! Tak nie można. Albo jedna, albo trzy.
      12. "„Pustsza” był już tylko głowa Pansy Parkinson" - literówka, "była" a nie "był" i... pustsza? Chyba bardziej pusta.
      13. "- „Są lasy bez drzew, rzeki bez wody, miasta bez domów. Drogę przejdą ci, którzy znajdą to czego im potrzeba”.Powtórzyła głucho Hermiona" - zastanawia mnie twój sposób pisania dialogów, bo zwykle dajesz myślnik, piszesz tekst, kropkę, potem spację i z wielkiej litery nowe zdanie "odparł". I ten zapis, i ten, który skopiowałam jest błędny. Powinno być tak: - Bla bla bla bla bla bla bla - powtórzyła głucho Hermiona. - I bla bla bla. - Nie wierzę. - Arystokrata podrapał się po nosie.

      Usuń
    3. cz. IV
      Niestety, nie chce mi się już wyszukiwać błędów, bo jestem leniuszkiem. Mam nadzieję, że zależy ci na poprawności twojego tekstu i nie napisałam tego wszystkiego na marne. Mam jeszcze uwagi typu "czemu nie justujesz tekstu", "czemu nie ma akapitów", "dlaczego wstawiasz "(...)" w twoim tekście", ale nie mam na to siły (nieprzespana noc z koleżanką).
      I tak bardzo lubię twój styl pisania, bo twoje opisy są mistrzowskie, a przy dialogach można się popłakać (ze śmiechu).
      "- Pierdolisz? W odpowiedzi na niedowierzające pytanie Zabiniego skinął potwierdzająco głową. - Tak, za chwilę" - XDDDDDDDDDDDDDDDDDD
      Kłaniam się ci nisko, mam nadzieję, że i ja kiedyś będę tak pisać. No i gratuluję ci, bo czytałam gdzieś, że masz jakieś dysfunkcje, więc i tak nie ma wielu błędów.
      Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam,
      Luniaczek

      PS. Musiałam podzielić komentarz na części.
      Za co.
      Dlaczego.

      Usuń
    4. Jeszcze muszę dodać coś do części III (której oczywiście nie podpisałam. Musiałam skopiować cały komentarz, gdzieś go wkleić i dzielić na części i usunęło mi spacje, a w dialogach chodziło mi o to:
      "- „Są lasy bez drzew, rzeki bez wody, miasta bez domów. Drogę przejdą ci, którzy znajdą to czego im potrzeba”.Powtórzyła głucho Hermiona" - zastanawia mnie twój sposób pisania dialogów, bo zwykle dajesz myślnik, piszesz tekst, kropkę, potem spację i z wielkiej litery nowe zdanie "odparł". I ten zapis, i ten, który skopiowałam jest błędny. Powinno być tak:
      - Bla bla bla bla bla bla bla - powtórzyła głucho Hermiona. - I bla bla bla.
      - Nie wierzę. - Arystokrata podrapał się po nosie.
      :)

      Usuń
    5. Po pierwsze, w drugim tomie może opisać tlko i wyłącznie życie Malfoy'a, po śmierci Hermiony, tak? Jest tyle pomysłów, może spotka podobną dziewczynę, może Hermiona będzie duchem, może Malfoy umrze? Tyle możliwości, nie musi przeżyć( co prawda jeśli by przeżyła to by każdy się ucieszył :D ).
      Po drugie, autorka napisała, że ma dużo dysfunkcji, które utrudniają pisanie i każdy kto dobrze się zapoznał z każdą zakładką, o tym wie, więc nie wytykamy błędów ortograficznych czy interpunkcyjnych, bo tak czy siak, to nie przeszkadza w czytaniu.
      Po trzecie, to jest tylko blog, więc na prawdę, tu jest bez znaczenia konstrukcja dialogu. To nie jest książka ( co prawda nie obrazilibyśmy się, gdyby ją napisała i pobieglibyśmy kupić dwie minuty po wydaniu :) ), więc nie wytykajmy takich małostkowych błędów.

