piątek, 6 grudnia 2013

[43.] W najczarniejszą noc.


"...bo tak samo jak nie jesteś w stanie sprawić by ktoś Cię pokochał, 
sam nie umiesz wyzbyć się miłości.
Możesz ją tresować, dławić i gasić w sobie,
 ale to płomień tak silny, że nie zaznasz spokoju. 
Będzie ci palić wnętrzności i odbierać sen. 
Zacznie Cie niszczyć rutynowo jak poranna kawa.
Butelki opróżniane do lustra, poranki pozbawione nadziei, 
wieczory pozbawione złudzeń. 
Chyba można wtedy dosłownie umrzeć z żalu. 
(...)
Bo ten świat zna ograniczoną liczbę cudownych złączeń,
 a to mogło być jedno z nich."





Zawsze był sam.
Początkowo było trudno. Z czasem jednak nauczył się to akceptować. Nauczył się polegać i ufać tylko sobie. Nauczył się znajdować drogę w mroku, w którym przebywał od najmłodszych lat. Z czasem ten mrok stał się jego przyjacielem, ochroną i ucieczką. Nauczył się być sam w życiu tak jakby nauczył się regułki na egzamin z teorii. Nawet jego sny były mroczne i samotne. Nigdy nie pojawiła się w nich osoba, która mogłaby być obok niego w najczarniejsze noce. Nie śnił, nie marzył, nawet nie przypuszczał, że na świecie jest ktoś kto mógłby wprowadzić światło do tego mroku. Osoba, która mogłaby rozświetlić te wszystkie samotne ścieżki, którymi podążał odkąd tylko pamiętał. Od zawsze był samotny więc nauczył się robić wszystko samemu. Doskonale wiedział, że całe swoje życie spędzi w samotności, wiedział też, że był w stanie to przeżyć. Te słowa były dla niego jak codzienna modlitwa, talizman i wiara. Stojąc tu tej chłodnej, marcowej nocy naprawdę pojął sens tych słów i zrozumiał jak nigdy to czego uczył się przez te wszystkie poprzednie lata. W pewnym sensie było mu lżej, przynajmniej nie miał już zbyt wiele do stracenia. Serce, uczucia i dusze stracił zanim tak naprawdę zdołał pojąć, że je ma. Nie miał nikogo, więc nie musiał się bać, że straci najbliższe mu osoby - nikt taki dla niego nie istniał. Miał jednak absolutną świadomość, że gdyby od dziecka nie uczył się polegać tylko na sobie, gdyby nie nauczył się żyć w tej pancernej, pozbawionej uczuć i emocji skorupie, gdyby tylko miał kogoś obok - nie potrafiłby żyć tak jak teraz, robić tego czego od niego wymagano. Wiedział, że nie potrafiłby być Śmierciożercą stojącym nie po tej stronie, po której należy. Gdyby jego życie wyglądało chociaż trochę inaczej nigdy nie znalazłby się w tym miejscu. Noce nigdy nie byłyby tak przerażająco ponure i boleśnie samotne.
Było już jednak za późno by coś zmienić w swoim życiu, a odosobnienie i zło odcisnęły na nim swoje piętno. Całe życie podążał tą mroczną i samotną ścieżką, która dzisiaj zaprowadziła go w jeszcze większą ciemność. Nie było odwrotu, a szansa na zobaczenie słońca została mu bezpowrotnie odebrana. Została mu już tylko pustka panująca w nim i naokoło niego. Od zawsze był małomówny, teraz miał wrażenie, że kurz osiadł mu na ustach. Milczał o wszystkim o czym powinien mówić. Zbyt potulnie przyjął los, który na siłę narzucili na niego inni. Zrozumiał to jednak gdy było już po wszystkim.


                                                                           *

Stary, zaniedbany, porzucony i zniszczony dwór z czasów, których już nikt nie pamiętał, w miejscu, do którego nie prowadziły żadne drogi, a gęste konary drzew nie przepuszczały żadnych promieni słońca był idealnym miejscem by planować największe zbrodnie tego świata. Był idealnym miejscem by spotkali się ci, którzy nie powinni istnieć. By zostały poruszone rozmowy, których nikt nie powinien usłyszeć. By miały tu miejsce wydarzenia, które nigdy nie powinny się wydarzyć.
Światło dnia nigdy nie przedzierało się przez te mroczne ściany. Labirynty brudnych, obskurnych pokoi, schody prowadzące w najmroczniejsze zakamarki opuszczonego zamku, przerażające lochy i ściany, które wciąż pamiętały wrzaski i łzy torturowanych. Podziemne kręgi tworzące całą sieć skomplikowanych powiązań dzisiejszej nocy prowadziły tylko do jednego miejsca. Komnaty głównej. Była czymś więcej niż Wielką Salą w Hogwarcie. Była jak centralna część lochów zamku, w której na chwile obecną znajdowali się wszyscy najgorsi. Nie był to jednak margines społeczny. W tym samym pomieszczeniu na równi stali obok siebie mordercy, gwałciciele, zdrajcy, szpiedzy, prawnicy, urzędnicy, profesorowie, właściciele biur i sklepów oraz na pozór zwyczajni ludzi. Wszyscy połączeni obłąkaną ideologią świata składającego się tylko z czarodziei czystej krwi.
I on.

Zastanawiający się, do którego gatunku wyznawców należy.
Kim jest, kim kiedyś był i kim będzie za chwile.
Nie dał po sobie poznać tego wewnętrznego rozbicia, które nieustannie rozrywało go od środka. Stał dumnie, wyprostowany na baczność, z zaplecionymi rękami za nienagannie prostymi plecami. Nie odrywał zimnego spojrzenia od człowieka odpowiedzialnego za całe jego życie. Za bolesną przeszłość, samotną teraźniejszość i źle prosperującą przyszłość. Gdy padły pierwsze słowa przemowy dotyczącej jego dalszego losu spuścił nieznacznie głowę i przymknął na moment powieki, zupełnie jakby żegnał się z poprzednim, mimo wszystko dużo prostszym życiem. Obraz kasztanowłosej Gryfonki pojawił się w jego głowie tak gwałtownie jakby ktoś niespodziewanie zapalił światło w ciemnym pokoju, w którym przebywał. Szybko jednak to światło zgasił sprawiając, że jej obraz zniknął jeszcze szybciej niż się pojawił. Zupełnie jakby umysł podpowiadał mu, że Ona była jedyną osobą, która mogłaby i byłaby w stanie coś zmienić w jego życiu. Nie mógł jednak o tym dłużej myśleć, przecież już nie było odwrotu. Nawet jeśli nie on wybrał drogę, którą miał iść, nie mógł z niej zboczyć. Musiał iść naprzód nie odwracając się przy tym za siebie i nie patrząc przy tym na nikogo. 
Zwłaszcza na Nią.
Voldemort uciął swoje przywitanie tak niespodziewanie jak je zaczął. Było to krótkie, zwięzłe i konkretne powitanie wszystkich mniej lub bardziej ważnych członków tego zamkniętego kręgu. Wszyscy wiedzieli w jakim celu się tu zebrali, nie było sensu wygłaszać długiej, pozbawionej patosu przemowy.

Odruchowo otworzył powieki unosząc poważne spojrzenie na Voldemorta schodzącego po kilku betonowych stopniach ze swojego centralnego miejsca. Sam nie wiedział co czuł w tej chwili, było to jednak bez żadnego znaczenia.
Przywódca Śmierciożerców nieśpiesznym korkiem zszedł w dół, zatrzymując się przed blondynem i ściszając swój głos tak by tylko do Dracona dotarły jego słowa. Arystokrata stał niewzruszony nie dając po sobie poznać, że zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Chyba jeszcze nigdy nie słyszał w głosie Czarnego Pana takiego ożywienia i podniecenia. Może jedynie wtedy kiedy kazał mu torturować Wiktora Kruma i obserwował jak długo to wytrzyma. Sześć godzin.
- Z prawdziwą przyjemnością mianuje cie generałem jednego z moich oddziałów. Mam nadzieje, że będziesz mi służył tak oddanie jak cała twoja rodzina i będziesz reprezentował poziom swojego ojca.

Powstrzymał grymas obrzydzenia, które wstrząsnęło nim od wewnątrz. W geście szacunku nieznacznie skinął głową w dół, nie przestał jednak patrzeć prosto w zimne oczy Mrocznego Pana. Zupełnie jakby rzucał mu wyzwanie.
- Z całym szacunkiem panie,... jestem od niego lepszy.

Główną salę wypełnił złowieszczy śmiech Voldemorta. Na kilka kroków odszedł od chłopaka unosząc ręce w górę, zupełnie jakby chciał zwrócić na siebie uwagę wszystkich Śmierciożerców, którzy ich otaczali. Niemal tak jakby byli na arenie i za chwile miała nastąpić walka gladiatorów. Wzrok zebranych spoczął na centralny środek sali - na przyszłego, młodocianego generała i okrążającego go pobudzonego Voldemorta. Wszyscy wiedzieli, że tej nocy przeleje się krew, nie wiedzieli jednak do kogo będzie należała.
- Dobrze więc...
Wysyczał pod nosem, z podłym uśmiechem ponownie odwracając się do niewzruszonego arystokraty.
- Udowodnij ile jesteś wart. Walcz ze swoim ojcem. Od wyniku walki będzie zależał twój awans i życie.

Nie przeraziło go to wyznanie, przeraziła go obojętność z jaką na nie zareagował.
Zabić ojca? Nie widział problemu.
Podekscytowanie wszystkich zebranych w sali zdawało mu się dobiegać z daleka. Jego ojciec z różdżką w ręku wyszedł spomiędzy innych Śmierciożerców, niewzruszony stając przed nim na samym środku sali. Świat wtedy na krótki moment się zatrzymał, zupełnie jakby dawał mu szanse na zrozumienie całej sytuacji. Pamiętał wzrok matki, która nie wiedziała komu ma kibicować. Pamiętał radość swojej ciotki, która zachowywała się jakby była na najlepszej imprezie swojego życia. Pamiętał także Snape'a, który jak zawsze zaszył się w najmroczniejszym części sali, w skupieniu obserwując każdy jego ruch. Pamiętał też, że jego ojciec nie zawahał się gdy stanął przed nim. On również się nie zawahał. Nie wiedział ile czasu to trwało. Wszystko potoczyło się szybko. Może nawet zbyt szybko.


                                                                          *

Owinęła się szczelnie włochatym, białym szlafrokiem. Nie było ognia w kominku, a wszystkie światła zgasiła już wiele godzin temu. Stała przy oknie w łazience, przygaszonymi oczami próbując z tej mrocznej poświaty dostrzec zarys błoni. Nie było gwiazd na niebie. Padało jak jeszcze nigdy. Księżyc również nie świecił na niebie. Miała wrażenie, że była to najczarniejsza noc jakiej doświadczyła. Stan ten skutecznie potęgował w niej uczucie pustki, samotności i wewnętrznego bólu. Nie miała pojęcia, która była godzina. Podejrzewała jedynie, że był już środek nocy. Wciąż jednak czekała, chociaż sama wiedziała, że nie było w tym najmniejszego sensu. W końcu Draco był dorosłym człowiekiem, a do dormitorium wracał późno częściej niż czasem. Z reguły przesadzał z alkoholem u Zabiniego i zapominał gdzie mieszka, albo spędzał czas z jakąś piękną Ślizgonką i spędzał go zdecydowanie zbyt miło by wracać później do niej, na czwarte piętro. Wiedziała o tym, akceptowała, milczała. Teraz jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że z chłopakiem o alabastrowej skórze i włosach jasnych jak zboże dzieje się coś złego. Nie umiała tego określić, zrozumieć i wyjaśnić, ale wiedziała, że nie ma go na terenie Hogwartu, tak samo jak wiedziała, że stało się coś istotnego. Równie ważnego jak strasznego. Czekała na niego, wypatrując go w oknie bardziej niż pierwszej gwiazdki w Wigilijną noc. On jednak nie wracał. A ona wiedziała, że gdy wróci będzie innym człowiekiem niż był gdy wychodził bez pożegnania kilka godzin temu.
Nie doczekała się jego powrotu tej nocy. 

Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ten Malfoy, którego znała już nigdy nie wróci.


                                                                     *


Wymierzył w niego swoją różdżkę obserwując go beznamiętnym spojrzeniem. Nie zawahał się. Różdżka wymierzona w leżącego na ziemi ojca nawet nie drgnęła w jego dłoniach. Był w stanie to zrobić i nie zamierzał się przed tym powstrzymywać. Nim wypowiedział słowa śmiercionośnego zaklęcia i pozbawił życia własnego ojca pojawił się obok niego Voldemort, z uśmiechem ironii klaszcząc kilka razy w dłonie. Reszta Śmierciożerców nie miała odwagi zareagować w żaden sposób.
- Cudownie....
Jego przeszyty jadem i zimnem ton wypełnił całe pomieszczenie, przerywając wymianę spojrzeń między ojcem, a synem.
- Udowodniłeś mi więcej niż chciałem zobaczyć. 

Mówiąc to stanął między dwójką Malfoy'ów tym samym sprawiając, że nie pozostało mu już nic innego jak przestać mierzyć we własnego ojca i schować różdżkę do pasa z tyłu spodni. Lucjusz pozbierał się z ziemi patrząc na syna z taką obojętnością, że nikt nie wiedział co czuje w dane chwili. Czy był z niego dumny, czy upokorzony własną przegraną? Chyba nawet on sam tego nie wiedział. Zdawało się jednak, że było to bez żadnego znaczenia.
Już było po wszystkim.
Kolejnych słów Voldemorta i tak już nie słuchał. Wyrok zapadł. Został mianowany generałem. Przydzielono mu oddział. Wypalono znamię. Dostał kolejne zadanie. Znowu miał kogoś odszukać, znowu miał pozbawić kogoś życia. Ulewa na dworze rozszalała się na dobre.


                                                                          *

Gospodarz Hogwartu siedział przy swoim biurku z zamyśleniem wpatrując się w starą, rodzinną fotografię. Nie przeszkadzał mu półmrok panujący w pomieszczeniu, oświetlany jedynie niewielką lampką stojąca na biurku. Zdjęcie znał na pamięć, tak samo jak dzień i okoliczności, w którym zostało zrobione. Zatracił się w swoich wspomnieniach tak bardzo, że nawet nie drgnął gdy w pomieszczeniu pojawił się jego wieloletni towarzysz. Czarnowłosy mężczyzna jak zawsze zaszył się w najciemniejszym zakamarku gabinetu, zupełnie jakby nie chciał by ktoś go zauważył mimo, że byli sami w gabinecie, a nocna pora odstraszała innych gości i potencjalnych interesantów. Najwidoczniej jednak rola szpiega jaką pełnił przez całe życie zostawiła na nim swój ślad. I nie zapominał o nim nawet podczas rozmowy z wieloletnim przyjacielem.
- Już po wszystkim.

Jego głos dobiegł jakby z oddali chociaż znajdował się stosunkowo blisko swojego rozmówcy. Dumbledore przymknął na moment zmęczone powieki pozwalając sobie na ciche wypuszczenie powietrza. Wiedział co było głównym tematem tego spotkania, przypuszczał również jakie słowa na nim padną. Nie spodziewał się jedynie, że tak go zabolą, a przecież teoretycznie przygotowywał się na nie już od siedmiu lat. Dzisiejszej nocy stracił jednak dużo więcej niż początkowo przypuszczał.
- Co musiał zrobić?

Bał się odpowiedzi na to pytanie, jednak prędzej czy później i tak by padło. Rozsądek podpowiadał mu, że chce mieć to już za sobą.
- Walczyć z ojcem.

Dopiero teraz właściciel pomieszczenia spojrzał w miejsce gdzie stał jego przyjaciel, chociaż ledwo dostrzegał jego ponurą i nieruchomą sylwetkę. Nie takiego obrotu sprawy oczekiwał, a już na pewno nie na taki był przygotowany.
- Zrobił to?

Jego towarzyszy prychnął pogardliwie pod nosem, zupełnie jakby chciał podkreślić retoryczność tego bezsensownego pytania.
- Nie tylko to zrobił i wygrał, ale i ledwo go oszczędził. Sam Voldemort przerwał walkę.
- A...?
Nie zdążył zadać nękającego go pytania. Severus nie musiał czytać mu w myślach by wiedzieć jakie pytanie chce zadać. Doskonale wiedział, że Albus chciał poznać reakcję Mrocznego Pana.
- Był zachwycony.

 Na krótki moment w gabinecie zapanowała cisza, która niosła za sobą więcej niż cała rozmowa. Zdawało się, że znawca eliksirów spoważniał, a Dumbledore dosłownie poczuł jego lodowaty wzrok na sobie.
- Przemyśl jeszcze raz czy to w tym chłopaku chcesz pokładać przyszłość tego świata.
- To nie jego wina, że przyszło mu żyć w takim świecie.

Mówiąc to gospodarz Szkockiej Szkoły Magii z cichym skrzypnięciem otworzył szufladę biurka i schował w niej fotografię zakopując ją pod stosem mało istotnych dokumentów. Jego rozmówcy jednak ten komentarz nie przekonał.
- Nie. Ale tylko ten świat nam pozostał. I lepiej dla wszystkich będzie jeśli chłopaka w nim nie będzie.

Na twarzy Dumbledore'a pojawił się ledwo zauważalny grymas bólu. Miał wrażenie, że zabolało go serce, albo był to tylko stan przedzawałowy. Po chwili wszystko ustało. Spojrzał z niezrozumieniem na opiekunka Slytherinu. Ciągle nie mógł pojąć, dlaczego Severus nie próbuje uratować swojego chrześniaka, a wręcz przeciwnie – już nie widzi dla niego żadnych szans na ratunek. Postać młodszego mężczyzny poruszyła się niespokojnie sprawiając, że jego cień pojawił się na przeciwległej ścianie. I wcale nie było tak, że nie chciał dla Dracona jak najlepiej. Chciał. I jak nikt wiedział, że przyszło mu żyć w okrutnych czasach i wśród ludzi, przy których nie czekało go nic innego jak śmierć i doskonale wiedział, że pomimo jego usilnych starań nie uda się tego nikomu zmienić, Dumbledore'owi również. Właściwie śmierć była tym najlepszym co mogłoby go spotkać. Czuł na sobie oskarżycielskie spojrzenie dyrektora szkoły, tak samo również zabrzmiał jego głos.
- Dlaczego jesteś taki sceptyczny?

 Nie odpowiedział od razu. Doskonale wiedział, że wraz z wydarzeniami z dzisiejszej nocy Draco stał się innym człowiekiem niż był jeszcze wczoraj rano. Teraz presja jaką wywierało na niego środowisko i otoczenia Śmierciożerców była za duża by mógł ich zawieść i zboczyć z tej ścieżki, przystępując na stronę dobra i popierając w ostatecznej walce samego Dumbledore'a. Wiedział też, że prędzej czy później chłopak dostanie zadanie, które bezpośrednio przyczyni się do upadku Hogwartu. Nie bez powodu Voldemort mianował go generałem i nie bez powodu chłopak mimo to ciągle pozostawał w szkole. To tu był jego cel. I Dumbledore również doskonale to wiedział. Chociaż ślepa wiara i nadzieja mu to przysłaniała.
- Gdybyś widział te walkę zrozumiałbyś. Chłopak nie potrafił okazać litości własnemu ojcu, a oczekujesz, że okaże ją ludziom, którzy nic dla niego nie znaczą.

Oboje doskonale wiedzieli, że Draco jest coraz bardziej świadomy swoich sił i umiejętności, a fakt że Dumbledore otwarcie mu to przyznał i próbował z niego te moc wydobyć zdawała się nie być już niczym innym jak tylko gwoździem do jego trumny i upadku wszystkich stojących po jego stronię. Voldemort też zdawał sobie sprawę z nieodkrytych jeszcze zdolności Dracona i fakt, że miał go przy swoim boku przechylał całą szalę na ich stronę. Dumbledore widział w chłopaku nadzieję, Severus zapowiedź przegranej. Dumbledore chciał by Draco był jego szpiegiem i w ostateczności dzięki zdobytym informacją i umiejętnością przyczynił się do upadku Voldemorta. Severus z kolei wiedział, że Draco nie ma żadnego powodu by ich ratować.
- Zanim wyznaczysz kogoś by ratował świat, najpierw powinieneś się upewnić czy ten świat mu się podoba.

Właściciel gabinetu wstał ze swojego fotela zatrzymując się przed oknem. Nie było jednak na czym zawiesić zmęczonego spojrzenia i oderwać choć na chwilę od niespokojnych myśli. Mrok i ulewa panująca na dworze uparcie przypominała mu o niespokojnych czasach jakie nadeszły szybciej niż zdążył się do nich przygotować.
- Nikt nie rodzi się złym Severusie. Zawiodłem wiele lat temu, nie popełnię tego błędu ponownie.
- Nie mieszaj w to Arona.

Oschły ton Snape'a i te parę słów, które powiedział sprawiły, że Dumbledore poczuł się gorzej niż jakby rzucono w niego najboleśniejsze zaklęcie.
- Nie o niego chodzi....

Szepnął cicho, zupełnie jakby próbował okłamać samego siebie. Severus jednak usłyszał jego wyznanie, w efekcie czego poruszył się znacznie. Zdawało się nawet, że zdenerwowało go to zaprzeczenie.
- Właśnie, że o niego. To co stało się z twoim synem, nie było twoją winą. Nie musisz tego pokutować.
- Mogłem go uratować. Nie zrobiłem tego. Nie pozwolę by to samo spotkało Dracona. Uratuje go.
- A kto uratuje ciebie przed nim? 

W gabinecie dyrektora Hogwartu zapanowała nieprzenikliwa cisza, a jego rozmówca wyszedł szybciej niż zdążyła paść odpowiedź na to pytanie. Dumbledore przeniósł swoje spojrzenie z powrotem na okno. Zaczęło świtać. Noc dobiegła końca.


                                                                               ***



Kiedy rano pojawił się w Domu Węża ustały wszystkie śmiechy, gwary i rozmowy. Wzrok każdego spoczął na nim. Wieści szybko się rozniosły. Wszyscy wiedzieli, że był głównym bohaterem znaczących zdarzeń z minionej nocy. Większość Ślizgonów była również przekonana, że nie wróci po tym do Hogwartu, a już na pewno nie tak szybko. Może on sam również w to wątpił. Stało się. Dostał pozwolenie na powrót.
Będąc tu chciał się zachowywać tak jakby nic się nie stało, a jego życie w ogóle się nie zmieniło. Sam nie wiedział, która była godzina kiedy po wszystkich, zarówno oficjalnych jak i już tych mniej, okolicznościach dostał od Voldemorta pozwolenie na powrót, z zastrzeżeniem jednak, że będzie do siedziby często wzywany o każdej porze dnia i nocy.
Zaakceptował te warunki. Zresztą i tak nie miał innego wyjścia.
Było mu ciężko. Nie dał jednak poznać po sobie śladów zwykłej ludzkiej niemocy, jedynie jego bledsza niż zazwyczaj skóra wciąż przypominała mu, że nie zmrużył oka odkąd wrócił nad ranem do Hogwartu i zapowiadało się na to, że prędko się to nie zmieni. Czuł na sobie przenikliwy wzrok innych, którzy uparcie próbowali dostrzec to co ukrywał pod długim rękawem czarnej bluzki. Mroczny Znak. Nie widział jednak sensu by go przed każdym eksponować, zupełnie jak wywalczony w boju puchar. Miał na swoim koncie wiele trofeów, nie ze wszystkich był jednak dumny. Teraz również nie było czego świętować.
Cały Slytherin popierał Voldemorta mniej lub bardziej, jednak jedynie Draco wśród wszystkich uczniów posiadał jego symbol. Teraz był również generałem i osobą, która w drodze po awans była w stanie zabić własnego ojca. Nie było sensu mu się sprzeciwiać. Nikt nie miał odwagi się odezwać.
Zignorował wzrok wszystkich na sobie. Bez słowa ruszył do dormitorium Zabiniego, zupełnie jakby przeczuwał, że ten od dawna już tam na niego czeka. Nie zapukał, sam otworzył drzwi zatrzymując się w ich progu i zamykając je za sobą. Zabini siedział na łóżku, pochylony znacznie do przodu z wzrokiem utkwionym w szwedzkiej podłodze. Nie był Śmierciożercą, nie miał znaku, nie był świadkiem wydarzeń z minionej nocy i bez tego jednak wiedział co się stało. Gdy blondyn pojawił się w jego pokoju uniósł na niego zmęczony wzrok. Wyglądało na to, że nie tylko Draco spędził bezsenną noc. Pierwszy raz Zabini był tak poważny i przybity jednocześnie. Milczeli obaj. Żaden z nich nie był w stanie ocenić ile trwała ta cisza, była jednak wymowniejsza niż wszystkie rozmowy jakie do tej pory przeprowadzili. Blaise obserwował go przygaszonym wzrokiem. Doskonale wiedział co chciał powiedzieć przyjacielowi, nie wiedział jednak jak ująć to w słowa. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego cichy szept zabrzmi tak bardzo sentymentalnie, a jednocześnie patetycznie.
- Nigdy mnie o nic nie prosiłeś Smoku chociaż wiesz, że poszedłbym za tobą nawet do piekła. Pójdę i tym razem.

Draco na moment przymknął powieki. Doskonale to wiedział. Nie chciał jednak by przyjaciel podzielił jego los. Wiedział, że gdyby mógł nigdy by się tam nie wybrał. Blaise był jedyną osobą, którą mógł traktować jak prawdziwego przyjaciela. Wolał jednak by go nigdy nie było, niż by miał go stracić w taki sposób. Wiedział, że wybrał drogę, którą powinien iść sam. Nie miał prawa kierować na nią innych. Otworzył powieki mierząc go poważnym wzrokiem.
- Nie wymagam tego od ciebie.
Nawet się nie spodziewał, że jego głos zabrzmiał tak ostro i oschle zarazem. Nie chciał być taki w stosunku do czarnoskórego, ale nie potrafił inaczej. Zabini jednak wiedział, że Draco pod tą niewzruszoną maską i obojętnym głosem ukrywa uczucia oraz emocje, których sam nie jest w stanie zrozumieć. Wiedział również, że Draco zrobi wszystko by on nie podzielił jego losu. Nie mógł na to pozwolić. W odpowiedzi pokiwał przecząco głową. Spojrzał na niego tak jakby miało być to ich ostatnie spotkanie i nie potrafili się z tym pogodzić. Nie chcieli się żegnać.
- Nie zostawię cie samego. Jeśli ja nie będę przy tobie, kto będzie?

Coś w nim pękło w tej chwili. Spuścił ramiona, zupełnie jakby już dłużej nie był w stanie utrzymać nienagannie wyprostowanej i wyniosłej postawy. W ostatnim momencie powstrzymał się by nie ukryć twarzy w dłoniach, przyznając się do własnej niemocy. Chciał paść na kolana i krzyknąć by usłyszeli go wszyscy. By wszyscy wiedzieli, że już nie daje rady, że nie tak miało wyglądać jego życie. Chyba właśnie tak wyglądała zwykła, ludzka bezradność. Spojrzał na przyjaciela zrezygnowany, zupełnie jakby stracił już cały sens życia. Już nie miał o co walczyć. Siebie i tak już przegrał.
- Blaise ja...

Nawet nie wiedział co chciał powiedzieć, zdawało się jednak, że Zabini i tak doskonale to wie. Blaise nie wymagał od niego by szukał słów wyrażających to co niszczyło go od środka. Wystarczyło mu, że powiedział do niego po imieniu w sposób, którego jeszcze nigdy nie zrobił. To był wystarczający znak.Wstał z miejsca zatrzymując się przed nim niemal na baczność. Spoważniał.
- Przyjmij mnie do swojego oddziału. 

Draco pokiwał przecząco głową błagając go wzrokiem by cofną te słowa.
- Nie musisz tego robić.
- Nie puszcze ci do piekła samego.
Determinacja w głosie i wyglądzie Zabiniego sprawiła, że on również spoważniał. To czego wymagał od niego przyjaciel było ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę.
- Blaise Zabini mianuje cie członkiem mojego oddziału.
Słowa tej krótkiej, istotnej przemowy odbiły się od ścian dormitorium uderzając w nich jak najgorsze zaklęcia. Czarnowłosy Ślizgon przymknął na moment powieki i spuścił nieznacznie głowę, zupełnie jakby godził się ze swoim dalszym losem. Draco nie mógł już dłużej tego znieść. Zostawił go bez słowa. Wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Chyba ta sytuacja przerosła nawet jego. W momencie, w którym blondyn wyszedł z jego pokoju wypuścił głośno powietrze, a po jego wyniosłej, wyprostowanej sylwetce zostało już tylko wspomnienie. Spuścił zrezygnowany wzrok na podłogę gdzieś w bok pokoju.
Czuł się tak jakby właśnie wydał na siebie wyrok śmierci.


                                                                       ***

Wrócił, ale był inny. Czuła bijący od niego chłód. Miała wrażenie, że znaczy dla niego już tyle co wypalony, tani papieros. Mijał ją jakby była powietrzem. Nie mówił do niej nic. Nie patrzył w jej stronę. Nie wspominał o niej, nie myślał. Otoczył się szczelnie skorupą pozbawioną uczuć, nie dopuszczając do niej nikogo, zwłaszcza jej. Ona również zaczęła go omijać. Zupełnie jakby przeczuwała, że tak będzie lepiej i bezpieczniej. Wracała okrężną drogą do wspólnego dormitorium z nadzieją, że nie wpadnie na niego po drodze. Znowu był bardziej niż obcy. Skrócił włosy, zapuścił zarost. Katował się okrutnymi treningami. Wydoroślał, zmężniał, spoważniał, zupełnie jakby chciał udowodnić wszystkim, że nie jest za młody i zbyt mało doświadczony by zajmować wysoką rangę wśród adeptów Hogwartu i samych Śmierciożerców. Na tle innych uczniów wyglądał poważniej, doroślej. Jego blada twarz niosła za sobą coraz wyraźniejsze ślady nieprzespanych nocy i zwyczajnego przemęczenia, zarówno tego fizycznego jak i psychicznego.
Nie tylko jego wygląd i zachowanie się zmieniły. Zmieniły się również jego zwyczaje. Zauważyła, że już nie podciągał rękawów od koszul co jeszcze do niedawna wręcz nagminnie praktykował i tylko tak pokazywał się światu. Nie wychodził po prysznicu z łazienki owinięty jedynie ręcznikiem. Już nie leżał przed kominkiem w samych spodniach pijąc przy tym ognistą whisky z lodem i delektując się jej mocnym i wyrazistym smakiem. Już nie ściągał przy niej koszul i bluzek co jeszcze do niedawna bez skrupułów robił gdy nieoczekiwanie zrobiło mu się ciepło czy też stwierdził, że tak jest wygodniej. Zrezygnował z quidditcha oddając swoje miejsce w drużynie oraz pozycje kapitana chłopakowi, którego nawet nie kojarzyła. Wiedziała co ukrywa, jednak ciągle wmawiała sobie, że to nic takiego, a ze sportu zrezygnował bo zwyczajnie się już wypalił. Wiedziała, że to nieprawda, tak samo jak wiedziała, że quidditch dla Dracona był czymś więcej niż tylko rozrywką i rezygnacja ze sportu musiała go kosztować więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Częściej znikał wieczorami.
Były noce kiedy wracał nad ranem, były też takie kiedy w ogóle nie wracał.
Kiedy wracał miała wrażenie, że był innym człowiekiem. Za każdym razem biło od niego większych chłodem, agresją i brakiem litości. Czasem wracał z bliznami na ciele, czasem z tymi na duszy. Czas leciał, a ona czuła, że oddala się od niej coraz bardziej.
A ona okłamywała samą siebie, że nie stało się to co nieodwracalne.


                                                                      ***



Już od kilku dni nie było go w Hogwarcie, co zostało zatwierdzone i zaakceptowane nawet przez samego dyrektora Dumbledore'a. Teoretycznie był na kilkudniowym wyjeździe związanym z uroczystościami pogrzebowymi swojej dalszej rodziny z Belgi, w praktyce przebywał w siedzibie Śmierciożerców. Rzadko miał okazję tu być. W czasie kiedy go nie było jego oddział był zawieszony i nie specjalnie im to odpowiadało, a on też nie był z tego zadowolony. Tak samo jak z faktu, że wciąż nie czuł się ich liderem. Nie miał szans i czasu by wyrobić należytą i bezpieczną pozycję. Dzisiaj jednak zamierzał to zmienić. Doskonale wiedział, że większość członków jego oddziału nie była zadowolona z faktu, że przewodzi im ktoś młodszy od nich. Wiedział również, że wielu wątpiło w jego umiejętności i zdolności. Nie planował jednak nikomu swojej pozycji oddawać. Nie został generałem przez pomyłkę i zamierzał to udowodnić wszystkim tym, którzy wątpili.
Kiedy wszedł do pomieszczenia, jednocześnie ściągając z siebie koszulę zwrócił na siebie uwagę wszystkich obecnych w nim Śmierciożerców. Wszyscy, którym kazał stawili się na wezwanie. Mierzyli go nieprzychylnymi spojrzeniami, zirytowani samym wezwaniem i niezadowoleni z faktu, że musieli złożyć swoje różdżki przed wejściem do sali treningowej. Rzucił koszulę na pobliski stojak z bronią, nie patrząc przy tym na nikogo.
- Nie chce mieć w oddziale mięczaków, którzy nie potrafią zrobić nic poza machnięciem nadgarstkiem. Nawet mój fryzjer to potrafi.
Jego oschłe słowa i wyniosły wręcz pogardliwy sposób w jaki spojrzał na członków swojego oddziału wywołały między nimi falę złości i oburzenia. Draco uderzył w ich najczulszy punkt chociaż nawet nie mrugnął przy tym powiekami. Jeden z nich zmierzył go wyzywającym spojrzeniem, ignorując przy tym fakt, że Draco jest jego przełożonym i powinien okazywać mu więcej szacunku.
- Wątpisz w nasze umiejętności?

Rzucił krótko, zupełnie jakby zwracał się do najgorszego kolegi z podwórka. Na twarzy arystokraty pojawił się ironiczny uśmiech, który doprowadził ich do jeszcze większej furii.
- Nie. Wątpię w to czy umiecie cokolwiek prócz czarowania.
Xander wyglądał na zdezorientowanego tym wyznaniem arystokraty, jednak podświadomie jeszcze bardziej spoważniał. Zupełnie jakby zorientował się, że Draco go w ten sposób obraża. Malfoy nie dał mu jednak szans na odpowiedź, nawet na nią nie czekał. Zaczepnie kiwnął w jego stronę głową.
- Zaatakuj mnie.

Odpowiedziało mu pogardliwe prychnięcie jego rozmówcy. Kilku stojących przy nim Śmierciożerców zaczęło szturchać go w ramie i szeptać by dołożył sukinsynowi, on jednak nie zamierzał tego polecenia zrealizować, tak samo jak nie chciał ponieść się prowokacji towarzyszących mu Śmierciożerców. Wiedział, że mimo wszystko Draco jest przywódcą, który w każdej chwili może bezkarnie go ukarać za niesubordynacje lub zbytnią wyrywność. Jego wyraz twarzy jasno dawał Malfoy'owi do zrozumienia, że nie podoba mu się ten pomysł i nie zamierza go realizować.
- Jasne, a potem będziesz mnie torturował gdy przegrasz?

Na twarzy Dracona pojawił się arogancki półuśmiech.
- Nie przegram.


(…)

Nawet nie drgnął gdy potężne wrota sali treningowej otworzyły się z głośnym hukiem, a do pomieszczenia szybkim krokiem wszedł jeden z posłańców Voldemorta.
- Co zrobiłeś?

Lothar z zniesmaczeniem ominął leżących na podłodze Śmierciożerców patrząc przy tym na odwróconego od nich tyłem Dracona, który niewzruszony wycierał zakrwawione dłonie w szary ręcznik. Nie była to jego krew.
- Udowodniłem oddziałowi, że nie zostałem ich przywódcą przez pomyłkę.

 Rzucił niemal na odczepkę, odwracając się przy tym do posłańca, który zrównał się z nim ramionami.
- O co chodzi?
- Pan cie wzywa. Ma dla ciebie kolejne zadanie. Miałeś wziąć kilku ludzi, ale chyba pójdziesz sam biorąc pod uwagę fakt, że z twojego oddziału nic na chwile obecną nie zostało.

Mówiąc to Lothar spojrzał na poturbowanych Śmierciożerców leżących na brudnym od krwi betonie i skrzywił się zupełnie jakby obrzydzał go ten przykry widok. Na twarzy Dracona pojawił się ironiczny uśmiech, z którym skierował się do drzwi. Nim wyszedł odwrócił się w stronę posłańca i odrzucił mu zakrwawiony ręcznik.
- Zawołaj służbę. Niech doprowadzą ich do porządku.

Dodał jeszcze na odchodnym, chociaż nawet nie spojrzał na próbujących wstać, przegranych Śmierciożerców. Szybkim krokiem wszedł do swojego gabinetu, kierując się w stronę łazienki. Wziął szybki prysznic, zmywając z siebie krew innych. Od zawsze miał opinie ułożonego, nie zamierzał tego zmieniać. Dziesięć minut później stał już na baczność w gabinecie Voldemorta przyjmując na siebie kolejne zadanie. Nie było trudne. Nie widział potrzeby angażowania w to innych, zwłaszcza swojego oddziału. Nim wyszedł z pomieszczenia zatrzymał go głos Czarnego Pana. Nie odwrócił się jednak w jego stronę.
- Jeszcze jedno Draco, słyszałem, że mocno testujesz swój oddział. Nie znęcaj się nad nimi za bardzo. Wolałbym, żebyś ich niechcący nie zabił. Ciężko będzie ich zastąpić, to jedni z lepszych Śmierciożerców.

 Nawet go to wyznanie rozbawiło.
- Skoro tak twierdzisz.

Prychnął jeszcze pod nosem, wykrzywiając usta w ironicznym uśmiechu. Swój błąd zrozumiał dopiero po chwili gdy dotarło do niego, że Voldemort wszystko słyszał. Cały gabinet wypełnił jego złowieszczy śmiech. Podszedł do swojego młodego podopiecznego zatrzymując się tuż przed nim.
- Właśnie dlatego cie wybrałem. Twoja odwaga i arogancja są godne podziwu. Szczególnie, że nie boisz się okazywać jej nawet mi.
- Wybacz panie
.

Voldemort prześwidrował go zagadkowym spojrzeniem, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Założę się, że ciężko ci było to wydusić Draconie.
 Wstrzymał się jednak z wyznaniem „a żebyś kurwa wiedział”, które wciąż kołatało mu się w głowie. Na chwile obecną jego sytuacja i tak nie była zbyt ciekawa, a on nie należał do masochistów lubiących ją sobie jeszcze bardziej pogarszać.
- Każdy sługa powinien znać swoje miejsce, moje zachowanie było karygodne. Proszę o wybaczenie.

Mówiąc to skłonił się nieznacznie, czekając na wyrok.
Voldemort mierzył go nieodgadnionym, surowym spojrzeniem. Zupełnie jakby sam zastanawiał się czy ma go ukarać czy jednak darować mu ten młodzieńczy, buntowniczy wybryk. Draco był przygotowany na karę. Czekał na Crucio niemal tak jakby czekał na peronie. Pociąg jednak nie przyjechał.
- Wracaj do Hogwartu. Gdy będę cię potrzebował wezwę ciebie i twój oddział.
Nie zamierzał ciągnąć dalej tego tematu i dziękować za okazaną łaskę. Skłonił się nieznacznie, tak jak miał to w wyuczonym zwyczaju. Bez słowa komentarza i ze sztucznym opanowaniem ruszył do wyjścia.
- Draco...

Kropla potu pojawiła się na jego skroni. Nienaturalnie spiął wszystkie mięśnie, ukrywając przed samym sobą fakt, że zaczęły mu drżeć spocone dłonie. Odwrócił się do Mrocznego Pana nie dając po sobie poznać momentu słabości i zawahania. Voldemort zmierzył go nieodgadnionym spojrzeniem, które przyprawiało go o ciarki na plecach.
- Jeśli ktoś dowie się kim jesteś, osobiście cie zabije.
Sam nie wiedział czego po tym wyznaniu oczekiwał od niego Voldemort. Czy miał zacząć błagać go o litość już teraz, czy może jednak dziękować za to przyszłe, możliwe wyróżnienie. Koniec końców nie odezwał się słowem, a Czarny Pan skinął na niego dłonią, zupełnie jakby już męczyło go jego towarzystwo i tym gestem chciał mu oznajmić, że ma opuścić jego gabinet i zostawić go samego.
- To wszystko. Możesz odejść.
- Tak panie.

Ostatnie co poczuł gdy wychodził z gabinetu Voldemorta to nieznośny choć krótkotrwały ból głowy. Zupełnie jakby ktoś wbijał mu szpilki w skronie. Nie dopuścił jednak do tego by Voldemort odczytał jego myśli. Na pewno nie byłby z nich zadowolony.
*

Wiecznie stał w cieniu, nigdy nie ściągał wielkiego, czarnego kaptura z materiałowego płaszcza Śmierciożerców. Wyglądał bardziej jak postać żywcem wyjęta z mrocznego kryminału, niż chłopak starszy od Dracona jedynie o kilka lat. Jeśli chodziło o wygląd był jego przeciwieństwem. Czarne jak węgiel włosy opadały mu na czoło i powieki sprawiając, że wyglądał jeszcze bardziej tajemniczo. Czasem gdy wychylił się z cienia można było zauważyć jego dłonie pokryte mrocznymi tatuażami składającymi się z motywów śmierci i czaszek. Niekiedy można było dostrzec, że tatuaże biegną nawet po jego szyi. Gdy podnosił na kogoś czarne jak noc oczy nie biło od niego niczym jak tylko chłodem. Jego imię budziło strach tak samo jak jego mroczna sylwetka. Nie bez przyczyny nosił imię jednego z upadłych archaniołów, który zdradził niebo i stał się demonem śmierci. Azrael. Miał go w swoim oddziale. Był jego szpiegiem i odpowiednim towarzyszem broni. Znali się od lat i choć nigdy ich relacje nie przypominały przyjacielskich czy nawet koleżeńskich to jednak Azrael był jednym z nielicznych, którym mógł w jakimś minimalnym stopniu zaufać w zamkniętym kręgu Śmierciożerców. Nigdy go nie zawiódł i jako jeden z niewielu nie sprzeciwił się decyzji Voldemorta dotyczącej mianowania Dracona jednym z generałów i przydzielenie go do jego oddziału. Wręcz przeciwnie. Niemo okazałam mu swoje oddanie i służbę, a Draco bez chwili zawahania mianował go swoim szpiegiem i prawą ręką odpowiedzialną za piecze nad oddziałem gdy jego nie było go w pobliżu.
Stawił się na wezwanie generała niezwłocznie rozumiejąc, że sprawa była pilna. Nie widział jednak potrzeby poganiania swojego przełożonego w udzieleniu wyjaśnienia dlaczego został wezwany. Stał w bezruchu z zarzuconym na głowie kapturem. Milczał. Wiedział, że przywódca sam się do niego odezwie. Czekał.
Draco stał tyłem do drzwi pijąc przy tym ognistą i z zamyśleniem wpatrując się w swoją różdżkę leżącą przed nim na biurku. Jedynym źródłem światła był wygasający ogień w betonowym kominku. Bez problemu wyczuł obecność drugiego Śmierciożercy, chociaż nie usłyszał jak się tu dostał. Nie odwrócił się jednak za siebie, pochłonięty smakiem ognistej i swoimi prywatnymi myślami. Jego towarzyszy zaszył się w najmroczniejszym zakamarku gabinetu i również nie odzywał się słowem. Minęło kilka długich chwil nim cisza panująca między nimi została przerwana.
- Wracam do Hogwartu. 

Zaczął w końcu, jednocześnie odstawiając pustą szklankę na blat biurka. Jego towarzysz nawet nie drgnął, on zaś kontynuował dalej to co miał mu do powiedzenia.
- Pilnuj ich. Niech ćwiczą. Oby byli w lepszej formie gdy wrócę. Mają być gotowi.

Wiedział, że zbliżała się wojna. A on nie zamierzał jej przegrać. Azrael uniósł na niego czarne oczy, których błysk odbił się od ognia kominka. Zawsze był małomówny, teraz jednak chciał znać odpowiedź na dręczące go pytanie.
- Na co?
- Na wszystko.

W kolejnej sekundzie Draco bez słowa pożegnania zgarnął swoją różdżkę z blatu biurka i wyszedł ze swojego gabinetu.


                                                                                *


Może nie powinna, ale potrzebowała tego. Czuła się samotna. Na dworze panowała ulewa. Krople wody wolno spływające po szybkie potęgowały w niej uczucie melancholii i osamotnienia. Z rodziną nie miała kontaktu. Harry był z Ginny, Ron z Lavender, a ona została sama. Malfoy'a również nie było w dormitorium. Ostatnimi czasy nigdy go nie było. Znała milion słów w rożnych językach świata, a nawet nie potrafiła nazwać tego co obecnie czuła. Było to jednak uczucie dużo gorsze od smutku i odosobnienia. Zupełnie jakby została sama na świecie, pozbawiona nadziei, że kiedyś spotka na swojej drodze kogoś kto otrze jej łzy i powie, że wszystko będzie dobrze. Chciała by ktoś ją odnalazł i pomógł jej znaleźć bezpieczną drogę do domu, przeprowadzając ją przez ten niespokojny czas. Potrzebowała takiej osoby, zwłaszcza teraz kiedy zostało jej naprawdę niewiele czasu by ją znaleźć.
Był to jeden z tych wielu samotnych, późnych wieczorów kiedy osamotnienie i świadomość mijających bezpowrotnie chwil przypomina o sobie bardziej niż zazwyczaj. Nie mogła zasnąć. Nie mogła znaleźć sobie miejsca.
Początkowo niepewnie wyciągnęła z dna bieliźniarki butelkę wina, którą kupiła jakiś czas temu pod wpływem chwili. Poczuła się pewniej gdy uświadomiła sobie, że Malfoy'a nie było w pobliżu. Wyjechał. Już od kilku dni była sama w dormitorium. Właściwie była pewna, że tej nocy również tu nie wróci. Przywykła.Na bosaka i w białej koszulce nocnej weszła do pustego salonu. Zgasiła wszystkie światła, pozwalając jedynie by otoczył ją blady blask świec, które postawiła na podłodze. Usiadła na włochatym dywanie z lampą wina w dłoni, włączając przy tym najsmutniejszą piosenkę jaką znała zupełnie jakby miała świadomość, że jeszcze bardziej otworzy jej zranione serce, a ona jak niedoszły samobójca testowała ile jest w stanie jeszcze wytrzymać. Swoje łzy, które w ciągu dnia tak uparcie powstrzymywała przed całym światem teraz w samotności przełykała różowym, półsłodkim tanim winem kupionym na rogu Hogsmeade. Próbowała zatopić nim myśli, które tak nachalnie przypominały jej, że życie ucieka jej między palcami i nie ważne jak mocno by ich nie zaciskała i tak tego nie zmieni. Nie była w stanie tego powstrzymać.
Nie wiedziała ile minęło czasu, ale litrowa butelka wina zbliżała się do dna, a ona razem z nią. Nawet nie usłyszała, że już nie jest sama w dormitorium, a od kilku minut w progu salonu stoi jego drugi właściciel, który w milczeniu przygląda jej się od dłuższej chwili. Początkowo nie chciał zdradzać swoje obecności. W ciszy śledził każdy jej ruch i łzy. Wiedział, że coś ją męczyło. Już od jakiegoś czasu zachowywała się inaczej niż jeszcze do niedawna. Wcześniej tego nie dostrzegał, w końcu w jego życiu również wiele się zmieniło, nie miał czasu by śledzić również jej. Nawet nie zamierzał tego zrobić. Już nie pamiętał kiedy ostatni raz ze sobą rozmawiali czy chociażby kłócili. Nie pamiętał również ile wieczorów i nocy nie wracał na czwarte piętro. Przekraczając próg salonu dzisiejszej nocy czuł jakby wrócił z długiej i wyniszczającej, służbowej delegacji. Nie spodziewał się jednak, że ją zobaczy, a już na pewno nie w takim stanie. Znał ją na pamięć i wiedział, że musiała trzymać w sobie tajemnice, których nikomu nie zdradzała, a które niszczyły ją od środka. I doskonale wiedział, że nie był osobą, która powinna je poznać. Odkąd stał się pełnoprawnym Śmierciożercą zmienił się na gorsze. Biło od niego jeszcze większą wrogością i agresywnością. Znów zaczął gnębić innych i wyżywać się tych którzy nic dla niego nie znaczyli. Ona również jak nigdy odczuła jego chłód, chociaż nawet się do niej nie odzywał.
I może właśnie to było w tym wszystkim najgorsze.
Wiedział, że mógł wyjść z dormitorium, a Hermiona nigdy by się nie dowiedziała, że był obok niej w te czarną noc, w chwili jej największej rozpaczy.
Teraz jednak nie mógł pozostać jej obojętny.
Nie mógł wyjść. Nie chciał jej zostawiać. Nawet nie potrafił.
- Picie samemu prowadzi do alkoholizmu Granger.
Wzdrygnęła się kiedy usłyszała za sobą męski jednak przychylny szept należący do przywódcy Slytherinu, który tak niespodziewanie pojawił się tuż obok niej, że nawet nie zdążyła wytrzeć łez spływających po zaróżowionych od alkoholu policzkach. Niezdarnie otarła je wierzchem dłoni, z chwilą, w której usiadł na dywanie przed nią. Nawet nie zorientowała się, że kiedyś podobne słowa powiedziała chłopakowi. Zdawało się jednak, że nie miało to na chwile obecną żadnego znaczenia. Czuła się jakby przyłapano ją na najbardziej żenującej rzeczy, a chłopak przyszedł tylko po to by zmieszać ją za to z błotem. Nie miała odwagi na niego spojrzeć, tak samo jak nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa. Wolała udawać, że wciąż jest w salonie sama, a jedynym jej towarzystwem jest wino i światło świec. 

Przyglądał jej się uważnie, niemal z ukrytą fascynacją, w czasie kiedy zarumieniona i zmieszana wciąż uparcie próbowała unikać jego pytającego spojrzenia, nieudolnie przy tym starając się ukryć przed nim ślady rozpaczy, która tak długo nią targała. Im dłużej chłonął jej obraz tym mocniej biło jego serce, a myśli wręcz gnały w jej stronę. Coraz bardziej chciał jej powiedzieć o tym co czuł gdy na nią patrzył, zupełnie jakby już nie był w stanie wytrzymać tych chaotycznych myśli i emocji rodzących się za każdym razem gdy była w pobliżu. Słowa jednak zamarły mu na ustach, a on po raz kolejny przemilczał to o czym powinien mówić głośno. Może gdyby to powiedział ich życie choć trochę by się zmieniło. 
Może oboje zasypialiby spokojniej.
Dopiero po chwili dostrzegł i zrozumiał, że jego nieprzenikliwy wzrok ją krępuje. W milczeniu spuścił spojrzenie z dziewczyny na w połowie pustą już butelkę taniego wina stojącego na podłodze obok jej bosych stóp. Wstrzymał się przed grymasem obrzydzenia. Nie zamierzał komentować alkoholowego gustu dziewczyny, zresztą zdawało się, że Hermiona nie pije dla przyjemności, a wręcz przeciwnie. Nie chodziło o degustowanie, ale o zapicie bolących myśli, wspomnień i uczuć. Sam fakt, że nie odpowiedziała na jego próby droczenia był dla niego wyjątkowo znaczącą odpowiedzią. Bez słowa wziął litrową butelkę do ręki, upijając z gwinta spory łyk różowego płynu o posmaku siarki. Dopiero tym gestem zwrócił na siebie jej uwagę. Niepewnie spojrzała na trzymającego butelkę chłopaka, towarzyszył je przy tym wyraz niezrozumienia. Mimochodem wierzchem dłoni otarła kąciki oczu z resztek łez. Poczuł jej wzrok na sobie i również na nią spojrzał. Uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Nie pozwolę ci stoczyć się na dno samej.
Teoretycznie nie powiedział niczego ważnego. Nie zarecytował wiersza, nie wyznał jej miłości i nie pokazał jej pierścionka z brylantem. Jednak to co powiedział wystarczyło by popłakała się od nowa.
Ukryła zarumienioną twarz w dłoniach i nawet nie wiedziała, że Draco uśmiechnął się jeszcze czulej na ten widok. Naprawdę go rozczuliła, chociaż był święcie przekonany, że już nic pozytywnego w nim nie zostało. Mylił się jednak, a dziewczyna była jak mały płomyk podpalający te zgaszoną już jakiś czas temu zapałkę. Nie był w stanie zapanować nad delikatnym, troskliwym uśmiechem, którym aż nazbyt skomentował jej obecny, nieporadny wygląd. Będąc obok niej nie potrafił być obojętny. Nie chciał psuć tej chwili, ani przestraszyć dziewczyny głośniejszym tonem, dlatego jego głos w ciągu dalszym był delikatnym szeptem.
- Oboje wiemy, że nie masz mocnej głowy, dlatego wezmę na siebie połowę twojego jutrzejszego kaca.

Głośno przełknęła łzy, mocniej przyciskając drżące dłonie do mokrej twarzy zupełnie jakby bawiła się z chłopakiem w chowanego. W odpowiedzi pokiwała głową, zupełnie jakby chciała mu powiedzieć, że się na to zgadza. Uśmiechnął się do niej jak jeszcze nigdy chociaż nawet tego nie widziała. Zacisnęła usta w cienką linię próbując przełknąć łzy stojące jej w gardle i spojrzeć na niego mimo niemiłosiernie szczypiących powiek. Draco tego gestu już jednak nie dostrzegł. Oparł się o stojący za nim fotel, unosząc wzrok na szary sufit, biorąc przy tym kolejny łyk wina prosto z butelki. Jego też pochłonęły myśli, które nie były przeznaczone dla otaczającego go świata. Słowa były zbędne, oboje to wiedzieli. Rozumieli, że ich relację częściej składały się z ukrytych uśmiechów i przelotnych spojrzeń niż z wielogodzinnych rozmów. Nie potrzebowali ich, w ich przypadku liczyła się tylko obecność. Obserwowała go nieśmiało. Nie była zła o pozbawienie jej wina, którego nieprzyjemny, metaliczny posmak ciągle miała w ustach. Nie miała mu również za złe tego, że pojawił się w dormitorium tej marcowej nocy, zastając ją w tak tragicznym, rozpłakanym stanie. Przeciwnie. W końcu przestało być tak zimno i pusto obok. Nawet jeśli nic nie mówił, wystarczyła jej świadomość, że znów miała go dla siebie tej nocy. Niezależnie od tego jak bardzo intymnie to brzmiało.
Podkurczyła kolana pod samą brodę, otaczając odkryte nogi ramionami. Nie wiedziała czy jest jej zimno, czy podświadomie zasłania swojej ciało przed chłopakiem, z którym nie dzieliło ją żadne widoczne uczucie. Może tak naprawdę ani jedno, ani drugie. Uspokoiła się jednak. Dopiero przy nim się wyciszyła. Na moment przestało padać, zarówno w środku jak i na zewnątrz.Przytłumione światło dobiegające z wypalających się świec sprawiało, że atmosfera w salonie i między nimi pierwszy raz była taka sentymentalna, a jednocześnie poruszająca w stopniu, którego nawet nie byli świadomi.
Kiedyś by uciekła. Kiedyś on nie spędziłby z nią wieczoru.
Chciał z nią zostać. Potrzebował jej, potrzebował mieć ją obok by nie upaść w najczarniejsze dno. Nie miał w swoim życiu nikogo kto dawałby mu tyle co ona, chociaż nie robiła ani nie mówiła niczego. Trzymał w sobie tyle emocji, tyle wewnętrznego bólu, cierpienia i chaosu, że Hermiona była dla niego jak najczystsza woda, w której mógł się z tego wszystkiego obmyć. Była jak gwiazda na niebie wskazująca północ i właściwy kierunek gdzie ma iść. I nie mógł wybaczyć sobie tego, że nie idzie w jej stronę. Wybrał przeciwną chociaż tak bardzo chciał być obok niej. Chciał by poukładała mu myśli, wyciszyła sumienie, ukoiła rany i zagoiła blizny. Ciągle jednak była za daleko mimo, że siedziała obok niego.
A ona nie uciekła, chcąc spędzić te noc razem z nim. Zupełnie jakby podświadomie wiedziała, że on potrzebuje jej obecności tak samo jak ona jego.
Cisza jaka zapanowała między nimi nie była przytłaczając jednak niosła za sobą pustkę, która z każdą spędzoną razem minutą coraz bardziej o sobie przypominała. Uczucie niespełnienia towarzyszyło ich spotkaniom już od dawna, a najbardziej przytłaczała ich świadomość, że miało się to już nigdy nie zmienić.
Kiedyś ktoś mu powiedział, że emocje których się nie okazuje nigdy nie znikną, że tak naprawdę ciągle są w nas i co jakiś czas do nas wracają i za każdym razem są coraz boleśniejsze. Wcześniej tego nie słuchał, teraz już zaczynał pojmować sens tych słów.

Cisza między nimi była coraz głośniejsza.
Jej serce zabolało ją na nowo, a smutek przypomniał o sobie ze zdwojoną siłą. Był to jeden z tych najgorszych momentów, w którym czekasz na coś chociaż doskonale wiesz, że nic się nie wydarzy. Ta świadomość boli, torturuje i niszczy i tak poszarpane uczucia i myśli, jednak wciąż nie potrafisz przestać czekać. Wiedziała jednak, że czeka nadaremnie. 
Miała tego cholerną świadomość i najlepszym wyjściem wydawała jej się ucieczka. Nie mówiąc słowa wstała z dywanu i nie patrząc przy tym na chłopaka skierowała się w stronę swojej sypialni. W momencie, w którym go omijała poczuła jak odprowadza ją wzrokiem, tak samo jak poczuła, że nie da jej uciec.
W przypływie chwili złapał ją za dłoń, niemo prosząc by z nim została.
Nie był przygotowany by ją stracić. Jeszcze nie teraz. Została.

Odwróciła się do niego, jednak nawet wtedy nie puścił jej dłoni, zupełnie jakby bał się, że gdy to zrobi dziewczyna ucieknie i już nigdy do niego nie wróci. Nie chciała odchodzić, wręcz przeciwnie. Chciała być bliżej niż blisko. Wiedziała jednak, że nie powinna.
Delikatnie i wolno kucnęła by po chwili uklęknąć przed nim siadając na swoich nogach. Dopiero teraz wysunęła swoją dłoń z jego uścisku i bez żadnego słowa delikatnie położyła mu ją na torsie. W salonie zapanowała taka nienaganna cisza, że była w stanie usłyszeć i poczuć bicie jego serca. Pierwszy raz tak bardzo przekonała się, że naprawdę je ma. Nie strącił jej ręki, nie rzucił kąśliwą uwagą, nie zrobił ani nie powiedział niczego co mogłoby dziewczynę przestraszyć i zniechęci do tego co zamierzała zrobić. Jedynie nie przestawał się jej przyglądać z nieodgadnionymi uczuciami, ona również nie uciekała przed jego palącym spojrzeniem. W jego stalowych, niewzruszonych oczach szukała odpowiedzi na dręczące ją pytania. Nie znalazła jednak żadnych. Delikatnie położyła na jego torsie drugą dłoń. Jej drobne dłonie spotkały się na wysokości jego klatki piersiowej. Drżącymi palcami złapała za guzik od białej koszuli rozpinając go bezgłośnie. Ten pierwszy krok był najtrudniejszy. Kolejne guziki rozpinała równie wolno choć odrobinę pewniej. Przynajmniej zapanowała nad drżeniem dłoni. Zawahała się dopiero wtedy kiedy rozpięła wszystkie guziki. W jego oczach nie zobaczyła protestu, chociaż przeczuwała, że Draco doskonale wie do czego od początku zmierzała ta sytuacja. W milczeniu powoli zsunęła jego koszulę z umięśnionych ramion nie przestając patrzeć na niego tak samo jak on na nią. Nie zaprotestował kiedy zsunęła jego koszulę, wręcz przeciwnie, bez słowa pozwolił jej bezgłośnie opaść na podłogę. Wtedy też przerwała wymianę spojrzeń między nimi. Spuściła wzrok na jego odsłoniętą skórę. Na moment zaparło jej dech w piersiach, a serce ścisnęło z bólu. Przybyło mu blizn na ciele, niektóre z nich były naprawdę bolesne. Jej dłonie na nowo zaczęły drżeć kiedy musnęła jego nienagannie umięśniony tors opuszkami palców wzdłuż stosunkowo nowej i dużej blizny, której jeszcze nigdy przedtem u niego nie widziała. Pozwolił jej na to chociaż wiedział, że nie powinien. Obserwował ją w ciszy, nie mogąc znieść tego bólu i smutku wymalowanego na jej bladej twarzy. Minęło kilka długich chwil nim ponownie uniosła na niego smutne wręcz zrezygnowane spojrzenie, nie uciekł przed nim. Czas na chwile się zatrzymał. Widział jak jej klatka piersiowa poruszyła się mocniej. Jak nabiera w płuca większą ilość powietrza, jak mocno przymyka powieki, zupełnie jakby pytała samej siebie czy na pewno tego chce. Patrzył na jej twarz ze spokojem, w milczeniu obserwując jej nieporadne próby uspokojenia swojego ciała, serca i rozumu. Po chwili się na to zdobyła. Otworzyła powieki, a ich oczy natrafiły na siebie ponownie, zupełnie jakby nie widzieli się od kilku długich lat. Poczuł jak jej drżąca dłoń z torsu schodzi na jego ramię, by w kolejnej chwili objęła jego lewy nadgarstek. Nie zaprotestował kiedy wyciągnęła w swoją stronę jego odsłoniętą rękę. Widział w jej oczach tą niepewność i strach jaki towarzyszył jej tej chwili. A ona miała świadomość, że to co zamierzała zaraz zrobić zniszczy wszystko co się między nimi zrodziło. Nie pomyliła się.
Jej serce przestało bić kiedy spojrzenie ze stalowych, zgubnych oczu przywódcy Slytherinu przeniosła na jego przedramię i zobaczyła na nim symbol Śmierciożerców. Poczuła się jeszcze gorzej niż wtedy gdy przeczytała słowa diagnozy lekarskiej dającej jej ograniczony czas życia. W tym momencie poczuła się tak jakby całe to życie w tej jednej, krótkiej chwili straciła całkowicie. Od zawsze wiedziała, że był Śmierciożercą, jednak żyła nadzieją, że póki nie ma znamienia, w każdej chwili może zrezygnować z tej mrocznej ścieżki, którą podążał już od tylu lat, a ona mogłaby stać na skrzyżowaniu i czekać na niego by pokazać mu gdzie powinien iść i pójść tam razem z nim.
Uniosła drżącą dłoń opuszkami palca przejeżdżając po jego mrocznym tatuażu na jasnej skórze. Nawet nie wiedziała, że wciąż go bolał, że ciągle nie dawał o sobie zapomnieć. Że był dla niego boleśniejszy niż mogłoby się wydawać.
Niepewnie uniosła na niego rozbite spojrzenie. Biło od niej wieloma uczuciami, od bezsilności i żalu po smutek i zrezygnowanie. Poczuł te emocje na sobie. Nie był jej obojętny. Podniósł na nią swoje spojrzenie, w którym nie tliło się nic poza beznamiętnością. Nie wytrzymała tego. Musiała na moment zamknąć oczy. Gdy ponownie je otworzyła jej bursztynowe źrenice były pełne bólu i cierpienia, w których tliły się najboleśniejsze łzy, niemo pytającego go „dlaczego”. Nie był w stanie odpowiedzieć jej na to pytanie. Nawet nie próbował. Przymknęła powieki, jednak nie była w stanie zapanować nad bólem, żalem i smutkiem, który tak bardzo malował jej się na twarzy. Mając zamknięte oczy liczyła na to, że uda jej się powstrzymać łzy, które tak bardzo pragnęły wyjść na powierzchnię by pokazać całemu światu to co teraz czuła. Mimo uczuć rozrywających jej serce milczała. Bez słowa pochyliła się nad chłopakiem i delikatnie oprała swoje czoło o jego. Nie odtrącił jej, nie zaprotestował. Również przymknął powieki, pozwalając by świat ten ostatni raz na moment się zatrzymał. Oboje wiedzieli, że było to pożegnanie.
Mógł przysiąść, że w tej chwili Hermiona go opłakuje. Zupełnie jakby wiedziała, że dostał wyrok śmierci. Że ten znak jest jednoznaczny z tym, że go straciła. Że wiara i nadzieja, którą tak długo w sobie podtrzymywała zniknęła bezpowrotnie. Że dzisiejszego dnia stanęli na skrzyżowaniu dróg i każde poszło w inną, całkowicie przeciwną stronę. Nie było już szans na ponowne spotkanie i wybranie wspólnej drogi. Wyrok zapadł. Straciła go bezpowrotnie.
Ta chwila coraz bardziej zaczęła przytłaczać nawet jego. Hermiona była wszystkim co chciał chronić od zła. Nawet nie przypuszczał, że ta strata tak go zaboli. Nie wiedział co będzie dalej, ale będąc przy niej tej nocy chciał paść na kolana, objąć jej bladą twarz i błagać by mu wybaczyła. Nie zrobił tego.
Brał udział w wielu bitwach, jeszcze więcej było przed nim. Ale o tą najważniejszą walczył nieustanie. Chciał ją chronić przed całym tym brudem. Chciał ją chronić przed tym czym sam się stał. Wiedział, że ochroni ją jedynie wtedy kiedy nie będzie przy niej.
Przymknęła powieki, a po jej policzku spłynęły dwie nic nieznaczące łzy, których nawet nie starała się powstrzymać. W okrutnej ciszy odsunęła swoją twarz od niego, spuszczając wzrok gdzieś w bok. Za bardzo przytłaczała ją ta chwila i jego spojrzenie by była w stanie je wytrzymać. Wstała nieśpiesznie. Opuszki jej drobnych palców zsuwały się z jego przedramienia. Patrzył na nią w bolesnym milczeniu. Zupełnie jakby jego wzrok prosił by z nim mimo wszystko została, wręcz krzyczał, że potrzebuje jej jak jeszcze nigdy. Ona jednak tego krzyku nie słyszała. Jej drobne palce zatrzymały się na jego dłoni. Złapał ją. Nie odwróciła się jednak za siebie. Nie spojrzała na niego. Wiedziała, że gdy to zrobi nie będzie w stanie od niego uciec, a przecież musiała. Tak było trzeba. Tak bardzo chciała paść przed nim na kolana, przez łzy błagając go by uciekł z nią na drugi koniec świata, gdzie nikt nigdy ich nie znajdzie. Miała świadomość nierealności i banalności tego pragnienia, jednak gdzieś w myślach wciąż do niego wracała.
Delikatnie wysunęła swoje palce z jego objęcia. Puściła jego dłoń, a on, mimo uczuć rozrywających go od wewnątrz, jej na to pozwolił. Odeszła bezgłośnie zamykając się w swojej sypialni wraz z całym tym bólem. Uniósł głowę i oczy na sufit zupełnie jakby miał ukoić ból po stracie serca, którego istnienie poczuł dopiero niedawno. Wszystko się zmieniło. A na zachmurzonym niebie pojawiły się kolejne oznaki ulewy, której końca nikt nie był w stanie przewidzieć. Na chwile obecną zapowiadało się na to, że ta ulewa już nigdy się nie skończy.

***

[+18. Ta część zawiera sceny brutalne i erotyczne.] 
[Osoby młodsze i wrażliwsze proszone o zjechanie w dół do kolejnych gwiazdek.]



Obudziła się w ciemnym i wilgotnym pomieszczeniu. Mimochodem przyparła dłoń do głowy, marszcząc przy tym wszystkie mięśnie twarzy. Z grymasem bólu zabrała dłoń z pulsującej skroni spoglądając na nią z niezrozumieniem kiedy poczuła na niej rozgrzaną krew. Nie pamiętała kiedy uderzyła się w głowę, tak samo jak nie pamiętała co tu robiła i jak się tu znalazła. Dźwignęła się na słabych ramionach próbując wstać z zimnego podłoża. Nogi drżały jej niemal jak po ogromnym i długotrwałym wysiłku fizyczny. Kolana miała zdarte, choć była to starsza rana o czym świadczyła zaschnięta krew na zdartym, brudnym od ziemi naskórku. Jej biała koszulka nocna w ogóle nie przypominała śnieżnobiałego odcienia. Była raczej szara, zniszczone od ziemi, błota i jej krwi. Włosy miała byle jak spięte, brudne tak samo jak cała ona. Mimochodem przyparła pokaleczoną dłoń do rozciętej wargi, na której znajdowała się pozostałość zaschniętej krwi. Dopiero teraz zauważyła na swoim ciele zadrapania i siniaki. Była obolała. Nawet bardzo. Podbrzusze bolało ją niemiłosiernie. Czuła coś więcej niż dyskomfort w miejscu intymnym, a siniaki na nadgarstkach i na wewnętrznej stronie ud bezgłośnie mówiły jej, że wydarzyło się coś strasznego. Nie chciała jednak tego słuchać.
Rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu. Betonowa, chropowata podłoga była brudna od jej krwi i błota. Ściany jakie ją otaczały były zimne, niemal jak wyżłobione w jaskini. Pomieszczenie było małe i zamknięte. Jedynym źródłem światła było niewielkie zakratowane okno, zbyt wysoko jednak by mogła przez nie wyjrzeć. Serce jej stanęło, a oddech zamarł na ustach w chwili, w której zrozumiała, że jest uwięziona. Nie miała wątpliwości - była to cela, chociaż za nic nie przypominała cywilizowanej sali więziennej. Była to raczej speluna, miejsce tak okropne, brudne, śmierdzące i niehumanitarne, że pasowało tylko do jednego typu ludzi – Śmierciożerców. Z przerażeniem odkryła, że ktoś zbliża się do pomieszczenia. Automatycznie postawiła parę kroków za siebie, niemal jakby podświadomie cofała się przed nieuniknionym zagrożeniem, które nadchodziło.
- Wy znowu tutaj? Nie da dziwce odpocząć co?
- Ma zły humor. Lepiej żeby wyładował się na szlamie niż na nas.
Nim zrozumiała, że ta krótka i arogancka rozmowa dotyczyła jej, betonowe, solidne wrota otworzyły się z głośnym dźwiękiem. Już po chwili do pomieszczenia szybkim krokiem weszło dwóch, umięśnionych mężczyzn. Nie miała wątpliwości, że byli Śmierciożercami. Wycofała się do tyłu, jednak to jej przed nimi nie uratowało. Wpadła na zimną ścianę. Jeden z nich złapał ją mocno za ramiona i pociągnął za sobą. Próbowała się wyrwać, jednak to tylko pogorszyło sprawę. Chłopak ścisnął ją boleśnie, a wszystkie poprzednie rany ponownie o sobie przypomniały. Z całych sił starała się nie pisnąć z bólu.
Była zbyt zdezorientowana by krzyczeć i protestować kiedy ciągnęli ją długim, mrocznym i zwilgotniałym korytarzem. Z przerażeniem rozglądała się na boki. Mijała zamknięte drzwi, z których dobiegały odgłosy gwałtu i tortur. Miała też drzwi otwarte, za którymi działo się dokładnie to samo.
Jeden z nich pociągnął ją szybciej, nie była jednak w stanie dorównać mu kroku. Miała nogi jak z waty. Była tak obolała, że nie była w stanie utrzymać na nich ciężaru swojego ciała. Potknęła się o swoje własne bose stopy i upadła na podłogę. Poharatała sobie dłonie i kolana. Nie była w stanie sama wstać z ziemi. Chłopak, który jako pierwszy wszedł do celi splunął obok niej, by w kolejnej sekundzie mocno złapać ją za ramię i jednym sprawnym ruchem podnieść z ziemi.
- Dziwko uważaj jak łazisz.
Warknął jeszcze, mocniej szarpiąc ją przy tym za ramie i sprawiając, że na niego spojrzała. Drugi Śmierciożerca zjechał ją niechętnym wzrokiem, towarzyszył mu przy tym wyraz obrzydzenia i zirytowania. Dziewczyny wyglądała więcej niż żałośnie.
- Kurwa, jeszcze pomyśli, że to my ją tak gnębiliśmy.
Rzucił nerwowo do swojego towarzysza, na co ten podświadomie mocniej ją szarpną przyśpieszając kroku, zupełnie jakby przypomniał sobie, że zdecydowanie zbyt długo idzie im dostarczanie przesyłki.
- Sam ją kurwa do takiego stanu doprowadza....
Nie rozumiała o kim mówią, a strach sparaliżował ją tak bardzo, że nie była w stanie im się sprzeciwić kiedy wepchnęli ją do jakiegoś pokoju. Wyglądał na gabinet. Nie było w nim jednak nikogo.
- Generale...
Zaczął nerwowo przytrzymujący ją Ślizgon, jednak nie udało mu się dokończyć swojej myśli.
- Wyjść.
Padło ostre polecenie dobiegające z sąsiadującego pomieszczenia, którego oschły ton przyprawił ją o zimne dreszcze na plecach.
- Tak jest.
Śmierciożercy którzy ją tu przyprowadzili skłonili się niedbale i w pośpiechu wyszli z pomieszczenia głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Odprowadziła ich przerażonym wzrokiem zbyt zdezorientowana by się poruszyć i próbować wybiec za nimi. Swój zagubiony wzrok skierowała w głąb gabinetu w momencie, w którym z sąsiadującego pomieszczenia wyszedł inny Śmierciożerca. Nie mogła uwierzyć kiedy w pokoju pojawił się Draco. Wyglądał poważniej i okrutniej niż zazwyczaj. Wszedł do gabinetu w samych jasnych jeansach z butelką whisky w dłoni. Jego ciało było całe w bliznach, a tatuaż Śmierciożercy wyglądał na większy i mroczniejszy niż jaki go sobie zapamiętała. Nie mogła zrozumieć co się stało i co dalej dzieje. Nie mogła zrozumieć jak się tu znalazła i dlaczego on również tu jest. Szybkim ruchem wyzerował butelkę do końca by po chwili bez słowa rzucić ją przed siebie. Z głośnym hukiem rozbiła się o ścianę, przy której stała. Wzdrygnęła się. Była zbyt przerażona i zdezorientowana by poczuć, że jeden z odłamków skaleczył ją w łydkę. Spojrzenie z rozbitego szkła leżącego na podłodze nerwowo przeniosła na idącego w jej stronę blondyna. W kolejnej sekundzie stał już przy niej.
- Malfoy....
Nie udało jej się powiedzieć niczego więcej. Chłopak uderzył ją z pięści w twarz z taką siłą, że upadła na podłogę.
- Nie przypominam sobie żebym pozwolił ci odzywać się bez pytania.
Warknął oschle, a jego lodowaty głos przyprawił ją o ciarki na całym ciele. Odruchowo zasłoniła usta dłonią nieudolnie próbując zatamować krew lecącą z jej nosa i warg. Spojrzała na chłopaka z przerażeniem i niezrozumieniem. Wymownie zacisnął dłonie w pięści i zrozumiała, że lepiej będzie jeśli już nic więcej nie powie.
- Miałem dzisiaj zły dzień, ale humor poprawia mi fakt, że ty będziesz miała jeszcze gorszy.
Rzucił jej pogardliwe spojrzenie, jednocześnie poruszając na boki swoją szyją by jego kosteczki głośno przeskoczyły. Już po chwili podszedł do niej z aroganckim uśmiechem na ustach. Nie zdążyła uciec. Złapał ją mocno za włosy, ciągnąc ją za nie, tym ruchem sprawiając by wstała. Jęknęła z bólu, jednak jednocześnie dźwignęła się na chwiejnych nogach. Próbowała złapać jego dłonie by odciągnąć je od siebie i spróbować choć trochę zmniejszyć jego uścisk. To jednak nie podziałało. Trzymał ją mocno, z obrzydzeniem lustrując ją z góry na dół. Z jej nosa i ust ciągle leciała stróżka krwi brudząca jej poszarpaną koszulkę nocną.
- Rzygać mi się chce jak na ciebie patrze. Cały czas się zastanawiam dlaczego cie nie zabiłem tak jak zrobiłem to z tymi nędznymi ścierwami. Kurwa, już nawet zapomniałem jak im było.. ..
Przez chwile spuścił wzrok na podłogę zupełnie jakby próbował sobie przypomnieć. Po chwili znowu na nią spojrzał mocniej ściskając jej włosy.
- … Potter i Weasley?
Rzucił do niej, akcentując swoje pytanie retorycznie. Otworzyła szeroko źrenice nie mogąc uwierzyć w jego słowa i całą tą sytuację. Zmarszczył mięśnie twarzy mocniej szarpiąc ją za włosy i sprawiając by jej twarz znalazła się bliżej jego. Nie zapanowała nad jękiem bólu.
- Przypomnij mi Granger, dlaczego nie zabiłem cie razem z nimi?
Nie była w stanie odpowiedzieć. Była tak zdezorientowana, że nawet nie była w stanie płakać. Draco uśmiechnął się do niej tak, że na jej ciele pojawiły się dreszcze przerażenia. Przypomniał sobie.
- Ach tak.... chciałem mieć zabawkę.
Mówiąc to towarzyszył mu podły uśmiech. Brutalnie rzucił ją na podłogę spory kawałek dalej z obrzydzeniem patrząc na jej zakrwawioną twarz. Po chwili odwrócił od niej wzrok przenosząc go na drzwi.
- Służba! Zróbcie z nią coś zanim zachlapie mi gabinet swoim szlamem.
Nim zrozumiała co się stało ktoś złapał ją za ramiona podnosząc z ziemi i wyprowadzając z jego pokoju.
Miała wrażenie, że nie jest w swoim ciele, że umarła, albo jest na dobrej ku temu drodze. Jakieś kobiety się nią zaopiekowały, umyły, wyleczyły. Już od jakiegoś czasu znajdowała się z nimi w obskurnej łazience jednak wciąż słyszała przytłumioną rozmowę dwójki Śmierciożerców z kimś jeszcze, którzy stali za drzwiami i pilnowali by nigdzie nie uciekła i by po wszystkim ponownie zaprowadzić ją do Dracona.
Najwidoczniej zielony już nie był jego ulubionym kolorem. Kobiety jakie jej towarzyszyły ubrały ją w soczyście czerwoną sukienkę z bardzo prześwitującego materiału. Zresztą miała spore wątpliwości czy była to sukienka, bardziej przypominała erotyczną koszulkę nocą ledwo zasłaniającą koronkowe majtki tego samego koloru. Świadomość, że nie miała na sobie stanika, a materiał odkrywał więcej niż zasłaniał zawstydzał ją bardziej niż fakt, że cały strój ledwo zasłaniał jej majtki. Gdy dostała do tego wysokie czerwone szpilki, a jej makijaż był bardziej wyzywający niż strój poczuła się gorzej niż dziwka szykowana na wystawę. Zrozumiała jednak, że to o to w tym wszystkim chodziło. Kobiety zresztą bardzo się starały by doprowadzić ją do takiego wyglądu jaki usatysfakcjonowałby najwybredniejszego mężczyznę. Widocznie były już z tym zadaniem oswojone i wiedziały co mają robić by Draco był zadowolony z efektu końcowego.
- ….. zaszła w ciąże. Ponoć gdy się dowiedział był taki wkurwiony, że wyładował się na całym swoim oddziale, a ją katował tak długo, że poroniła i kazał zamknąć w celi bez pomocy, jedzenia i wody. Aż ciężko uwierzyć, że to przeżyła.
Kojarzyła ten głos, należał do chłopaka, który wyprowadził ją z celi. Nie była wstanie opisać uczuć, które wstrząsnęły jej ciałem wraz ze słowami „ciąża” i „poronienie”.
- Co teraz?
Tego głosu już nie znała. Nawet nie przypuszczała, że trzeci rozmówca wzruszył od niechcenia ramionami, zupełnie jakby rozmawiali o jakiś pierdołach, a nie o jej życiu jako własności Malfoy'a.
- Chyba się stęsknił, bo kazał ją doprowadzić do porządku i przyprowadzić do siebie.
- Co się tu dzieje?
Zza drzwi dobiegł ją czwarty, dużo ostrzejszy głos. Nigdy wcześniej go nie słyszała. Zdawało się jednak, że była to ważna osoba, bo Śmierciożercy, którzy jej wcześniej towarzyszyli zmieszali się i przestraszyli, a trzeci pośpiesznie odszedł.
- Nic, my tylko....
Zdawało się jednak, że nowo przybyły nie chce znać odpowiedzi na to pytanie i uciszył ich ruchem dłoni, kontynuując to co miał im wcześniej do powiedzenia.
- Zabini was szuka. Szpiedzy odkryli gdzie ukrywa się reszta rodziny Weasley'ów. Chce żebyście złożyli im przyjacielską wizytę.
- Nareszcie coś konkretnego do zrobienia, mam już dość pilnowania dziwki Malfoy'a.
Rzucił drugi, na co obcy odpowiedział mu krótkim śmiechem i przyjacielskim poklepaniem po ramieniu.
- Spokojnie, jak tak dalej będzie ją traktował to już niedługo nie będzie czego pilnować.
Odpowiedział mu krótkim i aroganckim śmiechem. Nawet nie wiedziała, że chłopak, który jeszcze niedawno przytrzymywał ją za ramiona nie śmiał się razem z nimi, a wręcz przeciwnie. Spojrzał na swoich towarzyszy z dziwnym rozbiciem.
- Zastanawialiście się czasem dlaczego wyrżnął całą jej rodzinę i przyjaciół, a przy życiu zostawił tylko ją?
Jeśli możliwe jest krwawienie serca, to jej właśnie krwawiło. Próbowała powstrzymywać łzy i uparcie wmawiać sobie, że nie mówią o niej, a to wszystko choć takie realne i prawdziwie bolesne jednak nie dzieję się naprawdę.
- Wole tego nie wiedzieć.
Padła odczepna odpowiedz nowo przybyłego, z kolei chłopak, który zadał pytanie spojrzał na dwóch pozostałych tak jakby miał im zdradzić największą życiową tajemnicę.
- Wiecie, czasem to jej nawet współczuje, że nie zginęła z pozostałymi.
Temat ich rozmowy nagle się urwał. Najwidoczniej nikt z nich nie chciał kontynuować tej rozmowy, ani komentować wyznania kolegi. Łatwiej było zmienić temat.
- Idźcie, ja odprowadzę dziwkę. I tak muszę dać mu raport z ostatniej misji.
Jej dwóch strażników przytaknęło na jego propozycje skinieniem głowy, chociaż nie zakończyli jeszcze rozmowy.
- Słyszałem, że straciliśmy pięciu naszych.
- Zaraz dojdzie do nich jeszcze dwóch jeśli zaraz nie stawicie się w gabinecie Zabiniego.
- Jasne, zrozumieliśmy.
Już po chwili dwójki jej osobistych wyznaczonych przez Malfoy'a Śmierciożerców nie było, a pod drzwiami został już tylko nowo przybyły, który odebrał ją z rąk służby zupełnie jak przesyłkę od firmy kurierskiej. Nie uszedł jej uwadze fakt jak patrzy na nią z żądzą, chociaż była tak ubrana, że raczej w każdym mężczyźnie wzbudziłaby podobne odczucia. Tak przynajmniej to sobie tłumaczyła. Mężczyzna złapał ją mocno za ramiona, pośpiesznie ciągnąc w jeden z ciemnych zaułków. Nim zorientowała się, że nie jest to droga, którą przyszłą było już za późno. Mężczyzna zatrzymał się nagle i rzucił jej drobne ciało na pobliską ścianę. Nim zdążyła zareagować złapał ją za szyje, tym samym uniemożliwiając jej jakąkolwiek szanse ucieczki.
- Musisz być niezłą kurwą skoro Draco jeszcze cie nie zabił.
Jego głos połączony był z pogardą i zachłannością. Szybko prześwidrował ją wzrokiem z góry na dół. Podobało mu się to co widział i zamierzał to wykorzystać.
- Na kolana zdziro.
Złapał ją mocno za włosy sprawiając by przed nim uklęknęła. Pod wpływem jego siły upadła przed nim na kolana, wtedy też szybko zaczął odpinać pasek od spodni. Mimo to szamotała się długo i nie przestawała stawiać oporu nawet wtedy gdy zagroził, że ją zabije.
- Nie radzę.
Głos Malfoy'a dobiegł ich w tym samym momencie, w którym Śmierciożerca rozpinał rozporek, nieustannie przytrzymując Hermione za włosy. Momentalnie podniósł oczy na Dracona, który wręcz leniwie zapierał się o równoległą ścianę, ze skrzyżowanymi na torsie rękami. W kolejnej chwili kiwnął na dziewczynę głową, obdarzając drugiego Śmierciożerce ironicznym uśmiechem.
- Chyba, że chcesz by odgryzła ci przyjaciela. To agresywna sztuka.
- Mówisz z autopsji?
Draco odpowiedział mu ironicznym uśmiechem, ignorując jego sarkastyczne pytanie.
- Suka wie kto jest jej panem. To więcej niż instynkt.
Na twarzy jej niedoszłego oprawcy pojawił się gorzki uśmiech.
- Imponujące. Nieźle ją wytresowałeś.
W odpowiedzi skinął mu potwierdzająco głową. Chwile później oderwał się od ściany stawiając dwa kroki przed siebie i spuszczając ręce wzdłuż ciała.
- Nie zrozum mnie źle... po prostu nie lubię dzielić się swoimi zabawkami. Chyba to rozumiesz prawda?
- Jasne.
- Więc chyba i to zrozumiesz....
Nim zdążyła zareagować Draco wyciągnął z tyłu spodni różdżkę i rzucił zaklęcie w przytrzymującego ją mężczyznę. W czasie kiedy Śmierciożerca rzucał się na brudnej podłodze krzycząc z rozrywającego go bólu Draco niewzruszony podszedł do niej i bez ostrzeżenia złapał ją za włosy sprawiając by wstała i spojrzała na niego. Nie miała odwagi jęknąć z bólu. Miała wrażenie, że w tym wszystkim był brutalniejszy niż Śmierciożerca, który przed chwilą próbował ją wykorzystać. Może niepotrzebnie modliła się o pomoc. Zamiast niej dostała coś dużo gorszego niż to co czekało ją przy drugim Śmierciożercy.
- Masz szczęście, że jesteś taka wierna. W przeciwnym wypadku podzieliłabyś jego los. Jazda do pokoju. Czekaj tam na mnie.
Draco popchnął ją przed siebie wprost w ramiona skruszonego i przerażonego Śmierciożery, który miał ją pilnować od czasu opuszczenia celi. Ponownie odprowadził ją do jego gabinetu. Nie odwracała się za siebie, miała jednak duże wątpliwości czy jej niedoszły napastnik przeżyje konfrontacje z Malfoy'em.
Chłopak bez słowa zamknął ją w jego gabinecie posyłając jej ostanie współczujące spojrzenie. Rozpaczliwie rozglądała się za bronią, kluczami, różdżką lub czymkolwiek innym co mogłoby pomóc jej uciec i wydostać się z tego okrutnego miejsca. Nie znalazła jednak niczego. Wzdrygnęła się gdy usłyszała trzask drzwi, a w gabinecie pojawił się Draco. Nie przestawał patrzeć na nią z mieszanką pożądania i szaleństwa w czasie kiedy ściągał z siebie brudną od nieswojej krwi koszulę. Po chwili rzucił ją gdzieś w kąt. Stała sparaliżowana bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Widziała, że był rozwścieczony, a jednocześnie pobudzony. Była to najgorsza mieszanka, nie chciała by wyładował ją na niej. Ciągle nie mogła uwierzyć, w to co widziała i słyszała. Bez słowa podszedł do niej gwałtownie i mocno łapiąc za rozpuszczone włosy, jednocześnie przybliżając jej twarz do swojej i sprawiając by na niego spojrzała. Nie miała odwagi pisnąć. Cieniutkie ramiączko od jej koszulki osunęło się z jej ramienia, odkrywając przed chłopakiem kawałek jej piersi.
- Jesteś moja. Należysz do mnie.
W jego oczach i wyrazie twarzy przebijało się samouwielbienie. Zupełne jakby chciał jej przez to powiedzieć jak wielki zaszczyt ją spotkał, że stała się właśnie jego własnością. Zjechał ją dokładnie z góry na dół zupełnie jakby analizował czy jest go warta i czy opłaca mu się marnować na nią swój wieczór. Bilans był jednoznaczny. Opłacało się. Spojrzał jej głęboko w oczy, bezwstydnie rozbierając ją wzrokiem.
- Mam nadzieję, że odpoczęłaś w celi bo to nie będzie krótka noc.
Mówiąc to złapał skrawek jej sukienki i mocno go szarpnął. Wystarczył ten jeden, sprawny ruch by pozbawił ją prowizorycznego ubrania. Zagryzła wargi i wstrzymała łzy. Była mądrą dziewczyną. Od początku wiedziała do czego to wszystko zmierzało. Wiedziała też, że nie było sensu krzyczeć. Nieoczekiwanie i brutalnie przywarł ją do pobliskiej, zimnej ściany. Jeszcze nigdy przedtem nie widziała w jego spojrzeniu takiej niezaspokojonej, dzikiej żądzy. Jedną dłonią szarpnął ją za włosy w dół sprawiając, że zadarła głowę do góry i odsłoniła przed nim większy kawałek szyi. Zatopił usta w jej odsłoniętej skórze, wolną dłonią ściskając jej pierś. Nim zdążyła przełknąć łzy wetknął jej język w gardło całując brutalnie. Jej serce stanęło kiedy poczuła jego palce na swoich biodrach. Nie zawahał się. Zerwał z niej bieliznę nim zdążyła przełknąć jego ślinę. Zatrzymał dłoń na jej pośladku łapiąc go tak mocno, że aż jęknęła. Pewnym ruchem przysunął jej biodra do swoich. Poczuła jego żądzę i wiedziała, że zaraz ją zaspokoi. Próbowała go od siebie odsunąć, jednak był zbyt silny by mogła się przed nim obronić. Gwałtownym i zdecydowanym ruchem odwrócił ją przodem do ściany. W ostatnim momencie zdążyła zaprzeć się o nią rękami. Przywarł do niej całym ciałem dając jej odczuć jak bardzo pragnie sprawić by cała należało do niego. Mocno przytrzymał ją za nadgarstki, nie dając jej żadnej szansy na ucieczkę i wykonanie chociaż minimalnego ruchu. Jego pogardliwy uśmiech oraz podły głos coraz bardziej potęgowały w niej uczucie strachu.
- Chyba już zdążyłaś zapomnieć kogo dziwką jesteś.
Łzy zaczęły ściekać jej po twarzy, ale to zdawało się być dla niego jak gra wstępna. Jego wargi błądziły po jej obojczyku, wzdłuż odsłoniętej szyi. Jej zapach doprowadzał go do czystego szaleństwa, tak samo jak gładka, odsłonięta skóra. Zatrzymał usta tuż przy jej uchu. Zagryzł zęby walcząc z samym sobą by nie posiąść jej już teraz.
- Przypomnę ci kto jest twoim panem.
Mocno zacisnęła drżące wargi próbując nie płakać w głos. Nie udawało jej się to jednak, a on doskonale słyszał tę rozpacz. Podobało mu się. Już nie pamiętał kiedy ostatnio tak na niego reagowała, zupełnie jak za pierwszym razem kiedy to zrobił, a przecież była jego zabawką już od dwóch lat. To jednak sprawiało, że chciał ją jeszcze bardziej. Jedną ręką ciągle trzymał jej nadgarstek, drugą błądził po jej odkrytej skórze, uważnie przy tym obserwując jej nagie, drżące ciało. Fakt, że była Gryfonka tak reaguje na jego dotyk doprowadzał go do czystego szaleństwa. Zagryzł dolną wargę, próbując jeszcze przez chwile stłumić w sobie tę chorą wręcz żądze. Ustami odnalazł płatek jej ucha, drażniąc jej odkrytą skórę swoim rozgrzanym oddechem.
- Nie będę delikatny.
Jego pobudzony szept i sens tych słów przyprawiły ją o lodowate ciarki na plecach. Nie była w stanie zapanować nad łzami, które rzewnie zaczęły ściekać jej po policzkach. Bardzo się starała by stłumić w sobie cały ten ból i upokorzenie. Nie dała jednak rady.
- Malfoy..... błagam.... przestań....
Jej stłumiony przez łzy, zrozpaczony szept sprawił, że na jego ustach pojawił się ironiczny, niemal podły uśmiech. Wręcz czekał na te słowa, doprowadziły jego żądzę do apogeum. Bez słowa szarpną ją w stronę swojego biurka. Przytrzymał ją za włosy jednocześnie jednym sprawnym ruchem zgarniając z drewnianego blatu wszystko co do tej pory na nim leżało. Wtedy też pewnie popchnął ją na blat sprawiając, że przywarła do niego całym ciałem, a jej kości miednicy boleśnie uderzyły o jego kant. Dla niego nie miało to jednak żadnego znaczenia. W tej chwili i tak był najdelikatniejszy.
- Rozłóż nogi Granger, może będzie mniej bolało.
Jego jadowity głos tuż przy jej uchu przyprawił ją o odruch wymiotny. Czując na sobie jego bezwstydny dotyk i rozgrzany oddech połączony z zapachem alkoholu i mocnych perfum miała wrażenie, że zaraz udławi się własną śliną i łzami, które tak uparcie przełykała. Myślała, że nimi zwymiotuje. Było jej więcej niż niedobrze. Nie posłuchała, była za bardzo sparaliżowana by się poruszy. Nawet gdyby było inaczej i tak nie spełniłaby polecenia chłopaka. Stał za nią, nie widziała go jedynie czuła, że rozwścieczyła go jej bezczynność. Swoją stopą gwałtownie i mało delikatnie rozsunął jej sprawiając, że mimowolnie rozłożyła nogi.
Zatopił dłoń w jej świeżo umytych włosach, niemal specjalnie się w nie zaplątał i szarpnął je do tyłu. Zobaczyła brudny sufit i zrozumiała, że nie było szans na ratunek. Trzymał ją tak mocno za włosy, że nie była w stanie się poruszyć. Ostatnie co usłyszała to dźwięk otwieranej sprzączki od spodni. Niepewność i strach sparaliżował ją całą. Mocniej szarpnął ją za włosy i pochylił się nad nią zatrzymując swoje usta przy jej uchu, drażniąc jej skórę swoim pobudzonym szeptem.
- Krzycz Granger. To jedyna sytuacja, w której pozwalam ci dawać głos. Korzystaj.
W przypływie paniki i bezsilności wbiła swoje palce w drewniany blat, do krwi łamiąc swoje paznokcie. Nie chciała krzyczeć. Nie chciała dawać mu tej satysfakcji.
Dopiero gdy przez własne łzy bólu i wstydu nie była w stanie dostrzec brudnych plam na szarym suficie mimo jej najszczerszych starań nie była w stanie zapanować nad stłumionym przez łzy krzykiem bólu.
Dostał to czego chciał. Była jego, cała. Przymknął powieki, zupełnie jakby upajał się tą upragnioną chwilą. Uwielbiam to uczucie. Uwielbiam w ten sposób rozładowywać emocje. Po chwili ponownie otworzył powieki, patrząc na jej odkrytą, delikatną skórę i wygięte w łuk plecy. Mocniej szarpnął ją za włosy, pochylając się nad jej uchem.
- Powiedź mi Granger, czy Potter z Weasley'em kiedykolwiek rżnęli cie tak mocno jak ja?
W jego pobudzonym głosie przebijała się satysfakcja i duma. Zaskomlała, próbując przełknąć łzy.
- Błagam,...
Jej cichy, drżący głos zamarł jej na ustach. Nie była w stanie wydusić z siebie niczego więcej. Jedyne co czuła to jego wciąż niezaspokojoną żądze i pulsującą, rozgrzaną krew. Gwałtownie szarpnął ją za włosy, mocniej przyciskając jej miednice do skraju biurka. Zignorował jej stłumiony jęk bólu.
- Czasem żałuje, że zabiłem ich zanim cie pierwszy raz zerżnąłem. Wydaje mi się, że tamten widok bardziej by na nich podziałał niż kilkugodzinne tortury jakie im sprawiłem....
Rozpłakała się jeszcze bardziej. Nie mogła pogodzić się z tym co się działo. Nie chciała w to wierzyć. Drżała pod wpływem rozgrzanego oddechu arystokraty na swojej szyi i jego ust tuż przy swoim uchu. Coraz mocniej go czuła. Coraz mocniej bolało. Zupełnie jakby rozrywało jej ciało.
- Wciąż to pamiętam. Byłaś taka ciasna i niewinna Granger.... Słodko wtedy krzyczałaś.
Jego słowa bolały ją tak samo jak to co z nią robił. Odsunął swoje wargi od jej ucha, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech, którym podsumował jej bezradność i rozpacz. Już nie zamierzał dłużej się powstrzymywać. Jej kości miednicy po raz kolejny boleśnie uderzyły w krawędź biurka, nie ten ból był jednak najgorszy. W kolejnej nic nieznaczącej dla świata sekundzie jej rozpaczliwy krzyk bólu i wykorzystania odbił się od wszystkich ścian pokoju.
(...)
Łzy lały jej się po twarzy tak bardzo, że miała wrażenie, że zaraz sama w nich utonie. Błagała go by przestał, ale to napędzało go jeszcze bardziej. Był bezlitosny i okrutny. Mocno trzymał ją za włosy, pochylając się nad nią i powtarzając jej w kółko jak brutalnie będzie ją gwałcił tej nocy. Nie przestawał tego robić nawet na chwile. Chciał by krzyczała, jęczała i skomlała. Lubił to, wtedy podobało mu się jeszcze bardziej. Sama zasłaniała sobie usta rękami byle tylko nie krzyczeć. Gdy zabierał i przytrzymywał jej dłonie chcąc ją słyszeć wbijała palce w blat biurka próbując choć w minimalnym stopniu uśmierzyć to co w chwili obecnej czuła. Jej skomlenia bólu, które tak bardzo próbowała w sobie tłumić doprowadzały go do szaleństwa i jedynie jeszcze bardziej pogłębiały jego niezaspokojoną żądze i pragnienie. Nie była w stanie zapanować nad dreszczami obrzydzenia, kiedy jego dłonie bezwstydnie błądziły po najintymniejszych częściach jej nagiego, drżącego ciała. Płakała tak bardzo, że całe biurko i ona były mokre od słonych łez. Pamiętała jeszcze, że w pewnym momencie ktoś wszedł do gabinetu, ale Draco niewzruszony odprawił potencjalnego interesanta słowami „jestem zajęty” i nie obchodził go nawet fakt, że sprawa była ponoć pilna. Teraz miał ważniejsze rzeczy na głowie.
Ściana, kanapa, biurko, barek. Kilka przeróżnych miejsc. Bezradne pozycje. Szeroko zamknięte powieki. Ból wykorzystania i łzy skrępowania. Tylko to jej towarzyszyło tej nocy. Tej nocy nie pragnęła niczego innego jak tylko umrzeć.
Nie miała pojęcia ile czasu to trwało, jednak miała spore wątpliwości czy zaspokoił wszystkie swoje żądzę i wyładował na niej cały zły humor.
Ostatnie co pamiętała to fakt, że gdy skończył była tak obolała, że nie była w stanie utrzymać się na miękkich i chwiejnych nogach, a na jej obolałych udach i nadgarstkach pojawiły się kolejne bolesne i duże siniaki. Nim straciła przytomność złapał ją mdlejącą mocno za włosy i brutalnie rzucił na podłogę pod ścianą mówiąc, że był to zaledwie początek i ma czekać aż wróci. Później nie było już niczego jak tylko ciemność.
(...)
Gwałtownie zerwała się do pozycji siedzącej nieudolnie próbując nabrać w płuca choć odrobinę potrzebnego powietrza. Miała wrażenie, że znajdowała się przez wiele minut pod wodą. Zapomniała jak się oddycha. Panicznie zerwała się na równe nogi rozglądając się po oliwkowych ścianach. Dopiero po chwili zrozumiała, że jest w swojej sypialni w Hogwarcie. Roztrzęsiona rozejrzała się po swoim ciele. Jej koszula nocna była biała, nienaruszona. Na skórze nie miała żadnych siniaków ani zadrapań. Drżącą dłonią, niepewnie dotknęła swoich ud. Były gładkie, bez siniaków i śladów krwi. Zrozumiała, że to czego doświadczyła było tylko snem. Tylko....
To czego doświadczyła tej nocy było jednak najgorszym i najbardziej realny koszmarem w ciągu całego jej życia. Miała wrażenie, że nie był to tylko senny koszmar, lecz coś dużo gorszego - wizja alternatywnej rzeczywistości. Tego co może się stać gdy Voldemort wygra wojnę. Tego jaki może być Draco...
Przeraziło ją to. Panicznie nabrała w płuca dużo powietrza, zupełnie jakby łapała go na zapas przeczuwając, że ponownie nie będzie w stanie tego zrobić przez dłuższy czas. Już po chwili emocje pochłonęły ją całą. Łzy zaczęły spływać jej po twarzy tak gęsto, że już nic nie widziała. Próbowała się uspokoić, próbowała rozpaczliwie nabierać powietrza jednak to tylko pogarszało sprawę. Już po chwili gorzko płakała w głos nieudolnie próbując zasłonić spierzchnięte usta drżącą dłonią. Roztrzęsiona zaparła się o zimną ścianę plecami i samoczynnie zjechała po niej w dół. Tej nocy już więcej nie zasnęła. Przepłakała całą.


                                                                              *
                                                    [reszta rozdziału bez ograniczeń wiekowych.]


Od rana była nieobecna i chociaż snu już tak dokładnie nie pamiętała wiedziała jednak, że jeszcze przez 
wiele nocy nie będzie mogła o nim w pełni zapomnieć. Był zbyt realny, miała wrażenie, że wciąż czuje na skórze siarczyste uderzenie wymierzone przez chłopaka. Omijała go przez cały dzień. Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Gdy rano wpadli na siebie w salonie zimny pot oblał jej drżące ciało. Gdy widziała go na szkolnych korytarzach przyśpieszała kroku i skręcała w inne zaułki, byle tylko przypadkiem nie wpaść na niego po drodze. Chciała być jak najdalej od niego. Nie potrafiła na niego spojrzeć, jego głos wywoływał na jej ciele ciarki i nie ważne czy rozmawiał z kolegami, czy odpowiadał na pytania profesorów w trakcie zajęć. Bała się go, wstydziła. Nawet wspomnienie minionego wieczoru, w którym spędzili tak sentymentalne, wspólne chwile, nie pomogło jej w pełni pozbyć się obrazów ze snu, tego okrutnego i brutalnego Ślizgona, który skrzywdził ją w najgorszy z możliwych sposobów. Potrzebowała czasu i sporej dawki procentów by o tym zapomnieć. Na chwile obecną musiała jej wystarczyć kawa z przyjaciółką.
Ginny wpatrywała się w nią już od dłuższego czasu, chociaż Hermiona zdawała się nie być tego w pełni świadoma. Ciągle nieobecnym wzrokiem spoglądała na krople deszczu spadające po szybie. Gdy jedna kończyła swoją podróż, znajdywała sobie kolejną. Z zamyśleń wyrwał ją gest rudej, która delikatnie złapała ją za dłoń spoglądając na nią z wyraźną troską.
- Kochanie coś się stało? Jesteś dzisiaj bardziej nieobecna niż zwykle.
Kasztanowłosa westchnęła ciężko pod nosem, spuszczając swój wzrok na kubek z parującą kawą. Gdy ruda zabrała dłoń z jej ręki mocniej objęła palcami ciepłe naczynie, zupełnie jakby ta czynność miała oderwać ją od bolesnych myśli.
- Miałam straszny koszmar...
Młoda Weasley musiała solidnie wytężyć słuch i pochyliła się znacznie by w ogóle usłyszeć zawstydzoną i skrępowaną przyjaciółkę. Naprawdę zaciekawiło ją to co powiedziała. W końcu przecież każdy miewał koszmary, Miony jednak musiał być naprawdę okropny skoro nie mogła o nim zapomnieć nawet po tylu godzinach.
- Jaki?
- Śniło mi się życie po tym jak Śmierciożercy wygrali wojnę.
Ruda pokiwała głową na znak zaprzeczenia zupełnie jakby przeczuwała, że Miona mimo wszystko ją okłamuje.
- Kochanie widzę, że nie chodzi tylko o to. Co jeszcze ci się śniło? Powiedź mi. Będzie ci lżej.
Kasztanowłosa Gryfonka jeszcze chwile walczyła ze swoimi własnymi słabościami, przymykając na moment powieki próbując wyrzucić z głowy zimne oczy chłopaka, którymi na nią patrzył nim zdarł z niej sukienkę i niewinność.
- Malfoy....
Szepnęła cicho, unosząc nieporadne spojrzenie na przyjaciółkę. Miała wrażenie, że głos zadrżał jej tak bardzo, że przyjaciółka jej nie usłyszała. Ruda jednak wyglądała jakby jej ulżyło. Na jej piegowatej twarzy pojawił się perwersyjny, ciut złośliwy uśmiech.
- No to raczej przyjemny sen biorąc pod uwagę jego ciałko, które chyba sam Michał Anioł mu rzeźbił.
Mówiąc to Ginny kilka razy szarmancko uniosła brwi, jakby ten gest miał podkreślić jej dwuznaczną wypowiedź. Wyjątkowo ożywiona pochyliła się bardziej w stronę przyjaciółki ściszając przy tym swój ton do zakonspirowanego szeptu.
- Pamiętam jak kiedyś Luna mówiła, że przypadkowo widziała go bez koszulki.... mówiła, że zemdlała z wrażenia.
Hermiona momentalnie wywróciła teatralnie oczami i wzrokiem prędko zganiła przyjaciółkę za takie insynuacje.
- Nie taki Malfoy.
Ginny spojrzała na nią z wyraźnym niezrozumieniem.
- Jego ojciec?
- Nie. Chodzi mi o to, że był naprawdę zły.... skrzywdził mnie.
Grymasem politowania odpowiedziała na słowa Hermiony. To co sugerowała jej przyjaciółka nie było żadną nowością i tym bardziej nie mogła zrozumieć dlaczego taki wielki wpływ miał na nią koszmar z minionej nocy.
- Kochanie, ten dupek krzywdzi cie od wielu lat.
Ton głosu młodej Weasley brzmiał jak automatyczna przypominajka w budziku.
Hermiona zmieszała jeszcze bardziej gdy dotarł do niej ten przykry fakt. Mimochodem pokiwała przecząco głową, chociaż sama nie wiedziała czy jest w stanie wyjaśnić przyjaciółce, że Draco jest dla niej inny gdy są sami. Już od dawna traktował ją inaczej, a już na pewno nie jak swojego wieloletniego wroga, którym jeszcze była kilka miesięcy temu.
- Nie. To nie tak. Wiesz, nigdy ci tego nie mówiłam, ale wtedy, w trakcie balu i podczas naszego pobytu w Dagurtar, był inny. Zmienił się w tym roku. Były dni, kiedy naprawdę był dla mnie miły. Ale ostatnio coś się stało. Nie wiem co. Ale jest inny. Znowu czuje to zimno gdy go widzę.
Zawahała się na moment. Wiedziała, że nie może zbyt dużo powiedzieć przyjaciółce. Draco był tematem zakazanym i tak powinno zostać. Jednak chciała się komuś zwierzyć z tego co ostatnimi czasy czuła.
- Wiesz, pamiętam jak byłam mała i wstrzymywałam oddech za każdym razem kiedy przechodziłam obok cmentarza. Gdy teraz przechodzę obok niego czuje się tak samo.
- Miona....
Hermiona jednak nie dała dość przyjaciółce do słowa. Wzrok z parującej kawy przeniosła na nią, a w jej oczach pierwszy raz pojawił się tak wyraźnie zarysowany strach.
- Przeraża mnie, chociaż nawet nie patrzy w moją stronę.
Ruda nie była w stanie jej odpowiedzieć, z kolei Hermiona pokiwała głową na boki zupełnie jakby zaprzeczała sama sobie.
- Coś jest nie tak Ginny, zupełnie jak zbierające się chmury przed burzą. Zbliża się coś strasznego.
- Skąd wiesz?
- Po prostu to czuje.
Zapanowała między nimi długa cisza, której Ginny mimo swoich najszczerszych starań nie potrafiła przerwać. Dopiero po dłuższym czasie zaczęła się nerwowo wiercić na swoim krześle, przykuwając na siebie wzrok Hermiony. Mimochodem wyjrzała przez okno, gdzie zatrzymał się ożywiony wzrok rudej. Po przeciwnej stronie uliczki stały trzy dziewczyny i wyjątkowo radośnie jej machały. Hermiona spojrzała na młodą Weasley z poczciwy uśmiech.
- Idź.
Mówiąc to kiwnęła jeszcze w stronę szyby, dając przyjaciółce znać, że nie będzie miała jej tego za złe. Ginny i tak nie miała dzisiaj z niej żadnego pożytku, a ona zdążyła się już przyzwyczaić, że uspokaja swoje myśli w samotności.
Ruda odpowiedziała jej uśmiechem. Zerwała się ze swojego miejsca, pośpiesznie zgarniając torbę i płaszcz z sąsiadującego krzesła. Nim wyszła z kawiarni pocałowała przyjaciółkę w policzek.
- Uśmiechnij się Mionka, jesteś wtedy ładniejsza.
Odpowiedziała jej subtelnym uśmiechem i kuksańcem w bok. Rozczulonym spojrzeniem odprowadziła rudą dziewczynę, leniwie obserwując przez oszkloną szybę jak wita się ze swoimi koleżankami z roku. Po chwili dziewczyny poszły w swoją stronę, a ona już nie miała na czym zawiesić spojrzenia. Zamyślona spuściła głowę na swoje dłonie, pozwalając sobie na wyciszenie. Nie miała planów na resztę dnia. Z nikim nie była umówiona. Nie widziała sensu by stąd wychodzić. Ściany Hogwartu za bardzo ją przytłaczały, a dormitorium na czwartym piętrze zdawało jej się być obce niż kiedykolwiek.
Tak bardzo zatraciła się w swoich myślach, że nawet nie zauważyła jak do kawiarni wchodzi Draco w towarzystwie czarnowłosej, rok młodszej dziewczyny z Hogwartu i zajmuje zarezerwowany stolik w rogu kawiarni. On również jej nie zauważył.
Wypiła kawę do końca jednak nie chciała jeszcze wychodzić z kawiarni i tak nie miała gdzie pójść. Tam gdzie powinna, iść nie chciała. Leniwie podparła podbródek na ręce spoglądając w głąb kawiarni. Rozejrzała się leniwie po kilku zajętych stolikach, dopiero siedząca samotnie staruszka przykuła jej uwagę.
Przychodziła do tej kawiarenki stosunkowo rzadko, jedynie od czasu do czasu, jednak za każdym razem widziała w niej te kobietę. Zawsze o tej samej godzinie, zawsze przy tym samym stoliku. Była już starszą kobietą, na pewno po osiemdziesiątce, może nawet raczej po dziewięćdziesiątce. Widać było ślady mijającego czasu, które bardzo widocznie wymalowały jej się na twarzy i dłoniach. Miała na sobie jednak ładną garsonkę i niewielki kapelusz. Taki z dawnych czasów, wyjęty z czarno-białego filmu romantycznego. Spoglądając na nią Hermiona miała wrażenie, że mogła być jego bohaterką. Teraz jednak była doświadczona przez czas. Widać było, że jej ubrania już nie były pierwszej świeżość, a choroby coraz bardziej utrudniały jej życie. Zdawało się, że nie należała do bogatych dam, a na jej stoliku wciąż nie stało nic prócz wazonu z kwiatami. Widziała też, że kelnerki nie są zbyt zadowolone z faktu, że kobieta zajmuje stolik i nic nie zamawia. Już po chwili widziała jak jedna z pracownic zatrzymuje się przed stolikiem kobiety. Nie musiała słyszeć rozmowy by wiedzieć jakie słowa padną.
- Proszę pani, jeśli chce pani tu zostać trzeba coś zamówić. Blokuje pani stolik.
Kobieta spróbowała się uśmiechnąć jednak widać było na jej twarzy jedynie smutek, albo to Hermiona była po prostu w takim stanie, że widziała go już u wszystkich. Staruszka potulnie podniosła się z krzesła, zabierając ze sobą niewielka torebkę. Nawet nie wiedziała kiedy zdobyła się w sobie by wstać ze swojego miejsca i wyjść na środek kawiarenki, gdzie rozgrywała się ta przykra scena. Nie wiedziała też, że tym ruchem zwróciła na siebie uwagę przywódcy Slytherinu, który nie spodziewając się jej obecności w tym miejscu odprowadził ją swoim czujnym wzrokiem, ignorując przy tym mówiącą o bzdurach partnerkę.
- Proszę zostać.
Hermiona nieoczekiwanie pojawiła się tuż obok kelnerki, uśmiechając się miło do wstającej z krzesła starszej kobiety. Widać było, że wzruszyła ją postawa Gryfonki. Kelnerka wyglądała na zdezorientowaną, spojrzała na dziewczynę z niezrozumieniem.
- Ale...
- Poproszę dwie kawy.
Mówiąc to Hermiona uśmiechnęła się lekko do młodej pracownicy. Ta już po chwili skinęła głowa, że zaraz przyniesie. Najwidoczniej dziewczynie również było ciężko spełnić polecenie szefa i wyprosić starszą kobietę. Wraz z pojawieniem się Hermiony poczuła ulgę, która znacznie wymalowała jej się na twarzy. Wymieniły między sobą delikatne uśmiechy, po czym kelnerka poszła przygotować zamówienie, a Miona usiadła na krześle po przeciwnej stronie kobiety.
- Czeka pani na kogoś?
Spytała troskliwie uśmiechając się delikatnie do kobiety. W odpowiedzi staruszka przytaknęła lekko głową.
- Tak. Na męża.
Sama nie wiedziała dlaczego, ale poczuła się tym wyznaniem zmieszana.
- W takim razie pójdę.
Szepnęła cicho podnosząc się przy tym z krzesła. Nie zdążyła jednak opuścić kobiety.
- Mój mąż nie żyję od trzynastu lat.
Nie wiedziała co poczuła w tej chwili, ale tak sparaliżowały ją te co najmniej niespodziewane słowa, że z powrotem przysiadła na krześle spoglądając na kobietę z niezrozumieniem i smutkiem. Zabrakło jej jednak słów by cokolwiek powiedzieć. Słowa „przykro mi” zdawały jej się być tak banalne, że nawet nie przeszły jej przez gardło. Z całego dziwnego zamyślenie oderwała ją kelnerka stawiająca na stoliku dwie kawy w małych filiżankach. Staruszka z uśmiechem objęła swój kubek, dokładnie tak samo jak ona zrobiła to przy rozmowie z Ginny. Swój poczciwy, chociaż zmęczony wzrok z parującego płynu przeniosła na ladę kawiarni i kelnerkę nalewającą kawę do dzbanka.
- Wie pani, kiedy byłam panienką w tym miejscu też była kawiarenka, tylko miała inną nazwę. Pracowałam w niej jako kelnerka. Poznałam go tutaj.
Na twarzy Hermiony pojawił się dyskretny uśmiech. W jakimś stopniu rozczuliło ją to wyznanie. Wsłuchiwanie się we wspomnienia starszej kobiety zdawały się być idealną ucieczką od rzeczywistości. Skorzystała z niej.
- Podała mu pani kawę?
Miała świadomość, że jej pytanie zabrzmiało banalnie, chciała jednak dać kobiecie sygnał, że jej słucha i naprawdę zaciekawiła ją ta historia. Kobieta pokiwała przecząco głową.
- Poparzyłam go.
Hermiona wytrzeszczyła na nią oczy, a ona podniosła na nią poczciwcy wzrok. Specyficznym uśmiechem zażenowania skrytykowała samą siebie.
- Byłam okropną niezdarą. Potknęłam się o własne lakierki i wylałam mu ją na nogi.
Na twarzy Gryfonki pojawił się wyraz rozbawienia, kobieta jednak zamyśliła się na moment wzrok spuszczając na swoją kawę.
- Po latach mi powiedział, że w momencie, w którym na niego spojrzałam zrobiło mu się gorąco i to wcale nie dlatego, że wylałam na niego wrzątek.
Zaśmiała się cicho pod nosem, jednak kontynuowała dalej kiwając przy tym głową na boki zupełnie jakby coś ją załamało.
- Powiedział mi o tym w 50 rocznicę ślubu. Trochę późno, ale nauczyłam się przy nim cierpliwości.
Podsumowała z uśmiechem i Hermiona miała wrażenie, że kobieta wraca teraz myślami do tych wydarzeń. Widziała to w jej oczach. Nie mogła tylko zrozumieć co miała na myśli mówiąc o cierpliwości.
- Dlaczego?
- Kiedy poparzyłam go kawą, a nasze oczy się spotkały wiedziałam, że w tej samej chwili on poczuł to samo co ja, ale ja się rozpłakałam i uciekłam, a on wyszedł z kawiarni zły, że spóźni się przez to na ważne spotkanie.
Nie była zawiedziona tym wyznaniem, jednak nie takiego końca historii się spodziewała.
- Myślałam, że się pani wtedy oświadczył.
Podsumowała krótko uśmiechając się z rozbawieniem, na samo wyobrażenie takiej sytuacji. Kobieta pokiwała przecząco głową patrząc na Hermione jak na swoją ukochaną wnuczkę.
- Wy młodzi wszystko chcecie mieć od razu. Pieniądze tracicie szybciej niż zarabiacie, a młodość ucieka wam prędzej niż jesteście w stanie ją dogonić. Pobieracie się szybko, jeszcze szybciej rozwodzicie. Miłość znaczy dla was coraz mniej, zwłaszcza wtedy gdy trzeba się o nią postarać i walczyć. A do takich dużych spraw potrzeba trochę więcej czasu, cierpliwości i poświęcenia. Niestety wy teraz tego nie potraficie.
W jakimś stopniu zabolały ją te słowa. Nie dlatego, że staruszka mówiąc je miała nieprzyjemny ton, wręcz przeciwnie, była bardzo miła i żartobliwa. Zrozumiała, że zabolały ją bo niosły w sobie wiele prawdy o obecnym świecie. O jej życiu również.
- Więc jak się pani z nim ponownie spotkała?
Zapytała w końcu próbując zatuszować przed samą sobą jak bardzo poruszyły ją poprzednie słowa staruszki.
- Następnego dnia przyszedł. Bardzo się bałam, myślałam, że naskarży na mnie mojemu szefowi i zwolnią mnie z pracy, a bardzo jej potrzebowałam. Ciężko było o prace i pieniądze, a ja zarabiałam by móc wyjechać na studia prawnicze. Ale on nic nie zrobił. Usiadł na tym samym stoliku, wziął do ręki tą samą gazetę i zamówił te samą kawę. A ja mu ją zaniosłam. Tym razem jednak go nie poparzyłam. Uśmiechnął się i podziękował.
Kobieta na moment urwała podnosząc swoje spojrzenia z kawy na zasłuchaną Hermione. Uśmiechnęła się do niej subtelnie, a jej zmęczone oczy zabłysły iskierkami ożywienia.
- Był to taki rodzaj uśmiechu, który wywrócił cały mój świat do góry nogami.
Hermiona uśmiechnęła się promiennie do kobiety. Chyba rozumiała co miała na myśli. Nie dała się jednak rozwinąć tej myśli, która pognałaby na oślep do osoby, od której powinna trzymać się z daleka. Uspokoiła zbędne myśli dalej wsłuchując się w monolog kobiety.
- Przychodził codziennie o 11:30, siadał przy tym samym stoliku i codziennie zamawiał kawę i to ja mu ją zanosiłam. Lubiłam wstawać do pracy ze świadomością, że go w niej zobaczę. Nawet kiedy miałam już dostatecznie dużo pieniędzy by wyjechać, zostałam. Wolałam robić dla niego kawę niż studiować prawo.
Tak bardzo zasłuchała się w opowieść staruszki, że nie usłyszała, a tym bardziej nie zauważyła jak czarnowłosa Ślizgonka zrywa się ze swojego miejsca i odstawiając w kawiarni krótką jednak zwięzłą i pokazową rolę porzuconej, zdradzonej dziewczyny z płaczem wybiegła z knajpki nie zamykając za sobą drzwi.
- Nie było pani szkoda prawniczej kariery?
- Wykształcenie zdawało mi się nie być takie ważne jak to co miałam tutaj. Wydawało mi się, że gdybym wyjechała straciłabym coś więcej niż tylko posadę kelnerki w małej kawiarence.
Słowa kobiety zdawały się być dla Hermiony więcej niż irracjonalne. Ona sama zawsze uważała, że edukacja jest najważniejsza i nie wyobrażała sobie by mogła z niej kiedykolwiek dla kogoś zrezygnować. Może faktycznie jeszcze nigdy nie była tak naprawdę, bezgranicznie zakochana. Nie na tyle by tak się poświęcić, by zrobić dla tej jednej osoby dosłownie wszystko. Przynajmniej jeszcze do niedawna tak myślała.
- Jak państwo się zeszli?
- Musiał minąć prawie rok, a on musiał wypić 347 kaw nim zdobył się na to by zapytać jak się nazywam. Potem musiał wypić tych kaw jeszcze 136 by zaprosić mnie do restauracji na obiad.
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie na te słowa. Bardzo spodobało jej się określanie etapu znajomości na podstawie ilości zrobionych i wypitych kaw.
- Poszła pani?
- Tak, a 247 kaw później poprosił mnie o rękę.
Na twarzy Hermiony pojawił się najpiękniejszy, rozczulony uśmiech o jaki nawet siebie nie podejrzewała. I nie spodziewała się również, że widziała go nie tylko kobieta, z którą rozmawiała. Staruszka jednak posmutniała, a swój nieobecny wzrok znowu skierowała na swoje pomarszczone dłonie.
- Wie pani, kiedy trzynaście lat temu mój mąż leżał na szpitalnym łóżku, a ja wiedziałam, że następnego dnia już go nie będzie i zostanę wdową, siedziałam przy nim. Oboje wiedzieliśmy, że umierał i nie dało się tego powstrzymać. Chcieliśmy się pożegnać.
Na moment urwała łapiąc ciut większy oddech. Chyba nawet po tylu latach wciąż towarzyszyły jej te emocje, zupełnie jakby straciła go zaledwie wczoraj. Po chwili uśmiechnęła się delikatnie, próbując powstrzymać oznaki wzruszenia.
- Dopiero wtedy mi powiedział, że robiłam najgorszą kawę na świecie.
Podniosła oczy na Herminę uśmiechając się do niej z sentymentem. Po chwili pokiwała głowa zupełnie jakby krytykowała samą siebie.
- Zawsze było z nią coś nie tak. Raz za mocna, raz za słaba, dodawałam cukru chociaż nie słodził i zapominałam o mleku chociaż je uwielbiał, ale powiedział również, że przez to, że to ja ją robiłam pił ją z uśmiechem na ustach każdego dnia bez względu na to jak bardzo była okropna. Było to najromantyczniejsze wyznanie jakie mi powiedział w przeciągu 57 lat małżeństwa. I chyba ironią losu jest to, że zmarł na chorobę serca wywołaną zbyt dużą ilością kofeiny.
Staruszka zaśmiała się pod nosem, zupełnie jakby wciąż nie mogła zrozumieć, że straciła go przez coś dzięki czemu go zyskała.
Obserwowała kobietę z fascynacją, czując przy tym te same emocje jak gdyby czytała najlepszą książkę. Chyba nawet teraz towarzyszyły jej te charakterystyczne wypieki na twarz. Była to najromantyczniejsza historia jaką słyszała, chociaż książek o miłości przeczytała już setki. Ta jednak różniła się od nich najważniejszym – była prawdziwa. Nie zwróciła nawet uwagi, że jej kawa już dawno wystygła, a Draco od samego początku tych wydarzeń obserwuje ją uważnie, zupełnie jakby oglądał stary, niemy film ze swoją ulubioną aktorką. I choć znał ją całą i każdy jej ruch na pamięć, ciągle chętnie do niej wracał, czując te same emocje jak za pierwszym razem gdy ją zobaczył.
- A pani ma na kogo czekać?
Nieoczekiwane pytanie staruszki zaskoczyło ją tak bardzo, że aż się zarumieniła. Spuściła wzrok na swój kubek nieśpiesznie obracając go w dłoniach.
- Niestety nie.
Staruszka uśmiechnęła się do niej miło. Zupełnie jakby nie była obcą kobietą, a kimś bliskim z rodziny.
- Tego co nauczyłam się po tylu latach to to, że z miłości można tak samo żyć jak i umrzeć. Najważniejsze by życie to zbyt szybko nie umarło.
Chłonęła te słowa jak największą życiową mantrę. Nawet nie sądziła jak wiele jest ukryte między tymi niepozornymi wierszami. Staruszka uśmiechnęła się lekko, patrząc pokrzepiająco na zagubioną dziewczynę.
- W życiu każdego człowieka przychodzi taka chwila, która decyduje o jego przyszłości z drugą osobą, najważniejsze by ją zauważyć i zdążyć się przy niej zatrzymać.
Te słowa sprawiły, że na twarzy kasztanowłosej pojawił się blady uśmiech.
- Mam wrażenie, że ja swoją przegapiłam...
Szepnęła cicho, swój smutny wzrok zatapiając w zimnej już kawie. Do rzeczywistości przywróciła ją postać kelnerki, która przechodziła obok niej. Odruchowo skinęła na nią ręką chcąc zapłacić za kawy. Młoda pracownica podeszła do stolika uśmiechając się miło.
- Rachunek został już uregulowany.
Hermiona spojrzała na nią z wyraźnym niezrozumieniem.
- Jak to? Przez kogo?
Młoda dziewczyna podniosła swój wzrok na stolik w rogu jednak był już pusty. Przez chwile szukała kogoś wzrokiem, aż zobaczyła postać zbliżającą się do wyjścia, skinęła w jej stronę głową.
- Przez tamtego chłopaka.
Momentalnie Hermiona odwróciła się za siebie. Coś ścisnęło ją za serce gdy w wychodzącym z kawiarni chłopaku rozpoznała Malfoy'a. Staruszka uśmiechnęła się delikatnie wychylając się na bok, z sympatycznym uśmiechem patrząc na wychodzącego blondyna.
- Może właśnie pani chwila wychodzi drzwiami i wcale nie jest jeszcze za późno by nie spróbować jej dogonić.
Może i kobieta miała rację, ale zabrakło jej odwagi by wybiec z kawiarni i dogonić Ślizgona. Nawet nie wiedziała co miałaby zrobić gdyby go dogoniła. Może zaproponować wspólną kawę? W końcu jeszcze nigdy żadnej razem nie wypili....
Chłopak jednak odszedł, a ona odwróciła się z powrotem do staruszki uśmiechając się do niej blado. Nie miała jednak serca powiedzieć jej, że ich chwila umarła już dawno temu, zanim oboje zdążyli się przy niej zatrzymać.


                                                                         *


I wcale nie było tak, że ta decyzja niczego jej nie kosztowała. Kosztowała. Więcej niż mogło jej się początkowo wydawać. Właściwie dokonując tego wyboru czuła się tak jakby traciła kawałek siebie. Myślała o tym cały dzień, starała się to ignorować, tłamsić w sobie i udawać, że wcale jej to nie obchodzi. Nie potrafiła jednak pozostać obojętna. Miała świadomość, że los wręcz specjalnie postawił na jej drodze uroczą staruszkę, która tak pięknie mówiła o miłości i poświęceniu, że sama zaczynała to rozumieć i szczerze rozważać. Zawsze jednak wtedy gdy jej serce zabiło mocniej karząc jej pobiec w ramiona Ślizgona, zdrowy rozsądek przycinał jej skrzydła i brutalnie sprowadzał na ziemie przypominając o śnie, który wcale nie był tak nierealny jak jej się początkowo wydawało.
Niepewnie weszła do gabinetu dyrektora, właściwie przystanęła w jego progu niemal jakby sparaliżowało ją samo powietrze. Doskonale pamiętała sytuacje i rozmowę jaką przeprowadziła tu ostatnio. I co gorsze ta wcale nie zapowiadała się lepiej. Czuła się tak wewnętrznie rozbita między tym co czuła, a tym co powinna robić, że miała ochotę usiąść na środku Hogwarckiego korytarza i rozpłakać się w głos, byle tylko dać upust emocją, które z każdą minutą coraz bardziej torturowały jej umysł i uczucia. Dyrektor obdarzył ją poczciwym uśmiechem w momencie w którym, Hermiona bez słowa usiadła na wprost niego. Zdawała mu się być taka drobna i zagubiona, że niemal tonęła w tym potężnym fotelu.
- Słucham cię moja droga.
- Ja muszę panu coś powiedzieć...
Zaczęła cicho, niezdarnie skubiąc przy tym swoje paznokcie. Dyrektor skinął głową zupełnie jakby tym gestem chciał jej przekazać, że słucha i może mówić dalej. Nabrała w płuca dużo powietrza, miała jednak wrażenie, że zaczyna się nim dusić.
Bo może właśnie popełniała największy błąd życia?
Może nie powinna podejmować decyzji przez pryzmat sennego koszmaru?
Może rozważyła zły scenariusz?
Może podjęła niewłaściwą decyzję?
Może źle go oceniła?
Może zamiast skazywać go na śmierć powinna uciekać z nim na drugi koniec świata?
Może powinna spędzić z nim resztę życia?
Może nie mogła bez niego żyć?
Może go kochała?
Może...
- Malfoy jest Śmierciożercą.
Może właśnie popełniła największy błąd swojego życia?


                                                                         *


Siedział na fotelu z zamyśleniem wpatrując się w szklankę z ognistą, którą wolno obracał w dłoni. Tym razem jednak alkohol nie pomógł mu ukoić myśli i uczuć, które wciąż nagminnie i bez jego pozwolenia wracały do obrazu Hermiony sprzed minionego wieczora. Chyba wciąż nie mógł sobie wybaczyć, że jej nie zatrzymał. Przez chwile usprawiedliwiał się tym, że nie wiedział co miałby jej powiedzieć, po czasie zrozumiał, że słowa były zbędne.
I chyba ironią losu był fakt, że to wszystko dotarło do niego z chwilą, w której zauważył ją w kawiarence. Nawet w niej mógł naprawić swój błąd. Zdawała się być idealnym miejscem by zacząć wszystko od nowa. Szybko jednak przypomniał sobie, że dla jej własnego dobra powinien trzymać się od niej jak najdalej. Musiał sprawić by na nowo go znienawidziła.
Może chociaż wtedy łatwiej by o Niej zapomniał?
Może wtedy byłoby mu prościej żyć z uczuciami, których nawet nie rozumiał?
Może z czasem by minęły....
Blaise przyglądał mu się w milczeniu, przyzwyczaił się do małomówności przyjaciela, tak samo jak do tego widoku kiedy własne myśli pochłaniają go tak bardzo, że nie zwraca uwagi na nic co go otacza. Świat mógłby przestać istnieć, a on i tak by tego nie zauważył.
- Od zawsze mówiłeś, że pójdziesz ze mną nawet do piekła....
Zaczął nieoczekiwanie i sprawiał przy tym wrażenie jakby sam nie wiedział, że wypowiedział te myśl na głos. Zabini zaśmiał się krótko, zupełnie jakby próbował rozładować te ciężką, wręcz grobową atmosferę, która już od dłuższego czasu unosiła się w powietrzu.
- Chyba nie bez powodu przez całe życie zwracasz się do mnie „Diabeł”.
Przymknął na moment powieki próbując wyrzucić z głowy obraz trzech martwych ciał leżących na zakrwawionej podłodze. Cichy głos w jego głowie wciąż odtwarzał mu ich krzyk i płacz. Nie mógł o tym zapomnieć.
- Teraz wiem, że wybieram się do dużo gorszego miejsca. Nie chce byś szedł tam ze mną.
Zabrakło mu odwagi by powiedzieć, że nie przeżyłby jego stary, a doskonale wiedział, że przy nim innych nie czeka nic innego jak tylko śmierć. Przemilczał również fakt, że Blaise posiadał więcej uczuć niż on i dlatego wiedział, że nie mógłby normalnie żyć z takimi wyrzutami sumienia, z którymi on borykał się już od dawna. Piekło przy nich było jak wczasy nad jeziorem. Zabini nie był mordercą i nie chciał by stał się nim przez niego.
Nie dałby rady nim być. Na potwierdzenie swoich słów opróżnił naraz całą zawartość szklanki i odstawił ją z hukiem na stoliku, wstając z fotela i kierując się w stronę drzwi. Zabini jednak nie pozwolił mu uciec.
- Od zawsze chodziłeś drogami, które inni omijali. I chociaż chwilami ścieżki, które wybierasz mnie przerażają nie wyobrażam sobie bym mógł nie iść nimi z tobą.
To co powiedział Zabini sprawiło, że przystanął przed drzwiami i odwrócił się w jego stronę.
- To zgubna droga.
- Dlatego tym bardziej nie powinieneś iść nią sam.
W odpowiedzi arystokrata pokiwał głową na znak roztargnienia, a na jego twarzy pojawił się poczciwy uśmiech, którym obdarzył czarnoskórego przyjaciela.
- Nie odpuścisz?
- Nie. Ty również byś tego nie zrobił.
Mówiąc to wstał z fotela i podszedł do blondyna wyciągając przed siebie rękę. Arystokrata odwzajemnił uścisk. Ten gest był zwieńczeniem całej rozmowy i podjętych decyzji.
- Ale obiecaj mi jedno Smoku...
Zaczął po chwili czarnowłosy, wyjątkowo jak na niego poważnym i nieodgadnionym tonem głosu.
- Co?
- Jeśli zginę pierwszy, ubierzesz różową sukienkę na mój pogrzeb.
Draco parsknął pod nosem, wbijając kumplowi łokieć między żebra i określając go mianem idioty i nie rozczulił go nawet fakt, że Blaise zapowiedział, że zrobi to samo na jego uroczystościach żałobnych. Rozbawiony złapał za klamkę odwracając się do czarnoskórego Ślizgona.
- Jako twój przełożony nakładam na ciebie przymusowy szlaban na picie. Pieprzysz głupoty.
W kolejnej chwili rozbawiony opuścił dormitorium Zabiniego odprowadzany jego szczerym śmiechem. Na krótki moment słońce pojawiło się na niebie. Powoli jednak zbliżało się ku zachodowi.


                                                                             *


Wciąż nie mogła uwierzyć w obojętność z jaką dyrektor Hogwartu zareagował na słowa, których wypowiedzenie kosztowało ją tak wiele uczuć. Dyrektor nie zrobił z tą wiadomością niczego, zamiast tego zmierzył ją niewzruszonym spojrzeniem spod okularów.
- To wszystko?
Pierwszy raz słyszała w tonie głosu starszego mężczyzny takiego zobojętnienia, zupełnie jakby ta wiadomość nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, a przecież mówiła o zdrajcy bezkarnie przebywającym wśród Hogwarckich ścian. Nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie profesora, a on też nie zamierzał przedłużać tej konfrontacji.
- Dziękuję, możesz już iść.
Mówiąc to ponownie spuścił wzrok na gazetę, którą czytał zanim do jego gabinetu weszła kasztanowłosa Gryfonka. Odruchowo wstała z fotela, jednak nie opuściła jego gabinetu.
- Ale on jest Śmierciożercą! Na pewno robi okropne rzeczy...
Początkowo jej ton był pewny wręcz bojowy, końcówka zdania jednak ledwo przeszła jej przez ściśnięte gardło, zupełnie jakby umysł chciał wystawić ją na jeszcze większe próby i wciąż katował ją obrazami z sennego koszmaru.
- Wiesz moja droga....
Zaczął po chwili ściągając z nosa okulary i odkładając je na leżącą na biurku gazetę.
- Czasem nie liczy się to co człowiek zrobił, ale to czego nie zrobił.
Podniósł na nią pełne dobroci spojrzenie, jednak ona była zbyt zdezorientowana by zaufać jego kolejnej pięknie brzmiącej metaforze. Już nie potrafiła mu zaufać tak jak kiedyś. Nie była w stanie ukryć zdezorientowania i niezrozumienia, pokiwała na boki głową zupełnie jakby chciała zaprzeczyć wszystkim tym słowom.
- Nie rozumiem profesorze.
Dyrektor skinął potwierdzająco głową, jakby na znak, że doskonale to wie.
- Przyjdzie czas, że zrozumiesz.


                                                                          *


Starała się nie pamiętać o nocnym koszmarze z minionej nocy. I bez niego jednak powrót na czwarte piętro i konfrontacja z Malfoy'em przerażała ją jak jeszcze nigdy. Dzisiejszego wieczora biło od niego takim zimnem, obojętnością i agresją, że rozsądek uparcie kazał jej uciekać. Ona jednak głupia tym razem go nie posłuchała.
Nie mogła już dłużej znieść sytuacji między nimi, nie była w stanie już dłużej tłumić w sobie tego co czuła i co wiedziała. Wciąż bała się tego kim się stał. Kiedyś słyszała słowa, że najlepszą obroną jest atak, bardzo się jednak pod tym względem pomyliła.
Sama była zaskoczona tym jak pewnie weszła do wspólnego salonu, by już po chwili stanąć przed nim, patrząc na niego wyzywająco, wręcz bojowo. On jednak dalej niewzruszony siedział na sofie, ramionami rozpostarty po obu bokach zagłówka. Wyzywająco patrzył jej w oczy z tym swoim typowym, Ślizgońskim uśmiechem na ustach. Doskonale wiedział po co tu przyszła. Nawet go to bawiło.
- Byłam u Dumbledore'a. Powiedziałam mu, że jesteś Śmierciożercą.
Ostrość i pewność z jaką wypowiedziała te słowa zaskoczyły bardziej ją niż blondyna. Spojrzał na nią z taką obojętnością, że aż zimny dreszcz wstrząsnął jej ciałem. W odpowiedzi wzruszył niedbale ramionami.
- Wiedziałem, że to zrobisz.
Rzucił w końcu, a na jego twarzy pojawiła się jeszcze większa obojętność. Nie była w stanie powstrzymać wyrazu zdezorientowania, które malowało jej się na twarzy. Nie rozumiała jak chłopak mógł o tym wiedzieć, skoro ona sama jeszcze godzinę temu nie wiedziała co zrobi.
- Dlaczego?
Zabrał ramiona z oparcia pochylając się w stronę podłogi.
- Jesteś służbistką Granger. Zdziwiłbym się wtedy gdybyś tego nie zrobiła.
- Nie wyglądasz na przejętego...
Skwitowała w końcu nie przestając uważnie go obserwować. Bez słowa wstał z kanapy. Nie spodziewała się, że stanie tak blisko. Musiała zadrzeć głowę by spojrzeć mu w oczy. Cała pewność siebie opuściła ją kiedy poczuła na sobie jego nieprzenikliwe spojrzenie. Miała wrażenie, że już kiedyś przeprowadzała z nim podobną rozmowę. Odnosiła jednak wrażenie, że jej finał będzie zupełni inny niż początkowo przypuszczała.
- A dlaczego miałbym być?
- Bo cie wydałam.
Ledwo usłyszał jej cichy głos. Doskonale wiedział, że Hermiona się go boi. Zupełnie jakby przeczuwała, że zaczynając te rozmowę wywoła wilka z lasu. Odpowiedział jej swoim typowym uśmiechem.
- Gdyby naprawdę tak było, nie rozmawialibyśmy tu tylko w Azkabanie, chociaż szczerze wątpię czy kiedykolwiek wpadłabyś z jabłecznikiem w odwiedziny.
Nie była w stanie mu odpowiedzieć. Nie mogła się odnaleźć w tej sytuacji i jego zachowaniu. Gdy od niej odszedł odprowadziła go roztargnionym wzrokiem.
- Dlaczego z tego żartujesz Malfoy? Dlaczego jest ci to tak bardzo obojętne?
- Żeby odpowiedzieć ci na to pytanie Granger musiałbym streścić ci swoje życie. A na to nie mam najmniejszej ochoty i wątpię by kiedykolwiek to się zmieniło.
Nie udało mu się jednak dojść do barku, powstrzymało go przed tym nieoczekiwane jednak wyjątkowo wyzywające pytanie Hermiony.
- Jesteś dumny?
Odwrócił się do niej z niezrozumieniem. Mimowolnie spiął wszystkie mięśnie. Starał się trzymać dystans, nie mógł jednak pozostać obojętny na jej prowokacje. Sama była sobie wina. Tak usprawiedliwiał to co później zrobił.
- Co?
Wyzywająco zadarła głowę zaczepnie na niego kiwając. Nie miał pojęcia co doprowadzało go do większego szaleństwa, czy ton jej głosu czy jej pewny siebie, prowokacyjny wygląd.
- Jesteś dumny z tego kim jesteś Malfoy?
Gdyby tylko wiedziała jak zakończy się ta rozmowa nigdy by jej nie zaczynała. Sprowokowała go do tego stopnia, że zapomniał o ognistej. Odwrócił się w jej stronę i wolno zaczął do niej podchodzić.
- A ty Granger? Czy jesteś dumna z tego kim jesteś?
Nawet nie drgnęła kiedy zatrzymał się tuż przed nią chociaż jej serce biło jak oszalałe. Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Nie odpowiedziała. Draco wyglądał jakby był zawiedziony jej milczeniem. Na jego twarzy wymalował się wyraz udawanego zamyślenia.
- Może to niewłaściwe pytanie...
Skwitował w końcu gdy Hermiona wciąż nie odpowiadała.
- Może najpierw powinienem zapytać kim jesteś Granger, a dopiero potem czy jesteś z tego dumna i czy masz jakiekolwiek prawo i podstawy by oceniać innych, skoro nie potrafisz ocenić sama siebie?
Zamilkła. Nie potrafiła odpowiedzieć mu na to pytanie, tak samo jak nie była w stanie odpowiedzieć samej sobie. Odprowadziła go wzrokiem kiedy ponownie stanął przy barku. Nie była wstanie określić jakie uczucia wzbudził w niej chłopak, były jednak wyjątkowo negatywne. Najbliższe im było połączenie złości i obrzydzenia.
- Jesteś dupkiem Malfoy.
- A ty szlamą Granger, miło mi.
Skwitował beznamiętnie by w następnej chwili naraz opróżnić całą szklankę ognistej whisky. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że chłopak tak zawzięcie próbuje zapić zbędne myśli i uczucia przed tym co za chwile zamierzał zrobić. Nie wiedziała o tym. Już nie pamiętała kiedy ostatnim razem uderzył w nią tym określeniem, było to jednak już tak dawno temu, że jak nigdy zabolały ją jego słowa. Po sentymentalnym wieczorze jaki wczoraj spędzili nie zostało już nic, nawet wspomnienie. Niewielka kawiarenka na rogu Hogsmeade również przestała istnieć.
Wraz z mijającym czasem coraz bardziej chłonęła te negatywna atmosferę wiszącą w powietrzu, czując do chłopaka coraz więcej żalu, wstrętu i odrazy. Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
- Dlaczego Dumbledore cie nie wydaje? Masz coś na niego? Grozisz mu?
Już nie był w stanie dłużej tłumić w sobie tych zgubnych emocji, które wyzwalała w nim dziewczyna, cała ta sytuacja i chwila. Sprowokowany odwrócił się w jej stronę, podchodząc do niej wyjątkowo blisko i pochylając się nad nią znacznie. Uderzył w nią odór alkoholu i zrozumiała, że Malfoy wypił o jednego drinka za dużo.
- Tak, że zabije ciebie. Zadowala cie ta odpowiedź?
Przez chwile nie była w stanie nic odpowiedzieć zaskoczona zimnem w jego stalowym spojrzeniu i podłością w tonie głosu. Odsunął się od niej nim zdołała mu odpowiedzieć. Po prostu musiał. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi stanie się coś strasznego nad czym nieustannie próbował zapanować. Nawet nie wiedziała, jak wiele negatywnych uczuć wyzwalała w chłopaku ta chwila. Po raz kolejny jej wzrok powędrował za nim, gdzie znów zatrzymał się przy uzupełnionym barku.
- Nie skrzywdzisz mnie.
Rzuciła w końcu, jak nigdy pewna tego co powiedziała. Wiedziała, że by jej nie skrzywdził. Nie po tym co razem przeszli i do siebie czuli. Chciała w to wierzyć.
- Robiłem to przez sześć poprzednich lat, dam rade i w tym roku. Jeśli bardzo chcesz możesz się zaraz o tym przekonać.
- Grozisz mi Malfoy?
- Ostrzegam Granger.
- Nie dasz rady mnie skrzywdzić.
Powtórzyła w końcu, zupełnie jakby to miało sprawić, że te słowa nabiorą mocy i stanął się prawdziwe. Nie było tak jednak i widziała to w jego bezwzględnym spojrzeniu. Wymownie i wolno zaczął do niej podchodzić sprawiając, że automatycznie zaczęła się cofać. Jego zimne oczy przerażały ją bardziej niż jego bezduszny ton i to co mówił.
- Ścigałem, torturowałem i mordowałem ludzi i stworzenia, o których istnieniu nawet nie masz pojęcia. Poradzę sobie z zabiciem jednej, małej szlamy. Nie prowokuj mnie Granger.
Nie chciała tego słuchać. Nie chciała patrzeć na niego przez pryzmat brutalnego mordercy, który niemal na siłę narzucał jej w tej chwili. Zbyt wiele zażyłych dni i nocy spędzili razem, by mogła w to uwierzyć. Przecież nie ratowałby jej tak wiele niezliczonej ilości razy gdyby był w stanie sam ją zabić. Musiało zostać w nim coś dobrego. Inaczej przecież nigdy nie byliby ze sobą tak sentymentalnie blisko jak chociażby wczorajszego wieczora. Patrząc na jego bezwzględność w tym momencie wszystkie te pozytywne wspomnienia przestały istnieć. Zupełnie tak jakby nigdy się nie wydarzyły, jakby po prostu nigdy ich nie było.
Gdy zobaczył na jej twarzy oznaki czystego strach uśmiechnął się do niej tak jak za dawnych lat, kiedy nie łączyło ich nic innego jak tylko wzajemna nienawiść. Zaskoczyła go jednak swoją odwagą i zadziornością. Nie unikała jego spojrzenia, zamiast tego wyzywająco spojrzała mu w oczy, obdarzając go wyrazem obrzydzenia.
- I co zrobisz jak mnie zabijesz?
- Rozpłaczę się ze szczęścia.
Jego oschły ton za nic nie przypominał dowcipu. Nawet nie starał się by tak zabrzmiał.
- Ostrzegam Granger. Staram się być dla ciebie miły. Chyba nie chcesz by twoim bliskim coś się stało prawda?
Arogancja i ironia towarzysząca mu w głosie i to co właśnie insynuował sprawił, że wstrząsnął nią zimny dreszcz. Zacisnęła zęby nie mogąc znieść sposoby w jaki na nią patrzył. Był zbyt pewny siebie, taki jak za dawnych lat.
- Nie.
Wywarczała w końcu, próbując powstrzymać się przed zbędnymi komentarzami. Wiedziała, że tylko pogorszyłyby jej sytuacje, a po postawie Ślizgona rozumiała, że wcale tego nie chce.
- Wiesz co może zapewnić im bezpieczeństwo? Dumbledore wie, a ty?
Jej źrenice rozszerzyły się znacznie, a słowa zamarły na ustach. Wiele razy przerażały ją słowa Ślizgona, to co teraz zasugerował sprawiło jednak, że bała się jak jeszcze nigdy i to wcale nie o swoje życie. Czy to możliwe, że Dumbledore chroni jej rodzinę przed Draconem? Czy to o to w tym wszystkim chodziło?
Jeśli celem Dracona była próba jej zastraszenia, to udało mu się to jak jeszcze nigdy.
- Wiem.
Rzuciła w końcu chociaż było to wyjątkowo wymuszone i niechciane potwierdzenie. Draco również to odczuł i nie był do końca z niego zadowolony. Pochylił się nad nią wymowniej, by lepiej ją słyszeć.
- I?
Doskonale wiedziała do czego chłopak zmierza. Nim jednak powiedziała to co chciał usłyszeć obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem. Miała ogromną ochotę plunąć mu w twarz. Powstrzymała się jednak, rozsądek wziął górę nad zachciankami.
- Nikomu nic nie powiem.
Dodała przez zaciśnięte zęby i nawet ona miała świadomość, że jeszcze nigdy nie patrzyła na Malfoy'a z taką nienawiścią. On jednak nie zmierzał zawracać sobie głowy jej uczuciami i takimi pierdołami.
- Grzeczna dziewczynka.
Skwitował obojętnie, chociaż wbrew pozorom jakie stworzył tym razem nie towarzyszył mu jego ulubiony, ironiczny uśmiech. Był śmiertelnie poważny. Nawet się nie zorientowała, że w momencie, w którym odwrócił się do niej plecami i odszedł na kawałek zabrał swoją różdżkę ze stolika. Spojrzała na niego kiedy ponownie się do niej odwrócił i skierował ją w jej stronę.
- A teraz Granger, skoro mamy już te rozmowę za sobą, rozbieraj się.
Serce zabiło jej jak oszalałe. Chłopak mówił głośno i wyraźnie, doskonale zrozumiała co powiedział. Niemniej jednak miała cholerną nadzieję, że jednak się przesłyszała.
- Słucham?
- Słyszałaś co powiedziałem, ściągaj ubranie.
Powtórzył niemal od niechcenia, by po chwili na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. Spojrzał na nią z taka żądzą, że aż się wzdrygnęła.
- Czy wolisz żebym sam je z ciebie zerwał?
Jego nieprzenikliwy wzrok strawił ją całą. Nie chciała wierzyć w to, że coś takiego powiedział. Chciała odejść, pobiec po swoją różdżkę, strach jednak zabronił się jej poruszyć. A Draco jakby zdając sobie sprawę z jej zamiarów, pokiwał swoją różdżką jakby chciał jej czegoś zabronić i burknął jeszcze poważne „nie radzę.” Zrozumiała to ostrzeżenie.
Została w miejscu, niezdolna wykonać żadnego ruchu. Wspomnienie koszmaru z minionej nocy sparaliżował ją całą, miała wrażenie, że przeżywa go ponownie. Nie była w stanie spełnić jego polecenia. Zaczynało go to irytować.
- Radzę ci nie wystawiać mojej cierpliwości na próbę.
Wizja koszmaru, w którym sam w tak brutalny sposób pozbawił ją sukienki przerażała ją tak bardzo, że pomimo strachu i łez podchodzących do gardła sama wolała rozebrać się przed nim, niż dać mu satysfakcję zrywania z niej ubrań.
Jedyne co była w stanie ściągnąć bez większego oporu to rajstopy, może dlatego, że już nieraz to robiła gdy był w pobliżu. Nie była w stanie zapanować nad drżeniem dłoni kiedy sięgała do rozporka od szarej, szkolnej spódnicy. Nie chciała wierzyć w prawdziwość tej sytuacji, wolała wciąż okłamywać siebie, że znowu ma ten sam koszar, albo halucynacje wywołaną przez alkohol czy okrutny eliksir. Bardzo chciała w to wierzyć gdy jej spódnica opadła na podłogę. Przymknęła mocno powieki, próbując jeszcze choć przez chwili powstrzymać panikę i łzy, które stały w jej ściśniętym ze strachu i emocji gardle. Wciąż nie mogła odnaleźć się w tej sytuacji, nie mogła znieść spojrzenia w jakim na nią patrzył, nie mogła znieść tego, że znowu musi przez to przechodzić. Jakby jej życie i bez tego nie było wystarczająco okropnie bolesne. Nie potrafiła spełnić polecenia chłopaka, nie mogła się poruszyć. Miała wrażenie, że dłonie drżą jej za bardzo by była zdolna odpiąć guziki od białej koszuli. Jej wolne i niepewne ruchy zaczynały go coraz bardziej drażnić. Chciał mieć to wszystko za sobą. Im dłużej to trwało tym trudniej było mu patrzeć na jej przerażenie.
- Możesz się pośpieszyć Granger? To nie jest striptiz ani gra wstępna.
Mówiąc to machnął od niechcenia różdżką, zupełnie jakby sprawa tyczyła się jakieś nic nieznaczącej pierdoły, a nie zdzierania z niej niewinności. Jego świdrujący wzrok przeniknął ją całą w momencie, w którym drżącymi dłońmi odpięła wszystkie guziki koszuli. Widział jak znowu się zawahała, by ostatecznie niepewnie zsunąć ją ze swoich ramion, odsłaniając przed nim białą bieliznę. Stała bezruchy, wystraszona bardziej niż przypuszczał. Widział na jej twarzy ślady rozpaczy, którą dzielnie jednak powstrzymywała. Była zbyt sparaliżowana, zawstydzona i przestraszona by ściągnąć przed nim bieliznę. Zapowiadało się jednak na to, że to co mu już pokazała wystarczyło. Nie miała odwagi patrzeć mu w oczy, w pewnym stopniu nawet się z tego cieszył, jeśli w ogóle można było czuć takie rzeczy w tej brutalnej chwili. Wiedział, że gdyby na niego spojrzała tymi smutnymi, pełnymi łez bursztynowych oczami umarłby z żalu przez to jak bardzo ją teraz krzywdził. Nawet jego najgorsze obelgi i szyderstwa z sześciu poprzednich lat szkolnej nienawiści nie bolały jej tak bardzo jak ta chwila upokorzenia i zawstydzenia, a jego sumienie jeszcze nigdy nie było tak głośne jak właśnie teraz. Czy miało jakiekolwiek znaczenie, że sam tego nie chciał? Ulgą był dla niego fakt, że Hermiona nie ma odwagi spojrzeć mu w oczy, wtedy on również nie musiał patrzeć w jej. Gdyby było inaczej nie miałby odwagi zrobić tego czego zamierzał.
Bez żadnego słowa komentarza podszedł do niej, nie zważając na strach wymalowany w jej oczach. Musiał włożyć w to całą nienawiść do świata i dawną do niej samej by krzywdzić ją z takim niewzruszeniem i obojętnością. W momencie, w którym usłyszała skrzypnięcie podłogi uniosła na niego przerażone spojrzenie. Był poważny i wyniosły, zamarła ze strachu kiedy podszedł tak blisko niej, że miał ją już tylko na wyciągnięcie ręki. Zamierzał z tego skorzystać. Gwałtownym i pewnym ruchem chwycił ją za włosy z tyłu głowy i mocno przysunął do siebie. Spróbowała się wyrwać, rozpaczliwie kładąc swoje dłonie na jego ręce i próbując ją od siebie odciągnąć. Nie dała jednak rady, a ten odważny ruch jeszcze bardziej go rozwścieczył. Szarpnął ją mocniej, zadzierając jej głowę do góry i jeszcze bardziej zbliżając do swojej twarzy, tak by już nie mogła uniknąć jego bezwzględnego spojrzenia. Trzymał ją pewnie i mocno, każda jej próba ruchu kończyła się boleśnie. Zamarła. Jego twarz była tuż przed nią, a jej wyraz sugerował, że w najlepszym wypadku zaraz po prostu ją zabije. Chociaż zapowiadało się na to, że najpierw zamierzał się jeszcze zabawić. Nawet nie wiedział jak bardzo był okrutny i jak przerażająco i bezlitośnie wyglądał w tej chwili. Tak bardzo przypominał Malfoy'a z koszmaru, że już nie była w stanie zapanować nad łzami, które pojawiły się w jej przerażonych oczach. Udał, że ich nie widzi. Bez słowa mocniej ją szarpnął i popchnął na ścianę, mocno przypierając ją przodem do zimnej powierzchni. Zaparła się o nią rękami, przełykając przy tym stojące w gardle łzy. Drżała czując jak styka się z nią każdą częścią ciała. Nie przypuszczał, że tak bardzo skrzywdzi ją ta chwila. Nie przypuszczał też, że tak bardzo poniesie go rola oprawcy. Początkowo miała być to tylko gra, stracił jednak nad nią kontrole. Zatopił usta w jej włosach, nieśpiesznie odnajdując płatek jej ucha, drażniąc ją swoim rozpalonym szeptem i oddechem.
- Nie szarp się Granger to będzie mniej bolało.
Może gdyby tylko wiedział jak bardzo skrzywdził ją w jej śnie z minionej nocy nie byłby dla niej tak bardzo okrutny. Spuściła głowę i przełknęła głośno łzy i nawet nie zdawała sobie sprawy, że pod tą okrutną nieczułą maską jaką nałożył na siebie tego wieczoru naprawdę bolało go to co teraz robił. Nie miał jednak innego wyboru. Tak trzeba było. Po prostu musiał to zrobić. Nawet za taką cenę.
Mocno zacisnęła wargi, czekając na to co nieuniknione. Nie usłyszała jednak rozpinania paska, ani nie została brutalnie pozbawiona reszty bielizny. Zamiast tego Draco wbił w jej skórę swoją różdżkę kilka razy wędrując po jej skórze, zupełnie jakby sam nie wiedział gdzie ma celować. Każde miejsce wydawało mu się złe, zbyt widoczne, albo zwyczajnie niepraktyczne. Niespodziewanie odwrócił ją przodem do siebie ponownie rzucając na ścianę, o którą boleśnie uderzyła plecami. Mocniej przywarł do niej całym ciałem, tak by się nie wyrywała. Patrzył jej prosto w oczy z powagą, nie reagując na przerażenie, zawstydzenie i skrępowanie w jej spojrzeniu i wyrazie twarzy, które tak dzielnie próbowała powstrzymać. Nie chciała błagać go o litość, ze snu wiedziała, że będzie wtedy jeszcze gorzej. Widząc jego zimne oczy zagryzła wargi, próbując nie uronić już żadnej łzy. Miała świadomość, że Ślizgona z koszmaru tylko jeszcze bardziej to nakręcało. Nie jego dłoń jednak dotknęła jej ciała, a różdżka. Nie słyszała jak Draco rzuca zaklęcie, ale nie miała wątpliwości, że czegoś użył. Nie miała tylko pojęcia czego. Różdżka, którą przyłożył do wewnętrznej strony jej uda, zaświeciła na zielono, a po jej ciele przeszedł ciepły dreszcz, który w krótkiej chwili zamienił się w kujący ból w okolicy, w której trzymał różdżkę. Zadrżała pod wpływem czaru, Ślizgon jednak przyciskał ją tak mocno do ściany, że nie miała żadnej możliwości ucieczki. Wiedziała również, że ratunek nigdy nie nadejdzie, tak samo jak wiedziała, że nie jest to koszmar, z którego zaraz się obudzi.
Nie miała pojęcia ile to trwało, Draco jednak wciąż nie kończył, a skóra paliła i bolała ją coraz mocniej. Gdy już nie była w stanie dłużej tego znieść wzdrygnęła się gwałtowniej i jęknęła z bólu. Usłyszał to i mocniej przywarł ją do ściany. Nie chciała by się wyrwała, nie dopóki nie skończył. Uniósł na nią stalowe, nieprzenikliwe oczy, które dotychczas spoglądały na jej nogi.
- Ci...
Jego palący chociaż w pewnym stopniu dwuznaczny szept sprawił, że na jej twarzy pojawiły się rumieńce zawstydzenia i skrępowania. Zagryzła dolną wargę i mocniej przymknęła powieki, odwracając głowę w bok. Nie chciała by słyszał jej cierpienie, nie chciała dawać mu dodatkowej satysfakcji. Czuła jednak na sobie jego paląc spojrzenie i świadomość ta krępowała ją jeszcze bardziej, niż nagość i to co z nią robił.
Patrzył na nią w milczeniu coraz trudniej pozostając obojętnym na tę sytuację. Chciał już skończyć. Czuł, że im dłużej jest tak blisko Hermiony tym bardziej zapomina o prawdziwym celu jaki towarzyszył mu tej chwili. Jej niewinny, całkowicie bezradny wygląd, jej nagość, rumieńce i przyśpieszony oddech coraz bardziej na niego działał. Jej delikatny zapach zaburzał prawidłową pracę jego rozumu, który wciąż nachalnie powtarzał mu, że musi od dziewczyny trzymać się jak najdalej. I to co teraz robił również temu służyło. Nie potrafił jednak być taki obojętny jaki chciał. Pochylił się nad jej skórą, chłonąc jej delikatny zapach i wygląd. Zdawało jej się, że jego usta przybliżyły się do niej jeszcze bardziej. Czuła jego oddech na swoim nagim obojczyku i szyi, drżała pod wpływem tej bliskości, chociaż na moment zapomniała o bólu.
Miał śniadość, że po tym co teraz zrobił dziewczyna znienawidzi go jak jeszcze nigdy.
Bolała go ta myśl.
To co teraz robił kasztanowłosej Gryfonce było ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę. Naprawdę chciał jej powiedzieć, że zaraz będzie po wszystkim, wstrzymał się jednak z tym wyznaniem. Za bardzo pokrzyżowałoby mu szyki. Nieoczekiwanie zabrał różdżkę z jej ciała, skóra paliła ją niemiłosiernie chociaż dzielnie próbowała nie dać mu tego po sobie poznać. Skończył to co miał zrobić, jednak nie odsunął się od niej. Zupełnie jakby nie było to koniec, a tylko początek. Zupełnie jakby to co przed chwilą zrobił było zaledwie grą wstępną przed tym do czego zmierzała cała ta sytuacja. Wiedział, że powinien się teraz odsunąć, nie chciał jednak tak kończyć tej sytuacji. Bez słowa komentarza i ignorując głos rozsądku delikatnie przejechał opuszkami palców po wewnętrznej stronie jej uda, zupełnie jakby sprawdzał i zatwierdzał swoje dzieło. Czuł jak bardzo drży pod wpływem jego dotyku, wiedział, że tego nie chciała, jej ciało jednak mówiło coś innego. Zupełnie jakby jakaś jej cześć chciała by jego dłoń powędrowała wyżej, a rozsądek jednak uparcie temu zaprzeczał. On również musiał się przed tym bronić. Niechętnie i wolno zabrał dłoń z jej skóry, czując przy tym jak kasztanowłosa z ledwo słyszalną ulgą wypuszcza powietrze z rozchylonych, drżących warg. Wiedział, że nie powinien, ale pierwszy raz czuł tak silną potrzebę by ją jeszcze raz dotknąć. By zrobić z nią to czego naprawdę nie powinien. Pierwszy raz tak bardzo chciał sprawić by była cała jego. I to w najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa. Jej nagość, rumieńce i przyśpieszony oddech działały na niego jak najsilniejszy afrodyzjak. Mógł ją mieć. Wiedział o tym. Wystarczył tylko jeden konkretny ruch by była cała jego. By wreszcie dał upust emocją i pożądaniu. Pragnął jej jak nikogo innego. A świadomość, że była zakazana rozpalała go jeszcze bardziej. Uspokoił buzującą krew w jego żyłach. Nie dał się ponieść tej chwili, bliskości i nagości dziewczyny. Odsunął się od niej. Choć dalej miał ją na wyciągnięcie ręki.
A ona jakby czuła, że największe zagrożenie już minęło, że to był już koniec, że już więcej jej nie dotknie. Już więcej jej nie skrzywdzi. Gdy odsunął się od niej na niewielki kawałek momentalnie odwróciła głowę w jego stronę.
- Co zrobiłeś?
Jej głos miał zabrzmieć jak jeden wielki wyrzut złości i rozgoryczenia, jednak chrypa wywołana nieudolnym przełykaniem łez zabrała jej całą pewność, dodając jedynie strach i nieporadność. Draco niedbale wzruszył ramionami, zupełnie jakby dziewczyna zadała banalne, wręcz glupie pytanie.
- Zabezpieczyłem się.
Odparł niemal od niechcenia, obdarzając ją przy tym podłym uśmiechem. Wzrok ze swojego zaczerwienionego, obolałego uda, na którym znajdował się znak przypominający zwiniętego węża przeniosła na Ślizgona. Zawstydzenie coraz bardziej ustępowało miejsca złości i rozgoryczeniu.
- Naznaczyłeś mnie jak bydło.
Nawet spodobało mu się to porównanie, co potwierdził większym aroganckim uśmiechem.
- Coś w tym rodzaju. Nie będę ryzykował Granger. Teraz będę miał pewność, że nikomu nic nie powiesz. Radzę ci siedzieć cicho. Chyba, że jesteś masochistką i chcesz poczuć na sobie działanie Crucio za każdym razem kiedy spróbujesz wspomnieć o naszej małej tajemnicy.
- Nie możesz....
Nie dał jej dojść do słowa. Swoje spojrzenie przerzucił na różdżkę, którą leniwie zaczął obracać w dłoni. Zupełnie jakby wciąż zapobiegawczo ją trzymał i skutecznie uniemożliwiał Hermionie jakikolwiek ruch i założenie ubrań.
- Owszem mogę.
Sposób w jaki się do niej zwrócił i trzymał różdżkę sprawiał, że wciąż stała przy ścianie w samej bieliźnie, zupełnie jakby wiedziała, że jeszcze nie jest na tyle bezpieczna by się poruszyć. Spojrzała na niego z niezrozumieniem, zaprzeczając jego słowom ruchem głowy.
- Nie ma takiego zaklęcia.
Spojrzenie z różdżki przerzucił na Hermione, uśmiechając się do niej ironicznie.
- Jestem Śmierciożercą Granger, znam wiele fajnych sztuczek. Bądź grzeczna to nie będę testował ich na tobie.
Adrenalina coraz bardziej przysłaniała jej strach, a jedyne co czuła to tylko i wyłącznie nienawiść. Zjechała blondyna z rozwścieczeniem i obrzydzeniem z góry na dół.
- Ty dupku! Świat się kiedyś dowie, że jesteś ..
Nieoczekiwanie zamilkła. Źrenice jej bursztynowych oczu rozszerzyły się znacznie, a po jej ciele przebiegł ból niemal taki jakby ktoś przeciął jej skórę. Mimochodem spuściła wzrok na swoją nogę. Znak węża na jej ciele zaczął się poruszać, powoli i boleśnie się rozwijając. Czuła jak sparaliżował ją ból rozchodzący się po całym jej ciele, począwszy od uda, na którym jeszcze pięć minut wcześniej była różdżka blondyna. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jego tatuaż również zaczął boleć zupełnie jakby informował go o tym, że Hermiona łamie zakaz. Uniosła na niego przerażone spojrzenie. Odpowiedział jej uśmiechem ironii i satysfakcji, szarmancko obracając przy tym różdżkę w palcach.
- Co jest Granger? Chciałaś coś powiedzieć?
Zagryzła zęby, mierząc go nienawistnym spojrzeniem. Słowa, które tak bardzo chciał usłyszeć ledwo przecisnęło jej się przez gardło.
- Nie.
Wszystko ustało. Wąż zwinął się z powrotem, wracając do swoje pierwotnej pozycji. Ból zaczął odpuszczać. Zrozumiała, że blondyn nie żartował z zaklęciem. Naprawdę miał ją w garści.
- Tak myślałem.
Skwitował pod nosem z perfidnym uśmiechem. Nie przestawał jej się przyglądać z wyrazem satysfakcji kiedy zdecydował się schować swoją różdżkę za pas z tyłu spodni.
- Nie wymagam od ciebie wiele Granger, po prostu bądź posłuszna, a nic ci się nie stanie. I twoim bliskim również.
Dodał po chwili, co sprowokowało ją jeszcze bardziej. W tej chwili strach już dla niej nie istniał, była już tylko nienawiść.
- Jeśli myślisz, że zrobisz ze mnie jakąś nic nieznaczącą niewolnicę to jesteś w błędzie.
Zaśmiał się arogancko pod nosem, skinieniem głowy komentując ten interesujący pomysł.
- Nie myślałem o tym w taki sposób, ale całkiem ciekawa perspektywa. Przemyśle to. Gdybyś była mniej buntownicza już dawno bym to zrobił.
- Nie daruje ci tego.
Obdarzył ją tak ironicznym uśmiechem i tonem głosu, że każdego doprowadziłby do szału.
- To się jeszcze okaże.
Zmierzyła go z obrzydzeniem z góry na dół. Widać było, że ledwo się powstrzymuje by nie plunąć w jego stronę.
- Pieprz się.
W odpowiedzi pomachał jej palcem jakby chciał jej powiedzieć „oj nieładnie”.
- Ostrożnie z tymi poleceniami Granger. Chyba, że tak bardzo spodobało ci się rozbieranie przede mną?
I w całej tej kłótni nie było nawet wiadomo czy to Draco prowokuje ją, czy ona jego.
- Pierdol się Malfoy.
Wiedział, że dziewczyna specjalnie mocniej zaakcentowała swoje poprzednie słowa, zupełnie jakby wiedziała, że go ruszą. Owszem ruszyły, ale w zupełnie innym sensie niż myślała i niż chciała. W odpowiedzi
uśmiechnął się do niej z satysfakcją. Naprawdę spodobała mu się jej bojowość i cięty język. Nie zamierzał pozostawać obojętny na jej prowokacje.
- Z twoich ust Granger każde przekleństwo brzmi jak niemoralna propozycja. Dobrze, skoro tak bardzo tego chcesz...
Dodał już pod nosem, zupełnie jakby sam analizował o co tak właściwie dziewczynie w poprzedniej prośbie mogło chodzić. Zinterpretował ją na swój własny sposób. Nim zrozumiała do czego zmierza, bez ostrzeżenia przyciągnął ją do siebie i gwałtownie rzucił na kanapę tak by się położyła. Konkretnym ruchem ściągnął z ramion rozpiętą koszule. Widać było, że nie zamierza jednak tracić już więcej czasu. Nim zdążyła zrobić cokolwiek złapał ją mocno za uda, gwałtownie ściągając po sofie i przyciągając blisko do siebie, jednocześnie bardzo się nad nią pochylając i pewnym ruchem rozsuwając jej nogi. Spanikowała, naprawdę spanikowała. I wszystko co sobie obiecała o byciu twardą, w tym momencie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Rozpaczliwie próbowała go od siebie odciągnąć.
- Nie! Przestań! Proszę!
W pewnym stopniu podobało mu się to przerażenie i jej zrozpaczone błaganie by przestał. Nie zamierzał jej krzywdzić w ten sposób, chciał tylko jej pokazać swoją dominację. Chciał by go znienawidziła, by bała się go jak jeszcze nigdy. Efekt uzyskał zamierzony. Przestał. Odpowiedział jej ironicznym uśmiechem, jednocześnie się prostując i mocnym ruchem odpychając jej nogę, tak by złączyła ją z drugą.
- Od razu lepiej.
Rzucił jeszcze z uśmiechem sarkazmu i zwycięstwa by bez słowa od niej odejść. Odwrócił się do niej tyłem jednocześnie zgarniając z podłogi swoją koszulę. Zarzucił ją z powrotem na siebie, nie patrząc przy tym na próbująca usiąść roztrzęsioną Hermione. Tak bardzo przypominał tego Malfoy'a z koszmaru, że nie była w stanie powstrzymać łez, które drżącymi dłońmi próbowała ocierać z kącików oczu. Starał się nie słuchać jej rozpaczy. Ignorował ją, leniwie przy tym zapinając guziki swojej koszuli. Ani na chwile nie odwrócił się w jej stronę.
- Radzę ci ograniczyć kontakty fizyczne z innymi facetami. Jeśli ktoś zobaczy znak zabije najpierw jego, potem ciebie.
Wiedziała, wybrał miejsce, które było intymne i wrażliwe. Takie, którego na co dzień nikt nie zobaczy. Wybrał miejsce, gdzie na co dzień nikt nie miał dostępu. Jedyną możliwością by ktoś mógł zobaczyć znak musiałaby być jedynie sesja rozbierana, lub ktoś wkładający jej rękę pod sukienkę. Na chwile obecną oprócz Malfoy'a nikogo takiego nie było, a on sam całkiem wymownie daj jej do zrozumienia by nikogo innego nie szukała. Wiedziała, że teraz będzie ją bardziej kontrolował. Chcąc nie chcąc musiała być posłuszna.
- Idź do diabła Malfoy.
Rzuciła w końcu gdy już wytarła wszystkie swoje łzy i niedbale przykryła się narzutą z sofy. Spojrzał na nią przez ramię, a na jego twarzy pojawił się taki podły uśmiech, że aż lodowaty dreszcz wstrząsnął jej roztrzęsionym ciałem. Jego oczy były bezduszne jak jeszcze nigdy.
- Wolę rozpętać piekło tutaj. Już wkrótce sama się o tym przekonasz.
Wyszedł. Tej nocy już nie wrócił do dormitorium, a ona przesiedziała całą pod prysznicem próbując spłukać z siebie jego dotyk. Nie przestawała płakać nawet na chwile. Była to najczarniejsza z czarnych nocy.


                                                                              *


Był w szoku. Był zaskoczony. Był całkowicie zdezorientowany. Nie wiedział w co nie może uwierzyć bardziej, w to co mu powiedział, czy w sam fakt, że w ogóle to zrobił. Jeszcze nigdy nie był taki otwarty, a już na pewno nie kiedy chodziło o kasztanowłosą Gryfonkę. Fakt, że Draco rozmawiał z Hermioną, że ona wie o tym że jest Śmierciożercą i że zapieczętował ją w taki brutalny sposób zdawało mu się wykraczać poza jego zdolności pojmowania. Już od jakiegoś czasu widział, że Malfoy zmienił podejście do Gryfonki, ale na coś takiego nie był przygotowany, a już na pewno nie na to, że mu o tym opowie. Fakt, mówił bardzo ogólnikowo, krótko i bez emocji i domyślał się że Draco musi przed nim ukrywać więcej niż byłby zdolny pojąć. Przyglądał mu się uważnie. Blondyn milczał już od dawna wzrokiem obserwując błonia. Nie żałował, że przyznał się do tego Blaise'owi, nie miało to już żadnego znaczenia, w pewnym stopniu było mu nawet lżej.
Całą historię i tak zakończył podsumowując fakt, że Hermiona nienawidzi go teraz jak nigdy przedtem. Czyli teoretycznie było tak jak być powinno. Teoretycznie.
Zabini w milczeniu przyglądał się zamyślonemu przyjacielowi. Nie mógł zrozumieć, że tak ją skrzywdził chociaż przyświecały mu zupełnie inne intencje niż mogłoby się początkowo wydawać. Zrozumiał dlaczego zdecydował się ją naznaczyć. Nie mógł zrozumieć jednak dlaczego zrobił to w tak brutalny sposób.
- Dlaczego nie powiedziałeś jej, że robisz to po to by ją chronić?
Draco przymknął na moment powieki odwracając się w stronę przyjaciela. Jego sumienie jeszcze nigdy tak głośno nie krzyczało. Obraz rozpłakanej Hermiony wciąż torturował jego umysł. Uniósł przygaszony wzrok na sufit, odruchowo zapierając głowę o znajdującą się za nim szybę.
- Bo i tak by nie uwierzyła.
Jego cichy szept odbił się od ścian pokoju zapowiadając nadchodzącą ciszę.
Nie wrócił do dormitorium tej nocy.


                                                                      ***


Beznamiętnym wzrokiem obserwował wypalony ogień w kominku. Spalone kawałki drewna wciąż uparcie przypominały mu o jego ostatniej misji. Pozornie wydawała mu się prosta. Odnaleźć i zabić. Z pierwszym elementem nie było problemu. Był jednym z lepszych Śmierciożerców jeśli chodzi o wywabianie ofiar z kryjówek czy też ich śledzenie. Z drugiem elementem jeszcze do niedawna również nie było problemu. Problem pojawił się z chwilą, w której z jednego celu zrobiły się trzy. I nie chodziło o fakt, że jeden na trzech to nieuczciwe wyzwanie. Poradziłby sobie z takim, już nie raz tak robił. Problemem był fakt, że jego cel miał żonę i dziecko. Jeszcze większym problemem był fakt, że były w domu kiedy on również się w nim pojawił i widziały jak go zabijał.
Jego cel był Śmierciożercą. Kiedyś.
Rzucił to zupełnie tak jakby z dnia na dzień rzucał palenie. Idiota. Tak bardzo naiwnie myślał, że zniknie i stworzy nowe życie. Wyrok śmierci jaki nałożył na niego Voldemort był nieunikniony. Jeszcze nikomu nie udało się zrezygnować z bycia Śmierciożercą i przeżyć. Życie nie było takie piękne. A opuszczenie kręgu Voldemorta by założyć rodzinę i wieść spokojne życie na wsi było najdurniejszym i najbardziej naiwnym tokiem myślenia z jakim kiedykolwiek się spotkał. To on dostał zadanie odnalezienia go i zabicia. Miał do dyspozycji kilku ludzi. Nie był jeszcze generałem, ale ta misja otworzyła mu do tego drzwi. Wyśledzenie go nie było trudne, pozbawienie życia również. Byłego Śmierciożerce zabił bez chwili wahania. Ale na to, że w progu salonu stanie bezbronna kobieta z dzieckiem na rękach przygotowany nie był wcale. Nawet nie wiedział jak udało mu się wycelować w nie różdżkę, zrobił to jednak z determinacją, o którą nawet siebie nie podejrzewał. Może to szok przysłonił mu zdolność racjonalnego myślenia. Miał wrażenie, że znajduje się obok swojego ciała i śledzi wszystko z boku jak na spowolnionym filmie. Był bezwzględny, nie dał po sobie poznać, że w środku cały drży. Minęła chwila, może dwie. Dwa ciała padły na podłogę nim zdążył mrugnąć powiekami. W reszcie towarzyszących mu Śmierciożerców wzbudził podziw i uznanie. Nikt nie widział, że pierwszy raz w życiu się zawahał. Trwało to kilka sekund. Jednak zdawało mu się być wiecznością.
Doskonale pamiętał krzyk kobiety w momencie, w którym zobaczyła leżącego na podłodze męża. Przytulała do siebie roczne, płaczące dziecko, nieudolnie próbując zasłonić mu oczy i odwrócić je tyłem do niego. Podniósł na nią różdżkę, jednak jeszcze nigdy nie wydawała mu się być taka ciężka. Miał wrażenie, że nie jest w stanie jej utrzymać, chociaż nawet nie drgnęła gdy w nie wymierzył. Krople wody z deszczu, który dopadł go na dworze spadły z jego grzywki na szwedzką podłogę. Przymknął powieki, w momencie w którym kropla rozbiła się bezgłośnie. Miał wrażenie, że czas niemal się zatrzymał. Leciał w tak zwolnionym tempie, że doskonale widział krople spadającą z jego grzywki w dół. Otworzył powieki. Nawet nie wiedział kiedy wypowiedział zaklęcie, zwątpił nawet w to czy faktycznie je wypowiedział. Gdy ponownie otworzył powieki na podłodze leżały już trzy ciała.
Misja została wypełniona. Voldemort zadowolony, a on awansowany.
Wiedział jednak, że przyjdzie mu za to zapłacić ogromną cenę. Wciąż nie mógł zapomnieć oczu kobiety, niemo błagającej go o litość dla swojego dziecka. Wciąż nie mógł zapomnieć obrazu matki, która nawet gdy zginęła nie wypuściła dziecka z rąk. Wciąż nie mógł zapomnieć dziecka, którego oddech zamarł na ustach szybciej niż zdążyło zrozumieć, że zostało sierotą. Do tej pory zabił wielu, nie czuł się jednak źle z tym faktem. Aż do teraz. Pierwszy raz w życiu zabił niewinną kobietę. Pierwszy raz w życiu zabił bezbronne dziecko. Sumienie przestało być czyste, a jego głos wciąż nachalnie przypominał mu, że popełnił tak okropną zbrodnię, że nawet Bóg mu jej nie wybaczy.
Wciąż nie mógł o niej zapomnieć.
Coś jednak oderwało go od chaotycznych, atakujących go myśli. Zmrużył powieki, bardziej wytężając wzrok na wypalone kawałki drewna. Kucnął wkładając dłoń do zgaszonego ogniska i wyciągając z niego spalony kawałek pergaminu. Niedbale otrzepał go z resztek popiołu. Ogień oszczędził fragment pergaminu z pieczątką szpitala Świętego Munga i urywkiem tekstu informującego o diagnozie lekarskiej. Dalszego fragmentu nie było. Nie udało mu się wywnioskować jaka została postawiona diagnoza, ale nie miał wątpliwości kogo dotyczyła. Podniósł stalowe oczy przed siebie. Już nie było beznamiętne. Tlił się w nim ogień, tak samo jak na nowo w kominku. Ponownie wrzucił pergamin, pozwalając by tym razem ogień strawił go całego.
Wstał i w milczeniu wyszedł z dormitorium. Miał coś ważnego do załatwienia.


                                                                      *


Mężczyzna po czterdziestce z cichym westchnięciem przekroczył próg swojego domu na przedmieściach Londynu. Był już środek nocy, nie zamierzał jednak kłaść się do łóżka. Ciężki dyżur w szpitalu sprawił, że musiał rozładować czymś myśli. Wszedł do swojego gabinetu zapalając niewielką lampkę stojącą w rogu pokoju. Zatrzymał się przy barku nalewając do szklanicy sporą ilość ulubionego koniaku z 1971 roku. Westchnął jeszcze raz, mimochodem luzując krawat i upijając niewielki łyk mocnego trunku. Z chwilą, w której odwrócił się w stronę ledwo oświetlonego biurka wypuścił szklankę z dłoni. Gruby, włochaty dywan uratował lampkę przed stłuczeniem, szybko jednak wchłonął całą jej zawartość. Na dużym, skórzanym fotelu umiejscowionym na wprost jego biurka siedziała zakapturzona postać. Jedyne co mógł dostrzec to stalowe oczy, których błysk odbił się od światła lampki nocnej. Doskonale wiedział, że jego niespodziewanym gościem jest wysłannik Mrocznego Pana, nie miał tylko pojęcia dlaczego znalazł się w jego domu tej chłodnej, marcowej nocy. Posłusznie jednak wykonał jego polecenie, który kiwnięciem głowy dał mu znak by usiadł na swoim fotelu przy biurku. W przypływie chwili i paniki spróbował sięgnąć do szuflady swojego biurka jednak towarzyszący mu Śmierciożerca uśmiechnął się ironicznie i pomachał mu jego różdżką, którą trzymał w dłoni. Zupełnie jakby chciał się zapytać czy to tego właśnie szuka. Odpowiedź padłaby potwierdzająca. Przez chwile panowała między nimi cisza, którą w końcu przerwał dyrektor Szpitala Św. Munga.
- Przyszedłeś mnie zabić?
Jego rozmówca prychnął pod nosem, zupełnie jakby chciał podkreślić, że jest dla niego niedostatecznie ambitnym celem. Nie miał zamiaru marnować na niego swojego czasu. Nie był tego wart.
- Gdybym chciał cie zabić zrobiłbym to gdy wychodziłeś z pracy i zniknąłbym zanim twoje zwłoki upadłyby na chodnik.
Zrezygnowany zaparł się o fotel mierząc przyszłego oprawce zagadkowym spojrzeniem.
- Kim jesteś?
Jego rozmówca nie odpowiedział, zamiast tego ściągnął kaptur z głowy pozwalając by na jego czoło opadło kilka jasnych włosów. Widać było szok na twarzy dyrektora kiedy w swoim niedoszłym mordercy rozpoznał byłego pacjenta swojego szpitala.
- Draco Malfoy....
Padło jeszcze gdzieś w przestrzeń, chociaż zdawało się być to jedynie luźną myślą starszego mężczyzny, który przypomniał sobie dane personalne odratowanego ucznia z Hogwartu. Nie spodziewał się, że był Śmierciożercą. W szpitalu jeszcze znamienia nie posiadał.
- Chciałeś złożyć zażalenie za złe traktowanie w szpitalu?
Arystokrata prychnął pod nosem, było to połączenie pogardy i rozbawienia. Na jego poważnej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.
- To nawet zabawne jak wiele osób marnym poczuciem humoru próbuje zamaskować przerażenie w ostatnich minutach swojego życia. Nie zabije cie, nie musisz tego robić.
Mężczyzna zmierzył go zagadkowym spojrzeniem, wolno pochylając się za siebie i niepewnie opierając o zagłówek fotela. Zupełnie jakby badał teren i oceniał na ile może sobie przy Śmierciożercy pozwolić.
- Czego chcesz?
- Była ze mną dziewczyna....
Zaczął po chwili, a jego poważny i zimny ton przeciął gęste powietrze unoszące się już od jakiegoś czasu w gabinecie. Zamilkł na moment, zupełnie jakby chciał dać rozmówcy czas na przeanalizowanie tych słów. Podniósł na dyrektora szpitala stalowe spojrzenie, w którym odbił się zimny błysk.
- Jaką chorobę u niej zdiagnozowaliście?
Mężczyzna doskonale wiedział o kogo chodziło arystokracie, nie zamierzał jednak odpowiadać na to pytanie.
- To tajemnica zawodowa.
Na twarzy Malfoy'a pojawił się arogancki półuśmiech. Zmierzył mężczyznę wyzywającym spojrzeniem, które przeniósł na jego różdżkę, leniwie przy tym obracając ją między palcami.
- Twoja śmierć będzie dopiero jedną wielką tajemnicą zawodową. Koledzy ze szpitala będą mieli pełne ręce roboty nim zidentyfikują twoje ciało.
Mówiąc to ponownie na niego spojrzał, a kąciki jego ust wygięły się lekko w pogardliwym uśmiechu.
- Chyba nie chcesz jeszcze umierać?
Dyrektor zmierzył go zimnym spojrzeniem nie przestając patrzeć mu wyzywająco w oczy. Nie chciał ulegać chłopakowi, nie miał jednak w sobie wystarczająco odwagi by zignorować jego ostrzeżenie. Wiedział, że nie jest to zwykła próba szantażu i zastraszania. Domyślał się, że jeśli nic nie powie zginie, a Bóg mu świadkiem, że nie chciał jeszcze umierać.
- Nie.
Draco skinął głową zupełnie jakby chciał mu oznajmić, że była to właściwa decyzja.
- A więc?
- Guz mózgu.
Arogancki uśmiech zszedł z jego ust. Odruchowo zmarszczył brwi podświadomie spinając swoje mięśnie. Nie wiedział nic o tej chorobie, brzmiała jednak wystarczająco wymownie by zrozumiał, że sytuacja jest poważniejsza niż początkowo przypuszczał. Mężczyzna zawahał się na chwile. Domyślił się, że kasztanowłosa musiała być ważna dla Śmierciożercy, nie potrafił powiedzieć mu wprost, że dziewczyna umiera i nie da się tego powstrzymać.
- Jest śmiertelny.
Dodał po chwili, jednak widząc reakcje blondyna wstrzymał się z dalszymi wyznaniami. Arystokrata spoważniał jak jeszcze nigdy. Swój wzrok, który dotychczas skierowany miał w bok na szwedzka podłogę podniósł wolno na dyrektora szpitala. Starszy mężczyzna wzdrygnął się na widok jego stalowego, bezwzględnego spojrzenia. Wyniosłością i powagą chciał zatuszować przed całym światem i samym sobą to co poczuł kiedy usłyszał słowa wyroku, skazujące kasztanowłosą Gryfonkę na śmierć.
- Ile?
Dyrektor szpitala doskonale rozumiał czego dotyczyło pytanie, nie wiedział tylko jakiej odpowiedzi na nie udzielić by nie sprowokować nieobliczalnego Ślizgona. Nawet sam nie wiedział ile dokładnie zostało dziewczynie czasu.
- Kilka miesięcy... może kilka lat....
- Dlaczego jej nie wyleczyliście?
Przerwał nagle, uniemożliwiając lekarzowi kontynuowanie dalszej myśli. Oschłość i rozwścieczenie w jego głosie sprawiły, że mężczyzna mocniej odciągnął krawat od szyi zupełnie jakby czuł, że to przez niego się dusi.
- To mugolska choroba, odziedziczona genetycznie. Wychodząca poza naszą wiedzę i możliwości....
- Przecież jesteście najlepszymi uzdrowicielami.
Mężczyzna pokiwał przecząco głową, nerwowo poprawiając się w fotelu. Na jego skroniach pojawiły się krople potu. Mimo wcześniejszych słów blondyna, który stwierdził, że go nie skrzywdzi, czuł się coraz mniej bezpiecznie.
- Nie rozumiesz.... To tak jakby kazać mugolskiemu lekarzowi zlikwidować uroki klątwy.
Przez chwile zapanowała między nimi cisza. Draco pochylił się znacznie do przodu, zbierając z blatu biurka zdjęcie przedstawiające uśmiechnięta kobietę siedząca przy kominku z lampką wina w dłoni.
- To pańska żona jak mniemam? Piękna kobieta. Dzieci są do niej bardzo podobne.
Dyrektor szpitala zerwał się ze swojego fotela kiedy zdał sobie sprawę, że nie ma ich zdjęć w gabinecie, błyskawicznie wywnioskował, że Śmierciożerca musiał być w takim razie w ich pokoju.
Na Draconie jednak nie zrobił wrażenia jego wyrywny zapał. Spojrzał na niego leniwie, różdżką kiwając w dół tym samym dając mu zrozumieć, że lepiej dla niego będzie jeśli z powrotem usiądzie na swoim poprzednim miejscu. Wykonał to polecenie, mimo to strach malował się w jego oczach bardziej niż w momencie, w którym pierwszy raz zauważył go w swoim domu.
- Spokojnie. Śpią na górze. Rodzina to największy skarb. Musi być pan bardzo szczęśliwym człowiekiem.
Mówiąc to odstawił zdjęcie i ponownie oparł się o oparcie fotela pozwalając sobie na perfidny uśmiech sarkazmu. Oczy mężczyzny spojrzały na niego błagalnie, tak samo zabrzmiał jego drżący głos.
- Proszę w to nie mieszać mojej rodziny.
- Nie mam takiego zamiaru. Jednak nie ukrywam, że jestem rozczarowany naszą służą zdrowia.
Mężczyzna poruszył się znacznie w fotelu, drżącą dłonią ocierając mokre czoło.
- Mam znajomego w mugolskim szpitalu....
Zaczął po chwili niepewnie, jednak szybko zrozumiał swój błąd i prędko spojrzał na towarzyszącego mu Śmierciożerce.
- ale niczego nie obiecuje!
Dodał pośpiesznie, zupełnie jakby próbował zagwarantować sobie bezpieczeństwo, jeśli nic nie uda mu się zrobić. Draco uśmiechnął się do niego ironicznie jednocześnie wstając z fotela.
- Zmiana nastawienia to połowa sukcesu.
Skwitował z przychylnym tonem głosu i nieznacznie skinął głową w dół zupełnie jakby tym gestem dziękował za rozmowę i żegnał się z dyrektorem szpitala. Kiedy był już przy drzwiach zatrzymał się na moment i ponownie odwrócił się w stronę zdruzgotanego mężczyzny jednocześnie rzucając mu jego różdżkę pod nogi.
- Radze nikomu nie wspominać o tym spotkaniu.
Powaga i bezwzględność jaka towarzyszyła w jego wyglądzie i tonie głosu sprawiła, że dyrektor szpitala Świętego Munga błyskawicznie zrozumiał, że lepiej dla niego i jego rodziny będzie jeśli zastosuje się do tego ostrzeżenia arystokraty. Rzucił jeszcze zrozpaczone „nikomu nic nie powiem” by w kolejnej chwili obserwować jak Śmierciożerca z ironicznym uśmiechem satysfakcji znika z jego domu.



___________
______________________


* Wątek rozmowy Hermiony ze staruszką w kawiarence zainspirowany autentycznym i moim osobistym przeżyciem. Okoliczności i cała rozmowa były trochę inne, ale najważniejszy zarys oraz zamysł został zachowany. Co do samego fragmentu w rozdziale - rozumiem, nie musi się podobać, ale chciałam to gdzieś umieścić, a skoro to opowiadanie jest mi bliskie stwierdziłam, że zrobię to właśnie tutaj. 


* Edit: Cytat użyty na początku opowiadania pochodzi z bloga "Idź Sobie", autorstwa Radka Kolago.






                                      

76 komentarzy:

  1. O jejku, jejku, jak cudownie! Zaraz zabieram się za czytanie! A buty jasne, że wyczyszczone, inaczej Mikołaj by nie przyszedł ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział mnie poharatał i to w ten najgorszy sposób. Spodziewałam się, że nie będzie kolorowo ale aż tak to nie. Wiesz, poryczałam się, tak wewnętrznie. Wszystko co napisałaś cholernie mnie ruszyło. Na całe szczęście nie stworzyłaś idiotycznej szmiry ale coś prawdziwego, realnego, świat taki jak za oknem. Czytając odkrywa się nowe palety uczuć, całą ich gamę. Mimo, że lubię takie teksty, uwielbiam-może z moim mózgiem jest coś nie tak? To cała ta agresja i mrok tego opowiadania przenikają do głębi, tak, że ma się wrażenie stania pośrodku burzy. Jest wspaniałe. A czekanie na kolejny rozdział będzie dramatem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie rozdziały budzą we mnie ekscytację i euforię, a długość tego rozdziału jest wręcz powalająca. Prawie zemdlałam ze szczęścia :D Nie, serio, ucieszyłam się. Na dodatek ilość jest równie zaspokajająca co jakość. Owszem, zdarzyły się naprawdę drobne błędy, ale to jest nic nie warty pikuś porównując z taką treścią :) Tyle tego było, że nie wiem o czym pisać... Sen Hermiony był przerażający, ale odetchnęłam z ogromną ulgą gdy okazało się, że to tylko psota umysłu... A więc to guz mózgu... kurcze, jeśli Hermiona zejdzie z tego świata to Draco straci jedyną osobę, która jeszcze trzymała go po dobrej stronie... Nie możesz ją uśmiercić! Niech mugolska medycyna pomoże, proszę...
    Wszystko co napiszesz będzie u mnie budziło zachwyt, bo boską pisarką jesteś :D
    Dzięki Mikołaju za ten rozdział!
    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow!
    Mroczność tego rozdziału mnie powaliła..
    Jest cudowny!
    Nie wiem, co napisać, nie mogę się pozbierać... To było zbyt dobre... Masz tak ogromny talent!
    Guz mózgu... Gdzieś w środku czuję, że jej nie uśmiercisz... Może na sam koniec opowiadania... Czas pokaże...
    Weszłam na Twojego bloga jakiś czas temu.. z myślą, że będę go odświeżała przez cały dzień - a tu taki mikołajkowy prezent! :D
    Życzę weny i dużo wolnego czasu :)
    Pozdrawiam, P. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. długi czytałam ten rozdział, delektując się każdym słowem. Twoje pomysły się niesamowite i uwielbiam mroczność opowiadania jednak serce mi krwawi że nie są razem. Ale rozumiem i w sumie cieszę się że nie są... Jeśli rozumiesz o co mi chodzi. Ogólnie tekst boli, wywiera wrażenie. Płakałam,śmiałam się i kląłam pod nosem. Jesteś niesamowita. Czekam na wersję PDF bo chcę na tablet ściągnąć. Musisz napisać coś swojego. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie mogę!Epickość bije na kilometr :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Icamno,
    Płakałam. Przyznaje się bez bicia. Twoje opowiadanie jest niesamowite, choć czasem wole słodkie Dramione. Może przez ten płacz. Biedny Draco, rozumiem jego sytuacje lecz żałuję, że nie powiedział nic Hermionie. Ona by go zrozumiała, jestem tego pewna. Może by uciekli...
    Jednakże mam nadzieje, że wszystko skończy się happe end'em. Jestem nie poprawną romantyczką :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam,
    Hermiona Hasting

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham , kocham , ale niech Malfoy przestanie być dupkiem dla Grenger co ??

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz ja sie muszę trochę przyczepić. chyba sobie nie zdajesz sprawy z tego, ze skoro ona miała ok. 80 lat a jej mąż umarł 23 lata temu to ona wtedy miała ok. 57 lat.
    " Powiedział mi o tym w 50 rocznicę ślubu." Według tego ona była z nim od ok. 7 roku życia.
    Przeplatasz naprawdę świetnie zbudowanie zdania taki niechlujnymi momentami, ze aż się czasami przykro robi. Niepotrzebnie urywasz niektóre zdania (ja już podam te zdania jakie według mnie powinny być) np.
    Nie tylko to zrobił i wygrał, ale (także) ledwo go oszczędził.
    Nie tylko jego wygląd i zachowanie się zmieniły, ale również wygląd.
    To nie są zwykłe błędy stylistyczne, ale jak się zaczną rozprzestrzeniać to nie będzie się tego czytało tak dobrze. Brakuje sporo przecinków, ja jestem na to wyczulona, ale nie jest to jakieś duże niedopatrzenie.
    Wielki szacunek za pomysłowość i rozmiary rozdziału. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już wspominałam pod rozdziałem - ten rozdział skończyłam pisać 5 minut przed jego opublikowaniem i nie udało mi się przeczytać go jeszcze raz by wyłapać wszystkie niedociągnięcia pod względem treści i błędów. Zamierzałam to zrobić po pracy, co właśnie nastąpiło (i pewnie będzie trwać przez kilka dni). :)
      A co do zdań, które według Ciebie są "urywane" w większości przypadków robię to specjalnie :) Taki już mam styl (mi się podoba.)
      Dziękuję za miłe słowa.
      Pozdrawiam gorąco, Icamna. :)

      Usuń
    2. Wiesz ja po prostu stwierdzam, iż są one niepoprawne. Urywane zdania są dobre, ale nie na dłuższą metę. Dobrze, ze je używasz bo czasem są potrzebne, ale w odpowiednich ilościach.

      Usuń
    3. Gdybyś dokładnie czytała ten rozdzial to byś wiedziala,ze mąz tej staruszki nie żyje od 13 lat a nie 23.
      Czytaj ze zrozumieniem i dokladnością;p
      "Mój mąż nie żyję od trzynastu lat"
      Pozdrawiam.

      Usuń
    4. Dziękuję za obronę :D, ale faktycznie pierwotna opublikowana wersja zawierała ten błąd wywołany moim niedopatrzeniem, został on poprawiony po tym jak już został opublikowany ten komentarz.
      Moja wina.

      Usuń
  10. Popłakałam się czytając ten rozdział. Myślałam, że będzie trochę mniej drastyczny? Ale dzięki tej okrutności wydaje się taki realny.
    Z czytaniem Twojego bloga jest jak z czytaniem świetnej książki- po przeczytaniu rozdziału nie mogę się pozbierać i wszystko jast takie nijakie. Dziękuję Ci za to.
    Mam nadzieję, że znajdziesz dużo czasu, żeby pisać kolejny i kolejny i kolejny rozdział. Ja czekam z niecierpliwością
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  11. AAAA kocham cię za ten rozdział <3
    najwspanialszy prezent mikołajkowy!

    Teraz już z czystym sumieniem mogę wziąć się za czytanie ;)
    ( a muszę wstać o 4:30... pozdrowienia dla mnie - po co spać jak mam nowy rozdzial Dramione Story? )

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurcze, wspaniały prezent na mikołajki! Jednak nie moge go przeczytać teraz - zrobię to jutro i prędko zostawię komentarz!!! :)
    Buziaki.
    http://wspolkochac-przyszlam-dramione.blogspot.no

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko stało się takie smutne. Nie ma już tych śmiesznych żartów ze strony Malfoya; podobnie jak Hermiona, mam wrażenie, że ten dawny Malfoy już nie wróci. JEDNAK, moja nadzieja na owe zdarzenie jeszcze nie wymarła. W końcu musi być happy end, nie? Nie wyobrażam sobie, żeby nie było…
      Gdy Dumbledore rozmawiał ze Snapem, ogarnęło mnie dziwne uczucie. Czyżby smutek? Możliwe. Bardzo związałam się z tym opowiadaniem, więc śmieję się i płaczę zgodnie z fabułą.
      Piszę ten komentarz jednocześnie czytając twoje opowiadanie. Powiem szczerze, że spodobał mi się pewny tekst… uwaga, cytuję: „To tu był jego cel. I Dumbledore również doskonale to wiedział. Chociaż ślepa wiara i nadzieja mu to przysłaniała.” Było to gdzieś na początku rozdziału; mam nadzieję, że w razie potrzeby odnajdziesz to.
      Naprawdę piszesz cudownie. Te wszystkie metafory, porównania… jestem naprawdę zachwycona.
      A gdy Hermiona piła w samotności wino, by w pewien sposób odreagować, a Draco jej się przyglądał… gdy sobie to wyobraziłam, to myślałam, że się popłaczę. To było takie… smutne, ale z drugiej strony … nie wiem jak to ująć. Wyobraziłam sobie Dracona, smutnego, chowającego swoje zasady o czystości krwi do kieszeni, przyglądającego się zarumienionej Granger, która bezmyślnie wpatrywała się w kominek.
      A potem ta scena w komnacie Dracona. Podobała mi się, nie powiem. Choć była mroczna i … nieco smutna. Biedna Hermiona, mimo, że niczym nie zawiniła, tyle przeżyła. Tyle łez, tyle smutku… i to przez niego. Brak mi słów. Tyle czuję emocji w sobie, a nie potrafię tego opisać. Dość dziwne uczucie. Ale z drugiej strony to dobrze, bo jest to jedyne opowiadanie, przy którym odczuwam tyle emocji. Tylko twoje notki tak na mnie działają. Smutek, radość, śmiech, płacz…
      Do tego wszystkiego dochodził fakt, iż Harry i Ron nie żyją … musiałam chwilę przerwać czytanie. Musiałam. Miałam nadzieję, że to był jedynie sen Hermiony… i dzięki Bogu tak było. Nawet nie wiesz, jak mi na sercu ulżyło!
      Nie ma śmiechu, nie ma żartów, kawałów i radosnego życia. Jednak te rozdziały dalej mi się podobają. Bardzo.
      Dobra, idziemy dalej.
      „- No to raczej przyjemny sen biorąc pod uwagę jego ciałko, które chyba sam Michał Anioł mu rzeźbił.” – Ruda, mistrz wieczoru. Uwielbiam pannę Weasley! Choć Ginny teraz pokazała swoją stronę… słabszą, bo naprawdę nie mogła zrozumieć Hermiony i na każde jej aluzje na temat snu ona dalej nie mogła pojąć jak źle czuje się Hermiona. Ale wybaczam jej ;P
      Kurcze, czy ja muszę wypisywać wszystko, co mi się podoba? Mniejsza z tym. Spotkanie Hermiony i tej staruszki – bezcenne. Jej opowieść także mnie wzruszyła. I to jej wyliczanie ile kaw musiał wypić by cokolwiek zrobić… to było takie słodkie. Kochana, jesteś najlepszą autorką pod słońcem!
      „- Dopiero wtedy mi powiedział, że robiłam najgorszą kawę na świecie.” – tutaj naprawdę się wzruszyłam. Skąd ty bierzesz te oryginalne teksty? One są takie …. Prawdziwe.
      Rozdział mi się podobał, ale ja … strasznie to wszystko przeżywam. Pokazałam ciemniejszą stronę Draco, choć tak naprawdę uważam, że wewnątrz jest zupełnie innym człowiekiem. Podziwiam też Blaise’a, który pomimo świadomości zagrożenia, poszedł w ogień za przyjacielem. Biedna Hermiona. Jest chora, ale ja mam durną nadzieję, że wszystko będzie dobrze. A Z resztą… może tak będzie? Może faktycznie, ona zostanie wyleczona, dobra strona wygra wojnę ze śmierciożercami, Draco i Hermiona będą razem i wszystko będzie dobrze? Cóż …. Nadzieja umiera ostatnia.
      Czekam na następny rozdział, równie wspaniały i emocjonujący jak ten.
      Pozdrawiam.
      Cenię cię jako autorkę. Czy mogłabyś przeczytać i ocenić mojego bloga? Bardzo bym chciała poznać twoją opinię. Pozdrawiam
      http://wspolkochac-przyszlam-dramione.blogspot.no

      Usuń
  13. Na gacie Wielkiego Merlina.! Rozdział jest tak genialny, że aż trudno mi cokolwiek napisać. Jeszcze dziś rano czytałam sielankę z poprzedniego rozdziału, a teraz takie coś. Oczywiście w pozytywnym słowa znaczeniu. Jestem wręcz zachwycona ale też bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy. Miesiąc czekania będzie dla mnie wielką męką, dosłownie jak Crucio. Twoje pomysły są genialne i godne podziwu. Kocham Twojego Dracona. Pomimo iż musi być bezwzględny w głębi duszy Martwi się o Hermionę. Słowa Blaise`a wypowiedziane do niego: "- Dlaczego nie powiedziałeś jej, że robisz to po to by ją chronić?" GENIALNE. Podobało mis się wszystko. Zastanawiam się nad najlepszą akcją, jednak nie potrafię takiej znaleźć bo wszystkie były przecudowne. Ahh. Zapomniałam jeszcze dodać, że ucieszyłam się jak Draco pofatygował się do dyrektora Munga by się dowiedzieć o diagnozie Granger. Tylko tak się zastanawiam czy była mowa o guzie mózgu wcześniej czy wzmianka o tym jest pierwszy raz.? Jak będę miała czas to sprawdzę.
    Jeszcze raz napiszę, że rozdział genialny.
    Pozdrawiam mikołajkowo.
    Avis <3

    P.S Może taki mały prezent pod choinkę w postaci rozdziału??
    Byłoby całkiem, całkiem miło.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniały rozdział.
    Hermiona ma guza mózgu no to mnie zdziwiłaś.
    Drastyczna zmiana klimaty, ale podobało mi się.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  15. To był najsmutniejszy, i najbardziej sentymentalny rozdział jaki w życiu przeczytałam. Teraz po jego przeczytaniu, gdy piszę ten komentarz mam brutalnie poharataną duszę.
    Uwielbiam Draco jako bzwzględnego dupka, a jednocześnie kocham gdy jest czuły i nieśmiały.Gdy pisałaś że Voldemort przydzielił mu oddział i mianował generałem czułam się jakby ostatnia moja mała nadzieja na to że Draco nie będzie miał mrocznego znaku, i że nie stanie się bezwzględnym sukinsynem, wygasła.
    Jego rozmowy z Zabinim, mimo że krótkie pokazały czym jest prawdziwa przyjaźń i oddanie. Jeden chciał chronić drugiego, a drugi chciał zawsze być z tym pierwszym.Blaise zawsze pozostanie Blaisem z odrobiną swojego diabelskiego humoru.
    Gdy Draco powrócił do dormitorium spotkał się z Hermioną. I muszę przyznać że ten cały opis, ich uczuć i zachowań tak mnie przytłoczył że musiałam oderwać się na chwilę od czytania. To było sentymentalne, smutne, wzruszające. Żałowałam tylko że oni nie są w stanie powiedzieć sobie prawdy. Ciągle żyją w kłamstwach i niedopowiedzeniach. To ich wewnętrznie dobija.
    Sen Hermiony był niewątpliwie jedną z najlepszych scen z tego rozdziału. Od początku wiedziałam że to sen jednak czułam że odbije swoje piętno na Granger. Dosłownie. Ich uczucia były cudownie opisane. Przerażenie i smutek Hermiony, wspaniale współgrał z pożądaniem i złością Draco. Niestety zostawiło to na niej swój ślad, a Draco naznaczając ją w pokoju wspólnym, nieświadomie potwiierdził fakt że się zmienił, i że byłby w stanie ją nawet zgwałcić. Przykrość sprawiła mi postawa Hermiony, fakt że wydała Draco Dumbledorowi. Oceniła go źle, choć miała prawo wiedząc kim są śmierciożercy.
    I rozmowa ze starszą panią. To była scena kiedy naprawdę wzruszyłam się i myślałam że się w swoich łzach utopię. To wyznanie że czeka na męża który od 13 lat nie żyje, i historia ich związku mnie dobiła . I jednocześnie pokazało nam to stosunek młodych ludzi do czasu z perspektywy osoby starszej, doświadczonej przez życie.
    Gdy Draco dowiedział się że Hermionie został ograniczony czas życia myślałam że pobiegnie do niej z przeprosinami i prośbą o wyjaśnienie tego. Jednak Malfoy to Malfoy sprawy załatwia po malfoyowsku. Mam nadzieję że uratujesz Hermionę i sprawisz że zacNie być szczęśliwa. Najsmutniejsze jest to że po ich wspólnych szczęśliwych chwilach są długie, czarne i okropne noce.
    Pozdrawiam i gratuluję rozdziału,
    White Tiger

    OdpowiedzUsuń
  16. Boże, ten rozdział jest strasznie poruszający, cudowny. Jestem pod wielkim wrażeniem gratuluję. Zaintrygowałaś mnie po prostu. Życzę weny.
    Zapraszam na mojego bloga. Dopiero zaczynam ;3
    http://harrymione-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Jej... mrocznie :D Wiedziałam, że ta brutalna scena to sen. Nie mogłam uwierzyć, że Draco jest wstanie tak bardzo skrzywdzić Hermionę... Co do opowiadania... Uwielbiam twoje dialogi. Są takie naturalne...
    Pozdrawiam i życzę weny.
    dark-family-dtb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo ciekawy rozdział. Tajemniczy, mroczny i brutalny zarazem. Mam nadzieję, że jednak wpadniesz na pomysł lepszych kontaktów między Hermioną, a Draco. Jednakże nie narzekam. Podoba mi się twój zamysł całego bloga. Czekam na kolejny rozdział.
    Powodzenia w tworzeniu,
    Miss Frost :)

    OdpowiedzUsuń
  19. to jest coś !!!!
    genialny rozdział . ;)
    ten wątek +18 fajnie wyszedł.
    ciszę się że nie było tak kolorowo, ponieważ ciężko spotkać bardziej poważne Dramione ten rozdział był bardzo interesujący. Postać Draco - wspaniała . Zachowanie Hermi geniusz ! Czekam na wiecej takich rozdziałów! życzę weny i czekam na kolejny rozdział. ;D
    Alexandra <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozdzial jest po prostu obledny, przeplakalam polowe. Tyle emocji. Wszystko mi sie w nim podobalo, bo ten rozdzaj rozdzialow jest moim ulubionym. Brutalnosc, przemoc, w twoim wykonaniu wyszlo to oblednie. Nie moge sie doczekac az dodasz kolejny rozdzial. Pozdrawiam, Salvio!

    OdpowiedzUsuń
  21. Tak sobie płaczę, i nie mogę przestać, a za chwilę mam korepetycje z matematyki.
    Ogólnie rozdział jest bardzo mroczny i ciągle o nim myślę.
    O tym, że Draco był w stanie skrzywdzić Hermionę.. Samymi słowami, ale też czynem. Tym, że naznaczył ją..
    Czemu nie powiedział jej, że chce ją tym ochronić? ;( smutno mi :c
    No i ten guz mózgu.. Jejciu, zaskoczyłaś mnie tym bardzo.. Zresztą, Ty ciągle mnie czymś zaskakujesz, oczywiście pozytywnie :D
    I ten sen... Matko, on był tak realny.. Przez cały czas miałam ciarki na ciele!
    Rozmowa Hermiony ze starszą panią.. Wzruszyła mnie :)
    Kolejny wątek, który mnie wzruszył - przyjaźń Draco z Blaisem :> Ta rozmowa.. Kurde, nie wiem co napisać xD
    Może skończę na tym, że rozdział jest genialny.
    Uzależniłam się od Twojej twórczości.

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  22. Jak zwykle zarezerwowalam sobie troche czasu, zeby przeczytac rozdzial ;) Niestety i tak musialam podzielic go sobie na wczorajszy wieczor i dzisiejsze popoludnie ;(
    Jak zwykle tez poruszylas mnie tym rozdzialem i (mowie calkiem szczerze;p) to jest NAJLEPSZE Dramione jakie czytalam!!!!
    Scena gwaltu- od razu wiedzialam, ze to sen, a jednak wzruszylam sie i az obgryzalam paznokcie ze stresu.. Naznaczenie Hermiony tez mnie poruszylo.
    Jesli chodzi o scene z kawiarni- mega wzruszajaca i nawet calkiem niezle sie wpasowala klimatem w reszte tresci ;D
    Wiem, ze Draco to kutas jakich malo, ale jednak mimo wszystko u mnie nie wywoluje on ani zlosci ani obrzydzenia- ja mu mega wspulczuje, zarowno jak czytam Rowling, jak i wtedy kiedy czytam Twoja historie.. Mam nadzieje, ze uda mu sie (wszelkimi srodkami!!) pomoc Hermionie, nawet jesli ona mialaby sie o tym nigdy nie dowiedziec.. No i dobrze, ze ma Blaise'a- prawdziwego przyjaciela ;)
    Trzymaj sie cieplutko, pisz tak dalej no i weny zycze (jak zwykle;p) ;DDD
    Kurcze, tylko u Ciebie pisze tak dlugie komentarze xD
    Pozdrawiam xoxo

    OdpowiedzUsuń
  23. NARESZCIE NOWY ROZDZIAŁ!
    Jestem zaskoczona przebiegiem wydarzeń, Hermiona dowiaduje się, że Draco jest śmierciożerca z jednej strony przykre, ale z drugiej podoba mi się pomysł z naznaczeniem. Blais... ciesze się że nie zostawił Draco samego w takiej sytuacji i że nadal go wspiera jak potrafi, Pod koniec rozdziału... Draco się martwi. Ciekawe czy jego zaciętość szukania lekarstwa sprawi, że wyzdrowieje ....
    Czekam na kolejne rozdziały mam nadzieję że jak najszybciej będą.
    Życzę weny !!

    OdpowiedzUsuń
  24. Jeden z dojrzalszych rozdziałów. Pokazałaś mroczną stronę Draco, jego bezwzględność, chłód, opanowanie, odwagę i męstwo. Przez sytuację w pokoju i kawiarni on już wie, że Hermiona mogłaby dużo zmienić w jego życiu, jednak on ma już z góry zaplanowaną przyszłość. Czasami ma poczucie słabości, trwające może kilka sekund, ale dla mnie to dalej pewne światełko w ciemności. Draco umie być brutalny i oschły, jednak ma jeden słabszy punkt, którym jest Hermiona. Robi nieświadomie rzeczy, które zauważamy u mężczyzn, którzy dbają o swoją partnerkę lub się o nią starają, Osoba, która nienawidzi drugiej osoby, nigdy nie uratowałaby jej życia kilkakrotnie ani nie pozwoliła zobaczyć tej lepszej strony. Ich nieszczęściem jest to, że są po przeciwległych stronach rzeki i zamiast budować most, to powiększają odległość między nimi. Na to duży wpływ ma beznadziejna sytuacja Draco, w tym sensie, że każda osoba w jego otoczeniu jest zagrożona - Diabeł poszedł razem z nim do tego bagna, ale nie wydaje mi się, żeby wyszedł z niego cały. Jest przyjacielem Draco, ale ciągle czegoś nowego się o nim dowiaduje lub zauważa. Draco nie jest wylewny, wrażliwy, trudno, wręcz niemożliwe jest zmuszenie go do tego, by powiedział coś co czuje w środku, co go trapi. Ukrywa się pod maską znaną przez wszystkich. Hermiona czasami umiała coś zauważyć.
    Jesli chodzi o Hermionę, to jest pomiędzy życiem a śmercią. Może jest to zbyt mocne określenie, ale wszystko nagle na nią spadło ( nie pamięta wszystkich szczegółów z ich pobytu w Dagurtar, jego oziębłość, brak rozmowy między nimi, jego kochanki,choroba, koszmar, brak zrozumienia przez przyjaciółkę, naznaczenie). Osoba, która jest dla niej ważna, krzywdzi ją. Wszystko pogorszył sen Hermiony, powiększył jej strach. Rozumiem teraz, dlaczego powiedziała dyrektorowi, że jest on śmierciożercą.
    Mimo wszystko wiem, że mogą być razem, ale droga do tego nie będzie łatwa ani krótka. Oboje będą w pewien sposób skrzywdzeni przez wojnę, która zbliża się wielkimi krokami. Zobaczą, usłyszą, doświadczą i zrobią rzeczy, które odcisną na nich piętno.
    Zatem ogólnie rzecz biorąc rozdział świetny, który będzie moim ulubionym. Jest na razie dość sporo błędów, ale rozumiem dlaczego. Mimo wszystko jak widzisz nie ujęło to w odbiorze rozdziału. Sceny brutalne i erotyczne dobrze wyważone i napisane. Scena w kawiarni - mała osłoda, ale w idealnym momencie i nie przesadzona. Cieszę się, że coś nowego mogliśmy się dowiedzieć o bohaterach.
    Na koniec życzę dużo weny, spokoju i cierpliwości.
    Pozdrawiam Alicja.

    OdpowiedzUsuń
  25. Mega, mega, mega.. Nie wiem co mam napisać.. Czytając ten rozdział słuchałam smutnej piosenki i powiem ci, że jak zawsze rozśmieszałaś mnie tym razem naprawdę się wzruszyłam. Aż sama się sobie dziwię, że opowiadanie może wywierać na mnie takie emocje. Ale to co robisz z czytelnikiem pisząc tak wspaniale jest niesamowite. Ty jesteś niesamowita. Powiem ci, że to opowiadanie daje do myslenia nad własnym życiem :)
    Współczuję Draco mimo, ze po tych akcjach nie powinnam, ale jego samotość jest straszna. Mimo tych strasznych zmian to i tak w pewien sposób dba o hermione.
    Scena w kawiarni i wieczór kiedy zastał ją pijącą..Napisz ksiazkę ;)
    Nawet nie wiesz jak się ciesze, że znalazłam to opowiadanie i dziekuję że piszesz dla nas wszystkich :)
    Jeśli będzie wersja PDF to musze ją mieć :* pozdrawiam Brose

    OdpowiedzUsuń
  26. Super, hiper, mega, boski rozdział !!
    Czekam na więcej takich :*
    Weny i weny i weny i czasu :D

    Didi

    OdpowiedzUsuń
  27. wow! tylko tyle jestem w stanie powiedziec ! nie wiem jak uda Ci się zrobić happy end, jestem pełna podziwu dla Twojego talentu. Miałam pełno w gaciach jak czytałam sen Hermiony... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału , choć wiem , że troche na niego poczekam :) pozdrawiam i weny życze :)

    OdpowiedzUsuń
  28. GENIALNE!!! Ten sen... wspaniale piszesz! Czekam z wielką niecierpliwością na kolejny rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
  29. Rozdział bardzo smutny, melancholijny, ściskający za serce. I mnie bardzo ścisnął. Popłakałam się przy nim niejednokrotnie. Smutno,że wracają do punktu wyjścia, a z Malfoy'a robi się bestia z chwilowymi napadomi ludzkich uczuć. Ale ty kreujesz postaci i nie zamierzam w jaki kolwiek sposób tego krytykować.
    Twoje opowiadanie wywołuje u mniue skrajne emocje. Nie odczuwam stanu pośredniego. Ale ryczę, ale popadam w dołek, gdy czytam albo tarzam się ze śmiechu przy śmiesznych rozdziałach (KacHogwart na przykład . ;)) i twoich dialogach, gdy nie mogę nawet zatrzymać lgnącego na usta uśmiechu, nie mówiąc już o spazmatycznych wybuchach głupawki. ;)
    A ten rozdział naprawdę mnie poruszył, rozczulił, wzruszył i też wpędził w dołek. I wiem, że nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Mam jednak nadzieję, że nie dopuścisz do sytuacji między tą dwójką ze snu Hermiony.
    Pozdrawiam, twoja fanka, która pochłonęła wszystkie rozdziały w niecałe trzy dni, Maadź. :*
    www.dramione-impossible-love.blogspot.com <- zapraszem do siebie, choć nie wiem czy się spodoba, bo z jednej strony jeste, z tych cukierkowych blogów. Chyba. :D

    OdpowiedzUsuń
  30. Płakałam na całej notce. Genialna, świetna, po prostu jedna z najlepszych jakie zrobiłaś. Ja też kocham Malfoya Dupka :D
    Jejku...dalej nie mogę się otrząsnąć z emocji. Jak możesz zabić Mionkę? Jak? (przyznam, że wtedy było by to bardzo oryginalne dramione) Jejku, Draco poczuł się pewnie jak ostatni sukinsyn dowiedziawszy się o jej chorobie. Chyba psychicznie nie wytrzymam do następnej notki. I jeszcze tan sen Hermiony. A potem coś podobnego na żywo. MEGA
    Mi osobiście najbardziej podobała się scena ze staruszką w kawiarni. Wtedy nie płakałam, ryczałam.
    Świetne jest to, że bohaterowie powoli naprawdę uświadamiają sobie co do siebie czują.
    Ps.: ŚWIETNIE KOŃCZYSZ AKAPITY.
    zakończenie 3-go :Nie doczekała się jego powrotu tej nocy.
    Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ten Malfoy, którego znała już nigdy nie wróci.
    tak mi się spodobałam, że cały akapit czytałam chyba z 5 razy, za każdym razem z takimi samymi emocjami przeżywając ostatnie zdanie- "nigdy nie wróci..."
    Jest mi strasznie przykro że nie mam tak ogromnego talentu jak Ty, żeby Ci opisać jak bardzo mi się podobało, jak mocno kocham Ciebie i twoje notki i , co najważniejsze, to jak niewiarygodny talent posiadasz.
    To tyle,
    :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Byłem niezniszczalny.
    Silny jak skała, miałem stalową wolę i tytanowe serce.
    W oczach zimnych jak ostrze noża czaiła się moc charakteru ze stali. Zaginałem czasoprzestrzeń, manipulowałem ludźmi jak kukiełkami w teatrze.
    Miałem uśmiech jak czar zapomnienia, a twarz jak wyrytą z marmuru maskę, tak piękną, że trudno się było nie obrócić. Pokonałam śmierć i chorobę. I nic mnie nie złamało. Aż pewnego dnia pojawiłaś się Ty. Twój uśmiech tak długo wiercił otwory w tej wielowarstwowej pokrywie, że w końcu dokopałaś się do malutkiego, czerwonego serduszka, jedynej chyba ciepłej rzeczy organizmu cyborga. A potem wzięłaś moje serce w swoją dłoń, a mnie przytuliłaś tak delikatnie, że nagle dla Ciebie i tylko dla Ciebie wszystkie te skorupy pękły.Teraz jestem prawie niezniszczalny. Jesteś moim najsłabszym punktem. Ale dopóki jesteś, jestem najszczęśliwszy na świecie. I nareszcie jestem człowiekiem.

    http://www.youtube.com/watch?v=sw1QACt6OHs

    OdpowiedzUsuń
  32. Skończylam czytać rozdzial jutro dodam odpowiedni komentarz ;)
    Znaczy dzisiaj ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już jestem więc mogę napisac odpowiedni komentarz ;)
      Mam nadzieje,że tym razem mój komentarz sie nie skasuje i dodam go w całości ;)
      Hmm... Dracon w końcu został tym generalem.Wcale się nie zdziwiłam ,że podczas walki z własnym ojcem nawet się nie zawahał przed tym żeby go zabic.Szkoda,że Voldemort wszedł pomiędzy nich.Podoba mi sie jego zachowanie w stosunku do czarnego pana w pewnym momencie nawet zachciało mi sie smiać.Nieźle potraktował swoich podwładnych.W końcu pokazał im kto rządzi ;)
      Koszmar Hermiony był dosyc brutalny aż sama w niektórych momentach się wzdrygnęłam.
      Bardzo spodobał mi sie wątek ze staruszką , która opowiadała o swoim męzu i najgorszej kawie jaką pił ;) to było takie poruszające ;)
      To co wydarzyło się w pokoju wspólnym Prefetków naczelnych normalnie mnie zszokowało,ponieważ to co sie tam wydarzyło było bardzo podobne do snu Hermiony.Czytając ten wątek cały czas mówiłam do siebie "zajrzyj do jej myśli a zobaczysz dlaczego ona tak to wszystko przeżywa" , ale on tego nie zrobił tylko ja naznaczył.Normalnie drań.
      Wiem ,że on chce ją chronic ,ale nie musiał tego robić w taki sposób.
      Biedny magomedyk dobrze ,ze nie zszedł na zawał w trakcie rozmowy z Draconem.
      Jestem ciekawa co zrobi z wiadomościami ,które przekazał mu Magomedyk.?
      Czy to jakoś na niego wpłynie?
      Znajac Draco z Twojego opowiadania będzie on dusił wszystkie uczucia w sobie.
      Nie mogę sie doczekac kolejnego rozdziału ;)
      Pozdrawiam i życze weny ;*

      Usuń
  33. Ogólnie jestem bardzo uczuciowa no i w ciągu jednego rozdziału popłakałam się 2 razy. Pierwszy raz w ich wspólny wieczór. Taki niemy, taki pełen skrywanych uczuć. A drugi raz przy końcówce, w której Draco rozmawiał z Blaisem. 'Czemu nie powiedziałeś jej, że chcesz ją chronić?
    (...)
    I tak by nie uwierzyła"
    I łzy leciały już ciurkiem. I fenomenalny wątek przyjaźni Malfoya i Blaisa. Widać, że nie jest to byle jaka więź.

    Twoje opowiadanie z każdym rozdziałem przyciąga mnie do siebie coraz bardziej.

    ~Patka :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Najbardziej niesztampowe Dramione, jakie czytałam ;) Nie mam pojęcia, jak Ty odkręcisz to wszystko, żeby doszło do happy endu... Bo liczę na to, że będzie happy end? ;) Kolejna notka wspaniała, pełna emocji. Scena z winem niesamowicie mnie wzruszyła, chociaż cała notka poruszała do głębi. Szkoda, że oboje nie umieją się przed sobą otworzyć...
    Z niecierpliwością czekam na następną notkę, życzę weny, niech będzie jak najdłuższa i jak najszybciej ;)
    Lessiada

    OdpowiedzUsuń
  35. Rozdział ... co tu dużo mówić wspaniały :-) Mroczna tematyka rozdziału bardzo mi odpowiada ,świetnie opisałaś emocje i wewnętrzne przemyślenia. Proszę o więcej takich rozdziałów. Pozdrawiam LittlePoland :-)

    OdpowiedzUsuń
  36. Och ja tez kocham jak Draco jest taki brutalny i nieobliczalny, caly rozdzial powalił mnie na kolana, po prostu nie wiem co powiedzieć... Uwielbiam te mroczne klimaty, na zmianę z przemyśleniami bohaterów i ich uczuciami względem siebie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Ale mrocznie, nieźle. Wspomniałaś kiedyś, że będzie happy end, po tym co się stało to postawiłaś sobie wysoko poprzeczkę. Ale wiadomo, że sobie poradzisz. Koszmar Hermiony, a potem ta sytuacja z Draco świetne. Dziewczyna naprawdę miała okropną noc.Mimo, że Draco jest taki okropny, uwielbiam go takiego. Tylko szkoda, że oni nie są w stanie powiedzieć sobie co czują. Ale taki już ich urok. Szkoda tylko, że do następnego rozdziału musimy tak długo czekać. A i do ich jakiegoś głębszego zbliżenia wynika, że musimy czekać jeszcze z pół roku :( Taka mała prośba, może uda Ci się napisać rozdział tak w ramach świąteczno - noworocznego prezentu : ?

    OdpowiedzUsuń
  38. Och ich ach och, to takie piękne :P Raz się kłucą, a raz godzą :P Nie rób pliska z dracona dupka, bo go uwielbiam :P O czym bd kolejny rozdziała?//??////???? W ogóle jak ty to robisz, że tak dużo piszesz w tak krótkim czzasie??? Ale to nawet nie ma znaczenia, bo i tak cię kocham <3 Śćiślej- chodzi mi tu o twój blog :P Ale jak to gdzie tu przeczytałam, nie ważne jest to ja bd razem czy coś, tylko te wszystkie emocje :P Chodziż mogło pisac inaczej, ale tak to zrozumiałam :P Ja poprostu nie moge się doczekać nowego :) Może dasz nam prezent na gwiazde i wstawisz nowy rozdział??? Pliska, ciekawość mnie zrzera od środka, a i bez tego mam problemy w szkole (zachowanie xd).
    Pozdrawiam,
    Życzę weny,
    Agnes Delaquere

    OdpowiedzUsuń
  39. Nie mam pojęcia, czy komentowałam poprzednie rozdziały. Chyba tego nie robiła, więc szczerze przepraszam za to! Czytam tą historię na bieżąco od rozdziału 36 - Pies Ogrodnika. Od razu się zakochałam :)
    Cieszę się, że piszesz tak długie notki, które mają w sobie tyle emocji. Osobiście jestem w gronie czytelników i osób, którym odpowiada to, że Hermiona i Draco nie wpadają od razu sobie w ramiona, tylko że akcja się powoli rozwija. Tak jak w prawdziwym życiu, gdy dwoje ludzi się nienawidzi ich relacje mogą się zmienić, ale nie tak od razu. Tak sądzę ;)
    Z ręką na sercu wyznaję, iż kocham to opowiadanie <3
    Przechodzę teraz do mojej opinii odnośnie rozdziału pt: "W Najczarniejszą Noc".
    Cały rozdział przyprawił mnie o ból głowy i cichy szloch. Nie odbieraj tego bólu głowy, jako coś złego. Nie! Mogę rzec, iż jest to pozytywne odczucie. Czy ma ta wypowiedź sens? Nie sądzę... Ale chcę wyjaśnić to tym, że przez te wszystkie emocje, które mną zawładnęły podczas czytania tego rozdziału, przyprawiły mnie o ból w skroniach. Odczułam cały smutek, żal i rozpacz Miony oraz bezsilność, brutalność i chłód bijący od Dracona. Wstrzymałam oddech przy śnie Hermiony, a łzy leciały mi ciurkiem, gdy końcówka o guzie mózgu mogła mówić o naszej kochanej Gryfonce. Mam nadzieję, że nie chodzi tutaj o pannę Granger.
    Uwielbiam scenę z kawiarni - przez krótką chwilę się uśmiechałam :)
    Sądzę, iż jest to najlepszy rozdział, chociaż to samo można rzec o poprzednich. W sumie, jest on najdojrzalszy, pełen takiej... prawdziwości i widać, że nadchodzą mroczne czasy, które zmieniają człowieka diametralnie.
    Ogólnie jestem szczęśliwa, mając sposobność przeczytać coś tak dobrego! Kiedy wersja pdf będzie gotowa - ja będę zaszczycona móc mieć tą wersję "Lubię, gdy jesteś obok" u mnie w komputerze i telefonie :)

    OdpowiedzUsuń
  40. @up - TĘ wersję.
    Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać :).

    Co do rozdziału. Cudowny. Jak wszystkie inne. Ale na poprzednich rozdziałach się popłakałam. Na tym nie. Może to dlatego, że podczas czytania poprzednich rozdziałów byłam nieco bardziej podatna na emocje. Co nie zmienia faktu, że ty jak zwykle genialnie opisujesz uczucia! Jeju, jak ja chciałabym umieć tak jak ty :(. Błagam cię, niech te mroczne rozdziały się szybko skończą. Jeszcze popadnę w depresję. Boję się o Hermi, ale wciąż nie daje mim spokoju co będzie z tą zemstą Parkinson. Gdzie ta kartka z imieniem, które napisał Draco? Co on z nią zrobi? Czy będzie wiedział o co chodzi? Czy może to Hermiona ją znajdzie? Jeju tyle pytań :o.


    Pozdrawiam Cię cieplutko kochana ♥.

    OdpowiedzUsuń
  41. Kocham, kiedy robisz z Malfoy'a dupka i popieram całą sobą, żebyś praktykowała to częściej.
    Rozdział pobił rekordy zarówno drastyczności, szczegółowości, drobiazgowości, zajebistości i zawarciu dużo treści i wydarzeń w jednym tekście. Chyle czoła.
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  42. Rozwalilo mnie to!! I to doslownie. Rycze jak glupia mimo ze bylo ostrzezenie ze jak ktos nie ma wystarczajaco latek i slabe nerwy to lepiej zeby nie czytal. Co do latek to mam wystarczajaco ale nerwy... i tak przeczytalam szkoda mi strasznie hermiony ale draco po czesci tez

    OdpowiedzUsuń
  43. O jej :3 Słodko.
    Tylko tak szkoda mi Mionki. Stary Malfoy już nie wróci. Chociaż...
    Wspaniały rozdział. Czekam na więcej <3
    P.S
    Zostałaś nominowana d Liebster Award Więcej inormacji u mnie
    http://great-unknown-feeling.blogspot.com/2013/12/liebster-award_14.html

    Pozdrawiam serdecznie Alexis Nott

    OdpowiedzUsuń
  44. Świetny rozdział. Całkowicie się różnił od pozostałych, ale to tylko pokazuje, jaką świetną autorką jesteś :)
    Moment w kawiarni - cudowny! Bardzo mnie urzekł :)
    Ciekawa jestem, jak rozwinie się sprawa z chorobą Hermiony.
    Malfoy taki dupek.. ahh uwielbiam!! :D
    Powodzenia w pisaniu, niecierpliwie czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  45. Czy czasami rozdział dodatkowy i urywek od 18+ nie jest skrajnością? Wybór Dracona zależy od tego, co będzie się działo z Granger. Jeśli wybierze dobrą stronę stworzą rodzinę, będą szczęśliwi. Jeśli wybierze zło to... będzie jak będzie, ale nie da jej odejść.

    OdpowiedzUsuń
  46. o losie dobiegłam do końca opowiadania na obecną date jestem ciekawa kiedy hermiona dowie sie ze została ochroniona przez D. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwoscią :)

    OdpowiedzUsuń
  47. najlepszy rozdział jaki napisałaś <3
    uwielbiam takie mroczne klimaty:)
    weny !! mam nadzieję, że nn rozdział bd szybko !! :P

    OdpowiedzUsuń
  48. Wspaniały rozdział! Bardzo lubię twojego bloga. Jest taki prawdziwy. Ogólnie to nie przepadam za mrocznymi klimatami, ale ten rozdział bardzo mnie poruszył. Życzę dużo weny i radosnych świąt! Mam nadzieję ,że następny rozdział pojawi się szybko!

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  49. Chyba go jeszcze nie komentowałam, więc zaraz to naprawię :P A jak już to zrobiłam, to zrobię to drugi raz :D
    Zatem rozdział baaardzo dłuuugi i gdy go czytałam, myślałam, że nie ma końca ^^. Dużo sie w nim działo, czyli tak jak lubię. Mam tylko nadzieję, że dasz nam upagniony prezent (niekoniecznie pod choinkę z wiadomych powodów xd) w postaci rozdziału. Nie musi być długi, ale żeby poprostu był <3 Ten blog jest odzwierciedleniem mojej duszy, więc czekam na kolejną notkę (oby to był rozdział, a nie jakieś ogłoszenia parafilne, sowa, czy prorok codzienny!). Ale mam jedną prośbę. :* A mianowicie, proszę, abyś w kolejnym rozdziale nie robiła dupka z Dracona, bo go poprostu kocham (fanka zboczeńce! <3).
    Z góry dziękuję!
    Pozdrawiam,
    Życzę weny,
    Agnes Delaquere

    OdpowiedzUsuń
  50. Sama się sobie dziwię, że mój komentarz do tej pory się nie pojawił, bo byłam pewna, że już go dodałam, więc...
    Rozdział jak zwykle jest piękny, nic nie będzie w stanie oddać tego, jaką jesteś czarodziejką - czarujesz słowa, tworząc to opowiadanie tak magicznym... Jesteś cudowna, pogratulować jedynie talentu mi pozostaje. Mam nadzieję, że rozdział kolejny, czyli 44, pojawi się już niedługo, bo jestem naprawdę ciekawa, jak się to wszystko rozwinie. Draco był tutaj okrutny, ale zrobił to, co do Niego "należało". Czasem trzeba uczynić coś, co zaboli, by zapewnić bezpieczeństwo. Buziaki i Wesołych Świąt Ci życzę!:))

    OdpowiedzUsuń
  51. Wczoraj o północy zaczęłam czytać i powiedziałam, że nie skończę dopóki nie dojdę do ich pierwszego pocałunku.. I jakoś nadal nie doszłam :C Kiedy dalej?

    OdpowiedzUsuń
  52. miałam koło 4 podejść do przeczytania tego rozdziału i zawsze miałam za mało czasu, ale cieszę się, że wreszcie mi się udało. Draco jezu taki okropny, bezlitosny, jednak mimo wszystko wszyscy wiemy, że Hermiona jest jego jedyną słabością. A propos Hermiony ona to ma ciężko w tym życiu... choroba, toksyczne uczucie, wszystko jest takie zagmatwane. eh...
    z niecierpliwością czekam na kolejną część mam nadzieję, że będzie już niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
  53. Twoja wyobraźnia jest cudowna, piszesz dobrze, ale.. za bardzo sie rozpisujesz, co po prostu zniechęca do czytania.. Za dużo to niezdrowo, jak mówi przyslowie. Spróbuj się do tego zastosowaać, a wierzę, że przyjdą tego wielkie owoce.

    ~Elza

    OdpowiedzUsuń
  54. kiedy kolejny rozdział <333

    OdpowiedzUsuń
  55. ojej przepraszam że dopiero teraz komentuję... suuper rozdział, Draco ale z cb dupek..... nie spodziewałam się że tak drastycznie to się skończy... guz mózgu...brrrrrrr....mam nadzieję że Hermiona z tego wyjdzie...
    do następnego Skarbie xx
    SylviaS- sorka że anonim ale jak na razie nie mogę wejść na konto google

    OdpowiedzUsuń
  56. Rozdział tak zupełnie inny od wszystkich poprzednich. Tylko jedna czuła scena, w dodatku zakończona zobaczeniem znaku na ręku Malfoya… Czy to dobrze, że zrobiłaś z niego dupka? Ja go wolę względnie dobrego, ale z drugiej strony ile można czytać o tej miłości i robieniu wszystkiego w zgodzie z Hermioną…?
    Teraz dwie uwagi:
    1. Szeroko zamknięte powieki – Zrobiłaś to z premedytacją czy w wyniku błędu? Jeśli to nie był błąd/pomyłka to, co właściwie chciałaś osiągnąć?
    2. Śniadość zamiast świadomość :)
    I jeszcze kilka słów do Elzy, która napisała komentarz 29.12: Długość rozdziałów jest jedną z niesamowitych zalet tego bloga. Jak przeczytasz jakikolwiek inny blog o podobnej tematyce to rozdziały są krótkie, czytasz jednym tchem i nie zastanawiasz się, o co chodziło. Tutaj zatrzymasz się ze dwa razy, napijesz się herbaty i pomyślisz, co właściwie czytasz. Skracanie na siłę tych rozdziałów byłoby największą porażką tego bloga…
    PS. Mówiłem ci już, że zdjęcie na górze (zwłaszcza oczy panny Granger) jest niesamowite? :)

    Pozdrawiam i szczęśliwego nowego roku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i jeszcze jedno. Rozmowa ze staruszką jest ciekawym przeżyciem. Skłania do refleksji nad swoim życiem, dziękuję :)

      Usuń
  57. Świetnie piszesz, ogólnie świetny blog *-*
    Wpadaj do mnie http://harrymione-dreams.blogspot.com/ dopiero zaczynam :))

    OdpowiedzUsuń
  58. Ten rozdział jest świetny, zresztą tak samo jak cała twoja opowieść ;). Na początku nie podobało mi się, że znowu tak się popsuło między Mioną a Draconem, ale potem stwierdziłam, że może to jednak dobrze... Myślę, że dzięki temu w następnych rozdziałach będzie jeszcze ciekawiej. Tak gmatwasz fabułę, że już naprawdę nie wiem, co możesz wymyślić w następnych rozdziałach ;) Masz świetne pomysły. Mam nadzieję, że zawieszenie długo nie potrwa i niebawem dodasz nowy rozdział. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  59. Stosunkowo niedawno się tu pojawiłam ale bardzo szybko przeczytałam twoje opowiadanie i stwierdzam że to jest NAJGENIALNIEJSZE Dramione jakie do tej pory przeczytałam ((Uwierz , przeczytałam mnóstwo)) Świetnie piszesz i mam nadzieję że będę tu do końca :) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału ale nie popędzam bo sama wiem ile czasu zajmuje napisanie rozdziału ._.
    Życzę dużo weny~! Pozdrowienia
    Azia

    OdpowiedzUsuń
  60. Dopiero teraz znalazłam twój blog i przeczytałam wszystko jednym tchem! Świetne! Dodaje do ulubionych. Jakbyś mogła udostępnić mój blog byłabym wdzięczna. Pozdrawiam. :>
    dramione-felix-felicis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  61. Nie wiem, czy już kilku nie dostałaś ale wiedz, że nominowałam cię do Liebster Blog Award ( haha haha xD )
    :D
    http://im-a-fucking-unicorn-idiot.tumblr.com/

    OdpowiedzUsuń
  62. coś niesamowitego :)
    tyle się działo! choć przyznam że od razu zrozumiałam że to sen, bo Draco nie mógłby być taki w stosunku do Miony. ale to był nie wątpliwie najczarniejszy koszmar..
    natomiast rozczuliłam się w momencie spotkania ze starszą Panią. miałam łzy w oczach kiedy opowiadała o swoim mężu :)
    ten fragment z naznaczeniem mnie totalnie zdziwił, ale wiadomo że Draco robił to z przymusu.. choć mimo to Hermiona znienawidzi go faktycznie..
    to okropne że musiał zabić niewinne i bezbronne dziecko i jego matkę :/
    i ten koniec.. guz mózgu? matko ;c ja mam nadzieję że to się nie skończy źle, bo tego bym nie przeżyła :c
    widać było że na Draco to zrobiło duże wrażenie.
    ogólnie połączenie daje rozdział wspaniały!
    coraz bardziej drastycznie i brutalnie się robi, nie ma już tej sielanki, prawdziwe życie..
    tak zauważyłam że lubisz opisywać sny hehe :D bo był sen Draco i ten koszmar Mionki.
    no nic, jak widzisz został mi do nadrobienia jeden zaległy rozdział, więc już niedługo będę na bieżąco :)

    Pozdrawiam ciepło,
    Sama-Wiesz-Kto ♥

    OdpowiedzUsuń
  63. O jejku!! Błagam!! napraw to!!! Niech będzie tak jak w Dugatar czy jakos tak... Było przecież tak pięknie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się z komentarzem powyżej!! było tak super, a teram mam ochotę zabić tego dupka

      Usuń
  64. Siedzę i ryczę jak głupia. Już dawno nic mnie tak nie poruszyło. Nie mam słów...

    OdpowiedzUsuń
  65. Ech...Wzruszyłam się. Ten mrok, ta zmiana, która zaszła w Draco i Herm... Gdy miała ten sen myślałam, że Przydarzyło jej się to co Draco- on zły, i jezioro pokazało mu tą dobrą stronę, i zupełna odwrotność- panna G. Nadal mam wrażenie, że ta iskierka dobra jeszcze gdzieś tam w Malfoyu istnieje. Zastanawiam się, co zrobisz, żeby był happy end... Bo będzie, prawda? Rozmowa z Rudą i z tą staruszką były niesamowite! Mam wrażenie, że Hermiona pomyśli o niej w strategicznym momencie. Z Ginny jest podobnie, liczę, że w końcu zacznie kojarzyć fakty. Wracając do staruszki- urzekł mnie ten jej zwyczajny, ,,codzienny" romantyzm i sentymentalizm. Opowiedziała niesamowitą historię prostymi, zwykłymi słowami, i wręcz czuło się to, czego ona NIE powiedziała. Atmosfera jak z bajki!
    Jestem pod wrażeniem- pomysłów, rozdziału, inwencji twórczej i tych niebanalnych zdań, wplecionych w zwykłe słowa, zdania i zaskakującą akcję jak z profesjonalnego filmu! <3
    Podsumowując: chętnie zobaczyłabym tą historię w druku, w książce...
    Garielka <3

    OdpowiedzUsuń
  66. To chyba najbardziej najmroczniejszy i najsmutniejszy rozdział jaki przeczytałam. Nie mogę uwierzyć, że Draco mógł aż tak skrzywdzić Hermonę, nawet przez chwilę się zastanawiałam, czy nie podszył się pod niego żaden Śmierciożerca.

    OdpowiedzUsuń