piątek, 28 lutego 2014

[44.] Dom nad jeziorem.




"Tęsknie za Tobą … jak nigdy w życiu za nikim… 
Tęsknie jakbym miała pięć lat i czekała na kolejne Boże Narodzenie. 
I najgorsze w tej tęsknocie jest to, że nie wyjechałeś na drugi koniec świata.
Nie leczysz słoni w Afryce, nie budujesz igloo Eskimosom,
nie brudzisz się spaghetti na jednej z ciasnych, zatłoczonych, włoskich uliczek.
Mieszkasz w tym samym mieście, trzy ulice, piętnaście ścian dalej. 
Chodzisz tymi samymi chodnikami, robisz zakupy w tych samych sklepach, 
słyszysz to samo bicie dzwonów, te same przejeżdżające pociągi. 
Pod względem odległości mierzalnej jesteś bliżej niż blisko. 
Gdyby zaznaczyć na mapie odległość, która nas dzieli
byłaby to tylko mała, ledwie zauważalna kropka. 
Jesteś bliżej niż blisko, a dzielą nas kilometry
niewypowiedzianych słów i słów powiedzianych niepotrzebnie. 
Mile zranionych uczuć, hektary urażonej dumy, 
godziny i dni niespełnionej miłości…"






Wiele długich i samotnych nocy musiało minąć nim zdołała pogodzić się z bólem złamanego sercem. Wiele poranków musiało minąć nim odważyła się wyjść ze swoich czterech ścian, w których ukrywała się wraz z całym cierpieniem i żalem. Musiała pokonać wiele dróg nim ponownie odważyła się stanąć przed nim. Musiała wylać wiele łez nim odważyła się spojrzeć w jego stalowe, bezduszne oczy. Musiało minąć wiele czasu nim zrozumiała, że to uczucie strachu nigdy nie minie. Nie potrafiła mu wybaczyć, nie zamierzała tego robić.
Znamię na udzie bolało ją wraz z każdą wyraźniejszą zmianą pogody, zupełnie jakby był to znak wiecznie przypominający jej o nadchodzących burzach. Z blondynem nie łączyło ją już nic poza wspólnym dormitorium i trójką kotów. Ich konfrontacje przeradzały się w jeden wielki pokaz nienawiści w większości kończący się bolesnymi finałami. Czuła na swoim karku jego oddech za każdym razem kiedy rozmawiała z kimś innym, czuła na sobie jego nieprzenikliwy wzrok gdy ktoś zbliżył się do niej zbyt blisko.
Okryła się szczelnie powłoką rozgoryczenia nie dopuszczając do siebie nikogo kto mógłby ją tak skrzywdzić jak niedawno przywódca Slytherinu. W tym całym swoim zamknięciu, w tej skorupie bólu i żalu nie przypuszczała, że nie tylko ona cierpi. Nie spodziewała się, że Draco w pewien sposób przechodzi to dużo gorzej niż ona. Nawet nie sądziła, że gdy ona oddala się od niego, on oddala się od siebie samego.


                                                                           ***
                                    [Ostrzeżenie. Ta część zawiera sceny o lekkim zabarwieniu erotycznym.]


Brązowowłosy chłopak siedział na fotelu przed biurkiem leniwie paląc papierosa, ognistą whisky zapijając jego mocny smak tytoniu. Jego piwno-zielone oczy wpatrzone były w nagą dziewczynę leniwie przeciągającą się w białej, zmierzwionej pościeli. Pogrążony we własnych myślał odwrócił się do niej plecami i dopalił papierosa gasząc go w kryształowej popielniczce, leniwie przy tym wypuszczając śmiercionośny dymek z płuc. Nie usłyszał kiedy dziewczyna wstała z łóżka, jedynie poczuł jak obejmują go jej drobne dłonie, a ona zatrzymuje się za nim i lekko gryzie go w ucho. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech spełnienia, który zniknął wraz z jej bliskością. Delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu, obchodząc go wolno by w ostateczności usiąść na biurku przed nim, wyginając się lekko w łuk i zapierając się rękoma o drewniany blat. Niezniechęcona jego milczeniem położyła swoją stopę na jego nagim, umięśnionym torsie tym samym przykuwając na siebie całą jego uwagę. Nie przestawał patrzeć w jej ciemne oczy z powagą kiedy jej stopa zaczęła niemal mimochodem wolno sunąć w dół, a ona przegryzała przy tym dolną wargę, zupełnie jakby próbowała jeszcze chociaż przez chwile powstrzymać wszystkie swoje żądze i pragnienia. Niespodziewanie i mocno przechylił szklankę z bursztynowym płynem i na raz wypił całą jej zawartość. Wyrzucił naczynie za siebie nie zważając na to, że kryształowa szklanica rozbiła się z głośnym hukiem o szwedzką podłogę jego dormitorium, a miliony drobnych i ostrych kawałków rozleciało się po całej sypialni. Czarnowłosa nie przestraszyła się ani tym niespodziewanym ruchem, ani charakterystycznym dźwiękiem tłuczonego szkła. Nie zmieniła swojej pozycji nawet o milimetr. Nie przestawała na niego patrzeć wzrokiem, który na popiół spalał jego wewnętrzne organy. Podobało mu się to co widział w jej czarnych jak noc oczach i nie zamierzał z tego rezygnować. Bez ostrzeżenia złapał ją za kostkę i zdecydowanym ruchem rozsunął jej nogę, jednocześnie wstając z fotela i zatrzymując się tuż przed nią, między jej rozchylonymi nogami. Zadarła do góry głowę i uniosła na niego błyszczące oczy, w których odbił się błysk prawdziwego pożądania. Cierpliwie czekała na jego dalsze ruchy, a on nie zmierzał się przed nimi powstrzymywać. Zdecydowanie i mocno złapał ją za biodra pewnie przyciągając całą do siebie, tak by nie było między nimi żadnego odstępu, a jedyne co ich dzieliło to tylko jego zapięte jeansy. Położył dłoń na jej lędźwiach kontrolując by nie zmieniła tej idealnej pozycji, zupełnie jakby chciał mieć pewność, że się od niego nie odsunie. Wolną dłonią odgarną jej długie, czarne włosy z karku sprawiając, że wygięła głowę do tyłu, pozwalając by chłopak zatopił swoje usta w jej odsłoniętej szyi. Nieśpiesznie wędrował po jej gładkiej, śniadej skórze, co jakiś czas wzmacniając uścisk na jej plecach i mocniej przysuwając ją do siebie, tak by nieustanie czuła jego zimną sprzączkę od spodni na swoim nagim ciele. Westchnęła kiedy pieszczotliwie skubnął zębami płatek jej ucha.
- Draco to skończony kretyn skoro odrzucił taką niewyżytą kocice.
Mruknął jej do ucha z żarliwością, co wywołało uśmiech spełnienia i satysfakcji na jej twarzy. Miała cholerną świadomość, że to co powiedział szatyn było prawdą. Miała aż zbyt wiele do zaoferowania, a Draco faktycznie był durniem skoro nie potrafił ani nie chciał z tego skorzystać. Na szczęście spotkała na swojej drodze odpowiedniego chłopaka, który utwierdził ją w tym przekonaniu i przywrócił dawną wartość w siebie.
- Ja mógłbym zrobić dla ciebie wszystko.
Dodał jeszcze szeptem, koniuszkiem nosa zachęcająco trącając jej. Przymknęła powieki rozkoszując się tą chwilą i bliskością szatyna.
- Wszystko?
Jej cichy, pełen perwersji szept odbił się od jego rozchylonych warg, bawiąc się jego stępionymi zmysłami. Prowokacyjnie i wolno zaczęła muskając jego tors długim, czerwonym paznokciem, nieśpiesznie wędrując opuszkami palców po jego umięśnionym ciele. Ponownie poczuła jego ciepłą dłoń na swoim karku i wilgotne usta na obojczyku.
- Wszystko.
Potwierdził cicho, całując jej szyje wolno i namiętnie. Zmrużyła powieki dając się unieść tej zmysłowej chwili. Nie zapomniała jednak o wypowiedzeniu życzenia. Już od dawna wiedziała czego chce.
- Chce by Granger przestała istnieć.
Jej pewny, rzeczowy i niezachwiany ton odbił się od każdej ściany sprawiając, że chłopak przerwał zmysłowe pieszczoty zdezorientowany nieoczekiwaną treścią tego życzeniem. Szybko jednak pojął całą sytuację i powrócił do normalnego stanu. Dormitorium wypełnił jego szczery chociaż krótki śmiech satysfakcji. Szczerze powiedziawszy spodziewał się raczej, że dziewczyna podsunie mu propozycję wspólnych wakacji lub opowie o nowej parze butów jaką widziała na wystawie w sklepie, a które idealnie pasowałyby do sukienki jaką ostatnio kupiła. Widocznie jednak trafił na zupełnie inny typ kobiety i swoją drogą coraz bardziej mu się to podobało. Zabrał dłonie z jej naprężonego ciała i odsunął usta od jej skóry. Spoważniał, z aroganckim półuśmiechem spoglądając w jej zimne, czarne oczy łaknące mocnych wrażeń i okrutnej zemsty.
- Coś jeszcze?
- Chce by cierpiała nim zginie.
Zaśmiał się krótko i skinął głową na znak podziwu. Był pod prawdziwym wrażeniem tego co usłyszał. Życzenie czarnowłosej było mu jednak całkiem na rękę i nie chodziło nawet o to, że przeszkadzała mu kasztanowłosa Gryfonka, wręcz przeciwnie, ale z nią całkiem bezpośrednio wiązała się jeszcze jedna osoba, której od dawna chciał zniszczyć życie. Czarnowłosa Ślizgonka nieświadomie podpowiedziała mu jak, a on zamierzał z tej rady skorzystać. Zachował jednak te spostrzeżenia dla siebie.
- Widzę, że nie jesteś typem romantyczki.
Skwitował w końcu z nonszalancją, którą jednak dziewczyna źle odebrała. W odpowiedzi zaczepnie zadarła głowę, mierząc go wyzywającym spojrzeniem. Było widać, że lubiła dominować w każdej dziedzinie życia. Podobała mu się to. Wbrew pozorom byli tacy sami. Kto by pomyślał....
- Jakiś problem?
- Wręcz przeciwnie. Przynajmniej oszczędzę na kwiatach.
Rzucił jeszcze rozbawiony chociaż żart ten został przez czarnowłosą zignorowany. Przez chwilę między nimi panowała cisza, w czasie której bawił się pasemkiem jej kruczoczarnych włosów.
Z powagą i zamyśleniem obserwował jak Ślizgonka ignoruje jego dotyk i sięga po butelkę ognistej whisky stojącą na biurku niedaleko jej dłoni.
- Dlaczego tak ci na tym zależy?
Spytał w końcu zabierając swoją dłoń z jej włosów i obserwując ją z niezrozumieniem. Do tej pory sądził, że prędzej to on miał powody by mścić się na dziewczynie, za sytuacje z balu i nawet nie spodziewał się, że przygoda czarnowłosej Ślizgonki z zemstą na kasztanowłosej Gryfonce zaczęła się tego samego dnia.
Czarnowłosa w odpowiedzi niedbale wzruszyła ramionami, swój wzrok zatapiając w kryształowym naczyniu, które zbliżyła do rozchylonych ust.
- Po prostu. Nienawidzę dziwki.
Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. Nieznacznie zagryzł dolną wargę kiedy czarnowłosa wzięła pewny łyk whisky prosto z butelki, a nadmiar płynu zachęcająco zaczął ściekać po jej podbródku i długiej szyi.
- Daleko jej do dziwki w przeciwieństwie do ciebie.
Skwitował z ironicznym półuśmiechem, na co kąciki jej wymalowanych, czerwonych ust uniosły się w lekkim, jednak zadziornym uśmiechu.
- Schlebiasz mi kotku.
Mruknęła cicho przykładając swoje palce wilgotne od alkoholu do jego rozchylonych warg. Z błyskiem w oku scałował cały nadmiar, by po chwili ująć jej rozgrzany policzek w swoją dłoń i scałować płyn z jej warg i szyi. Gdy jego usta i dłonie zaczęły wędrować po jej skórze coraz bardziej niespokojnie i zachłannie przyłożyła mu dłoń na torsie, odsuwając go od siebie lekko, tym samym sprawiając by na nią spojrzał.
- To jak? Zrobisz to dla mnie?
Jej proszący, wręcz niewinny i skruszony wygląd, który w chwili obecnej przed nim zaprezentowała w ogóle nie szedł w parze z treścią jej prośby. Nim jej odpowiedział złapała za pasek od jego ciemnych jeansów rozpinając go leniwie. Przyglądał się jej poczynaniom z błyskiem w oku, który zaiskrzył jeszcze bardziej gdy przed nim uklękła, a jej palce zainteresowały się guzikiem i zamkiem od spodni. Uważnie się jej przyglądał, pozwalając by na jego ustach pojawił się lekko zadziorny, trochę ironiczny uśmiech. Nieznacznie skinął głową w geście podziwu.
- Skoro tak stawiasz sprawę....
Uśmiechnęła się do siebie z satysfakcją, jednak już nic nie powiedziała. Wiedziała, że chłopak spełni jej życzenie, miała wystarczające atuty by przekonać go do jego wykonania i w tym momencie zamierzała mu je przedstawić.
(...)
Złapał ją za włosy i mimowolnie odchylił swoją głowę do tyłu, na moment przymykając zmrużone powieki. Zapanował nad cichym westchnięciem spełnienia. Musiał przyznać, że dziewczyna faktycznie zaprezentowała mu wystarczający argument. Nim skończyła gwałtownie i nieoczekiwanie podniósł ją z podłogi odwracając tyłem do siebie i popychając na blat biurka. Szybko i bez żadnego ostrzeżenie wykorzystał te pozycję, ignorując przy tym jej głośny krzyk. Pewnie i mocno złapał ją za włosy i pochylił się nad jej uchem, drażniąc płatek jej ucha swoim pobudzonym szeptem, rozkoszując się przy tym jej stłumionym jęczeniem.
- Możesz być pewna.... Granger będzie cierpieć.


                                                                                ***


Życie przelatywało jej między palcami, tak samo jak czas spędzony w Hogwarcie. Po pięknej zimie nie było już żadnego śladu. Nadeszły te miesiące, które zapowiadały wczesną wiosnę. Nim jednak nadejdzie ta część roku niosąca ze sobą tyle zmian i nowych nadziei, nim na niebie znów pojawi się słońce i nim ponownie uwierzy w lepsze jutro musi przeczekać na przeminięcie wielu długich, szarych dni. Niebo musi wylać wiele swoich łez, by trawa była znowu zielona, nieboskłon przejrzysty, a powietrze orzeźwiające. Musiała spędzić w tym oczekiwaniu jeszcze kilka tygodni, chociaż nawet nie miała pewności czy dane jej będzie doczekać tej wiosny.
Gdy wreszcie się na to zdobyła, gdy w końcu postanowiła wyjść z ukrycia i zacząć cieszyć się tym życiem, które jej zostało, jej mały świat runął po raz kolejny, zupełnie jakby samo życie testowało ile jest w stanie wytrzymać Hermiona Granger.
Już od jakiegoś czasu czuła się inaczej niż zwykle. Nie chodziło o chorobę, nie chodziło o kondycje psychiczną i fizyczną, chodziło o coś zupełnie innego. Miała wrażenie, że przez cały czas ktoś z nią jest. Czuła na swoim karku lodowaty oddech za każdym razem jak szła gdzieś sama, zupełnie jakby sama Śmierć stała tuż za nią i kontrolowała wszystkie jej ruchy. Wcześniej ignorowała te odczucia, zrzucała to na zły stan zdrowia i znamię na udzie pozostawione przez przywódce Slytherinu. Pierwszy raz jednak tak bardzo przekonała się, że okrutnie się pomyliła.


                                                                        *

Dotychczas lubiła wypady do Hogsmeade. Był to dobry sposób by zrelaksować się od nadmiaru nauki, pobyć z przyjaciółmi, spędzić w końcu czas gdzie indziej niż między ścianami i regałami szkolnej biblioteki. Nawet ona miała świadomość, że czasem dobrze jest oderwać się od tego nadmiaru obowiązków, dać odpocząć zmęczonemu umysłowi i tak zwyczajnie pobyć trochę na świeżym powietrzu czy też napić się piwa kremowego w ulubionym pubie z paczką oddanych, wieloletnich przyjaciół. I gdy w końcu przyszła taka możliwości, bez żadnego zastrzeżenia dała się wyciągnąć reszcie swojego towarzystwa na wspólny wypadł do niewielkiej czarodziejskiej wioski, która podczas jej pierwszego pobytu w tym miejscu zrobiła na niej tak wielkie wrażenie, że ciągle o nim pamiętała. Cieszyła się również, że jej przyjaciele nie zaproponowali jej twardo i z góry ustalonego grafiku dnia, a każdy pozwolił sobie na lekką swobodę. Tak więc gdy w końcu znaleźli się w Hogsmeade Harry z Ronem poszli do sklepu Zonka spragnieni magicznych nowości, którymi w wolnych chwilach mogliby uprzykrzyć życie innym. Ginny z koleżanką wybrała się do Miodowego Królestwa topić smutki złamanego serca tej drugiej w mlecznej czekoladzie, a ona swoje wolne kroki skierowała do niewielkiej, zapomnianej przez większość mieszkańców uroczej Kawiarenki „Pod płaczącymi wierzbami.” Ciągle myślała o tym miejscu, o spotkanej w nim kobiecie i o tej poruszającej rozmowie, której treści ciągle powracały do niej w środku bezsennych, samotnych nocy. Idąc w jej stronę liczyła na to, że dzisiejszego dnia również zastanie w niej siedzącą w uroczym kapeluszu, sympatyczną staruszkę z niewielkim jednak troskliwym uśmiechem na twarzy. Chciała, a jeszcze bardziej potrzebowała z nią porozmawiać. Usłyszeć po raz kolejny słowa, które pomogłyby jej przywrócić wiarę w miłość i sens życia, które ostatnio tak często wystawiało ją na trudne i bolesny próby, których blizny nosiła do dziś. Nic nie było w stanie opisać jej smutku i rozżalenia kiedy weszła do kawiarenki i nie zastała w niej stałej klientki. Rozglądała się kilka razy po jej wnętrzu, w kółko wędrując między tymi pustymi jak i zapełnionymi stolikami, kobiety w kapeluszu jednak nigdzie nie było. Z tlącą się maleńką iskierką nadziei podeszła do lady kawiarni, przykuwając na siebie wzrok kelnerki, która obsłużyła ją ostatnim razem.
- Przepraszam, czy była tu dzisiaj ta starsza pani w kapeluszu?
- Niestety od jakiegoś czasu już tu nie zagląda.
Hermiona wyglądała na zawiedzioną tą informacją, a młoda pracownica przez chwile biła się ze swoimi myślami, jakby sama nie wiedziała czy powinna rozmawiać o swoich klientach.
- Słyszałam, że podupadła na zdrowiu.
Coś zakuło ją w sercu po tej wiadomości, a życie ludzkie zdawało jej się być jeszcze bardziej kruche niż wcześniej sądziła. Wtedy zrozumiała, że skoro kobieta nie może przyjść tutaj, ona pójdzie do niej. Ta nagła myśl przywróciła jej iskierkę nadziei, która zgasła wraz z poprzednimi słowami pracownicy kawiarni.
- Nie wie pani gdzie ona mieszka?
- Przykro mi. Przychodziła tu codziennie, ale nikt nigdy z nią nie rozmawiał. Byłaś pierwsza.
Na twarzy kasztanowłosej Gryfonki pojawił się wyraz niedowierzania połączonego ze zdezorientowaniem. Kelnerka jednak już go nie dostrzegła odchodząc od niej i odbierając zamówienie od nowo przybyłego klienta. Mimowolnie odprowadziła ją wzrokiem, pozostawiona przy ladzie sama sobie i nawet nie wiedziała co czuła w tej chwili, była to mieszanka czegoś na wzór smutku, zawiedziona i rozgoryczona w jednym. Nie mogła zrozumieć dlaczego nikt nigdy nie zwrócił uwagi na schludnie ubraną staruszkę siedzącą samotnie przy dwuosobowym stoliku. Ta krótka rozmowa, czy właściwie wymiana podstawowych informacji z kelnerką wprawiła ją w jeszcze gorszy stan niż jaki towarzyszył jej już od kilku dni. Wizyta w kawiarence zamiast jej pomóc rozżaliła ją jeszcze bardziej. Zrozumiała jak bardzo samotna musiała być kobieta i wtedy pomyślała, że z drugiej strony może to i lepiej, że jej nie będzie dane dożyć późnej starości, przynajmniej nie musiała się już bać o to, że na stare lata zostanie sama na świecie. Szybko się jednak za takie myśli skarciła.
(...)
Mglista i pochmurna pogoda panująca na dworze jeszcze bardziej potęgowała w niej uczucie smutku i niespełnienia. Liczyła na zupełne inne zakończenie tego dnia. Z mętlikiem w głowie i milionem przeróżnych prób, na uzasadnienie nieobecności stałej klientki kawiarni, ruszyła w stronę sklepu gdzie jeszcze piętnaście minut temu zostawiła przyjaciół. Początkowo myśli pochłonęły ją tak bardzo, że niczego dziwnego nie zauważyła ani tym bardziej nie wyczuła. Dopiero wraz z mijającymi minutami i pokonanymi krokami zaczęła czuć się więcej niż nieswojo. Miała wrażenie, że ktoś jest tuż za nią chociaż opuszczoną uliczką między mniej znanymi budynkami szła sama. Nagły świst powietrza i głośny huk, który zabrzmiał metr od niej sprawił, że odskoczyła przestraszona z krzykiem przerażenia, który zamarł na jej ustach nim zdążyła go z siebie wydać. Przed nią z zielonej poświaty wyłonił się przerażający symbol Śmierciożerców, a jego szmaragdowa barwa oświetliła cały zaułek, w którym samotnie stała. Panicznie rozejrzała się na boki, ignorując swoją torbę leżącą w kałuży, z której wnętrza wysypały się drobne przedmioty. Gdy ponownie spojrzała przed siebie znaku i zielonej poświaty już nie było, wszystko ustało. Nie mogła zrozumieć tego co się stało, jej umysł błyskawicznie podpowiedział jej, że to jej się tylko przewidziało. Złapała się za pulsujące skronie i delikatnie otrzepała głowę, zupełnie jakby chciała się pozbyć tych przerażających obrazów z głowy. Pośpiesznie kucnęła niedbale chowając do przemoczonej torby porozrzucane na chodniku przedmioty. Kiedy wstawała na murze przed nią czerwoną i solidnie ściekającą farbą widniał niedbały napis „umrzesz szybciej niż myślisz”. Nie czekając na nic więcej ruszyła do biegu, nieświadoma nawet tego, że nie pozbierała wszystkich swoich rzeczy z ziemi, a napisu na ścianie nigdy na nim nie było.
(...)
Nawet nie wiedziała kiedy wbiegła do pubu, w którym była umówiona z reszta przyjaciół. Rozejrzała się panicznie na boki, a kiedy zobaczyła dwójkę chłopaków beztrosko stojących przy ladzie składających zamówienie prędko do nich podbiegła. Zrównała się z Harrym ramionami panicznie rozglądając się za siebie i nabierając w płuca potrzebnego powietrza, którego tak bardzo jej brakowało podczas ucieczki przed niewidzialnym oprawcą. Jej przyjaciele całkiem szybko zauważyli nieoczekiwane pojawienie się przyjaciółki, która wbiegła do pubu z takim rozmachem, że aż potrąciła jedną z kelnerek i nawet za to nie przeprosiła. Takie zachowanie nie było do niej podobne.
- Hermi? Coś się stało?
Jak w amoku spojrzała na czarnowłosego Gryfona, przykładając sobie przy tym drążą dłoń do rozpalonego czoła. I sama nie wiedziała czy to co wydarzyło się przed chwilą wydarzyło się naprawdę, czy był to tylko efekt uboczny zmagania się zmęczonego organizmu z wyniszczającą chorobą.
- Co? Nie, nic...
Ron zmierzył ją niepewnym spojrzeniem, znacząco się nad nią pochylając i z 
wielką uwagą, oglądając z każdej strony jej twarz, zupełnie tak jakby doszukiwał się na niej śladów walki i zadrapań.
- Jesteś pewna? Jesteś blada jak ściana.
Nie odpowiedziała, zamiast tego poczuła jak rudzielec łapie ją za drżącą dłoń i patrzy na nią z niezrozumieniem.
- Na Merlina, Miona! Trzęsiesz się jak owsika.
Niepewnie zabrała swoją dłoń z jego uścisku, próbując zamaskować ją na wszystkie możliwe sposoby.
- To nic, zagapiłam się i prawie wpadłam pod powóz. Trochę się wystraszyłam, ale nic mi nie jest.
Ron pokiwał jej palcem jakby chciał jej czegoś zabronić albo za coś ją karcił.
- A mówiłem ci żebyś skończyła chodzić z głową w chmurach. Tak już jest jak naczytasz się tych wszystkich książek i ciągle myślisz dlaczego zakończyły się tak, a nie inaczej.
Hermiona spróbowała się niewinnie uśmiechnąć, przytakując na słowa przyjaciela skinieniem głowy. Może faktycznie Ron mówił prawdę, ostatnimi czasy zbyt dużo sobie wyobrażała...
- Masz rację, wyobraźnia chwilami zdecydowanie za bardzo mnie ponosi.
Młody Weasley skinął na te słowa głową, wygłaszając jeszcze przydługi referat o tym, że ma racje częściej niż innym się wydaje, w przerwie na oddech zamawiając jeszcze piwo kremowe dla przyjaciółki. Hermiona jednak już nic nie mówiła z zamyśleniem spoglądając na swoje wybrudzone od błota buty. Ron wciąż dyskutował sam ze sobą, a Harry przyglądał jej się zagadkowo. Nie uszedł mu uwadze fakt, że Hermiona jeszcze się trzęsie i pomimo, że w środku była już od kilku minut wciąż nie odzyskiwała zdrowych kolorów na twarzy, a jej bladość wyglądała więcej niż niezdrowo. Jeszcze nigdy nie widział jej tak nienaturalnie zamyślonej, zupełnie jakby wciąż myślała o tym czego się tak naprawdę przestraszyła. Jej obecny stan i wygląd w ogóle nie pasowało mu do tej Hermiony jaką znał od lat. Nieustraszonej dziewczyny, która nie raz narażała życie by odkryć nierozwiązane tajemnice i stawić czoła nawet najbardziej przerażającym przygodom. Teraz zdawała mu się być tak żałośnie krucha i zagubiona, że aż go to przytłaczało.
Z całkowitego zamyślenia wyrwał ją dotyk męskiej dłoni na swoim ramieniu. Ten gest był tak niespodziewany, że aż się wzdrygnęła, dopiero gdy odwróciła głowę i zobaczyła, że jest to ciepła i troskliwa dłoń wybrańca poczuła ulgę, która wymalowała się na jej twarzy w postaci delikatnego chociaż bladego i wymuszonego uśmiechu. Wybraniec pochylił się nad nią, w subtelny sposób przykładając dłoń do jej podbródka, tym samym sprawiając by na niego spojrzała i już więcej nie uciekła przed jego spojrzeniem.
- Mionka, na pewno wszystko dobrze?
Przymknęła powieki i pokiwała potwierdzająco głową, w głębi ducha zastanawiając się co się stało z jej perfekcyjną grą aktorską i talentem do udawania, że wszystko jest w porządku.
- Tak, jestem po prostu zmęczona. Ostatnio nie sypiam zbyt dobrze.
Rozbawiony Ron z zadziornym uśmiechem odwrócił się w ich stronę, w dłoniach trzymając kufle z piwem dla siebie i Hermiony.
- A co? Malfoy po nocach słucha głośno muzyki czy remontuje mieszkanie?
Rudowłosy zaśmiał się sam ze swojego żartu i prędko dołączył do niego Harry. Najwidoczniej obaj panowie całkiem szybko wyobrazili sobie Malfoy'a z miotłą zamiast gitary przebiegającego po salonie jak gwiazda rocka po scenie, ewentualnie blondyna w stroju polskiego hydraulika wiecznie podciągającego zjeżdżające z tyłka spodnie,  z papierosem w ustach kręcącego przy rurach w łazience.
Tym razem wyobraźnia dziewczyny odmówiła posłuszeństwa i jedynie z czystej i wymuszonej grzeczności zaczęła się śmiać razem z pozostałymi. Całkiem szybko jednak zrozumiała, że posiadanie wiernych i oddanych przyjaciół to rzecz najlepsza na świecie, a gdy można z nimi jeszcze wypić kufel, dwa, ewentualnie siedem ulubionego piwa kremowego wtedy jest jeszcze lepiej. Dała się ponieść luźnej rozmowie, cierpliwemu wysłuchaniu ich żartów i ilości procentów z wolna płynących w jej żyłach. Z czasem zapomniała o tym co ją spotkało na jednej z uliczek Hogsmeade i zaczęła żartować wraz z nimi.
(...)
Gdy po trzech godzinach i pięciu wypitych piwach wychodziła z przyjaciółmi z pubu „Pod Trzema Miotłami” dostrzegła jeszcze w oddali postać Malfoy'a w towarzystwie kilku Ślizgonów. Wtedy też wszystko zrozumiała. Nie miała wątpliwości, że to czego doświadczyła było prawdą, tak samo jak nie miała wątpliwości kto za tym wszystkim stoi. Mur nienawiści jaki dzielił ich od lat urósł o kolejną, nierozerwalną cegłę.

                                                                                (...)

Podobne incydenty jak ten w Hogsmeade zaczęły pojawiać się coraz częściej i intensywniej i jedynie wtedy gdy była sama. Napisy na ścianach, które widziała tylko ona do tej pory usprawiedliwiała zmęczonym i chorym umysłem, który płatał jej okropne wybryki, ale gdy doszły do nich liściki znajdowane w różnych miejscach imienne dedykowane właśnie jej, materialne, istniejące naprawdę, które trzymała i wręcz kolekcjonowała na dnie szafy nocnej rozumiała, że coś jest nie tak. Czuła się więcej niż zastraszana i śledzona. Miała wrażenie, że jej prześladowca nigdy nie spuszcza z niej oczu. Nocami nie mogła spać, bojąc się, że jeśli to zrobi rano ktoś nie pozwoli się jej obudzić. Powoli zaczynała się bać wszystkiego, począwszy od własnego cienia, a na opustoszałych korytarzach kończąc. Nawet własne dormitorium nie było w stanie zapewnić jej takiego poczucia bezpieczeństwa jak jeszcze niedawno. Unikała wszystkiego co wymagało od niej rezygnacji z towarzystwa. Już nie odwiedzała samotnie biblioteki, nie wychodziła na błonia bez towarzystwa przyjaciół, nawet zrezygnowała z długich, nocnych kąpieli, które do niedawna tak bardzo lubiła. Zupełnie jakby w każdym odbiciu, w każdym pomieszczeniu i w każdym przedmiocie czuła obecność jeszcze kogoś innego. Była to wyjątkowo wroga i przerażająca świadomość. Stan tej niewidzialnej obecności i paraliżującego niepokoju trwał dwa tygodnie, potem było już tylko gorzej.


                                                                       ***

Z ulgą przekroczyła próg dormitorium na czwartym piętrze, wypuszczając przy tym z płuc nadmiar zbędnego powietrza i pocierając dłońmi zmęczoną twarz. W końcu nadszedł weekend, a ona miała wolny wieczór, który zamierzała przeznaczyć tylko dla siebie. Musiała ochłonąć z tych wszystkich wrażeń i przeżyć, które towarzyszyły jej już od jakiegoś czasu. Zamyślona weszła do swojej sypialni, poprawiając swoją ciężką torbę wypełnioną po brzegi książkami, która pod naborem ciężaru mimochodem wciąż uparcie zsuwała się z jej obolałego ramienia. Zignorowała przy tym Male i Granda nieustannie kręcących się wokół jej nóg i skomlących żałośnie, zupełnie jakby stało się coś strasznego. Nie zrozumiała ich, była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła. Rzeczywistość dotarła do niej w okrutny sposób dopiero wtedy gdy rozsunęła drzwi swojej sypialni. Sparaliżowana stanęła w ich progu pozwalając by torba samoczynnie zsunęła się z jej ramienia i z głośnym hukiem spadła na podłogę. Wszystkie bodźce przestany do niej docierać i nawet nie wiedziała, że do dormitorium wszedł za nią Ślizgon, którego do tej pory tak intensywnie unikała. Kiedy poczuła jak łzy napływają jej do oczu, odruchowo zasłoniła usta drżącą dłonią. Próbowała nie krzyczeć, chociaż jej ściśnięte z emocji gardło uniemożliwiało jej nawet oddychanie. Nie była w stanie dłużej znieść tego co widziała. Prędko odwróciła się od swojego pokoju próbując uciec jak najdalej od tego miejsca. Przez siarczyste łzy stojące w jej drżących oczach nie wiedziała gdzie biegnie, wpadła jednak prosto na zamyślonego przywódce Slytherinu wchodzącego w głąb salonu. Zaskoczony i zdezorientowany bezwiednie złapał ją za drżące ramiona odsuwając ją od siebie tak by na nią spojrzeć. Jego zaskoczenie i dezorientacja powiększyły się jeszcze bardziej gdy Hermiona spełniła jego nieme polecenie i uniosła na niego zapłakane, przerażone oczy, nieustannie przy tym zakrywając usta drżącą dłonią. Nawet nie udało mu się zapytać dziewczyny co się stało. Wyrwała się z jego rąk i wymięła go pośpiesznie. Odprowadził ją wzrokiem kiedy podbiegła w stronę wyjścia z dormitorium. Nie udało jej się jednak uciec. Zaparła się o pobliską ścianę korytarza zupełnie jakby już nie miała na nic więcej siły, nawet na ucieczkę. Na parę chwil dormitorium na czwartym piętrze wypełnił ten dziwny rodzaj ciszy, zwiastujący nadchodzącą burzę, a kiedy wreszcie nadeszła, żałosny płacz kasztanowłosej dziewczyny odbił się od każdej ściany dormitorium, zupełnie jak płacz okrutnie osieroconego dziecka.
Przyglądał jej się w milczeniu, jednak nie potrafił zapanować nad zdezorientowaniem i cichym pytaniem błąkającym mu się po twarzy. Dziewczyna jednak była do niego odwrócona plecami i nie odpowiadała na jego nieme pytanie żądające odpowiedzi co się stało. Zamyślony spuścił wzrok na dwójkę kotów równie żałośnie miauczących koło jego nóg i skierował swoje kroki do sypialni Gryfonki. Zamarł w progu jej pokoju, czując przy tym jak skołatane emocje próbują pociągnąć go niemal jak kamień na dno. Stłumił je w środku, mimo to nie przestawał patrzeć na wnętrze sypialni Hermiony z mętlikiem w głowie oraz widocznym oszołomieniem i niezrozumieniem. Wszystkie ściany były całe brudne od porozmazywanej w bestialski sposób krwi tak samo jak podłoga i łóżko. Jedynie niewielkie skrawki pościeli Hermiony wskazywały na to, że jeszcze niedawno była w odcieniu jasnego beżu, teraz zbrązowiały kolor krwi rozpościerał się po całym łóżku, na którego środku leżał rudy kot bez śladu życia. I mimo tego, że tak niewiele z niego zostało nie miał wątpliwości, że był to Derm, ze szramami na ciele tak wielkimi i okropnymi jakby dopadła go najgroźniejsza bestia żyjąca na świecie. Wiedział jednak, że to nie ślady po walce z bestią, tylko ślady po czarnej magi, przypominające zaklęcie Sectumsempra, które było nieodłącznym elementem Śmieriożerców chlubiących się w torturach, a zarazem oczkiem w głowie jego chrzestnego, który sam zresztą je stworzył.
Patrząc teraz na Derma tym bardziej nie rozumiał co się tak właściwie stało i jak, a tym bardziej kto mógł się tu włamać kiedy jego i Hermiony nie było w pobliżu.
(….)
Kasztanowłosa dziewczyna siedziała pod ścianą z nogami podkurczonymi pod brodę, zapierając głowę o zimną betonową powierzchnię, w dłoniach mocno ściskając zielono-srebrną obrożę, która jeszcze do niedawna widniała na szyi Derma. Miała przymknięte powieki i nie odzywała się słowem, w czasie kiedy dwójka skrzatów wynosiła z jej pokoju brudne prześcieradło i zawinięte w nie rudego kota. Gdy ją minęli odwróciła głowę w bok i zakryła usta dłonią, zupełnie jakby mimo zamkniętych oczu wszystko dokładnie widziała. Nie mogła tego znieść. Draco stał w przejściu między jej pokojem, a salonem i wciąż spoglądał na jej brudne łóżko, kiedy trzeci skrzat sprzątał ślady krwi ze ścian. Wciąż nie mógł przestać nad tym myśleć.
Słysząc jednak dobiegający do niego żałosny szloch Hermiony rozumiał, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Ciągle jednak nie potrafił uwierzyć, że z trzech kotów błąkających się po salonie, teraz zostały już tylko dwa.


                                                                           ***


W głównym pomieszczeniu Hogwartu był już każdy jego mieszkaniec. Jak zawsze temu miejscu towarzyszył nieokiełznany gwar i ożywienie. Wszyscy adepci wesoło rozmawiali jednocześnie przełykając przy tym gorące zapiekani lub pożywne owsianki zaserwowane przez skrzaty w ramach codziennego śniadania. Nawet Hermiona dała się ponieść tej miłej, wręcz rodzinnej chwili jaka zawsze panowała w Wielkiej Sali o tej wczesnej porze dnia. Jej wywrócone jakiś czas temu do góry nogami życie powoli się uspokajało i wracało do normy. Już od jakiegoś czasu nie dostawała listów z pogróżkami. Już nie widziała przerażających napisów na ścianach. Powoli oswajała się z brakiem trzeciego kota. Z Malfoy'em wciąż się mijali i ignorowali. Od kilku dni nie było już śladu po wcześniejszych, nękających ją incydentach. Szczerze myślała, że na dobre się skończyły i już więcej się nie powtórzą. Okrutnie się jednak co do tego przeświadczenia pomyliła.
(...)
Wesoło gawędziła z Ronem i Harrym ignorując przy tym gwar wywołany poranną pocztą, którą systematycznie dostarczały sowy kilku uczniom z różnych części stołów. Nie spodziewała się żadnej korespondencji, tak samo jak reszta jej znajomych więc wyłączyła się z tego rozgardiaszu poświęcając całą swoją uwagę przyjaciołom siedzącym naprzeciwko. Zaśmiała się głośno i szczerze z kolejnego żartu rudego chłopaka i mimochodem nabrała na łyżkę trochę zimnej już owsianki. Nim zdążyła jej posmakować niespodziewanie i z wysoka na jej talerz z hukiem spadła martwa sowa, a prędkość i moc uderzenia była tak duża, że ochlapała ją całą i kilka osób siedzących naokoło niej. Cała Wielka Sala ucicha momentalnie, ze zdezorientowaniem wpatrując się w stół Gryfonów i w znieruchomiałą kasztanowłosą dziewczynę, która wciąż sparaliżowana trzymała wysoko łyżkę ignorując resztkę mleka i płatków ściekających jej po włosach. Z przerażeniem wpatrywała się w swoją miskę i leżącą w niej martwą sowę, która wiernie należała do niej od samego rozpoczęcia nauki w Hogwarcie. Pierwszy z szoku ocknął się Harry ściągając z jej łapy przymocowaną karteczkę, nim zrozumiał swój błąd przeczytał jej treść na głos.
- „Ty będziesz następna.”
Głos zamarł mu na ustach i z przerażeniem wzrok z niewielkiego liściku przeniósł na Hermione. Łyżka, którą do tej pory kurczowo ściskała w dłoni z głośnym hukiem odbiła się od kafelkowej podłogi Wielkiej Sali, a jej echo rozniosło się po auli jak kamień spuszczony do pustej studni. Wyglądała jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego co się stało. Bezwiednie zasłoniła rozchylone usta drżącą dłonią i nie zważając na to, że cała jest brudna od swojego śniadania, a po jej włosach wciąż spływa mleko, bez słowa zerwała się ze swojego miejsca i wybiegła z Wielkiej Sali odprowadzana w grobowej ciszy przez wszystkich uczniów i profesorów.
Kiedy zniknęła za drzwiami i nie było już po niej żadnego śladu, Draco kątem oka zmiótł cały stół Slytherinu mrużący przy tym oczy zupełnie jakby zawzięcie o czymś myślał lub analizował to co widział. Żaden ze Ślizgonów jednak nie zachowywał się na tyle podejrzanie, by przykuć na siebie wątpliwości i jego dłuższą uwagę. Niemal instynktownie czuł, że gospodarz Hogwartu wpatruje się w niego już od dłuższej chwili. Z dziwnym zamyśleniem przerzucił wzrok na stół profesorski i wtedy jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem dyrektora całej placówki. Wiedział, że Dumbledore nie oskarża o te ataki jego, wręcz przeciwnie, patrzył na niego wzrokiem, który wręcz żądał by je wyjaśnił i znalazł winnego. I w tym całym zamyśleniu i niemej potyczce z dyrektorem Hogwartu, nawet nie zauważył, że na ustach siedzącej niedaleko niego Ślizgonki pojawił się specyficzny, choć niewielki uśmiech satysfakcji.

                                                                               (...)

Nikt nie widział Hermiony od czasu porannych wydarzeń w Wielkiej Sali. Nie przyszła na zajęcia, nie przyszła na obiad, ani kolacje. Cały dzień spędziła między czterema ścianami swojej sypialni nie dopuszczając do siebie myśli, że jeszcze kiedyś je opuści. Nie chciała z nikim rozmawiać, ani nikogo widzieć, zwłaszcza przyjaciół, przed którymi do tej pory wszystko tak skrzętnie ukrywała. Nawet nie wiedziała co by miała im teraz powiedzieć.
Zaszyła się w najciemniejszym rogu swojego pokoju zupełnie jakby wiedziała, że prędzej czy później ktoś po nią przyjdzie, a ona liczyła na to, że tu nikt nigdy jej nie znajdzie. Nawet nie wiedziała ile godzin spędziła na zimnej podłodze swojej sypialni. Już od jakiegoś okresu czas leciał dla niej w zupełnie innym rytmie, straciła jego rachubę już dawno temu. Jedynie późnym wieczorem kiedy całe dormitorium spowiła ciemność usłyszała tak dobrze jej znane, męskie kroki dobiegające z korytarza. Domyśliła się, że Draco wrócił do dormitorium. Potem już nie słyszała niczego więcej. Podejrzewała jedynie, że arystokrata siedzi w salonie, a w tym przeświadczeniu utwierdzał ją stłumiony blask światła odbijającego się od szklanej szyby jej drzwi. Przeczucie tym razem jej nie zawiodło. 
Jedyny dziedzic rodziny Malfoy'ów siedział na fotelu przed kominkiem z braku lepszych zajęć od niechcenia czytając Proroka Codziennego. Nie docierały do niego żadne zdjęcia ani treści kolorowego magazynu. Okłamywał samego siebie, że czyta obszerny artykuł o planowanych remontach na jednej z ulic Hogsmeade. Przed oczami wciąż uparcie pojawiał mu się obraz Hermiony w tak opłakanym i zrujnowanym stanie wybiegającej z płaczem z Wielkiej Sali i pierwszy raz w całym jego życiu było mu jej najzwyczajniej w świecie żal. Postać Hermiony i tego co ostatnimi czasy spotykało ją w życiu, udowodniło mu jak nigdy, że życie jest okrutnie niesprawiedliwe. Począwszy od zamieszkania z wrogiem, śmierci pierwszego chłopaka, odizolowaniu od rodziny, a na diagnozie lekarskiej dający jej ograniczony, w dodatku krótki czas życia, kończąc. Teraz do tego wszystkiego doszedł jeszcze cichy prześladowca, który pojawił się w jej życiu tak nagle i niespodziewanie jakby cały wszechświat był skupiony tylko na niej i to na tej drobnej, kasztanowłosej Gryfonce testował ludzką wytrzymałość. Wiedział, że na chwilę obecną zostało jej w dziewczynie wyjątkowo niewiele.
Zdziwił się gdy drzwi od jej sypialni rozsunęły się z charakterystycznym dźwiękiem, a podłoga cicho skrzypnęła od jej niepewnych, lekkich kroków. I chociaż nie chciał to niemal mimowolnie spojrzał w jej stronę. Jej twarz była niemiłosiernie blada, oczy niezdrowo podkrążone, a loki poskręcane w supły pod wpływem zaschniętego na nich mleka, którego nawet z nich nie zmyła. Dopiero teraz zauważył, że jest dużo chudsza niż jeszcze niedawno, a ubrania mimowolnie się z niej zsuwają. Zapłakana i brudna odsłoniła przed nim prawdziwe oblicze swojej walki z chorobą i psychicznym zmęczeniem, które dotychczas chowała pod starannym makijażem i maskującymi ubraniami. W tej jednej, krótkiej chwili cała zdała mu się być tak drobna i wiotka aż miał wrażenie, że gdyby złapał ją w ramiona przeleciałaby mu między palcami. Kasztanowłosa reprezentowała sobą żywy obraz nędzy i rozpaczy, chociaż sama nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Stanęła przed nim bez słowa, w kościstej dłoni trzymając plik podejrzanie wyglądających pergaminów. Spojrzała mu w oczy, w których wciąż tliły się łzy rozpaczy i rozżalenia. Była to ich pierwsza tak bezpośrednia konfrontacja od czasu gdy ją naznaczył.
- Derm, to też ty?
Jej oskarżycielski ton spadł na niego tak niespodziewanie, że aż nie był w stanie jej odpowiedzieć. Przez nieznacznie uchylone wargi wpuścił do płuc ciut więcej powietrza i spojrzał na nią znieruchomiały, zupełnie jakby bardzo chciał jej coś powiedzieć, jednak zapomniał jak się mówi. Nawet nie zrozumiał o co chodziło jej w tym pytaniu. Patrzyła na niego pewnie, niezniechęcona jego milczeniem i zdezorientowaniem.
Bała się go, nienawidziła i gardziła nim całą sobą. Merlin jej świadkiem, że już nigdy więcej nie chciała na niego patrzeć i z nim rozmawiać. Szczerze wierzyła i modliła się o to, że już nigdy nie będzie musiała. Teraz jednak to co ostatnimi czasy spotykało ją w życiu nie pozwalało jej o nim zapomnieć. Chciała to z nim wyjaśnić. Musiała to zrobić dla świętego spokoju, którego  los 
ostatnio tak bardzo jej poskąpił.
- Co?
Wyrzucił w końcu, patrząc na nią jak na chorą psychicznie, zagubioną dziewczynę, zupełnie jakby podejrzewał, że Hermiona po dzisiejszym wydarzeniu w Wielkiej Sali utraciła już całą resztkę zdrowych zmysłów, które jeszcze do niedawna posiadała. Kasztanowłosa na moment mocno zacisnęła piekące powieki uparcie powstrzymując łzy, które wciąż szczypały ją w podrażnione źrenice.
- Zrobiłeś to prawda?
Powtórzyła ponownie, a w jej głosie coraz bardziej zaczynało przebijać się rozgoryczenie. Konkretnym ruchem odrzucił na bok gazetę, odrywając plecy od oparcia sofy. Spuścił głowę w dół i poruszał nią nerwowo na boki, zupełnie jakby nie mógł zrozumieć jak Hermiona w ogóle może oskarżać go o coś takiego. Zawzięcie próbował ułożyć własne myśli w głowie i zastanawiał się co ma na to nieuzasadnione i bezpodstawne oskarżenie odpowiedzieć dziewczynie. Widać jednak było, że towarzyszy mu przy tym złość i niedowierzanie.
Faktem jest, że od czasu, w którym Derm nasikał mu do adidasów (czyli od samego początku) miał z nim raz większe raz mniejsze spięcia, ale jego chęć pozbycia się trójki dodatkowych domowników przeminęła szybciej niż ktokolwiek, a nawet i on sam, mógł przypuszczać. I po części nawet on, w jakimś stopniu, przejął się widokiem zabitego w bestialski sposób kota, którego odczuwalny brak ostatnimi czasy zaczął mu doskwierać jak jeszcze nigdy. Zbyt cicho i spokojnie zrobiło się bez niego w dormitorium i wbrew pozorom wcale mu to nie odpowiadało. Gdyby był w lepszych relacjach z Hermioną może obeszłaby go jego śmierć, ale z kasztanowłosą Gryfonką już od miesiąca żył w czymś więcej niż separacji i dotychczas to właśnie w trójce rodzeństwa znajdował towarzystwo przy zbyt długich i melancholijnych wieczorach, nocach i porankach. I jak na złość wciąż znajdował swoje rzeczy zniszczone przez Derma, które tak nagminnie przypominały mu, że pierwszy raz w swoim życiu bezpowrotnie stracił coś do czego się przywiązał i czego mu naprawdę brakuje. Ale przecież był typem twardziela, nie mógł się nikomu do tego przyznać, nie mógł tego żalu okazać, ani sobie ani Hermionie. Bo przecież to nie było w jego stylu, nie powinno być.
- Słuchaj Granger, ten pchlarz nieraz irytował i wkurwiał mnie bardziej niż ty, ale nigdy nie zniżyłbym się do tego by zabijać ci pupilka tylko po to by zrobić ci na złość. Więc skończ te histeryczną scenkę i znajdź sobie kogoś innego do oskarżania. Mam ambitniejsze cele w życiu niż słuchanie twojego żałosnego lamentu i pretensji odnośnie czegoś czego nie zrobiłem.
Ona jednak nie słuchała. Ślepo przekonana, że za wszystkim co najgorsze w jej życiu stoi właśnie przywódca Slytherinu.
- Te listy? Te napisy na ścianach, to prześladowanie? Wtedy, w Hogsmeade, to byleś ty prawda?
Głos coraz mocniej jej drżał, nabierała coraz więcej niezbędnego powietrza w bolące płuca. Musiała robić coraz dłuższe przerwy  między wypowiadaniem na głos swoich myśli. Zmarszczył mocno brwi patrząc na nią z wyraźnym niezrozumieniem.
- O czym ty chrzanisz?
Hermiona mocno przełknęła łzy stojące w jej gardle. Fakt, że Draco zachowuje się jakby o niczym nie wiedział tylko dodatkowo ją prowokował. Pokiwała głową na znak zaprzeczenia mierząc go z pogardą i obrzydzeniem.
- Ty dupku, nawet nie masz odwagi by się przyznać? By powiedzieć mi to prosto w twarz?
Potyczki słowne to jedno, ale zarzucanie mu tchórzostwa było dla niego jak siarczysty policzek wymierzony na oczach wszystkich jego wrogów - całkowicie nie do zaakceptowania. Tym bardziej, że tym razem naprawdę nie wiedział o co Hermiona go tak właściwie oskarża i dlaczego zarzuca mu coś o czym do tej pory sam nie wiedział.
- O co ci do cholery chodzi?
Ze złością poderwał się z sofy, zatrzymując się tuż przed nią. Nawet się nie przestraszyła, zamiast tego wyzywająco zadarła głowę do góry, mierząc go zimnym spojrzeniem. Bitwa tocząca się między jej krzykiem, a jego złością niosła się po wszystkich korytarzach czwartego piętra niemal jak bębny wojenne.
- Nie udawaj, że nie wiesz do cholery!
Słowa, które wykrzyczała mu prosto w twarz podziałały na niego jak płachta na byka. Zamaszyście machnął rękami, próbując wyładować całą złość i frustrację na powietrzu.
- Nie wiem do kurwy! Może mnie wreszcie łaskawie oświecisz?!
Nie odpowiedziała, zamiast tego z pogardą rzuciła w niego plikiem pergaminów, które dotychczas ściskała w spiętej dłoni. Nawet nie drgnął kiedy milion kartek odbiło się od jego torsu i rozsypało się na podłodze naokoło ich stóp. Stał dalej niewzruszony zupełnie jakby spodziewał się tego dziecinnego i niegroźnego zagrania z jej strony. Nim na nie zareagował odwróciła się do niego plecami i odeszła kawałek dalej, zakrywając zmęczone oczy drżącą dłonią. Najwidoczniej już dłużej nie potrafiła udawać twardej i mierzyć się z blondynem w tak bezpośredniej konfrontacji, zwłaszcza tej wzrokowej, która jak nic innego była ostatecznym pokazem ich siły. Te nierówną bitwę po raz kolejny przegrała. Odprowadził ją wzrokiem by w ostateczności zgarnąć z ziemi jeden z wielu pergaminów. Odwróciła się w jego stronę w momencie, w którym zatracił się w jego treści i chociaż wyraz jego twarzy nawet nie drgnął o milimetr gdy czytał okrutne pogróżki imiennie skierowane do kasztanowłosej Gryfonki, przeżywał ich śmiercionośną treść bardziej niż Hermiona byłaby w stanie to sobie wyobrazić. W jego stalowym spojrzeniu nie wyczytała jednak niczego, zupełnie inaczej odbierając jego przeszywające milczenie.
- I co Malfoy?
Na chwilę zamilkła, próbując przełknąć łzy i gule stojącą w jej zaschniętym od krzyku i emocji gardle.
- Już sobie przypomniałeś?
Nie odpowiedział, nawet jej nie słuchał, zamiast tego jak w amoku wzrok z kartki papieru spuścił na podłogę i porozrzucane na niej pozostałe listy z podobnymi treściami i rożnymi datami. Było ich tak dużo, że nawet nie próbował ich policzyć. Dostawała je systematycznie od trzech tygodni, czasem nawet kilka razy dziennie i gdy czytał treść kolejnego z nich zrozumiał jak wiele musiała dziewczyna przeżywać w przeciągu ostatniego miesiąca, chociaż nikt tego nie zauważał, nawet on, mieszkający z nią między tymi niewielkimi ścianami.
Hermiona wciąż trzymała dłoń na czole, patrząc na blondyna z łzami w oczach, nieudolnie próbując zapanować nad podbródkiem, który trząsł jej się już tak bardzo, że każda próba wysłowienia się sprawiała jej ból.
- Dobrze się bawiłeś moim kosztem? Dlaczego mi to robisz? Co ja ci takiego zrobiłam?
Jej głos drżał coraz bardziej, aż w końcu nie potrafiła już nad nim zapanować. Cała roztrzęsiona zaczęła rozglądać się panicznie na boki stawiając podenerwowane kroki raz w jedną raz w drugą stronę, zupełnie jakby nie wiedziała, w którą ma uciec. W ostateczności zrezygnowana ukryła całą twarz w dłoniach i osunęła się na miękkich nogach na podłogę, mocniej przyciskając dłonie do twarzy, zupełnie jakby bawiła się z blondynem w chowanego. Zdawało się jednak, że była to wyjątkowo przygnębiająca i bolesna zabawa. W myślach odliczyła do dziesięciu w nadziei, że gdy ponownie otworzy oczy chłopaka już w salonie nie będzie, a wraz z nim znikną wszystkie jej problemy i zmartwienia. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
- To nie ja.
Jego słowa spadły na nią tak niespodziewanie jak nagły huk zapowiadający nadchodzącą z oddali burze. Niepewnie odsunęła dłonie z mokrej twarzy, zamglonym spojrzeniem spoglądając na stojącego nieopodal niej Ślizgona, który wzrok z listu leżącego na podłodze przeniósł na jej zapłakane oczy. Zupełnie jakby chciał by to w jego spojrzeniu wyczytała, że tego nie zrobił.
- Co?
Szepnęła cicho, chociaż doskonale usłyszała co chwile wcześniej jej powiedział. Nie mogła jedynie w to uwierzyć.
- To nie ja.
Powtórzył jeszcze raz, niezachwianie patrząc w jej wilgotne, drżące źrenice. Nie miała wątpliwości, mówił prawdę. Uwierzyła, że to nie on stał za tym wszystkim, że od początku obwiniała złą, wręcz niewinną osobę.
- Ale..
Nie była w stanie wydusić z siebie niczego więcej. Wyglądała na zupełnie zdezorientowaną i zdruzgotaną całą sytuacją i tym co przed chwilą usłyszała. Jak w amoku, niemal na pół przytomna spoglądała na chłopaka, cały czas mając lekko uchylone usta, zupełnie jakby to ułatwiało jej przepływ powietrza i bardziej ją dotleniało, a niewątpliwie tego właśnie potrzebowała.
- Ale jeśli nie ty, to kto?
Szepnęła do samej siebie mimo, że jej wzrok już od dawna zatrzymał się na postaci Ślizgona. Ten jednak również nie znał odpowiedzi na to pytanie. W milczeniu kucnął stosunkowo blisko niej, wzrok z pergaminów podnosząc na sparaliżowaną kasztanowłosą Gryfonkę. Próbował utrzymywać pozory niewzruszenia, był jednak zupełnie nieprzygotowany na to, że jeszcze ktoś w Hogwarcie na swój cel może sobie upatrzyć Hermione Granger. Przecież zasady, które ustalił tak dawno temu były niezachwiane i wszyscy wiedzieli co grozi za ich łamanie. W końcu niektóre z osób do dnia dzisiejszego czuły na sobie jeszcze konsekwencje ich nieprzestrzegania. Miała być to przestroga dla innych, dlaczego więc już nie działała? Nie mógł tego zrozumieć, tak samo jak nie mógł zrozumieć jak to się stało. Jak to prześladowanie, te pogróżki, to wszystko mogło trwać już od trzech tygodni tuż za jego plecami. Jak mógł niczego nie zauważyć i jak dalej niczego nie podejrzewał? Jak ktoś mógł złamać zasady, zwłaszcza teraz kiedy był generałem i tym bardziej nikt nie powinien mu się narażać? Jak ktoś przez trzy tygodnie mógł gnębić tak ważną dla niego osobę, w czasie kiedy on był tuż obok? Jak mógł się niczego nie domyślić? Jak mógł niczego nie zobaczyć? 
Nie rozumiał tego, tak samo jak nie był w stanie sobie tego wybaczyć.
- Co wydarzyło się w Hogsmeade?
Rzucił w końcu patrząc na nią stanowczo, przypominając sobie jej wcześniejsze słowa. Hermiona odwróciła głowę w bok, próbując uciec przed jego przeszywającym, wypytującym spojrzeniem, jednocześnie niezdarnie wierzchem dłoni ocierając mokre powieki i pozbywając się z twarzy śladów rozpaczy, które wymalowały się na jej twarzy w postaci długich, jasnych ścieżek biegnących od rzęs wzdłuż policzków.
- Nie musisz udawać, że cie to interesuje.
Próbowała być twarda i stanowcza chociaż z jej ust wyszło tylko żałosne burknięcie stłumione wiecznym podciąganiem mokrego nosa. W tej chwili wyglądała niemal jak obrażone dziecko, które próbuje odpędzić od siebie nieugiętych dorosłych, do których miało żal za wychowawczego klapsa.
- Powiedź co tam się stało.
Powtórzył dobitnie, ignorując jej poprzednie słowa i godny pożałowania wygląd. Wtedy też gwałtownie na niego spojrzała, wyzywająco zadzierając głowę. Odzyskała trochę zdrowych kolorów na twarzy, a wraz z nimi odrobinę dawnej bojowości i buntowniczości.
- Po co? Przecież jesteś po ich stronie.
Zmrużył oczy i zmarszczył brwi, patrząc na nią z zamyśleniem. Nie spodobało mu się to co usłyszał. Musiał się dowiedzieć kto bez jego wiedzy odważył się zbliżyć do Gryfonki.
- Ślizgoni?
Odwróciła głowę w bok i spuściła wzrok na podłogę, zupełnie jakby nie była w stanie dłużej znieść jego przeszywającego spojrzenia. Zrozumiał. Wiedział, że tym razem chodziło o kogoś dużo gorszego niż mieszkańców domu Węża. W jego umyśle błąkało się tylko jedno słowo. „Śmierciożercy.” W milczeniu wstał i wyszedł ze wspólnego dormitorium, z głośnym hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.