      Usuń
    6. Po pierwsze, jakoś mi się wydaje, że jednak Hermiona nie umrze i II tom będzie o obojgu. Btw, to tylko moje zdanie, a ty wyraziłeś/aś swoje i się do tego nie mieszam.
      Po drugie, gdybyś dokładnie czytał/a mój komentarz, wiedział/wiedziałabyś, że napisałam, że wiem, że ma dysfunkcje i i tak błędów jest mało.
      Po trzecie, ten blog to opowiadanie, więc błędny dialog nie jest małostkowym błędem.
      Też kupiłabym książkę Icamny. Ja jej nie skrytykowałam, tylko starałam się pomóc tak jak ktoś kiedyś pomógł mi. :)))))))
      Pozdrawiam :)

      PS zapoznałam się z każdą zakładką, bez obaw, troskliwy Anonimie.

      Usuń
  111. Nie założyłam okularów, i gdy dzis sprawdzałam czy coś jest, zobaczyłam 46... Myślałam że się zesikam. Pobiegłam po okulary, wracam, czytam tytuł i widze.. 45 :C

    OdpowiedzUsuń
  112. Znam Twój blog już od dawna, moze rok już, co prawda, już nie mam takiego kota na punkcie dramione, i przypomniałam sobie o Twoim blogu w te wakacje, nadrobiłam rozdziały, nadal piszesz super, super, super, super! :D pamiętam, że przeczytałam wszystkie rozdziały w tydzień, tez w wakacje zeszłego roku. Jesteś super ohy ahy, nie moge przestać czytać wszystkiego cały czas a jak skończe to od nowa, rany ;_; to chyba uzależnienie co nie? XD

    OdpowiedzUsuń
  113. Cześć, obserwuję Twojego bloga od dłuższego czasu. Jest świetny, dlatego też nominowałam Cię do Libster Award. Więcej informacji na http://dramione-love-lost-lonely.blogspot.com/2014/08/libster-award.html

    Czekam na rozdział z ogromną niecierpliwoscią...

    Wuierna fanka,
    Mała Czarna

    OdpowiedzUsuń
  114. Koniec rozdziału skończył moje życie, dlaczego akurat Blaise? :C

    Chociaż i tak rozdział świetny jak zawsze.

    Kontrolujesz moje emocje, jak Ty to robisz??

    Nie wierze.

    Pozdrawiam i weny życzę
    Twoja fanka #1
    ~Julia

    (Tak wiem, jestem nienormalna xD)

    OdpowiedzUsuń
  115. znowu przesunięta data publikacji, świetnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak jesteś taki/a mądry/a to sam/a napisz kontynuacje, jestem ciekawa jak by ci poszło, dziewczyna nie musi tego pisać a daje nam tę przyjemność, więc lepiej nie narzekaj bo i tak nikt nie zwróci uwagi na kogoś kto musi mieć rozdział bo tak mu się podoba, my wszyscy jakoś czekamy , i jak tobie się to nie podoba nie musisz tu wchodzić to nie przymus sam podjąłeś/aś decyzje żeby czytać to opowiadanie i nikt nie zmusza cię do czekania

      Usuń
  116. Czytając myślałam o tym wszystkim co napisałaś związanego z Blaisem i czytając ten rozdział praktycznie ryczałam jak dziecko to było po prostu Epicko zbudowane - sposób w który piszesz jest piękny i mam nadzieję że nieszybko skończysz z pisaniem.


    Pozdrawiam Izka ♥.♥

    OdpowiedzUsuń
  117. Jesteś swietna i piszesz też świetnie ^^
    Na początku jak przeczytałam całoś do końca to pierwsze co byłą moją reakcją to "Nie tylko nie Diabeł czemu Diabeł a nie kto inny" cóż mam nadzieje że masz w tym wszystkim ukryty cel czekam na dalszą część c; /Anka^^

    OdpowiedzUsuń
  118. No laska wkurzasz mnie troche....ja rozumiem problemy i zmiany w zyciu osobistym ale nie przeklada sie tak daty publikacji...juz sie cieszylam a tu lipa. W sumie to moglabys napisac ze nie wiesz kiedy bd rozdzial i tyle a nie raz bd za miesiac potem w sierpniu potem we wrzesniu troche nie w porzadku sie zachowujesz....pamietasz obietnice ze bd po nocach siedziec a rozdzial sie pojawi...bo ja pamietam....mowi sie ze rozdział bedzie jak bedzie a nie wodzic przynajmniej mnie jesli nie nas

    OdpowiedzUsuń
  119. Zaraz wykipieje Ci mleko... A ciotka pojedzie na Bahamy. Wogole masz dziwny ogród!

    OdpowiedzUsuń
  120. Wow... Sama nie wierzę, że dałam radę przeczytać wszystkie rozdziały przez trzy dni na telefonie i to z małym dzieckiem przy boku.
    Jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak piszesz i ile piszesz. Bogate opisy i wszystkie tak dopracowane szczegóły są niezaprzeczalnym dowodem, że masz wielki talent i wiesz jak go wykorzystać.
    Czasami męczyło mnie czytanie o każdym fragmencie stroju, pokoju, ale to dlatego, że strasznie tego nie lubię, choć uważam, że jest to potrzebne, żeby wprowadzić w klimat.
    Po raz pierwszy spotkałam się też z taaaaakimi długimi rozdziałami. Tak około trzeciej w nocy trochę drażniło mnie, że czytam i czytam, a końca dalej nie widać, ale z drugiej strony nie mogłam przestać tego robić, a to żadko mi się zdarza.
    Jestem pełna sprzeczności, bo wiele rzeczy mi się podobało... Baaaa... Mnóstwo! A było również kilka mankamentów, które mi dokuczały, ale wiadomo... Nie wszystkim się dogodzi. :-)
    Mam jeszcze pytanie, które nie daje mi spokoju, choć to taki szczegół, że sama sobie się dziwię. Czy Hermiona nosi naszyjnik od Ivana, czy co się z nim stało?

    Na sam koniec bardzo chciałabym Cię prosić o poinformowanie mnie o pojawieniu się nowego rozdziału mailowo, gdyż niestety mieszkam w niemczech i mam dostęp do internetu tylko przez telefon, co jest bardzo uciążliwe i jedynie e-mail wchodzi w grę. Wiem, że to dla Ciebie może być dość niewygodne, więc nie oczekuję, że się zgodzisz, ale po cichu liczę na twoje dobre serduszko. :-)
    Mój mail: Luna1993@tlen.pl

    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie. :-)

    Julita.

    OdpowiedzUsuń
  121. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  122. KOCHAM CIE CHOCIAŻ NISZCZYSZ MI ŻYCIE TYM BLOGIEM! <3 ;C
    Nie spodziewałam się tego..Blaise...
    Ehh.. Jeszcze zapraszam do mnie:
    http://niewybaczalny-anotherstory.blogspot.com/
    Pozdrawiam XX

    OdpowiedzUsuń
  123. Ej! ale dlaczego mój mąż?

    Zostałaś nominowana do LBA! :) Więcej informacji u mnie. dramione-w-cieniu-aniola.blogspot.com/2014/09/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  124. kiedy dokładnie pojawi się nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  125. Kiedy nowy rozdział ? :)

    OdpowiedzUsuń
  126. Jesteś cudowna i wspaniała, ale my, kochanie, czekamy od maja. Zlittujże się.

    OdpowiedzUsuń
  127. 10 września minął a tu dalej nic nawet zdążyłam wrócić ze szpitala... ech no trudno chyba powoli trzeba żegnać się z tym blogiem...

    OdpowiedzUsuń
  128. Boże nie może mi się to skończyć... tak stasznie czekam na dalszy ciąg. Wydać jako książke i po latach wracać do niej ... :)

    OdpowiedzUsuń
  129. Jestem totalnie w szoku od kiedy przeczytałam że możesz zostawić bloga byłaś jedyną osobą w którą wierzyłam bezgranicznie mimo że kilka miesiecy czekałam na rozdział i nadal mam nadzieję że mimo jakiegoś zwątpienia i chęci nie zostawisz tego bloga i nas - czytelników. Bo ten blog to nie jest kolejny słodki romansik dramione.