                                                                       *

Była już noc kiedy stał na skraju Zakazanego Lasu pozostawiony sam na sam ze swoimi nieuporządkowanymi myślami. Zimny wiatr nieznacznie poruszył jego krótkimi włosami, które skrzętnie ukrywał pod czarnym, materiałowym kapturem od długiego płaszcza. Nagły świst powietrza był dla niego wystarczającym sygnałem by zrozumieć, że już nie jest sam. Podniósł stalowe spojrzenie przed siebie, napotykając czarne jak węgiel oczy Azrael'a.
- Co ustaliłeś?
Rzucił twardo, nie starając się o żadne zwroty grzecznościowe ani zbędne gesty na przywitanie. Jego rozmówca również ich nie wykonał.
- Voldemort ani żaden inny generał nie wydał oficjalnego rozkazu. Tylko ty masz do tego prawo.
Arystokrata znacznie zmarszczył brwi, mrok jaki ich otaczał idealnie zamaskował zdezorientowanie błąkające się na jego naturalnie bladej twarzy. Azrael zdawał się jednak wyczytać całą reakcję z ciszy jaka między nimi zapanowała.
- Ty jedyny jesteś bezpośrednio powiązany z rejonem Hogwartu i czarodziejami z nim związanymi. Reszta ma zupełnie inne przydziały. Nawet jeśli Pan wydałby polecenie prześladowania kogoś z Hogwartu, zleciłby je tobie. W ostateczności mógłby dostać je ktoś z twojego oddziału, wiedziałbyś jednak o tym jako pierwszy – to ty byś je wydał.
Między dwójką Śmierciożerców znacznie różniących się od siebie stopniami zapanowała cisza przerwana krakaniem dziwnych stworzeń dochodzącym do nich z głębi mrocznej części Zakazanego Lasy. Draco w ciszy analizował słowa swojego szpiega. Gdzieś w głębi od początku wiedział, że to co usłyszał było prawdą, dlatego tym bardziej nie mógł zrozumieć jak ktoś ze Śmierciożerców mógł podejść tak blisko Hermiony, w dodatku bez jego wiedzy i pozwolenia. Ten fakt był dla niego nie do zaakceptowania. Azrael stał bez ruchu, wciąż nienagannie wyprostowany, wręcz na baczność czekając na dalsze rozkazy przełożonego. Zdziwił się gdy żadne już nie padły.
- Generale?
Rzucił w końcu, gdy po dłuższej chwili blondyn wciąż milczał, a własne myśli pochłonęły go już tak bardzo, że stracił rachubę czasu i świadomość w jakim miejscu się znajduje i kto mu towarzyszy.
- To wszystko. Możesz odejść.
Śmierciożerca skinął potwierdzająco głową i bez słowa zniknął sprzed stalowych oczu blondyna. Gdy Draco został sam na skraju lasu uniósł wzrok na niebo, pozwalając by jego stalowe spojrzenie odbiło się od jasnej poświaty kwietniowego księżyca.
Pierwszy raz w życiu nie wiedział co miał dalej robić. Nie spodziewał się jednak, że doskonale wie to ktoś inny...

                                                                          *

Profesor McGonagall nerwowo kręciła się na środku gabinetu dyrektora Hogwartu, wiąż nie mogąc uwierzyć w decyzję jaką podjął kilka minut temu, nie zasięgając u nikogo żadnej porady. W ostateczności przystanęła przed jego biurkiem, ze wzburzeniem mierząc gospodarza Szkockiej Szkoły Magii, który od samego początku ich konfrontacji stał przy oknie leniwie wpatrzony w widoki znajdujące się za szklaną szybą. Już od jakiegoś czasu panowała między nimi nieprzenikliwa cisza, którą sam sprowokował. Zupełnie jakby wyczerpali już cały temat i nie widział potrzeby dalszej konfrontacji z wieloletnia przyjaciółką. Wolał już nic więcej nie mówić domyślając się, że Minewra nie jest zbyt optymistycznie nastawiona do jego życiowych decyzji. Liczył na to, że w końcu odpuści i odejdzie, kobieta jednak nie zamierzała tego robić.
- Dziewczyna jest w niebezpieczeństwie, a ty ją wysyłasz samą z dala od szkoły?
Jej rzeczowy, wręcz oschły ton przeciął powietrze na wskroś, choć dużo gorsze było jej spojrzenie, które tak bardzo odczuwał na sobie iż miał wrażenie, że zaraz go udusi. Zmrużył powieki jednocześnie poprawiając okulary, które nieznacznie zsunęły mu się z nosa w momencie, w którym spuścił wzrok z okna na parapet.
- Wiem co robię, zaufaj mi.
Starsza kobieta spuściła ręce wzdłuż ciała i nerwowo odwróciła się na pięcie. W ostatnim momencie powstrzymała się przed wypowiedzeniem swoich myśli na głos. „Och na litość Boską, ty stary głupcze, do reszty już zwariowałeś.”
- Możliwe.
Skwitował rozbawiony, a na potwierdzenie swoich słów skinął potwierdzająco głową, ignorując przy tym oburzony komentarz kobiety by nie czytał jej myśli bez pozwolenia.
- Minewro, nie musiałem ich czytać by je znać.
I przez ten krótki ułamek sekundy na zmęczonej i pomarszczonej już twarzy jego wieloletniej przyjaciółki pojawił się niemal niezauważalny zarys uśmiechu.
- Zresztą....
Zaczął po chwili, odwracając się w jej stronę.
- ...nie pojedzie sama.
Dokończył gdy odwzajemniła jego spojrzenie. Towarzyszył mu przy tym delikatny, jednak charakterystyczny, ciut ironiczny uśmiech. Doskonale wiedziała co on oznaczał. Zamaszyście machnęła rękami w geście poddania się i postawiła podenerwowane kroki w stronę wyjścia z gabinetu.
- Niech Merlin ma ją w swojej opiece.
Usłyszał jeszcze na odchodnym, co wywołało większy uśmiech na jego twarzy. Sam Merlin może i nie, ale jego Dziedzic już na pewno.


                                                                           *

Wiedział, doskonale, cholernie, dostatecznie i jak nigdy wiedział, że to był największy błąd jego życia by przekroczyć próg tego gabinetu, w którym odkąd tylko pamiętał toczył największe życiowe przemyślenia, a jego dotychczas spokojne i uporządkowane życie waliło się jak domki z kart pod naborem zaledwie paru słów dyrektora Hogwartu. Tym razem było tak samo. Chyba jedynie w najbardziej naiwnej wersji wierzył, że będzie inaczej. Tak jak zwykle niemal siłą jakiś pierwszoroczny wyrwał go z porywających zajęć i przyprowadził tutaj, prosto w paszcze lwa. Wciąż żałował, że nie uciekł gdy miał okazje, a zamiast tego przyszedł tu potulnie jak owca prowadzona na rzeź.
Po co tu był? Po co został wezwany? Nie wiedział. A może inaczej - wiedział, ale nie rozumiał.
Słowa dyrektora, które padły jakiś czas temu zdały mu się być tak bardzo irracjonalnie, że wszystkie te, które dane było mu kiedykolwiek usłyszeć całkowicie straciły range „absurdalnych” i „nie do przyjęcia.” Zamieszkanie z Granger, zostanie prefektem naczelnym, medytacja, trening, Dagurtar, szkolenie magicznych zdolności pod okiem samego Dumbledore'a, a nawet zasugerowanie mu byciem Dziedzicem Merlina... NIC, dosłownie nic, nie równało się z tym co spadło na niego dziesięć minut temu niemal jak wiadro lodowatej wody wylanej na głowę. Bo czego tak właściwie oczekiwał od niego gospodarz Hogwartu po tej rozmowie? W głowie wciąż huczały mu słowa klucze całego monologu - „wolne” „samochód” „domek” „jezioro”. Wciąż jednak nie mógł ich logicznie zespolić by tworzyły zgrabną całość mimo, że dyrektor szczegółowo rozwinął mu całą te myśl piętnaście minut temu. I gdy już mniej więcej zrozumiał, że ma brać udział w przedsięwzięciu eskapadopodobym to już w ogóle nie potrafił sobie wyjaśnić po co. Bo jaki cel mógł mieć dyrektor Hogwartu w wysyłaniu go na kilkudniową przejażdżkę z dala od szkoły? Jego samozachowawczy instynkt wciąż nagminnie powtarzał mu, że powinien jak najszybciej opuścić ten gabinet bo w przeciwnym razie będzie tego naprawdę i szczerze żałował. Nie pomylił się, chociaż został.
(...)
Cisze, która siedemnaście minut temu zapanowała w gabinecie dyrektora, przerywało jedynie nerwowe stukanie palców w skórzane obicie poręczy od potężnego, czarnego fotela. Blondwłosy chłopak poruszył się znacznie na zagrzanym już siedzeniu, drugą dłonią niemal bezwarunkowo przejeżdżając po swoim trzydniowym zaroście. Na jego poważnej, naturalnie jasnej twarzy malował się wyraz zamyślenia połączony z nutką nadchodzącej złości i zirytowania. W jego pulsującej głowie wciąż krążyły cztery słowa dyrektora Dumbledore'a, których wciąż nie potrafił ogarnąć mimo poziomu IQ dużo większego niż przeciętny. Niespodziewanie oderwał wzrok z jednej ze ścian i spojrzał na dyrektora Hogwartu siedzącego przy swoim biurku naprzeciwko niego, nieustannie obserwującego go z irytującym, poczciwym uśmiechem na ustach.
- Nie bardzo rozumiem...
Przyznał po chwili odrywając dłoń od brody i majestatycznie pokazując po kolei palcami w ramach wyliczanki.
- Dostaje samochód, domek nad jeziorem i tydzień wolnego od szkoły? Jaki jest w tym wszystkim haczyk?
Zadając to pytanie pstryknął wyciągniętymi palcami mierząc rozmówce spojrzeniem mówiącym „Zapomnij. Tym razem nie dam się w nic wrobić.” Zdawało mu się, że uśmiech profesora powiększył się ciut bardziej, zupełnie jakby odpowiadał „Oj dasz.” Po chwili padły strzały, wymierzone niemal prosto w jego skronie.
- Jedziesz tam z panienką Granger.
Zamaszyście walną dłońmi w boki fotela, nagle odrywając plecy od jego oparcia. W ostatnim momencie powstrzymał się przed głośnym i zirytowanym krzykiem „Wiedziałem! Kurwa wiedziałem!” Mimo to ekspresja na jego twarzy malowała się jak jeszcze nigdy, a rozdziawiona twarz sugerowała, że faktycznie w decydującej i ostatecznej chwili wstrzymał się z wypowiadaniem na głos swoich zbulwersowanych myśli. Automatycznie jednak jego usta wygięły się w wyjątkowo sztucznym i szerokim uśmiechu, który spotęgował głośnym klaśnięciem w ręce. Na dyrektora spojrzał jak na debila.
- A! I co jeszcze? Bez aktu ślubu i dziecka na rękach mamy nie wracać?
Dumbledore czując na sobie przeszywające wręcz wrogie spojrzenie swojego podopiecznego uśmiechnął się dwuznacznie, okręcając na swoim fotelu i zatapiając poczciwy wzrok w dużym oknie usytuowanym na dziedziniec Hogwartu.
- Bierzesz to za bardzo osobiście.
Olewniczy ton i sposób bycia Dumbledore'a zirytował go bardziej niż cała rozmowa. Jak poparzony zerwał się z fotela wykonując przy tym zamaszysty ruch ręką zupełnie jakby próbował strącić niewidzialny przedmiot stojący za nim.
- A jak mam to brać skoro wysyłasz mnie do domku wczasowego z moim największym wrogiem, z którym próbujesz mnie pogodzić na wszystkie możliwe sposoby? Zwłaszcza z naciskiem na te niemoralne.
Dodał po chwili, co jednak dyrektor zignorował. Zapomniał o zwrotach grzecznościowych, nawet się o nie nie starał, po swoim rozmówcy widział jednak, że on również pogodził się z ich brakiem. Z pomarszczonej twarzy staruszka zszedł poczciwy uśmiech zastąpiony wyrazem zmartwienia. Leniwie ściągnął z nosa okulary i wytarł szkiełka w niewielką szmatkę, którą wyjął z kieszeni swojej służbowej szaty.
- Panienka Granger jest w niebezpieczeństwie. Przyda jej się kilkudniowy wjazd.
Zamaszyście skinął potwierdzająco głową jako znak udawanego przejęcia.
- Świetnie, a ja co? Mam robić za panienkę do towarzystwa?
Dumbledore pokiwał przecząco głową i ponownie założył na nos okulary odwracając się przy tym do swojego podopiecznego. Zaparł łokcie o drewniany blat, a podbródek oparł o złączone dłonie. Na jego twarzy pojawił się dziwny, ciut wyzywający uśmiech.
- Raczej za bodyguarda.
Draco zatrzymał się tuż przed jego biurkiem, mocno zapierając się o nie dłońmi i mierząc starszego mężczyznę wyzywającym spojrzeniem, tak by to w nim wyczytał, że żaden argument go nie przekona, a zwłaszcza ten.
- Granger ma całkiem solidny prawy sierpowy, poradzi sobie beze mnie.
W tym właśnie momencie Dumbledore mógł przysiądź, że blondyn odwrócił głowę w bok by ten nie zauważył jak charakterystycznie poruszył żuchwą na boki, zupełnie jakby przypomniał sobie jeden z imponujących ciosów Hermiony Granger jakich doświadczył na swojej własnej skórze.
- Nie przyjmuje odmowy. Potraktuj to jako ferie.
Na twarzy blondyna pojawił się grymas bólu, zażenowania i złości. Obciął towarzysza tak zimnym spojrzeniem, że temperatura w gabinecie spadła do pięciu stopni poniżej zera.
- Niezbyt dobrze wspominam moje ostatnie ferie, na które mnie wysłałeś.
Dyrektor jednak zignorował ten szczery komentarz blondyna puszczając go mimo uszu.
Już postanowione. Jedziesz.
Przywódca Slytherinu wyprostował się znacznie, momentalnie poważniejąc. Nie znosił gdy ktoś mu rozkazywał i nie ważne czy chodziło o matkę, rówieśnika czy dyrektora Hogwartu, jego reakcja zawsze wyglądała tak samo. W chwili obecnej dyrektor jak nigdy odczuł na sobie jego powagę i chłód.
- Nie.
Ta odmowa podziałała na dyrektora jak płachta na byka, chociaż dalej pozostawał niewzruszony na obecną, coraz bardziej gęstniejącą atmosferę unoszącą się w powietrzu. Panował nad emocjami, w przeciwieństwie do rozjuszonego blondyna. Od niechcenia odwrócił się w jego stronę mierząc go zagadkowym spojrzeniem.
- Chyba nie chcesz wylecieć ze szkoły?
Prawa brew Ślizgona zadarła się lekko, a jej właściciel skrzyżował ręce na torsie, zupełnie jakby przyjmował postawę zaczepno-obronną.
- Z powodu?
- Niewypełniania poleceń dyrektora.
Ni to z pogardy ni z rozbawienia parsknął pod nosem, zamaszyście spuszczając ręce wzdłuż ciała i odwracając się na pięcie w bok, zupełnie jakby próbował stłumić w sobie wszystkie zbędne emocje. Na dyrektora spojrzał kątem oka i z ironicznym półuśmiechem.
- Kpisz sobie?
Po raz kolejny w przeciągu tej krótkiej rozmowy wyzbył się zwrotów grzecznościowych ze swojej przemowy. W odpowiedzi starszy mężczyzna pokiwał przecząco głową, ponownie pochylając się nad biurkiem i zapierając podbródek na dłoniach.
- Nie. W chwili obecnej jestem wyjątkowo poważny. Obaj wiemy, że Ministerstwo dobierze się do ciebie gdy opuścisz Hogwart. Już od dłuższego czasu jesteś u nich na celowniku. Będąc tu jesteś bezpieczny. Gdy cie wyleje nie będą mieli skrupułów by cie dopaść, a możesz być pewny, że tylko na to czekają. Możesz zostać w Hogwarcie i wypełniać moje polecenia w zamian zyskując moją ochronę, możesz również ich nie wypełniać i trafić do Azkabanu. Twój wybór.
Jego krótka jednak wyjątkowo treściwa, zwięzła i konkretna przemowa wywołała na twarzy arystokraty jeszcze większy uśmiech sarkazmu i ironii.
- Szantażujesz mnie?
W jego głosie dało się wyczuć rozbawienie, a zarazem podziw zmieszany z niedowierzaniem. Dyrektor Hogwartu musiał być albo bardzo odważny albo bardzo głupi. I blondyn w chwili obecnej stawiał bardziej na tą drugą opcje. Odpowiedziało mu przeczące kiwnięcie głową.
- Ostrzegam... jak przyjaciel.
Dodał po chwili, co wywołało fale złości i oburzenia u młodego Śmierciożercy. Spojrzał na dyrektora wyzywająco i zamaszyście walną dłonią w blat jego biurka przewracając przy tym parę drobiazgów leżących na drewnianej powierzchni.
- Swoje przyjacielskie ostrzeżenia możesz sobie ws...
 Urwał nagle i chyba jedynie resztka jego arystokratycznego wychowania i niewielkiego szacunku dla dyrektora sprawiły, że nie dokończył tego zdania.
- ...nie ważne.
Warknął po chwili specyficznej ciszy, zabierając przy tym dłoń z blatu i odwracając się plecami do gospodarza szkolnej placówki. Bez słowa pożegnania skierował swoje szybkie i podenerwowane kroki w stronę wyjścia z gabinetu. Siedział tu zdecydowanie zbyt długo. Dyrektor odprowadził go szczerym uśmiechem rozbawienia. Nawet go to bawiło, że ich relacje oraz rozmowy bardziej przypominały gwarę podwórkową niż konfrontację dyrektor – uczeń.
- Wyjeżdżacie w piątek rano.
Dodał jeszcze nim blondyn opuścił jego gabinet. Ostatnie co usłyszał to głośny trzask drzwiami i wyjątkowo siarczyste „kurwa” wykrzyczane na cały korytarz. Uśmiechnął się pod nosem, utwierdzając się w przekonaniu, że podjął słuszną decyzję. 

                                                                                 *

- Nie mogę z nim jechać profesorze.
Postać kasztanowłosej Gryfonki pojawiła się w jego gabinecie tak niespodziewanie, że ciągle mrugał powiekami, zupełnie jakby wciąż nie mógł zrozumieć, że ta drobna dziewczyna stoi przed jego biurkiem, próbując z całych sił powstrzymać łzy niezidentyfikowanego pochodzenia uparcie napływające jej do bursztynowych oczu. Gdy dotarła do niego cała sytuacja i słowa dziewczyny westchnął cicho pod nosem, odkładając pióro na bok biurka i ściągając z nosa chwilowo niepotrzebne okulary.
- Moja droga...
Zaczął cicho i łagodnie, jednak dziewczyna nie zamierzała długo tu zostawać i ciągnąć tej rozmowy. W odpowiedzi zamaszyście kiwnęła kilka razy głową w geście zaprzeczenia. Zupełnie jakby prosiła dyrektora by w nic nie wnikał i nic więcej nie mówił.
- Po prostu nie mogę.
Dodała cicho, chociaż jej głos stracił na pewności, zamiast tego nawet lekko zadrżał. Nie dziwił się, że kasztanowłosa Gryfonka właśnie tak zareagowała na jego decyzje. Spodziewał się protestów zarówno ze strony jednego jak i drugiego i o ile przywódcy Slytherinu sam powiedział o tym co postanowił, to jednak postać Hermiony przyprawiała go o pewne obawy, dlatego rozmowę z nią powierzył swojej przyjaciółce, a zarazem jej opiekunce. Widocznie jednak znawczyni transmutacji również nie była przekonana do słuszności tej sprawy i z wszelkimi zażaleniami wysłała dziewczynę do samego pomysłodawcy, z czego błyskawicznie skorzystała. Wiedział, że podjął dobrą decyzję i wiedział, że wyjdzie ona skłóconej dwójce na dobre. Nie zamierzał nic zmieniać niezależnie od argumentacji ją oboje by mu przedstawili. Tylko wciąż nie mógł zrozumieć co się stało, że znowu relacje Hermiony i Dracona są tak odległe od tych idealnych. Był wzrokowcem, wiele rzeczy dostrzegał i wielu się domyślał. Rozumiał zatem, że coś istotnego musiało się stać skoro konsekwencją jest ponowna niechęć do siebie nawzajem obojga. A doskonale pamiętał, że w Dagurtar i jeszcze jakiś czas po tej przygodzie dwójka szkolnych wrogów podchodziła do siebie zupełnie inaczej.... zupełnie jak nie wrogowie. Wbrew pozorom byli bliscy sobie. Dracona ciągnęło do niej, ją pchało do niego. Potrzebowali siebie nawzajem, nawet jeśli wciąż tego nie rozumieli i nie akceptowali.
- Nie oceniaj go zbyt pochopnie Hermiono. Robi więcej dobrego niż sądzisz, nawet wtedy kiedy myślisz, że jest zupełnie inaczej.
Nie wiedział o znamieniu jakie Draco pozostawił na jej udzie miesiąc temu i o agresji oraz okolicznościach w jakich zostało przez niego zrobione. Wierzył jednak w chłopaka, tak samo jak w decyzje jakie podejmował. Gryfonka zmarszczyła brwi patrząc na profesora z widocznym niezrozumieniem. Słowa starszego mężczyzny brzmiały zbyt pięknie by mogły okazać się prawdziwe i by mogła w nie uwierzyć.
- Po czyjej on jest stronie?
Jej głos był tak cichym, niepewnym szeptem, że zdawało się, że nawet ona go nie słyszała. Na twarzy starszego mężczyzny pojawił się delikatny, poczciwy uśmiech, taki który przywrócił jej resztkę nadziei w lepsze jutro.
- Po twojej.
W tej krótkiej chwili jej serce zabiło w takim samym rytmie jak wtedy w Dagurtar, kiedy byli tak blisko siebie, że żadne nie potrafiło z tego zrezygnować. Szybko jednak to uczucie zagłuszyła, przypominając sobie, że życie nie jest takie piękne, a ona nie jest księżniczką Disney'a. Ich historia nie mogła zakończyć się happy endem. Nie kiedy jej książę wcale nie przypominał tego bajkowego i kiedy był po stronie Voldemorta. Zaprzeczyła słowom Dumbledore'a kiwnięciem głowy. Tylko jedna myśl wciąż krążyła w jej głowie, która w okrutny sposób pozbawiała jej całej, tak bardzo potrzebnej wiary w te dobre dni.
- On jest Śmierciożercą.
Szepnęła cicho, nie mogąc już dłużej panować nad drżeniem głosu, dłoni i serca. Jej głos brzmiał tak jakby chciała przypomnieć profesorowi, że te dwie rzeczy nie mogą iść ze sobą w parze. Śmierciożerca nie może być po jej stronie. Żaden, zwłaszcza Malfoy. Dyrektor skinął potwierdzająco głową, na moment przymykając zmęczone powieki.
- To prawda. I właśnie dlatego jest jedyną osobą, która będzie w stanie cie ochronić.
Nie rozumiała tych słów. Nie mogła zrozumieć całej sytuacji. Może i dyrektor Dumbledore chciał dla niej dobrze i martwił się jej dalszym losem. Rozumiała, że dotarły do niego sygnały, że coś niepokojącego dzieje się w jej otoczeniu, że coś złego dzieje się na terenie szkoły. Wysłanie ją na kilkudniowy wyjazd z dala od niebezpieczeństwa czyhającego na nią w Hogwarcie, w którym najpewniej znajdował się jej prześladowca, zdawało się być całkiem logicznym i przemyślanym zagraniem. Ale dlaczego miała jechać tam razem z Malfoy'em? Z chłopakiem, z którym dzieliła ją tylko nienawiść od początku pierwszego roku, z jej wrogiem, ze Ślizgonem, a nawet i ze Śmierciożercą. Nie mogła tego zrozumieć. Wyjazd z nim równał się dla niej wręcz z samobójstwem, zarówno tym fizycznym jak i duchowym. Nie mogła się na to zgodzić. Nie po tym co jej zrobił.
- Był czas, w którym mu zaufałaś...
Wzrok z poczciwych oczu profesora spuściła w bok na szwedką podłogę. Zignorowała podświadomy ucisk na skórze w miejscu gdzie Draco Malfoy naznaczył ją pewnego, marcowego wieczora.
- To było dawno temu.
Smutek jaki towarzyszył w jej głosie zmartwił nawet samego Dumbledore'a. Jej cichy szept przypominał jej jednak, że faktycznie tak było. W Dagurtar oddała mu całą siebie i nie chodziło tu o to intymne znaczenie. W ich przypadku nigdy o nie nie chodziło. Zaufała mu, a on to zaufanie przekreślił wraz z pozostawieniem na jej skórze znamienia Śmierciożerców.
- Zastanawiałaś się dlaczego?
Z niezrozumieniem podniosła wzrok na dyrektora.
- Słucham?
- Myślałaś kiedyś nad tym jak to się stało?
Zrozumiała o co pyta profesor, nie rozumiała jednak po co. Nawet nie wiedziała jakiej odpowiedzi udzielić. Profesor zrobił to za nią.
- Nie zaczęłaś mu ufać dlatego, że się zmienił. Zmienił się bo zaczęłaś mu ufać.
Spojrzała na profesora czując jak jej oczy drżą z emocji. Serce ponownie zabiło mocniej, chociaż myślała, że już nie będzie w stanie bić w rytmie, który kojarzył jej się tylko z jedną osobą. Nie była w stanie odpowiedzieć na słowa dyrektora. Jednak im dłużej zaczęła nad nimi myśleć tym bardziej je rozumiała. Profesor miał rację, ona jednak zrozumiała to gdy było już za późno. Tak przynajmniej jej się wydawało.

Dyrektor Hogwartu po raz kolejny jednak przekonał ją, że to co zdawało jej się być całkowicie zniszczone uda się jeszcze uratować i naprawić
- Jeśli teraz przestaniesz mu ufać znowu będzie taki jak dawniej.
Nie miała odwagi powiedzieć profesorowi, że już taki jest. Miała wrażenie, że starszy mężczyzna czyta z niej jak z otwartej księgi kiedy przecząco pokiwał głową zupełnie jakby tym samym skomentował jej poprzednie myśli.
- On cie potrzebuje Hermiono.
Przez chwile do jej umysłu wkradła się myśl, że wszystko co się stało działo się po coś. Po coś czego nie zrozumiała. Że to co zrobił Draco w marcowy wieczór również miało większy, misternie zamaskowany, ukryty cel. Może ta agresja, to znamię, może to wszystko było tylko pozorami, maską mającą ukryć coś dużo większego, niedostrzegalnego na pierwszy rzut oka. Coś czego na początku w ogóle nie rozumiała, coś czego nie miała uchwycić i zrozumieć. Szybko jednak te myśl porzuciła.
Profesor widział to zawahanie w jej spojrzeniu. Widział, że Hermiona stanęła na skrzyżowaniu krętej drogi i nie wiedziała w jaką stronę ma pójść. Podniosła na niego zrezygnowane spojrzenie, w którym błąkał się długo ukrywany smutek i rozgoryczenie. Znów zdała mu się być najkruchszą istotną na ziemi, która rozpaczliwie potrzebowała mieć obok siebie kogoś kto przywróci jej wiarę w ludzi, nowe jutro i lepsze życie.
- Co ja mam robić profesorze?
- Zaufaj mu, tak jak mu zaufałaś w Dagurtar.
Przecząco pokiwała głową. Dyrektor w tym momencie żądał od niej zbyt wiele.
- Nie potrafię.
Dumbledore uśmiechnął się do niej delikatnie, jednak szczerze. Widziała w jego oczach wiarę i nadzieję, której jej tak bardzo brakowało.
- Potrafisz.

                                                                           *

Siedział na fotelu w dormitorium Zabiniego zawzięcie ściskając palce na szklanicy wypełnionej bursztynowym płynem procentowym. Do przyjaciela nie odezwał się słowem. Jedynie jego systematycznie chociaż uparcie tłumione pomruki szczerego niezadowolenia notorycznie utwierdzały Zabiniego w przekonaniu, że jego arystokratycznego przyjaciela coś zżera od środka. Gdy bijąca od blondyna złość, niechęć i zirytowanie niemal uderzały w niego jak podmuch ostrego, styczniowego wiatru uniósł lekko prawą brew i spojrzał na Dracona jak psycholog na swojego leżącego na kozetce, trudnego i nieokiełzanego pacjenta.
- Odnoszę silne wrażenie, że coś cie niepokoi Smoku.
Odruchowo Draco odwrócił głowę w jego stronę, paraliżując go swoim lodowatym spojrzeniem. Jego oschły głos zabrzmiał jeszcze poważniej niż zazwyczaj.
- Tak, twoja morda.
- Masz z tym jakiś problem?
Mówiąc to Blaise znacznie poruszył się na fotelu zaczepnie kiwając głową na przyjaciela. Zupełnie jakby szykował się do chuligańskiej bójki dwójki kibiców z przeciwnej drużyny. Draco wbrew jego gorącym prośbą i oczekiwaniom nie dał się tym sprowokować. Zamiast tego ponownie sflaczał niemal jak dziurawy ponton na środku oceanu, pozwalając by niósł go bezkres fal i porywisty północno-wschodni wiatr wiejący z rejonów Syberii. Odwrócił głowę w bok wypuszczając przy tym nadmiar powietrza z płuc, a swój zmęczony wzrok spuszczając na podłogę. Mimochodem przyłożył dłoń do rozpalonego czoła, przejeżdżając po nim z rezygnacją.
- Ona jest moim problemem.
Blaise naprawdę solidnie musiał wytężyć słuch by w ogóle zrozumieć co powiedział jego przyjaciel. Gdy tego dokonał wyprostował się znacznie na fotelu ze zdziwieniem przyglądając się widocznie załamanemu Śmierciożercy. Domyślił się, że pod skrótem „Ona” znajdowało się nazwisko „Granger”, chociaż wciąż nie mógł uwierzyć w fakt, że Draco tak otwarcie to przyznał. Nie dziwił mu się jednak. Kasztanowłosa Gryfonka zawsze była istotnym elementem życia przywódcy Slytherinu, o ile początkowo tylko w formie typowo szyderczo-rozrywkowej to na ostatnim roku nauki jej znaczenie wzrosło tak bardzo, że ani on, ani tym bardziej sam Draco nie był w stanie tego ogarnąć. Rozumiał jednak niepokój przyjaciela, sam motyw wspólnego dormitorium wywrócił jego misternie uporządkowany świat do góry nogami, potem jeszcze bal, Dagurtar, naznaczenie, a teraz jeszcze ten wspólny wyjazd do domku nad jeziorem. Wszystkie próby oddalenia się Ślizgona od Gryfonki uparcie i systematycznie szlag trafiał, a on wciąż nie mógł o niej zapomnieć, chociaż tak bardzo się starał.
Blaise nic nie odpowiedział na to ciche wyznanie przyjaciela, jednak wciąż uważnie obserwował młodego arystokratę. W ostateczności wypuścił głośno powietrze, a na jego twarzy pojawił się poczciwy uśmiech i wyraz zrozumienia, którym obdarzył załamanego blondyna. I chociaż nie powiedział tego na głos cieszył się, że Draco spotkał na swojej drodze osobę, której wreszcie udało się zatrzasnąć jego hermetycznym światem. Osobę, która pokazała mu inne drzwi, prowadzące w zupełnie innym kierunku niż ten, który dotychczas wybierał.
- Mama zawsze mi powtarzała, że z problemami najlepiej jest się przespać.
Odparł w końcu, a niewinność w jego głosie i wyglądzie w ogóle nie szła w parze z sensem zdania, które powiedział i tego co między wierszami sugerował załamanemu przyjacielowi. Po chwili skinął nieznacznie głową wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia, zupełnie jakby domyślił się, że mógł się spóźnić z tym pomysłem.
- No chyba, że się z nią przespałeś i to jest twój problem, na to już rady nie mam.
Wściekłe spojrzenie przywódcy Slytherinu przecięło na wskroś powietrze w dormitorium czarnowłosego Ślizgona i uderzyło w niego jak grom z jasnego nieba. Jedynie jego wyprostowana postawa i fakt, że nie wypił zbyt dużo sprawiły, że zachował równowagę i wytrzymał napór złości, która biła w niego zarówno z oczu i jak i z całej postawy Śmierciożercy. W odpowiedzi uniósł ręce w obronnym geście i spojrzał na przyjaciela z lekką irytacją, zupełnie jakby nie rozumiał dlaczego tak bardzo spiął się tym wcale nie takim irracjonalnym wyznaniem.
- Nie patrz tak na mnie Smoku. Wspólne dormitorium, pełen barek... każdemu mogłyby puścić hamulce.
I chyba w tym wszystkim najbardziej dobił Malfoy'a fakt, że faktycznie nie puściły.
- Któregoś dnia cie zabije.
Rzucił w końcu, byle tylko oderwać myśli od tego zgubnego tematu, przy okazji nie dając po sobie poznać chwili jeszcze większego załamania. W duchu liczył na to, że Zabini odpuści i zmieni temat, a w najwspanialszej perspektywie zamilknie na wieczność. Przeliczył się jednak co do tego cichego życzenia. Czarnowłosy wciąż nieugięcie spoglądał na niego z zamyśleniem, by po chwili westchnąć cicho, uśmiechając się delikatnie i łagodnie. Zupełnie jakby cieszył się z tego co zaobserwował.
- Wiesz stary, zauważyłem, że Granger działa na ciebie jak kryptonit na Supermana.
Draco momentalnie zmierzył przyjaciela wściekłym spojrzeniem, a sam fakt, że Zabini wypowiedział to kluczowe nazwisko sprawił, że spiął nienaturalnie wszystkie mięśnie. Zamaszyście przechylił szklankę z bursztynowym płynem, zerując całą jej zawartość za jednym zamachem. Zupełnie jakby przeczuwał, że na trzeźwo nie jest w stanie znieść przyszłego wyznania czarnoskórego przyjaciela.
- Nie rozumiem co właśnie powiedziałeś, ale mam większą ochotę by cie zabić.
Zabini nie przejął się zbytnio tym szczerym wyznaniem i podszedł do barku zgarniając z jego blatu butelkę whisky, by po chwili dolać ją przyjacielowi oraz sobie. Odstawił pustą już butelkę z powrotem na powierzchnie półki jednocześnie zapierając biodrami o blat barku. W milczeniu upił większy łyk płynu, zupełnie jakby to miało pomóc mu zebrać myśli, tak by przekazać przyjacielowi dokładnie to, co miał chwile wcześniej na myśli.
- Jest taki mugolski film, o człowieku obdarzonym nadludzkimi zdolnościami....
Zaczął po chwili odkładając szklankę na barek by zwolnić ręce potrzebne mu w dalszej przemowie i bogatej gestykulacji.
- Ogólnie koleś wymiata, jest niezniszczalny. Wiesz, lasery w oczach, niewyobrażalna siła, spryt, szybkość i inteligencja... Po prostu mega moc i to wszystko szlag trafia gdy za bardzo zbliży się do małego kawałka zielonego kamienia.
Na podsumowanie swoich słów psyknął palcami i spojrzał na przyjaciela z wyzywającym uśmiechem.
- Granger działa na ciebie identycznie.
Sam nie wiedział co wkurzyło go bardziej, meteorytyka tej wypowiedzi, sama wypowiedź czy jednak fakt, że Zabini miał w tym wszystkim cholerną rację. Hermiona była jego słabym punktem, niemal przysłowiową piętą Achillesową i chociaż robił wszystko by ją ukryć, wciąż coraz więcej ludzi o niej wiedziało, a ona wciąż coraz głośniej i uparciej o sobie przypominała. Rozwścieczony naraz opróżnił całą swoją szklankę odstawiając ją z głośnym trzaskiem na szklany stolik. Poderwał się z miejsca wydobywając z siebie jeszcze krótką i treściwą informacje dotyczącej rychłej daty śmierci Zabiniego. Bez słowa pożegnania swoje podenerwowane kroki skierował w stronę wyjścia z jego dormitorium.
- Pieprzony kryptonit.
Rzucił jeszcze na odchodnym, z głośnym hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.


                                                                       ***

Nie zamienili ze sobą żadnego zdania od czasu konfrontacji w salonie. Nie skomentowali w żaden sposób polecenia Dumbledore'a. Nie powiedzieli ani jednego słowa, nie wykonali wobec siebie żadnego gestu ani spojrzenia. Nawet nie wiedzieli kto sprowadził samochód Malfoy'a na dziedziniec Hogwartu. Wszystko potoczyło się jak na sprawnie przeprowadzanej misji, dokładnie krok po kroku zgodnie z krótką jednak treściwą instrukcją. Bez komentarzy, bez słów. Czarny sportowy samochód, który tak dobrze pamiętała ze styczniowego ranka teraz znów stał na dziedzińcu Hogwartu wśród pisków zachwytu oraz ciekawskich spojrzeń uczniów namiętnie spoglądających na błonia przez wielkie szkolne okna. Draco stał przed swoim autem niemal jak rajdowiec przed kluczowym wyścigiem z powagą słuchając krótkiego instruktażu skupionego Dumbledore'a, ona dopinała przygotowania na ostatni guzik wkładając swoją czerwoną, podróżną torbę do niezbyt wielkiego bagażnika odprowadzana troskliwym wzrokiem swojej wychowawczyni, będącej niemal jak ucieleśnione błogosławieństwo osobistego Anioła Stróża przed niebezpiecznym startem. I w tym wszystkim nawet nie obchodziły ją te ciekawskie spojrzenia całej Hogwarckiej społeczności tak namiętnie śledzących każdy ich ruch z wielkich okien. Nie ciekawiło ją nawet to jak Dumbledore zamierzał wyjaśnić całą tą sytuację temu zbiegowisku. Znając jednak jego niekonwencjonalne sposoby była niemal pewna, że wmówi wszystkim uczniom, że jechali na zebranie wszystkich prefektów ze wszystkich szkół magicznych w miejscu, do którego można było się dostać tylko samochodem, albo coś równie abstrakcyjnego ubranego w takie zgrabne słowa, w które każdy by uwierzył. Ona sama swoim przyjaciołom powiedziała coś podobnego. Ale dlaczego jechała z tak dużą torbą podrożoną i samochodem Malfoy'a? Tego już nie umiała wyjaśnić.
Atmosfera jaka towarzyszyła tej chwili nie miała jednak w sobie zbyt wiele z imprezy rozrywkowej, z którą mógłby wiązać się klimat tych przygotowań. Przypomniała raczej pozostałości kurzu po poważnej kłótni małżeńskiej zwiastującej oficjalny w dodatku nieodwracalny kryzys. Dumbledore z McGonagall byli raczej jak początkujący, w dodatku kiepscy, psycholodzy z prywatnej poradni małżeńskiej wysyłający ich na wspólny, wyjezdny weekend mające naprawić to co się między nimi zepsuło. Oboje jednak wiedzieli, że nic już im nie pomoże, a zwłaszcza to.
Usiadła do samochodu bez słowa pożegnania, nawet nie patrząc na przyjaciół odprowadzających ją zmartwionym wzrokiem, cierpliwie wypatrujących ją z Hogwarckiego okna. Trzasnęła drzwiami w ramach życiowego manifestu zranionej i obrażonej kobiety, jednak nikt ani tego nie zauważył, ani się tym nie przejął. Może jedynie Draco słysząc trzaśnięcie drzwi jeszcze bardziej spoważniał, dalej jednak odwrócony był do samochodu tyłem i nie dał po sobie poznać, że furia i rozjuszenie nieustannie rozrywają mu wszystkie wewnętrzne organy. Nie słuchała wymiany zdań Ślizgona z dyrektorem, nie interesowała jej, właściwie już mało co ją interesowało. Kiedy drzwi od strony kierowcy się otworzyły, a do środka bez słowa wsiadł Draco odwróciła głowę w stronę swojego okna i nie zmieniła tej pozycji już do końca tej wielogodzinnej podróży. On również nie spojrzał na nią w tej chwili. Zamaszyście przekręcił kluczyk w stacyjce i wraz ze sportowym rykiem dobiegającym z uruchomionego silnika oboje zrozumiali, że to czego tak bardzo nie chcą, jednak dzieje się naprawdę. Z terenu szkoły odjechali kilka sekund później z głośnym piskiem opon, żegnani troskliwym wzrokiem dyrektora oraz zmarnotrawionym spojrzeniem znawczyni transmutacji.
- Jesteś pewien?
Padło jeszcze gdzieś w przestrzeń pytanie jego cichego sumienia w postaci głosu profesor McGonagall. Nie spojrzał na nią, uparcie wpatrując się w miejsce gdzie zniknął czarny samochód. Po chwili na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Tak.

                                                                           *

Jechał tak jak kazał mu Dumbledore'a i mapa, którą mu dał. Dostosował się do wszystkich wytycznych, łącznie z tymi abstrakcyjnymi i których sam nie popierał. W ogóle nie używał czarów, cały czas trzymał się drogi i nie przekraczał prędkości 120 mimo, że jego sportowy samochód aż krzyczał i błagał o dociśniecie pedału gazu. Nie korzystał z magii i nie łamał przyziemnych przepisów. Miał nie zwracać na siebie uwagi ani mugoli ani czarodziei i tak też robił, o ile w ogóle jadąc takim samochodem można było mówić o nie przykuwaniu na siebie niczyjej uwagi. Zatrzymywali się tylko w miejscach ustronnych, tankowali na małych wręcz opuszczonych stacjach benzynowych, z samochodu wychodzili tylko kiedy musieli. I szczerze powiedziawszy miał wrażenie, że tym wszystkim przykuwali na siebie większą uwagę niż gdyby trzymali się tłumu. Chociaż może faktycznie nie potrafili się w niego tak dobrze wtopić, jak w tych wszystkich szpiegowskich filmach o podwójnych agentach wykonujących incognito tajną misję. Próba zniknięcia byłaby dobrym pomysłem gdyby nie fakt, że na całym świecie były wyprodukowane i dopuszczone do sprzedaży tylko trzy modele samochodu jakim jechali, w tym jego. Równie dobrze mogliby prowadzić smoka na smyczy w mugolskim mieście, efekt byłby taki sam. Atmosfera w samochodzie jednak jeszcze nigdy nie była taka ciężka, nawet po pamiętnym balu, kiedy nawet nie wiedzieli co, gdzie i z kim robili.
Czas mijał coraz bardziej tak samo jak przejechane kilometry oraz miasta, domy i uliczki pozostawione z tyłu za sobą. Nie zamienili ze sobą żadnego słowa, chociaż ich podróż trwała już kilka godzin. I chociaż bardzo tego nie chciał i uparcie wmawiał sobie, że jest inaczej to jednak właśnie jemu jak nigdy to przeszkadzało.
(…)
Obserwował ją skrycie, jedynie kątem oka tak by ona tego nie zauważyła. Hermiona nieobecnym wzrokiem spoglądała w dal na wiejskie pejzaże malujące się za przyciemnianą szybą sportowego auta. Przestała już zwracać uwagę na muzykę, którą jeszcze pięć minut temu wciąż uparcie przełączała tym samym doprowadzając go do szału. Odkąd tylko pamiętał lubił cisze i spokój w przeciwieństwie jednak do kasztanowłosej Gryfonki, która wręcz nagminnie mu o tym przypominała systematycznie co dwie minuty zmieniając stacje samochodowego radia. Gdy zirytowany hałasem i klimatem serwowanych przez stacje piosenek uparcie je wyłączał natychmiast spotykał się z odzewem dziewczyny, która od nowa je włączała. Ich niema, jednak wyjątkowo pokazowa szarpanina przy guziku od radia trwała łącznie kilkadziesiąt minut i jak nigdy udowodniła im, że są się w stanie pokłócić nawet bez użycia słów. W ostatecznej, wręcz finałowej potyczce stanęło na jego ostatnim zdaniu, a z głośników jego sportowego samochodu już od kilku minut dobiegała jedynie cisza i niemal niewidzialne drobinki kurzu. Hermiona jednak zdawała się już na to nie reagować. Zamyślona wciąż wpatrywała się w szybę, licząc mijane po drodze drzewa stojące wzdłuż wąskiej drogi, którą podążali już od godziny. On z kolei im dłużej na nią spoglądał tym gorzej znosił tę okrutną ciszę i aż sam się dziwił, że naprawdę zaczęło mu brakować tego chaotycznego rozgardiaszu, który Hermiona nawet niezamierzenia tchnęła w jego życie.
Jedną dłoń pewnie trzymał na skórzanej kierownicy, drugą zaś przyparł do ust, podpierając ramie na drzwiach. Nerwowo przejeżdżał palcami po wargach, myśląc nad czymś intensywnie. Co jakiś czas wiercił się w podgrzewanym fotelu zupełni jakby każda pozycja wydawała mu się być zła i niewygodna. Wyjątkowo zamyślony i podenerwowany co jakiś czas uważnie choć skrycie zerkał na Hermione, która wyjątkowo jak na siebie milczała i niebywale skupiona wyglądała przez okno. Przez kilka sekund zawzięcie walczył z samym sobą by w ostateczności nerwowo odwrócić się w stronę kokpitu i z determinacją wcisnąć przycisk włączający radio. W jednej chwili cały samochód wypełniła głośna, wyjątkowo skoczna i energiczna klubowa piosnka doprowadzająca Ślizgona do stanu agonalnego i załamania nerwowego i aż sam pluł sobie w brodę, że zrobił to na własne życzenie. Dziewczyna przez cały czas podpierała podróbek na dłoni, łokieć podtrzymując na listwie od drzwi. Nie reagowała na nerwowe zachowanie blondyna podejrzanie kręcącego się w fotelu, ale kiedy do jej uszu dobiegł dźwięk piosenki nie potrafiła zapanować nad uśmiechem, który z wolna zaczął pojawiać się na jej twarzy. 

Całym sobą ignorował Hermione i miał ogromną nadzieję, że ona również to zrobi, nie mógł jednak powstrzymać się by na nią nie spojrzeć. Zrobił to dyskretnie i jedynie kątem oka, a kiedy zobaczył jak na jej twarzy z wolna maluje się delikatny jednak promienny uśmiech również się uśmiechnął. Nie spojrzeli na siebie ani razu, jednak na ten krótki moment atmosfera w samochodzie zdała się być lekka i przyjemna, a cisza między nimi nie była już taka przytłaczająca. Potem jednak piosenka się skończyła, a wraz z nią cały nastrój i uśmiechy na ich twarzach.

                                                                     (...)