    OdpowiedzUsuń
  130. Byłaś i wciąż jesteś dla mnie osobą, która zawsze wraca. Jeśli teraz odejdziesz, nigdy nie uwierzę w koniec i wciąż będę codziennie zaglądać tak, jak robiłam to od 2 maja, kiedy przeczytałam najnowszy rozdział. Po prostu nigdy nie przyjmę do wiadomości, że mój ukochany blog przepadnie...
    Proszę, wróć. A jeśli Ci się nie uda, to zrozumiem, ale ciężko będzie mi się z tym pogodzić.
    Pozdrawiam i wierzę w Ciebie, kochana. Dasz radę!

    OdpowiedzUsuń
  131. Zgadzam się z komentarzami powyżej, nie możesz odejść!
    Kochamy cię <3 My,twoi wierni fani poczekamy ile trzeba,tylko błagam Cię...nie odchodź :'c Nie mogłabym się z tym pogodzić :'o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to dzięki Twojemu blogowi pokochałam Dramione <3 Czytałam już wiele blogów i uważam,że twój jest naj <3 KOCHAM <3 NIE ODCHODŹ! Proszę...

      Usuń
  132. Nie odchodź, błagam nie :(( damy ci nawet jeszcze miesiąc bylebyś nie dochodziła, masz siłę, dasz radę, prosimy, dzięki tobie pokochałam dramione, twoje opowiadanie jest najlepsze ze wszystkich jakie czytałam, a czytałam naprawdę wiele, prosimy, zostań :((

    OdpowiedzUsuń
  133. Jestem zrozpaczona :c Rzadko kiedy komentuję, ale teraz po prostu muszę ! Jestem na siebie strasznie zua ;c Czuję się jakbym to ja odebrała Ci tę wenę. Mam tak dużo pomysłów na opowiadania, a żadnego nie wykorzystam... Gdybym tylko mogła odesłałabym Ci moją wenę listem poleconym dołączając do tego kategoryczny ZAKAZ odesłania jej z powrotem :c No, ale cóż naprawdę nie wiem jak się jej pozbyć, ale jednak mocno w Ciebie wierzę. Oczywiście przeczytałam, każdy Twój rozdział i zakochałam się w tym blogu. Podoba mi się to, że nie ma tak jak w większości, że już w pierwszym rozdziale się w sobie zakochują, a po następnym pięciu ślub i gromadka dzieci ;-;. Mam jednak ogromną nadzieję, że uda Ci się jakoś napisać ten rozdział. Pamiętaj, że ja - nic nie znaczący czytelnik - zawszę chętnie powrócę do przeczytania tych wspaniałych rozdziałów. Nie będę pisać, żebyś dała sobie więcej czasu, bo jak sama napisałaś w proroku, że Twoja decyzja jest niepodważalna. A teraz pozwolisz, że będę prosiła los, aby przywrócił Ci wenę.
    Amen
    ~Wierna czytelniczka, która nigdy nie skomentowała , ale przeczytała każdy rozdział...

    OdpowiedzUsuń
  134. Zajebiście!! Usuwasz bloga to pewne bo jeśli ta Twoja pieprzona wena Cię nie nie potrafiła natchnąć przez ponad 5 miesięcy to jestem pewna że przez ten tydzień też nic nie napiszesz bo Ci się nie chce! Masz w dupie uczucia wszystkich czytelników którzy są z tobą od początku wspierali cię i komentowali każdy Twój cholerny rozdział.Nie obchodzą Cie ci wszyscy którzy z niecierpliwością czekali na kolejny wpis po to aby wreszcie poznać zakończenie bloga. Teraz tak po prostu bez mrugnięcia okiem usuniesz bloga ale oczywiście to decyzja niezmiernie trudna, że wreszcie będziesz miała spokój bo nikt nie będzie Cię prosił i czekał na kolejny wpis który i tak się NIE POJAWI!! Teraz pewnie napiszesz, że Cie nie znam nie wiem w jakiej jesteś sytuacji że blog to nie całe twoje życie i tak z tym się zgodzę ale jeśli podejmowałaś decyzję że założysz bloga to powinnaś się liczyć z tym że trzeba by doprowadzić go do końca. Nie masz szacunku do swoich czytelników napisałaś że brak Ci natchnienia usuniesz bloga i wreszcie będziesz miała spokój! Mam w dupie takiego bloga gdzie nie liczą się uczucia czytelników bez których ten blog by nie istniał no ale kto by się tym przejmował przecież na pewno nie Ty. Tak więc życzę powodzenie w usuwaniu bloga i niech wena ci dopisze!!