Sam stracił rachubę tego ile tak dokładnie godzin zajęła im cała podróż i gdzie tak właściwie obecnie się znaleźli. Było już późne popołudnie gdy zboczyli z uczęszczanych dróg i znaleźli się w miejscu, do którego nie prowadziły żadne drogi, poza niewielką leśną dróżką, o której już nikt nie pamiętał, a która porośnięta trawą i mchem sama już nie pamiętała dokąd sprzed laty prowadziła. Nie miał jednak wątpliwości, że są niemal u celu. Ostatnie, blade promienie zachodzącego słońca nieznacznie podrażniły im oczy kiedy wyjeżdżali z gęstwiny drzew i znaleźli się na niewielkiej polanie. Byli u celu.
Skraj lasu, drewniany domek nad jeziorem otoczony plączącymi wierzbami, niewielka szopa i poniszczona przez czas huśtawka stojąca przy ganku obok tak samo poniszczonej ławki – ten widok malujący się przed nimi zwiastował koniec ich długiej i męczącej podróży. Miejsce to jednak nie przypominało oazy wypoczynkowej, którą niegdyś niewątpliwie było. Teraz zaniedbane miejsce, skryte w szarości pochmurnego i mglistego wieczoru bardziej przypominało okolice z mrocznego filmu, w którym skrył się seryjny morderca poszukiwany przez wszystkie oddziały policji z pobliskich miast. W żaden sposób jednak ani ona ani on nie skomentowali tego widoku, a Draco zatrzymał samochód tuż na terenie posesji raptem kilka metrów od wejścia do domku. Nim zdążył wyłączyć silnik Hermiona wyszła z jego samochodu raptownie zatrzaskując za sobą solidne drzwi, zupełnie jakby chciała mu przez to przekazać, że już jej nie ma obok i może odetchnąć z ulgą i tak też zrobił. Przekręcił kluczyk w stacyjce wyłączając silnik i oparł głowę o zagłówek fotela, unosząc zrezygnowany wzrok na sufit, zupełnie jakby wielki ciężar leżący mu na duszy zaczął go przygniatać jeszcze bardziej wraz z pojawieniem się w tym miejscu. Kątem oka zerknął na dziewczynę stojąca tyłem do samochodu. Okryła ramiona przydługim, beżowy swetrem, który zsunął jej się z barków i stanęła na placu spoglądając na miejsce, w którym miała spędzić najbliższe dni w obecności Śmierciożercy. Kilka drewnianych szczebelków, przed którymi się zatrzymała, prowadziło na niewielki dębowy ganek oddzielony barierkami, na którym stał poniszczony jednak bujany, wiklinowy fotel. Nie zareagowała w żaden sposób kiedy wyminął ją blondyn i otworzył stary, przerdzewiały zamek kluczem, który dostał od Dumbledore'a. Nawet się nie spodziewała, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu miejsce to tętniło życiem, tak samo jak jego domownicy. Teraz jednak było opuszczone, a prześcieradła misternie zarzucone na wszystkich meblach wskazywały na to, że od lat nikt tu nie zaglądał. Z dziwnym ciężarem przekroczyła próg tego miejsca odprowadzając wzrokiem blondyna, który po raz kolejny w ciągu tej krótkiej chwili wyminął ją jakby była powietrzem i wrócił do samochodu. Znalazła się w zakurzonym i niewielkim salonie niemal w całości pokrytym białymi narzutami. Niepewnie przejechała opuszkami palców po niewielkiej półce znajdującej się nad starym, zabrudzonym kominkiem, mimochodem wycierając ją z solidnej warstwy kurzu i spoglądając na stojące na niej puste ramki po zdjęciach, niedopalone świece i poniszczone wazony. Dom nie był duży. Z dworu wchodziło się od razu do salonu, z salonu do korytarza, z którego wchodziło się do kuchni albo na schody prowadzące na piętro. Na piętrze trzy pokoje i wspólna łazienka. Domek niegdyś typowo wypoczynkowy przeznaczony dla jednej, niezbyt wielkiej rodziny, teraz miał się stać jej azylem, z prywatnym stróżem w postaci przywódcy Slytherinu i wciąż nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mimo wszystko bezpieczniej byłoby gdyby została w Hogwarcie. Nic nie było nowe, a klimat tego miejsca coraz bardziej ją przytłaczał. Poniszczony domek nad niewielkim, brudnym jeziorem otoczony wiekowymi płaczącymi wierzbami sprawiał wrażenie jakby był najbardziej zapomnianym przez Boga miejscem na ziemi. Zdawało jej się, że tak samo zapomnianym jak ona.
(…)
Z rozgrzaną z rozjuszenia krwią zbyt szybko płynąca w jego żyłach, zamaszyście otworzył bagażnik spoglądając na swoją torbę. Wyciągnął ją z impetem kładąc dłoń na masce bagażnika, jednocześnie biorąc solidny zamach by głośno trzasnąć jego klapą rozładowując w ten sposób nadmiar buzujących w nim emocji. Nim jednak to zrobił zobaczył niewielkie zawiniątko samotnie leżące w najciemniejszej części bagażnika. W pierwszej chwili je zignorował wmawiając sobie, że ta siatka należy do Hermiony, a ona zapomniała ją wypakować z samochodu. Potem przypomniał sobie, że kasztanowłosa dziewczyna miała tylko jedną torbę, którą wyjęła od razu jak tu przyjechali i zanim jeszcze doprowadziła dom do porządku, pozbywając się ze wszystkich mebli białych pościeli i warstw kurzu. Potem dotarło do niego, że skądś kojarzy ten pakunek, potem już nie miał żadnych wątpliwości, że kiedyś gdzieś już go widział. Odłożył swoją torbę na bok i zanurkował do wnętrza bagażnika wyciągając z niego niewielką reklamówkę. Ze zdezorientowaniem rozchylił oba jej skraje spoglądając do pełnego wnętrza. Zdawało mu się, że jego serce zabiło szybciej kiedy z dna reklamówki wyciągnął plik nieruchomych, kolorowych zdjęć. Wtedy przypomniał sobie moment, w którym rudowłosy Gryfon niedbale wrzucił mu tę siatkę do bagażnika, po tym jak wrócił ze spotkania ze swoją świeżo upieczoną żoną, której oddał dziecko. Pochłonęły go wspomnienia do tego stopnia, że bezwiednie oparł się o maskę samochodu mocniej ściskając place na nienaruszonym pliku zdjęć przypominających pocztówki. Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem na widok pierwszej fotografii przedstawiających jego, Zabiniego, Rona i Harrego podnoszących napełnione kieliszki w górę w ramach toastu na tle mugolskiego klubu „go-go”. Z nieznanym sobie sentymentem z wolna zaczął przeglądać plik kompromitujących, zabawnych, zboczonych i wspólnych zdjęć  całej paczki imprezującej tamtej nocy. Potem jednak znalazł te zdjęcia, których nie powinien oglądać. Te wspólne z Hermioną, które pozwoliły mu zrozumieć dlaczego tak wiele osób podejrzewało, że są parą. Naprawdę tak wyglądali. Mieli zdjęcie jak wznoszą razem toast szampanem, zdjęcie jak tańczą, jak śmieją się z tego co do siebie mówią, nawet jak trzyma ją na kolanach, jak poprawia jej włosy, jak piją z tej samej szklanki tylko różnych słomek, jak Hermiona ciągnie go za krawat na parkiet, aż w końcu znalazł zdjęcie jak rozbawiona trzyma dziecko na rękach, to tak bardzo do nich podobne, a on stoi obok trzymany za palec przez malucha i udaje, że krzyczy z bólu zupełnie jakby maluch sprawiał mu taki niewyobrażalny ból, że nie był w stanie go wytrzymać. Był to najpiękniejszy obrazek rodzinny jaki kiedykolwiek było mu dane oglądać, chociaż nawet nie byli rodziną. Patrząc na te fotografię pozwolił jednak by pochłonęły go te same ciepłe i dobre uczucia, które towarzyszyły mu wtedy gdy zostało zrobione. Przerzucił je nieśpiesznie i wtedy jego zamrożone serce zabiło mocniej i to na tym kolejnym zdjęciu zatrzymał się na dłużej.
Kasztanowłosa Gryfonka była w jego białej koszuli w jednej dłoni trzymając bukiet weselnych kwiatów, drugą zaś trzymając na jego ramieniu. Patrzyła przy tym na niego z wielkimi szerokim uśmiechem, który sugerował, że śmiała się w trakcie robienia tego zdjęcia, a on stał w progu niewielkiej kaplicy i równie rozbawiony trzymał ją na rękach zupełnie jak Pannę Młodą, którą dopiero co poślubił i wynosił z kościoła. Przypomniał sobie moment i okoliczności kiedy zostało zrobione. Było to po ślubie Rona i nowo poznanej striptizerki kiedy Hermiona złapała bukiet, a on krawat. Grupie młodzieży będącej pod wpływem niezbadanej ilości napojów wyskokowych nie było trzeba zbyt wiele by pociągnąć ten temat dalej i zażartować z tego faktu. I mimo, że zdjęcie było typowo prześmiewcze teraz wywoływało w nim uczucie sprzeczne od rozbawienia. Mimochodem schował je do kieszeni, resztę wrzucając z powrotem do bagażnika i zamykając czarną maskę z głośnym hukiem, zupełnie jakby zdał sobie sprawę, że zbyt dużo czasu poświęcił na wspominanie tego co było i już nigdy nie wróci.

                                                                             *

Zignorowała go po raz kolejny kiedy po długiej nieobecności wrócił do domku jedynie w samych spodniach, w rękach trzymając dopiero co porąbany opał do kominka. Spojrzała na niego spod łba kiedy odwrócony do niej tyłem z głośnym hukiem odłożył równe kawałki drewna na kafelki wyłożone przed kominkiem niedaleko, którego siedziała i czytała po raz setny tę samą książkę o niespełnionej miłości. Niezniechęcony jej obecnością kucnął przed paleniskiem i dołożył drewna do wygasającego ognia. Nie uszedł jej uwadze fakt, że miał wilgotne, zmierzwione włosy, a skronie i umięśnione plecy błyszczały od kropel potu podkreślających jego dobrze zbudowaną sylwetkę. Nie miała wątpliwości, że Draco sam porąbał te spore kawałki starego drewna odłożonego w szopie. Wydawało jej się, że musiał tłumić w sobie wyjątkowo wiele skoro „zniżył” się do robienia zwykłych rzeczy mugolskimi sposobowi, a nie wyręczaniem się różdżką i czarami jak dotychczas robił. Nie było go przez dwie godziny więc domyśliła się, że w tym czasie nie bujał się w fotelu przed domem. W końcu już nie raz gdy w Hogwarcie wracała do dormitorium szybciej niż zapowiadała zastawała salon w kompletnym nieładzie i Malfoy'a robiącego pompki w blasku kominkowego ognia. Potrafił ćwiczyć naprawdę długo i wciąż miał wymalowaną na twarzy tą samą determinację, a w oczach dziki błysk zupełnie jakby przygotowywał się do najważniejszej życiowej walki. Zupełnie jakby miał cel w życiu, który motywował go tak bardzo, że nie mógł się poddać niezależnie od zmęczenia i wyczerpania. Przypominał jej wtedy boksera z mugolskiego filmu, który sprzed laty oglądała wraz z tatą pod wpływem jego niespełnionych młodzieńczych ambicji, których z powodu kontuzji z dzieciństwa nigdy nie mógł zrealizować.
Nim się zorientowała Dracona już w salonie nie było, jedynie usłyszała skrzypienie desek na schodach i zrozumiała, że blondyn poszedł wziąć prysznic, a w tym przeświadczeniu utwierdzał ją szum lejącej się w sporych ilościach wody. Kiedy już wykąpany i kompletnie ubrany zszedł z powrotem na dół kręcąc się bez celu po kuchni atmosfera między nimi znowu zrobiła się specyficzna i napięta. Nie umiała tego wytrzymać. Odłożyła książkę obok siebie i wstała z sofy podchodząc do frontowych drzwi. Zarzuciła na ramiona wełniany, beżowy sweter do tej pory spoczywający na wieszaku i wsunęła na stopy brązowe botki. Draco obserwował ją kątem oka coraz bardziej zirytowany jej zachowaniem.
- Lepiej żebyś stąd nie wychodziła.
Rzucił w końcu gdy dziewczyna odwróciła się w stronę drzwi i złapała za klamkę. Była to pierwsza konfrontacja słowna od czasu wydarzeń w salonie na czwartym piętrze. Hermiona wywróciła teatralnie oczami i z irytacją odwróciła się w jego stronę.
- Och daruj sobie Malfoy. Nie musisz udawać troskliwego, nie ma tu Dumbledore'a. Ani ty ani ja nie chcemy być tutaj razem, więc najlepiej zrobimy jak będziemy ignorować siebie nawzajem.
Gdyby zależało to tylko od niego przyznałby jej racje i nigdy nie zwróciłby na nią uwagi. Teraz jednak nie wszystko zależało od niego, więc jego przeciwny i negatywny odzew był oczywisty. Mimowolnie zmarszczył brwi i zagryzł zęby, próbując powstrzymać w sobie wszystkie zbyt zbędne emocję, które były tak negatywne, że nigdy nie powinny wyjść na powierzchnie. Doskonale wiedział, że Dumbledore kazał dziewczynie siedzieć w domu i nie odchodzić nigdzie dalej niż on jest w stanie ją dostrzec. I sam nie wiedział co w tym wszystkim wkurzyło go bardziej, czy to, że Gryfonka tak lekkomyślnie łamie ten zakaz, fakt, że to jego on bardziej obchodzi, czy wreszcie to, że to on ma pełnić role opiekuna dziewczyny, która zachowywała się gorzej niż rozpieszczona, przemądrzała pięciolatka.
- Nie jestem twoją niańką Granger. Nie będę za tobą biegać.
Warknął w końcu, zupełnie jakby chciał jej uświadomić, że skoro ona łamie polecenia Dumbledore'a on tym bardziej nie będzie miał skrupułów by to zrobić. Efekt jednak uzyskał odwrotny do zamierzonego, a po wściekłym wyrazie twarzy Gryfonki wywnioskował, że ta krótka wymiana zdań może skończyć się dużo gorzej niż tylko jej ucieczką.
- Więc nie biegaj!
Jej krzyk wypełnił cały salon, a ona wyszła z domku zamaszyście i z głośnym trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Przystanęła na niewielkiej werandzie nabierając w płuca mocny strumień kwietniowego, zimnego powietrza. Przymknęła przy tym powieki zupełnie jakby to miało pomóc jej ukoić chaotyczne myśli oraz uczucia. Musiała się wyciszyć i po chwili jej się to udało. Do tego stopnia, że chciała wrócić do chłopaka. Nie chciała go przepraszać. Ani nie miała na to ochoty ani tym bardziej odwagi, ale gdzieś w środku wiedziała, że nie powinna być dla niego tak oschła. W końcu on również był tu wbrew swojej woli, jednak w pewnym stopniu zapewniał jej bezpieczeństwo, a ona znowu nie potrafiła tego docenić. Znów nie potrafiła skorzystać z jego obecności i bliskości.
Odwróciła się z powrotem w stronę drzwi i delikatnie położyła dłoń na klamce, nim jednak ją nacisnęła usłyszała głośne przekleństwa i dźwięk zrzucanych ze stołu przedmiotów, rozbijających się o starą szwedzką podłogę. Niepewnie zabrała dłoń z klamki z dziwnym smutkiem i żalem spoglądając na dzielące ich drzwi, odeszła.
(...)
Z mętlikiem w głowie spoglądał na podłogę i porozrzucane na niej papiery i stłuczone przedmioty.
Wiedział, że Hermiona jest w niebezpieczeństwie tak samo jak jego duma i niewzruszenie.
Gdyby był dawnym sobą w ogóle nie przejąłby się jej losem.
Wyszła? Jej sprawa. Lepiej dla niej jeśli nie wróci.
Teraz zostało mu już stosunkowo niewiele z dawnego siebie.
Wyszła? Jego sprawa. Bardzo chciał by wróciła.
Wybiegł z domu nawet nad tym nie myśląc i tak samo jak Hermiona pięć minut temu, teraz on przystanął na drewnianej werandzie, nabierając w płuca to samo kwietniowe powietrze, orzeźwiając skołatany umysł i serce. Przez chwile do jego przewietrzonego umysłu wkradło się ciche pytanie po co to robi. Szybko jednak udał, że go nie słyszał. Chwila zawahania minęła szybciej niż się pojawiła. Zbiegł po kilku drewnianych schodkach na mokrą trawę przed domem instynktownie rozglądając się na boki. Gdy nie dostrzegł jej od razu poczuł ten sam niepokój, który ogarnia człowieka gdy znajdzie się w obcym miejscu i nie potrafi znaleźć drogi powrotnej do domu. Dopiero po chwili ją dostrzegł. Stała na niewielkim drewnianym pomoście skierowanym w sam środek niespokojnego jeziora, obejmując się lekko ramionami. Zimny podmuch kwietniowego wiatru rozwiał jej rozpuszczone włosy, bawiąc się jej sprężystymi lokami niemal jak niewielkimi latawcami. Ze spokojem spoglądała na wzburzoną taflę wody pozwalając by jej granat pochłoną jej myśli oraz uczucia. Przyglądał jej się w milczeniu czując jak pochłania go melancholia tego uspokajającego widoku. Znajdowała się stosunkowo blisko, dzieliła ich odległość dwustu metrów, może nawet mniej. Zdawało mu się jednak, że przestrzeń jaka ich dzieliła była dużo większa niż ta faktyczna i nawet nie chodziło tu o odległość, którą da się zmierzyć za pomocą linijki, miary czy innego przyrządu. Tego co ich dzieliło nie dało się zmierzyć, nie dało się dostrzec, nie dało się zniwelować. I może właśnie to był jej urok. Że jej nie miał i mieć nie mógł. Była jak zakazany owoc w sadzie pełnym drzew. I chociaż był otoczony ich setką, jego uwagę przykuł właśnie ten. Inne kobiety chciały go mieć na wyłączność, usidlić i zapieczętować jako swoją własność. Ona tego nie robiła. Nigdy nawet przez chwile nie dała mu odczuć, że chce sprawić by był jej. Nigdy nie dała mu odczuć, że imponuje jej jego konto w banku i wygląd rasowego modela z reklamówki wody po goleniu. Wszystkie te rzeczy, które przyciągały inne kobiety, ją wręcz odpychały. Nie była wybredna, nie miała wysokich wymagań ani wielkich marzeń. Chciała zwykłego życia i zwykłych ludzi naokoło siebie. Nie zależało jej na sławie i byciu w nieodłącznym centrum uwagi. Jego życie z kolei było jedną wielką sceną, której przyglądali się wszyscy i tylko wybrani mogli na niej zagrać razem z nim. Ale to właśnie zwykła ona i jej zwyczajny świat przyciągał go bardziej niż ludzie jego pokroju. Lubił przebywać obok niej, świat zdawał mu się wtedy zwalniać, nie biec w tak morderczym tempie w stronę mety, na której ścieżce wygrywali tylko ci którzy zlikwidowali przeciwników i mieli pieniądze by kupić sobie miejsce na podium. Ona była zwyczajną dziewczyną i w tym był jej najpiękniejszy urok. Jeśli miałby kiedykolwiek otwarcie przyznać się co w Hermionie Granger lubi najbardziej, odpowiedziałby bez chwili wahania, że właśnie jej naturalność. Ona była typem dziewczyny, z którą siedzisz na ławce w parku i liczysz gwiazdy. Kobietą obok której chcesz się budzić nad ranem i taką, dla której mógłbyś zrobić śniadanie, nawet jeśli nigdy wcześniej go nie robiłeś. Taką, dla której rezygnujesz ze służących bo chcesz dla niej zrobić wszystko sam.
Wciąż nie mógł uwierzyć w to jak bardzo Hermiona go rozbrajała. Miękł przy niej jak wosk pod wpływem palącego ognia stojącej obok świecy. I Zabini miał cholerną rację, że Hermiona Granger była jego osobistym kryptonitem.
Przyłapał się na tym, że znowu myśli o niej w tak specyficzny, zgubny, wręcz intymny sposób.
Spuścił wzrok na mokrą ziemie, pozwalając by na jego twarzy pojawił się zarys zrezygnowania połączonego ze strapieniem, troską, a nawet i ukrywaną tęsknotą. Wiedział, że kasztanowłosa Gryfonka już nigdy mu nie zaufa, już nigdy nie będzie tak blisko niego jak wtedy w Dagurtar gdy w jego ramiona oddała mu całą siebie. Wiedział, że nigdy jej nie odzyska, zwłaszcza teraz, kiedy tak bardzo skrzywdził ją sprzed miesiąca. I chociaż rana nie była już taka świeża, pozostawiona po nim blizna była głęboka i bolesna, a ślad na ciele był tą najmniejszą z możliwych blizn. Dużo większa została na sercu, psychice i samej duszy. Nie mógł mieć do niej o to żalu ani pretensji. Wiedział, że tak to się skończy. Wiedział jakie będą konsekwencje tego co zrobił i pogodził się z nimi zanim zdecydował się na ten ostateczny krok. Chyba jedynie w ten naiwnej, optymistycznej wersji sądził, że to nic między nimi nie zmieni. Nie mógł przestać myśleć o tym zwłaszcza teraz kiedy okazało się, że inni Śmierciożercy zainteresowali się jej losem.
Coś oderwało go od wszystkich myśli. Powietrze zdawało mu się być gęstsze niż jeszcze chwile temu.
Rozejrzał się na bok, niemal niezauważalnie zmarszczył przy tym brwi. Mimowolnie spiął wszystkie mięśnie. Spoważniał, przenosząc stalowy, nieodgadniony wzrok z opustoszałej okolicy na kasztanowłosą dziewczynę stojącą na pomoście. Bez słowa zawrócił i skierował swoje kroki z powrotem do domu. Przypuszczał, że Gryfonka zmarzła już tak bardzo, że mimo wszystko zaraz również do niego wróci. Nie pomylił się, a jego intuicja udowodniła mu po raz kolejny, że jest niezawodna.
(...)
Domyślał się i przeczuwał, że coś się zbliża i wiedział również co miał dalej robić - musiał sprowokować kłótnie. Biorąc pod uwagę ilość emocji, którą już od tak dawna w sobie tłumili zdawało mu się, że nie sprawi to żadnego problemu. Ta nieprzenikliwa cisza panująca między nimi już od tak dawna zdawała się być głośniejsza niż wszystkie te sprzeczki, które do tej pory stoczyli między sobą w przeciągu tych wszystkich lat szkolnej nienawiści. To, że w końcu wybuchnie było tylko kwestią czasu i niedalekiej przyszłości, a on zamierzał to w chwili obecnej wykorzystać. Nim zaplanował jej przebieg Hermiona przekroczyła próg domu po cichu zamykając za sobą drzwi. Wiedział, że nie miał zbyt wiele czasu na dedukcje i planowanie rozwoju sytuacji. Wszedł do salonu zastępując jej drogę swoim ciałem. Starał się by w jego głosie dało się słyszeć zdenerwowanie, którego na chwile obecną było w nim mniej niż niewiele. Musiał jednak zapomnieć o melancholii widoku, który zastał nad brzegiem jeziora i znów przybrać na siebie maskę powagi i obojętności, tej której dziewczyna tak bardzo nienawidziła, a teraz zależało od niej wszystko.
- Gdzie byłaś?
Wiedział, że tekst nie był ani wysokich lotów, ani w jego stylu, zdawał się być jednak odpowiedni do osiągnięcia zamierzanego celu. Nic innego nie przyszło mu do głowy. Bo w końcu o co oni mogli się ciągle kłócić? Nawet świat znał ograniczoną liczbę słów i powodów. Brakowało mu już pomysłów, ten zdawał się być odpowiednim do rozkręcenia na nowo całej tej chorej spirali nienawiści.
- Chuj cie to obchodzi Malfoy!
Mimowolnie na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia i wstrętu. Miał w sowim życiu do czynienia z wieloma kobietami, które nadużywały kolokwialnego języka i w żadnym stopniu mu to nie przeszkadzało, ale Hermiona... Hermiona była na to zbyt delikatna, nawet jeśli przeklinała jedynie pod wpływem emocji, chwili i jego bliskości. Skrzyżował ręce na torsie, nie dając po sobie poznać wcześniejszego zawahania.
- Dla twojej informacji Granger, to co tu się dzieje dotyczy także mnie więc chce wiedzieć. Możesz powiedzieć mi po dobroci, mogę też wyciągnąć to z ciebie w mniej przyjemny sposób. Bądź grzeczna, dla własnego dobra.
W odpowiedzi zrzuciła ze stóp buty niedbale porzucając ja na wycieraczce przy wejściowych drzwiach. Niezniechęcona podeszła do niego bliżej, mocno zadzierając głowę i mierząc go wyzywającym spojrzeniem.
- Bo co mi zrobisz? Kolejne znamię?
Nie odpowiedział zbyt zaskoczony jej bojowością. Prędko to wykorzystała lustrując go z obrzydzeniem z góry na dół.
- Pierdol się Malfoy.
Wysyczała jeszcze przez zaciśnięte zęby chociaż odniosła skutek odwrotny do zamierzonego. Spuścił ręce wzdłuż ciała, znacząco się nad nią nachylając z obscenicznym uśmiechem na ustach i błyskiem zachłanności w oczach.
- Auł. Ostro Granger. Brakowało mi twojej zadziorności.
Na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech, który tak źle jej się kojarzył. Straciła całą pewność siebie kiedy dotarło do niej jak ostatnio zareagował na te słowa. Nie chciała by znowu odebrał je w ten jednoznaczny sposób. Mimochodem cofnęła się o krok, widząc na twarzy Ślizgona ten pewny siebie, ironiczny uśmiech, którym obdarzał każdego kogo traktował jak nic niewarte robactwo zanim je zgniótł.
- Jak on miał Granger.....
Zaczął po chwili, z udawanym zamyśleniem spoglądając na jedną ze ścian. Po chwili jego przeszywający wzrok spoczął na niej.
- ...Rick?
Dokończył wreszcie pozwalając by kąciki jego ust wygięły się w pogardliwym uśmiechu. Poczuła jak jej niespokojne serce odbija się od płuc i wszystkich wewnętrznych organów. Stanęła sparaliżowana nie potrafiąc kontrolować swoich roztrzęsionych emocji. Draco znowu miał ją w garści, a jego pewny wzrok wciąż jej o tym przypominał. Kruczoczarny Krukon o opalonej skórze i hiszpańskiej urodzie był mu całkiem znany, choć w przeciągu tych siedmiu lat nauki zamienił z nim może kilka bardziej rozbudowanych zdań, chociaż ich treść ani nie była poważna ani tym bardziej istotna. Pewnie dalej miałby do bruneta stosunek czysto neutralny gdyby nie fakt, że ostatnimi czasy czarnowłosy Krukon zdecydowanie za bardzo zainteresował się postacią kasztanowłosej Gryfonki, zresztą ze wzajemnością. Pamiętał wiele sytuacji, w których przyłapywał ją na szkolnych korytarzach w towarzystwie rówieśnika z Ravenclaw. Widział jak Ricky swoim poczuciem humoru potrafił sprawić, że Hermiona była w stanie zapomnieć o wszystkim. Zdawało się, że w jego towarzystwie zapomniała nawet o znamieniu na udzie co już niekoniecznie mu się podobało. Za każdym razem do tego stopnia zatracała się w rozmowie i towarzystwie bruneta, że nawet nie zdawała sobie sprawy jak wiele razy Draco był świadkiem ich spotkań i konwersacji. Teraz jednak nadeszła idealna okazja by uświadomić to dziewczynie i udowodnić jej, że słowa ostrzeżenia by unikała kontaktów z innymi mężczyznami nie były jedynie zdaniami rzucanymi na wiatr. Widząc na jej twarzy oznaki szoku i strachu pstryknął palcami w geście zwycięstwa.
- Ach, zgadłem...
Na jego twarzy pojawił się perfidny uśmiech. Z miłą chęcią zamierzał kontynuować to przedstawienie.
- Wydaje mi się Granger, że go lubisz. Zdaje się, że on lubi cie nawet bardziej. Zależy ci na nim? Czy jednak nie jest dla ciebie nikim ważnym? Jak jest Granger? Powiedź mi. Lubisz go? Podoba ci się na tyle byś wpuściła go do swojej sypialni?
Speszona nie odpowiadała na jego słowną prowokacje i palące spojrzenia. Zmieszana spuściła wzrok gdzieś w bok, próbując za wszelką cenę powstrzymać rumieńce złości i zawstydzenia pojawiające się na jej jak dotąd bladej twarzy. Draco uśmiechnął się pewnie na ten widok. Uwielbiam mieć ją w garści, już zdążył zapomnieć jakie to cudowne uczucie, zamierzał się nim nacieszyć.
- To jak będzie Granger? Spławisz go? A może wolisz żebym pozbył się go osobiście? Możesz być pewna, że zrobię to z przyjemnością.
Zakończył wreszcie, pozwalając by jego pewność siebie oraz ironiczny uśmiech powiększyły się jeszcze bardziej. Hermiona zamaszyście machnęła ręką zupełnie jakby odganiała od siebie powietrze, unosząc przy tym na niego wściekłe spojrzenie.
- Pieprz się Malfoy, nie masz prawa układać mi życia!
I mimo, że na jego twarzy ciągle malował się uśmiech sarkazmu, spoważniał i wyprostował się znacznie, zupełnie jakby zrozumiał, że ich kłótnia za chwile będzie miała swoje apogeum.
- Mam Granger. Należysz do mnie. Mogę sprawić być jadła, spała i pieprzyła się wtedy kiedy ci powiem. Doceń, że jestem dla ciebie wyrozumiały.
- Ty skurwielu, obyś zdechł w piekle.
Dodała pod nosem mocno akcentując swoje oschłe słowa. Mimochodem postawiła kilka kroków w stronę schodów prowadzących na poddasze. Draco jednak nie zamierzał tak kończyć tej rozmowy. Gdy go mijała niespodziewanie złapał ją za rękę i popchnął na pobliską ścianę, drogę ucieczki grodząc własnym ciałem.
- Grzeczniej Granger. Chwilami masz zbyt cięty język. Radze ci bardziej uważać na słownictwo.
Jego ton był podejrzanie spokojny, chociaż widziała w jego oczach nadchodzącą furię, zupełnie jakby faktycznie weszła na niebezpieczną drogę i dla własnego bezpieczeństwa prędko powinna z niej zejść. Ona jednak zignorowała ten wyraźny znak ostrzeżenia. Zadarła głowę i wyzywająco spojrzała mu prosto w oczy, zupełnie jakby świadomie kierowała się na zderzenie czołowe.
- Bo co? Ruszyło ci określenie? A może zabolał cie ten głaz który masz zamiast serca?
Nie odpowiedział, zamiast tego poczuła jak wzmacnia uścisk na jej nadgarstku, który wciąż przypierał do ściany trzymając go na wysokości jej twarzy. Nachylił się nad nią znacznie.
- Nie prowokuj mnie Granger. Nie pomyślałaś o tym, że mogę cię tu w każdej chwili zabić?
Jego szept tuż przy jej uchu wzbudził w niej automatyczny odruch obrony. Po raz kolejny tego dnia rozszyfrował jej ruch i niemal instynktownie zablokował jej drugą dłoń nim dotknęła jego twarzy. Mocniej przywarł oba jej nadgarstki do zimnej ściany salonu. I mimo, że znowu to on miał ją w garści, nie zamierzała potulnieć.
- No i co? Zabiłbyś mnie, a potem co byś zrobił? Nie możesz wrócić beze mnie do Hogwartu. Gdzie byś uciekł Malfoy? Prędzej czy później by cie złapali i w najlepszym wypadku zamknęli w Azkabanie....zresztą tam gdzie twoje miejsce.
Patrząc wyzywająco prosto w jego stalowe oczy miała wrażenie, że są dużo wyraźniejsze niż na co dzień.
- Licz się ze słowami Granger.
Jego spokój i ciągłe ostrzeżenia działały na nią jak motor napędzający, potęgujący w niej uczucie nienawiści do Ślizgona.
- Bo co? Nie boję się ciebie...
Wywarczała przez zaciśnięte zęby mocniej ściskając swoje dłonie, odruchowo wzmocnił na nich swój uścisk, czując jej żyły i ścięgna. Zignorowała jednak jego bolący dotyk i spojrzała na niego z obrzydzeniem, zupełnie jakby chciało jej się rzygać na jego widok.
- Nienawidzę cię Malfoy. Kiedyś ... to ja zabiję ciebie.
Bijące od niej mordercze intencje i wyzywający ton nie zrobiły na nim zbyt dużego wrażenia. Wręcz przeciwnie, w odpowiedzi zaśmiał się krótko i wymuszenie. Mimo towarzyszącego rozbawienia w jego głosie, napięcie między nimi było wyczuwalne z odległości kliku kilometrów.
- Nie będziesz w stanie.
- Jesteś pewny?
Nim się zorientował dziewczyna wyswobodziła się z jego uścisku i wyciągnęła swoją różdżkę z tylnej kieszeni spodni. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet nie był w stanie tego ogarnąć. Finał tej sytuacji był jednak taki, że teraz to on stał przy ścianie, a Hermiona trzymała swoją różdżkę tuż przy jego szyi. Obecna sytuacja jednak nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Na jego twarzy pojawił się arogancki półuśmiech kiedy jednocześnie podnosił nieznacznie do góry ręce, zupełnie jakby chciał jej przez to pokazać, że się poddał i teraz już tylko jest skazany na jej łaskę. Błysk w jego stalowych oczach wciąż przechodził ją na wylot, zabierając jej całą pewność siebie. I mimo tego, że teoretycznie teraz to ona miała go w garści, czuła się tak jakby role wcale się nie odwróciły.
- Tak. Jestem.
Jego spokojny głos zdezorientował ją do tego stopnia, że nawet nie była w stanie zareagować kiedy pewnym i szybkim ruchem złapał ją za nadgarstek, w którym trzymała różdżkę i wykręcił jej rękę jednocześnie ją rozbrajając i przewracając na podłogę. W efekcie końcowym zaskoczona Gryfonka leżała na panelach salonu, przytrzymywana przez klęczącego nad nią chłopaka. Jedną ręką trzymał oba nadgarstki kasztanowłosej nad jej głową w drugiej zaś jej różdżkę, której koniec zatrzymał na jej odsłoniętej szyi. Była tak bardzo zaskoczona tym co się stało, że nawet nie była w stanie tego przeanalizować. Dwa razy szarpnęła głową jeszcze bardziej rozsypując swoje włosy na jasnych panelach, nie udało jej się jednak uwolnić z jego żelaznego uścisku. Z nienawiścią spojrzała na przytrzymującego ją, siedzącego na niej Ślizgona. Kąciki jego ust drgnęły w ironicznym ciut perwersyjnym uśmiechu, kiedy delikatnie sunął końcem różdżki wzdłuż jej szyi.
- Co mówiłaś Granger?
Spytał niemal uwodzicielsko, wbijając w nią swoje stalowe spojrzenie, które do tej pory skupione było na jej naprężonym ciele.
- Że cię nienawidzę.
Warknęła przez zaciśnięte zęby jednocześnie unosząc głowę, jednak gdy poczuła, że różdżka mocniej wbija jej się w krtań ponownie się położyła.
- Nie o to mi chodziło Granger....
Kasztanowłosa odwróciła głowę w bok nie mogąc znieść jego specyficznego głosu, spojrzenia i uśmiechu.
- Nie pamiętasz?
Spytał jakby zawiedziony nachylając się nad nią jeszcze bardziej i muskając jej odsłoniętą skórę swym ciepłym oddechem.
- Pozwól, że ci przypomnę.....
Niemal na potwierdzenie swoich słów zaczął wolno wędrować końcem różdżki po jej odsłoniętej, śniadej skórze, zaczynając od szyi, a na dekolcie kończąc. Robił to bardzo powolnymi ruchami, a jego uwodzę nie uszedł fakt, że kasztanowłosa ma na sobie top z mocno wyciętym dekoltem, na którym to zakończył swoją leniwą podróż. Lekko pociągnął za sobą materiał tym samym pogłębiając dekolt swojej współlokatorki, w ostateczności swoją subtelną podroż zakończył na wysokości jej mostka. Spojrzała na niego sprowokowana jego obscenicznym zachowaniem, jednak słowa protestu zamarły na jej rozchylonych wargach. Pełen pasji wzrok z jej dekoltu podniósł na jej bursztynowe, rozbiegane oczy hipnotyzując ją swoim nieodgadnionym, stalowym spojrzeniem. Zauważył jej zaróżowione policzki i przez te krótką chwilę zapomniał, że to on miał się bawić jej kosztem, a nie odwrotnie. Uległ jednak jej błyszczącemu spojrzeniu, tak samo jak ona jego stalowemu. Bez słowa nachylił się nad nią, zatrzymując swoje lekko rozchylone usta tuż przed jej drżącymi wargami, niemal niezauważalnie przechylił głowę w bok spoglądając głęboko w bursztynowe oczy kasztanowłosej. Prędko jednak przyszło opamiętanie i ze spokojem swoje usta skierował w stronę ucha Gryfonki, zupełnie jakby chwila wcześniejszego zapomnienia była tylko częścią jego gry.
- …. że mnie zabijesz.
Szepnął tonem, którego dziewczyna nie umiała zrozumieć. Nie miał nic wspólnego z ironią czy rozbawieniem, które wcześniej ubarwiały głos blondyna. Teraz był poważny, a tkwiło w nim coś co wywoływało na jej ciele ciarki. Wygięła się lekko, przymykając oczy, z uchylonych ust wypuszczając powietrze. Na kilka sekund świat przestał istnieć, a Malfoy wydawał się jej być pociągający jak jeszcze nigdy wcześniej. Czar tej chwili szybko jednak prysł, uczucie minęło, a ona sama przypomniała sobie gdzie jest i w jakiej sytuacji się znajduję. Chłopak powoli podniósł głowę, a widząc pod sobą bezbronną, zawstydzoną i do reszty speszoną dziewczynę uśmiechnął się ironicznie. Naprawdę mu się to podobało. Miał ją po raz kolejny, w sposób, który lubił najbardziej. Odsunął się od jej twarzy patrząc na nią z góry z uśmiechem podwójnego zwycięstwa.
- Nie jesteś w stanie mi nic zrobić Granger. Ja z kolei tobie tak.... i to dużo.
Na potwierdzenie swych słów znowu końcówkę różdżki wbił w jej delikatną krtań.
- A więc na co jeszcze czekasz?!
Warknęła gwałtownie zadzierając brodę do góry i bardziej odsłaniając mu szyję. Lekko szarpnęła nadgarstkami, które w ciągu dalszym przytrzymywał. Widząc jej nagłą chęć walki poszczycił ją swoim charakterystycznym uśmiechem, który zawsze wzbudzał w niej niechęć i odrazę.
- Lubię się zabawić z ofiarą.
Prychnęła pod nosem, odwracając głowę w bok. Mimo, że nie chciała tego dać po sobie poznać cała ta sytuacja i jego bliskość coraz bardziej ją krępowała i przerażała. Sam fakt, że Malfoy znowu uczynił ją bezbronną, skazaną tylko na jego łaskę był dla niej nie do zniesienia. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że przywódca Slytherinu zaraz ją zabije, jeśli nie czarem z jej własnej różdżki to swoim nieprzenikliwym stalowym wzrokiem, którym cały czas ją dokładnie obserwował i trawił bardziej niż najokrutniejsze zaklęcie. Niespodziewanie chłopak zabrał drewniany przedmiot z jej szyi i puścił jej nadgarstki jednocześnie z niej wstając. Spojrzała na niego zdziwiona nagłym oswobodzeniem, jednak nie odważyła się wykonać żadnego innego ruchu. Blondyn oddalił się od niej na kawałek i wtedy ponownie odwrócił się w jej stronę i po raz kolejny wymierzył różdżkę w jej stronę. Automatycznie podniosła głowę i tyłów zapierając się na łokciach. Przez chwilę patrzyła na wycelowaną w nią broń by po chwili poszczycić swojego przyszłego mordercę prowokującym spojrzeniem. W tym momencie w ogóle nie przeszkadzały jej rozwiane włosy, zsunięty sweter i opuszczone ramiączko od koszulki.
- Czyżbyś zakończył zabawę z ofiarą?
Spytała odważnie, lustrując go wyzywającym wyrazem twarzy. W odpowiedzi zaśmiał się ironicznie i kucnął tuż przed nią, mierząc ją nieodgadnionym spojrzeniem.
- Nawet nie zacząłem.
Odparł wyjątkowo spokojnie jednak ostrzegająco i rzucił na kolana dziewczyny jej różdżkę, jednocześnie wstając. Zdziwiona spojrzała na swoją własność, potem na chłopaka, puszczając jego wcześniejszą wypowiedź mimo uszu.
- Tak po prostu mi ją oddajesz i odwracasz się do mnie plecami?
- Nie jesteś mi w stanie nic zrobić Granger.
Mówiąc to ponownie odwrócił się w jej stronę, a ona wstała jednocześnie poprawiając swoje ubrania i włosy. Przyszłe wyznanie chłopaka było poprzedzone jego bezgłośnym westchnięciem.
- Nie jesteś mordercą, daleko ci to zabójcy, daleko ci nawet do prawdziwego czarodzieja. Nie jesteś w stanie nikogo skrzywdzić... nawet mnie.
Dodał już ciszej, a jego głos zdradzał niepasujące do niego zmartwienie. Z jego twarzy zszedł ten ironiczny uśmieszek, który dotychczas zdobił jego oblicze, a jego ton z ironii zmienił się na wyjątkowo dobitny i poważny.
- Gdy przyjdzie ostateczna walka dobra ze złem, a możesz być pewna, że nadejdzie, to ty Granger będziesz jedną z pierwszych ofiar. Posiadasz ogromną wiedzę, której nie umiesz wykorzystać w walce. Pole bitwy nie jest łaskawe Granger. Stojąc oko w oko z przeciwnikiem zawahasz się tak samo jak zawahałaś się gdy celowałaś we mnie i on to wykorzysta.
Hermiona z nieodgadnięciem uważnie obserwowała chłopaka, chłonąc jego słowa jak cenną lekcje. Draco miał racę. Nigdy nie miała problemów z czarowaniem i była w tym naprawdę dobra, jej problemy pojawiały się wtedy gdy w złych intencjach miała użyć zaklęcia przeciwko komuś innemu. Zawsze wtedy się wahała i to właśnie przywódca Slytherinu był osobą, która ją sprowokowała, tym samym odsłaniając jej słabości. Nie była tylko pewna po co chłopak to zrobił i mówił.
- Grozisz mi Malfoy?
W odpowiedzi przecząco pokiwał głową, spoglądając na nią przez ramie.
- Ostrzegam Granger. Twoja naiwność w ludzką dobroć prędzej czy później cie zgubi.
Podświadomie mówił o sobie. Hermiona wiele razy próbowała dostrzec w nim coś dobrego i zawsze kończyło się to dla niej czymś więcej niż bolesnym rozczarowaniem. Uważnie słuchała tego co miał jej do powiedzenia jej własny wróg i nie umiała powstrzymać drżenia rąk i zbyt mocnego bicia serca. Oczywiście wiedziała, że chłopak może, a nawet ma rację. Ze wszystkim co mówił, o jej słabościach, chwilach zawahania i zbliżającej się wojnie. Wcześniej nie chciała i nawet nie dopuszczała do siebie takich myśli, ale było to tylko kwestią czasu aż ten pozorny spokój się skończy, a wojna między czarodziejami rozstrzygnie się na dobre. Każdy to wyczuwał, szczególnie Harry, ale ona nie była na to gotowa. Nie była gotowa ani dzisiaj ani jutro ani nigdy. Nie chciała do siebie dopuścić tej myśli.
- Z kolei ty masz się czym pochwalić co nie Malfoy? Ilu niewinnych ludzi zabiłeś?
Spokojnie spoglądała na niego, a ton jej pytania był co najmniej taki jakby pytała o godzinę. Uderzyła go treść pytania, a raczej tak prędkie zaszufladkowanie go przez dziewczynę do kategorii „morderca”. Wiedział, że jeszcze niedawno sam narzucał jej taki obraz, nie spodziewał się jednak, że Hermiona tak bardzo przesiąknie jego słowami i tak bardzo go zabolą. Była ostatnią osobą, dla której chciał nim być. Na jego twarzy pojawił się lekki grymas, który równie szybko zniknął przykryty maską obojętności. Stała opanowana i bezruchu kiedy postawił krok w jej stronę. Zrównał się z nią ramionami jednak nim ją wyminął nachylił się nad jej uchem. Przetrzymała te bliskość i jego złowrogi szept na swojej skórze.
- Odpowiednie pytanie powinno brzmieć czy naprawdę byli niewinni Granger.
Przez chwilę czuła na sobie lodowaty oddech mordercy i dopiero teraz zrozumiała jak często towarzyszką Ślizgona jest właśnie śmierć. Od czasu kiedy zobaczyła na jego skórze znak Śmierciożerców próbowała jednak myśleć bardziej powierzchownie o życiu. Nieraz gdy go obserwowała myślała o tym co tak właściwie robi jako jeden z tych złych, jakie zadania się mu przydziela, o czym myśli kiedy kogoś zabija, ile osób pozbawił życia, czy w ogóle ma jeszcze resztki czegoś co można nazwać marną próbką sumienia... te myśli zdawały się dla niej mroczne i nieodkryte jak noc. Przerażały ją i fascynowały zarazem. Były dni, w których jej nienawiść jeszcze bardziej się pogłębiała, ale były też takie kiedy nawet współczuła blondynowi i próbowała go zrozumieć. Był dla niej jedną wielką zagadką, którą nie raz miała ochotę rozwiązać. Był dla niej jak dobry horror i chociaż bardzo się bała, ciekawiła ją jego historia. Nabrała w płuca więcej powietrza kiedy od niej odszedł. Uznał, że taka konfrontacja z dziewczyną była wystarczająca by uzasadnić jego wyjście z domu. Hermiona jednak odwróciła się niespodziewanie w jego stronę nim zdążył podejść do drzwi wejściowych.
- Jak umarł?
Jej niespodziewane pytanie i drżący głos zdezorientował go bardziej niż sama treść. Odwrócił się do niej mierząc ją spojrzeniem niezrozumienia. I chociaż początkowo nie zrozumiał o co pyta, do jego umysłu wkradł się cień niepokoju, mówiący mu, że nigdy nie powinien dopuścić do tej rozmowy.
- Co?
Zadarła wyżej głowę nabierając w płuca ciut więcej powietrza. I mimo, że głos zaczął jej drżeć, aż nazbyt, pewnie wypowiedziała imię chłopaka, o którym myślała.
- Wiktor. Czy bardzo cierpiał gdy go zabiłeś?
Nie był to strzał prosto w skroń, nie było to jak tonięcie w głębinie nieokiełznanego oceanu, nie było to jak wypadek samochodowy, po którym już nigdy nie mógł stanąć na nogi, ale to uczucie które towarzyszyło mu wraz z pytaniem dziewczyny było gorsze niż wszystkie one razem wzięte. Stał sparaliżowany, nie potrafiąc wykonać żadnego gestu ani wyrzucić z siebie żadnego słowa. Zupełnie jakby ktoś uderzył go w krtań i patrzył ile czasu wytrzyma nim wreszcie się udusi. Nie spodziewał się tego pytania. Głęboko wierzył, że nigdy go nie usłyszy. Nie był teraz gotowy na tą konfrontacje. Zresztą.... nigdy nie byłby na nią gotowy.
- Nie. Umarł szybko. Nic nie poczuł.
Jedynie jego od lat nabywana zdolność nieokazywania uczuć i emocji sprawiła, że był w stanie wytrzymać konfrontacje z dziewczyną i odpowiedzieć na jej poprzednie pytanie. Okłamał ją. Krum był torturowany przez kilka godzin, nim usłyszał z jego ust niemal te dwa zbawcze choć śmiercionośne słowa. Dziewczyna jednak potrzebowała takiego pocieszenia, a on jej je dał. Fakt, że po raz kolejny ją okłamał w chwili obecnej był już bez żadnego znaczenia. Wszyscy, którzy znali prawdę zginęli. Nikt nie mógłby mu tego udowodnić, jedynym sposobem by Gryfonka mogła dowiedzieć się prawdy było wejście do jego psychiki i chociaż jej umiejętności były godne podziwu wciąż była zbyt słaba by wedrzeć się bez pozwolenia do jego pilnie strzeżonego umysłu. Nie zamierzał jej tam wpuszczać. Po Hermionie widział jednak, że ona również nie chce wchodzić do tego mroku, zupełnie jakby przeczuwała, że się w nim nie odnajdzie. Spojrzał na nią z mętlikiem w głowie, kiedy wciąż nieugięcie stała w tym samym miejscu zawzięcie przełykając nadchodzące łzy.
- Kiedy sobie przypomniałaś?
Przymknęła na moment powieki i lekko zagryzła dolną wargę. W odpowiedzi przecząco pokiwała głową i ponownie uniosła na niego przepełnione żalem i smutkiem spojrzenie.
- Nie przypomniałam sobie. Zawsze wiedziałam.
Jej cichy, drżący szept wprawił w ruch cząsteczki powietrza, które zdawały się uderzać w niego jak najostrzejsze noże. Cisza jaka między nimi zapanowała w danej chwili jeszcze nigdy nie zdawała mu się być tak śmiertelnie przytłaczająca. Spojrzała na chłopaka z rozgoryczaniem przełykając przy tym łzy bezradności.
- Bóg mi świadkiem Malfoy, że chciałam cie za to znienawidzić. Próbowałam...
Przyznała głośno wciąż wpatrując się w niego intensywnie. Coraz bardziej zaczęło go to boleć. Spojrzał na nią z niezrozumieniem, nie mogąc pojąć tej sytuacji i jej słów.
- Więc dlaczego....?
Nie udało mu się dokończyć tego cichego, wręcz niepewnego pytania. Zrobiła to za niego.
- Dlaczego mi się nie udało? Dlaczego się od ciebie nie odwróciłam? Dlaczego nocami wymykałam się do ciebie gdy umierałeś na szpitalnym łóżku? Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
Dokończyła z rezygnacją i niedbale otarła kąciki oczu z resztek łez. Gdzieś w jego wnętrzu pojawiła się nikła nadzieja.
- Wybaczyłaś mi?
- Nie. Nigdy ci tego nie wybaczę, ale próbuje zrozumieć.
Z jednej strony jak nigdy zabolało go to co powiedziała, z drugiej jednak w jakimś stopniu i po części przyniosło mu ulgę. Teraz już nie miał żadnych wątpliwości co do przemowy jaką powiedział jej pięć minut wcześniej. Spoważniał. Spuścił głowę na panele i pokiwał głową jako znak rezygnacji.
- Jesteś naiwna Granger.
Sprowokowało ją to wyznanie. Zadarła głowę mierząc go wyzywającym spojrzeniem. Już nie płakała.
- Dlaczego? Bo wierze, że we wszystkich jest większy sens? Bo wierze, że ludzie się zmieniają, że w każdym jest coś dobrego? Bo wierze, że każdy zasługuje na szanse? Że Ty również na nią zasługujesz?
- Mylisz się twierdząc, że każdemu trzeba dać drugą szansę. Nie zmienisz ludzkiej natury Granger. Wystarczy, że zrobisz coś raz, a piętno pozostanie z tobą na zawsze. Morderca zawsze będzie zabójcą. Alkoholik zawsze będzie pijakiem, narkoman ćpunem, a dziwka szmatą. Można wyjść z nałogu i już nigdy więcej nie pić, ale całe życie masz status niepijącego alkoholika. Niepijący, ale jednak alkoholik. Tak samo z prochami i kurwami. Nie ćpasz, ale pozostajesz ćpunem. Pieprzyłaś się raz za pieniądze, potem już się nie puszczasz, ale jesteś dziwką. Jeśli zabijesz raz, zostajesz mordercą już na zawsze.
Na chwile urwał mierząc roztrzęsioną Hermione wrogim spojrzeniem. Bezdusznym i bezlitosnym tak samo jak to co mówił.
- Świat jest okrutny Granger, pogódź się z tym. Im szybciej to zrozumiesz tym będziesz mniej cierpieć.
Spojrzał na nią drżącą i niewinną. I ta krucha istota naprawdę chciała go ratować od tego zepsucia, w którym tkwił odkąd tylko pamiętał? Wiedział, że dziewczyna przegra te walkę i mimo wszystko nie chciał by spotkało ją to rozczarowanie gdy w końcu to nastąpi. Chciał by się wycofała przed ostateczną bitwą, tak byłoby łatwiej i bezpieczniej i na pewno mniej by bolało.
- Nie próbuj mnie zbawić Granger, na to już za późno.
Dodał w końcu z nikłą nadzieją, że Hermiona odpuści i już nigdy więcej nie spojrzy na niego przez pryzmat czegoś dobrego co do tej pory tak zawzięcie próbowała robić. Odwrócił się od niej, jednak nie pozwoliła mu uciec. 

Wybuch wszystkich uczuć panujących w nich był tylko kwestią czasu. Napięcie między nimi wzrastało z każdym dniem, z każdym przelotnym spojrzeniem z każdym momentem kiedy byli niedaleko siebie. Wszystkie te sprzeczne uczucia i myśli które w nich panowały, wszystkie te sytuacje jakie miały między nimi miejsce musiały kiedyś z nich ulecieć. W końcu emocje i myśli, które już od tak dawna w sobie tłumili musiały wyjść na powierzchnie. W końcu musiały zostać poruszone te rozmowy, o których przebiegu oboje myśleli spędzając kolejne bezsenne noce oddzieleni od siebie ścianami osobnych sypialni i murem nienawiści mającym ukryć to co tak naprawdę do siebie czuli. Musieli kiedyś dać ten upust, ta sytuacja dzisiaj w końcu miała swoje miejsce. Domek nad jeziorem otoczony płaczącymi wierzbami i oni sam na sam ze swoimi uczuciami, to musiało się skończyć taka konfrontacją. Przyszedł na nią najwyższy czas.
 Niemal instynktownie, nawet na niego nie patrząc podbiegła do niego i zagrodziła mu drogę własnym ciałem.
- A ty Malfoy? Co z tobą?
Zaczęła po chwili niewzruszona jego milczeniem i bijącą od niego niechęcią.
- Dlaczego tak wiele razy mi pomogłeś? Dlaczego tyla razy mnie ratowałeś? Dlaczego w Dagurtar byłeś w stanie poświęcić swoje życie by mnie uratować? Dlaczego tyle razy dałeś mi odczuć, że jestem dla ciebie kimś więcej niż tylko nic niewartą szlamą? Dlaczego wysłuchałeś mojej prośby i wróciłeś ze świata zmarłych po to by stać się Śmierciożercą i naznaczyć mnie jak pieprzone bydło? Dlaczego tak bardzo mnie skrzywdziłeś kiedy wreszcie odważyłam się ci zaufać? I dlaczego wciąż milczysz? Dlaczego mnie ignorujesz? Dlaczego teraz krzywdzisz mnie swoim milczeniem?
Nie odpowiedział stłamszony jej pytaniami i tym co w nich sugerowała. Bez słowa ją wyminął idąc w stronę wyjścia z domu, byle tylko opuścić to zgubne miejsce i jeszcze zgubniejsze towarzystwo. Odwróciła się za nim odprowadzając go wzrokiem, czując jak po jej twarzy spływają łzy zrezygnowania.
- Odchodzisz? Znowu to zrobisz? Znowu odwrócisz się do mnie plecami i schowasz się w tej swojej pancernej skorupie? Znowu mnie od siebie odrzucisz?
Odwrócił się do niej gwałtownie wskazując na siebie dłonią.
- Nie mam już tej skorupy do cholery! Nie rozumiesz Granger? Całkowicie mnie z niej rozbroiłaś!
Zapomniał, że nie powinien rzucać z taką otwartością takich ważnych słów. Były jednak prawdą, która przypominała mu o sobie za każdym razem kiedy był zbyt blisko dziewczyny. Tak bardzo wsiąknęła w jego życie, że już nie potrafił w pełni być dawnym sobą. Zatracił się w kontakcie z nią, w jej innym, tak odmiennym podejściu do ludzi i świat niż to które on miał. Hermiona nieświadomie odsłoniła przed nim to co ludzkie, była jego głosem sumienia. Przez nią stracił czujność, dopuścił ją do siebie, pozwolił by stępiła jego własne krawędzie. A było to najgorsze co mogło go spotkać, zwłaszcza teraz kiedy nadeszły te niespokojne czasy wojny i teraz kiedy był generałem armii Voldemorta. Hermiona przełknęła swoje łzy próbując powstrzymać drżenia podbródka. Nie mogła znieść faktu, że po tych wszystkich wyznaniach chłopak znowu planował odejść, że znowu zamierzał zostawić ją samą i wrócić do dawnego siebie.
- Więc dlaczego znowu ode mnie odchodzisz? Dlaczego znowu do niej wracasz?
- Bo tak jest lepiej.
- Dla kogo? Dla mnie czy dla ciebie?
- Dla wszystkich.
Szepnął pod nosem rozumiejąc, że musi trzymać się od dziewczyny jak najdalej. Nie po to miesiąc temu skrzywdził ją w tak okrutny sposób, nie po to zostawił znamię na jej ciele, nie po to przez cały miesiąc był dla niej okrutny i bezlitosny, by teraz pozwolić sobie na tą otwartość i dać upust swoim emocją, by znowu ją do siebie dopuścić. Zwłaszcza teraz kiedy wiedział, że nie miał zbyt wiele czasu, a dzisiejszy wieczór będzie dłuższy niż mogłoby się wydawać. Coś było w powietrzu co wciąż go niepokoiło i ciągle powtarzało, że musi prędko zakończyć te rozmowę i działać. Hermiona jednak nie zamierzała tego tak zostawiać. Nie po tym co już usłyszała. Nie po tym jak odważyła się na te rozmowę, w której padły już tak istotne słowa, że mogłyby paść również inne wyznania.
- Dlaczego jesteś po ich stronie? Dlaczego zostałeś Śmierciożercą? Dlaczego to robisz?
Nie odpowiedział, próbował ją ignorować. W rozpaczliwy sposób próbowała zwrócić na siebie jego uwagę, której tak bardzo potrzebowała. Nie wiedziała jak i czym go zawrócić. Z całego serca pragnęła go obok siebie zatrzymać i łzy bezradności polały jej się po zaróżowionych policzkach kiedy dotarło do niej, że nie potrafiła.
- Czego ty chcesz Malfoy?
Odwrócił się do niej nagle, a w jego stalowym spojrzeniu dostrzegła to co tak bardzo starał się ukryć. Zrezygnowanie połączone z rozżaleniem.
- Mieć o co walczyć.
Tak wiele było ukryte w tym wyznaniu, że nie potrafiła mu na nie odpowiedzieć. I wtedy wszystko zrozumiała. Zrozumiała jak bardzo różniło się jego życie od jej. Od dzieciństwa, jeśli w ogóle tak można było nazwać ten okres największych prób i bolesnych nauk, był otoczony przez zło i mrok. Wpajano mu nienawiść do innych i samouwielbienie do samego siebie. Nikt nigdy nie pokazał mu co znaczy prawdziwa rodzina, ciepły dom i życzliwi ludzie naokoło. Jego życie wyglądało zupełnie inaczej niż jej, nie znał pozytywnych uczuć bo nikt nigdy go ich nie nauczył ani też nie dał mu powodów do ich okazania. Jakim prawem żądała od niego by walczył po stronie dobra skoro nigdy nic dobrego go nie spotkało? Nigdy nie pokazano mu, że świat może wyglądać inaczej niż ten, który wpajano mu od najmłodszych lat. Nikt nigdy nie dał mu powodu do walki o inne życie, o coś więcej, o coś dobrego. Rodzina, Voldemort, Ślizgoni i Śmierciożercy, wszyscy oni pchali go ku mrokowi. Dumbledore, Hogwart, Zabini, nawet ona nie byli dla niego dostatecznie wystarczającym powodem by z niego wyjść, nie dali mu powodów by walczył po ich stronie. Życie od początku było dla niego bolesne, samotne i bezlitosne i takie je zaakceptował. Nie miała prawa wymagać od niego by walczył o świat, który nie walczył o niego gdy tego najbardziej potrzebował. Rozumiała, że Draco się poddał i zaakceptował ten los, który na siłę narzucili na niego inni zanim jeszcze się urodził. Nie potrafiła dać mu żadnego powodu by walczył o to w co ona wierzyła.
Blondyn stał w miejscu przyglądając jej się w ciszy, zupełnie jakby czekał na jej słowa, na uśmiech, na gest, na cokolwiek. Na coś co przywróciłoby mu wiarę w inne, dobre życie. Zupełnie jakby czekał by dziewczyna dała mu ten jeden, tylko jeden konkretny powód do walki o coś w co sama wierzyła. Ona jednak nie przerwała tej bezwzględnej ciszy, która zdawała się być tak głośna jakby miała zaraz rozerwać ich bębenki uszne i zbić wszystkie okna w ścianach. Spoważniał patrząc na nią wzrokiem jakby chciał powiedzieć „tak myślałem”. Bez słowa odwrócił się od niej i skierował w stronę wyjścia z domu. Nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego słowa, ani gestu by go powstrzymać. Dopiero głośny trzask starych drewnianych drzwi pozwolił jej zrozumieć, że została sama w salonie, a arystokrata odszedł. Z całego dziwnego i nieobecnego zamyślenia wyrwał ją ryk sportowego silnika i pisk opon. Draco odjechał zostawiając po sobie jedynie ślady opon na mokrej nawierzchni. Zrezygnowana i zmartwiona spuściła wzrok na podłogę i wtedy zauważyła na niej leżące kolorowe zdjęcie. Wolno przy nim kucnęła i delikatnie podniosła nieruchomą fotografię zatapiając w niej swoje zmęczone bursztynowe oczy. W jednej chwili zabłysły w nich łzy. Bezwiednie przyłożyła dłoń do ust czując, że nie jest w stanie już dłużej powstrzymać wzruszenia. Na tym zdjęciu była szczęśliwa i była szczęśliwa przy człowieku, który właśnie wsiadł do samochodu i odjechał. Wcześniej chciała by to zrobił, teraz czuła się jeszcze samotniej niż wcześniej. Na miękkich nogach wstała i postawiła parę kroków przed siebie, zatrzymując się tuż przed kominkiem. Jeszcze przez chwile tęsknym wzrokiem spoglądała na fotografię przypominającą jej o nocy sprzed paru miesięcy, która wywróciła całej jej życie do góry nogami, a ona czuła się szczęśliwa przy człowieku, którego do tej pory nienawidziła. Wzięła głębszy oddech i z niewyobrażalnym ciężarem leżącym na dnie serca wrzuciła zdjęcie do ognia, godząc się z tym, że już nigdy nie będzie taka szczęśliwa jak w chwili jego robienia. Wiedziała, że to szczęście już nigdy się nie powtórzy.
(...)
Wiedziała, że nie ma sensu czekać na chłopaka. Zawsze tak kończyły się ich większe kłótnie czy konfrontacje. Wykrzykiwali sobie to co mieli do powiedzenia, a gdy było już naprawdę gorąco wtedy zazwyczaj on wychodził i wracał do dormitorium dopiero następnego dnia, kiedy wyładował się na innych lub na ognistej whisky w dormitorium Zabiniego. Po dzisiejszej konfrontacji miała naprawdę spore wątpliwości czy kiedykolwiek tu wróci. Z jednej strony irytował ją fakt, że często wychodził zanim zdążyła nawrzucać mu wszystko co o nim myślała, z drugiej jednak wiedziała, że chłopak robi to dla jej własnego dobra. Nie wyżywał się na niej i nigdy nie podniósł na nią ręki chociaż nieraz go do tego prowokowała. Zawsze jednak wtedy gdy atmosfera była już tak bardzo napięta wychodził i wyładował się na wszystkim i na wszystkich tylko nie na niej. Znając jego zwyczaje tym bardziej martwiło ją to, że Draco odjechał, zupełnie jakby przeczuwała, że nie powinien wsiadać za kółko z taką burzą nieujarzmionych emocji. Rozumiała jednak, że stanie w salonie jest bezcelowe. Skierowała swoje kroki na poddasze nie kierując się niczym, nawet swoją różdżką, która wciąż bezwiednie leżała na podłodze i na niej już została.
Z wolna weszła do niewielkiej łazienki z wielkim oknem na jezioro i płaczące wierzby, jednocześnie nieśpiesznie ściągając z siebie ubrania. Po chwili stała już pod prysznicem pozwalając by letnia woda zmyła z niej cały nadmiar emocji i uczuć. Sama nie wiedziała ile czasu spędziła w łazience topiąc w niej swoje myśli, pomogło jednak na tyle by pogodziła się ze wszystkim tym co się wydarzyło, łącznie ze stratą blondyna. Nieśpiesznie wyszła spod prysznica i włożyła na wilgotne ciało białą koszule nocną, pozwalając by w jej delikatny materiał wsiąkała woda z jej ciała i włosów. Przez chwile stała zamyślona przy łazienkowym oknie obserwując miejsce gdzie jeszcze godzinę temu stał samochód blondyna, teraz jedynym śladem jaki po nim został były wgłębienia w wilgotnej ziemi pozostawione przez ciężkie opony. Miała wrażenie, że czuje dym papierosa, który zanim podeszła do okna utwierdzał ją w przekonaniu, że blondyn wrócił. Samochodu jednak dalej nie było. Zrozumiała, że blondyn musiał palić tu wcześniej, a intensywny tytoniowy zapach wsiąkł w zasłony i w niewywietrzone pomieszczenie. Z cichym westchnięciem żalu zasunęła okno grubymi, bordowymi zasłonami i zamknęła się w swojej sypialni. Nawet nie podejrzewała, że po tym wszystkim zaśnie tak szybko i głęboko. Tak mocno by niczego nie wyczuć, nie usłyszeć, ani nie zauważyć. Tego wieczora w ogóle nie powinna zasypiać, zrozumiała to jednak gdy było już za późno.

                                                                   *
                   [Ostrzeżenie. Ta część zawiera sceny brutalne o zabarwieniu erotycznym.]


Gwałtownie otworzyła powieki czując jak ktoś trzyma jej dłoń na ustach, uniemożliwiając wydanie z siebie krzyku. Nie był to Draco. Była to postać w długim, czarnym płaszczu. Nie widziała twarzy swojego oprawcy, jedynie spod kaptura dostrzegła kilka czarnych włosów opadających mu na czoło i błyszczące szmaragdowe oczy. Nie miała wątpliwości, że był to Śmierciożerca i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest jej skądś znany. Nim zdążyła zareagować ten ktoś szarpnął ją pewnie, ściągając z łóżka i sprawiając żeby przed nim stanęła. Bez słowa i mało delikatnie odwrócił ją do siebie przodem, mocno trzymając za włosy i zadzierając jej twarz tak by na niego spojrzała.
- Cii....
Szepnął z dziwną lubieżnością widząc jej przerażenie i zdezorientowanie kiedy zabierał dłoń z jej ust. Posłuchała tych słów. Wiedziała, że nie było sensu krzyczeć, byli w domku nad jeziorem na całkowitym odludziu. Malfoy odjechał już dawno temu. Została sama i ten ktoś zamierzał to wykorzystać. Nikt by jej nie usłyszał. Nie było sensu krzyczeć. Śmierciożerca mruknął coś pod nosem jednocześnie od niechcenia machając różdżką, którą trzymał w dłoni. Cały pokój wypełniło oślepiające bladożółte światło lampy zwisającej z sufitu. Zupełnie jakby kamuflaż był już zbędny i chciał lepiej przyjrzeć się swojej przyszłej ofierze. Zamarła kiedy dotarło do niej, że jest to Śmierciożerca z jej koszmaru, ten który próbowała ją wykorzystać na jednym z ciemnych korytarzy, kiedy Malfoy'a nie było w pobliżu. Brunet zdawał się ignorować jej nienaturalnie spięte mięśnie i strach, który tak nieoczekiwanie i mocno ją sparaliżował. Niezniechęcony jej bezruchem uważnie zjechał ją z góry na dół, nie śpiesząc się przy tym. Miał czas i zielone światło by robić to na co miał ochotę i zamierzał z tego skorzystać. Odruchowo schował różdżkę do kieszeni spodni, tym samym zwalniając potrzebną rękę.
- Cholera, całkiem niezła...
Mruknął bardziej do siebie po pierwszych oględzinach, jednocześnie wolną dłonią odgarniając do tyłu jej długie włosy, by odsłonić jej twarz i szyje. Jego surowe oblicze przyozdobił złośliwy wręcz sarkastyczny uśmiech, w momencie kiedy jego oczy zatrzymały się na jej przerażonym, rozbieganym spojrzeniu.
- Nawet się nie dziwie, że Draco ci uległ. Wyglądem rekompensujesz swoją brudną krew. Niezła by była z ciebie dziwka.
Nie rozumiała o jakim uleganiu mówił. Nie wiedziała kim był i dlaczego padło imię blondyna, z którym tu przyjechała. Nie dane jej jednak było dłużej nad tym myśleć. Brunet spuścił wzrok na jej nogi i dekolt, świdrując ją swoim pełnym żądzy spojrzeniem.
- Sam bym cie chętnie przeleciał.
Zadarł jej głowę w bok koniuszkiem nosa wędrując po jej szyi zupełnie jakby upajał się jej zapachem. Zatopił twarz w jej włosach i odnalazł ustami płatek jej ucha, skubiąc go lekko.
- Jeszcze nigdy nie dymałem szlamy. Jestem ciekawy jak smakujesz...
Jego perfidny oddech na jej odkrytej skórze wywołał na jej ciele ciarki, które tylko zwiększyły jego pożądanie. Językiem dotknął jej policzka oblizując go zachłannie aż do skroni, zlizując łzę, która zatrzymała się w kąciku jej oka. Mocno przymknęła powieki kiedy wsunął swoją dłoń za jedwabny materiał jej koszulki nocnej. Do jej oczu napłynęły łzy kiedy poczuła na swoim dekolcie jego zimną dłoń. Modliła się by był to kolejny koszmar, z którego zaraz się obudzi. Wzmocnił dotyk na jej ciele i rozumiała, że tym razem to dzieje się naprawdę. Delikatnie błądził palcami po jej skórze, a kiedy poczuł znajomy ucisk w spodniach wysunął dłoń spod jej ubrania jednocześnie oblizując swoje wargi wygięte w aroganckim półuśmiechu. Podobał mu się fakt, że tak intensywnie działała na niego dziewczyna i podobała mu się ta chwila. Nienaturalnie zamyślony przyłożył dłoń do jej zaróżowionego policzka, kciukiem przejeżdżając po jej bladoróżowych ustach.
- Właściwie to mam całkiem sporo czasu...
Zaczął cicho, nieustanie patrząc na jej drżące wargi.
- Chętnie z tego skorzystam i najpierw cie zerżnę, a dopiero potem zabije.
Zatrzymał kciuka na jej drgających ustach delikatnie je rozchylając.
- Co ty na to kotku? Lubisz ostrą jazdę? Bo ja ją uwielbiam.
Niemal na potwierdzenie swoich słów wzmocnił uścisk na jej włosach bardziej przysuwając jej twarz do swojej, tak by czuła na sobie jego rozgrzany oddech, połączony z zapachem papierosa, którego palił gdy obserwował ją kiedy brała prysznic. Nienaturalnie spięła wszystkie mięśnie i zamarła kiedy złapał ją za pośladek i przysunął jej biodra bliżej swoich, językiem przejeżdżając po jej drżących ustach, lekko skubiąc jej wargę zębami. Próbowała uciec przed jego dotykiem i chociażby odwrócić głowę w bok, jednak trzymał ją tak pewnie za włosy, że nie pozostawił jej żadnej możliwości ruchu, a tym bardziej ucieczki. Przyglądał się jej roztrzęsionemu, napiętemu ciału z uśmiechem spełnienia i błyskiem pożądania w oczach jednocześnie powoli zsuwając ramiączko z jej koszulki nocnej.
- Możesz krzyczeć maleńka, nawet twój Bóg cie tu nie usłyszy.
Był tak zajęty zabawą ramiączkiem, że aż nie wyczuł ani tym bardziej nie zauważył, że już od jakiegoś czasu w sypialni jest ktoś jeszcze. Nim zdarł z niej koszulkę nocną pomieszczenie przeciął poważny ton, który oboje bardzo dobrze znali.
- Przeszkadzam?
Momentalnie odwrócił dziewczynę tyłem do siebie, unosząc wzrok na drzwi sypialni, w których progu stał przywódca Slytherinu z niewzruszeniem przyglądający się całej sytuacji rozgrywającej się na środku sypialni bezbronnej dziewczyny. Drugi Śmierciożerca odpowiedział mu uśmiechem ironii i wyjątkowo aroganckim tonem głosu.
- Ależ skąd. Pojawiłeś się w samą porę by patrzeć jak rżnę twoją koleżankę ze szkoły.
Na potwierdzenie swoich słów mocniej szarpnął Hermione za włosy, celowo sprawiając by spojrzała na blondyna, który powrócił w równie wielkim co niespodziewanym stylu. Ich oczy się spotkały jednak nie była w stanie zrobić niczego więcej jak tylko przełknąć swoje łzy. Nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa, ani tym bardziej poprosić Ślizgona o ratunek. Draco patrzył na nią z powagą, w ogóle nie dając jej w żadnym stopniu odczuć, że przyszedł tu po to by ją uratować. Przeraziła ją bezwzględność i niewzruszenie stalowego spojrzenia oraz brak jakiegokolwiek ruchu zdradzającego, że to co robi z nią drugi Śmierciożerca mu nie odpowiada.
Przytrzymujący ją chłopak ponownie zatopił usta w jej szyi, liżąc ją wzdłuż ciała, wyzywająco patrząc przy tym na dziedzica rodziny Malfoy'ów, zupełnie jakby tym gestem rzucał mu wyzwanie i nie przeszkadzał mu fakt, że blondyn jest od niego wyższy kilkoma stopniami i powinien okazywać mu więcej szacunku, a już na pewno nie zakłócać jego wyjazdowy spokój i dobierać się do jego własności. Przywódca Slytherinu jednak nie reagował na zbyt otwarte zachowanie towarzysza. Mocno przytrzymywana Hermiona patrzyła na blondyna żałośnie z łzami przerażenia w oczach, nieustannie spływającymi jej po twarzy. To wydarzenie tak bardzo przypominało jej koszmar sprzed miesiąca, że aż nie miała odwagi modlić się o pomoc. Pojawienie się blondyna jeszcze bardziej ją przeraziło, zupełnie jakby bała się, że koszmar się spełni, a Draco okaże się dużo gorszym oprawcą niż Śmierciożerca stojący za nią. Chłopak ciągle mocno trzymał ją za włosy, kontrolując przy tym każdy jej wyrywniejszy ruchy, prowokując przy tym jej jęki bólu i przerażenia. Różdżkę, którą wyją z kieszeni wraz z pojawieniem się arystokraty powoli zaczął obracać między palcami tak by zwrócić na nią uwagę generała. Gdy uzyskał zamierzony efekt przyłożył jej końcówkę do nogi Gryfonki i wolno zaczął wędrować w górę, zadzierając przy tym jej koszulkę nocną. Nie miała odwagi zaprotestować, a wbrew pozorom Draco również tego nie robił, jedynie patrzył na bruneta z powagą, w czasie kiedy ten szarpnął Gryfonkę tak by zamiast na Malfoy'a patrzyła na niego. Zupełnie jakby chciał widzieć jej zapłakane oczy w czasie kiedy bezkarnie dotykał jej ciała. Draco pozostawał niewzruszony, miał jednak ogromną ochotę zabić chłopaka za sam sposób w jaki na nią patrzył. Miał ochotę zabić go za to jak nachalnie i bezwstydnie rozbierał Hermione swoim bezlitosny, chorym i pełnym żądzy spojrzeniem. Gdy Śmierciożerca ją dotykał modlił się tylko o to by los dał mu okazję do obrąbania mu rąk. Bóg mu świadkiem, że chciał go zabić. Ledwo się przed tym powstrzymywał.
- Nie radzę.
Jego beznamiętny głos wypełnił pomieszczenie w momencie, w którym różdżka czarnowłosego coraz bardziej zadzierała ubranie kasztanowłosej, odsłaniając coraz większy kawałek jej uda, powoli zbliżając się do bielizny. To szczere ostrzeżenie jednak na chłopaka nie podziałało, wręcz przeciwnie.
- Byłem tu pierwszy, musisz poczekać na swoją kolej.
Draco już nic nie odpowiedział. Zamiast tego brunet różdżką mocno zadarł koszulę dziewczyny, odsłaniając jej bieliznę oraz tatuaż węża. Wtedy poczuł, że nie może wykonać już żadnego innego ruchu. Nie rozumiał co się stało, kiedy jego różdżka zaczęła drżeć, a ją całą pokryła zielona poświata. Coraz ciężej było mu utrzymać ją w dłoni, ból przypominający rozrywanie ciała zaczął przesiąkać przez jego skórę, aż do samych żył i nerwów. Miał wrażenie, że ręka płonie mu żywym ogniem i wtedy nagle wpełzł na nią wąż, z otwartym pyskiem rzucając się w stronę jego twarzy.
- Kurwa!
Jego krzyk bólu i przerażenia wypełnił całą sypialnie. W przypływie niecodziennego strachu i bólu wzdrygnął się i gwałtownie wyrzucił z dłoni różdżkę, która odleciała spory kawałek w bok. Wtedy też wszystko ustało, a wąż zniknął.
- Kurwa.... szlag...
Wyrzucał z siebie roztrzęsiony, strzepując przy tym rękę zupełnie jakby wciąż próbował pozbyć się z niej zarówno żmii jak i bólu. Draco nawet nie drgnął nie pokazując po sobie wyrazu satysfakcji. Nawet się nie spodziewał, że zaklęcie zadziała z takim widowiskowym skutkiem. Teraz nie miał wątpliwości, że to co zrobił miesiąc temu było potrzebne.
- Ostrzegałem. Teraz ją puść.
Brunet spojrzał na niego rozjuszony, jednak to co się wydarzyło tylko jeszcze bardziej rozgrzało krew buzującą w jego żyłach.
- Nie wydaje mi się.
Na potwierdzenie swoich słów mocniej złapał Hermionę ponownie przysuwając ją blisko siebie. Dla spotęgowania efektu mocniej szarpnął ją za włosy ciągnąć w dół, sprawiając by przed nim uklękła. W geście paniki spróbowała złapać dłońmi jego rękę i trochę ją od siebie odsunąć, by zwolnił uścisk. Sprowokowany jej szarpaniną ścisnął ją mocno za włosy, niemal je wyrywając. Gwałtownie zadarł jej głowę do góry, tak by na niego spojrzała. Głośno jęknęła z bólu, próbując powstrzymać drżenie podbródka i łzy cierpienia, bezsilności i skrępowania spływające jej po twarzy.
- Zamknij się dziwko i siedź cicho, albo zerżnę cie tak, że nic z ciebie nie zostanie.
Nie była w stanie zapanować nad jękiem bólu i przerażenia, nieudolnie wciąż próbując choć trochę zluzować jego stalowy uścisk na swoich włosach. Draco nie reagował na jej rozpacz i okrutność bruneta jednak podświadomie spoważniał i spiął wszystkie mięśnie, zupełnie jakby szykował się do ostatecznej walki z drugim Śmierciożercą. Doskonale wiedział, że nastąpi, była tylko kwestią czasu. Głośne skomlenie kasztanowłosej dziewczyny zaczynało coraz bardziej drażnić czarnowłosego. Spojrzał na nią jednocześnie mocniej szarpiąc ją za włosy. Miała wrażenie, że zaraz jej je wyrwie.
- Powiedziałem kurwa byś siedziała cicho zdziro.
Do krwi zagryzła swoje wargi, próbując nie wydać z siebie już żadnego dźwięku. Gdy zamilkła przeniósł swoje zielone oczy na stojącego w progu niewzruszonego Dracona.
- Nie będzie ci przeszkadzało gdy w trakcie naszej rozmowy twoja koleżanka zadowoli mojego przyjaciela?
Mówiąc to szatyn jedną ręką pośpiesznie zaczął odpinać pasek od swoich spodni zupełnie niezniechęcony obecnością kogoś trzeciego.
- Możesz zostać i popatrzeć jak będę ją pieprzył. Lubie widownie.
Draco powoli zaczynał tracić cierpliwość. Coraz gorzej szło mu udawanie niewzruszonego i przyglądaniu się krzywdzonej Hermonie. I chociaż teoretycznie nie mógł go zabić, obiecał sobie, że zrobi to przy pierwszej, nadającej się do tego okazji.
- Nie prowokuj mnie Nick.
Jego oschły ton przeciął powietrze panujące w pomieszczeniu, a jego głos przyprawił Hermione o zimne ciarki na całym ciele. Tak bardzo przypomniał jej tego Malfoy'a z koszmaru, że już nie była w stanie tłumić w sobie łez rozpaczy. Zdawało się jednak, że sytuacja rozgrywająca się w sypialni przestała bezpośrednio dotyczyć jej, a teraz skupiła się na dwóch Śmierciożercach stojących po przeciwnych stronach pokoju. I mimo, że czarnowłosy Śmierciożerca nie zamierzał odpuszczać, zabrał dłoń ze swojej sprzączki. Zupełnie jakby przypomniał sobie, że dopóki Hermiona ma znamię na udzie kontrolowane przez Dracona nie może jej skrzywdzić w żaden widoczny i bestialski sposób.
- Nie jesteś przełożonym mojego oddziału. Nie mam obowiązku wypełniać twoich poleceń.
- Twoim obowiązkiem jest okazywanie mi szacunku, a póki co nie idzie ci to najlepiej.
Głos Dracona nie różnił się zbytnio od tego, którego używał na co dzień, zupełnie jakby cała ta sytuacja i sprzeciw innego Śmierciożercy nie robiły na nim zbyt dużego wrażenia. Obaj mówili prawdę. Draco co prawda był generałem i jedną z ważniejszych osób w zamkniętych kręgu Śmierciożerców, któremu inni powinni okazywać szacunek, a jeszcze lepiej schodzić z drogi, jednak jego władza również była ograniczona i swoim zasięgiem nie obejmowała ludzi z nieswojego oddziału. Faktycznie, Draco mimo widocznego sprzeciwu Nicka nie mógł go ukarać, prawo do tego miał jedynie jego przełożony. Obaj wiedzieli jednak, że finał ich potyczki będzie zupełnie inny i któryś z nich złamie jak dotąd nienaruszalne zasady ustalone dawno temu przez samego Voldemorta.
Brunet uśmiechnął się ironicznie wręcz złośliwie, jednocześnie mocniej szarpiąc Hermionę za włosy. Zignorował jej jęk bólu, nieustannie wyzywająco patrząc na niewzruszonego arystokratę.
- Ciekawe jak zareagują pozostali Śmierciożercy na wiadomość, że Draco Malfoy, ulubieniec Volmdemorta i generał jednego z jego oddziałów, pojechał na romantyczny weekend ze szlamą i zabezpieczył ją czarem by nie dobierali się do niej inni. To raczej zepsuje ci reputacje Smoku.
Dodał w końcu, aż jego pogardliwy uśmiech powiększył się jeszcze bardziej. I mimo, że Śmierciożerca wciąż boleśnie trzymał ją za włosy przestała na to reagować. Na tyle na ile mogła spojrzała na blondyna bezwiednie rozchylając usta. Nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała i sama nie wierzyła, czy bardziej zdezorientował ją fakt, że Draco został generałem, czy sugestia Śmierciożercy, że znamię na jej skórze pozostawione miesiąc temu przez Dracona służyło ochronie, a nie bolesnej kontroli jak jeszcze pięć minut temu myślała i jak sam Malfoy ją w tym boleśnie utwierdził. Nigdy nie spotkała się z tym zaklęciem, nie znała jego działania i nawet nie wiedziała, że kiedy ona była w niebezpieczeństwie tatuaż Ślizgona zaczynał go boleć, zupełnie jakby był to dla niego znak, że coś jest nie tak. Draco jednak zignorował jej spojrzenie na sobie. Nieustannie patrzył na rzucającego mu wyzwanie Śmierciożerce. Spoważniał prostując się znacznie i napinając przy tym wszystkie mięśnie.
- Grozisz mi?
W odpowiedzi brunet pokiwał przecząco głową, uśmiechając się sarkastycznie do przywódcy Slytherinu.
- Ja cie tylko ostrzegam. Proponuje układ. Znieś pieczęć i daj mi się z nią zabawić, a nikomu nic nie powiem i zostawię ją przy życiu.
Na podsumowanie swoich słów spojrzenie ze Ślizgona spuścił na klęczącą przed nim Hermionę, mocniej szarpiąc ją za włosy i obdarzając ją podłym uśmiechem, zupełnie jakby tym ją informował, że zaraz dokończy to co przerwał blondyn pojawiając się w progu sypialni dziesięć minut temu.
- Uczciwy układ.
Przytakujące słowa blondyna sprawiły, że zamknęła powieki i nieznacznie spuściła głowę w dół, pozwalając by łzy spadły z jej niepomalowanych rzęs bezgłośnie rozbijając się o podłogę. Zamilkła, ignorując ból jaki sprawiał jej wściąż przytrzymujący ją Śmieriożerca. Zupełnie jakby zrozumiała co się zaraz stanie i pogodziła się z tym. Widząc jej rezygnację i widoczne oznaki poddania się uśmiechnął się triumfalnie pod nosem, a w jego szmaragdowych oczach pojawił się błysk zwycięstwa i wkrótce zaspokojonego pożądania.
- Jesteś moja.
Szepnął jeszcze w jej stronę sprawiając, że po jej bladej twarzy polało się więcej łez, a serce rozbiło na milion kawałków. Uśmiechnął się jeszcze bardziej przenosząc spojrzenie z bezbronnej dziewczyny na stojącego w progu blondyna. Przytaknął na jego wcześniejsze słowa skinieniem głowy.
- Wiem.
Draco przechylił lekko głowę i mlasnął ustami zupełnie jakby nie do końca był przekonany co do całej tej sytuacji, jednocześnie wykrzywił usta w wątpiącym choć ironicznym grymasie.
- Szkoda tylko, że ja nie jestem uczciwy.
Nim zrozumiała co się stało, przytrzymujący ją brunet padł na podłogę rzucając się na niej w okrzykach bólu i przekleństw, a Draco stał niewzruszony trzymając w dłoni różdżkę, którą dwie sekundy wcześniej wyjął z tyłu spodni. Roztrzęsiona i sparaliżowana nadal klęczała na podłodze próbując powstrzymać łzy piekące ją pod powiekami i drgający podbródek. Nie była jednak w stanie ruszyć się z miejsca. Niezdarnie próbowała chociaż doczołgać się do wyjścia, jednak ciało odmówiło jej posłuszeństwa, zupełnie jakby zapomniała jak się porusza. Bezsilność pochłonęła ją całą, do tego stopnia, że nie zareagowała gdy poczuła na swoim ciele ręce Śmierciożercy. Draco bez słowa, pewnie złapał ją za roztrzęsione ramiona i podniósł z podłogi cofając się wraz z nią w stronę wyjścia. Zdecydowanie trzymał ją za ramiona, sprawiając by na niego spojrzała. Wiedział, że była w szoku. Drżała pod wpływem jego dotyku i minionych wydarzeń. Rękami niemal bezwiednie próbowała zakrywać swoje odkryte ciało, zupełnie jakby wciąż się bała, że ktoś zedrze z niej to co na niej zostało, choć było tego naprawdę niewiele. Bez słowa ściągnął z siebie szarą bluzę i zakrył nią odkryte ramiona kasztanowłosej Gryfonki. Uniosła na niego rozbiegane spojrzenie, pierwszy raz odważając się spojrzeć na niego i chociaż wciąż nie była w stanie niczego powiedzieć, w jej oczach wyczytał słowa podziękowania. Drżącą dłonią złapała za materiał jego bluzy, niedbale bardziej się nią okrywając. 

Z prawdziwą mieszanką uczuć przyglądał się roztrzęsionej, zszokowanej dziewczynie. Nie mógł wiedzieć, że kiedyś doświadczyła czegoś podobnego we śnie, jednak w pełni rozumiał jej reakcję. Większość Śmerciożerców żyła z takich sytuacji jakiej przed chwilą doświadczyła, jednak to właśnie Nick był najbardziej znany z zamiłowania do przemocy fizycznej i bestialskim wykorzystywaniu kobiet. Każdy znał jego barwne historię mordów i gwałtów, które wręcz z chorą satysfakcją opowiadał innym. Nie widział sensu by tłumaczyć jej co tak naprawdę ją spotkało. Tak dzielnie próbowała powstrzymać swoje łzy, że był z niej dumny, jeśli w ogóle w takiej sytuacji można mówić o takich rzeczach.
Mimo, że była już bezpieczna nie wycofywał, ani też nie zamierzał cofać rzuconego wcześniej zaklęcia. Kiedy minuty mijały, a ona zdołała otrząsnąć się z całego szoku odruchowo spojrzała na wierzgającego się Śmierciożerce, następnie na śmiertelnie poważnego Dracona, który odwrócił się przodem do niego i nie odrywał od niego bezwzględnego spojrzenia. Ze strachem patrzyła raz na niewzruszonego blondyna raz na bruneta, który z każdą sekunda coraz bardziej opadał z sił. I chociaż tak bardzo Śmierciożerca ją skrzywdził, miała wrażenie, że Draco jest dla niego zbyt okrutny.
- Malfoy...
Zaczęła w końcu cicho, jednak nie była w stanie dokończyć tego co chciała powiedzieć. Głos drżał jej zbyt mocno, a Draco nawet nie pozwolił jej nic więcej powiedzieć. Nawet na nią nie spojrzał, całą swoją uwagę poświęcając na obserwowaniu wierzgającego się z rozrywającego go bólu Śmierciożercy.
- Wyjdź.
Jego ostry i oschły ton sprawił, że na jej ciele pojawiły się ciarki. Dzielnie jednak przetrzymała bijący od niego chłód. Przełknęła resztkę słonych łez i zebrała w sobie całą siłę jaka w niej została.
- Nie.
Rzuciła już pewniej, kiwając jednocześnie głową na znak zaprzeczenia. Nie spodobał mu się jej sprzeciw. Pierwszy raz od dawna odwrócił się w jej stronę patrząc jej prosto w oczy.
- Wyjdź.
Nie uległa jednak jego przeszywającemu, okrutnemu spojrzeniu.
- Chce zostać.
Pozwolił jej na to. Nie miał zamiaru szarpać się z nią o to czy powinna tu być w trakcie gdy on będzie torturował swojego dawnego towarzysza broni. Spojrzał na nią obojętnym wzrokiem zupełnie jakby mówił „jak chcesz”. Machnął różdżką i cofną Crucio rzucone na Śmierciożerce. Pokój wypełniły jego głośne próby złapania ciut większej ilości powietrza i dotlenienia obolałego ciała. Draco jednak nie zamierzał dawać mu zbyt dużo czasu na regenerację. Podszedł do niego, pewnym ruchem podnosząc go z podłogi i w mało delikatny sposób obolałego i sparaliżowanego bólem sadzając na krzesło, które za sprawą różdżki przysunął na środek pokoju. Odszedł w stronę Hermiony odprowadzany głośny śmiech bruneta, rozłożonego na krześle, próbującego poruszyć obolałym ciałem i uśmiechnąć się zgryźliwie.
- Ta szmata musi być świetna w łóżku skoro tak bardzo przejmujesz się jej losem.
Odpowiedziała mu cisza, w trakcie której Draco zatrzymał się na środku pokoju unosząc oczy przed siebie. Nie odpowiedział na słowną prowokację Śmierciożercy, co tylko sprowokowało go bardziej. Zaczepnie kiwnął w jego stronę głową, trzymając dłoń na brzuchu. Jego ciało wciąż czuło na sobie efekty zaklęcia. Postawę Ślizgona odczytał jako zaprzeczenie, z którym się nie zgadzał.
- Daj spokój Smoku, przecież nie przejął byś się tak zwykłą zdzirą. W końcu masz ich pod dostatkiem na co dzień.
Mówiąc to Nick spojrzenie z pleców blondyna przeniósł na stojącą na uboczu Hermionę, zjeżdżając ją spojrzeniem z góry na dół i oblizując przy tym wargi, zupełnie jakby wciąż miał na nią ochotę i nie mógł się powstrzymać by tego nie okazać. Speszona odwrócił od niego głowę w bok, mocniej obejmując się ramionami. Próbowała przetrzymać na sobie jego palące spojrzenie, chociaż wciąż wywoływało na jej ciele ciarki niepokoju. Widząc to uśmiechnął się zwycięsko przerzucając spojrzenie z powrotem na arystokratę.
- Generał armii Voldemorta i rodowita szlama. Urocze.
Skomentował cynicznie, jednak Draco nie zamierzał już dłużej tego tolerować.
- Incarcerous.
W jednej chwili z podłogi wynurzyły się pnącza krępujące Nica i związujące jego ręce z tyłu krzesła. Śmierciożerca szarpnął się znacznie jednak pętle na jego ciele zacisnęły się mocniej, zmuszając go do poddania się. Draco zignorował jego jęk bólu, gdy pętle boleśnie zaczęły wbijać mu się w nadgarstki, blokując prawidłowy przepływ krwi do dłoni. Nawet na niego nie spojrzał, wciąż pozostając odwrócony tyłem i niemal od niechcenia spoglądając na podłogę.
- Kto wydał rozkaz?
- Nikt.
Pnącza na ciele Śmierciożercy owinęły mu się wokół szyi, zaciskając się na jego skórze, nie na tyle mocno by zmiażdżyć mu krtań, jednak w pełni wystarczająco by zacząć go dusić. Pokój wypełniło charakterystyczne krztuszenie i dźwięk rozpaczliwych prób nabrania w płuca choć odrobiny zbawczego powietrza. Draco skinął nieznacznie różdżką tym samym luzując pnącza i dając mu szansę na złapanie jedynie połowy krótkiego oddechu.
- Na czyje polecenie tu jesteś?
- Nikogo.
Draco nie wyglądał na zniechęconego małomównością dawnego kolegi. Wręcz przeciwnie, jego milczenie mu odpowiadało, przynajmniej nie musiał się powstrzymywać.
- Crucio.
Z przerażeniem obserwowała niewzruszonego blondyna rzucającego w Śmierciożerce to okrutne zaklęcie. Jego twarz pozostawała bez emocji, a sylwetka wciąż pewna i wyprostowana. Zupełnie jakby była to dla niego codzienność. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Draco wyglądał jakby był w swoim żywiole. Tym razem jednak nie czuła się przerażona. Miała cholerną satysfakcję z tego, że Draco torturuje swojego dawnego towarzysza broni dla niej. Chociaż bardzo się tych uczuć wstydziła. Nie powstrzymywała go jednak. Jedynie w milczeniu obserwowała jego techniki wydobywania informacji. Nie miała wątpliwości, że nie został istotnym Śmierciożercą przez pomyłkę, był cholernie dobry w tym co rodził. Fascynowało ją to tak samo jak i przerażało. Draco cofną zaklęcie, pierwszy raz od dłuższego czasu odwracając się w stronę ciężko dyszącego bruneta.
- Gadaj.
Odpowiedziała mu jednak cisza. Nick wciąż zawzięcie milczał, nie dając po sobie poznać ludzkich słabości, niemocy oraz rozrywającego go bólu. Draco odczytał to ciche wyznanie i pozwolił by pętle ponownie boleśnie wbiły się w ciało chłopaka. Nie zamierzał cofać już tego zaklęcia i dłużej bawić się w kotka i myszkę. Wiedział, że chłopak albo mu odpowie, albo zginie. Było to tylko kwestią paru sekund.
- Matt mnie przekupił....
Pokój wypełnił rozpaczliwie cichy, zachrypnięty głos duszącego się chłopaka. Draco zmrużył oczy i machnął różdżką, pozwalając by pnącza zaciśnięte na krtani Śmierciożercy poluzowały swój śmiercionośny uścisk.
- Mów.
Na potwierdzenie swoich słów bardziej poluzował uścisk na jego ciele, dając mu możliwość złapania dużego powietrza, którego tak bardzo teraz potrzebował. Odkaszlnął, próbując pozbyć się chrypy z dygocącego głosu. Zaczął mówić dopiero po chwili.
- Matt po tym jak zabił kilka niewygodnych osób został prawowitym Śmierciożercą i przydzielono go do mojego oddziału. Tak go poznałem. Opowiedział o swojej nowej lasce, Parkinson. Skumali się. Zabójcza para, która nienawidzi waszą dwójkę. Czarnula chciała od niego by w prezencie przyczynił się do śmierci pewnej szlamy.
Na chwile urwał, unosząc na blondyna zadziorne spojrzenie.
- Niezła zdzira co?
Na twarzy bruneta pojawił się ironiczny uśmiech i oblizał lubieżnie wargi, zupełnie jakby tym podkreślał swoją ekscytację z tego co mówił i faktu, jak bardzo podkręciła go postać czarnowłosej dziewczyny żądnej rozlewu krwi. Draco nie odpowiedział na jego prowokacje, jedynie zmarszczył mocniej brwi i jeszcze bardziej spoważniał. Próbował jednak nie dawać po sobie poznać, że zaskoczył go ten fakt. Nie spodziewał się po Parkinson takich zagrywek, widocznie jej nie docenił.
- Znasz mnie Smoku, to była robota moich marzeń, a Matt zapłacił niezłą sumkę za to bym ją zabił, ale najpierw sprawił by cierpiała. Dostałem zielone światło do działania, pieniądze i wszystkie dane. Wyobraź sobie moje zdziwienie gdy okazało się, że szlama, którą mam zabić mieszka w tym samym dormitorium co generał armii Voldemorta. Przez miesiąc bawiłem się jej cierpieniem, tuż za twoimi plecami, aż w końcu zdecydowałem się zrobić to na oczach całego Hogwartu. Ten wasz cały dyrektor musi być nieźle popierdolony skoro stwierdził, że bezpieczniej będzie jeśli wyjedzie z Hogwartu. Na taką okazję właśnie czekałem. Od początku was śledziłem i obserwowałem czekając na odpowiedni moment, aż w końcu pokłóciliście się i odjechałeś. Co miało nie wyjść? Po chuj wróciłeś? Odezwało się w tobie sumienie i wróciłeś z bukietem róż?
Draco nie reagował na zaczepną postawę drugiego Śmierciożercy, zignorował wszystkie jego poprzednie słowa. Dowiedział się od niego wszystkiego co chciał wiedzieć, nie czuł potrzeby by to komentować.
- Chciałem cie wywabić.
Nick zamrugał powiekami i spojrzał na blondyna z niezrozumieniem. Doskonale słyszał co powiedział, chociaż w ogóle tego nie rozumiał.
- Co?
Draco zmierzył go spojrzeniem spod łba, które pierwszy raz w przeciągu całej tej konfrontacji sprawiło, że zrozumiał w jakiej sytuacji się znalazł.
- Myślisz, że nie wyczułem obecności takiej gnidy jak ty? Od początku wiedziałem, że nas śledzisz. Nie miałeś jaj by zaatakować gdy byłem w pobliżu, wiedziałeś też, że ci na to nie pozwolę tak samo jak wiedziałeś, że gdybyś coś mi zrobił skończyłbyś błagając samego Voldemorta o swoją śmierć. Żeby cię wywabić musiałem oddalić się na jakiś czas, dając ci czas na wykorzystanie tej szansy. Twój odpowiedni moment pojawił się tylko dlatego, że na niego pozwoliłem.
Hermiona z niedowierzaniem spojrzała na blondyna, nie mogąc uwierzyć jego słowom. Nie spodziewała się ich po nim, tak samo jak tego co zrobił. Tego, że wiedział, że są śledzeni i wszystko robił z takim przemyśleniem by w ostateczności ją uratować. Nawet kłótnia, którą sprowokował była częścią jego planu, chociaż ona niespodziewanie obróciła ją przeciwko niemu.
Na twarzy Śmierciożercy pojawił się grymas złości, którym skomentował prawdziwość tego wyznania. Draco jako generał był nietykalny. Jakiekolwiek próby sprzeciwu czy walki były jednoznaczne z torturami i śmiercią wymierzonymi przez samego Mrocznego Pana.
- Czego ode mnie chcecie?
Cichy szept zdruzgotanej Gryfonki przerwał wymianę spojrzeń między dwójką Śmierciożerców. Odpowiedział jej śmiech Nicka, który spojrzał na nią z ironią.
- Od ciebie? Naprawdę kotku myślisz, że w tym wszystkim chodzi o ciebie?
Tak, naprawdę tak myślała. Jednak po aroganckim półuśmiechu, który ubarwił jeszcze sarkastyczniejszy ton, zrozumiała jak bardzo się pod tym względem pomyliła.
- Więc o kogo?
Śmierciożerca przerzucił swoje zadziorne spojrzenie na stojącego przed nim blondyna, uśmiechając się do niego wyzywająco. Arystokrata jednak stał dalej w całkowitym bezruchu, twardo przyjmując na siebie wszystkie te pociski ukrycie skierowane w jego stronę.
- O niego.
Jego poważny, wręcz oficjalny ton zabrzmiał jak wyrok skazujący na kare śmierci.
Mimochodem jej zdezorientowany wzrok powędrował na chłopaka, któremu przyglądał się czarnowłosy Śmierciożerca. Draco nic nie odpowiedział, jedynie w milczeniu odpowiedział na wyzywająco spojrzenie dawnego kolegi, ciut bardziej zadzierając głowę i poważniejąc na twarzy. Wtedy wszystko zrozumiała, Nick jednak zamierzał jej to jeszcze bardziej wyjaśnić.
- To Parkinson chciała byś cierpiała i zginęła, ale to nie było głównym celem mojego zadania, a jedynie barwnym dodatkiem.
Była mądrą dziewczyną, rozumiała wiele rzeczy jednak w to co sugerował Śmierciożerca ciągle nie mogła uwierzyć. Bo na ile prawdopodobne było to, że była na tyle ważna dla blondyna, że jej śmierć byłaby dla niego największą stratą? Że to ona była jego słabym punktem, w który zamierzali uderzyć jego wrogowie, że Matt domyślił się, że najbardziej skrzywdzi blondyna krzywdząc ją? Jak bardzo możliwe było to, że uderzając w nią uderzyliby również w Dracona? Nim odpowiedziała sobie na te pytania, Nick spojrzał na nią zamyślony.
- Swoją drogą....
Zaczął po chwili lekko zagryzając dolną wargę i patrząc na nią z satysfakcją. Draco automatycznie spoważniał, przyglądając się tej scenie. Zmarszczył brwi w nienaturalnym napięciu czekając na jego dalsze słowa, które kierował do kasztanowłosej Gryfonki stojącej obok.
- ...podobało ci się moje przedstawienie? Musisz przyznać, że było niezłe. W Hogsmeade cudownie się bawiłem patrząc na twoje przerażenie. Możesz być mi wdzięczna, że lubię się najpierw zabawić z ofiarą, w przeciwnym wypadku zginęłabyś już tam. A jak ci się podobał prezent, który zostawiłem na łóżku? Twój kot skomlał jak opętany kiedy go na żywca patroszyłem.
Hermiona z roztrzęsieniem odwróciła głowę od Śmerciożercy mocno przy tym zamykając powieki, próbując pozbyć się tych wszystkich obrazów z głowy. Podobał mu się fakt, że mimo iż jest przywiązany do krzesła wciąż ma nad nią większą kontrole, nie zamierzał się powstrzymywać by z tego nie skorzystać.
- Wiesz, byłem dzisiaj w łazience dwa metry od ciebie. Siedziałem na parapecie paląc papierosa i obserwując cię nagą gdy stałaś pod prysznicem.... Twoje naprężone, mokre ciało prezentowało się naprawdę smakowicie. Podniecałem się myśląc o tym jak bardzo jesteś wąska i jak bardzo chciałbym cie zerżnąć. Żałuje, że nie dobrałem się do ciebie już wtedy. ….
Hermiona zakryła usta dłonią próbując zapanować nad roztrzęsieniem. Nim Nick powiedział coś jeszcze Draco bez ostrzeżenia uderzył go z pięści w twarz, a siła uderzenia była taka duża, że samoczynnie odwróciła mu głowę w bok. Śmierciożerca chwile poruszał szczęką na boki, zupełnie jakby sprawdzał czy nie jest złamana by w ostateczności splunąć sporą ilością krwi na sosnową podłogę. Podniósł na blondyna szmaragdowe oczy zaczepnie kiwając w jego stronę głową, zagryzając przy tym rozciętą wargę, z której wciąż sączyła się krew.
- Draco Malfoy, wielki obrońca uciśnionych. Co jest Smoku? Nie podoba ci się, że tak działam na twoją dziwkę? Drży od samych moich słów, a co dopiero jakbym ją dotykał. Zazdrościsz?
Arystokrata nie odpowiedział od razu, a brunet wyglądał jakby był na najlepszej imprezie swojego życia. Wiedział, że nic tak nie prowokuje Ślizgona jak otwarte krzywdzenie Hermiony i zamierzał to wykorzystać.
- Przyznaj, nie zdołałbyś jej wtedy pomóc. Zanim zdążyłbyś wrócić ja brałbym ją od tyłu na kafelkach waszej łazienki.
Draco nie odpowiedział, odwrócił się od niego bez słowa jednocześnie podciągając rękawy od białej koszuli. Uniósł przy tym poważne, stalowe spojrzenie na roztrzęsioną i speszoną Hermione.
- Wyjdź.
Tym razem nie miała odwagi zaprotestować, wiedziała również, że Draco jej na to nie pozwoli. Wiedziała, dlaczego miała opuścić pokój i z jednej strony czuła ulgę, że Draco jej to narzucił. Wyszła, odprowadzana jego wzrokiem. Nie odwróciła się jednak za siebie. Nim zamknęła za sobą drzwi usłyszała mocne uderzenie i dźwięk łamanych kości.
(...)
Początkowo wyładowywał się na Śmierciożercy w typowo męski sposób, tak samo jak niegdyś zrobił z Mattem i Gregiem. Potem to przestało mu wystarczać. Nie powstrzymywał się kiedy sięgnął po nieużywaną przez dłuższy czas różdżkę, torturując Śmierciożercę zaklęciem niewybaczalnym. Torturował go i przestawał, stopniowo zwiększając częstotliwość i długość rzucanego w bruneta czaru. Hermiona już od dłuższego czasu stała pod drzwiami sypialni spinając się za każdym razem kiedy Nick głośniej krzyknął lub gdy słyszała kolejny dźwięk łamanych żeber. Wraz z lecącymi minutami Draco jednak nie zaspakajał swojej chorej żądzy, a wręcz jeszcze bardziej ją potęgował. Im dłużej i mocniej torturował drugiego Śmierciożerce tym miał większą satysfakcję i nieustannie przedłużał jego cierpienie, zupełnie jakby chciał sprawdzić ile jest w stanie wytrzymać nim z bólu całkowicie straci zmysły. Nie mogła już dłużej znieść tych dźwięków tortur i nawet jeśli nienawidziła Śmierciożercy całą sobą za to, że tak bardzo chciał ją skrzywdzić, miała wrażenie, że nawet on nie zasłużył na to by Draco zakatował go w tak bestialski sposób, a wiedziała, że jeśli nie zainterweniuje to tak właśnie się to skończy. Niepewnie weszła do pokoju, Draco jednak tego nie usłyszał. Cofnął zaklęcie Crucio i podniósł Śmierciożercę rzucając jego obolałym ciałem na pobliską ścianę i zadając mu kilka ciosów prosto w brzuch sprawiając, że Nick zaczął krztusić się własną krwią.
- Malfoy.. przestań... proszę.
Jej cichy, zrozpaczony szept odbił się od każdej ściany pokoju tuż za jego plecami. Nie spodziewał się jej obecności. Zatrzymał rękę w połowie wykonywania kolejnego zamachu. Wyprostował się, pozbywając się z twarzy wyrazu zaciętości i zawziętości. Puścił mdlejącego szatyna pozwalając by bezwiednie zsunął się po ścianie na podłogę. Nie spojrzał w jej stronę kiedy ją wymijał, chociaż bijąca od niego złość i chłód sprawiły, że wstrzymała powietrze, które wypuściła z drżących płu dopiero wtedy kiedy odszedł. Spojrzała na krztuszącego się krwią bruneta i kucnęła obok niego.
- Następnym razem go nie powstrzymam.... I nie chodzi o to, że nie będę w stanie.
Szepnęła cicho, nim jednak od niego odeszła Śmierciożerca poczuł na swojej skórze siarczysty policzek wymierzony przez dziewczynę. Wstała zrównując się z blondynem ramionami. Cisze między nimi przerwał Nick po raz kolejny w przeciągu chwili wypluwający krew na podłogę. Prychnął pod nosem na widok Ślizgona, który patrząc na Hermionę odłożył różdżkę na stolik nocny, zupełnie jakby tym samym mówił jej, że nic więcej już nie zrobi.
- Posłuchałeś szlamy? Tak nisko już upadłeś?
Wbrew jego oczekiwaniom Draco nie dał się sprowokować tym pytaniem. Podszedł do niego ignorując cichą prośbę Hermiony by niczego nie robił. Kucnął obok niego z powagą, nieoczekiwanie uderzając chłopaka w brzuch. Nick zgiął się pół pod wpływem uderzenia, co Draco wykorzystał pochylając się nad jego uchem, tak by tylko on usłyszał jego słowa.
- Zawdzięczasz tej szlamie życie. Okaż więcej szacunku.
Wstał mierząc Śmierciożerce z góry. Nick w odpowiedzi wyzywająco zadarł głowę.
- I co teraz? Zabijesz mnie? Nie możesz. Obaj wiemy, że nie masz prawa karać ludzi z nieswojego oddziału. Zabiją cię za to, w najlepszym wypadku degradują.
Hermiona kątem oka spojrzała na blondyna, który zawzięcie próbował nie dopuścić by grymas zawiedzenia pojawił mu się na twarzy. Udało mu się to.
- Z przyjemnością bym cie zabił, ale teraz myślę, że pożyteczniej będzie namieszać ci w głowie. Jak bardzo znasz się na oklumencji? Ta wiedza może ci się teraz przydać.
Mówiąc to wstał i skierował swoje kroki z powrotem po różdżkę.
- Malfoy uważaj!
Paniczny krzyk Hermiony wypełnił całe pomieszczenie kiedy czarnowłosy Śmierciożerca nieoczekiwanie zerwał się z podłogi i ruszył na blondyna. Draco zareagował jednak zbyt późno. Gdy się odwrócił Nick wbił w jego brzuch duży scyzoryk, który wyjął z tylnej kieszeni. Głucha cisza, która zapanowała w pomieszczeniu została przerwana jej stłumionym piskiem, który wydała z siebie nim zakryła usta dłonią. Na twarzy blondyna pojawił się grymas makabrycznego bólu, który uparcie próbował w sobie tłumić, w czasie kiedy Nick powoli okręcał ostrze w jego ciele.
- Nie spodziewałem się, że zabicie cie będzie takie proste. I ty zostałeś generałem? Nie sądziłem, że Pan wybierze na generała takiego słabeusza, jednak widać każdy popełnia błędy. Cóż 
więc mogę powiedzieć Smoku? Chyba właśnie zwalnia się twój etat.

Przysunął się do niego bliżej tak, że nie było między nimi już żadnego odstępu, a całe ostrze wbiło się w ciało arystokraty. Draco kaszlnął gwałtownie czując jak krew napływa mu do gardła i uniemożliwia oddychanie. Nick przysunął swoje wargi do jego ucha, tak by tylko Draco usłyszał jego szept.
- Nie martw się, zaopiekuje się nim tak samo jak twoją dziwką.
Na potwierdzenie swoich słów mocniej przekręcił ostrze w jego brzuchu by nieoczekiwanie i gwałtownie je z niego wyciągnąć. Draco padł przed Śmierciożercą na kolana, bezwiednie przykładając dłoń do krwawiącej rany. Nick uśmiechnął się ironicznie łapiąc zamroczonego blondyna za włosy i sprawiający by ten uniósł na niego zamglone spojrzenie.
- Nie rozczarowuj mnie i nie trać zbyt szybko przytomności. Wolałbym byś był przytomny kiedy będę ją rżnął. Chce byś słyszał jej krzyki nim umrzesz.
Puścił włosy arystokraty pozwalając by ten padł na podłogę, brudząc ją swoją krwią. Z uśmiechem spełnienia podszedł do sparaliżowanej Hermiony, która automatycznie zaczęła się cofać.
- Cześć kotku, znowu zostaliśmy sami....
Nim uciekła złapał ją mocno za ręce i ponownie przysunął do siebie. Bez słowa złapał za jej koszule nocną mocno ją zadzierając, odsłaniając jej bieliznę i znamię, przyglądając mu się uważnie. Wiedział, że nie mógł otwarcie skrzywdzić dziewczyny gdy symbol wciąż znajdował się na jej ciele. Istniały jedynie dwie opcje by mógł zniknąć - albo czarodziej, który go zrobił sam musiałby go cofnąć, albo umrzeć. Na chwilę obecną widać było, że powoli zbliżają się do tej drugiej możliwości. Z uśmiechem satysfakcji obserwował symbol węża zrobiony przez Malfoy'a, który stopniowo zaczął blaknąć, wręcz zanikać. Zupełnie jakby ten kto go rzucił nie miał już siły by go dłużej utrzymywać. Ona również to czuła. Czuła ten charakterystyczny ucisk na skórze, który bezgłośnie mówił jej, że coś jest nie tak. Nick z perfidnym uśmiechem swój pełen żądzy wzrok z jej nóg podniósł na jej oczy.
- Teraz już nic nam nie przeszkodzi.
Odwrócił ją tyłem do siebie przywierając do niej całym ciałem. Trzymał ją mocno za włosy nieustanie przywierając do siebie i całując po szyi, jednocześnie drugą ręką wkładając pod jej koszule nocną, zadzierając materiał i niespokojnie błądząc palcami po jej rozgrzanej, gładkiej skórze i jedwabnej bieliźnie.
- Powiedź kotku, podnieca cie to, że będę cie dymał przy zwłokach twojego wybawcy? Jesteś już mokra maleńka?
Jego szept na odkrytej skórze tuż przy jej uchu wprawiła ją w ciarki jeszcze większe niż jego palce, które zaczepiły się na jej bieliźnie i zaczęły ściągać ją w dół. Próbowała się wyrwać, próbowała nie myśleć o tym co się stało i zaraz stanie. I w całej tej szamotaninie ani ona, ani on nie zwrócili uwagi, że na podłodze znajduje się już tylko plama krwi.
- Masz rację Nick....
Głos blondyna wypełnił pokój tak samo niespodziewanie jak ponownie pojawienie się znaku węża na ciele dziewczyny. Poczuła się tak samo jak za pierwszym razem gdy została naznaczona. Tatuaż węża rozwinął się na jej skórze i ponownie zaatakował rozbrojonego Śmierciożerce sprawiając, że ją puścił.
- To, że ze mną zadarłeś było twoim największym błędem.
Słowa Malfoy'a zdezorientowały Nicka tak samo jak fakt, że celował w niego różdżką. Gdzieś w przestrzeń wzbiły się jeszcze dwa śmiercionośne słowa wypowiedziane przez blondyna, a ciemnozielona poświata przeleciała tuż obok zdezorientowanej Hermiony i ugodziła prosto w szatyna, który bez śladu życia padł na podłogę. Stała sparaliżowana, zamarła z przerażenia i emocji, nie potrafiąc zrozumieć co stało się w przeciągu tej krótkiej chwili. Trwało to kilka sekund nim zrozumiała, że jest już po wszystkim. Patrzyła na blondyna nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnego słowa. Rozumiała jednak, że nie były potrzebne. Nabrała w płuca większy strumień powietrza mocno przy tym poruszając niespokojną klatką piersiową i drżącymi ustami. Już nie czekała na nic więcej, niemal biegiem ruszyła w jego stronę i wpadła w jego ramiona. Zarzuciła mu dłonie na szyi przytulając tak mocno jakby trzymała największy skarb jaki ją spotkał i bała się, że zaraz ktoś go jej zabierze. Przez chwile stał w bezruchu nie potrafiąc dokonać odpowiedniego wyboru. Był to ten rodzaj dylematu, który nieustannie towarzyszył mu w życiu. Wiedział, że trzymając różdżkę nie może jej objąć, rozumiał jednak, że gdy ją obejmie nie będzie mógł trzymać różdżki i nie będzie w stanie jej obronić. Teraz jednak już wiedział co powinien zrobić. Różdżka, którą do tej pory tak kurczowo trzymał w dłoni z cichym trzaskiem spadła na podłogę jej sypialni. 

Poczuła jak powoli poddaje się jej bliskości, a jego ciche powietrze ulgi błądzi między jej zmierzwionymi lokami. I chociaż jedną dłonią wciąż zaciskał krwawiącą ranę, drugą delikatnie położył na jej włosach, zatapiając usta w jej lokach. Wtedy też zaszlochała cicho, mocniej przywierając do niego całym ciałem, pozwalając by wszystkie jej emocje wchłonęły jego ramiona.
Czuła jednak jak z każdą minioną chwilą blondyn coraz bardziej napina swoje ciało. Odsunęła się od niego mimowolnie spuszczając wzrok w miejsce, w którym ciągle trzymał swoją dłoń. Przeraziła się na widok dużej, czerwonej plamy na jego białej koszuli.
- Malfoy, twoja rana.,...
Zaczęła cicho, jednak blondyn nie dał jej szans ani na dokończenie tej myśli, ani na zrobienie niczego więcej.
- Nic mi nie jest.
Rzucił jeszcze odchodząc od niej jednocześnie z grymasem bólu ścigając ze swoich ramion brudną koszule.
- Krwawisz. Opatrzę to...
- Później.
Zabrał swoją różdżkę i przyłożył ją do rany. Zaklęcie episkey było jednak za słabe by mogło zagoić jego ranę. Jedynie zatamowało krwawienie, choć było tylko kwestią czasu, aż rana ponownie się otworzy.
- Wykrwawisz się!
Przywołał ze swojej sypialni nową bluzę zakładając ją na siebie mimo rozrywającego go bólu, jednocześnie starając się ignorować roztrzęsioną dziewczynę. Poczuł jej dłoń na swoim ramieniu jednak szybko wyszarpnął się z jej dotyku, próbując nie dopuścić jej zbyt blisko siebie. Nie chciał by pojawili się tu inni Śmierciożercy. Zbyt dobrze znał potęgę Mrocznego Pana i domyślił się, że niedługo wyczuje brak jednego ze swoich oddanych podwładnych i całkiem szybko zlokalizuje miejsce, w którym został zabity, a wraz z nim również ich. Nie mógł do tego dopuścić.
- Nie mam na to czasu Granger. Muszę iść. Jak wrócę będę cały twój i będziesz mogła testować na mnie amatorską medycynę.
Przyglądała mu się z niezrozumieniem, przecząco kiwając przy tym głową. Zupełnie jakby jej umysł wciąż miał problemy by zrozumieć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
- Co robisz? Gdzie idziesz?
Starał się na nią nie patrzeć, kiedy nerwowo kręcił się po jej sypialni próbując przywrócić pokój do takiego stanu w jakim był, nim rozpętało się w nim całe to piekło.
- Dowiedzą się. To kwestia czasu. Lepiej żebym sam się przyznał, niż gdyby dowiedzieli się w inny sposób.
Wyrwała się do przodu zagradzając mu drogę ucieczki swoim własnym ciałem licząc na to, że to wystarczy by powstrzymać chłopaka od opuszczania tego miejsca.
- Czekaj! Słyszałeś co powiedział. Nie możesz! Zabiją cie za to!
Spojrzał w jej oczy czując jak pochłania go jej rozpacz, zupełnie jakby zrozumiał, że może jej już nigdy więcej jej nie zobaczyć, że patrzy w jej piękne choć zapłakane oczy ostatni raz.
- Śmierć to najlepsze co może mnie spotkać Granger....
Nie był w stanie zapanować nad tą myślą, która bez jego pozwolenia opuściła jego zmęczony umysł w postaci cichego szeptu. Ona jednak jej nie usłyszała, albo łatwiej było jej udawać, że Draco nigdy nie powiedział czegoś takiego. Przecząco pokiwała głową widząc jak blondyn nerwowo krząta się po pokoju, zupełnie jakby szykował się do wędrówki, z której nie zamierzał wracać.
- Nie możesz odejść. Nie możesz mnie zostawić....
Jej głos zaczął drżeć coraz mocniej, zupełnie jakby obawiała się, że gdy tylko blondyn opuści dom znowu pojawi się ktoś kto będzie chciał ją skrzywdzić. Wyczuł ten strach i niepokój. Widział to w jej błyszczącym od łez spojrzeniu. Podszedł do niej, pewnie łapiąc ją za roztrzęsione ramiona.
- Posłuchaj Granger, już po wszystkim. Jesteś już bezpieczna. Zostań tu.
Złapała go za nadgarstek powstrzymując przed odejściem od niej. Zrozumiała, że bardziej niż kolejnego oprawcy boi się, że blondyn już nigdy więcej nie wróci.
- Malfoy proszę....
- Wrócę, obiecuje.
Ostatnie co wyczytała w jego spojrzeniu to słowa pożegnania, które powiedziałby do niej gdyby okazało się, że nie będzie w stanie dotrzymać tej obietnicy. Zabrał swoją rękę z jej uścisku i odchodząc od niej lekko kiwnął w jej stronę dłonią, zupełnie jakby tym gestem chciał jej powiedzieć by się uspokoiła i prosił by została w tym miejscu, w którym obecnie stała. Wykonała to ciche polecenie, patrząc jak Draco chowa różdżkę Nica z tyłu swoich spodni. Wiedziała, że nie powstrzyma Ślizgona przed odejściem, chciała jednak usłyszeć od niego to co w głębi serca nie dawało jej spokoju.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Szepnęła w końcu, patrząc jak blondyn kuca nad zwłokami dawnego towarzysza broni.
- Wielu rzeczy ci nie mówię.
Zignorowała jego szczery choć odczepny ton, zupełnie jakby domyślał się do czego dziewczyna nawiązuje, a chwila obecna była ostatnią, która sprzyjała i odpowiadała mu do prowadzenia tego typu rozmów. Pokiwała głową na boki, zupełnie jakby chciała mu powiedzieć, że nie o to jej chodziło.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś generałem? I dlaczego mi nie powiedziałeś, że skrzywdziłeś mnie by mnie chronić?
W pokoju zapanowała chwila dłuższej ciszy. Z powagą wymalowaną na każdej części twarzy wstał z ziemi, patrząc na nią z udawaną obojętnością. Jej głos zaczął drżeć z emocji, które wciąż wyzwalało w niej wspomnienie pamiętnego wieczora, kiedy naznaczył ją w tak okrutny sposób. Teraz już wszystko rozumiała i ledwo udawało jej się powstrzymać łzy.
- To, że miałam nikomu nic nie mówić było tylko przykrywką prawda? Naprawdę to znamię, które mi zrobiłeś służy ochronie. Zrobiłeś je w taki sposób bym cie znienawidziła, bym czuła do ciebie strach i odrazę, bym niczego się nie domyśliła. Wiedziałeś, że cie za to ponownie znienawidzę, że się od ciebie odsunę, że nikt wtedy się nie domyśli ile dla ciebie znaczę i nikt tego nie wykorzysta. Zrobiłeś to wszystko by mnie chronić....
Jej głos zadrżał pod wpływem emocji i niedowierzania, które tak bardzo przebiło się wraz z je ostatnim zdaniem. Wszystko co powiedziała było prawdą, chociaż chłopak niczego nie komentował.
Doskonale wiedział, że zapewni Hermionie bezpieczeństwo tylko wtedy kiedy nie będzie obok niej. Sam potrafił się od niej odsunąć, wiedział jednak, że Hermiona musiała mieć konkretny powód by znowu go znienawidzić, a on jej go dał. Fakt, był to najdrastyczniejszy i najokrutniejszy ruch na jaki się odważył, ale gdy myślał o tym, że tylko on jest w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo czuł się wtedy odrobinę lżej. Z drugiej strony chciał mieć jednak pewność, że nawet jeśli się od niej odsunie i nie sprowadzi na nią swoich wrogów, ona będzie bezpieczna. I chociaż porównanie to było nieprzyjemne to jednak upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Zrobił dziewczynie znamię służące ochronie, a jednocześnie sprawił, że ponownie go znienawidziła i sama się od niego odsunęła. Wciąż jednak nie mógł zrozumieć dlaczego mimo, że jego plan był więcej niż doskonały i tak wiele poświęcił w trakcie jego realizacji, dlaczego świat i tak zdołał się dowiedzieć, że to właśnie Hermiona Granger jest jego słabym punktem, a jego najwięksi wrogowie zrozumieli, że łatwiej i skuteczniej dobiorą się do niego atakując właśnie ją, a nie bezpośrednio jego.
Draco jednak nie odpowiedział na jej słowa. Zamiast tego złapał martwego Śmierciożerce za przedramię, na którym widniał jego Mroczny Znak, odsłaniając przy tym swój. Nim zrozumiała co się stało Dracona ani ciała drugiego Śmierciożercy w sypialni już nie było. Pozostała po nich jedynie ciemna poświata, która rozmyła się w powietrzu, zupełnie jak dym taniego i słabego papierosa.
- Po czyjej ty tak właściwie jesteś stronie Malfoy?
Szepnęła jeszcze gdzieś w przestrzeń, jednak odpowiedziała jej głucha cisza.


                                                                          *

Głośny szmer i huk gwałtownie otwieranych starych i potężnych wrót zwrócił uwagę wszystkich obecnych w pomieszczeniu Śmierciożerców. Wszelkie rozmowy natychmiast ucichły, a wzrok każdego spoczął na nad wyraz poważnym i dumnym młodocianym generale, który wszedł do głównej sali niczym pan i władca całego miejsca, niewzruszony ciągnąć po podłodze brudne od krwi zwłoki Nicka, z takim samym namaszczeniem jakby ciągnął worek ze śmierciami. Nim zebrani w sali Śmierciożercy zrozumieli, że Nick nie żyje, Draco zatrzymał się przed generałem oddziału, do którego należał, z pogardą rzucając mu pod nogi zwłoki jednego z jego ludzi.
- Radzę ci Seth byś bardziej pilnował swoich kundli. Niektóre zbyt głośno szczekają.
Rzucił jeszcze spojrzenie z zaskoczonego generała na stojącego obok Matta. I jeśli nawet karą za jego aroganckie zachowanie miała być sama śmierć, umierałby z uśmiechem spełnienia na ustach wywołanym wzrokiem i szokiem na bladej twarzy drugiego Ślizgona. To co potoczyło się dalej było kwestią minut.
(...)
Stał tak jak zawsze. Dumy, wyprostowany na baczność, ignorując przy tym pulsujący ból ciała powiększający się wraz z jego większym ruchem czy oddechem. Wciąż nie przestałam patrzeć na Voldemorta siedzącego przed nim na wzniesieniu w głównej komnacie Śmierciożerców, tej samej, która ponad miesiąc temu stała się areną jego walki z ojcem i miejscem jego życiowego triumfu oraz wypalenia Mrocznego Znaku, teraz tak boleśnie palącego go na skórze. W Głównej Sali była większość Śmierciożerców, w tym jego oddział oraz towarzysze Nicka, wraz z jego przełożonym, który stał obok niego, zrównany z nim ramionami. Czuł się niemal jak gówniarz na dywaniku u dyrektora. Tu jednak najgorszą karą nie było wywalenie ze szkoły, a sama śmierć w okrutnych męczarniach. Po chwili padły słowa oskarżenia, zupełnie jakby byli na sali sądowej.
- Zabił człowieka z mojego oddziału.
Poważny ton drugiego generała wypełnił całą komnatę sprawiając, że w powietrze wzbiły się głośne komentarze Śmierciożerców z tego samego oddziału, do którego gdy żył przynależał Nick. Dalej stał niewzruszony, mocniej spinając obolałe mięśnie. Nie powiedział całej prawdy, nie przyznał się przy jakich dokładnie okolicznościach zabił dawnego towarzysza. Sprawę streścił tak jak miał w codziennym zwyczaju - zwięźle, krótko i na temat. Nick zaatakował go w trakcie jego wypoczynku, zarzucając słabość zarówno jemu jak i całemu jego oddziałowi, jednocześnie otwarcie rzucając mu wyzwanie. Przyjął je, nie jego winą było przecież, że Nick je przegrał.
- Nieposłuszeństwo i brak szacunku powinny być karane bez względu na podział oddziałów. Nick był niższy ode mnie kilkoma stopniami. Obrażając i atakując mnie w tak arogancki sposób dopuścił się czynu niewybaczalnego. Nie zamierzałem tego tolerować, zwłaszcza, że próbował znieważyć nie tylko mnie, ale również mój oddział.
Nie dał po sobie poznać wyrazu satysfakcji kiedy do jego uszu dobiegły przychylne krzyki członków jego oddziału, pierwszy raz w tak widoczny sposób wstawiający się za nim i zgadzający się z tym co powiedział. Widocznie ich również ruszył fakt, że jakiś podrzędny Śmierciożerca odważył się w tak otwarty sposób skrytykować zarówno samego generała jak również ich samym, zarzucając im przy tym nieudolność i odważając się stawić im wyzwanie. Nie spodziewał się po swoim oddziale takiego odzewu zwłaszcza, że wcześniej nie byli jego zwolennikami. Teraz jednak przedstawiając taką wersję wydarzeń oraz zabijając Nicka pomimo możliwych i oczywistych konsekwencji zdobył ich uznanie, a zarazem umocnił swoją pozycję, której już nikt nie planował mu zabierać.
Voldemort milczał od samego początku tych wydarzeń, niemal znudzony leżąc na swoim władczym miejscu, zapierając łokieć o ramę swojego tronu, a palce przypierając do skroni. Uważnie obserwował dwójkę generałów przedstawiających swoje argumenty i z zaciekawieniem wsłuchiwał się w krzyki innych Śmierciożerców, wypowiadających się po stronie raz jednego raz drugiego.
- Wyjść wszyscy. Wy zostańcie.
Jego nagły ton przeciął gęste powietrze w tym samym momencie, w którym wstał ze swojego miejsca i zszedł po kilku betonowych stopniach w dół, gdzie u podnóża jego wniesienia stali przedstawiciele dwóch jego oddziałów. Już po chwili w głównej sali został tylko on, Voldemort i drugi generał.
- Załatwimy to bez świadków....
Mruknął pod nosem, jednak na tyle głośno by obaj go usłyszeli.
- Nieposłuszeństwo Nicka było nie do zaakceptowania, ale to Seth był jego przełożonym i to on miał prawo go osądzić i ukarać. Draco lubię twój wyrywny zapał, ale nie miałeś do niego prawa. Kare wymierzy ci Seth. Bez świadków. To zostaje między nami. Zrozumieliśmy się?
Voldemort spojrzał na nich z góry, mierząc ich swoim lodowatym spojrzeniem. Tylko w najbardziej naiwnej wersji łudził się, że sprawa przejdzie bez większego echa i zostanie przez wszystkich zapomniana. Wiedział jednak, że gdyby każdy Śmierciożerca był tak wyrywny jak on, pozabijaliby się nawzajem szybciej niż na dobre rozpoczęłaby się wojna. Cały wewnętrzny krąg rządził się twardymi, z góry ustalonymi i nienaruszalnymi zasadami, nawet on będąc generałem i ulubieńcem Volmdeorta nie mógł ich łamać. Chociaż skutek ich złamania odczuł na pewno dużo lżej niż inni. Mimo wyroku, który nad nim zawisł, poczuł ulgę. Wiedział na czym polegały kary wymierzane innym Śmierciożercą i bez wątpienia było to najłagodniejsze co mogło go spotkać. Przynajmniej sam Voldemort go nie ukarał, nie torturował, ani nie zabił. I w tym wszystkim Draco nie mógł oprzeć się wrażeniu, że faktycznie Czarny Pan czuje do niego coś na wzór sympatii skoro nawet wydał wyraźny rozkaz by sama kara, jej wykonanie oraz wszelkie słowa komentarzy zostały jedynie między ich trójką. Zupełnie jakby spodziewał się, że to mogłoby wpłynąć na reputację i dumę młodego dziedzica rodziny Malfoy'ów, a tego naprawdę nie chciał. I chociaż wiedział, że najbliższe minuty będą dla niego katorgą, rozumiał, że lepiej nie mogło się to skończyć. Seth również nie zamierzał sprzeciwiać się ani słowom, ani rozkazom Voldemorta. Osobiste wymierzenia kary na Draconie w pełni mu odpowiadało i wystarczało, nie czuł również potrzeby by rozpowiadać o tym innym. W końcu byli dorosłymi mężczyznami, potrafiącymi załatwić sprawy tylko między sobą. Kilka minut później mieli to sobie zresztą udowodnić, nim jednak do tego doszło obaj skłonili się nieznacznie, w tym samym momencie meldując zrozumienie oraz przyjęcie i rychłe wykonanie rozkazu.
- Tak Panie.


                                                                           ***

Nie mogła spać, nawet nie chciała. Siedziała w salonie w bluzie chłopaka, ściskając w rękach kubek z zimną już herbatą i przygaszonym wzrokiem obserwowała wypalony ogień w kominku, wciąż wiernie czekając na powrót przywódcy Slytherinu. Mogła tylko czekać i chociaż szczerze wątpiła by Draco wrócił frontowym wejściem, to jednak wciąż spoglądała na drzwi, wyczulona na każde, nawet najcichsze skrzypnięcie drewnianej werandy przed domem. Nie wiedziała ile czasu minęło, aż w końcu nastąpiło to, na co tak długo czekała i chociaż drzwi dalej pozostawały w tej samej pozycji, to jednak zdawało jej się, że słyszała nad sobą skrzypnięcie podłogi i mimo strachu co zastanie na poddaszu, poszła to sprawdzić.
Wolno i niepewnie pokonywała stopnie schodów prowadzących na poddasze. Niepewnie spoglądała na lekko uchylone łazienkowe drzwi na samym końcu korytarza, z wnęki której dobiegało światło. Z nienaturalnie bijącym sercem do nich podeszła i lekko je rozchyliła, tak by wejść do środka.
- Mal....
Zaczęła cicho jednak momentalnie umilkła odruchowo zakrywając usta dłonią. Koszulka chłopaka, cała brudna od jego krwi, leżała na podłodze, a on stał przy umywalce zaparty o nią bezwładnie. Po plecach wciąż spływały mu strużki krwi, sączące się z okropnych i długich szram biegnącym po jego ciele, a on mimo tego, że stała niedaleko nawet się nie poruszył. Zupełnie jakby starał się ograniczyć swoje ruchy i oddechy do minimum, wiedząc, że każdy sprawia mu ból. 
 Miała ogromną ochotę zapytać go co się stało, ale wiedziała, że i tak by jej nie odpowiedział. Potem dotarło do niej, że tak nawet było lepiej, zrozumiała, że nie chciała tego wiedzieć. Nie powiedziała zatem nic, ale również nie wyszła z pomieszczenia. Wolno podeszła do niego spuszczając wzrok z jego bladej twarzy na jego liczne i cięte rany na plecach. Nawet gdy była już tak blisko niego dalej pozostawał niewzruszony na jej obecność. Nie zrobił nic, nie spojrzał na nią i wciąż milczał. Postawiła jeszcze parę kroków tak by być tuż obok niego. Uniosła lekko głowę patrząc z nutką przerażenia, zdziwienia i zamarłego troskliwego pytania „co się stało Malfoy?” Spojrzał na nią jednak wciąż zawzięcie ignorował jej nieme pytania. Zrozumiała, że chłopak nie może udać się do szpitala, jego rany były zbyt oczywiste by mógł tam pójść. Jednak coś trzeba było z nimi zrobić, a on nie był w stanie zupełnie sam o siebie zadbać.

- Chodź do pokoju.
Jej głos zabrzmiał jak cicha prośba, wręcz pytanie. Ślizgon jednak bez słowa komentarza wyszedł z łazienki wchodząc do swojej sypialni. Usiadł na łóżku podnosząc na dziewczynę poważny wzrok kiedy stanęła przed nim, w drżących dłoniach ściskając swoją różdżkę.
- Mogę?
Nie odpowiedział na jej ciche i niepewne pytanie, chociaż to jej nie zniechęciło. Usiadła obok niego, niepewnie łapiąc go za ramiona i lekko okręcając tyłem do siebie. Przyłożyła różdżkę do jednej z wielkich szram szepcząc pod nosem podstawowe zaklęcie medyczne. Jej bursztynowe oczy drżały z przerażenia kiedy nic się nie wydarzyło. Nie mogła zrozumieć dlaczego zaklęcie nie działało, chociaż była pewna, że wymawia je prawidłowo. Draco nie reagował na jej nieudane próby, zupełnie jakby domyślał się tego, z czego Hermiona nie zdawała sobie sprawy. Doskonale wiedział, że zaklęcie nie pomoże na jego rany. Były zbyt duże, a zarazem zrobione w mugolski sposób. Podstawowe zaklęcie medyczne, którego próbowała użyć Hermiona było na nie za słabe i nieskuteczne.
- Trzeba je zszyć Malfoy.
Szepnęła roztrzęsiona kiedy zdała sobie sprawę, że nie zna mocniejszego zaklęcia medycznego, a poniesione przez chłopaka rany wykraczają poza granice zwykłego, domowego opatrunku.
- Zrób to.
Jego poważny głos przeciął powietrze w pomieszczeniu tak niespodziewanie, że aż zadrżała. W odpowiedzi spanikowana przecząco pokiwała głową na boki. Chłopak żądał od niej zdecydowanie zbyt wiele.
- Nie mogę. Nigdy tego nie robiłam.
Zerwała się z łóżka, próbując uciec przed drastycznym widokiem jego rozszarpanego ciała. Nim jednak odeszła, złapał ją za nadgarstek powstrzymując przed opuszczeniem pokoju.
- Po prostu to zrób.
Jego głos nie uznawał sprzeciwu chociaż było w nim coś przychylnego. Coś co powiedziało jej, że chłopak jej ufa i wie, że jest w stanie to zrobić. Westchnęła pod nosem, wyswobadzając rękę z jego uścisku i wychodząc z pokoju. Nie zatrzymał jej, wiedział, że wróci. Nie pomylił się. Minęła niecała minuta kiedy ponownie stanęła obok niego, stawiając na pobliskiej szafce nocnej małą miseczkę z wodą i białym skrawkiem materiału. Bez słowa usiadła tuż obok niego, zabierając z miski wilgotną szmatkę. Odwrócił się do niej tyłem odsłaniając przed nią umięśnione plecy całe w krwawych, podłużnych śladach. Do tej pory widziała takie szramy tylko i wyłącznie na mugolskich filmach sensacyjnych z drastycznymi scenami tortur. Ślady na plecach chłopaka wyglądały podobnie choć były większe i straszniejsze niż te z filmów. Może dlatego, że były prawdziwe. 

Prędko zrozumiała, że była to właśnie ta kara, którą dostał za zabicie mniej ważnego Śmierciożercy. W końcu Draco zawsze, w każdym możliwym momencie i przy wszystkich, wciąż podkreślał jak bardzo gardzi szlamami i mugolami, zatem dostanie wśród Śmierciożerców wyroku opierającego się na zadawaniu mugolskich tortur musiało być najbardziej poniżającym i najskuteczniejszym sposobem kary. Zwłaszcza dla Dracona.
- Może piec.
Szepnęła
cicho chociaż wiedziała, że chłopak doskonale musiał zdawać sobie z tego sprawę, zresztą zapewne w chwili obecnej odczuwał również potworny ból, który uparcie próbował w sobie tłumić. Lekko nawilżyła szmatkę i jej skrawkiem niepewnie dotknęła pleców chłopaka tuż przy jednej z ran. Z co niektórych jeszcze sączyła się krew, niektóre jednak już się samoczynnie zasklepiały. Mimo to, naokoło wszystkich znajdowały się ślady rozmazanej krwi. Delikatnie wycierała te miejsca starając się bezpośrednio nie dotknąć ran. Biała, materiałowa szmatka robiła się coraz bardziej czerwona, zupełnie jak woda, w której co jakiś czas ją płukała. Draco wciąż milczał ignorując jej drżące dłonie na swoim ciele i cierpiące spojrzenie, które co jakiś czas na niego podnosiła, z cichą nadzieją, że na nie odpowie. Nie zareagował w żaden sposób, kiedy szmatka wylądowała w wodzie, a kasztanowłosa bez słowa wyjaśnienia nieoczekiwanie wyszła z sypialni, wracając do niej dopiero po dłużej chwili, trzymając w dłoniach jakiś pakunek i butelkę ognistej whisky. Spojrzał na nią ze zdziwieniem kiedy wyciągnęła butelkę w jego stronę.
- To na znieczulenie.
Dodała już pewniej, widząc jego pytający wyraz twarzy
w momencie, w którym odbierał od niej ten drogocenny trunek.
- Nawet w
Mungu by tak o mnie nie zadbali.
Uśmiechnął się do niej ironicznie by już po chwili wziąć solidny łyk płynu prosto z butelki.
Przerażona najbliższymi minutami zignorowała jego komentarz, domyślając się, że chłopak próbuje rozładować napięcie wiszące w powietrzu odkąd tylko wrócił do domku nad jeziorem. Z całych sił próbowała uspokoić swoje drżące dłonie kiedy usiadła na swoje poprzednie miejsce, kładąc na kolanach apteczkę, którą znalazła w jednej z kuchennych szafek. Po chwili wyciągnęła z niej wszystko czego potrzebowała. Nie mówiąc nic 
weszła na jego łóżko i usiadła tuż za chłopakiem, lekko zgięte w kolanach nogi zapierając po jego dwóch bokach tak, że odwróconym do niej tyłem Draco siedział między jej nogami. Chłopak mimo jej śmiałego ruchu nie wyraził żadnych słów czy gestów protestu, a dla niej ta pozycja wydawała się być najwygodniejsza. Trwało to dłuższą chwilę nim odważyła się położyć jedną dłoń na jego plecach, w drugiej trzymając igłę przewleczoną nicią chirurgiczną.

- Jesteś pewny?
Nie odpowiedział, nawet na nią nie spojrzał, jedynie wziął kolejny łyk ognistej whisky.
Potraktowała to jako aż zbyt wymowną odpowiedź.
- Ale jeśli cię źle zszyje i zostaną blizny, to nie mniej do mnie pretensji.
- Spokojnie Granger, laski lecą na takie rzeczy.
W odpowiedzi westchnęła ciężko
zbyt przerażona najbliższymi minutami by skomentować kolejny nieudany żart Ślizgona.
(…)
Nie miała pojęcia ile czasu trwał cały ten amatorski zabieg, ale Draco zdążył obalić prawie całą butelkę, chociaż nadmiar bólu i adrenaliny jak nigdy zabraniał mu wpaść w stan upojenia alkoholowego, zupełnie jakby procenty wyparowywały z niego
wraz z każdym nowym szwem. Gdy uporała się w końcu ze wszystkimi pręgami na ciele chłopaka, została jej jeszcze rana na brzuchu.
Draco z widocznym bólem trzymał się za obolały bok, ignorując przy tym krzątającą się po sypialni Hermionę, która z niepokojącym zamyśleniem przygotowywała się do kolejnego zabiegu szukając czegoś w apteczce. Z wyrazem nieopisanego bólu i zażenowania spuścił wzrok na swoją otwartą ranę na brzuchu zrobioną na tej samej wysokości jak jego wcześniejsza pamiątka z Dagurtar.
- Kurwa, ile razy można obrywać w to samo miejsce?
Dziewczyna jednak nie odpowiedziała na jego filozoficzne, zresztą jak najbardziej retoryczne pytanie. Bez słowa kucnęła przed nim,
nieoczekiwanie zabierając mu z rąk butelkę z whisky i bez żadnego ostrzeżenia wylewając mu ją na jego otwartą ranę na brzuchu. Momentalnie na twarzy chłopaka pojawił się grymas niewyobrażalnego bólu, jednak w ostateczności zacisnął zęby, zmarszczył nos i czoło, pięści zacisnął na pościeli i zamknął oczy odchylając głowę do tyłu. Ledwo się powstrzymał przed głośnym przekleństwem, jednak nie takie rzeczy już wytrzymywał bez emocji, więc tym bardziej przy Hermionie nie chciał pozwolić sobie na chwilę widocznej oraz słyszalnej słabości. Dziewczyna po chwili nerwowej krzątaniny w końcu złapała szmatkę i niezdarnie wytarła cieknącą mieszankę krwi, alkoholu i ropy sączącej się z jego otwartej rany.
Z wyraźnym grymasem bólu zmarszczył mięśnie twarzy spuszczając wzrok na swój rozcięty brzuch i palce Hermiony zaciśnięte na mokrej szmacie wycierającej nadmiar
cuchnącego płynu.

- Na pewno wiesz co robisz Granger?
W odpowiedzi energicznie pokiwała głową, z determinacją wpatrując się w jego ranę.
-
Tak, czytałam o tym w książce.

Momentalnie jego prawa brew powędrowała do góry.
-
To niby miało mnie pocieszyć?

Nie odpowiedziała, zamiast tego ponownie wylała mu na brzuch mocny płyn procentowy próbując odkazić ranę, do której wdało się zbyt wiele zanieczyszczeń.
-
Kurwa!

Jego krzyk wypełnił cały pokój kiedy już nie był w stanie dłużej znieść amatorskiej medycyny w wykonaniu Hermiony Granger. 
- Ciągle mam wątpliwości czy ty mi pomagasz czy wręcz przeciwnie.
Rzucił w końcu przykładając dłoń do obolałego brzucha. Hermiona zignorowała ten szczery osąd, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia wywołanego jego gwałtowniejszymi ruchami.
- Nie ruszaj się bo będzie krzywo.
Zganiła prędko, próbując wbić igłę równolegle do poprzedniej. Po chwili zakończyła robiąc pętle i odcinając nadmiar twardej nici. Nim udało mu się ochłonąć po tej niespodziewanej kuracji, Hermiona odłożyła wszystko na stolik i sięgnęła do jego szafki nocnej wyciągając z niej paczkę jego papierosów i zapalniczkę. Obserwował ją z prawdziwym niezrozumieniem kiedy jak prawdziwa diva włożyła papierosa do ust i zapaliła go z gracją kubańskiej prostytutki.
-
Palisz?
-
Nie.

Odparła poważnie i zgodnie z prawdą by rozpalonego papierosa przyłożyć do jego świeżo zszytej rany dociskając go mocno w miejscu, w którym skończyła szycie. I mimo, że bardzo się starał nie mógł jednak powstrzymać się przed kolejnym głośnym przekleństwem. Niezniechęcona jego cierpieniem wrzuciła zgaszonego papierosa do pustej butelki po ognistej i wytarła ręce w wilgotną szmatkę.
-
Skończyłam
.

Skwitowała jeszcze, co skomentował wyrazem niezrozumienia. Zupełnie jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że to przeżył.
- Nie wiem Granger jaką książkę czytałaś, ale to raczej był poradnik sadysty, a nie pielęgniarki.
Odpowiedziała mu uśmiechem, który zniknął kiedy obolały Draco próbował podnieść się do pozycji siedzącej
nieustannie trzymając się w okolicach brzucha. Bez słowa sięgnęła po okład, który już wcześniej przygotowała i kucnęła przed siedzącym chłopakiem zaklejając mu ranę specjalnym opatrunkiem. Ze smutkiem spoglądała na jego opatrzony brzuch, żałując, że nie była w stanie zrobić niczego więcej by ukoić jego ból. Chciała coś powiedzieć, jednak słowa zamarły na jej rozchylonych ustach kiedy uniosła głowę do góry napotykając na swojej drodze jego stalowe, przepełnione wdzięcznością spojrzenie. Było w tym coś hipnotyzującego, coś co zabroniło jej się od niego odsunąć, a jego do niej przyciągało.
W dziwnym zamyśleniu złapała za niewielki skrawek wilgotnej szmatki i bez słowa lekko przyłożyła ją do prawego kącika ust chłopaka, na którym pozostała zaschnięta krew. Ostrożnie i lekko kilka razy przyłożyła skrawek materiału do jego warg, pozbywając się z nich śladu czerwonej cieszy. Chociaż wyglądał na zaskoczonego tym ruchem swojej współlokatorki nie odtrącił jej dłoni, ani nie skomentował tego gestu w żaden sposób, był jednak dla niego tak samo kojący jak jej bliskość. Coś w nim tknęło kiedy Hermiona zaparła się dłonią o jego kolano próbując powoli wstać z pozycji, w której już od dłuższego czasu tkwiła. Nie kontrolował swoich ruchów kiedy złapał jej przedramię, niemo prosząc by jeszcze nie wstawała, ani tym bardziej nie odchodziła. Drugą ręką delikatnie ujął jej dłoń, w której wciąż trzymała materiał przyparty do jego nieznacznie rozchylonych warg. Patrzyła na niego z błyszczącymi oczami i niewypowiedzianym pytaniem zamarłym na ustach. Poczuła się jak w dziwnym transie, niemal tak jakby zahipnotyzowała ją ta chwila. Nie udało jej się ocknąć z tego zgubnego transu. Poczuła jak chłopak lekko ciągnie ją w swoją stronę, nie opierała się. Przysunęła się bliżej niego, pozwalając by dłoń, w której trzymała materiał, zjechała na jego kark, a jej kolana zaparły się o materac łóżka między jego nogami. Miała wrażenie, że Draco wciąż nieustannie i  niemal niewyczuwalnie przyciąga ją do siebie. Przynajmniej tak było jej prościej usprawiedliwiać swoje zachowanie kiedy puścił jej ręce, a ona usiadła mu na nogach, bezwiednie wypuszczając zakrwawiony materiał z dłoni. Nie potrafiła oprzeć się jego spojrzeniu, który hipnotyzował ją tak bardzo, że wciąż coraz bardziej się do niego przysuwała, zupełnie jakby chciała być bliżej niż blisko. Poczuła jak jego dłonie nieśpiesznie choć w pewnym stopniu niecierpliwie dotykają jej bioder. Bez słowa protestu pozwoliła by jego palce błądziły po jej skórze zadzierając jego bluzę, którą ubrała na siebie kiedy opuścił dom i myślała, że już nigdy więcej do niego nie wróci. Miała wrażenie, że jej ciało płonie w miejscach, w których ją dotykał. Pozwoliła mu wędrować po swoim nagim ciele, godząc się na to by jego dłonie coraz mocniej zadzierały jej ubranie odsłaniając przed nim jej gładkie, nagie uda, a wraz nimi pieczęć jaką zostawił na jej ciele miesiąc temu. Czy to już nie oznaczało, że była jego?
- Jesteśmy jak huragan Malfoy...
Zaczęła cicho, wprawiając w delikatny ruch niewielkie cząsteczki powietrza. Nieznacznie uchylił wargi, zupełnie jakby jej oddech musnął jego usta,
niemal jakby był to zalążek upragnionego pocałunku.
- I chociaż wiem, że to co jest między nami szybko przeminie, mam ochotę dać się temu porwać. 

Jej szept był tak samo wymowny jak jej spojrzenie. Spoglądała w jego stalowe oczy z pasją, której nigdy wcześniej nie odważyła się przed nim pokazać. Widział to dotychczas skrzętnie skrywane uczucie, utwierdziło go w przekonaniu, że dziewczyna pragnie tego samego co on. Nie był w stanie już dłużej kontrolować tego co czuł. Wyprostował się znacznie, kładąc swoją dłoń na jej lędźwiach tym samym przysuwając ją do siebie bliżej. Tak blisko, że czuła zimną sprzączkę od jego paska na swoim podbrzuszu. Jego pewny, tak męski i władczy ruch sprawił, że rozchyliła wargi wypuszczając z nich gorące powietrze palące jej wnętrze. Nie przestawał patrzeć w jej bursztynowe, iskrzące oczy czując jak widok ten pochłania go niczym najokrutniejsza głębina. Ból jaki towarzyszył mu przez cały czas gdzieś zniknął. Tak jakby nigdy go nie było. Ich twarze były tak blisko siebie, że mógł policzyć jej niewielkie piegi na nosie i policzkach, a ona mogła utonąć w głębi jego stalowego spojrzenia. Skorzystała z tej możliwości.
- Są takie miejsca na ziemi, gdzie huragany trwają przez cały czas Granger.
Czuła jego rozgrzany szept na sobie, był tak blisko jak tylko mógł bez dotykania
jej ust. Tak blisko, aż czuła stróżkę powietrza zawieszoną między ich rozchylonymi wargami. Nieśpiesznie, niemal przypadkowo, muskała jego nos koniuszkiem swojego nosa. Zupełnie jakby sama wciąż się powstrzymywała mimo, że tak bardzo go pragnęła. Otarł koniuszek swojego nosa o jej, zupełnie jakby ten delikatny, niemal niewyczuwalny ruch miał być ogniwem zapalnym do tego przed czym oboje wciąż się jednak powstrzymywali. Przymknęła powieki, na kilka sekund ulegając subtelnemu dotykowi chłopaka i jego palącej bliskości. Drżała gdy ją dotykał, jednak wciąż pozwalała mu wędrować opuszkami palców po swoich udach, zupełnie jakby były mapą, którą chciał odkryć. Dzieliło ją od niego tak niewiele, tylko kilka milimetrów, które dla kogoś innego mogły nie znaczyć nic, dla niej jednak znaczyły wszystko. Zupełnie jakby ich przekroczenie zabrało jej resztkę życia, które jej zostało. Miała świadomość, że wraz z ich przekroczeniem odda cały swój świat chłopakowi, od którego dzieliła ją tylko ta pusta przestrzeń niewypowiedzianych słów. Nie była na to gotowa, jeszcze nie teraz.
Przymknęła powieki i lekko uniosła głowę ustami całując
Ślizgona w czoło.
- Masz gorączkę Malfoy.
Szepnęła cicho, próbując zamaskować w głosie
nutkę zawiedzenia i rozgoryczenia gdy dotarło do niej, że nie wykorzystała kolejnej szansy na wspólne, szczęśliwe zakończenie. Powoli odsunęła swoje drżące usta od jego rozpalonego czoła. Był w zbyt dużym szoku by zareagować kiedy dziewczyna wstała z jego nóg i opuszczając jego objęcia odeszła od niego. Nieprzytomnym wzrokiem cały czas patrzył przed siebie, jak w transie podnosząc dłoń i opuszkami palców niepewnie dotykając miejsca, w którym przed chwilą były usta dziewczyny. Oprzytomniał dopiero po chwili zabierając dłoń z czoła i przenosząc spojrzenie na drzwi, za którymi zniknęła Hermiona. Wciąż nie mógł uwierzyć w prawdziwość sytuacji jaka tak nieoczekiwanie pojawiła się między nimi. Hermiona zrzuciła na jego domniemaną gorączkę. Tak widocznie było łatwiej. Wiedział, że to nie dlatego, wątpił nawet w to czy faktycznie ją miał. Wciąż nie mógł się pogodzić z tym, że to co było między nimi zakończyło się szybciej niż się zaczęło. Znowu.

Z niedowierzaniem ukrył twarz w dłoniach z rezygnacją gwałtownie kładąc się za siebie prosto na plecy. Szybko jednak zrozumiał swój błąd i pożałował go jak niczego innego w życiu.
- KURWA!
Jego donośny krzyk wypełnił cały domek, pobliski las i oddaloną o
pięćdziesiąt kilometrów, najbliższą wioskę. Hermiona z impetem wbiegła do jego sypialni, a gdy zobaczyła jak obolały chłopak z wielkim trudem zapiera się na łokciach i próbuje przewrócić zmęczone i obolałe ciało na prawy bok, ledwo powstrzymała się przed głośnym parsknięciem śmiechu. Cieszyła się, że napięcie, które znowu powstało między nimi udało się rozładować w taki sposób, chociaż chłopak w chwili obecnej nie wyglądał na zbyt szczęśliwego człowieka. Widać było, że przez jego nieprzemyślany ruch wszystkie rany na nowo o sobie przypomniały, a bodźce odpowiedzialne za ból znów zaczęły docierać do niego kilkanaście razy bardziej i mocniej.
- To nie było zabawne
Granger.
Warknął jeszcze zirytowany, zagryzając mocno wargi i nienaturalnie marszcząc mięśnie twarzy, pierwszy raz pozwalając sobie by wyraz bólu tak widocznie
wymalował się na jego twarzy w obecności kogoś innego. Dopiero po chwili jego uwagę przykuło niewielkie pudełeczko, które dziewczyna zawzięcie trzymała w dłoni wraz z dużym, parującym kubkiem. Niezniechęcona tym co wcześniej miało między nimi miejsce, przysiadła na skraju łóżka tuż przy nim, jednocześnie otwierając wieko niewielkiego pudełka i wyciągając z jego dna eliksir przeciwbólowy. Wbrew pozorom Ślizgon wkurzył się tym jeszcze bardziej. Zadarł mocno prawą brew, a na jego czole pojawiła się maleńka żyłka zdradzająca nadchodzącą wielkimi krokami złość i irytację.
- Pozwól Granger, że zapytam – przez
godzinę szyłaś mnie na żywca chociaż miałaś w torebce eliksir przeciwbólowy, maść leczniczą, maść odkażającą, eliksir nasenny, a nawet herbatę na uspokojenie?
Wyliczył coraz bardziej zaskoczony ilością oraz różnorodnością fiolek, które Hermiona nieustannie wyciągała z pudełka. Gdy skończyła, a w jej dłoniach znalazły się wszystkie potrzebne mu medyczne specyfiki z impetem walną
pięścią w kratkowaną pościel.
- Kurwa Granger, zabije cie!

Nim zdołał to zrobić podstawiła mu pod nos kubek wypełniony ziołowym, parującym płynem.
- Zanim to zrobisz napij się herbaty.

Zignorował jednak naczynie parujące przed jego nosem. Podniósł prawą brew w geście irytacji, swój mrożący krew w żyłach wzrok z kubka w serduszka przenosząc na dziewczynę.
- Co masz na swoje usprawiedliwienie?
- Zanim
zniknąłeś sam powiedziałeś, że jak wrócisz będę mogła testować na tobie amatorską medycynę.
Wytrzeszczył na nią oczy, ledwo się powstrzymując by nie udusić dziewczyny gołymi rękami.
-
Ty sadystko! To była ironia.

W wyjątkowej gestykulacji machnęła rękami, wylewając przy tym połowę herbaty naokoło siebie.
- Skąd miałam wiedzieć?
- Może stąd, że używam jej na co dzień, a znasz mnie od siedmiu lat.

Mruknął rozjuszony pod nosem, jednocześnie gwałtownie wycierając swoje spodnie z gorącego płynu, którym ochlapała go Hermiona. Speszona spuściła wzrok na kubek z płynem, który z prawdziwym namaszczeniem zaczęła obracać w palcach.
- Wiesz, muszę ci się do czegoś przyznać... tak naprawdę, to przypomniałam sobie, że ją spakowałam dopiero
pięć minut temu.

Szczerość tym razem jednak jej się nie popłaciła, bo po wyrazie twarzy chłopaka widziała, że jednak wolałby o tym nie wiedzieć. Podniósł zirytowane spojrzenie ze swoich wysychających spodni na pełną zmieszania dziewczynę, jednak jej widoczna skrucha nie zrobiła na nim zbyt dużego wrażenia.
-
Nienawidzę cie.

Zignorowała to szczere wyznanie. Niezniechęcona bijącymi od niego morderczymi intencjami dolała mu do kubka zawartości innych fiolek i nie zważając na słowa jego protestu machnęła mu przed oczami kubkiem z zawartością ziół na uspokojenie.
- Masz napij się.
- Ja jestem spokojny Granger, tylko wkurwiony.
- Tym bardziej się napij.
Mówiąc to wcisnęła mu do rąk
kubek z wywarem z melisy oraz najmocniejszym eliksirem przeciwbólowym jaki kiedykolwiek była w stanie pozyskać. Na raz wypił zawartość wszystkich flakoników, które zmieszała mu w herbacie, chociaż dalej nie przestawał na nią patrzeć z kompozycją szaleństwa oraz chęci mordu. Udała, że tego nie dostrzegła. Zamoczyła biały kawałek szmatki w chwile wcześniej przyniesionym, parującym naczyniu, z którego docierał specyficzny zapach spirytusu i nieznanych mu bliżej ziół. Z prawdziwym niezrozumieniem spojrzał na nią kiedy wykręcała szmatkę z nadmiaru płynu.
- Co tam masz?

- Wywar. Odkazi rany.
Bez słowa pozwolenie położyła mu dłoń na barku lekko odwracając go od siebie tyłem i patrząc na jego świeżo zszyte rany. Spojrzał na nią przez ramie, nie do końca pewny czy chce by Hermiona wykonała kolejny krok.
-
Będzie bolało?

Na jej nieznacznie piegowatej twarzy pojawił się dziwny grymas, którym próbowała uśpić jego czujność i fakt, że jeśli to przeżyje to przeżyje już wszystko.
-
Trochę zapiecze.

Nie był jednak przekonany co do tych słów, a w tym wątpiącym przeświadczeniu utwierdziło go wahanie, które zabrzmiało w jej głosie wraz ze słowem „tylko”.
-
Serio?

Nie dała mu jednak szans na ucieczkę i bez ostrzeżenie położyła mokrą szmatkę na jego świeże rany. Jego reakcja była natychmiastowa.
- Kurwa mać!
Granger!
Jego przekleństwo, które tak długo w sobie tłumił wypełniło całą sypialnie, sprawiając że Hermiona skrzywiła się lekko, zupełnie jakby chciała powiedzieć „ups...”

-
Przepraszam...
Szepnęła skruszona rozumiejąc, że jej amatorska medycyna bardziej przypomina tortury niż próby pomocy. Draco nie odpowiedział.
Wciąż mocno marszczył brwi, zaciskając palce na pościeli tak żarliwie, że już od dłuższego czasu nie dochodziła do nich krew.

- Czy ten eliksir, który przed chwilą mi podałaś na pewno był przeciwbólowy czy wręcz przeciwnie?
Warknął przez zaciśnięte z bólu i zirytowania zęby. Na co odpowiedział mu jej delikatny, choć wątpiący uśmiech.
- Mogłam się niechcący pomylić
.

Od razu się do niej odwróć, a kiedy zamroził ją swoim lodowatym wzrokiem, machnęła w jego stronę dłonią zupełnie jakby próbowała odgonić natrętnego owada.
- Oj przecież żartuje. Za chwilkę zacznie działać.
I chociaż wiedział, że Hermiona naprawdę starała się mu pomóc, nie potrafił jej w pełni uwierzyć co do prawdziwości tych słów. Poczuł się bezpieczniej i pewniej kiedy Gryfonka zabrała szmatkę z jego pleców i wrzuciła ją z powrotem do miski, z uspokajającymi słowami, że był to tylko jednorazowy zabieg i za minutę będzie lepiej. Jeszcze przez jakiś czas walczył z bólem, który zaczął odpuszczać dopiero po dłuższej chwili. Kiedy poczuł się pewniej próbował wyprostować obolałe i zmęczone ciało, jednocześnie luzując uścisk na pościeli i poruszać zesztywniałym karkiem na boki, chociaż wciąż wszelkie próby gwałtowniejszego ruchu sprawiały mu paraliżujący ból. Obserwowała go przez chwilę by w ostateczności zmieszana spuścić wzrok z jego napiętego ciała na swoje dłonie, nerwowo miętoląc w nich skrawek swojego obecnego ubrania. Na jej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce, których jednak nie zauważył.
-
Malfoy.... wiem, że trochę późno, ale dziękuję ci, że uratowałeś mnie po raz kolejny.

Jej cichy i niepewny szept sprawił, że na jego twarzy pojawił się zarys uśmiechu. Szybko go jednak ściągnął, nawet nie odwracając się w jej stronę.
- Przecież obiecałem.
-
Wiem, ale...

Nie dał dokończyć jej tego zdania. Odwrócił się do niej z aroganckim półuśmiechem.
- Jestem skończonym dupkiem Granger, ale obietnic dotrzymuje. 

Podłapała jego nastrój i temat. Wyprostowała się znacznie zapominając o wcześniejszym speszeniu. Spojrzała na niego z uśmiechem, zaciekawiona jego słowami.
- Ile ich złożyłeś?
- Kilka.
- Są trudne?

Draco zamyślił się na chwilę przymykając powieki i wypuszczając z płuc ciut więcej powietrza.
- Tylko jedna.
- Jaka?
- Kiedyś obiecałem sobie, że nigdy
cie nie uderzę i wiesz jak mi jest nieraz kurwa ciężko?

I mimo, że bardzo ten szczery bulwers rozbawił, starała się udawać obrażoną. Nienaturalnie oburzona wstała z łóżka i podeszła do szafki nocnej, na której wcześniej przygotowała sobie parę rzeczy.
- Potraktuj to jako test wytrzymałości.

Skomentowała jeszcze cicho, ignorując odpowiedź chłopaka, który słusznie zauważył, że ostatnimi czasy zbyt wielu ich doświadcza. Po chwili z subtelnym uśmiechem odwróciła się niego, trzymając w dłoni niewielką kosmetyczkę.
- Połóż się.

Zamrugał kilka razy powiekami bardziej zaskoczony treścią, jak samym pytaniem.
- Co?
- Połóż się.

Powtórzyła cicho zatrzymując się przed nim. Uniósł brew w wyrazie niedowierzania.
- Czy ty
właśnie między wierszami proponujesz mi seks na zgodę? Jeśli tak to robisz to w bardzo bezpośredni sposób. Podoba mi się.
Załamana pokiwała głową i wywróciła do góry oczami, mrucząc pod nosem domniemane uzasadnienia jego zachowania.

- Chyba podałam ci przeterminowany eliksir, albo kolor włosów ci nie służy, albo masz większą
gorączkę niż myślałam...

Widząc, że chłopak chce coś jeszcze powiedzieć i bardziej rozwinąć się z tym tematem, szybko go uciszyła streszczając swoją poprzednią myśl.
- Połóż się. Nie protestu i daj mi opatrzyć do końca twoje rany.
Mówiąc to odstawiła na pobliską szafkę nocną niewielk
ą kosmetyczkę wyciągając z niej dwa niepozorne słoiczki, wyglądające raczej jak opakowania po kremie przeciwzmarszczkowym niż maści lecznicze. Widząc jak Hermiona po raz kolejny przygotowuje się do jakiegoś amatorskiego zabiegu, na tyle na ile pozwalał mu ból i rany, zerwał się się z łóżka jednocześnie podnosząc ręce w obronnych geście.
-
Nie trzeba Granger. Już mi lepiej.

Załamana jego zachowaniem gwałtownie położyła mu dłoń na ramieniu i konkretnym ruchem sprawiła, że ponownie usiadł na łóżku, a ona zagrodziła mu drogę ucieczki własnym ciałem.
-
Och daj spokój Malfoy. Nie zachowuj się jak dzieciak. Jesteśmy tu tylko my, nikt ci nie wypomni, że uratowałam ci życie.

W odpowiedzi zmierzył ją spojrzeniem spod łba.
-
Chyba przeceniasz swoje medyczne zdolności.

Dziewczyna jednak zignorowała ten szczery komentarz i kucnęła przed chłopakiem patrząc na niego wzrokiem pełnym cichej prośby.
-
Tyle razy mi pomogłeś Malfoy..... chciałabym kiedyś spłacić ten dług, więc chociaż ten jeden raz mi na to pozwól. Pozwól bym teraz ja pomogła tobie. Proszę.
Blondyn coś jeszcze
niemrawo pomarudził pod nosem, jednak jednocześnie obolały, ociężale odwrócił się do niej tyłem i ułożył się na boku by po chwili ugiąć ramiona i z rezygnacją położyć się na brzuchu próbując nie naciskać przy tym na swoją zabandażowaną ranę. Przycisnął twarz do materaca łóżka i mocno zakrył głowę poduszką zupełnie jakby chciał powiedzieć dziewczynie, że jej nie słucha albo w ten sposób próbował się ukryć przed całym światem, zwłaszcza przed nią. Niemal tak jakby udawał, że wcale go tu tak naprawdę nie ma. Kasztanowłosa uśmiechnęła się pobłażliwie na ten widok i cicho parsknęła pod nosem, jednak już nic więcej nie powiedziała. Zupełnie jakby zrozumiała, że zabierze tym resztkę dumy przywódcy Slytherinu, który tak zawzięcie próbował ją teraz ratować i z wielkim zaangażowaniem przytrzymał poduszką, byle tylko z niego nie uleciała.
Całkiem szybko dała się jednak ponieść powadze i spokojowi sytuacji. Zabrała z brzegu miski wilgotną szmatkę i
delikatnie zaczęła wycierać świeżo zszyte rany, na których jeszcze gdzieniegdzie została smuga krwi. Wiedziała, że mimo imponującej wytrzymałości blondyna i jego wręcz opętańczej mani niepokazywania innym własnych, ludzkich słabości, bolało go to co robiła, chociaż właśnie tym działaniem starała się ukoić jego ból. Czuła jak blondyn niemal bezwarunkowo cofa ciało tam gdzie przykładała chłodny materiał. Ciągle miał wciśniętą głowę w materac, mocno trzymając za poduszkę, jednocześnie dociskając nią do głowy i chociaż nic nie słyszała, była pewna, że tylko i wyłącznie bo tłumi to pierzyna, którą tak mocno się okrył. I mimo że podała mu kilka najsilniejszych specyfików jakie miała, nie przyniosły one jednak chłopakowi natychmiastowej ulgi na jaką liczyła i jakiej się spodziewała.
Dopiero z czasem ból zaczął odpuszczać. Czuła jak chłopak powoli poddaje się ich działaniu, a mięśnie, które tak nienaturalnie spinał z bólu i pod wpływem jej niecodziennej bliskości powoli
zaczynają odpuszczać. Stopniowo zaczął ulegać eliksirowi przeciwbólowemu, herbacie uspokajająco-nasennej i jej delikatnemu dotykowi. I nawet on sam nie wiedział, czy jego ciało tak bardzo się uspokoiło i ukoiło pod wpływem medycznych specyfików, czy jednak jej wyczuwalnej bliskości. Gdy pozbyła się wszystkich śladów krwi odłożyła szmatkę na stolik i zabrała z niego pudełeczko z maścią. Nabrała jej trochę na koniuszki palców i niepewnie dotknęła odkrytej skóry chłopaka. Dotychczas robiła to przez materiał, więc nie miała żadnych oporów. Teraz jednak gdy go dotknęła zrozumiała, że było to dużo intymniejsze przeżycie niż sądziła i niż się spodziewała. Jego ciało było rozpalone, a delikatna chociaż umięśniona skóra przyprawiała ją o rumieńce na twarzy i szybsze bicie serca. Niepewnie dotknęła świeżej, zszytej rany lekko wmasowując w nią nadmiar maści. Czuła przy tym to chropowate wyżłobienie po amatorskim szyciu, które tak widocznie odznaczało się na jego nienagannych plecach w tak licznej postaci, że aż ją to przytłaczało. Już nie potrafiła się uśmiechać i rumienić, wręcz przeciwnie, dopadł ją tak olbrzymi smutek, że miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Próbowała pozostawać jednak twarda i w milczeniu delikatnie wmasowywała chłopakowi maść odkażającą, przeciwbólową by na samym końcu pozostawić tą na blizny.
Czas w pokoju na poddaszu zdawał się mijać już dużo wolniej. Cały pokój wypełniła spokojna, wręcz apatyczna atmosfera, idealna do wypowiedzenia na głos myśli i słó
w, które dotychczas oboje tłumili w sobie zdecydowanie zbyt długo. Wolnym ruchem Draco zsunął poduszkę z twarzy leniwie się na niej kładąc. W milczeniu i z wolna odwrócił głowę jej stronę obserwując ją kątem oka. Siedziała z nogami podkurczonymi na wysokości jego brzucha, co jakiś czas nabierając ze słoiczka trochę maści i delikatnie wcierając ją w rany biegnące od łopatek po lędźwie. Była tak zamyślona i skupiona na tym co robiła, że szczerze wątpił czy w ogóle go usłyszy jeśli postanowi się w końcu do niej odezwać i przerwać te zmowę milczenia, która zapadła między nimi już jakiś czas temu. Musiał to jednak zrobić, dla spokoju własnego sumienia i serca.
-
Granger.... to znamię, które ci zrobiłem..... to w jaki sposób je zrobiłem...

Sam nie wiedział czy to on nie jest w stanie już powiedzieć niczego więcej, czy to ona tego od niego nie wymaga. Przerwała mu w momencie, w którym zbierał myśli, zupełnie jakby wiedziała, że nigdy ich nie zbierze. Nie na tyle by powiedzieć jej co tak naprawdę do niej czuje i po co to zrobił.
-
Wiem Malfoy.

Te dwa słowa, które z jej ust wyszły w tak czysty, aksamitny oraz pełen uczuć, ciepła i zrozumienia sposób sprawiły, że kamień, który tak bardzo ciążył mu na sercu od tamtego pamiętnego wieczora przestał istnieć.
Chciał jej to powiedzieć, chciał jej powiedzieć coś jeszcze, byle tylko choć trochę spuścić z siebie cały ten nadmiar uczuć i myśli, który przepełniał go już tak bardzo, że nie potrafił spać nocami, a dniami normalnie funkcjonować.
- Granger ja...

Zaczął cicho, jednak ponownie słowa ugrzęzły mu w gardle, zupełnie jakby umysł w ten sposób próbował mu powiedzieć, że nie jest przecież stworzony do takich wielkich zwierzeń, a ona ich od niego nie wymaga.
-
Jest dobrze Malfoy. Już wszystko w porządku.

Szepnęła cicho, tonem głosu, który utwierdził go w przekonaniu, że naprawdę tak jest. Pochyliła się lekko nad nim, a on poczuł jak jej dłoń delikatnie zatrzymuje się na jego łopatkach tam gdzie nie miał żadnej blizny, zupełnie jakby chciała by zapamiętał jej dotyk inaczej niż tylko przez bolące rany. Nieśmiało, wręcz niewyczuwalnie musnęła go po karku i jego krótkich włosach.
-
Idź spać.

Szepnęła jeszcze cicho i delikatnie, zupełnie jakby zwracała się do małego dziecka, a nie dorosłego człowieka. Poczuł się ociężały, zmęczony. Jej łagodny ton zdawał mu się dobiegać jakby z oddali, był cichy i uspokajający. Może nawet zbyt uspokajający. Zrozumiał.
- Podałaś mi eliksir nasenny?

Wymamrotał cicho i niewyraźnie czując, że jego umysł i język odmawiają mu posłuszeństwa, a jego ciało jest już tak zmęczone, że sam na nim nie panuje. Nie odpowiedziała, jedynie widział, że na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. „Śpij” powtórzyła cicho. Zmrużył ociężałe powieki, jednak wciąż próbował je podnosić, zupełnie jakby walczył ze swoim zmęczeniem.
-
Nienawidzę cie....

Mruknął niewyraźnie pod nosem, co zostało stłumione grubym materiałem poduszki. Apatycznie zamknął powieki, pozwalając by otulił go przyjemny, aksamitny materiał pościeli i błogi stan, w którym ból był mu obcy, a jedyne co czuł to ulgę i ukojenie.
-
Śpij
.

Powtórzyła jeszcze raz dużo ciszej i spokojniej, a chłopak już bez słowa protestu wysłuchał jej głosu i tak jak mu powiedziała tak zrobił. Przez jakiś czas obserwowała go z delikatnym uśmiechem. Dopiero po dłuższej chwili udało jej się oderwać od niego swoje troskliwe spojrzenie. Z dziwną melancholią zakręciła słoiczek z maścią i cicho odstawiła go na szafkę, wycierając ręce w leżącą obok szmatkę. Spuściła wzrok na swoje uda, zadzierając przy tym bluzę i opuszkami palca przejeżdżając po zwiniętym znaku węża, wyglądającym zupełnie tak jakby spał. Nie przestraszyła się, jedynie cofnęła palce, kiedy tatuaż się poruszył, a wąż leniwie podniósł swój łeb. Miała wrażenie, że patrzy prosto w jej oczy, zupełnie jakby żył i był wszystkiego świadomy.
- Jesteś moim talizmanem prawda? Ochraniasz mnie.
Wąż jednak nie odpowiedział, jedynie
apatycznie położył łeb z powrotem i ponownie zwinął się w kłębek wracając do poprzedniej pozycji. Miała wrażenie, że jej się to przewidziało. Zrozumiała, że najwidoczniej musiała wchłonąć zbyt dużo dziwnych oparów gdy grzebała w zapomnianej, miniaturowej apteczce.
Z delikatnym uśmiechem położyła się na łóżku obok Ślizgona, nieśmiało obserwując śpiącego chłopaka,
który z głową mimowolnie wciśniętą w poduszkę wyglądał tak niewinnie i słodko, że aż cicho zaśmiała się pod nosem.
Chwile później blondyn odwrócił głowę w jej stronę, zupełnie jakby organizm sam zrozumiał, że jeśli prędko nie zmieni pozycji zaraz się udusi. Ciągle miał jednak zamknięte powieki, a z lekko uchylonych warg systematycznie i miarowo wylatywało powietrze w formie cichego świstu. Widocznie trochę poniosło ją w dawkowaniu składników i podała chłopakowi dużo mocniejszy specyfik niż sądziła, a określenie „spać jak zabity” w chwili obecnej niewątpliwie i idealnie określało postać przywódcy Slytherinu. Nie przestawała mu się przyglądać z rozczuleniem i subtelnym uśmiechem na ustach. Pchnięta chwilą delikatnie dotknęła pasemka jego jasnych włosów opadających mu na czoło i zgarnęła je do tyłu, tak jak chłopak zazwyczaj sam robił i na co dzień nosił. Chwilami brakowało jej jego przydługiej grzywki, którą ściął już jakiś czas temu. Jego krótkie włosy już nie wyglądały na takie nieskazitelnie platynowe jak jeszcze niedawno. Już nie wyglądał jak chłopiec w okresie dojrzewania, ale dorosły mężczyzna z kilkudniowym zarostem, którego chyba z czystego lenistwa i przyzwyczajenia nie chciało mu się golić. W nowym czy też „odświeżonym” wydaniu wyglądał jednak niezwykle przystojnie i pociągająco, chociaż stracił cały urok małego blondynka, który sprawiał siedem lat temu, gdy pierwszy raz go zobaczyła, a jego usta i twarz jeszcze nie były wygięte w ironicznym i pogardliwym uśmiechu skierowanym do wszystkich naokoło.
Przysunęła się do niego bliżej, tak blisko jak tylko mogła, zupełnie jakby chciała policzyć z ilu włosków składa się jego zarost, lub czy jego rzęsy naprawdę są takie długie na jakie wyglądają. Nie zamierzała wychodzić z jego sypialni tej nocy. I chociaż doskonale wiedziała, że chłopak będzie spał do białego rana, nie marzyła o niczym innym jak tylko zasnąć obok niego. Lekko musnęła jego koniuszek nosa swoim i uśmiechnęła się rozbawiona kiedy machinalnie poruszył nim na boki i mruknął coś pod nosem. Okryła ich do połowy kołdrą i odwróciła się do niego plecami, zupełnie jakby czuła, że im dłużej na niego patrzy tym gorzej idzie jej ujarzmianie wzburzonego serca. Przymknęła powieki, próbując wyciszyć niespokojne serce, wciąż wyrywające się z jej klatki piersiowej i rozum, który tak głośno karcił ją za tę chwile słabości i przebywanie w jednej sypialni, na tym samym łóżku, w odległości 45 centymetrów od przywódcy Slytherinu, generała armii Voldemorta i jej najgorszego wroga... kiedyś. I sama krytykowała się za to, że najzwyczajniej w świecie rozumu nie słucha i po prostu tak zwyczajnie jest jej dobrze z tą świadomością.
Otworzyła szeroko oczy kiedy ręka
chłopaka znalazła się po drugiej stronie jej ciała. Nim zdążyła zareagować Draco objął ją ręką i pewnym, wyjątkowo konkretnym ruchem całą przysunął do siebie. Wtulił się w nią całym ciałem, lekko podnosząc głowę, a twarz zatapiając w jej włosach, drażniąc jej szyje swoją brodą. Momentalnie przeszedł ją zimny dreszcz niepewności. Spięła kark pod wpływem tego kującego, niespodziewanego dotyku. Zamarła, a jej serce przestało bić pod wpływem jego zbyt namacalnej bliskości.
- Przepraszam.
Szepnął
cicho i miękko, w przyjemny sposób podrażniając jej odkrytą skórę swoim ciepłym oddechem. A ona nawet nie wiedziała czy przeprasza ją za to, że zadrapał ją brodą, czy za wszystko inne o czym wcześniej nie pozwoliła mu powiedzieć na głos. Była jednak zbyt sparaliżowana by mu odpowiedzieć. Ciągle nie wiedziała, czy eliksir, który wcześniej mu podała przestał działać, czy tak naprawdę nigdy nie działał. Czy mówił przez sen, czy jednak mimo wciąż zamkniętych powiek nie śpi i jest świadomy tego co mówi oraz robi.
- Dobranoc Granger.

Dodał jeszcze sprawiając, że na jej twarzy pojawił niewielki uśmiech, który próbowała utrzymać mimo drżącego podbródka i łez wzruszenia, które nieoczekiwanie stanęły w jej oczach.
Czuł jak jej ciało, które jeszcze chwile temu tak nienaturalnie
spięła w jego objęciach, powoli odpuszcza, zupełnie jakby dziewczyna rozumiała, że wszystko jest dobrze, że on też tego chce. Że również chce spędzić te noc razem z nią. Przy niej.
- Dobranoc Malfoy.

Szepnęła cicho, próbując sprawić by jej głos drżał choć odrobinę mniej. Uśmiechnął się pod nosem, mocniej wtulając swoją twarz w jej włosy, tym samym znowu drażniąc delikatną skórę na jej szyi swoją szpiczastą brodą. Tym razem jednak nie spięła się, ani nawet nie poruszyła. Zupełnie jakby przyzwyczaiła się do jego bliskości i tego specyficznego dotyku.
- Głupia, dlaczego ryczysz?
Wyjątkowo ciepły i uczuciowy szept arystokraty, który zabrzmiał tuż przy jej uchu sprawił, że zadrżała pod wpływem tego przyjemnego ciepła. W odpowiedzi kiwnęła głową na znak, że nie wiem jednak mimo to popłakała się jeszcze bardziej. Czuła, że towarzystwo Ślizgona po raz kolejny ciągnie ją w stronę zwiastującą jej rychłą zgubę. Nie mogła na to pozwolić, nie mogła do tego dopuścić. Próbowała się się od niego odsunąć i jak najszybciej uciec z tego miejsca i jego zbyt czułych ramion.
- Ja... ja powinnam iść.... nie powinnam tu być. Przepraszam.
Czuł, że chciała wstać jednak
jej na to nie pozwolił.
- Zostań.

Szepnął cicho, przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej i mocniej wtulając w jej włosy, ustami odnajdując płatek jej ucha i drażniąc go swoich ciepłym oddechem.
- Ale..
-
Już wiem o co chce walczyć Granger.

I chociaż nie powiedział tego na głos, wiedziała, że mówił o niej.
Uczucie jakie towarzyszyło jej wraz z jego słowami było aż nazbyt widoczne w jej bursztynowych oczach, chociaż on ich nie dostrzegł, zamiast tego poczuł jak Hermiona w jego objęciach porusza się znacznie i specyficznie. Przez chwile myślał, że znów chciała uciec. Zdziwił się kiedy niespodziewanie odwróciła się w jego stronę i gwałtownie oraz mocno wtuliła w jego tors, przywierając do niego całym ciałem tak bardzo, że miał wrażenie, że wnika w jego skórę, mięśnie i kości. Zupełnie jakby ich żyły zaplątały się w supeł, a nerwy połączyły się ze sobą w każdy możliwy sposób. Łkała cicho w jego tors, zostawiając na jego ciele perłowe krople, słonych łez. Uśmiechnął się delikatnie, kładąc dłoń na jej potylicy, a brodę lekko opierając o czubek jej głowy, pozwalając by jej sprężyste loki łaskotały go w twarz. Już nic nie powiedział. 
W milczeniu tulił ją do siebie pozwalając by jej słone łzy zdradzające tak wiele uczuć kończyły swoją podróż na jego ciele. Nie zamierzał jej poganiać, nie chciał jej uciszać ani pocieszać. Rozumiał, że Hermiona zbyt długo udawała twardą, a świat ostatnimi czasy zdecydowanie zbyt mocno testował jej wytrzymałość. W końcu musiała okazać swoje emocje i słabości i cieszył się, że zrobiła to przy nim. Pozwolił jej na to.
Sama nie wiedział co ją tak zmiękczyło, co ją tak osłabiło. Czy jego obecność, czy słowo "przepraszam" w jego wykonaniu. Wiedziała, że mimo sytuacji nie dotyczyło ono brody, miała wątpliwości czy dotyczyło nawet samego znamienia na jej udzie i tego jak je zrobił. Wydawało jej się, że w tej krótkiej, tak niepozornej chwili, Draco przeprosił ją za całe siedem lat nienawiści. 

Za wszystko.
(...)
Nie mógł spać. Sam nie wiedział czy eliksir nasenny, który podała mu Hermiona wcale nie był na sen, czy na niego po prostu nie działał. Potem zrozumiał, że to podświadomość nie pozwalała mu zmrużyć oka. I może nawet w tym wszystkim nie chodziło o to, że nie chciał, tylko nie mógł. Niemal tak jakby umysł mówił mu, że musi czuwać. Zupełnie jakby bał się, że gdy tylko choć na chwile straci czujność i zamknie oczy, ktoś siłą wydrze mu Hermione z objęć, którą wciąż trzymał w swoich ramionach niczym najcenniejszy skarb. Wsłuchiwał się w jej spokojny, miarowy oddech jak w ulubioną melodię. Chłonął jej zapach jak najdroższe perfumy. Trzymał swoją dłoń na jej odkrytym ramieniu tak delikatnie jakby była z najdelikatniejszego kruszcu, który rozpadnie się pod wpływem zbyt mocnego nacisku. Z uwagą wpatrywał się w jej bladą twarz, niepomalowane rzęsy i niewielkie piegi na nosie i policzkach. Z prawdziwym namaszczeniem zgarniał jej niesforne loki do tyłu, za każdym razem kiedy pod wpływem jej gwałtowniejszego ruchu opadały  na 
jej twarz niemal jak cienkie zasłony. Uśmiechał się do siebie samego za każdym razem kiedy połaskotana własnymi włosami marszczyła lekko nos i mruczała coś cicho do siebie. Chłonął ją całą, ucząc się jej na pamięć. Chciał ją zapamiętać taką niewinną, zupełnie jakby wiedział, że to właśnie do tego obrazu będzie wracał zawsze wtedy gdy zapomni o co powinien walczyć. By przywołać jej obraz zawsze wtedy kiedy straci wiarę w sens życia. I chociaż wciąż na jego twarzy malował się subtelny uśmiech kiedy na nią patrzył, w głębi serca coś go bolało. Jakby zrozumiał, że dziewczyna nie jest zarezerwowana dla niego, że to nie jemu dane będzie budzić się obok niej co dniaWiedział, że Hermiona znowu mu bezgranicznie zaufała, w innym wypadku nie zasnęłaby tak spokojnie w jego silnych ramionach, które jeszcze do niedawna zdawały się nie być stworzone do obrony, a jedynie do ataku. Stopniowo, wraz z wolno płynącymi godzinami jej spokój zaczął udzielać się również jemu. Kiedy zrozumiał, że jest to jedyna, wspólna noc pozwolił sobie na to by zasnąć obok niej. Zupełnie tak jakby świat przestał istnieć i zostali na nim tylko oni i mieli do wykorzystania dla siebie tylko tę jedną noc. Nie mógł spędzić jej lepiej niż zasypiając obok niej. Pozwolił sobie na to zapomnienie, ten ostatni raz.

(…)
Kiedy obudziły
go pierwsze promienie bladego, kwietniowego słońca uparcie wyłaniającego się spod gęstych konarów płaczących wierzb, a w jego objęciach wciąż spokojnie spała kasztanowłosa Gryfonka zrozumiał, że oddałby wszystko by ten spokojny widok był częścią jego codziennego życia. Była to ta jedna krótka chwila, w której zrozumiał po co mógłby żyć. Tak długo, tak szczelni ukrywał się w swojej pancernej skorupie i gdy w końcu powoli zaczęła pękać pod wpływem bliskości kasztanowłosej dziewczyny nie spodziewał się, że tak go to osłabi, że ktokolwiek zauważy, że to właśnie Gryfonka jest przyczyną jego największych słabości, że to właśnie ona jest jego słabym punktem, czy też tą przysłowiową „piętą Achillesową”. Musiał się od niej odsunąć, musiał znowu okryć się skorupą pozbawioną uczuć i emocji, musiał to zrobić by już nikt inny nie zauważył jak wiele znaczy dla niego Hermiona Granger i by nikt nie wykorzystał tego przeciwko niemu. Umarłby gdyby coś jej się stało. Nie mógł do tego dopuścić. Nie okłamał wczoraj Gryfonki kiedy mówił jej, że już wie o co chce walczyć w życiu. O nią. I nie chodziło o jej ciało czy serce, ale o to by była szczęśliwa. Tak po prostu. By mogła cieszyć się spokojnym życiem i dobrymi wspomnieniami. Chciał by miała takie życie na jakie zasługiwała, chociaż on nie zasługiwał na nią. Wiedział, że to nie on uczyni ją szczęśliwą i wiedział, że zagwarantuje jej takie życie na jakie zasługuje tylko wtedy kiedy nie będzie przy niej. Kasztanowłosa Gryfonka nie była przeznaczona dla niego, a on musiał się pogodzić z myślą, że jedynej dziewczyny, której tak bardzo pragnie, nigdy mieć nie będzie. Musiał zniknąć z jej życia i obiecał sobie, że w niedalekiej przyszłości to zrobi. Podjął decyzję. Puścił jej delikatne ciało i odsunął się od niej z dziwną pustką w sercu i głowie. Wstał i w ciszy wyszedł z sypialni, zostawiając w niej zmierzwioną pościel oraz dziewczynę swoich snów. 



                                                                          *



Nie zdziwił jej jego brak. Bardziej zdziwiło ją, że pościel wciąż miała jego zapach, że ciągle była zmierzwiona, zupełnie
jakby dopiero co z niej wstał. Nie spodziewała się, że spędzi całą noc przy niej. Niemal jak jej osobisty ochroniarz gdyby tylko była kimś ważnym i istotnym dla świata, ale ona była zwykłą Hermioną, zbyt zwyczajną by mogła skupić na sobie uwagę kogoś takiego jak on. Tak przynajmniej myślała.

Uśmiechnęła się delikatnie na widok kubka z brązowym, wciąż gorącym i parującego płynem, stojącego na szafce nocnej po jej stronie. Rozczulił ją ten widok. Nie tyle fakt, że zrobił jej kawę na śniadanie, co fakt, że pamiętał, że uwielbia pić  o poranku. Potem pomyślała, że był to przypadek, gdzieś w głębi siebie samej wiedziała jednak, że chłopak o tym pamiętał.Z uśmiechem spełnienia wzięła kubek do ręki, zgarniając swoje wzburzone włosy do tyłu i upijając z niej niewielki łyk. Z iskierkami szczęścia w oczach wstała z łóżka i na bosaka zeszła po drewnianych schodach, po cichu szukając chłopaka. 
Z kuchni dobiegł ją dźwięk przesuwanych naczyń. Odruchowo przystanęła w progu jadalni wciąż mając na sobie tylko jego szarą bluzę. Leniwie oparła się o framugę drzwi kuchennych, z napięciem dziecka wypatrującego pierwszej gwiazdki w wigilijną noc, spoglądając w głąb kuchni na blondyna stojącego przy kuchennym blacie pogrążonego w zwykłej mugolskiej czynności. Jeszcze żaden widok tak bardzo jej nie rozczulił jak Draco Malfoy zmywający naczynia. W tej chwili zapragnęła by taka atmosfera była częścią całego jej życia. Draco, kuchnia, kawa i ona.
- Zostańmy tu.
Szepnęła cicho, gdy arystokrata zakręcił kurki od kranu i otrzepał ręce z nadmiaru wody. Odwrócił się w jej stronę wycierając ręce w ręcznik, który z
garnął z blatu. Bardziej niż obecność zdziwiły go jej słowa.
- Co?
- Zostańmy tu. Nie wracajmy jeszcze do Hogwartu.
Sama nie mogła uwierzyć, że coś takiego powiedziała, a tym bardziej w
łatwość i sam sposób w jaki to zaakcentowała. Widziała jednak na twarzy blondyna widoczny uśmiech, który utwierdził ją w przekonaniu, że Draco również nad tym myślał, że ten pomysł również przeszedł mu przez głowę.
- A kiedy chcesz do niego wrócić?
Zagryzła lekko dolną wargę, z
niewinnością wymalowaną na twarzy lekko kiwając głową na znak zaprzeczenia.
- Nie chce. Chce tu zostać. 

Uśmiechnął się piękniej, a ona nabrała ciut więcej powietrza zupełnie jakby to ono dodawało jej odwagi by powiedzieć coś o czym nigdy wcześniej nie mówiła na głos.
- I chce żebyś został tu ze mną.
Dodała jeszcze patrząc w oczy blondyna z taką samą żarliwością z jaką on patrzył w jej. Jego wzrok palił j
ą całą, jego uśmiech sprawiał, że drżały jej nogi, mimo to stała dalej uparcie wierząc, że ten ranek jest częścią jej nowego życia, które tak bardzo chciała dzielić z przywódcą Slytherinu. Niezależnie od tego ile jeszcze jej tego życia zostało.
Arystokrata odłożył
szmatkę na blat kuchennej szafki, by bez żadnego balastu do niej podejść. Stanął tak blisko niej, jakby chciał sprawdzić czy będzie w stanie przetrzymać te bliskość. Przetrzymała i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Draco nie jest w stanie tego zrobić. Wyglądał niemal tak jakby walczył z samym sobą by jej nie pocałować. Żałowała, że wygrał te walkę. Zupełnie jakby przeczuwała, że to właśnie ten pocałunek wszystko by między nimi zmienił.
- Oboje wiemy, że nie potrafisz żyć bez nauki Granger.
Nie przestawała na niego patrzeć kiedy
jej oczy szkliły się od słów protestu.
- Są rzeczy, bez których nie mogę żyć jeszcze bardziej Malfoy.
Pierwszy raz widziała w spojrzeniu Ślizgona tak wiele uczuć, które do tej pory tak zawzięcie maskował przed samym sobą i całym światem. 
Przypomniała sobie słowa kobiety z kawiarni, która mówiła o uśmiechu mężczyzny mającym taką moc, że był w stanie wywrócić całe jej życie do góry nogami. Draco Malfoy uśmiechnął się do niej właśnie w taki sposób. Uśmiechnął się do niej w sposób, który utwierdził ją w przekonaniu, że to ON. Że zakochała się w odpowiednim mężczyźnie. Że się zakochała....

Wiedziała jednak, że szczęśliwe zakończenie nie jest im pisane. Żarliwy wzrok Ślizgona również zmienił się w ten zrezygnowany, rozżalony, w ten, który nie dawał im żadnych szans na bycie razem. Powietrze w kuchni zamiast dotleniać zaczęło dusiło obojga coraz bardziej.
- Musimy wrócić. Są rzeczy, które muszę wyjaśnić.... sprawy, które muszę załatwić.
Głos młodego dziedzica rodziny Malfoy
'ów wypełnił kuchnie jak lekki podmuch zimnego wiatru wpuszczonego z nieznacznie uchylonego okna, wprowadzając do pomieszczenia nutkę niepokoju. Nie musiała zadawać mu pytań by wiedzieć co chłopak miał w tym wyznaniu na myśli. Chciała jednak mieć tę świadomość, że jej uczucia są słuszne, że nawet jeśli nigdy nie będą miały ujścia to jednak nie są osamotnione, że po części również są odwzajemnione. Nawet jeśli w tylko w ten metafizyczny sposób.
- A gdybym ja została tutaj.... Czy wróciłbyś tu, gdybyś załatwił wszystko to co masz do załatwienia?
Poczuła jego dłoń na swoich włosach. Delikatnie ujął jej pasemko w palce i delikatnie założył za ucho, tak jak zazwyczaj ona robiła. Uśmiechnął się do niej w trakcie tego niewielkiego gestu i nieznacznie skinął głową. Nie musiał nic mówić by zrozumiała co powie, wszystko pierwszy raz tak dokładnie malowało się w jego oczach.
- Tak. Wróciłbym.
Te dwa krótkie słowa sprawiły, że wyrosły jej skrzydła, które uniosły ją dwa metry ponad ziemią. Szybko jednak rzeczywistość podcięła je w brutalny sposób, ściągając ją z powrotem na równiny.
Niemal bezgłośnie westchnęła pod nosem na kilka chwil spuszczając wzrok na podłogę, próbując uśmiechnąć się mimo bólu rozrywającego jej otwarte serce. Po chwili znowu na niego spojrzała.
- Nie załatwisz ich w tym życiu prawda?
- Nie.
Nie musiał mówić jej nic więcej, chociaż nie mógł znieść bijącego od niej smutku. Chyba jeszcze nigdy nic go tak bardzo nie przytłoczyło, jak ta chwila. Nie mógł jej znieść, tak samo jak ciszy, która zapanowała między nimi i zdawało się, że już nikt, nigdy jej nie przerwie.
- Granger...
Przerwała mu nim zebrał myśli. Nie chciała by mówił. Jego słowa i tak nie miału już żadnego znaczenia.
- Rozumiem....
Uśmiechnęła się do niego delikatnie, chociaż wymuszenie. Przymknęła na moment powieki zupełnie jakby żegnała wizje ich wspólnego życia.
- Pójdę się spakować.
Dodała jeszcze cicho odstawiając kubek na stojący obok stół. Nie spojrzała w jego oczy już więcej. Odeszła od niego w bolesnej ciszy, była ona tak przeraźliwie głośna, że rozrywała mu bębenki uszne. Nie zrobił jednak niczego by została przerwana. Wiedział, że lepiej będzie jeśli dziewczyna odejdzie. Pozwolił jej na to. Dopiero gdy już nie słyszał skrzypienia starych desek i gdy już nie była w zasięgu jego wzroku, pozwolił sobie na okazanie swoich uczuć. Spuścił głowę na podłogę wypuszczając przy tym powietrze smutku i rozżalenia.
- Mój kryptonit, co nie Blaise?
Szepnął jeszcze pod nosem, delikatnie uśmiechając się do siebie samego. 

Nawet nie wiedział, że tego dnia serce, które miał, odeszło razem z nią.

                                                                              *

Spakował do bagażnika swoją torbę kładąc ją obok torby Hermiony, ignorując przy tym siatkę niewielkich rozmiarów leżącą w najciemniejszym kącie. Zdecydowanie zamknął klapę i bezwiednie rozejrzał się na boki, zaskoczony nieoczekiwanym brakiem Hermiony, która jeszcze minutę temu stała przy samochodzie i gotowa czekała aż spakuje ich bagaże. Niemal bezwarunkowo skierował swoje spojrzenie tam gdzie podpowiadał mu instynkt. Nie pomylił się, stała w oddali wpatrzona przed siebie. Nie zamierzał jej wołać, ani poganiać. Skierował swoje wolne kroki w jej stronę, idąc do niej niewielką alejką pod pochylonymi gałęziami płaczących wierzb. Stała na jej końcu tuż przy brzegu jeziora, pod jedną z nich, najstarszą i najbardziej okazałą, skrywając swoje drobne ciało i bladą twarz pod jej gęstymi gałęziami. Wzrokiem tęskno spoglądała na spokojną wodę, uśmiechając się lekko do siebie samej. Nie wiedział o czym myślała, chociaż bardzo chciał poznać jej myśli. Nie wszedł jednak do jej umysłu, dawno temu obiecał sobie, że nigdy tego nie zrobi. Hermiona była jedyną osobą, której umysł był dla niego więcej niż zakazany. Sam nałożył na nią kłódkę i wyrzucił klucz za siebie, nie odwracając się przy tym ani razu w jego stronę. Zatrzymał się kawałek za nią, nie mówiąc przy tym nic. Nie widział na jej twarzy lekkiego uśmiechu, który pojawił się wraz z nim.
- Co byś zrobił gdyby okazało się, że jutra nie będzie?
Nie spodziewał się, że dziewczyna wyczuła jego obecność, tak samo jak nie spodziewał się tego pytania. W pewnym sensie go rozbroiło. Zrozumiał, że Hermiona podświadomie myślała o swojej chorobie i o czasie jaki jej został, a on mógł tylko bezradnie przyglądać się jak całe to życie z niej ulatuje, chociaż samych chęci do życia zostało w niej jeszcze tak wiele. Nie odpowiedział jej od razu, jednak zrównał się w z nią ramionami przenosząc swoje stalowe spojrzenie w to samo miejsce gdzie patrzała ona. Tak samo jak ją, pochłonął go widok spokojnego, głębokiego jeziora. Przez chwile milczał spoglądając w dal, zupełnie jakby to na odległej wysepce szukał odpowiednich słów.
- To co był zrobił, a to co chciałbym zrobić to dwie różne rzeczy.
Szepnął cicho, spoglądając w jej oczy z lekkim uśmiechem. Odwzajemniła go, pozwalając by wiatr zabawił się jej rozpuszczonymi włosami.
- W takim razie co byś zrobił?
- Najpewniej wylądował w barze z Blaise'em, wydając wszystkie pieniądze na drinki i dziewczyny do towarzystwa, z którym zabawiałbym się ostatnie godziny mojego życia.
Uśmiechnęła się specyficznie na te szczere i prostolinijne słowa blondyna, których aż nazbyt się spodziewała. Spojrzała na niego z nierozumieniem, kiedy dotarło do niej, że poprzednie słowa chłopaka miały przekazać jej coś między wierszami.
- A co byś chciał zrobić?
Kiedy zadała to pytanie uśmiechnął się delikatnie w stronę wody, by po chwili spojrzeć w jej oczy. Miała wrażenie, że zaczęła tonąć chociaż wciąż stała na brzegu.
- Położyć się na łóżku obok kobiety, która nadała sens mojemu życiu. Objąłbym ją, zgarniając jej niesforny kosmyk włosów za ucho i wsłuchując się w jej miarowy oddech ze spokojem zamknąłbym oczy, ze świadomością, że gdy je ponownie otworze ona wciąż będzie przy mnie, nawet jeśli świata już nie będzie.
Jego pełen pasji i zmysłowości szept sprawił, że na jej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, spuszczając zmieszany wzrok z jego żarliwego spojrzenia na trawę pokrytą poranną rosą i odruchowo podniosła dłoń do twarzy, delikatnie zakładając loka za ucho. Uśmiechnął się na ten widok, zupełnie jakby ten nieśmiały gest, który kojarzył mu się tylko z nią, był zwieńczeniem jego wyznania.
- Pamiętam gdy w Dagurtar powiedziałeś ten komplement o oczach....
Zaczęła nieśmiało, odważając się spojrzeć mu w oczy, chociaż na jej bladej twarzy wciąż malowały się niewielkie rumieńce.
- Myślałam, że było to najpiękniejsze wyznanie, które dane mi było usłyszeć w życiu. Teraz wiem, że pierwszy raz się jednak pomyliłam.
Zaśmiał się pod nosem, wykrzywiając usta w grymasie skrępowania.
- Nie rozpowiadaj wszystkim, że jestem niepoprawnym romantykiem. To by zniszczyło mi reputację.
Hermiona spojrzała na niego spod łba, gdy dotarło do niej jaką faktycznie chłopak cieszy się reputacją.
- No tak, to by była wielka strata....
Mruknęła pod nosem, a bijący od niej sarkazm tylko go jeszcze bardziej rozbawił. Wzruszył leniwie ramionami, nie przejmując się jej słowami.
- No wiesz, lepsza taka reputacja niż żadna.
Skwitował z uśmiechem, co sprawiło, że pierwszy raz od dawna znów mógł usłyszeć jej krótki, perłowy śmiech. Przyglądał jej się z zamyśleniem, kiedy znów jej nieobecny wzrok powędrował na odległą wysepkę.
- A ty Granger? Co ty byś zrobiła?
Na moment przymknęła powieki, pozwalając by delikatny uśmiech przyozdobił jej twarz.
- Spędziłabym czas z rodziną i przyjaciółmi wspominając najpiękniejsze chwile mojego życia.
Pokiwał głową na znak zaprzeczenia, zupełnie jakby mówił, że nie o to mu chodziło. Tak jakby zdawał sobie sprawę, że na to pytanie istnieją również dwie, odmienne odpowiedzi. Bardzo chciał poznać drugą z nich.
- A co byś chciała zrobić?
- Nie wiem co bym chciała zrobić i gdzie być, ale wiem, że gdyby został mi tylko jeden dzień życia, poszłabym nawet na drugi koniec świata by spotkać na jego skraju pewnego chłopaka i powiedzieć mu, że umierałam po trochu każdego dnia odkąd go poznałam. Powiedziałabym mu też, że ciesze się, że świata jutro nie będzie bo bez niego i tak nie miał najmniejszego sensu.  Chciałabym by wiedział, że świat bez niego mi się nie podoba i nie chce na nim żyć bez niego.... by nim umrę wiedział, że to on był całym moim światem.
Słuchał jej słów jak zapomnianej, pięknej melodii. Uśmiechnął się do niej kiedy dotarło do niego, że dziewczyna już od dłuższej chwili milczy, a on wciąż nie może otrząsnąć się z tego dziwnego transu, w który wprowadził go sens jej aksamitnych słów.
- Ponoć nie jesteś romantyczką.
Skwitował w końcu z ironicznym uśmiechem pod nosem, próbując zamaskować przed samym sobą fakt, że rozczuliły go jej słowa. Z uśmiechem na ustach, niemal na odczepnego wzruszyła ramionami, wzrok z niego przenosząc ponownie na jezioro.
- Naczytałam się zbyt wielu książek o miłości, to efekt uboczny.
Zaśmiał się na te słowa, machinalnie kiwając głową na boki zupełnie jakby tym komentował jej szczere wyznanie. Zapanowała między nimi cisza przerywana jedynie szumem wierzb oraz wody. Stali tak, wciąż w tym samym miejscu, w odległości kilku centymetrów od siebie, z rozrywającą świadomością, że powinni już wrócić do Hogwartu jednak uparcie stali nad brzegiem jeziora, z każdą minutą coraz bardziej zdając sobie sprawę, że ta chwila już nigdy więcej się nie powtórzy. Oboje wiedzieli, że byli ostatni raz razem, tak blisko siedzie. Chcieli jeszcze trochę z tego skorzystać i zapamiętać tę chwilę.
- Nad czym myślisz?
Jego cichy pełen zaciekawienia głos wywołał na jej twarzy delikatny uśmiech, chociaż nie spojrzała w jego stronę.
- Zastanawiam się czy gdyby nie było wojny, gdyby Hogwart się skończył, gdyby było już po wszystkim i życie wyglądało chociaż trochę inaczej i każde z nas poszłoby w swoją stronę, czy możliwe jest to, że poszlibyśmy w te samą?
Zadając to pytanie uniosła na niego swoje błyszczące bursztynowe oczy, w których zobaczył swoje odbicie.
- Nie mogę ci zagwarantować, że zawsze szedłbym tą samą drogą co ty, ale na pewno odprowadziłbym cie tak daleko jak tylko bym zdołał.
Nigdy nie spotkała w swoim życiu osoby, która tak pięknie mówiła o miłości, chociaż nic o niej nie wiedziała. Rozumiała, że to co czują do siebie nawzajem nie jest książkową definicją miłością, lecz czymś innym. Nawet nie sentymentem ani przywiązaniem. Było to coś niewidzialnego, czego nie potrafili nazwać, a co w swojej nieopisanej mocy i sile sprawiało, że nie potrafili z siebie zrezygnować mimo, że świat nie dawał im żadnych szans na to by byli razem. Ten jeden, jedyny rodzaj połączenia dwójki ludzi, który na świecie zdarza się tylko raz na milion lat i był dany właśnie im.
- Co musiałoby się stać żebyś na niej został?
W odpowiedzi przecząco pokiwał głową. W jego uśmiechu było coś tajemniczego, coś hipnotyzującego, coś co wywołało na jej skórze ciepłe dreszcze. Zupełnie jakby ją dotykał, chociaż jego dłonie były aż nazbyt daleko od jej ciała.
- Nic. Musiałoby się za to stać coś bardzo istotnego bym z niej zszedł.
Westchnęła cicho wypuszczając powietrze z rozchylonych, drżących warg. Objęła się ramionami, w duchu modląc się o to by objęły ją ramiona chłopaka.
- Jak długo będziemy się jeszcze mijać Malfoy?
- Mam nadzieję, że jak najdłużej.
Nie zrozumiała tej odpowiedzi. Uderzyła prosto w jej serce, które chwile wcześniej podała mu niemal na wyciągniętej dłoni.
- Dlaczego?
- Wole się tylko z tobą mijać Granger, niż w ogóle cie nie spotykać.
Miała wrażenie, że serce z każdą sekundą coraz bardziej rośnie w jej klatce piersiowej, aż w końcu stało się takie duże, że musiała oddać komuś jego połowę, padło na osobę stojącą obok niej. Uśmiechnęła się do siebie z żalem kiedy zrozumiała, że oddała je chłopakowi, który nigdy go nie przyjmie.
- Tak będzie wyglądała nasza znajomość?
Wiedziała do czego od początku prowadziła ta rozmowa. Musieli na nowo złapać dystans, o którym zapomnieli spędzając wspólną noc i poranek. On był generałem oddziału Voldemorta i Śmierciożercą, ona była przyjaciółką wybrańca i córką mugoli, od początku pisane było im rozstanie i stanięcie po dwóch, przeciwnych stronach. Wiedział, że dla dziewczyny będzie najlepiej gdy o nim zapomni i ułoży sobie życie z kimś innym, a on wróci do swojego dawnego życia, ze świadomością, że nikt nie skrzywdzi dziewczyny skoro nic dla niego nie znaczy. Musieli z siebie zrezygnować. Draco dla dobra Hermiony, Hermiona dla jego.
Na jej ciche pytanie przytaknął skinieniem głowy.
- Tak mi wystarcza.
Okłamał ją. Wcale mu to nie wystarczało, ale tym musiał się zadowolić. Gdyby był bliżej, Hermiona byłaby w niebezpieczeństwie, a tego by sobie nigdy nie wybaczył.
Wiedziała, że chłopak nie powie jej tego na głos, ale rozumiała, że jest dla niego przeszkodą. Nie zamierzała stawać mu na drodze.
- Mi również. Na dłuższą metę jesteś wrednym, narcyzowatym i chamskim dupkiem Malfoy.
Wypiął dumnie tors i 
wyzywająco skinął na nią  głową.

- A ty irytującą, przemądrzałą, upartą i marudną kujonicą Granger.
W odpowiedzi skinęła zamaszyście głową, zupełnie jakby potwierdzała to co sobie nawzajem powiedzieli.
- Ciesze się, że to ustaliliśmy Malfoy. Teraz z czystym sumieniem możemy wracać do Hogwartu.
Mówiąc to odwróciła się na pięcie, stawiając pewne kroki w stronę samochodu i unosząc dłoń w odczepnym, pożegnalnym geście. Nie dała po sobie poznać, że odchodząc zostawiła przy nim swoje serce. Odprowadził ją delikatnym uśmiechem.
- Żebyśmy znów mogli się mijać, co?
Szepnął cicho, wzrok z oddalającej się sylwetki Hermiony na krótki moment przenosząc na odległą wysepkę, ostatni raz myśląc o tym ile by dał, by ich życie wyglądało choć trochę inaczej.
Wtedy jeszcze ani on ani ona nie rozumieli, że tak samo jak księżyc i niebo, tak bardzo odległe i różne, czasami łączą się w zaćmieniu, tak samo ludzka miłość nie zna żadnych granic.
Bo każdy ma takie słabości, z których nie potrafi zrezygnować i ona dla niego była jedną z nich.


                                                                           ***


Wszedł do gabinetu jak burza, wyzbywając się wszystkich zwrotów grzecznościowych i faktu, że pomimo iż znał hasło, zasady dobrego wychowania wymagałyby by chociaż raz zapukał. Mocno zaparł się rękoma o blat mahoniowego biurka, patrząc na siedzącego przy nim mężczyznę więcej niż z góry. Zupełnie jak na smarkacza, którego zaraz skarci za złe zachowanie na szkolnym korytarzu.
- Zrobiłeś to specjalnie.
Dyrektor Hogwartu uniósł na niego zdezorientowany wzrok, jednocześnie ściągając z nosa okulary, które wcześniej były mu potrzebne do wypełniania ważnych dokumentów. Zdziwił się obecnością chłopaka, chociaż spodziewał się jego rychłego powrotu do Hogwartu. Nie skomentował jednak tej nieoczekiwanej wizyty w żaden sposób. Był już późny wieczór i nie spodziewał się żadnych konsultacji o tej porze, po postawie przywódcy Slytherinu wiedział jednak, że ta najwyraźniej nie mogła już dłużej czekać. Domyślił się, że wraz z dziewczyną wrócili niedawno i o ile Hermiona najpewniej położyła się do łóżka zmęczona wszystkimi przeżyciami, o tyle Draco czekał na te rozmowę od kiedy tylko wszystko zrozumiał.
- Co?
Młody arystokrata zamaszyście walną pięścią w jego biurko jednocześnie warcząc by nie pieprzył głupot skoro doskonale wie o co mu chodzi. Jeszcze nigdy tak bardzo nie zirytowało go zachowanie gospodarza szkoły, a jego banalne i więcej niż nieodpowiednie pytanie tylko jeszcze bardziej go rozjuszyły. Dyrektor jednak nie odpowiedział od razu, co tylko utwierdziło Dracona w przekonaniu, że go rozgryzł. Zabrał dłonie z blatu biurka mocno marszcząc brwi, oschłym spojrzeniem odprowadzając gospodarza Hogwartu, który z cichym westchnięciem wstał ze swojego skórzanego fotela i podszedł do okna. Zawsze tak robił, gdy tematyka rozmów wymagała od niego więcej zaangażowania, zarówno tego emocjonalnego, myślowego jak i psychicznego.
- Wiedziałeś, że prześladowca Granger uda się za nami. Specjalnie kazałeś nam opuść Hogwart. Sprowokowałeś go.
Oschły ton blondyna przeciął napiętą atmosferę panującą między nimi, pozwalając by jego oskarżenie odbiło się od wszystkich ścian i bezpośrednio uderzyło w starszego mężczyznę. Dumbledore spuścił głowę w geście skruchy i wypuścił chicho powietrze.
- Tak.
Przez chwilę Draco milczał. Wiedział, że prawidłowo rozszyfrował postępowanie dyrektora, jednak mimo to jego potwierdzenie zdołało go rozbroić. Z niezrozumieniem spojrzał na swojego osobistego nauczyciela, pozwalając by gniew i irytacja ustąpiły miejsca uczuciu niezrozumienia.
- A co gdybym nie zdążył? Co gdybym nie zainterweniował?
- Wiedziałem, że ją uratujesz.
Spokojna, przepełniona wiarą odpowiedź dyrektora znów wzbudziła w nim zbyt wiele negatywnych uczuć. Zagryzł zęby i zamaszyście machnął ręką w bok, niemal jakby chciał uderzyć samo powietrze.
- Nie masz prawa wystawiać mnie na próby jej kosztem.
Poczciwy wzrok staruszka z opustoszałych błoni przeniósł się na blondyna rzucającego w niego uzasadniony sprzeciw. Zignorował go jednak, patrząc na niego z aprobatą.
- Dlaczego ją uratowałeś?
Nie zamierzał odpowiedzieć na to pytanie. Wiedział do czego dyrektor zmierzał i co chciał poprzez to osiągnąć. Nie podobało mu się to. Nie miał zamiaru rozmawiać z nim w ten psychologiczny sposób, który otwierał go jak zapomnianą księgę, której treści nigdy nikt nie powinien czytać.
- Bardziej powinieneś martwić się tym, że zabiłem kolejną osobę.
Ostre wręcz wyzywające słowa młodego miliardera przeszły po dyrektorze bez większego echa, chociaż ich treść była więcej niż istotna i poważna.
- By ją ratować.
W odpowiedzi przecząco pokiwał głową, nie mogąc pojąć, że sam dyrektor usprawiedliwia to morderstwo.
- To bez znaczenia.
- Mylisz się, to ważny szczegół.
Doskonale wiedział do czego dyrektor w tym wszystkim nawiązywał i nie miał zamiaru tego słuchać. Podniósł na profesora palec wskazujący, a jego oschły wyraz twarzy i ton głosu był czymś więcej niż zwykłym ostrzeżeniem.
- Wiem co próbujesz osiągnąć, nie rób tego.
Dyrektor jednak nie miał zamiaru odpuszczać. Prawdą jest, że specjalnie wysłał Hermionę z dala od szkoły w towarzystwie Ślizgona. Wiedział, że jej prześladowca uda się za nią i wiedział, że to właśnie Draco będzie w stanie ją obronić bez względu na możliwe konsekwencje i drastyczne choć niezbędne środki. Tylko on mógł ją obronić i to właśnie zrobił, a dyrektor doskonale wiedział dlaczego. Draco również domyślił się jakie intencje kierowały dyrektorem gdy podejmował te istotną decyzję, nie pytając ich o zdanie. Chciał go sprawdzić kosztem Hermiony, nie mógł tego wybaczyć.
- Zostało w tobie jeszcze trochę dobrego.
Zignorował te słowa. Nie chciał ich słuchać zupełnie jakby wiedział, że były prawdą, a dyrektor próbuje go nawrócić wystawiając go na zbyt drastyczne próby. Musiał uciec z tego zgubnego miejsca.
- Uważaj żebyś się nie przeliczył. Następnym razem jej nie uratuje.
Nie czekał na słowa odpowiedzi. Zamaszyście odwrócił się od nauczyciela wychodząc z jego komnaty bez żadnych słów pożegnania. Kiedy zniknął odprowadzany trzaskiem wielkich drzwi, na twarzy Dumbledore'a pojawił się delikatny uśmiech. Wiedział, że chłopak go okłamuje.


                                                                           ***

Ich powrót do Hogwartu odbył się bez większego echa. Nie licząc nocnej wizyty Dracona w gabinecie dyrektora, o której jednak wiedzieli tylko ci dwaj mężczyźni. Tak jak postanowili z Hermioną nad brzegiem jeziora tak zrobili. Odsunęli się od siebie i nie dali innym odczuć, że byli na czymś więcej niż tylko na spotkaniu przedstawicieli wszystkich szkół magicznych, w dodatku otoczeni aurą kłótni oraz wzajemnego dystansu. Hogwart zdawał się nawet nie odczuć dwudniowego braku swoich prefektów, a życie toczyło się w tym samym tempie w jakim było nim wyjechali. Hermiona mogła wreszcie odetchnąć z ulgą, czego jednak nie mógł zrobić Draco. Bo chociaż zlikwidował jej oprawcę, został mu jeszcze dużo gorszy i trudniejszy przeciwnik, który wciąż pozostawał nietykalny, a poważniejszy niż początkowo przypuszczał. Nigdy nie uważał Matta za godnego przeciwnika i dawał mu to odczuć wręcz na każdym kroku od samego początku ich znajomości, niezależnie od tego czy rywalizowali o jakieś pierdoły czy już o wejście na sam szczyt. Teraz jednak zrozumiał, że się co do niego pomylił. Zrozumiał, że był zbyt pewny siebie, a ta pewność osłabiła jego czujność, którą szatyn w idealnym momencie wykorzystał. Popełnił jeden z największych błędów swojego życia ignorując Matta, a wiedział, że ta pomyłka może go w przyszłości bardzo dużo kosztować. Może nawet wszystko.
Póki był generałem był nietykalny i teoretycznie miał nad nim przewagę, w praktyce jednak nie mógł mu nic zrobić, jednocześnie wiedząc o tym, że Matt bezkarnie może zrobić kasztanowłosej Gryfonce praktycznie wszystko, gdy jego nie będzie w pobliżu.
Ich konfrontacja była nieunikniona i nastąpiła następnego dnia od ich powrotu. Spotkali się na środku szkolnego korytarza idąc do siebie z dwóch przeciwnych stron. Zatrzymali się naprzeciw siebie, wymijani rzeszą uczniów krążących po szkole w przerwie między jednymi zajęciami, a drugimi. Matt wyzywająco zadarł głowę, mierząc przywódce Slytherinu pełnym arogancji spojrzeniem i uśmiechem, ignorując przy tym Zabiniego stojącego za blondynem.
- Całe życie szukałem twojego słabego punktu Smoku, a ty przez cały ten czas trzymałeś go przy sobie.
Mówiąc to na twarzy Matta pojawił się ironiczny uśmiech, a swój podły wzrok skierował w bok. Odruchowo Draco również spojrzał w to samo miejsce, a gdy zrozumiał, że Matt patrzy się na Hermionę rozmawiającą z Ginny, swoim spojrzeniem dał mu odczuć, że zabije go gdy coś jej się stanie. Na szatynie jednak nie zrobił wrażenia jego żądny zemsty wzrok.
- Radze ci jej pilnować. Ludzie tak szybko odchodzą...
Zignorował to szczere ostrzeżenie i komentarz drugiego Ślizgona, chociaż musiał się bardzo kontrolować by dalej udawać niewzruszonego, takiego jakim niegdyś był.
- Ty to powinieneś wiedzieć najlepiej. Nie brakuje ci Nicka?
Matt spojrzał na niego z niezrozumieniem i udawanym zamyśleniem.
- Nick? A więc tak miał na imię?
Draco nieznacznie zmarszczył brwi nie mogąc zapanować nad zdezorientowaniem. Pierwszy raz tak widocznie wymalowanym na jego twarzy, wywołanym zwodzącym zachowaniem szatyna. Matt nie czekał na odpowiedź zaskoczonego blondyna, wolno rozejrzał się na boki zupełnie jakby sprawdzał ile osób im się przygląda. Po chwili pochylił się znacznie w stronę arystokraty, zupełnie jakby miał mu zdradzić największy życiowy sekret i nie chciał by ktokolwiek inny go usłyszał.
- Powiem ci coś Draco, kiedy zaczynasz bać się, że coś stracisz zaczyna ci na tym zależeć. Jakie to uczucie?

 Nie udało mu się odpowiedzieć. Matt z aroganckim uśmiechem odsunął się od niego i zmierzył go wyzywającym wzrokiem, prawie takim samym jakby rzucał mu otwarte wyzwanie i mieli spotkać się po zajęciach na szkolnym boisku.
- Popełniłeś błąd Smoku, przywiązałeś się. Możesz być pewny, że życie i Śmierciożercy nie wybaczają błędów.
Nieoczekiwanie zza sylwetki Matta wyłoniła się czarnowłosa Ślizgonka, która niezniechęcona bojową atmosferą unoszącą się między dwójką chłopaków, zawiesiła się na ramieniu szatyna i lekko skubnęła go w płatek ucha, mrucząc mu coś nieprzyzwoitego do ucha, jednocześnie wyzywająco i z lubieżnym uśmiechem patrząc przy tym na blondyna. Matt z uśmiechem satysfakcji objął dziewczynę spoglądając w jej oczy z nutką pasji i żądzy. Draco stał niewzruszony nie reagując na pornograficzne przedstawienie rozgrywające się przed jego oczami, jednak ledwo powstrzymywał grymas obrzydzenia, który próbował wkraść mu się na twarz. Całkiem szybko jednak oprzytomniał, nawet zapanował nad odruchem wymiotnym. Spoważniał jak jeszcze nigdy, chociaż nie udało mu się wyzbyć ze swojego głosu aroganci i zgryźliwości, która przecięła powietrze na wskroś i dotarła do większej ilości osób niż powinna, przykuwając na środek korytarza wzrok paru zaciekawionych tym widokiem uczniów.
- Tak często zarzucają mi, że jestem egoistą, a przecież oddaje swoje nieużywane zabawki potrzebującym. 

Mówiąc to Draco uśmiechnął się arogancko do szatyna, chociaż nawet nie spojrzał na czarnowłosą Ślizgonkę, która i bez tego aż nazbyt odczuła, że właśnie do niej były te słowa skierowane.
Uśmiech zadowolenia zszedł z jej twarzy prędzej niż się na niej pojawił. Matt tym razem nie dał się sprowokować, niewzruszony skinął na dziewczynę by odeszła na bok i zostawiła ich samych. Parkinson bez słowa sprzeciwu wykonała to nieme polecenie, mrucząc mu coś jeszcze do ucha i posyłając arystokracie ostatnie zawistne spojrzenie, które jednak zignorował. Gdy odeszła szatyn ze spokojem spojrzał na stojącą na uboczu rozmawiającą Gryfonkę, następnie ponownie na Ślizgona.
- Twoja nowa zabawka nie jest zbyt dobrej jakości. Bardzo łatwo będzie ją zniszczyć.
Zacisnął mocno dłonie w pięści, ledwo powstrzymując się by nie zatłuc szatyna na środku szkolnego korytarza. Zabini również to po nim widział i wiedział, że prędko musi zakończyć te konfrontacje, którą wbrew pozorom to właśnie Draco przegrywał i w ostateczności niewątpliwie ją przegra. Matt uśmiechnął się jeszcze perfidniej na widok walczącego z emocjami, milczącego przywódce.
- Z przyjemnością odbiorę ci wszystko to, co kiedyś należało do ciebie.
- Ja za to chętnie odbiorę ci życie. Tęsknisz za Nickiem? Pasowaliście do siebie. Z ogromną radością pomogę ci się z nim spotkać.
Mówiąc to wyrwał się do przodu i wtedy poczuł jak Zabini nieznacznie szarpie go za fragment jego koszuli, zupełnie jakby mówił „daj spokój, odpuść, chodźmy stąd.” Posłuchał niemej rady przyjaciela, odpuścił, jednak Bóg mu świadkiem, że gdyby nie Blaise zatłukł by Matta na śmierć nie zważając na to, że są na samym środku szkolnego korytarza i przygląda im się coraz więcej par oczu. Bez słowa protestu dał się jednak pociągnąć czarnoskóremu Ślizgonowi. Odwrócił się od dotychczasowego rozmówcy i postawił kilka kroków za wieloletnim przyjacielem zmierzającym w przeciwną stronę. Nim odszedł od zgubnego towarzystwa dobiegł go jeszcze arogancki ton Matta, połączony z nutką ironii, zwycięstwa, triumfu i samozachwytu.
- Jak to jest Draco zabijać swojego by ratować nic niewartą szlamę?
Sprowokowany odwrócił się do niego i jedynie refleks Zabiniego, który niemal w locie złapał przyjaciela powstrzymał krwawą rzeź na środku Hogwarckiego korytarza, zwrócił jednak na siebie uwagę kilku dodatkowych osób w tym również kasztanowłosej Gryfonki. Zabini zdołał zatrzymać blondyna tuż przed szatynem.
- Cudownie, chętnie to powtórzę.
Ostrzegawcze, pełne gniewu i szaleństwa warknięcie Dracona tuż przed twarzą Matta było niemal jak sam powiew śmierci. Blaise jednak nie dał mu szansy na zrealizowanie tych słów i wzmocnił swój uścisk na ciele przyjaciela, blokując jego zaciśnięte w pięści ręce.
- Zacznij się modlić o wybaczenie wszystkich grzechów Smoku, bo piekło nie jest wyrozumiałe.
- Przykro mi, nie ma boga do którego mógłbym się modlić.
Ślizgon jednak zignorował ten zgryźliwy komentarz, coraz lepiej bawiąc się kosztem przytrzymywanego arystokraty.
- Zniszczę cie Draco.
Mówiąc to zadarł wyzywająco głowę, lekkim uśmiechem rozbawienia komentując fakt, że Zabini wciąż musiał przytrzymywać blondyna, któremu pierwszy raz tak widocznie puściły nerwy.
- Spróbuj. Jestem ciekawy jak to zrobisz? Rzucisz we mnie „kadavrą” gdy odwrócę się od ciebie plecami? To by było w twoim stylu.
W odpowiedzi szatyn przecząco pokiwał głową i zrobił minę zupełnie jakby nie smakował mu obiad.
- Daj spokój, to by było zbyt nudne, stać mnie na dużo więcej. Chętnie wyrwę ci serce.
Na Draconie jednak nie zrobiła wrażenia ta maniakalna groźba, machinalnie zmarszczył brwi mierząc szatyna wyzywającym spojrzeniem.
- Przykro mi, z pewnych źródeł wiem, że go nie mam.
Matt pokiwał głową zupełnie jakby chciał mu pokazać, że się z tym nie zgadza.
- Obaj wiemy, że to nie do końca prawda.
Ironiczny uśmiech Matta pojawił się na jego ustach, a swój wzrok z Dracona przeniósł na trzymającego go Zabiniego oraz kasztanowłosą Gryfonkę obserwującą całe zajście z oddali, nieustannie przyciskającą z nerwów książkę do piersi. Ponownie spojrzał na Dracona ignorując jego przeszywający, morderczy wzrok na sobie, którym wręcz krzyczał, że jeśli tylko włos spadnie im z głów to go zabije.
- Idziemy.
Dosadny, nie uznający sprzeciwu ton Zabiniego przeciął napiętą sytuację i wymianę spojrzeń między dwójką szkolnych wrogów. Właśnie w tej krótkiej chwili Draco zrozumiał, że rolę się odwróciły i chociaż zawsze to on wygrywał wszystkie pojedynki z Mattem, teraz ten najważniejszy przegrał. Gwałtownie wyrwał się z żelaznego uścisku czarnowłosego przyjaciela i chociaż rozjuszenie sprawiało, że wrzała mu krew w całym ciele, jednak posłuchał jego słów. Nim odszedł dobiegł go jeszcze zbyt pewny ton Matta, który był czymś więcej niż ostrzeżeniem.
- Wszystko co kiedyś należało do ciebie, będzie moje. Gdy nadejdzie czas stracisz więcej niż mógłbyś przewidzieć. Zniszczę cie Draco.
(…)
Cisza, która zapanowała między nimi od kiedy opuścili zgubne towarzystw Matta i weszli w pusty korytarz została przerwana przez czarnoskórego Ślizgona, który z niezbyt zadowoloną miną spojrzał na przyjaciela zatrzymującego się przy jednej ze ścian.
- Wiesz Draco, wymiana tego typu uprzejmości na samym środku szkolnego korytarza nie jest zbyt dobrym pomysłem.
Przywódca Slytherinu jednak zignorował słowa przyjaciela, rozjuszony rozglądając się za czymś na czym mógłby wyładować wszystkie swoje emocje. Padło na pobliską ścianę.
- Kurwa, zajebie sukinsyna!
Jego siarczyste przekleństwo wypełniło cały korytarz w tym samym momencie co nieoczekiwany huk. Walną pięścią w betonową powierzchnię z taką siłą, że posypał się z niej tynk, a jemu do krwi zdarło skórę z kości palców. Zignorował ten przeszywający ból, nie mogąc odżałować, że ten imponujący cios nie padł na twarz szatyna. Zabini przyglądał się rozwścieczonemu blondynowi z nutką niepokoju, machając dłońmi zupełnie jakby mówił by się uspokoił.
- Okey, wierze stary, nawet pomogę ci zakopać zwłoki, ale teraz weź się w garść. Nie możesz przed nim tak okazywać emocji.
Draco walną jeszcze raz w ścianę tym razem z otwartej dłoni i odwrócił się do przyjaciela, próbując zapanować nad wrzącą w nim złością, zupełnie jakby zrozumiał, że szkolny korytarz nie jest zbyt dobrym miejscem do okazywania emocji, zresztą nawet gdyby był jemu i tak nie wypadałoby ich okazywać. Zabini nerwowo zaczął chodzić w te i z powrotem, przykładając sobie dłoń do rozpalonego czoła. Widać było, że jego również zaczęła ponosić ta chwila. Przystanął w miejscu i machnął gwałtownie ręką, zupełnie jakby chciał strącić niewidzialny przedmiot stojący obok niego.
- Kurwa człowieku, straciłeś nad sobą panowanie zupełnie jakby ci powiedział, że wydymał twoją matkę.
Draco zignorował ten komentarz, wciąż warcząc pod nosem najróżniejsze i najgorsze przekleństwa jakie znał, pozwalając by zbędne emocje uleciały z niego wraz z nimi. Na twarzy Zabiniego pojawił się grymas wymuszonego uśmiechu i niedowierzania.
- I to wszystko przez to, że nie chciałeś przelecieć Parkinson. To nawet zabawne.
Blondyn przeciął go oschłym spojrzeniem, jednak nie zamierzał komentować tego szczerego komentarza. Ignorując czarnoskórego Ślizgona zacząć iść przed siebie. Zabini już po chwili go dogonił, patrząc na niego z dziwnym zamyśleniem.
- Myślisz, że mówił serio?
- Nie. Jestem generałem. Nie może mnie tknąć. Jeśli to zrobi zabiją go.
Zabini pokiwał przecząco głową.
- Nie o ciebie mi chodziło.
Odruchowo blondyn przystanął w miejscu patrząc na idącego obok niego przyjaciela z niezrozumieniem.
- Co?
Czarnoskóry Ślizgon również się zatrzymał odwracając w jego stronę i podchodzą do niego tak blisko by mieć pewność, że tylko on usłyszy jego słowa.
- Granger Draco, Granger. To ona go interesuje.
Przez chwile na twarzy blondyna błąkało się zdziwienie. Nie spodziewał się, że Zabini tak otwarcie przywoła postać kasztanowłosej Gryfonki, w dodatku rozpoznając w niej ogniwo zapalne całej sytuacji, a jednocześnie tak bez ugodowo godząc się z tym, że stała się dla jego arystokratycznego przyjaciela kimś więcej niż zabawką, którą była dla niego sprzed laty.
- Nie tknie jej. Nie będzie mieć jaj by zaatakować w Hogwarcie.
Poważny ton blondyna brzmiał tak jakby próbował okłamywać samego siebie. Zabini wykrzywił usta w wyrazie zwątpienia. Nie był przekonany co do prawdziwości słów młodego miliardera.
- W Hogwarcie może i nie....
Draco spojrzał na zamyślonego Zabiniego kątem oka. Jego poważny wyraz twarzy nie wróżył nic dobrego. Blaise pokiwał przecząco głową zupełnie jakby odczytał na głos myśli przyjaciela.
- Nie ukryjesz jej na zawsze w szkolnych murach Draco. Prędzej czy później nadarzy się okazja dla Matta.
Wiedział, że jego przyjaciel mówił prawdę. Nie mógł do tego dopuścić. Odszedł od Zabiniego bez słowa pożegnania, odprowadzany jego zmartwionym spojrzeniem.


                                                                     ***

Stał w swojej komnacie przed betonowym kominkiem, w którym leniwie tlił się ogień będący jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Bezkresna cisza, w której był pogrążony została przerwana przez odgłos otwieranych i zamykanych drzwi. Poczuł na sobie wzrok nowo przybyłego Śmierciożercy, który stanął za nim. Mimo to nie odwrócił się do niego, ani również nie przerwał tej głuchej ciszy.
- Wzywałeś mnie generale?
Pytanie Xandera wypełniło pustkę w jego głowię, przypominając mu o celu w jakim wezwał jednego ze swoich ludzi.
- Kontroluj Matta. Chce wiedzieć z kim się spotyka, kiedy je, kiedy sra i kiedy się modli. Chce znać każdy jego ruch. Jeśli wyczuje, że go śledzisz zabij go, wtedy ja zabije ciebie. Rozumiemy się?
Jego bezduszny ton odbił się od wszystkich ścian jego gabinetu, chociaż mówiąc to nawet nie spojrzał w stronę swojego rozmówcy, nieustannie wpatrzony w płomienie żywiołu zamkniętego w betonowym palenisku. Xander nie zamierzał komentować tego rozkazu. Skłonił się nieznacznie w geście szacunku oraz przyjęcia rozkazu.
- Tak jest.
Śmierciożerca wyszedł, a postawa blondyna przestała być już taka wyniosła i nienagannie wyprostowana.
- Azrael...
Zaczął cicho, przykuwając na siebie wzrok czarnowłosego chłopaka, który od wielu minut stał w najciemniejszym zakamarku jego komnaty, w każdym momencie gotowy do przyjęcia kolejnego zdania. Nie dał jednak po sobie poznać zdziwienia wywołanego przygaszoną sylwetką młodocianego generała i jego niepewnym tonem głosu, tak niepodobnym do tego, którego używał na co dzień. Patrząc teraz na niego ciężko było uwierzyć, że jeszcze chwile temu z taką łatwością i powagą wydawał innym rozkazy i groził śmiercią za ich nieprawidłowe wykonanie. Teraz w osamotnieniu i pomiędzy tymi czterema, ponurymi ścianami nie był już taki twardy i pewny siebie. Jego głos stracił na wyniosłości i wrogości. Wręcz przeciwnie, był niepodobnie do niego łagodny, nawet w pewnym stopniu niepewny. Zupełnie jakby wciąż nie był pewny tego co zamierzał powiedzieć drugiemu Śmierciożercy. Zignorował jego przeszywający wzrok na swoich plecach, który nieustannie czuł, zupełnie jakby Azrael niemo pytał go co się stało, że tak nagle i niespodziewanie zmiękł.
- Chciałbym być kogoś dla mnie chronił...
Sam nie wierzył, że kiedykolwiek kogoś o coś poprosi, a już na pewno nie o to. Azrael również wyglądał na zdezorientowanego tą cichą prośbą generała znanego na co dzień raczej z okrucieństwa i braku słabych stron, który teraz w tak otwarty i osobliwy sposób odkrył jedną przed nim, prosząc go o jej ochronę. Czy istniała większa forma zaufania niż powierzenie jedynej słabości osobie, z którą w przeciągu całego życia wymienił mniej niż sto słów?
Już po chwili gabinet wypełniło tylko jedno nazwisko. Odbiło się od każdego przedmiotu i powróciło do młodego generała ze zdwojoną siłą. Zabrzmiało w ścianach twierdzy Śmierciożerców tak dziwnie, że aż go to zabolało. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie przywoływał postać delikatnej i niewinnej kasztanowłosej dziewczyny w takim miejscu, wśród takich osób i takich niespokojnych czasów. Jak bardzo było to ironiczne? Generał jednego z oddziałów Voldemorta proszący bezwzględnego Śmierciożerce by chronił dziewczynę nieczystej krwi, która, jak całe życie twierdził, nic dla niego nie znaczyła? Czy ta sytuacja mogła być jeszcze bardziej ironiczna, czy jednak w tym momencie wyczerpał już cały ten limit? Nie zależało mu jednak na poznaniu odpowiedzi na to pytanie. Teraz nie miało to już żadnego znaczenia. Nikogo innego nie mógł o to poprosić, a sam nie był w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa. Żeby ją chronić musiał trzymać się jak najdalej od niej. Chciał mieć jednak pewność, że bez względu na wszystko będzie bezpieczna. Powierzenie jej ochrony swojemu najlepszemu człowiekowi zdawało mu się być dobrą opcją. Teoretycznie.

Azrael był jego szpiegiem i najlepszym Śmierciożercą w jego oddziale, nie wątpił w jego umiejętności i od samego początku wiedział, że jeśli kiedykolwiek miałby powierzyć komukolwiek misję, od której zależałoby jego życie, powierzyłby ją właśnie jemu. To zadanie właśnie takie było i chociaż brunet miał chronić życie kogoś innego, było ono bezpośrednio połączone z jego życiem.
Czarnowłosy z niezrozumień przyglądał się zgarbionej sylwetce odwróconego do niego tyłem przywódcy. Przez chwile analizował jego słowa i nazwisko osoby, której miał być osobistym aniołem stróżem, jeśli w ogóle tak można było nazwać i określić to zadanie. I chociaż w danej chwili nie rozumiał postępowania przełożonego wiedział, że wykona to polecenie najlepiej jak potrafi. Minęła chwila nim wyrwał się z dziwnego zamyślenia i zdezorientowania, które towarzyszyło mu już od dłuższej chwili. Przymknął powieki, pozwalając sobie by na jego twarzy pojawił się wyraz rzadko okazywanego zrozumienia. W odpowiedzi nieznacznie skinął głową w dół.
- Rozumiem.
Cisza panująca między nimi została przerwana tylko tym jedynym słowem, zdawało się jednak, że było ono wystarczającą odpowiedzią. To jedno słowo i sposób w jaki je wypowiedział było dla Dracona jak błogosławieństwo i chociaż nie oczekiwał już niczego więcej Azrael wyprostował się znacznie, stając na baczność, tak jak zawsze na znak przyjęcia rozkazu.
- Masz moje słowo. Będę ją chronił.
Jeśli są na świecie chwile, w których człowiek może poczuć, że został zbawiony dla Dracona była to właśnie jedna z nich. Bezwiednie spuścił wzrok na podłogę i przymknął na moment powieki z nieznacznie uchylonych warg wypuszczając ciut dłuższy strumień powietrza ulgi. Przez ten krótki moment poczuł się tak jakby ciężar nieustannie przygniatający jego ciało, nieoczekiwanie ktoś podniósł. Była to jedna krótka chwila, jednak pomogła mu uwierzyć w sens tego co robi i dodać potrzebnych sił by stawić czoło kolejnym przeciwnością losu. Nim Azrael opuścił jego komnatę gdzieś w powietrze wzbiło się jeszcze skryte „dziękuję”, było jednak takie ciche, że nikt go nie usłyszał.







                              

137 komentarzy:

  1. TAK! marzenia jednak się spełniają, zabieram się do czytania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Północ. Doczekałam się. Boże teraz będę pół nocy czytać <3.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział genialny, pochłonęłam go nie zważając na błędy (jeżeli takowe się pojawiły). Wspaniale budujesz napięcie, twoje dramione nie jest cukierkowe, wyróżnia się-i właśnie tym mi imponujesz. Pozostało mi już tylko złożyć wielki ukłon w twoja stronę i z niecierpliwością czekać na kolejny rozdział.









    OdpowiedzUsuń
  4. Coś pięknego :) Ale czekam na więcej ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. jest godzina 6.30, a ja właśnie skończyłam czytać rozdział(zaczelam ok 5) i wiesz co? Było warto ;) Mam straszny bałagan w głowie i muszę sobie wszystko ułożyć, ale zdecydowanie odwaliłaś kawał dobrej roboty. Uwielbiam twój styl pisania, wpływa na wyobraźnie. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. Cały czas mam jakieś wizje dalszych losów Draco i Herm, ale wiem, że standardowo mnie zaskoczysz. Trzymam kciuki i życzę weny ;)
    Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały!! I taki dłuuugggii :D Czekam na następny! :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Warto było poczekać na ten rozdział ! Cieszę się, że nie masz już kryzysu twórczego i wracasz. Co do rozdziału... byłam tak przejęta nową notką, że nawet nie zwróciłam uwagi na błędy. Jak zwykle oddawał tyle emocji, czasami się nawet zakręciła w mym oku kryształowa łza.
    Dziękuję za wspaniały rozdział.
    Pozdrawiam,
    heavy x

    OdpowiedzUsuń
  8. ojejku!! warto było czekać, bo wynagrodziłaś nam to z nadwyżką ;p czytałam z zapartym tchem przez 3 i poł godziny na telefonie !! do 4 nad ranem ;p ale było warto ;p bo jest fantastycznie ;p masz talent ;p i mam nadzieje, że go wykorzystasz w przyszłości ;p co do rozdziału jeszcze to na pewno nie raz do niego wrócę ;p mam taką fobie, że do tych najlepszych rozdziałów wracam i czytam od nowa ;p aż pojawi się następny najlepszy. mam nadzieje, że wena Cię nie opuści ;p i że dalej będziesz dla nas pisać jeszcze długo, długo, długo ;p :)

    dobra już kończę ;p tylko na koniec Wielkie Podziękowanie , że jednak nas nie zostawiłaś ;p :* :*

    pozdrawiam i życze dużo weny
    Asssiaaaaa :P

    PS> a i jeszcze muszę zapytać :P Kiedy następny, zajebisty rozdział ?:p :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Absolutnie niesamowity!!!!! <3333 Warto było czekać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Za chwilę lecę w gości, a potem mam imprezę. Nie dam rady przeczytać rozdziału w całości i z pewnością nie pozostawię dzisiaj komentarza dotyczącego notki, ale piszę do ciebie, by powiedzieć, że cholernie się stęskniłam. Na moich ustach pojawił się uśmiech i wcale nie chce zejść, łobuz jeden ;) Postaram się dzisiaj przeczytać część na telefonie, bo nie wiem, czy przeżyję bez niego.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz miał się pojawić wcześniej, ale wierzcie lub nie, panna spóźnialska nie miała czasu. Bez zbędnych ceregieli przejdę do sedna.
      Lubię twoje opowiadanie. Zawsze było takie wesołe i... inne. Fabuła na początku nie była zbytnio kreatywna, ale masz taki fajny sposób pisania, że nieźle się wkręciłam w twoje opowiadanie. Do dzisiaj wspominam Kac Hogwart - i nie tylko ja. Było radości cały ogrom! Tak samo na przykład jak z tangiem, prawda? Pamiętam jeszcze rozdział, jak Hermiona straciła dziewictwo z Krumem - wtedy płakałam, gdy on odjeżdżał. Nie masz pojęcia jak twoje notki na mnie działają. Ale jednak - dzisiaj było inaczej. Nie wkręciłam się w ten rozdział, po prostu mnie nie zainteresował. Może dlatego, że już nieco mi się znudziły opowiadania i już nie jestem tak podekscytowana? To jest chyba główny winowajca. Niemniej jednak, jestem z tobą mniej więcej od początku i zostane do końca.
      Pozdrawiam,
      Madi.

      Usuń
  11. Och, Boże, to takie niesamowite. Kocham twój blog.

    OdpowiedzUsuń
  12. Troszkę się rozpiszę...
    Twojego bloga znalazłam 5 dni temu i juz przeczytałam wszystkie rozdziały :) Pomimo tego ze mam 13 lat, historia, którą ulozylas tak bardzo mnie wciągnęła, ze ( niech mnie diabli wezmą, za to co teraz powiem) uważam ją za lepszą niż ta, która stworzyła J.K.Rowling. Piszesz niesamowicie lekko, cudownie <3 Prawie cale dnie i noce moich ferii spędziłam czytając Twoje arcydzieło. Życzę Ci weny twórczej, która pozwoli Ci napisać kolejne rozdziały, a mnie da kolejne cudowne chwile :) Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. No kurde!Czekałam wczoraj na rozdział cały wieczór i żeby zabić czas zaczęłam oglądać film.Jak na złość kiedy skończyłam go oglądać odruchowo wyłączyłam komputer wiedząc,że o czymś zapomniałam.Oczywiście nie wiedziałam o czym.Kiedy już prawie spałam olśniło mnie.Była 4 w nocy i byłam zbyt nieprzytomna żeby znowu uruchamiać komputer (co trwa całą wieczność biorąc pod uwagę to,że działa jak zepsuty czołg).Teraz nadrabiam zaległości :D Cały czas kiedy to czytałam to mówiłam tylko jedno:
    NO POCAŁUJCIE SIE WRESZNIE,NO!!!
    Wypowiedziałam to zdanie miliard razy ubarwiając je niezliczoną ilością przekleństw,które w większości sama wymyśliłam na potrzebe podkreślenia dramaturgii całej tej sytuacji.
    Na określenie tego co przeczytałam mam tylko jedno słowo:wow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha i zapomniałam o jednym:
      JAK MOGŁAŚ UŚMIERCIĆ DERMA,ZŁA KOBIETO?!

      Usuń
  14. cudowny;* nie mam pojęcia co jeszcze napisać :) po prostu wspaniały <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Nareszcie wróciłaś. ;) Obudziłam się niespełna trzydzieści minut temu i zobaczyłam, iż jest nowy post na twoim blogu. Niewiele myśląc ucieszyłam się jak to mam w zwyczaju, gdy któraś z moich ulubionych bloggerek wstawia nowy rozdział. Czytałam...nie to nie jest odpowiednie słowo. Chłonęłam każdy wyraz jakby był specjalnie stworzony bym go przeczytała.
    Nie wiem czemu, ale nie potrafię przestać płakać. Te wszystkie zdania, jakie napisałaś doprowadziły mnie na skraj rozpaczy, a zarazem szaleństwa. Chciałabym móc jak najszybciej dowiedzieć się czy oni w końcu będą ze sobą raz na zawsze, jednak wiem, że tak jak na wyniki konkursu czy początek wakacji trzeba poczekać. Nie można mieć oraz wiedzieć wszystkiego naraz.
    Napisałaś, że nie wiesz w jakim stylu wróciłaś. Ja wiem. Wróciłaś pełna sił, perwersji i radości z pisania. Przynajmniej tak mi się wydaje, gdy próbuję ulokować ten rozdział w skrytce mojej głowy przy Twoim opowiadaniu.
    Całuski,
    Miss Frost

    OdpowiedzUsuń
  16. Pozwól Granger, że zapytam – przez godzinę szyłaś mnie na żywca chociaż miałaś w torebce eliksir przeciwbólowy, maść leczniczą, maść odkażającą, eliksir nasenny, a nawet herbatę na uspokojenie?
    Uwielbiam tą chwilę!
    Świetna notka (jak zwykle ;p) i mam nadzieję, że następny rozdział ukaże się na początku kwietnia! ^^

    OdpowiedzUsuń
  17. W nocy zaczęłam i od 10 kończyłam. Czytałam wszystko wolno i dokladnie nie chcąc przegapić żadnego słowa, żadnego znaku. Nie odbyło się oczywiście bez krótkich przerw, ale wracałam szybko z dwa razy większą siłą i chęcią na dotrwanie do końca. Uwielbiam to opowiadanie, jest takie inne od reszty, ma w sobie to coś, dzięki czemu chce się je czytać dalej. Podsumowując, tym rozdziałem poprawilas mi humor i uszczesliwilas mnie na cały marzec.
    Nie mogę się doczekać kolejnej, zniewalajacej jak zawsze notki!
    Życzę dużo weny i pozdrawiam,
    nutelkam
    PS. przepraszam za błędy, ale jestem na telefonie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wow. Po prostu wow. Wracasz w wielkim stylu. Rozdział jak zawsze cudowny. Życzę weny i czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam,
    Hermiona Hasting

    OdpowiedzUsuń
  19. Nareszcie się doczekałam!
    Cudowny rozdział, jak wszystkie. Bardzo podobała mi się rozmowa Malfoya z Granger na temat, co by zrobili, gdyby jutra miało już nie być :)
    Nie mogę się doczekać następnej notki!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny,
    Catherine



    PS. Wpadniesz na mojego bloga i wyrazisz swoją opinię? http://youaremyhorcrux.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Nareszcie *-*

    OdpowiedzUsuń
  21. Oczywiście, że nas nie zawiodłaś! Ten rozdział obudził we mnie wiele emocji, przyznam się szczerze, że Matta i Parkinson mam ochotę udusić gołymi rękami! Nie potrafię zebrać myśli żeby napisać bardziej rozbudowany komentarz. Kocham to opowiadanie i bardzo się cieszę, że wróciłaś do pisania! Już nie mogę się doczekać kiedy pojawi się kolejny rozdział, czuję się uzależniona od tej historii. Przepraszam Cie za to, że praktycznie nigdy nie komentuję, obiecuję poprawę bo wiem, że każdy komentarz znaczy wiele dla pisarza. Pozdrawiam!
    Nathalie.

    OdpowiedzUsuń
  22. przeczytałam ten rozdział już wczoraj, kiedy go dodałaś ale nie miałam jak napisać bo byłam na telefonie. co mogę powiedzieć o tym rozdziale? jest przepiękny. Nawet to jest mało powiedziane. Jest przecudowny, lekko brutalny ale to jest największa zaleta. Nawet nie wiesz jak piszczałam kiedy dodałaś go.. Nie masz pojęcia jak cudownie piszesz. Lepiej niż jakakolwiek pisarka! Nigdy nas nie zawiodłaś a to, że zrobiłaś sobie dłuższą chwilę przerwy to nic złego. Jesteśmy tu dla ciebie, a ty jesteś dla nas i za to mogę powiedzieć, że cię kocham. Nigdy cię nie zostawimy i będziemy wspierać w każdej złej chwili! Pozdrawiam, Rose.

    OdpowiedzUsuń
  23. O MÓJ BOŻE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Przecudowny rozdział!!!!!!!
    Potrzebna mi była paczka chusteczek!
    Raz płakałam, raz się śmiałam:)
    Warto było czekać! Jesteś niesamowita..
    A ta wymiana zdań o miłości.. na prawdę brakuje słów
    I nawet jakieś błędy ortograficzne czy jakieś inne nie przeszkadzają ani nie ujmują klimatu tego rozdziału!
    Mogę Cię zapewnić, że nawet jeśli znów będzie trzeba czekać dłuuuuugo na rozdział to będę wytrwale czekać!!!
    Na takie rozdziały na prawdę warto..
    Życzę weny!!
    Pozdrawiam Angela

    OdpowiedzUsuń
  24. Aaaa No nie wierze !!! Nowy rozdział będę czytała jak posprzatam ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym miala tutaj zamiescic to co teraz siedzi w mojej glowie bylaby to seria najgorszych i najwymyslniejszych przeklenstw. Poniewaz po raz kolejny usunal mi sie komentarz do tego rozdzialu;/ zalamka na maksa;(

      Usuń
  25. Zabilas mnie tym rozdzialem. To ile tu sie wydzarzylo przekracza w ogole jakiekolwiek granice. Jakies trzy godziny, krzyki mamy i burczenie w brzuchu (coz za poswiecenie!) bylo tak cholernie warte przeczytania tego tekstu. Na taki rozdzial moglabym czekac kazdy czas. Klaniam sie nisko, podziwiam i pozdrawiam.
    Anta

    OdpowiedzUsuń
  26. Rozdział powalający a jego długość pozwoliła mi przeżyć dzień w pracy :-) Mam nadzieje że po tylu cierpieniach tych co przeszli i tych co przejdą połaczysz ich na końcu :-) Życzę dużo weny Agfa

    OdpowiedzUsuń
  27. Icamna....dziekuje <3
    Nika dee

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie zawiodłaś, rozdział jest jak zawsze świetny i trzymający w napięciu. Za każdym razem jak czytam twoje opowiadanie mam wrażenie, że czytam książkę i bardzo się z tego cieszę. Mimo że męczy mnie czekanie na kolejny rozdział (bo uwielbiam twoje opowiadanie) nie wyobrażam sobie, by nagle przestać go czytać. Jest to niewątpliwie najlepsze opowiadanie i Dramione i nie jest to mój wymysł. Znalazłam kiedyś taką listę najlepszych ff o Dramione i twoje było pierwsze na liście.
    Pozdrawiam i życzę Ci wytrwałości w pisaniu.
    Mam nadzieję, że wena Ci dopisze i rozdział pojawi się szybciej niż poprzedni :* // Natalia

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie napiszę Ci poematu o tym co zrobił ze mną i moimi emocjami ten rozdział. Stawiam na prostotę bo ona mówi wiele.
    Poryczałam się.
    Jak jasna cholera.
    I jak jasna cholera się cieszę, że już jesteś!
    Kurna no.
    Nawet nie umiem się ładnie wypowiedzieć teraz. Za dużo tego we mnie wyprodukowałaś.
    Poprostu, jesteś wielka.
    I powróciłaś w zajebiście wielkim stylu!
    PS. Oglądało się Desperado i Zaplątanych co?? To chyba sprawia, że jeszcze bardziej lubię twojego bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  30. pewnie znajdą się osoby , które przyczepią się o literówki itp i zrobią to z czystej zazdrości. podziwiam , że po tak wielkiej przerwie jesteś w stanie napisać coś tak emocjalnego, tak cudownego. zaskoczył mnie ten rodział. totalnie jestem rozbita. nie wiem czy tego bloga da się zakończyć happyendem, ale na pewno jeśli tak się stanie popłacze się ze szczęscia. masz przeogromny talent.

    OdpowiedzUsuń
  31. Boże, dziewczyno wydaj książkę ! Wydaj to opowiadanie lub cokolwiek innego.. Bardzo emocjonalny rozdział, kocham go uderzył we mnie. Chciałabym kiedyś przezyć taką miłość mimo wszystkich tych przeciwności. Ten blog nie jest opowiadaniem typu on ją kocha ona jego też i tyle.. To jest coś więcej, świetnie operujesz emocjami, można się wczuć w każdą postać. Czytałam jednego bloga który wzbudził we mnie takie emocje i czegoś mnie nauczył, drugim jest twój! Gratuluję ci tej ogromnej pracy jaką w to wkładasz. W tekście pojawiło się wiele pięknych słów o miłości i nie tylko. Jesteś świetna w tym co robisz i rób to dalej . W pewnych momentach rozdziału chciało mi się ryczeć a w następnych miałam uśmiech na twarzy. MImo wszystko mam nadzieję, że im się ułoży i będą mega szczęśliwi.

    czytam tego bloga praktycznie od początku pamiętam jeszcze szablon poprzedniej witryny, gdzie komentowałam pod zupełnie innym loginem i kiedy nie miałaś tyle komentarzy, czasami myśląc nad końcem bloga i cholernie się cieszę, że wlczysz :*
    Bardzo się rozwinęłaś w pisaniu (i nie mowa tutaj o długości rozdziału które są takie WOW ! :D). Na takie rozdziały można czekac :D pozdrawiam i życzę dużo dużo wenyy ! :*

    OdpowiedzUsuń
  32. Może i chciałam się dziś uczyć, może chciałam pomóc mamie w przygotowaniach do jutrzejszej imprezy, ale nic z moich chęci nie zostało jak zobaczyłam rozdział. Mimo, że nie było Cię całkiem długo nie dało się tego aż tak odczuć. Przynajmniej nie mi. Codziennie wchodziłam, czytałam jakiś stary rozdział, patrzyłam na 'Biblioteczkę', oglądałam zdjęcia jakie wrzucasz pod rozdziałami... Po prostu cieszyłam się tym co już tu jest. Cierpliwie czekałam i się opłaciło.
    Początek taki zaskakujący, na początku w ogóle nie mogłam się połapać co?, kto?, z kim? po co?, ale stopniowo wszystko mi się rozjaśniało. Że też sama nie wpadłam, że to Pansy, przecież to takie logiczne. Dumbeldore powala na kolana, Jego pomysły są... takie nietypowe, takie inne, że sama na początku nie wiedziałam co o nim sądzić. Jednak cieszyłam się jak głupia jak dowiedziałam się jakie efekty dał Jego pomysł. Nick i Matt ... Brak słów żeby opisać ich zachowanie, a największą złością napawa mnie fakt, że tacy ludzie chodzą po ziemi w rzeczywistości. No i najważniejsi...
    Draco i Hermiona. Nie potrafię tego opisać. Wszystko przeżywałam chyba dwa razy mocniej niż oni sami. Byłam taka zła na Smoka, kiedy nie reagował jak widział co Nick robi Hermionie, ale ostatecznie scena gdzie ją przeprosił. Płakałam przy niej, a potem znowu przy rozmowie nad jeziorem. Nikt, nigdy nie wzbudził we mnie tyle emocji w opowiadaniu Dramione. Nigdy. Podziwiam Cię.

    OdpowiedzUsuń
  33. Cieszę się że wróciłaś.
    Rozdział jak zawsze genialny. Kocham te romantyczne momenty, jak i te przeplatane sarkazmem ;p
    A tą przerwą się nie przejmuj.. każdy miewa załamania, najważniejsze to się nie poddawać :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Rozdział taki różny w swojej treści. Podobał mi się bardzo, pomimo wszystko mam nadzieję, że ta historia nie skończy się tak smutno dla bohaterów jak się zapowiada, że jakiś happy end będzie. Ta historia to jedna z najlepszych jaki udało mi się przeczytać. Megius

    OdpowiedzUsuń
  35. Cudownie, że wróciłaś. Piękny rozdział! :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  36. I to się nazywa powrót w pięknym stylu :D

    Warto było trochę poczekac na taaakie dzieło *-*
    To starasznie banalne ciągle pisac jaki to rodział jest cudowny i jaką ty jesteś śwetną pisarką, ale taka jest prawda :)

    Uwielbiam takie rozdziały... Ach i Och ;*

    Pozdrawiam i życzę weny,
    El.

    OdpowiedzUsuń
  37. Jest cudowny <3 jak wszystkie twoje rozdziały. ;)

    OdpowiedzUsuń
  38. Cieszę się, że wróciłaś :D Naprawdę wielkie i głębokie ukłony za ten rodział! 65 stron! Moja praca licencjacka tyle nie miała xD Mimo wielkości rozdziału, który z lekka mnie przytłoczył, czytało się go z prawdziwą przyjemnością... Tyle się w nim dzieje, że nie wiem od czego zacząć, muszę to przetrawić ;) A póki co chcę żebyś wiedziała, że naprawdę jestem szczęśliwa i te wszystkie drobne błędy w tekście nic nie znaczą w porównaniu do ilości i jakości, która również nie zawodzi :D pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  39. JEST PO PROSTU ŚWIETNY.
    I naprawdę warto było czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  40. żeby zabrać się za czytanie najnowszego rozdziału musiałam pobieżnie przypomnieć sobie co się dzieje w tej historii; rozdział jak zwykle bardzo długi czytałam go chyba przez cały dzisiejszy dzień z małymi przerwami, żeby nie oślepnąć i wreszcie skończyłam :) wyszło genialnie, były wzloty i upadki, ale pomimo rozstania odczułam to zakończenie jako nadzwyczaj pozytywne; nie mogę się doczekać kontynuacji, dobrze, że wróciłaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  41. Ubóstwiam cię! Po proste jestem uzależniona od tego bloga. Godzinami mogę go czytać! Masz niesamowity talent do pisania. Zazdroszczę ci! Baaaaaaardzo ci zazdroszczę! I z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. ♥♥

    Pozdrawiam - K∆R∅l∆

    OdpowiedzUsuń
  42. Och dziewczyno... Masz to, naprawdę to masz. To coś co zabija od środka, coś co każe czekać miesiąc na kolejny rozdział i wkurza, gdy każesz tyle czekać. A potem... Potem zapomina się o tym wszystkim co wkurzało. Nagle ma się ochotę krzyczeć z radości, gdy widzi się tak fantastyczną robotę. Jesteś nieoceniona, a Twoja głowa to skarbiec. Dbaj o nią dla nas, czytelników, którzy nie mogą bez Ciebie żyć. Rozdział jest po prostu... Genialny. Najlepszy. Jesteś mistrzynią i moje uznanie nie zna granic. Dziękuję, że wróciłaś. Tęskniliśmy za Tobą.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  43. Kocham Cie <3 jak zobaczylam ze jest nowy rozdzial serce zrobilo koziolka i paszcza mi się tak cieszy :-). Jak na razie przeczytalam pol ale supermega jest :-). Będę miala motywacje żeby wczesniej wstać a nie spać jak len:-) uwielbiam te potyczki slowne Granger i Malfoya :-) zawierają w sobie więcej czulosci niż jakas przeslodzona scena . Ale o to chodzi , 44 rozdzial a tu dalej chcą się zabić :-) oby tak dalej kolezanko , po malu :-) pozdrawiam i dziękuje Angela :-)

    OdpowiedzUsuń
  44. Tak jak moi poprzednicy twierdzę, że warto było czekać :) Od razu zaznaczę, że wyłapywałam błędy, ale nie zwracałam na nie uwagi. Jednak był jeden, który zapamiętałam i aby ułatwić ci zadanie znajdowania ich informuję cię iż przy fragmencie przed (jakże piękną) rozmową naszej pary nad jeziorem gdy Draco wkładał swój bagaż do samochodu napisałaś ,,koncie'' a powinno być ,,kącie''. Uprzedzam, że nie zrobiłam tego by znieważyć twój geniusz tylko ułatwić ci pracę.
    Przechodząc do rozdziału:
    Kocham twój styl, to jak budujesz napięcie i bawisz się moimi emocjami. Jednocześnie bardzo sprawnie pielęgnujesz moje zapędy sadystyczne nie doprowadzając do pocałunku głównej pary. Jako młodej osobie (czyt. twojej czytelniczce zwanej Luar) nie przystoi czytać scen o zabarwieniu +18 ale w tym rozdziale nie mogłam się powstrzymać ^.^ Nie masz mi tego za złe? No nic wracając do tematu, jestem pełna podziwu względem twojego geniuszu i nawet w obliczu tak ciężkiej próby jaką było czekanie na notkę, zostanę czytelniczką :)
    Postać Draco w tym opowiadaniu jest idealnie wykreowana. Stara się chronić Mionę na wszystkie możliwe sposoby i aby ona była szczęśliwa jest gotowy wykonać niemożliwe. Szkoda tylko, że prawdopodobnie mnie nie odnajdzie taki 'książę z bajki na białej miotle';_; It' so sad...
    Miona- delikatna, ale z pazurem. Kiedy czytałam fragment o tym jak opatrywała Draco to w moich myślach krążyło wyrażenie ,,początkująca sadystka''. Uwielbiam ją za te dobre serce, lecz podzielam zdanie smoka. Według mnie to może być powodem jej zguby.
    Drops-(przepraszam za to przezwisko, ale jestem leniwa) czy on wszystko musi widzieć?! Do jasnej ciasnej ja go przestaje ogarniać! Rozumiem miał dobre intencje, ale jak to możliwe, że o wszystkim wie? To bardzo ciekawe...
    Dla mnie Matt jest warty Parkinson. Obydwoje tacy sami :( Gdyby był mądrzejszy to może bym go żałowała, ale biorąc pod uwagę jego postępowanie sama bym z chęcią wymierzyła sprawiedliwość (tak wiem jestem sadystką, ale dobrze mi z tym ;P)
    Bardzo jestem ciekawa dalszych losów bohaterów oraz wielu, wielu innych zagadnień na których już nie mam siły opisywać. Dziękuje Ci za piękny rozdział, za to cudowne opowiadanie, za chęć dokonania na tobie mojego pierwszego przestępstwa a jednocześnie wycałowania i wyściskania twojej osoby za wspaniale spędzone chwile. Mam nadzieję, że nie znudziłam ciebie swoim komentarzem, ale poczułam straszną ochotę na napisanie o tym wszystkim.
    Twoja czytelniczka od kilku miesięcy
    Luar Princesa ♥
    ps. to mój najdłuższy komentarz jaki napisałam ;*

    OdpowiedzUsuń
  45. Jak czytałam rozdział, to na przemian albo się śmiałam, albo zaczynałam płakać. Później uśmiech przeplatał się ze łzami i sama nie wiedziałam, co się dzieje w moim sercu, wszystkie emocje wymieszały się we mnie. Nie mogę zrozumieć jak Ty to robisz, a nawet nie chcę. To Twój sekret, Twoja wena, Twój talent i mi pozostaje tylko podziękować za cudowny rozdział i czekać z niecierpliwością na kolejny C:
    Pozdrawiam cieplutko,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  46. Wow ! Jesteś wielka :) brakuje mi słów żeby opisać jak bardzo podoba mi się ten rozdział :) życzę weny ! Pozdrawiam dreamer

    OdpowiedzUsuń
  47. Po prostu piękny...Idealny...Aż się wzruszyłam ;-;
    ~~Azia

    OdpowiedzUsuń
  48. Obawiałam się że ten rozdział będzie słabszy niż 43, ale baaaaaaardzo się myliłam. Jest fantastyczny, to jest zdecydowanie najlepsze dramione jakie czytałam. Mam wrażenie że jest takie hmm... dorosłe, poważne, bez zbędnej słodkości w dużych ilościach. Mam nadzieję ze kiedy bedzie dobiegało końca to wszystko dobrze się skończy. Życzę duzo weny, i pomysłow. I jeszcze raz, TEN RODZIAŁ JEST ZAJE*****ISTY !!!!!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  49. Jesteś cudowna przeczytałam i boziu! cudny rozdział! Jak dobrze że wróciłaś<3

    OdpowiedzUsuń
  50. Mogę szczerze stwierdzić, że to NAJLEPSZY rozdział jaki kiedykolwiek napisałaś :D Tak się cieszę, że wróciłaś, bo moje serce powoli umierało z każdą zmienioną datą (tak, wiem, ale to przez Ciebie robię się melancholijna) To był chyba rozdział, w którym było najwięcej dramione. Liczę, że w następnych to się nie zmieni i że będą tak samo (lub bardziej) brutalne :) Po prostu nie mogę się doczekać spotkania Draco vs. Matt :D A i jeszcze muszę Ci napisać o moim ulubionym zdaniu, z całej notki (zawsze wybieram jakiś faworytów, a to szczególnie mi się podoba, mam ochotę je sobie wytatuować :D) "Nie mogę ci zagwarantować, że zawsze szedłbym tą samą drogą co ty, ale na pewno odprowadziłbym cię tak daleko jak tylko bym zdołał." (zakochałam się, naprawdę) i od razu potem jest mój drugi faworyt :D "Nigdy nie spotkała w swoim życiu osoby, która tak pięknie mówiła o miłości, chociaż nic o niej nie wiedziała" Ubóstwiam Cię za to. Życzę ci weny, każdą komórką mojego ciała.

    OdpowiedzUsuń
  51. woooow
    wooooooooooow
    wooooooooooooooooooooooooow
    czytałam go dwa dni bo z dużo emocji żeby móc połknąc na raz. Gratuluje było bardzo warto czekać na taką notke! <3 ten rozdział jest poprostu piękny wiem że do niego będe bardzo często powracała :)
    Dziekuje:)

    OdpowiedzUsuń
  52. O boże! warto było czekać taki czas tylko po to, aby poryczeć się przy czytaniu tego rozdziału! To jest mój numer 1! Amen <3 Muszę przyznać, że chyba moje życzenie spełniło się co do tego, żebyś w kolejnym rozdziale nie robiła z Dracona dupka =D Kocham cię za to :))) W ogóle twój blog jest inny niż inne: nie chodzi mi o to, ze rzadko, ale obficie dodajesz rozdziały, ale o treść. Jest tak dużo problemów z życia wziętych, że to magia xd Kocham cie za to i jesteś dla mnie błogosławieństwem. jak to dobrze, ze wolisz Dramione niż Fremione czy Sevmione. Ufff kamień z serca :*** Dla mnie numer 1, powtarzam jeszcze raz! Mogę czeka nawet 3 miesiące, ale warto dla czegoś takiego. Kawał dobrej roboty, Icanna. Dziękuję co za to, że zaczęłaś to pisać, moje życie nabrało sensu. I to jest szczera prawda - dzięki temu blogowi mogę się zastanowić nad wieloma rzeczami, w tym czy istnieje miłość. Błagam nie kończ tej opowieści!!!! A jeżeli to zrobisz, proszę cię, żebyś zaczęła pisać blog na temat świata: o życiu i jego przekazie, o miłości i nienawiści, o przyjaźni i nieufności. Błagam ie z całego serca. Kocham czytać twoje rozdziały. naprawdę, dają mi dużo do myślenia. Przy tym, 44, popłakałam się przy rozmowie Dracona z Hermioną nad jeziorem. Moja mam jak to usłyszała, nie chciała w to uwierzyć! ^^ Jeszcze raz: KOCHAM CIĘ i Z CIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ!!!!!!!!! Już tęsknię *_*
    Pozdrawiam,
    Życzę weny,
    Agnes Delaquere

    OdpowiedzUsuń
  53. Jejujej, ogólnie samą w sobie głupotą jest czytanie zawieszonego bloga, jednakże jakoś nie mogłam się powstrzymać, bo po prostu mam nadzieję, że wkrótce tutaj wrócisz. Blog znalazłam przypadkiem, w Googlach, ale nie żałuję. I powiem Ci, że pomijając ten pomysł ze wspólnym dormitorium, itp., to od samego początku Twoja historia była jakaś taka niebanalna, zupełnie inna, niż pozostałe, oryginalniejsza (: Z czasem nawet i język się polepszył, i styl też, chociaż błędów dużo się wciąż zdarza, np. "ją", zamiast "om" w liczbach mnogich albo brak "ł" w czasownikach rodzaju męskiego.
    Strasznie podoba mi się, że jest 44 rozdział, a oni dalej tak naprawdę nie byli ze sobą w łóżku! To po prostu takie WOW. Jestem do tego zupełnie nieprzyzwyczajona, pewnie nie tylko ja. Przyznam z bólem, że choć lubię bogate opisy w opowiadaniach, to w niektórych momentach tutaj mnie one męczyły. Za to dialogi - pierwsza klasa. Nigdy nie uśmiałam się tyle, ile podczas czytania Twojego opowiadania, hihi. Mam nadzieję, że mimo zawieszenia, szybciutko tutaj wrócisz (:

    Pozdrawiam,
    w.

    OdpowiedzUsuń
  54. Kurczę, ale wyczułam moment, akurat wróciłaś! :D

    OdpowiedzUsuń
  55. Najlepszy rozdział jaki do tej pory czytałam! Bardzo się cieszę, że wróciłaś. Codziennie wręcz sprawdzałam czy pojawiło się już coś nowego a tu proszę! Przeczytałam jednym tchem, wylałam morze łez, a nawet doprowadziłaś mnie do ścisku w brzuchu! Jestem zachwycona, pokłony dla Ciebie! :)

    OdpowiedzUsuń
  56. Jej rozdział.dosłownie wali na kolana. Znalazłam kilka literówek jednakże nie psują one atmosfery panującej w tym rozdziale jak i na całym blogu :) jest to mój pierwszy komentarz ale jest on dla mnie czymś w rodzaju zaszczytu. Blog z pewnością posiada jedne z najlepszych treści jakich czytałam :)

    OdpowiedzUsuń
  57. Chciałam Ci powiedzieć, że jesteś najcudowniejszą autorką. Ten rozdział... był najlepszym ze wszystkich, które dotąd opublikowałaś. Chociaż co ja mówię. Każdy Twój rozdział jest genialny, ale ten ma w sobie to coś.
    Warto było na niego czekać. Eh, na takie rozdziały to ja mogę czekać i rok. :P
    Kobieto, czemu Ty mówisz o błędach? Przy napisaniu TYLU stron to przecież normalne! Jesteś zwykłym człowiekiem, a nie jakąś maszyną :)
    Wszystko co działo się w tym rozdziale było takie emocjonujące.. Cały rozdział kipi od emocji. Każda literka, każde słowo, każde zdanie...
    Nawet nie wiem co już napisać. Brakuje mi słów.
    Na początku może to, że nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo popłakałam się przy czytaniu tego rozdziału :P Dawno tak nie płakałam.
    Wszystko jest tak perfekcyjnie napisane... I nagle wszystko ma sens. To, że Draco zrobił Hermionie krzywdę, by ją chronić. By go znienawidziła.
    Jeju, jak wielkim zaufaniem Draco musiał darzyć Hermionę, by pozwolić jej zszyć swoje rany.
    Scena, kiedy razem zasypiali, rozmowa przy jeziorze... IDEAŁ.
    W tym rozdziale napisałaś tak wiele pięknych słów, przy których czytaniu musiałam wziąć głęboki oddech :) Niektóre już znalazły się w moim dzienniczku :D
    Eh, a ostatnia scena... Draco znowu odsunie od siebie Hermionę. Ale dobrze, że ona wie ile znaczy dla Malfoy'a.
    Jestem ciekawa co z chorobą Granger.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Powtórzę: jesteś wielka :)

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  58. AAAAAAaaaaaaaa warto bylo czekac na Ciebie! Zreszta jak zawsze! Wcale w to nie watpilam ;DDD
    Rozdzial swietny, czytalam trzy godziny ;p Na poczatku bardziej sentymentalny, jednak pozniej akcja sie ruszyla. Swietnie pogodzilas dwojke bohaterow i sprawilas, ze "rozeszli" sie w pokoju i Hermiona dowiedziala sie dlaczego tak musi byc.
    Draco PROSZACY Azraela o chronienie jej? Super!!!!!!
    Ogolnie nie ma co sie mega rozpisywac. MAJSTERSZTYK Ci wyszedl <3 Pozdrawiam i zycze weny xoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  59. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  60. O kurwa... dziewczyno, rozwaliłaś mnie. Każde zdanie, wszystkie emocje jakie mi dałaś, gdy czytałam ten rozdział... tego się po prostu nie da opisać. Nie mam pojęcia jak ty to robisz, że przez pół rozdziału mam szklanki w oczach, rzadko co mnie doprowadza do takiego stanu.
    Jak można mieć taki talent? Ja też piszę, ale twoje teksy są o niebo lepsze, serio. Muszę przyznać otwarcie, że ten rozdział jest moim ulubionym (na podium z Kac Hogwart, oczywiście). A czytając akurat ten rozdział utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że jesteś moją ulubioną autorką blogów jakie kiedykolwiek czytałam.
    I nie chce żebyś myślała, że pisze to wszystko żeby... nie wiem, podlizać się, czy osłodzić moje odczucia. Nie, po prostu tak myślę i zdania nie zmienię.
    Pozdrawiam, Salvio.
    PS Czytałam rozdział cztery godziny, serio.

    OdpowiedzUsuń
  61. To co ty ze mną robisz to po prostu niewyobrażalne. To w sposób jaki piszesz...brak mi słów. Twoje opowiadanie jest jak jedna z lepiej napisanych ksiązek. Śmiejesz się, płaczesz , przeżywasz razem z bohaterami i to właśnie jest niesamowite. Kiedy zobaczyłam nowy rozdział skakałam ze szczęścia jak głupia, bo oczekiwałam rozdziału jak kolejnej części wielkiego bestselleru. Jesteś cudowna Icamna, pisz dalej, rozwijaj się, bo z takim talentem zajdziesz na pewno daleko
    Pozdrawiam wierna czytelniczka <3

    OdpowiedzUsuń
  62. Tak się cieszę ,że już jesteś !! :) Choć trochę czekaliśmy to naprawdę było warto. Rozdział w 200% to rekompensuje. Nawet nie wiem jak go ocenić ... chyba żadne słowa nie oddadzą tego jak wspaniały on jest. Czytałam go (z przerwami) dwa dni, taki jest dłuuugi. :) Cudowne opisy przeżyć bohaterów i całych sytuacji, rozdział trzymał w napięciu do ostatniego słowa. Jestem pełna podziwu i uznania dla twojej osoby. Myślę,że ten rozdział musiał być pisany długo ,bo tylko super rzeczy się tyle pisze. Mam nadzieję,że wena będzie się ciebie trzymała i za jakiś czas wstawisz kolejny rozdział. Nie zostawiaj nas więcej !! Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia. LittlePoland <3

    OdpowiedzUsuń
  63. "Świat jest okrutny Granger, pogódź się z tym. Im szybciej to zrozumiesz tym będziesz mniej cierpieć." Takie prawdziwe słowa.
    Mogę z pewnością twierdzić, ze jesto mój ulubiony rozdział.
    Znalazłam w nim siebie co jeszcze nigdy mi sie nie zdarzyło.
    Nie zostawiaj nas więcej.
    Chociaż powracasz w wielkim stylu ;)
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  64. Cudownie. Mimo, że liczyłam na scenę z ich pocałunkiem, z radością stwierdzam, że wiesz, co robisz i te momenty, w których są tak irracjonalnie blisko, są o niebo lepsze! Rozdział pochłonął mnie totalnie, gdybym miała czas, przeczytałabym go po raz drugi.

    Nie przejmuj się błędami- fabuła zdecydowanie odciąga naszą uwagę. :)

    Ps. Chcę już kolejny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  65. Od zawsze moim ulubionym rozdziałem był ten, kiedy tańczyli tango na balu (śmiać sie można, że nie kac hogwart ;)).
    Jednak zmieniam zdanie.
    1) Kogo obchodzi to, że miałaś przerwę?! No kogo!? A powiem ci :) osoby, które nie są tolerancyjne, nie mają własnego życia, przez co myślą, że jeżeli napiszą "ty niedobra" to są fajne. Tchórze :) Postraszyć Malfoy'em można :)
    2) Trzymasz sie tego, co obiecałaś. Była mowa, że rozdziały będą brutalne, wplątane sceny erotyczne I ty się tego trzymasz- znamię, próba gwałtu, itp. Są blogi, gdzie autorki na samym początku zapowiadają, że treść bedzue nienajlepsza, dla osób wrażliwych, a tam co?! Jedna, ewentualnie dwie sceny "złe I niedobre". Sa to jak zwykle romansidła, gdzie Draco kocha Granger po 3 rozdziałach I nie chce jej skrzywdzić. Tu są wątki romantyczne, ale kurde! Są perfekcyjnie przygotowane I opracowane!
    3) Postać Dracona jest trudna do rozszyfrowania, I on sam chyba się nie rozumie. Dopiero tutaj tak naprawdę przekonuje Hermione, ze jest kimś wiecej niż współlokatorką. Szczerze rozmawiają. On ma plan (albo i pare) jak, kiedy, gdzie ma ją chronić. Ale najważniejsze jest to, że pozostał sobą. Nie zachowuje się jak rozciapciany, zakochany lamus. Jest twardy. Jest silny. Broni tego, co jego. Skłamie Voldemortowi patrzac mu prosto w oczy. Ale zakochał sie. Teraz to widać.
    4) Osoba Hermiony jest prosta. Nie zmienia się, nawet przebywając z Malfoy'em. Jest wrażliwa, delikatna, ma uczucia, boi się choroby, I ma rzadko, bardzo rzadko wybuchowy temperament. Potrafi zadbać o wszystko. Szczególnie o Malfoy'a. Okazuje uczucia w sposób piękny, szczególnie w ostatni dzień na moście. Oboje przekazali sobie nawzajem to co czują w odpowiedniej dla nich ilości
    5) Zemsta Parkinson, wykonywana przez Seth'a (dobre imie napisałam) była bardzo, ale to bardzo odpowiednia do sytuacji. Miała cierpieć. Cierpiała na dwa sposoby:
    - na początek poszła psychika. Groźby, kartki z pogróżkami, martwa sowa w mleku.. I to przekonanie, że to wina Dracona. Tortury na duszy.
    - a potem fizycznie cierpiała. Myślała, że zostanie zgwałcona. Czuła się brudna, że ktoś ją dotykał. I współlokator nic nie robi...
    Parkinson miała powody do zemsty. Ale cóż.. nie powiodło się :/
    6) trzy razy czytałam fragment, kiedy Miona zajmowała się blondynem... Był pięknie opisany. Wszystko trafiło do wyobraźni. "Uczucia wiszą w powietrzu", c'nie?
    7) Zawsze imponowało mi jedno.. twoje dialogi są tak wplątane w opisy, że jakby ich nie było.. dobra, wnerwia mnie to troszeczkę. Ale w bardzo małym stopniu ;) nielubię czytać długich opisów, jednak coś takiego jest w twoim opowiadaniu, że tu zostaję.
    Pozdrawiam serdecznie :)
    Kath.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się zgadzam z punktem 3! We wszystkich dramione zamienia się w tak słodkiego chłopczyka, że aż się żygać chce ;/ A tu jest genialnie opisane!

      Usuń
  66. Doczekałam się :) po długich tygodniach wreszcie przeczytałam (zarywając noc przed sprawdzianem - szczegóły ;) . Nie jestem jeszcze w stanie dokładnie wyrazić mojego zachwytu za to mam pytanie : Jak uzupełniłabyś zdanie....... "was real. I belive in ..." ?

    OdpowiedzUsuń
  67. Wow! 65 stron! Gratulację dziewczyno!
    oby do Zakonu i do Ginny, jako przyjaciółki. I jeszcze raz: nie zostawiaj dramione!

    OdpowiedzUsuń
  68. W tym rozdziale w ogóle nie widać, że miałaś jakiekolwiek problemy z weną.... Wszystkie sceny są tak dobrze przemyślane, że sama nie wiem co najbardziej mnie zachwyciło, chyba moment w którym Draco prosi o pomoc....

    Pozdrawiam Annelis :)

    OdpowiedzUsuń
  69. Chciałabym wyrazić ci wielką wdzięczność... nie no, sama nie wiem co.
    Najpiękniejszy rozdział jaki napisałaś dotąd, brak słów. Mam ochotę walnąć głową z zachwytu w monitor, ale chcę zaraz przeczytać go drugi raz (KacHogwart czytałam uu, ze 20 razy).
    Codziennie wchodziłam zobaczyć, czy coś dodałaś i czułam zawód, aż zobaczyłam to cudo... Ta nieobecność jest tak doskonale wynagrodzona, aż się wylewa. Zwykle mam dużo do powiedzenia, ale jestem ZAMUROWANA. Chciałabym kiedyś tak pisać. I podziwiam cię.
    Do następnej notki.
    (BJSBAJFAJKFNAJKNSDFHUSEFJKNGSJKANGSJDNGFJKANKSDBNSD AASUDFBSUD GSGASBGUASBGASFASWAAW;AW;HAWIERHAWRHFIAFHIAWFAHNF).
    Pozdrawiam, weny
    Luniaczek

    OdpowiedzUsuń
  70. OMG! To się nazywa powrót w wielkim stylu. Na takie rozdziały można czekać i czekać, bez słowa skargi. Bo to co robisz to przechodzi wszelkie pojęcie. Nie ogarniam jak można w tak krótkim czasie naskrobać ponad 60(sic!) stron i to takiego tekstu. Przecież wielu wielu pisarzy wysiada przy Tobie. Nie można się oderwać, można nie jeść i nie spać tylko siedzieć i czytać to co tworzysz. Wszystko jest tak przemyślane w najmniejszym detalu, tak zorganizowane i tak napisane … no brak mi słów by oddać mój zachwyt! Bohaterowie wierni, prawdziwi, nie przerysowani, konsekwentni. Powiem Ci, że w momencie, gdy widzę, nowy rozdział zaczyna się we mnie walka – z jednej strony chcę teraz już w tym momencie wiedzieć co też nowego się wydarzyło, a z drugiej strony chcę czytać mega wolno, delektować się każdym słowem, czytać parokrotnie niektóre fragmenty, by jak najbardziej odsunąć w czasie ten moment, kiedy rozdział się skończy i znów będę musiała czekać z niepokojem, w zawieszeniu na dalszy ciąg. A czytaniu towarzyszy tyle emocji. Po poprzednim rozdziale np. ogarnęła mnie straszna melancholia, wręcz smutek, tym razem z jednej strony cieszę się, że Hermiona i Draco w końcu oboje są świadomi swoich uczuć, jednak serce rozrywa ta świadomość, że nie dane im będzie być nigdy razem (w ich mniemaniu oczywiście, bo mam nadzieję, że jednak czeka ich „i żyli długo i szczęśliwie”). Swoją drogą co za zmiana atmosfery i temperatury uczyć między głównymi bohaterami w stosunku do ostatniego rozdziału – tam czysta nienawiść i chęć mordu, a tu taka intymność, tyle pięknych słów. Prawdziwy rollercoaster uczuć.

    Bardzo Ci dziękuję za to, że piszesz i dzielisz się tym. Dziękuję, że mam możliwość doświadczyć tych wszystkich uczuć czytając Twoje opowiadanie, że pozwalasz mi być tego częścią, chociaż nic w zamian nie otrzymujesz. Jeśli mogę to proszę, nigdy nie przestawaj pisać. Jeśli potrzebujesz to rób dłuższe lub krótsze przerwy (w końcu nie samym zaspokajaniem czytelniczych zachcianek żyje człowiek ;P) i jeśli ktoś powie Ci jakieś złe słowo z tego powodu to skieruj taką osobę do mnie to sobie z nią po swojemu pogadam [evil laugh], ale pisz pisz pisz!

    Tak sobie myślę …. Jakbyś zmieniła imiona i te główne Rowlingowe motywy, nadała kształt świata przedstawionego na taki ala nasz współczesny albo jakiś taki bajkowy czarodziejski ale Twój (co by nie było, że plagiat czy jakieś prawa autorskie naruszone) i spokojnie możesz udać się do jakiegoś wydawnictwa z tą historią. Już tyle czasu jej poświęciłaś, mogłabyś zacząć na niej zarabiać ;p

    Pozdrawiam
    ARS

    OdpowiedzUsuń
  71. Jak ją się cieszę że wrocilas. Zacznijmy od tego że od 21 czytałam rozdział a aktualnie jest 0:42
    Powróciłas i to w jakim stylu! Rozdział cholernie długi. Aż dziwię się jak ty to robisz że potrafisz tyle napisać. Niro wiem jak dobrać słowa do tego rozdZiału by go idealnie opisaly. Cudo. Pi prostu cudo :*

    OdpowiedzUsuń
  72. Cześć Icamna. Fajnie cię tu znowu zobaczyć. Trochę mi to zajęło żeby się przebić do końca rozdziału 44 i co mogę powiedzieć? Czytając ten rozdział robiłem sobie notatki odnośnie błędów, przeinaczeń, nieporozumień i wszystkiego tego, do czego chciałem później wrócić i przeczytać jeszcze raz. Potem, na końcu rozdziału zobaczyłem, że przyznajesz się do winy, jeśli chodzi o ilość błędów i trochę głupio się poczułem pamiętając o tych notatkach… Z drugiej strony jak przeczytałem te komentarze gdzie najpopularniejszym słowem jest „nareszcie” a najpopularniejszym zdaniem „to jest cudowne” (ewentualnie jakieś odmiany tych słów) to zrobiło mi się żal ciebie, jako autorki. Zbierasz same pochwały i nikt ci nie mówi, co powinnaś zmienić. Dlatego to zadania biorę na siebie ja i postaram się uratować cię od zgubnego samouwielbienia ;)
    Przede wszystkim wiesz, że uwielbiam twoje rozdziały za to, jakie są długie. Jest to niesamowite i naprawdę mnie cieszy, kiedy mogę czytać jeden rozdział przez trzy dni. Zresztą sama historia, którą kreujesz jest ciekawa. Rozdział 44 zaczyna się od tego, że Hermionie jest ciężko i jedyny kontakt z Malfoyem to kłótnie. Później to się zmienia, dochodzi konfrontacja z Mattem i Parkinson… Swoją drogą naprawdę żałuję, że wybrali taką aktorkę do roli Pansy w filmie… Nieważne :)
    Teraz przejdźmy do sekcji „co mi się nie podobało.” Przedstawię ci najpierw moje notatki w formie kilku punktów (podobne uwagi zostawiłem przy jednym myślniku)
    -Naporem a nie naborem słów, spełnienia zamiast spanienia
    -Bodyguard? Serio? Język polski też jest piękny…
    -Zmarnotrawione spojrzenie? A co to takiego? Chodziło ci o zmartwione?
    -Skąd Hermiona miała nić chirurgiczną? Ja nie jeżdżę na wakacje ze szpadlem „na wszelki wypadek”…
    -Końcówki. Czasami jest „miału” zamiast „miały” a czasami jest „mija” zamiast „mijać”
    -Metafora z tym księżycem i niebem jest kompletnie nietrafiona
    Wyjaśnienie myślników – rozdział 44 wygląda jakbyś w usiadła z postanowieniem, że nie wstaniesz póki nie skończysz rozdziału. Rozdział napisałaś, ale jest on jedną wielką porażką pod względem stylistycznym. Zjadasz końcówki, masz błędy w słowach, niektóre fragmenty są płytkie i naiwne… Jeślibyś pytała mnie o zdanie to lepiej byłoby powiedzieć nam, że sprawdzasz błędy i publikacja obsunie się o kolejne dwa dni. Serio. Jeśli czekaliśmy tyle czasu to poczekamy jeszcze kilka dni a przynajmniej nie będziemy się potykać o jakieś dziwnie brzmiące wyrazy (tak, wiem, nie wszystkim to przeszkadza). Dodatkowo, tak, jestem dziwny, strasznie w tym rozdziale miłości. O ile w większości przypadków jest to ładnie wkomponowane we wszystko to jednak momentami jest strasznie. Czytam, czytam i jest to tak naciągane, że mam szczerą nadzieję, że zaraz zmienisz temat i opiszesz nam, w jaki sposób woda po deszczu spływała z samochodu…
    Czyli podsumowując wszystko, „zusammen do kupy” – fajnie, że wróciłaś, rozdział jest ciekawy i wprowadza nowe wątki, ale wygląda jakbyś pisała go bez przykładania się do poprawiania błędów (pozwól, że nie będę sprawdzał jak sprawy stoją z przecinkami…). Zresztą nie tylko o końcówki tu chodzi. Chodzi też o te płytkie, naiwne i naciągane fragmenty dotyczące miłości…
    Wiem, że nie tego się spodziewałaś, ale naprawdę nie mogę pominąć błędów. Mam nadzieję, że ta krytyka pokaże ci jak się dalej rozwijać a nie spowoduje niechęć do mojej osoby (potrafię być naprawdę miły… czasami…). Pisz dalej, bo dobrze ci idzie. Po prostu sprawdzaj błędy od czasu do czasu (kiedy ja pisałem książki, żadna nie wyszła, to w momentach braku weny twórczej poprawiałem wszystkie błędy, które gdzieś tam pominąłem i czasami połowę rozdziału potrafiłem napisać na nowo, bo coś mi się nie podobało) i nie martw się o nas. Będziemy czekać

    Pozdrawiam i do usłyszenia ponownie :)

    OdpowiedzUsuń
  73. Nie wiem od czego zacząć więc zacznę od początku. :) Czytam twojego bloga już od jakiegoś czasu, ale- przyznaję się bez bicia- nie miałam w zwyczaju komentować wcześniej. Twoje rozdziały traktowałam jako miły przerywnik szarej, nudnej i monotonnej codzienności. Godzinki, które na nie poświęcałam "wyrywalam" z czasu przeznaczonego na sen... Mam nadzieję, ze wybaczysz mi olewajstwo i niekomentowanie twoich cudnych i fantastycznych rozdziałów. Teraz postaram się to nadrobić. :D
    Bardzo się cieszę, że jednak wróciłaś. Muszę się przyznać, że przez te dwa miesiące często tu zaglądałam o nienormalnych nocnych godzinach, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie wróciłaś. Zła i wredna ja, ktora nie chciała się przy tym ujawnić... Aż tu nagle w nocy z 28/1.03 wchodzę jeszcze raz, żeby się upewnić czy na pewno ni, a tu... Fantastyczna niespodzianka! :D
    Twoją historię poleciła mi znajoma, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna. Jest fantastyczna, wciągająca, miejscami zabawna i zarazem strasznawa. Idealny ff.
    Ulubiony rozdział? Ten z tangiem i balem, kac Hogwart, sen malfoya? A może właśnie ten, tak długo wyczekiwany... Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję. Za to, że poświęcasz swój czas i piszesz. Wiem coś o zdradzieckiej wenie, ktora znika na całe tygodnie. Wiem, bo sama piszę. Co prawda do szuflady, albo dla przyjaciół,a le zawsze. Mam nadzieję, ze będziesz miała kiedyś dosc sił czasu i weny, zeby napisać książkę. Masz po prostu talent *.*
    Co do błędów. Zdążają się nawet tym najlepszym. Literówki, interpunkcyjne... Wszystko do wybaczenia przy twoim poziomie pisania. <3
    Podsumowując, pisz tak jak wena pozwala, my poczekamy. Wszystkiego dobrego, 3maj się ciepło.
    Mam nadzieję, że znajdę czas, żeby komentować twoje kolejne rozdzialiki :D
    ~Adrienne

    OdpowiedzUsuń
  74. Przepraszam za brak kultury, ale inaczej nie da rady.. rozdzial.. no ROZPIERDOL!! Po prostu swietny! Uwielbiam to Dramione i z niecierpliwoscia czekam na nastepny ;). Pozdrawiam i czekam.

    OdpowiedzUsuń
  75. Świetny rozdział :))
    Mam tylko pytanie, bo zrobiłam sobie długą przerwę między tym rozdziałem a pozostałymi, że już mało pamiętam co się tam działoło, chodzi mi o to czy m.in. Blaise był w dobrych stosunkach z Hermioną, Ginny itd. czy był inny, :)
    Naczytałam się tyle różnych dramione, że teraz trudno mi stwierdzić jak było :))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  76. WROCILAS!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! poplakalam sie jak czytam rozdzial:)
    ps kiedy kolejny rozdzial bo juz nie moge sie doczekac:)
    kinga z

    OdpowiedzUsuń
  77. Cieszę się, że wróciłaś. Codziennie wchodziłam i sprawdzałam, czy nie odwieszasz bloga. Czekanie było warte czasu, wróciłaś do nas ze świetnym i imponująco długim rozdziałem. Twoje Dramione jest niezastąpione, bardzo różniące się od tych pustych, które czytałam. Jest ono bardzo rzeczywiste, czytając je czuję się jak bym widziała na własne oczy jego historię, wszystko tak samo odczuwam jak jego bohaterowie. Ten rozdział jest świetny. Cieszę się, że Hermiona wie, że Malfoy'owi na niej zależy - nawet jeśli nigdy nie mieli by ze sobą być. Z jednej strony rozdział jest bardzo poważny i smutny, ale z drugiej jest w nim nutka wesołości. Mi wesoło na duszy zrobiło się jak czytałam ten fragment, w którym Hermiona położyła się koło śpiącego Malfoy'a i to co jej później powiedział jak się obudził, i powiedział, że ją przeprasza, i że wie dla kogo ma walczyć :) Pozdrawiam i życzę weny do pisania tak wspaniałych rozdziałów :*
    Ps. Przepraszam za chaotyczne pisanie i skakanie z wątków na kolejne wątki

    OdpowiedzUsuń
  78. Boże !!! Rozdział cudowny :D warto było czekać. Sceny Dracona i Hermiony mistrzowskie wgl jaka fabuła i no u!!! w niektórych momentach nawet pojawiły się łzy. Tak jak mówiłam wszystko świetnie ale liczę na jakieś sceny tytułowej dwójki , mimo że oni ich nie planują :D Czekam na kolejny, kocham twojego bloga i życze weny :*

    OdpowiedzUsuń
  79. Witam, witam, witam.
    Mam dla Ciebie propozycję. Czy mogłabym zostać Twoją betą? Kimś, kto przeprowadza korektę w rozdziale i udziela opinii na temat sposobu pisania autorki. Wiesz - gdy już napiszesz rozdział, wysyłasz go do mnie na e-maila. Ja wprowadzam w nim poprawki (z reguły wiadomo, że łatwiej oceniać opowiadanie komuś innemu, a nie autorowi ;)), potem wysyłam z powrotem do Ciebie, a ty go publikujesz. Żadnych błędów, braku kropek, przecinków, "ą", "ę" i te sprawy. Co Ty na to? Napisz, jeśli się zdecydujesz! meganmalfoy7@gmail.com :)

    OdpowiedzUsuń
  80. Wróciłaś. I to w wielkim stylu. Wiedz, że zawsze cię podziwiał, że to przy czytaniu twojego bloga stwierdzałam, że ja sama nic nie umiem. To co tworzysz jest wspaniałe i nie ważne ile czasu będę musiała na to czekać, zawsze zrobi na mnie ogromne wrażenie. Jak dla mnie, momentami jest to lepsze niż sam Harry Potter. Jest wspaniałe, naprawdę wspaniałe. Jestem zaszczycona mogąc czytać coś takiego. Nie zmarnuj tego talentu, liczę że kiedyś znajdę na półce twoją książkę.
    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny.
    dark-family-dtb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  81. To jest po prostu super. Sposób, w jaki przedstawiasz relacje między Hermioną i Draconem, jest po prostu niezwykły. Strasznie podoba mi się to, jak pod wpływem różnych wydarzeń zmieniają nastawienie względem siebie i że różnie się między nimi układa. Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  82. rozdział cudowny. Warto było tak długo czekać ,a charakter Draco jest idealny fajnie że nie zrobiłaś z niego słodziutkiego i takiego milutkiego tak jak robią to na wielu innych blogach . Z niecierpliwością czekam na następny rozdział !!! Życzę duuuużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  83. Jesteś niesamowita. Widać, że ta przerwa Ci służyła, bo rozdział mnie tak rozczulił jak żaden inny. Co prawda czytałam go przez 3 dni, ze względu na remont domu i natłok nauki, ale oczy mnie bolą jakbym przeczytała wszystko na raz. Opisując amatorską operację Hermiony czy też to jak Nick wbijał scyzoryk w brzuch Dracona, wszytko czułam tak jakbym sama to przeżywała. Moje serduszko robiło się coraz cieplejsze podczas momentu ich rozmowy ( o ile można nazwać te przerywane zdania Dracona przez Hermionę ). Uwielbiam rozmowy Dumbledora z Draco. Nawet nie wiem co mogłabym jeszcze napisać. Podobało mi się tyle sytuacji,a le żeby je wymienić musiałabym pochłonąć rozdział jeszcze jeden raz, na co moje oczy nie pozwalają. Jednak zapewniam cię, że z pewnością do niego wrócę.
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie troszkę szybciej niż za dwa miesiące, jednak patrząc na tę notkę po długiej przerwie jest co czytać, pod względem jakości i długości.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny i czasu :3
    Avis.

    P.S. Tak z ciekawości, ile ten rozdział miał stron ?

    OdpowiedzUsuń
  84. Kocham :3
    Też piszę bloga, chociaż nie o Dramione. Dopiero zaczynam.
    Serdecznie zapraszam na
    http://lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  85. To się nazywa wielkim powrotem !!! Wspaniały rozdziałach <33

    OdpowiedzUsuń
  86. Boże, dziewczyno,ja pierdolę!!!!!! Jeśli coś mam ci wybaczać to chyba tylko Twoją głupotę, że myślisz, że naprawdę mam ci co wybaczać :) Jeżeli już zrozumiałaś, o co chodzi to rozdział mega :) Czas zleciał mi przy nim jak z płatka :) Były momenty grozy i melancholii, ale i tak najbardziej rozwalił mnie moment, gdy Hermiona żartowała z Draconem na temat wypróbowania na nim amatorskiej medycyny, bo zapomniała, że ma te eliksiry xD Cóż pozostaje mi tylko powiedzieć, że czekam na następny :) I jeżeli coś można nazwać wielkim powrotem - to właśnie to :)

    OdpowiedzUsuń
  87. http://grandesparrowdramione.blogspot.com

    Serdecznie zapraszam na Prolog już w czwartek :)

    OdpowiedzUsuń

  88. Rozdział jest niesamowity i wybaczam że przez te kilka miesięcy musieliśmy czekać, ten rozdział wszystko rekompensuje <33333
    /Aga

    OdpowiedzUsuń
  89. Znalazłam Twoje opowiadanie dwa dni temu, a że na zwolnieniu w domu siedzę to przeczytałam wszystko. I mam jedną prośbę: zostaw swojego faceta i stwórzmy sobie mały raj! ( Nie jestem lesbijką żeby nie było :P ) Twoje rozmowy na linii Draco-Hermiona i do tego Blaise powodowały u mnie taki wybuch śmiechu, że wczoraj wieczorem facet mój się spytał czy już po karetkę dzwonić i białe kaftany ;)
    Twoje opowiadanie jest pisane w taki sposób, że nawet zaczęłabym wierzyć w miłość znowu ( mówi to rozwódka ). No ale nie rozpisując się dalej czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję znów przyprawi mnie o niekontrolowane wybuchy śmiechu ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  90. Coż. Nie wiem nawet co napisać. Wszystko wydaje się być zbyt banalne i nie oddające tego co czuję, gdy czyatm Twoje wpisy. Ty, Twoja twórczość, jest tak niezwykła, tak niepowtarzalna, że nie potrafię dobrać do niej odpowiednich słów. Każde wydaje się zbyt mało odzwierciedlające moje uczucia. Ta historia porywa do całkowicie innego świata. Świata, z którego nie chcę wracać, bo mam wrażenie, że jest bezpośrednio połączony z moja duszą, moim sercem. Czytałam wiele świetnych blogów, ale żaden nie jest choć w połowie tak dobry jak Twój. Słowa wychodzące spod Twojego pióra, są o niebo lepsze niż niejednego sławnego pisarza/pisarki. I już nie mówię tu o oryginalności Twojej historii, o tym w jak lekki i przyjemny sposób się ją czyta. Mam tu na myśli emocje, które wywołuje Twoja opowieść. Czlowiek ma wrażenie jakby przenikała każdy skarawek Twojej duszy, poruszała każdy nerw odpowiedzialny za odczuwanie emocji. Jeszcze żadne opowiadanie nie wywołało we mnie tyle emocji, co Twoje. Kiedy je czytam na przemian odzuwam różne emocje: od radości, przez gniew, do rozpaczy. Te emocje są tak prawdziwe, wręcz namacalne, że w swoim prywatnym życiu takich nie odczuwam. To co przeżywają bohaterowe, przeżywam również ja. Razem z nimi upadam na dno lub wznoszę się do nieba. Każdy ich smutek, każda radość są też moimi uczuciami. Kiedy czytam, czuję ból w klatce piersiowej. To jakby te wszytskie skumulowane emocje chciały się wyrwać na wolność, jakby chciały aby zobaczył je cały świat. A ja razem z nimi mam ochotę krzyczeć, wrzeszcześ, płakać, śmiać się, tak by usłyszał to każdy. Aby każdy dowiedział się co teraz czuję, choć ja sama nie jestem w stanie tego ogarnąć i zrozumieć. Może uznasz mnie za osobę trochę nienormalną lub z zaburzeniami emocjonalnymi, ale tak nie jest ( chociaż moje przyjaciółki czasem twierdzą inaczej ☺♥) . Chciałam choć trochę przybliżyć Ci moje uczucia, choć to co napisalam to wciąż za małlo. Chcę, żebyś wiedziała, że naprawdę masz ogromny talent i jesteś wspanialą pisarką (mało powiedziane) . I chciałam Cię o coś prosić. Nie wiem czy jakkolwiek wpłynie moja prośba na Twoją decyzję, ale warto spróbować. Więc: błagam Cię, napisz szczęśliwe zakończenie. Błagam Cię o to.! Moje serce na sama myśl o smutnym końcu pęka z rozpaczy. Błagam Błagam Cię. Nie odbieraj szczęścia końcowi tej historii. Błagam, zakończ ją szczęśliwie. Błagam. I choć piszę teraz o zakończeniu, to nie chcę aby to opowiadanie się skończyło zbyt szybko. Zbyt wiele emocji we mnie budzi.
    Było warto czekać na ten rozdział. Jak na każdy zresztą. ♥
    Jesteś wspaniała. Twoja historia jest niepowtarzalna. Dziękuję Ci za to, że mam zaszczyt ją przeczytać. Bo to wielki zaszczyt. Dziękuję. ♥
    /98Emma*

    OdpowiedzUsuń
  91. Droga Icamno!
    Nie wiem, jak ty to robisz, ale po każdym rozdziale jestem pewna, że już nic mnie tak pozytywnie nie zaskoczy, jak ten ostatni rozdział i co? Pojawia się rozdział kolejny. I od nowa, błędne koło. Jestem zachwycona. Cieszyłam się, jak głupia, kiedy między Draconem i Hermioną, chociaż przez chwilę panowały relacje jak z Dagutar... Nie moglam odżałować tego, że tak szybko się to skończy. No, ale nie narzekam. Przynajmniej Miona już tak nie nienawidzi Draco. To jest najważniejsze :) W sumie jestem ciekawa co masz zamiar zrobić z chorobą Hermiony. Mam cichą nadzieję, że nie zakończysz tej cudownej historii brakiem happy endu. Cóż może powiedzieć jeszcze. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam [dramione-want]

    OdpowiedzUsuń
  92. Kochana!
    Masz pojęcie, jak dobrze piszesz? Oczywiście, zwróciłam uwagę na kilka literówek, błędów interpunkcyjnych i składniowych, ale kompletnie nie o to chodzi. Masz tak niesamowitą wyobraźnię i talent do spisywania wszystkiego w tak rzeczywisty, prosty, ale niebanalny sposób, że przez ostatnie kilkadziesiąt minut siedziałam wprost przykuta do monitora. Widać, że pomimo tych drobnych zastojów, kapryśnej weny, pisanie sprawia Ci wielką radość. Uwielbiam twojego Dracona - właśnie tak zawsze go sobie wyobrażałam. Nie do końca zły, ale też nie nieskazitelnie czysty. Połączenie skrajności, kompletnych przeciwieństw. Biję pokłony za to, jak umiejętnie go wykreowałaś. Nie zrobiłaś z niego złego Ślizgona, który pod wpływem uroku i niewinności Granger nagle odmienia całe swoje życie, przechodzi na stronę "dobrych", staje się zakochanym pantoflarzem. Pokazuje i daje swoją miłość Hermionie w sposób, który nie odwraca go od niego samego, a jednocześnie wystarcza jej. I pomimo tego zachwytu, które wzbudziłaś we mnie tym świetnym, dopracowanym i (bądźmy szczere) cholernie długim tekstem, to jęknęłam głośno, kiedy jednak się nie pocałowali! Mała intrygantka z Ciebie, co? ;) Z drugiej strony podoba mi się, że pomimo 44 rozdziału akcja toczy się w idealnym, spokojnym tempie, napięcie między nimi rośnie. Czyta się to wszystko z zapartym tchem i wypiekami na policzkach, a myślę, że nie liczni autorzy potrafią wzbudzić tak silne, czasem skrajne emocje u czytelników. :)
    Co ja będę się więcej rozpisywać? Czytałam wcześniej wszystkie rozdziały, ale tym rozłożyłaś moje serce i myśli na łopatki. Kocham Dracona, kocham Twój Hogwart. Zdobyłaś mnie, dziękuję, czuję się pokonana, zakładam Twój fanclub.
    I tak, jak na prawdziwą niecierpliwą fankę przystało - domagam się jak najszybciej nowego rozdziału. Myślę nawet, że wszystkim nam się należy, po tej dawce swojego talentu, którą właśnie nam wszystkim zaprezentowałaś! W końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia, prawda?
    Życzę dużo, dużo, dużo weny i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział!

    PS. Z góry przepraszam, jeśli ten komentarz będzie wydawał się kompletnie nieskładny i chaotyczny, ale to wyłącznie Twoja wina, moja droga!
    PS2. Pisz tak dalej, a na pewno nie zdam matury! (Bo zdajesz sobie sprawę, że po przeczytaniu rozdziału cała historia na długie, długie godziny pozostaje w głowie, przynajmniej mojej? Ciężko jest się uczyć, non stop rozpamiętując poszczególne sceny! :D)

    Masza.

    OdpowiedzUsuń
  93. http://wladcy-marmurowego-aniola.blog.pl

    Zapraszam do czytania ! I proszę o komentarze

    OdpowiedzUsuń
  94. always-expecto-patronum.blogspot.com
    ~ Miło widziane komentarze *u*

    OdpowiedzUsuń
  95. Cześć :) bezwzględu na to jak zniszczony jest Twój laptop dane MOŻNA odzyskać :) dlatego jak jeden informatyk Ci powie ze się nie da to koniecznie idz do innego :) miałam ten sam problem i dopiero kiedy trafiłam do 3 powiedział mi ze nie ma problemu i żebym odebrała laptopa za dwa dni :) życzę powodzenia i wytrwałości :) na pewno Ci się uda odzyskać dane :)

    OdpowiedzUsuń
  96. Super Notka <3

    Zapraszam na mojego bloga :)

    http://wladcy-marmurowego-aniola.blog.pl

    Baaaardzo proszę o komentarze :*

    OdpowiedzUsuń
  97. Kiedy będzie następny rozdział ? Kocham Twoje opowiadanie i nie wyobrażam sobie dłużej życia bez niego. Pozdrawiam. / Z niecierpliwością czekająca, Kathleen

    OdpowiedzUsuń
  98. jeeej co za cudo!
    tyle emocji. emocjonująca akcja. po prostu rozdział wymarzony.
    serio, to było boskie, kiedy Draco i Herm tak bardzo się do siebie zbliżyli. mam nadzieję że mimo wszystko już tak zostanie.
    sprytny ten nasz Dumbledor'e, wszystko przewidział, a jednak ich tam wysłał. i ten kochany bohater<3
    jestem pod wielkim wrażeniem tego rozdziału.
    coraz bardziej ukazują swoje uczucia, więc może niedługo rozwinie się coś między nimi.
    cudowna autorko, napisałaś tyle świetnych rozdziałów że pragnę oddać pokłon Twojej twórczości.
    mam nadzieję że wkrótce znów ujrzymy nowy, równie dobry rozdział. współczuję, tej sprawy z lapkiem, mam nadzieję że się naprawi.
    bardzo czekam na nn,
    Pozdrawiam ciepło :*
    Sama-Wiesz-Kto

    PS: PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM że tak długo czytałam ten rozdział, ale zupełnie nie miałam czasu na nic. w końcu udało mi się przeczytać i żałuję że tak późno ;) ale w końcu na bieżąco :D

    OdpowiedzUsuń
  99. Czytam i czytam, i czytam a tu końca nie widać !
    Naprawdę podziwiam długości Twoich rozdziałów , bo z tych 44 można by było spokojnie kilka książek zrobić patrząc na ilość stron !! :)

    Rozdział dla mnie MAGICZNY !! chyba jeden z ulubionych :)
    Było tam wszystko - dramat, spokój, napięcie, akcja a przede wszystkim te emocje...
    Pięknie napisane dialogi między Draco a Hermioną zwłaszcza te w domku nad jeziorem - pisałaś tak jakby to nie było opowiadanie tylko opisanie prawdziwej ceny, takiej w której sama brałaś udział (bynajmniej tak to odczuwam ponieważ uważam, że nie każdy potrafi tak opisywać uczucia) ! :)

    W tym opowiadaniu widać prawdziwą miłość- nie tą romantyczną , banalną, z happy endem, gdzie zawsze wiadomo, że wszystko będzie dobrze.
    Tu jedna i druga strona potrafi wyrzec się tego co najważniejsze dla drugiej osoby- przykład bezwarunkowej miłości. Zero egoizmu, co zwłaszcza ze strony Smoka na pewno nie jest codziennością.

    Ogólnie czytając ten rozdział, wzbudziłaś we mnie wiele pozytywnych emocji, ale również w niektórych momentach ledwie uniknęłam płaczu, gdy czułam już jak oczy mi się szklą...

    Dla takich rozdziałów warto czekać miesiącami :)

    Mam nadzieję, że komputer szybko wróci z naprawy i wszystkie Twoje prace czy szkice wrócą do Ciebie z powrotem !! I nie myślę tylko o nas czytelnikach - żebyśmy szybciej doczekali się rozdziału- ale również o Tobie bo rozumiem, że byłaby to strata ! :)

    Życzę powodzenia i WENY !!
    Pozdrawiam Monika :)

    OdpowiedzUsuń
  100. Wow... tylko tyle jestem w stanie powiedzieć...
    Dziś znalazłam Twojego bloga i przeczytałam go z zapartym tchem...
    I powiem szczerze, z niecierpliwością czekam na kolejną notkę...
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Kajusia

    OdpowiedzUsuń
  101. Kiedy rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
  102. „Brązowowłosy chłopak siedział na fotelu przed biurkiem PRZECINEK LENIWIE paląc papierosa, A ognistą whisky zapijając jego mocny smak tytoniu.”
    „Jego piwno-zielone oczy wpatrzone były w nagą dziewczynę LENIWIE przeciągającą się w białej, zmierzwionej pościeli”
    -zgubił się przecinek i wkradło się niepotrzebne powtórzenie
    -później powtarza się jeszcze „papieros”

    Jaki jest sens nadawać podłodze narodowość?

    „a on nie z(A)mierzał się przed nimi powstrzymywać.”

    „Wolną dłonią odgarną jej długie, czarne włosy z karku PRZECINEK sprawiając, że wygięła głowę do tyłu”
    -znów zabrakło przecinka przy imiesłowie

    „Dodał jeszcze szeptem, koniuszkiem nosa PRZECINEK zachęcająco trącając jej.”
    -znów
    -przez chwilę nie wiedziałam, co trącał xD

    „Przymknęła powieki PRZECINEK rozkoszując się tą chwilą i bliskością szatyna.”
    -znów imiesłów

    Nie wypisuję już więcej ich, sama wykryjesz tych intruzów :)

    „nieoczekiwaną treścią tego życzeniem”
    -życzenia

    „SZCZERY chociaż krótki śmiech satysfakcji. SZCZERZE powiedziawszy”

    „Był pod prawdziwym wrażeniem tego PRZECINEK co usłyszał.”

    Kasztanowłosa, a później zaraz czarnowłosa i tak w kółko do znudzenia te włosy.

    Jednak, jednak, jednak – też powtarzasz.

    „Podobała mu się TO.”
    -a nie taka?

    „Rzucił jeszcze rozbawiony chociaż żart ten został przez CZARNOWŁOSĄ zignorowany. Przez chwilę między nimi panowała cisza, w czasie której bawił się pasemkiem jej KRUCZOCZARNYCH włosów.”
    -przez te powtórzenia zacznę myśleć, że wciskasz wszelkiej maści epitety dla zasady „wcisnę, żeby było dużo”
    -wiele razy wspominana była barwa włosów tej bohaterki więc nie ma sensu tak tego wałkować, no chyba, że to bardzo istotne dla rozwoju akcji
    -pamiętaj, że czytelnik ma odrobinę dobrą pamięć i coś zostaje mu w głowie :)

    „przygoda CZARNOWŁOSEJ Ślizgonki z zemstą na KASZTANOWŁOSEJ Gryfonce zaczęła się tego samego dnia. CZARNWŁOSA w odpowiedzi niedbale wzruszyła ramionami”
    -igrasz z moimi nerwami xD

    OdpowiedzUsuń

  103. „na co kąciki jej wymalowanych, czerwonych ust uniosły się w lekkim, jednak zadziornym uśmiechu”
    -kiedy ona wymalowała się?
    -co zostało po tej szmince po takim mizianku? :D
    -czy ona nie jest „prosto-z-łóżka”? :D

    „Schlebiasz mi PRZECINEK kotku.”

    Uśmiech tu, uśmiech tam, każdy uśmiech ma! Nie no, za często te miny powtarzasz, ale dobrze, że są jakieś zamienniki typu „kąciki ust w górę”. Tak czy siak, słowo uśmiech jest za często.

    Scałować hmmm... ciekawe słowo. Wiem, że chodziło tu o jakąś czułość i delikatność, jednak myślę, że w tym wypadku lepiej byłoby dosłownie opisać jak muska ją delikatnie ustami by spić z czułością krople. Zapunktowałabyś zmysłowością ;)

    Ten w błysk w oku to znak rozpoznawczy? Też ciągłe powtarzasz.

    „Pierwszy raz jednak tak bardzo przekonała się, że okrutnie się pomyliła.”
    -Jednak pierwszy raz tak bardzo bla bla bla – szyk

    „Nic nie było w stanie opisać jej smutku i rozżalenia PRZECINEK kiedy weszła do kawiarenki i nie zastała w niej stałej klientki.”
    -często w wypadku „kiedy” gubisz przecinki

    Iskierki nadziei często świecą się u Ciebie.

    Niepotrzebnie wstawiasz słowo „jednak” w środek zdania (tak jak miało to miejsce wyżej).

    „Miała wrażenie, że ktoś jest tuż za nią chociaż opuszczoną uliczką między mniej znanymi budynkami szła sama.”
    -chociaż szła sama opuszczoną uliczką, która rozciągała się między mniej znanymi budynkami

    Z tego o kojarzę to Hogsmeade składa się z 3 skrzyżowań, czyli 4 ulic. Sądzę, że ciężko tam samotnie wędrować, a przede wszystkim malować mroczne znaki :D

    Powtórzenie: przyjaciel, przyjaciółka etc

    Kończę czytać, ponieważ dla mnie ten rozdział jest za długi. Skradłabyś mi za dużo czasu!
    -skończyłam na mrocznym znaku.

    ALE! Bardzo podobało mi się budowanie nastroju, zwłaszcza tego erotycznego, ponieważ robiłaś to w bardzo zmysłowy sposób, a jednak z dozą intrygi i nutką brutalności. Podkreślam to, ponieważ to niełatwy temat i czasem ironią losu odwraca się do nas D... a w rezultacie wychodzi z tego groteska, która doprowadza do łez... przez śmiech. Jednak Tobie udało się w bardzo fajny sposób wyważyć emocje i słowa jakimi określasz je. Tak, podobało mi się.
    Masz bardzo przyjemny styl pisania i używasz niebanalnego słownictwa, co dla mnie jest ważne, bo nie lubię czytać zestawienia „najpopularniejszych potocznych słów z podwórka”.
    Powtórzenia masakrowały Ci cały urok rozdziału, a mnie nerwusa doprowadzały do irytacji xD Twierdzę również, że masz problem ze stawianiem przecinków – to już nie irytowało mnie, bo to tylko mała kreseczka, JEDNAK warto o to dbać. I określenia, określenia powtarzające się, ciężko zadecydować, czy wynikało to z gapialstwa, czy niedowierzania w dobrą pamięć czytelnika, czy po prostu w brak alternatywnych słów...
    ALE! Zabrakło mi opisów. Opisów postaci i miejsc, przedmiotów, bo muszę przyznać dużo rozwodzisz się o myślach i zachowaniu bohaterów – to też jest fajne! Parę słów więcej w opisach o przedmiotach, miejscach i postaciach (kwestie wyglądu) i będzie bardzo, ale to bardzo przyjemnie!

    PS Nie katuj taką ilością tekstu, dla mnie to straszne :D

    Chyba już wszystko... Spokojnie, zawsze tyle „wypłakuję” się w komentarzach.

    Pozdrawiam
    Makowa Pani
    http://upolowac-jelenia.blogspot.com/ << KLIK! Właśnie pojawił się nowy rozdział!
    Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  104. Choćby miał minąć rok i tak będę czekać na nowy rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  105. WOW ! Wielkie brawa ! Trochę za długi tekst, mogłaś go podzielić na kilka mniejszych, ale i tak wielki szacun ! Mam nadzieję, że kiedyś też będę umiała pisać tak jak ty !!! a na razie zapraszam do mnie : http://zagubionaopowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  106. Puk, Puk ! Kochana, jesteś tam ? Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Błagam Cię dodaj NN, bo oszaleje ! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

  107. Kiedy nm? Zapomnialas o nas? :(

    OdpowiedzUsuń
  108. Przepraszam że dopiero teraz komętuję ale tak się zaczytałam że masakra ! Tylko o nas nie zapomnij, bo cię Cruciatusem potraktuje !

    Rebecca z bloga :
    http://ten-inny-hogwaart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  109. Zrobilabys nam miły prezent na święta ? Wiesz, o co chodzi. Mam nadzieję, ze moje marzenie się spełni :*

    OdpowiedzUsuń
  110. Nominuje cię! http://this-love-will-survive-all.blogspot.com/ Informację tutaj :)

    OdpowiedzUsuń
  111. Jejku, ale to fajne!
    No, no, no ale się porobiło.
    Wszystko pięknie, bardzo pięknie.
    Fantastyczny rozdział!!! Z niecierpliwością czekam na następny!
    ~Laxus

    OdpowiedzUsuń
  112. Uwielbiam twojego bloga i zawieszenie go złamało mi serce ;c. Czytałam milion blogów o Draco i Hermionie jednakowoż twój jest najlepszy i zmiata resztę z powierzchni Ziemi. Kocham twój styl pisania i głębię nadaną temu blogowi. Czuję się jakbym czytała kolejną powieść Rowlling. Mam nadzieję, że nowy rozdział już nie długo! C: Kocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  113. O ja cie, ja cie, ja cie!!!!! Ale super rozdział!!!! Zresztą jak wszystkie ;) czekam na następny :3
    ~Raving

    OdpowiedzUsuń
  114. Dobrze, że kwiecień nie ma 31 dni...

    OdpowiedzUsuń
  115. Kiedy nowy rozdział? Już nie mogę wytrzymać! O.o

    OdpowiedzUsuń
  116. kurcze... już na prawdę nie mogę się doczekać. normalnie doliczam dni i godziny do 1 maja... no ale muszę czekać :) mam nadzieje, że ten dzień nadejdzie szybko !!!!!

    pozdrawiam, AssiA

    OdpowiedzUsuń
  117. Czemu nie ma nowego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
  118. Czekam, czekam, czekam :)
    Czy pierwszy maja o godz. 00:00 to teraz, czy jutro o 00:00?
    nie mogę się doczekać,
    pozdrawiam
    Magdalena Ł

    OdpowiedzUsuń
  119. Hm to jednak nie tylko u mnie sa przejawy braku rozdzialu łeeeeee :'( chlip chlip

    OdpowiedzUsuń
  120. Rozdział pochłonięty powoli i z rozwagą,tak aby się nim jak najdłużej delektować.Do niektórych momentów wciąż będę powracać bo są zapadające w pamięć.Pięknie piszesz i rób to dalej.Przede mną jeszcze jeden rozdział.Tymczasem zapraszam do mnie i pozdrawiam oraz życzę weny.
    http://niekoniecznie-rywalizacja-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  121. O kurwa, wiem że, komentarz późny i to bardzo ale; ja Cię chyba wezmę i kurwa zabiję że, mi tyle emocji na raz ciśniesz do łba, najpierw mnie wkurwiasz akcją "gwałt Miony", cieszysz okazanym sadyzmem Dracona, smucisz wyrokiem Volcia i amatorskim leczeniem Hermiony, podniecasz akcją Dramione, rozwalasz "gorączką", jeszcze bardziej wkurzasz i rozbijasz postanowieniem obojga bohaterów i na koniec rozczulasz akcją u dyrka, akcją "zrobisz jej coś a Cię zatłuke" i rozkazem "masz jej pilnować". Kobieto jak ty to robisz że, doprowadzasz mnie do płaczu podczas gdy w innych opowiadaniach (nie mówię tylko o Dramione) jestem jak jakiś kurwa jego mać pieprzony, zażenowany kamień... I jak Cię tu nie kochać...
    Na zawsze oddana Dramione i NaLu,
    Zocha

    OdpowiedzUsuń
  122. Dlugie... Dlugie... Dlugie... Po cholere takie dlugie? Wiesz ile czasu ja to czytalam zeby dowiedziec siejeszcze wiecej? Dlugo. A konkretnie 2 dni. Lubie azraela. Fajny gosciu sie wydaje. I cos malo o wszystkim bylo a dlugie jak cholera. Ale oplacalo sie czytac to kazda wolna chwile w autobusie i w domu. Nie rozumiem tylko tego watku z wybrancem Dumbledora ale z czasem na pewno wyjasnisz
    Caluje
    LieberAlleine

    OdpowiedzUsuń
  123. Ukochana moja autorko najdłuższych rozdziałów świata!
    1.Twojego bloga czytam już jakiś czas i jest jak dotąd jednym z najlepiej przemyślanych jakie kiedykolwiek czytałam. Serio, opisy barwne czasem zastępują dialogi...
    2. Ogromnie się cieszę jak czytam o uczuciach opisanych w tak piękny sposób...! Dodajesz skrzydeł, dar przeogromny
    3. Zauważyłam dużą rozbieżność dat między dziś a ostatnią publikacja co mnie smuci i martwi. Mam nadzieję że nie porzuciłaś tego dzieła choć potrafię sobie wyobrazić jak trudno jest coś takiego doprowadzić do finału. Pozostanę w nadziei na kontynuację, uwielbiam Twój styl i rozumienie poszczególnych bohaterów. Niesamowite!
    Pozdrowienia, Know-it-all :*

    OdpowiedzUsuń
  124. Irytujący jest fakt, ze Draco w trakcie kiedy nie ma na sobie skorupy obojętności rozczula sie i mówi sobie w myslach, ze tak wiele by dał za to by życie jego i Hermiony było prostsze.Jeszcze niedawno miał wybór, który przedstawilo mu jezioro. Dokonał go i teraz pije piwo które nawarzył. Głupek :3 Ps. Czytam juz twoje Dramione 2 raz i jest to moj pierwszy komentarz. Musiałam wyrzucić z siebie ta zgryźliwą uwagę. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  125. Love
    Amor
    Amore
    Liebe
    Amour
    Elska
    aşk
    Pag-ibig
    älskar
    Aloha
    Ljubav
    Szerelem
    Dragoste (tak!)
    Uthando
    Ukuthanda
    Liefde
    爱情

    Caru
    Rudo
    Milovat'
    Renmen
    Cinta
    MIŁOŚĆ...





    ROŚNIE WOKÓŁ NAS W (NIE)SPOKOJNĄ, JASNĄ NOC
    Z piosenki ,,Miłość rośnie wokół nas", Film ,,Król Lew" część trzecia. <3
    Garielka

    OdpowiedzUsuń
  126. Nabawię się bezsenności przez to że te rozdziały są takie długie :D Ale to mój absolutnie ulubiony rozdział i nie mogę się pozbawiać radości czytania go

    OdpowiedzUsuń
  127. Ten Dumbledore nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Boże jak dobrze, że Draco się pojawił, tak się bałam o Hermionę! Tylko ta jej opieka medyczna... Współczuje Malfoyowi ;)

    OdpowiedzUsuń
  128. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  129. Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  130. Jestem tutaj, aby cały świat dowiedział się o tym wspaniałym człowieku, który specjalizuje się we wszystkich kwestiach związanych z relacjami, czy to zerwanie, rozwód, ciąża, cokolwiek, dr Ekpen jest człowiekiem, który może pomóc ci to naprawić. Pracowałem z nim i świetnie rzuca zaklęcia, mogę śmiało go polecić, jeśli masz wyzwania w swoim związku, czy to w małżeństwie. Skontaktuj się z nim przez e-mail: Ekpentemple@gmail.com lub WhatsApp +2347051979135

    OdpowiedzUsuń