    Twoja wierna czytelniczka Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Martyno wrzóć na luz....

      Usuń
    2. Martyna, przesadziłaś troche (czytaj:bardzo) każdy może mieć trudne sytuacje w życiu ;/

      ~Julia

      Usuń
  135. Hej świetny blog ;) Mimo wszystko liczę, że Hermiona dalej będzie żyć i coś ich znowu połączy na stałe z Draco ;) Szkoda Zabiniego :( Szczerze mówiąc mam straszny sentyment do Twojego opowiadania i co jakiś czas wracam do początku ;) Chciałam Ci polecić swój blog halfofdim.blogspot.com, ale obawiam się, że nie będzie on tak owocny jak Twój...no i Hermiona będzie u mnie raczej negatywnym bohaterem ;p

    OdpowiedzUsuń
  136. Kochana, wierzę, że dasz jednak radę i dokończysz ten rozdział! Uwierz w siebie, zbierz wszystkie możliwe siły i dokończ ten rozdział, nie dla nas, ale dla siebie. Ja w Ciebie ogromnie wierzę - ale również ufam, że ten kryzys jest chwilowy i więcej już się nie powtórzy...
    Czekam, Icammo.

    OdpowiedzUsuń
  137. Posłuchaj troszkę mnie denerwujesz, bo jednak powinnaś skończysz ten blog..jasne to Twoja decyzja, ale powinnaś zakończyć go nawet najgorszym badziewiem, ale jednak zakończyć...postarać się trochę. Ty mówisz, że to trudna decyzja, ale to również NIEPOWAŻNA decyzja...nie zostawiaj nas, gdy już tak daleko jesteśmy. To już 45 odcinek...gdyby był to drugi czy trzeci moglibyśmy zrozumieć, ale zdążyliśmy się już zżyć z tym opowiadaniem. To tak jakby J. K. Rowling skończyła pisać Harrego Pottera na 6 części, "bo wena ją opuściła"
    Powinnaś się z nami liczyć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tobą, nie powinno tak być...
      Icamna mam nadzieję że napiszesz go nawet jeśli miałoby być to 7 nieszczęść ale żeby jednak było, proszę Cię, Icamna, zrób to dla nas, dla siebie, napisz ten rozdział

      Pozdrawiam i weny życzę
      ~Julia

      Usuń
    2. To jest decyzja Icammy i myślę, że to od niej zależy, jak zakończy bloga i w którym momencie, a nam pozostaje zaakceptować jej decyzję. Nie zastanowiłaś się, droga pani Black, że może Icamma nie chce zakończyć swojego opowiadania pisaniem na siłę, w dodatku byle czym? Ty wydajesz się niepoważna, jeśli piszesz takie słowa. Icamma się z nami liczy, zależy jej, bo gdyby tak nie było, to zostawiłaby bloga przez żadnego słowa, po prostu odchodząc bez pożegnania.
      Nam wystarczy uszanować jej decyzję, niezależnie od tego, jaka będzie. Jestem ciekawa czy piszesz swoje własne twory, że myślisz, iż to tak łatwo pisze się nowe rozdziały. Nie, trzeba usiąść i porządnie się przyłożyć, trzeba mieć wenę i CHĘCI.
      Ty też się licz z Icammą.

      M.

      Usuń
  138. Nie spodziewałam się takiej informacji z Twojej strony. To, że nie pisałaś tyle czasu, w ogóle nie skłaniało mnie do myślenia, że możesz zakończyć swoją przygodę z tą historią. Dla mnie, kiedy czytałam każdy rozdział, było jasne, że dla Ciebie to coś ważnego, bo było widać że wkładasz w to wiele uczucia i siły. Każdy rozdział był dokładnie przemyślany, nie było nic nie na swoim miejscu, pełna perfekcja.
    Ja rozumiem, że możesz mieć dość, jestem Twoja rówieśniczka, doskonale rozumiem, że masz teraz inne rzeczy na głowie, że kiedy zaczynałaś pisać byłaś ciut inną osobą.
    Ale nie mogę uwierzyć, że możesz z tego zrezygnować, ja to opowiadanie odbieram jak jakąś cząstkę Ciebie. Po prostu wszystkim byłoby łatwiej, gdybyś napisała, że na trochę musisz zrezygnować. Będę szanowała każdą podjętą przez Ciebie decyzję. Pamiętaj jednak, że jesteś dla mnie wspaniałą autorką, bez, której świat opowiadań, nie tylko o tej tematyce, będzie niepełny, bo w moim odczuciu masz wielki talent.
    Nie poddawaj się tylko, bądź silne. Nie podejmuj decyzji pod presją i wybacz niektórym ostre słowa, jeżeli byli z Tobą długo, to przemawiają przez nich różne emocje, dobrze wiesz, że napisać krytykę w komentarzu jest łatwo. Rozumiem jednak ich wzburzenie, bo każdego ciekawia dalsze losy naszych bohaterów, zwłaszcza tak świetnie opisywane :-)
    Życzę Ci więc weny i owocnych przemyśleń.
    Czekam na jakiś znak od Ciebie.
    Twoja jedna z nowszych czytelniczek,
    Dominika.

    OdpowiedzUsuń
  139. Jak Cb i Twojego opowiadania nie bedzie to tak naprawdę parring dramione może już dla mnie nie istnieć... kochamy Cię wróć do nas mimo wszystko...
    ~Ewa

    OdpowiedzUsuń
  140. Kiedy myślę, że jutro wszystko się rozstrzygnie, nie chcę iść spać. Trzymaj się, kochamy Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  141. Dlaczego?! Dlaczego to zrobiłaś!? On był super, a ty go uśmierciłaś! Jak mogłaś... Najbardziej bym chciała żebyś go wskszesiła, ale nie wymagam tego od ciebie. Rób co chcesz bo świetnie ci to wychodzi, ale nie graj na moich emocjach. Nienawidzę cię ale kocham.
    Wierna czytelniczka: Patizon, Lub Patrycja.

    OdpowiedzUsuń
  142. "Nienawidzę Cię."
    Oto dwa piersze słowa, które przyszły mi na język po przeczytaniu "notki". Muszę się przyznać, że to słowo nigdy nie przypadło mi do gustu. A teraz nadszedł czas na komentarz.
    Dlaczego, kurwa Blaise?!
    Doprawdy z moich oczu nie wypłynęły łzy, ale to zapewne z powodu tego, że zamiast serca w piersi mam, jak wcześniej Draco kamień. To niedorzeczne, aczkolwiek
    śmierć tego czarnoskórego Ślizgona, obciętego na "zapałkę" mnie ruszyła.
    Mimo to uważam, że rozdział jest jednym z lepszych. Pomijając fakt, że niektóre fragmenty są nieco przesadzone, nie zrozum mnie źle po prostu niezbyt darzę sympatią rzeczy, które odchodzą strasznie od orginału.
    ~ICA~
    PS Pisząc ten komentarz nie chciałam "spalić gafy" jego długością, patrząc na wszystkie powyżej, dlatego też postanowiłam uzupełnić go, ymm... Językiem.
    Kiedy będę miała możliwość, podpiszę się pod tym komentarzem, kontem google.

    OdpowiedzUsuń
  143. Ponoć diabła nie da się zabić :'( jak mogłaś?

    OdpowiedzUsuń
  144. Niech mnie ktoś poratuje... Chciałam sobie przypomnieć ten sen, który miał Draco. Ten gdzie Hermiona umiera, ale nie pamiętam który to rozdział. Jakby ktoś odpowiedział byłabym wdzięczna. ;-;

    OdpowiedzUsuń
  145. Katakumby?! Czy ten Dumbledore ocipiał?! Wojna się zbliża! Halo!
    Blaise nie żyje?! Co?! Nie, nie....

    OdpowiedzUsuń
  146. Dawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń