czwartek, 24 października 2013

[42.] W Naszym Świecie.


''Nowe życie nie zaczyna się od zmiany otoczenia,
tylko od zmiany perspektywy." 




W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy budzi się pewnego dnia i stwierdza, że coś się zmieniło. Może to być nic nieznacząca pierdoła, w postaci nowego pryszcza na czole, może to być również coś ważniejszego, jak złota obrączka na palcu, której dzień wcześniej jeszcze na nim nie było. 

Prędzej czy później nasz mały, dotychczas nienaruszalny świat się odmieni. Jedni po prostu tego chcą, do drugich nowy etap w życiu sam puka do drzwi, nachalnie pojawiając się w ich progu i bez pytania nas o zdanie, z wielkimi buciorami wchodząc do naszego dotychczas uporządkowanego, prywatnego terytorium, zmieniając je przy tym diametralnie.
Kiedy już pojawi się ten etap, nasze życie może odmienić się tylko trochę, czasem jednak wywraca nasz mały świat do góry nogami. Czasem może go wywrócić tak bardzo, że jedyne co chce się zrobić to krzyknąć „Zatrzymajcie świat! Ja wysiadam.” Czasem wywraca go zdecydowanie za bardzo...



  ***



Kilka razy zamrugał powiekami, zupełnie jakby nie mógł pojąć co się z nim stało, gdzie jest i tak właściwie dlaczego. Całkowicie zdezorientowany, dźwignął się do pozycji siedzącej, jednocześnie zgarniając na bok pościel i siadając na skraju dużego, dwuosobowego łóżka. Mimochodem potarł zmęczoną twarz dłońmi, towarzyszyło mu przy tym ociężałe, choć ciche wypuszczenie powietrza z nadymanych policzków. Przez chwilę myślał, że jeszcze śpi. Potem to wszystko tłumaczył sobie tym, że najpewniej przesadził z ognistą whisky i takie były teraz tego skutki. Następnie te myśl rozbudował do tego stopnia, że przesadził z ognistą whisky na imprezie, co skończyło się tym, że zanocował w domu jakieś nowo poznanej w barze dziewczyny, o czym świadczył fakt, że spał w samych bokserkach, a na łóżku po drugiej stronie leżał kobiecy, jedwabny szlafrok. Tylko jego zarost, po którym w chwili obecnej się drapał wydawał mu się dłuższy niż zazwyczaj, chociaż to był w stanie wytłumaczyć sobie tym, że zgonował przez kilka dni. Mimochodem zaczesał sobie włosy do tyłu, tak jak to miał w porannym zwyczaju. One również wydawały mu się inne, krótsze i pozbawione długiej grzywki, która na co dzień opadała mu na czoło. W ogóle odnosił dziwne wrażenie, że cały jest jakiś inny, choć nie licząc kilku drobnych zmian, dalej był sobą. Czuł się jednak całkowicie inaczej.
Zupełnie jak nie on.
Nie myślał nad tym już dłużej, całą winę zrzucając na poimprezowy poranek, który z doświadczenia zawsze był inny od normalnego i dużo od niego cięższy. Mimochodem rozejrzał się po sypialni. Była duża i cały jej wystrój składał się z trzech odcieni: bieli, czerni i srebra. Prowadziły od niej drzwi do jeszcze większej łazienki oraz garderoby. Ściany i meble były uspokajająco białe, z sufitu zwisał ozdobny i imponujący kryształowy żyrandol. Na ścianie na wprost łóżka znajdował się marmurowy kominek, a nad nim wielki obraz przedstawiający jezioro i odległą wysepkę ze stojącą samotnie płaczącą wierzbą. Sypialnia była przyozdobiona niezliczoną ilością wazonów ze świeżymi kwiatami, świeczników, poduszek i białych włochatych dywanów. Chyba jeszcze nigdy nie był w miejscu, które zdawało mu się być tak czyste i harmonijne. Zupełnie jakby znalazł się w samej oazie spokoju. Spodobało mu się.
Z ciężkim westchnięciem podniósł się z ogromnego łóżka z baldachimem i zabrał swoje jasne jeansy, dotychczas przewieszone na białym, wiklinowym krześle stojącym przy damskiej toaletce tego samego koloru. Zmarnował już wystarczająco dużo czasu by przyjrzeć się czarno-białemu zdjęciu pary zakochanych, stojącemu obok szkatułki z biżuterią. Może nawet go nie zauważył.
Szybko założył na siebie spodnie i niedbale koszule. Kiedy stwierdził, że nie towarzyszyły mu żadne bóle przy poruszaniu, odruchowo przejechał po bliźnie na brzuchu. Była dużo mniejsza i słabiej widoczna niż jak ją sobie zapamiętał. Widocznie lekarze używając określenia „kiedyś zniknie”, mieli na myśli przyszłość nie tak bardzo odległą, jak mu się wydawało i niż jak to początkowo brzmiało.
Wychodząc z pokoju kierował się jedynie intuicją i jakimś bliżej nieznanym impulsem, mówiącym mu gdzie ma iść. Dom był duży, nawet bardzo. Musiał należeć do ważnej i wpływowej rodziny. Widać to było na każdym kroku, w każdym pomieszczeniu, meblu i dekoracji. Nowoczesny, urządzony z gustem, gdzie dominowały ciepłe odcienie, a świeże bukiety kwiatów, imponujące obrazy, wazony i posągi ozdabiały niemal każde pomieszczenie. Jedyne co mu się nie zgadzało to sprzęty i urządzenia, które widział pierwszy raz w życiu i nie mógł sobie przypomnieć by należały do części świata czarodziei. Coś go w tym wszystkim tknęło i ruszyło gdy uświadomił sobie, że dom wygląda jak mugolski. Wtedy też zdał sobie sprawę, że musiał naprawdę solidnie przesadzić z płynami procentowymi, skoro znalazł się w takim miejscu z własnej, nieprzymuszonej woli. Chyba.
Nim bardziej zagłębił się w tych przemyśleniach, dobiegł go kobiecy głos, nucący jakąś wesołą piosenkę i dźwięk przesuwanych naczyń wyciąganych z szafek. Jak w amoku stanął w imponujących rozmiarów półkulistym łuku drzwiowym, prowadzącym do ogromnej kuchni połączonej z jeszcze większą jadalnią. Zamarł momentalnie, jak zahipnotyzowany obserwując odwróconą do niego tyłem dziewczynę, krzątającą się przy tak zwanej kuchennej wysepce. 
Pierwszym szokiem był dla niego fakt, że znał tą dziewczynę. Drugim, że robiła śniadanie, choć przecież nie potrafiła. Trzecim, że był to nie kto inny jak

- Granger?
Wychrypiał w końcu, próbując przy tym przełknąć nadmiar śliny i gule stojącą mu w gardle, zdecydowanie zbyt mocno utrudniającą, a nawet i uniemożliwiającą oddychanie i normalne mówienie.
Na litość boską!
Ale, że kiedykolwiek aż tak bardzo przesadzi z alkoholem to nawet on sam nigdy się nie spodziewał. Wiedział jedno - od dziś koniec z piciem.
Hermiona odwróciła się w jego stronę z pięknym uśmiechem, odruchowo podchodząc do niego i wręczając mu kolorowy kubek w serduszka, z kawą, którą dopiero co zaparzyła.
- Cześć kochanie.
Na podsumowanie swojego czułego przywitania, wspięła się na palcach bosych stóp i pocałowała go delikatnie w policzek.
- Nie mówiłeś tak do mnie od czasu college'u.
Skomentowała jeszcze, z rozczulonym uśmiechem na ustach, pojawiającym się za każdym razem na samo wspomnienie tamtych czasów. Draco stał sparaliżowany, a jego wyraz twarzy sugerował, że spięły mu się wszystkie obwody.
Nawet nie wiedział w co nie mógł uwierzyć bardziej. Czy w fakt, że znalazł się tu razem z nią, czy jej pełen czułości głos, gdy powiedziała do niego „kochanie”? A może w to, że zrobiła dla niego śniadanie i podała mu kawę? Albo w ten przebłysk uniesienia, kiedy pocałowała go na przywitanie? Czy wreszcie w to, że zasugerowała mu coś o czym kompletnie nie miał pojęcia?
- Czego?
Wydukał zdezorientowany, jak w transie wodząc wzrokiem za krzątającą się po kuchni kasztanowłosą, nie zważając nawet na to, że wylewa kawę z kubka.
- College'u. Skończyliśmy edukację raptem trzy lata temu, a ty już zapomniałeś, że uczyliśmy się w Oksfordzie?
Mówiąc to uśmiechnęła się do niego ciut złośliwie, a on nie mógł przestać przyglądać jej się z lekko uchylonymi z wrażenia ustami. Zupełnie jakby właśnie tłumaczyła mu pętlową grawitację kwantową, jako proponowaną teorie czasoprzestrzeni, skonstruowaną na idei kwantyzacji czasoprzestrzeni w rygorze matematycznym teorii pętlowej kwantyzacji.
Czując, że wszystkie siły życiowe nagle go opuściły, mimochodem przysiadł na krześle przed niewielkim stolikiem, przy którym na co dzień jadło się posiłki. Najwyraźniej potężny, dębowy stół, znajdujący się w sąsiadującej jadalni, oddzielonej od kuchni kolejnym wielkim łukiem triumfalnym, był przeznaczony dla większej ilości gości, bądź ważniejszych życiowych wydarzeń. W dodatku znajdował się zdecydowanie za daleko, a jemu za bardzo miękły nogi by mógł pokonać ten olbrzymi, wręcz morderczy dystans. Zresztą, niewielki stolik bardziej mu odpowiadał, nie czuł się przy nim aż tak dziwnie i obco. Był zdecydowanie bardziej kameralny, a tego niewątpliwie było mu teraz trzeba. Wystarczająco przytłaczała go cała ta sytuacja, by jeszcze siedzieć przy kilkumetrowym kawale drewna. Nim się zorientował, Hermiona z uśmiechem postawiła przed nim talerz z porcją naleśników, oblanych słodkim syropem klonowym.
- Smacznego.
Nie wziął do buzi ani kęsa. Nie chodziło nawet o to, że bał się, że jedzenie było zatrute. Wyglądało naprawdę smacznie i równie dobrze pachniało, jednak on nie mógł przestać przyglądać się Gryfonce układającej kwiaty w wazonie, ciągle nucącej jakąś sympatyczną piosenkę. Tylko nie mógł przypomnieć sobie czy ją kiedykolwiek wcześniej słyszał. Zresztą nie wydawało mu się to ważne. Nie tak bardzo jak fakt, że Granger wyglądała po prostu pięknie. Miała na sobie letnią oraz zwiewną krótką, białą sukienkę. Sprężyste loki spięła w chaotycznego koka, takiego jaki najbardziej mu się podobał za Hogwarckich czasów, a jej uśmiech, spojrzenie, twarz i dosłownie cała ona, była wyjątkowo rozpromieniona. Cieszyła się z życia i było to po prostu widać. Wyglądała bajecznie, tylko jedna rzecz mu się nie zgadzała. Przynajmniej nie taką ją sobie zapamiętał.
- Co ci się stało w brzuch?
Spytał w końcu, nie do końca świadomy, że wypowiedział to pytanie na głos.
Nie mógł powstrzymać wzroku, który mimochodem zjeżdżał na jej brzuch, wyglądający jak sporej wielkości piłka plażowa dla zabawy włożona pod sukienkę. Był tak zdezorientowany tym widokiem i swoją osobistą insynuacją, że nawet nie pomyślał jak głupio musiało zabrzmieć jego naiwne pytanie. Hermiona spojrzała na niego rozczulona, uśmiechając się przy tym ciut pobłażliwie.
- Przecież jestem w ciąży.
Tak go zaskoczyła ta odpowiedź, że aż parsknął na stół kawą, którą sekundę wcześniej odważył się posmakować.
- Gdzie ty jesteś?
Wychrypiał z niedowierzaniem, nie zważając nawet na to, że jego głos brzmiał jakby wypalił dziesięć paczek cygar i obalił dwadzieścia litrów whisky. W chwili obecnej jego głos śmiało mógł konkurować na scenie muzycznej z głosem Garu.
- W ciąży głuptasie.
W ostatnim momencie powstrzymał się przed pytaniem czy aby na pewno to nie jest piłka. Był święcie przekonany, że jej odpowiedź była tylko głupim i zupełnie nieśmiesznym żartem. Dopiero po chwili zrozumiał, że to prawda i nie mógł pozbierać się po tym co usłyszał oraz autentycznie widział. Najwyraźniej musiała to zauważyć kasztanowłosa, od zawsze wyczulona na takie zmiany w zachowaniu oraz wyglądzie swojego towarzysza. Spojrzała na niego zagadkowo, nie bardzo rozumiejąc jego reakcję.
- Coś się stało? Jesteś dzisiaj jakiś nieswój. Źle spałeś? Wydawało mi się, że spałeś jak zabity. Ja niestety nie zmrużyłam oka. Mały kopał jak szalony. Pewnie będzie piłkarzem, po tacie.
Ulżyło mu gdy zorientował się, że przynajmniej słowotok Hermiony się nie zmienił. Była to dobra wiadomość... po części. Chociaż nic z tego monologu nie zrozumiał. Kasztanowłosa wzrok z zaokrąglonego brzucha, po którym delikatnie się masowała, podniosła na zdezorientowanego do granic możliwości blondyna. Zamrugał kilkakrotnie powiekami zdając sobie sprawę, że słowo „piłkarzem” na pewno słyszał pierwszy raz w życiu.
- Kim?
- Piłkarzem. Przecież byłeś kapitanem drużyny Węży w college'u. Zapomniałeś?
Odpowiedział jej wyjątkowo wymuszonym, bladym i aż nazbyt bolesnym uśmiechem.
- Najwidoczniej.
Dopiero po chwili coś wyraźnie przestało mu się zgadzać. Spojrzał na nią nienaturalnie ożywiony i pobudzony.
- Zaraz. Czekaj. Czyli to.... moje?
Słowo „moje” ledwo przecisnęło mu się przez ściśnięte z emocji gardło, a jego pytanie zdało mu się być tak nierealne jak zorza polarna w Afryce.
Dziewczyna po raz kolejny tego dnia obdarowała go pobłażliwym spojrzeniem, całkowicie nieświadoma, że to jeszcze nie był koniec, a wręcz przeciwnie, dopiero początek.
- No, a czyje?
Mówiąc to podeszła do niego, nachylając się nad nim z cwanym uśmiechem. Jej twarz znajdowała się tak blisko jego twarzy, że aż go to krępowało. Lekko zagryzła dolną wargę, a jej wygląd był równie zadziorny jak zachęcający. Ściszyła ton do dwuznacznego szeptu.
- Chyba, że masz brata bliźniaka, który w pewną wrześniową noc wyręczył cię w nocnych, małżeńskich przedsięwzięciach.
Jej zaczepny uśmiech powiększył się ciut bardziej, a on, mimo jej specyficznego tonu, naprawdę zaczął się zastanawiać czy przypadkiem takiego nie ma. I co więcej! Granger na pewno go z nim w chwili obecnej myliła! Gdy w tempie ekspresowym przeanalizował drzewo genealogiczne swojej rodziny, światło nadziei zgasło tak szybko jak się pojawiło. Nim pozbierał się po informacji, że zostanie ojcem, dotarł do niego drugi fakt. Wytrzeszczył oczy, niemo i w transie powtarzając za nią słowo „małżeńskich”. Z całego szoku nie był w stanie zamknąć uchylonych z wrażenia warg. Mimochodem zjechał wzrokiem na swoją prawą dłoń i palec, na którym błyszczała złota, imponująca obrączka. Wcześniej ani jej nie zauważył, ani nawet nie wyczuł. Najwidoczniej jego skóra musiała być do niej przyzwyczajona. W przeciwieństwie do jego samego. Podświadomie jego wzrok powędrował na dłoń kasztanowłosej, która miała na palcu identyczną. Fragmenty puzzli poukładały się w całość. Nie było wątpliwości, byli małżeństwem. To był ich dom. Chyba musiał pobić rekord w piciu skoro nie pamiętał, że kupił mugolski dom, chajtnął się z Granger i zrobił z nią dziecko. Jakby tego było mało, jego zgon trwał dziewięć miesięcy.
Na Merlina….. żeby aż tak bardzo się stoczyć…
Hermiona okazała się żoną wyjątkowo wyrozumiałą. Obdarowała zdezorientowanego Dracona czułym spojrzeniem i uśmiechem. Bez słowa usiadła mu na kolanach, zaplatając dłonie na jego karku, bawiąc się przy tym jego krótkimi włosami. Tak go zdezorientował ten odważny i co najmniej niespodziewany ruch, że aż zapomniał jak powinien się zachować. Wbrew Ślizgońskiej logice, nakazującej natychmiastowe zrzucenie z siebie Gryfonki, automatycznie poprawił się na krześle, tak by było jej wygodniej. W dodatku, jedną ręką objął ją w pasie, podświadomie asekurując przed potencjalnym zsunięciem z jego nóg. Z drugą ręką nie bardzo wiedział co zrobić, więc niemal bezwarunkowo położył ją na jej odsłoniętym biodrze. Ulżyło mu gdy Granger nie zaprotestowała, ani nie walnęła go w twarz. Przez chwile nawet mrużył oczy, w wielkim skupieniu czekając na jej imponujący prawy sierpowy. Gdy cios łamiący mu nos nie padł, wyglądał na zdezorientowanego. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że ponoć była jego żoną, więc do takich ruchów oraz dotyków była raczej przyzwyczajona. Nawet jeśli on ich nie pamiętał i on sam do nich nie przywykł.
- Wiesz, ja też się stresuje, ale na pewno wszystko będzie dobrze.
Mówiąc to, zatroskany wzrok ze swojego zaokrąglonego brzucha przeniosła na męża. Wyjątkowo rozczulała ją jego bezradność i zdezorientowanie. Było to rzadkie zjawisko i całkowicie do niego niepodobne. W chwili obecnej, za nic nie przypominał tego brutala z czasów szkolnych. Wzruszenie niemal odbierało jej mowę, chociaż wolała już nic więcej nie mówić. Wolała mu to pokazać. Mocniej objęła jego szyję, przybliżając się do niego tak bardzo, że zaczęli oddychać tym samym powietrzem. Gdy zrozumiał do czego zmierzała obecna sytuacja, zamarł, a jego serce zaczęło odbijać się od płuc tak mocno, jakby cierpiał na zaawansowaną astmę. Sekundę później nastąpiło to, na co już naprawdę nie był psychicznie ani fizycznie przygotowany. Hermiona Granger go pocałowała. Nie było wątpliwości. Był to przelotny, chociaż wyjątkowo czuły i delikatny gest. Miał wrażenie, że musnęło go w wargi coś dużo delikatniejszego niż skrzydła motyla. I chociaż trwało to tylko sekundę, jej usta zawładnęły jego światem. Wraz z tym ruchem kasztanowłosej towarzyszyło mu tyle nieznanych emocji, że nie myślał o niczym innym jak tylko o dziękowaniu losowi, że krzesło, na którym siedział miało oparcie. W przeciwnym wypadku po prostu by zemdlał, rozbijając się o kuchenną podłogę, bardziej niż kurze jajko zrzucone z dziesiątego piętra.
Hermiona zdawała się nie dostrzegać psychicznego oraz fizycznego rozbicia męża, które zresztą sama wywołała. Mocniej objęła jego szyję, nie zamierzając się od niego jeszcze odsuwać. Oparła swoje czoło o jego, łaskocząc go przy tym koniuszkiem nosa.
- Nie jesz śniadania? Nie jesteś głodny?
Nie dała mu szans na odpowiedź. Poczuł jej aksamitne wargi na swoich i znowu zapomniał jak się oddycha, a tym bardziej jak się mówi. Tak jak za pierwszy razem, tak samo teraz miał wrażenie, że ktoś w tym samym momencie rzuca w niego drętwotą. Gryfonka jednak była kobietą wyrozumiałą i najwyraźniej nie liczyła, ani nawet nie chciała, by arystokrata odwzajemniał te subtelne gesty. Z doświadczenia wiedziała, że gdy je odwzajemniał przemieniały się w coś, co nie miało zbyt wiele wspólnego z subtelnością. Na chwile obecną, przy wspólnym poranku i unoszącym się w powietrzu zapachu kawy i naleśników było dobrze i czule tak jak było. Na podsumowanie tego faktu po raz kolejny, w przeciągu krótkiej chwili, musnęła go w usta, ignorując przy tym nienaturalną bladość skóry blondyna i jego mocno przyśpieszone bicie serca.
- Znowu spóźnisz się do pracy. Dobrze, że jesteś szefem i możesz sobie na to pozwolić.
Na potwierdzenie swoich słów uśmiechnęła się promiennie i pocałowała go jeszcze raz. Próbował ocknąć się z szoku, chociaż jej ciepły oddech i delikatne usta rozpraszały go bardziej niż twórcy tabletek na koncentracje mogliby to sobie wyobrazić. Widać było, że już od dłuższego czasu zbierał się by coś powiedzieć, słowa jednak ugrzęzły mu w gardle, a bliska, dosłownie namacalna obecność Hermiony dekoncentrowała go tak bardzo, jak jej dwa zachęcająco, choć subtelnie odsłonięcie atuty, dużo większe niż je sobie zapamiętał. Nie mógł zapanować nad swoim wzrokiem, który w ramach naturalnej, męskiej reakcji zjeżdżał w dół, na jej odsłonięty dekolt. Nie bronił się przed tym naturalnym odruchem bezwarunkowym.
- Och, zobacz.
Podekscytowana Hermiona poruszyła się na jego nogach, a jej ożywiony i pobudzony głos pogorszył tylko sytuację, nad którą już od dłuższego czasu próbował zapanować. W ostatnim momencie powstrzymał się przed głośnym wypuszczeniem powietrza, z nadymanych policzków i cichym przyznaniem jej, że wszystko widzi. Coś jednak mu się w tym wszystkim nie zgadzało i całkiem prędko pojął, że ku jego życiowemu niezadowoleniu nie mówią o tym samym, a Granger patrzy na swój brzuch.
- Co?
Spojrzał na nią z niezrozumieniem, nie mogąc odnaleźć się w tym nietypowym poleceniu.
- Daj dłoń. Zobacz.
Nie zwracając uwagi na jego zewnętrzne i wewnętrzne rozbicie, bez ostrzeżenie ujęła jego dłoń, którą dotychczas trzymał na jej udzie i położyła ją sobie na zaokrąglonym brzuchu. Tak go zaskoczyła tym niespodziewanym ruchem, że aż się wzdrygnął. W pierwszym momencie chciał zabrać rękę, lecz coś go przed tym powstrzymywało. Wtedy to poczuł. Bezwiednie spuścił wzrok na jej brzuch, próbując pojąć co tak właściwie się dzieje. Było to dziwne, chociaż fascynujące uczucie. Jak w dziwnym transie, spojrzał na nią, z nieznacznie uchylonymi z wrażenia ustami. Odpowiedziała mu dyskretnym uśmiechem.
- Mały kopie.
Mimochodem na jego twarzy pojawiło się coś na wzór uśmiechu, nad którym jego ciało i rozsądek nie potrafił zapanować. Cały czas trzymał dłoń na brzuchu Hermiony, wsłuchując się w bicie jej podwójnego serca, czując przy tym jak jeszcze nienarodzona istota przypomina o sobie, w całkiem ambitny sposób. Jakby dosłownie mówiła „wypuście mnie stąd!”. Taki mały buntownik. Zupełnie jak ojciec.
Hermiona obserwowała blondyna z rozczuleniem, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że Draco zachowuje się tak, jakby dopiero dowiedział się o ciąży i o tym, że zostanie ojcem, a przecież była już bardzo bliska rozwiązania, a termin porodu miała wyznaczony na następny tydzień.
Cisza, która zapanowała między nimi była magiczna, tak samo jak ich subtelna bliskość i cała sytuacja. Spojrzał na nią z fascynacją, a ona odpowiedziała mu czułym uśmiechem, ponownie opierając czoło o jego i przymykając przy tym powieki.
Nie miał pojęcia jak mógłby opisać słowami emocje, które towarzyszyły mu wraz z tą chwilą, ale czuł... po prostu czuł.
Tak chyba wyglądało szczęście. Tak chyba wyglądało życie rodzinne. Nie wiedział co miał powiedzieć. W życiu nie doświadczył czegoś takiego.
Nim się po tym wszystkim pozbierał, Hermiona westchnęła pod nosem, odsuwając się od niego. Zdawało mu się, że posmutniała.
- Muszę zaraz uciekać. Ryan będzie zły jak się spóźnię.
Pocałowała go ostatni raz, nie czekając na odwzajemnienie tego gestu. Widział, że chciała wstać z jego nóg, odruchowo wzmocnił uścisk na jej tali, dając jej odczuć by jeszcze nie odchodziła.
- Czekaj...
Nawet nie zdawał sobie sprawy jak panicznie zabrzmiał jego ochrypnięty głos. Jego słowa były niemal jak zniewolone przez lata ptaki, nieoczekiwanie wypuszczone z klatki. Spojrzała na niego pytająco, zaskoczona wątpiącym wyrazem twarzy i zachrypniętym głosem arystokraty. Dopiero po chwili rozbudował pytanie, nie mogąc przestać przyglądać się jej z niezrozumieniem. Zupełnie jakby wyrosły jej dwie dodatkowe głowy.
- Ryan? Ten Ryan, którego…
Widząc, że mimo wszystko dzisiaj blondyn miał nienajlepszy dzień i niezbyt dobrze szło mu układanie poprawnie sformułowanych zdań, postanowiła dokończyć za niego.
- Poznaliśmy w trakcie balu w Oksfordzie, z której się nielegalne wymknęliśmy. Tak, właśnie do tego.
Skwitowała z uśmiechem, przytakując na swoje słowa skinieniem głowy. Znowu padło nieznane mu słowo „Oksford”, ewentualnie Granger znalazła nową, abstrakcyjną nazwę określającą Hogwart. Postanowił to wyjaśnić trochę później, teraz coś innego wyjątkowo nie dawało mu spokoju. Tak się zamyślił, że aż nie zauważył kiedy kasztanowłosa wstała z jego nóg i podeszła do pobliskiego blatu, gdzie stała jej szklanka z sokiem, ze świeżo wyciśniętych owoców. Odprowadził ją wzrokiem, spoglądając na nią zagadkowo.
- Po co?
- Przecież mówiłam ci wczoraj. Mam dzisiaj u niego wizytę.
Ta odpowiedź sprawiła, że zgłupiał jeszcze bardziej.
- Jaką wizytę?
Odwróciła się w jego stronę. Nie mogła zapanować nad zwątpieniem, które malowało jej się na twarzy. Powoli zaczynało ją martwić dzisiejsze zachowanie męża.
- Kochanie, co z tobą? Przecież Ryan jest moim ginekologiem.
- CO?!
Zerwał się z krzesła jak poparzony i ledwo się powstrzymywał by nie zabić szatyna samą telepatią.
Jego wrzask sprawił, że do kuchni wbiegła pokojówka i gosposia. Draco nawet ich nie zauważył, a kasztanowłosa kiwnęła w ich stronę ręką, tym samym dając im znać, że nic złego się nie dzieje i wszystko jest w normie. Powiedźmy.
Kobiety potulnie wyszły, a Hermiona spojrzała na niego z niezrozumieniem.
- Przecież sam się zgodziłeś by to on był moim lekarzem. Powiedziałeś, że tylko jemu ufasz.
Przyparł dłoń do czoła zupełnie jakby sprawdzał czy nie ma gorączki. Niestety, temperatura jego ciała była w normie.
- Chyba zwariowałem…
Szepnął w bliżej nieznane miejsce, spuszczając wzrok na podłogę i stawiając parę kroków w tę i z powrotem.
- To jakiś koszmar….
Dodał po chwili pewny, że zaraz po prostu się obudzi. Ku jego przerażeniu nic takiego nie nastąpiło. Hermiona podeszła do niego, z troską kładąc mu dłoń na ramieniu, jednocześnie pytając czy wszystko w porządku. Jasne, że nie! Jednak nie zdążył jej o tym powiedzieć. W kuchni pojawił się sześćdziesięcioletni mężczyzna w czarnym garniturze.
- Dzień dobry. Panicz gotowy? Limuzyna już czeka.
Na widok starszego mężczyzny, przyszła matka uśmiechnęła się od ucha do ucha, zapominając o wcześniejszych zmartwieniach.
- Cześć Alfredzie.
Draco podejrzliwie przyglądał się mężczyźnie, jednocześnie nieznacznie pochylając się nad Hermioną, by tylko ona go usłyszała. Dla pewności ciągle patrzył na nowo przybyłego, uważnie kontrolując wszystkie jego ruchy, których w chwili obecnej nie wykonywał.
- Kto to jest?
Na twarzy kasztanowłosej pojawił się wymuszony uśmiech, który miał zamaskować mocno zaciśnięte zęby. Ciągle spoglądała na stojącego w progu mężczyznę, zupełnie jakby nie chciała by wszyscy zauważyli, że Draconowi odbiło.
- Nasz lokaj kochanie. Od trzech lat, ciągle ten sam.
Wywarczała przez zaciśnięte zęby, choć starała się przy tym zachować szeroki uśmiech i sympatyczny ton. Alfred najwyraźniej jednak był mądrzejszy niż przewidywała i nie dał się zmylić tym szczękościskiem. Spojrzał z niezrozumieniem na swojego młodziutkiego szefa. Pierwszy raz widział go w takim rozbitym stanie. To była niepokojąca nowość.
- Coś się stało paniczu?
W jego głosie dało się wyczuć zwątpienie i troskę. Hermiona machnęła ręką jakby odganiała natrętną muchę i żwawym krokiem podeszła do lokaja.
- Nie zwracaj na niego uwagi Alfredzie. Miał ciężką noc i w dodatku najwidoczniej wstał lewą nogą. 
Dodała cicho jednocześnie zrównując się z mężczyzną ramionami. Nie chciała by usłyszał to blondyn. Mimochodem oboje na niego spojrzeli. Młody Malfoy wyglądał naprawdę koszmarnie, a sam fakt, że ręką zapierał się o blat kuchennej szafki świadczył o tym, że usilnie walczy z samym sobą żeby nie zemdleć. Kasztanowłosa na ten widok westchnęła ciężko i żałośnie jednak w miarę szybko się pozbierała i klasnęła ochoczo w ręce. Podeszła do arystokraty, ówcześnie odbierając od nowo przybyłej pokojówki krawat i założyła go zdezorientowanemu mężowi, niezdolnemu do samodzielnych ruchów.
- Leć już, obowiązki cię wzywają. Widzimy się popołudniu.
Szybko cmoknęła go w usta i nie zważając na jego zdezorientowanie popchnęła go w stronę wyjścia, wręczając mu do rąk służbową walizkę i kanapki.


                                                                             *


Lekko zdezorientowany i zbity z tropu siedział z tyłu czarnej, długiej i wyjątkowo drogiej limuzyny wyłożonej beżową skórą, milionem skrytek, mini barkiem z mrożonym szampanem, kinem domowym i wieżą stereo oraz półką z telefonem, choć on sam nie był w stanie nazwać ani określić do czego służy połowy rzeczy, które go otaczały. Wszystko było bogate, ale mugolskie. Nigdzie nie było jego różdżki, ani żadnych magicznych przedmiotów. To go całkowicie dezorientowało.
Nawet nie wiedział z czym nie mógł pogodzić się bardziej: z tym, że został mężem czy, że zostanie ojcem. Owszem naturalna kolej rzeczy w życiu każdego zdrowego, dobrze prosperującego mężczyzny, ale zwykle takie rzeczy odbywają się w przeciągu kilku lat, a nie jednej nocy, o której nawet nie pamiętał. Jeszcze wczoraj był w Hogwarcie i kłócił się z Hermioną o pierwszeństwo w skorzystaniu z łazienki i robił jej awanturę o to, że Derm znowu nasikał mu do adidasa. Teraz był jej mężem i przyszłym ojcem jej dziecka. I ani ślubu, ani tym bardziej nocy poślubnej nie pamiętał. I było to nawet trochę dołujące i rozczarowujące. Szczególnie to drugie.
Podróż przebiegła w ciszy nie licząc dobiegającej z głośnika piosenki „I just called to say I love you”, która wżarłam się w chwilowo nieodporny mózg blondyna tak bardzo, że w połowie drogi sam zaczął nucić refren. Nim bardziej się rozkręcił i zaczął gibać na tylnym siedzeniu swojego samochodu przyciemniana szybka oddzielająca jego „business class” od kokpitu kierowcy opadła w dół. Jego szofer odwrócił się w jego stronę i zakomunikował mu, że są na miejscu. Odruchowo wyjrzał przez przyciemnianą szybę i aż sam przeraził się tym co zobaczył.
- Nie wychodzi pan?
Z niezrozumieniem spojrzał na swojego szofera, nie mogąc pojąć czego ten tak naprawdę od niego oczekuje.
- Gdzie?
- Do biura.
Draco tą odpowiedzią przeraził się jeszcze bardziej i najwyraźniej musiał to z jego mimiki wyczytać pracownik, choć była to dla niego całkowita nowość. Gary był jego kierowcą od trzech lat, ale jeszcze w takim stanie szefa nie widział, nawet po weselu, pamiętnych (bądź właściwie niepamiętnych) urodzinach Blaise’a i nieoficjalnych imprezach firmowych.
- Nie idzie pan? W dzisiejszym grafiku nie ma innych kursów. Chce pan jechać gdzieś indziej?
Jak w letargu skinął potwierdzająco głową. W końcu pojawił się blady błysk światełka nadziei, że jego niespodziewanie wywrócone do góry nogami życie może już za chwile wrócić do normy.
- Tak, do Hogwartu.
Przeliczył się jednak, a jego szofer spojrzał na niego z wyraźnym niezrozumieniem.
- Gdzie?
Czując na sobie wyjątkowo pytające oraz wątpiące spojrzenie swojego młodego pracownika poczuł się jak uciekinier z zakładu zamkniętego.
- Do Hogwartu?
Jego głos zabrzmiał tak, że sam zwątpił w to gdzie chce pojechać.
- Nie znam tego miejsca. Czy to jakaś restauracja?
Nadzieja zgasła równie szybko jak się pojawiła. Z krótkim jednak wyjątkowo zrozpaczonym „nie ważne” wyszedł z samochodu prosto na czerwony dywan i automatycznie przystanął zupełnie jakby sparaliżowało go samo powietrze. Specjalnie wyłożony bordowy chodnik ciągnął się przez kilka metrów i prowadził do ogromnych szklanych drzwi. Przed nimi stały imponujące wazony z kwiatami przypominającymi mini drzewa i dwóch ochroniarzy wyglądających prawie jak King Kongi w dodatku wpuszczające tylko wybrane osoby, przy okazji przepuszczając je jeszcze przez specjalne bramki wyczulone na wszystkie niebezpieczne przedmioty. Wieżowiec był ogromny, a na jego szczycie widniał majestatyczny, ciągnący się prawie na kilometr napis „Malfoy”. Jedno było pewne, przynajmniej jego skromność się nie zmieniła. O ile napis jeszcze wyglądał znajomo i przyniósł nieznaczną ulgę jego poszarpanym nerwom i wątpliwemu zdrowiu psychicznemu to już cała reszta działała na niego wyjątkowo dołująco. Całkowicie zdezorientowany i zmieszany odwrócił się w stronę samochodu i wyjrzał na kierowcę, bacznie obserwującego go przez opuszczoną szybę.
- Ymm… gdzie jest mój gabinet?
Mimo wszystko zdezorientowany Gary był święcie przekonany, że to coś w stylu sprawdzianu wiedzy, niż autentycznego pytania swojego wieloletniego szefa i właściciela całego budynku.
- Ostatnie piętro?
Wydukał w końcu niepewnie, a jego mimika wyraźnie wskazywała na to, że czeka aż Draco pogratuluje mu prawidłowej odpowiedzi, a co za tym idzie zaliczenia testu i utrzymania swojej posady. Arystokrata spoglądał na niego w wyjątkowym skupieniu analizując wypowiedź swojego pracownika. Gdy w końcu domyślił się, że mimo znaku 
zapytania, który pojawił się na końcu jego wypowiedzi Gary jest pewny odpowiedzi jaką udzielił, przytaknął na jego słowa skinem głowy i ponownie odwrócił się w stronę budynku.
Nawet z tą wiedzą wyjątkowo długo i opornie szło mu postawienie pierwszych kroków. Nim stwierdził, że nie podoła i wskoczył z powrotem do samochodu jego kierowca odjechał. Nie pozostało mu nic innego jak ruszyć w stronę wieżowca i mieć nikłą nadzieję, że nikt jego obecności w tym miejscu nie zauważy. Zbliżając się do ochroniarzy stojących przy drzwiach wejściowych czuł się jak niedoszły złodziej i był pewien, że zaraz w najlepszym wypadku przejdzie dokładną rewizje osobistą w ciasnej kanciapie ochroniarzy. Mężczyźni w koszulkach „security” zrobili jednak coś nieobliczalnego, czego kompletnie się nie spodziewał - skłonili się na przywitanie i obdarowali pracodawcę miłymi uśmiechami.
- Dzień dobry panie Malfoy. Jabłecznik pańskiej żony był pyszny.
Odezwał się pierwszy co lekko zbiło go z tropu. Słowo „żona” spadło na niego jak grom z jasnego nieba i gdy uświadomił sobie, że w dodatku jest nią Granger ledwo się powstrzymywał by nie zejść na zawał. Niemniej jednak znacząco pobladł na twarzy.
- Proszę podziękować żonie za bukiet. Moja Diana była zachwycona kwiatami.
Słowo
żona” padło po raz drugi, a on automatycznie przystanął i złapał się na serce. Chyba właśnie tak wyglądał stan przedzawałowy.

- Coś się stało? Źle się pan czuje?
Ochroniarze pojawili się tuż obok niego i tylko resztki jego dawnej dumy i reputacji powstrzymały go by nie zemdleć. Odruchowo złapał się za niemiłosiernie pulsującą głowę i jedynie zdobył się tylko na kiwnięcie ręką i wychrypienie, że chyba jeszcze się nie obudził. Pracownicy jednak nie odebrali tego słowa dosłownie i życząc mu udanego dnia wpuścili go do budynku.
Nim się pozbierał po tym co zobaczył gdy wszedł do środka wieżowca koło niego pojawiła się gorąca choć anorektyczna czarnowłosa niewiasta w granatowej, ołówkowej spódnicy i żakiecie tego samego koloru z wyjątkowo uwydatnionym biustem. Na nosie miała okulary, a włosy spięte chińskimi pałeczkami. Długie i szczupłe nogi podkreślone były przez czerwone 12 centymetrowe szpilki. W jednym ręku trzymała szary notatnik, w drugim z kolei kubek z czarnym płynem.
- Witam panie Malfoy. Pańska kawa.
Mimo, że młodziutką kobietę widział pierwszy raz w życiu był pewien, że była to jego sekretarka.
Odruchowo odebrał od niej kawę, choć nie zdobył się na żadne zwroty grzecznościowe. Kobieta zapatrzyła się w swój notes intuicyjnie idąc przed siebie. Nie pozostało mu nic innego jak zrównać się z nią ramionami udając, że wie dokąd idzie i że tak właściwie to on prowadzi całą tą patologiczną eskapadę.
- Dzwonił minister obrony, potwierdził kolację w poniedziałek. Rosja złożyła zamówienie na prototyp Nimba1. Premier przyleci do nas w piątek. Dzwoniła pierwsza dama, pozdrawia pańską żonę i dziękuje za urodzinowy bukiet. Jutro o 12 ma pan spotkanie z prezydentem na polu golfowym. O 15 przychodzi stażysta w sprawię rozmowy o pracę. (…)
Jej słowotok był godny podziwu. Chociaż doprowadzał go do nerwicy i ataków padaczki tak samo jak stukanie metrowych szpilek. Hermiona, gdy dzisiaj rano na bosaka i z wielkim brzuchem mówiła milion rzeczy na raz, było to nawet urocze, tymczasem kobieta idąca obok doprowadzała go do myśli samobójczych. Nie dość, że nic z jej monologu nie rozumiał to jeszcze jej przesadnie przesłodzony głos wywoływał u niego odruchy wymiotne i stany lękowe. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że była to Pansy w skórze seksbomby.
Kobieta cały czas mówiła, a on nawet nie starał się udawać, że jej słucha. Oszklona winda, którą jechali była na zewnątrz budynku i widać z niej było całą panoramę miasta. Jego biuro było najwyższym, najbogatszym i najbardziej wyróżniającym się wieżowcem w Londynie, po części dostępnym nawet dla turystów i gości zagranicznych. Wszystko było mugolskie chociaż wyjątkowo nowoczesne. Technologia, komputery, elektronika i automatyka były dosłownie wszędzie i nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest szefem firmy zajmującej się nowoczesną technologią, od zaawansowanych komputerów i elektrowni jądrowych aż do broni masowego rażenia. Był ważnym oraz wpływowym człowiekiem, obracającym się w towarzystwie równie ważnych osobistości z całego świata, gdzie wyposażał swoich klientów w nowoczesną broń i technologię. Tym samym przyczyniając się do wyniku niejednego konfliktu czy wojny.
- Czy mam zwolnić pana Hatmana?
Aż się wzdrygnął gdy znowu się odezwała, w dodatku akcentując swój głos pytająco. Spojrzał na nią z nierozumieniem. Liczył na to, że ten dzień uda mu się przeżyć nie odpowiadając na żadne pytania nieznanego pochodzenia. Niemniej jednak zaciekawiła go ta sugestia. I kim był do cholery pan Hatman?
- Dlaczego?
Czarnowłosa spojrzała na niego spod łba jednocześnie poprawiając okulary, które zsunęły jej się z wykorektorowanego plastycznie nosa.
- Nazwał pana „sprzedawcą śmierci”.
Ruszyło go to stwierdzenie, jednak zupełnie inaczej niż kobieta myślała.
- Naprawdę?
Sekretarka skinęła potwierdzająco głową, wstrzymując się jednak z wypowiedzią, że ów człowiek powiedział mu te słowa prosto w twarz nieoczekiwanie wpadając do sali konferencyjnej podczas spotkania przedstawicieli kilku państw dotyczącego niestabilnej sytuacji politycznej na bliskim wschodzie.
- Daj mu podwyżkę.
Gdyby tylko wiedział co to za pracownik sam by mu podziękował i osobiście dał mu awans. Póki co jednak wolał już bardziej nie utrudniać sobie życia.
Podczas swojej długiej i wyjątkowo stresującej podróży mijał milion nieznanych mu osób, a wszystkie zwracały się do niego z szacunkiem i życzyły mu albo dobrego dnia albo pracy. Jego sekretarka była jedyną osobą, która nie powiedziała miłego słowa o Hermionie, nawet o niej nie wspominała chyba, że musiała. Zdawało się, że dla niej kasztanowłosa nie istniała tak samo jak obrączka na jego palcu.
Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze, które było czymś na wzór jego królestwa, otoczonego czujną opieką ochroniarzy, alarmów i sprzętów sprawdzających. Nim się zorientował znalazł się w dużym pomieszczeniu, które najpewniej było gabinetem jego sekretarki. Wielka sofa i fotele przygotowane dla potencjalnych interesantów, przed nimi stolik, na którym zazwyczaj stawiana była kawa dla oczekujących. Olbrzymie biurko i stojący na nim komputer i telefon były bez wątpienia niezbędnymi narzędzia codziennej pracy jego sekretarki. Jednak najbardziej w oczy rzuciły mu się wielkie drzwi na wprost prowadzące do jego gabinetu z wyciszanymi, pancernymi ścianami. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze jedne drzwi prowadzące do pokoju konferencyjnego, ale na chwilę obecną nie przewidywał ani nie chciał przewidywać, że będzie musiał tam z kimś siedzieć, a tym bardziej rozmawiać. Sekretarka usiadła do swojego biurka przy okazji odbierając jakiś ważny telefon, choć jedynie usłyszał z jej ust „pan Malfoy będzie się z panem kontaktował pod koniec miesiąca”. Nie czekając aż kobieta zakończy przeprowadzaną rozmowę i zaatakuje go pytaniami dziwnej treści, wszedł do swojego azylu, zamykając za sobą drzwi.
Jego gabinet był wielki i dzielił się na coś na wzór części wypoczynkowej i biznesowej. Jego prawa strona służyła typowo do pracy, lewa zaś do relaksu, gdzie prawdziwe wrażenie robiły wielkie czarne skóry, oszklony stolik, gigantyczne akwarium z egzotycznymi rybami i plazmowy telewizor na całą ścianę usytuowaną na wprost ogromnego biurka. Gabinet był przyozdobiony posągami, obrazami oraz wielkimi wazonami z abstrakcyjnymi roślinami. Znajdowały się w nim jeszcze drzwi prowadzące na wielki balkon usytuowany na całą panoramę miasta. Na dachu budynku stał jeszcze jego prywatny helikopter.
Jak w amoku przysiadł przed ogromnym dębowym biurkiem i ukrywając twarz w dłoniach zaparł się o jego blat ramionami. Głowa pulsowała mu niemiłosiernie, a jego instynkt samozachowawczy powtarzał mu niemal jak mantrę, że nie powinno go tu być. Nim się rozpłakał, do gabinetu weszła sekretarka z ciężkim plikiem idealnie ułożonych dokumentów. Położyła mu je na biurku pochylając się nad nim specyficznie, jednocześnie coś mu przy tym tłumacząc, choć zdawało się, że nie było to nic ważnego, a jedynie pretekst by pokazać mu swój nowy, koronkowy czerwony stanik wystający spod jej mocno zapiętego żakietu niepoprawnie dobrze uwydatniającego jej zakleszczony biust. Jego pracownica zaparła się biodrami o biurko krzyżując przy tym nieziemsko zgrabne nogi, podkreślone czerwonymi szpilkami. Pochyliła się nad nim znacznie, długim czerwonym paznokciem pokazując mu aneks umowy, którą miał podpisać. Młoda kobieta całkiem wymownie dawała mu odczuć, że chętnie upiększyłaby mu ten trudny dzień swoją cudowną osobą. On jednak z jej potencjalnych usług nie zamierzał korzystać, wręcz czuł się jak człowiek niedoświadczony w tych dwuznacznych sprawach. Siedział przed burkiem całkowicie zdezorientowany z wyrazem twarzy mówiącym, że jest niewinny i bezpodstawnie oskarżany o coś czego nie zrobił.
Bez słowa podpisał wszystkie punkty pod umowami, nie zagłębiając się w ich treść i nie mając nawet pojęcia co tak na dobrą sprawę podpisał.
- Panie Malfoy…
Zaćwierkała ciszej niż zazwyczaj, jednak to podziałało na byłego Ślizgona jak wiadro lodowatej wody wylanej na twarz.
- Chce zostać sam.
Jego głos zabrzmiał tak pewnie i poważnie, że aż sam się przestraszył. Kobieta wyprostowała się znacznie kilka razy mrugając długimi, sztucznymi rzęsami. Lekko zbita z tropu zabrała papiery z jego biurka. Spoważniała. Najwyraźniej sama zobaczyła i zrozumiała, że nic z jej podchodów nie wyjdzie.
- Mam nie łączyć żadnych rozmów?
W ogóle nie zrozumiał tego pytania, ale instynkt samozachowawczy podpowiadał mu, że trzeba odpowiedzieć „nie”.
Sekretarka wyszła kołysząc przy tym biodrami na lewo i prawo, zupełnie jakby chciała dać mu odczuć co właśnie stracił. Gdy wyszła odetchnął głośno i z wyraźną ulgą. Wolał udawać, że nie dostrzegał żadnych seksualnych podtekstów ze strony swojej pracownicy, z których i tak nie zamierzał korzystać. Nie wiedział tylko dlaczego. Pierwszy raz w życiu tak bardzo chciał wrócić do Granger. Nawet jeśli również sugerowała mu rzeczy, o których nie miał pojęcia to jednak samą swoją osobą przywracała w jego życie resztkę normalności i dawnego świata. Mimochodem spojrzał na swoją dłoń i złotą obrączkę. Ściągnął ją z dłoni, obracając ją w palcach. Na jej wewnętrznej stronie była wygrawerowana data „06.06.2003” oraz inicjały Hermiony. Westchnął cicho jednak założył ją z powrotem na palec, zupełniej jakby była jego talizmanem chroniącym go przed całym złem tego dużego i okropnego świata.
Złapał się za bolące czoło i dopiero teraz zauważył znajdujące się w srebrnej ramce zdjęcie z profesjonalnej sesji ślubnej. Hermiona w długiej białej sukni siedziała na drewnianej huśtawce, a on stał przed nią trzymając stalowych poręczy. Zdjęcie było uchwycone chwile przed pocałunkiem. Przynajmniej tak to odebrał.
- Na Merlina, jak bardzo musiałem się nawalić na ostatniej imprezie skoro teraz jestem właścicielem mugolskiej firmy, chajtnąłem się z Granger i mam z nią dziecko? To znaczy będę miał.
Poprawił się po chwili, tym samym załamując się jeszcze bardziej. Nie zważając nawet na to, że znowu zaczął gadać do siebie.
- Muszę się napić. Nie! Muszę znaleźć Blaise’a. Musze znaleźć Blaise’a i się napić. Albo odwrotnie.
I w tym momencie, jak na zawołanie drzwi jego gabinetu otworzyły się ówcześnie skopane przez czarnoskórego chłopaka, ignorującego wrzaski jego sekretarki „pan Malfoy chce być sam”, który wszedł do pomieszczenia wyjątkowo dziwnym krokiem, mogącym się również wiązać z tym, że krocze w jego workowatych spodniach znajdowało się na wysokości kolan.
- Elo ziooooom….
Walnął jeszcze dziarsko, wykonując przy tym dziwne ruchy rękami w tylko sobie znanym celu i rozsiadając się na skórzanej, czarnej sofie. Draco patrzył na niego jak na ogra skrzyżowanego z chochlikiem i nawet nie starał się kryć, że jest inaczej. Tak go zdezorientował obecny wygląd czarnoskórego, że nawet nie zauważył, że tuż za nim pojawił się identycznie ubrany rudowłosy chłopak. Przywitał się z nim, również machając rękami jakby dostał jakiegoś chorobliwego skurczu i usiadł na sofie obok Ślizgona.
- Joł men….
Oczy blondyna latały raz na prawo raz na lewo, a on sam wyglądał jakby analizował całą sytuację i oceniał na ile jest realne to co właśnie widzi. Najwyraźniej musiał to zauważyć jego czarnoskóry przyjaciel bo machnął w jego stronę ręką.
- Elo stary, coś ty dzisiaj taki niemrawy?
Nim Draco odpowiedział, Ron spojrzał na swojego towarzysza z podziwem, waląc go przy tym w ramię.
- Łoo koleś, nie czujesz kiedy rymujesz.
Zabini spojrzał na niego z bladym uśmiechem.
- Spaczenie zawodowe.
Draco obserwował raz Blaise’a raz Rona, nie mogąc pojąć o czym oboje mówią, co mają na sobie i dlaczego do cholery przyszli razem i wyglądają jakby okradli przesyłki z pomocą dla powodzian.
- To się nie dzieje naprawdę. To jakiś koszmar. Musze się obudzić.
Zaparł się na rękach, przerażone spojrzenie kierując na blat biurka i w kółko powtarzając to samo. Nim zdążył sobie uwierzyć, że jeszcze śpi, czarnoskóry porwał ze stolika pilota i włączył plazmę, umieszczoną na wprost biurka, zajmującą całą ścianę. Gabinet wypełniła muzyka, a na szklanym ekranie pojawił się kolorowy obraz. Działo się wiele. Był tam rapujący Ron i śpiewający Zabini ubrani niemal identycznie z wielkimi łańcuchami na szyi i z ogólnie skrzywionymi postawami i wykręconymi w różne strony rękami, którymi ciągle chaotycznie machali. Za nimi na czarnym tle znajdował się wielki neonowy napis ich kapeli pod ambitną nazwą „R&B”. Patrzył na ich bliżej nieokreślone, skrzywione ruchy jak w transie, a gdy po chwili było zbliżenie na czerwony samochód, w którym siedzieli energicznie kiwając na boki głowami w trakcie kiedy jednocześnie auto tanecznymi ruchami myła dziewczyna w stroju kąpielowym prawie spadł ze swojego fotela. Zabini źle jednak odebrał wyraz twarzy blondyna i pokiwał z podziwem głową, a w jego głosie i wyrazie twarzy przebijało się samouwielbienie.
- Nieźle nie? Teledysk z twoją dupą robi furorę.
Draco nie za bardzo zrozumiał metaforę, więc jego przerażenie było jak najbardziej uzasadnione.
- Jaką moją dupą?!
- Znaczy z twoją żoną.
Poprawił spokojnie Blaise przy okazji machając ręką jakby odganiał muchę. Najwidoczniej przypomniał sobie, że jego niepoprawnie poważny i ułożony przyjaciel nie zawsze nadążał za jego nowoczesnym, murzyńskim slangiem. Draco jak w amoku spojrzenie z czarnoskórego przerzucił na plazmę i dopiero teraz zauważył, że dziewczyną, która myła samochód, a obecnie tańczyła w kusym stroju na blacie w bogatym barze jest nie kto inny jak Hermiona Granger.
Zerwał się z miejsca jak poparzony, ręką wskazując na telewizor. Ze szczerym bulwersem i szokiem spoglądał raz na chłopaków raz na plazmę, gdzie jego skąpo ubrana żona tańczyła wyjątkowo egzotycznie w rytm klubowej muzyki, którą notabene stworzył Ron z Zabinim.
- Co ona tam robi?!
- Tańczy.
Ta szczera i spokojna odpowiedź jednak blondyna nie zadowoliła, a wręcz przeciwnie.
- To widzę! Dlaczego?! I dlaczego do cholery jest prawie naga?!
Wyciszane ściany w jego biurze uratowały cały wieżowiec przed usłyszeniem jego oburzonego wyznania i nawet sam nie wiedział dlaczego aż tak bardzo ruszył go ten nowoczesny teledysk z Hermioną w roli główniej. Najwyraźniej Zabini z Weasley'em również tego nie rozumieli. Spojrzeli na siebie zdziwieni następnie na wkurzonego i przerażonego blondyna.
- Przecież się zgodziłeś.
Skitowa Ron, co Zabini potwierdził skinieniem głowy. Z ożywieniem klasną w dłonie, ignorując niedowierzający wyraz twarzy arystokraty.
- Mamy pomysł na kolejny teledysk! Że też zachciało wam się dziecka akurat w tym momencie... No nic. Poczekamy aż Hermiona z siebie to wszystko wydusi i wróci do dawnej figury. Znowu zarobimy miliony na jej kocich ruchach.
Mówiąc to Zabini zaczął gibać się na sofie, a Ron razem z nim. Gdyby spojrzenie i ton głosu mógłby zabijać panowie obecnie królujący na listach przebojów umarliby w przeciągu sekundy.
- Po moim trupie.
Oschły i poważny ton blondyna był dużo gorszy niż gdyby rzucił w nich samą „Kedavrą”.
Momentalnie się wyprostowali i spojrzeli na blondyna z wyraźnym niezrozumieniem.
- Co? Przecież podpisaliśmy kontrakt.
Wychrypiał Zabini, a Ron również zamierzał go w tej sprawie poprzeć.
- Przecież się zgodziłeś.
Oznajmił jakby było to oczywiste, co jeszcze bardziej zbulwersowało młodego arystokratę.
Gwałtownie machnął ręką jakby chciał strącić niewidzialną rzecz znajdującą się obok.
- Cokolwiek kiedyś mówiłem i na cokolwiek się zgadzałem – odwołuje.
- Co? Czyli jej rozbieraną sesję na okładkę płyty też odwołujesz?
Z przerażeniem i szokiem wytrzeszczył na nich oczy, nie mogąc zapanować nad samoczynnie uchylonymi z rozbicia ustami. Gdy się ocknął z pierwszego szoku i kolejnych dziesięciu zamaszyście walną pięścią w biurko.
- Nikt nie będzie oglądać Granger nago, skoro ja sam jeszcze jej takiej nie widziałem!
Ten szczery bulwers blondyna zdziwił ich do tego stopnia, że swoje zdezorientowane spojrzenia z siebie nawzajem przenieśli na arystokratę, patrząc na niego jak na przybysza z innej planety. Towarzyszyło im przy tym ogólne życiowe zwątpienie.
- Co? To jak zrobiliście dziecko?
Arystokrata obciął Zabiniego morderczym spojrzeniem. Żałował, że nie ma obok niego żadnej cegły bądź ciężkiego przedmiotu, którym mógłby rzucić w przyjaciela.
- Zamknij się.
Jego warknięcie zabrzmiało groźniej niż pies ze wścieklizną, więc dwójka artystów momentalnie zamilkła starając się przy tym nawet ograniczyć swoje ruchy do minimum.
Młody Malfoy wypuścił powietrze z nadymanych policzków, zupełnie jakby ta czynność miała mu pomóc w ukojeniu nadszarpniętych nerwów. Czując, że już nie ma ani sił ani cierpliwości usiadł z powrotem na swoim skórzanym, czarnym i obrotowym fotelu. Zmierzył swoich towarzyszy surowym spojrzeniem, nie mogąc pogodzić się z ich przyjaznymi relacjami oraz muzycznymi karierami.
- Gdzie Potter?
Rzucił w końcu, mierząc raz jednego raz drugiego wyzywającym spojrzeniem, zupełnie jakby sam fakt, że nie było go z nimi był dostatecznie dużym nietaktem z jego strony.
- No jak to gdzie? Na kanale piątym.
Mówiąc to Zabini skierował pilota na ekran i zmienił kanał. W momencie, w którym Blaise to zrobił Draco pożałował, że w ogóle zadał to pytanie i zainteresował się losem Wybrańca. Owszem, Zabini miał racje, Harry znajdował się na programie piątym, czyli regionalnym. Stał w granatowych spodniach i czerwono-granatowej kraciastej koszuli trzymając w dłoni drewniany kijek. Przez chwile poczuł ulgę, która zmieniła się w czarną rozpacz gdy zrozumiał, że Potter nie trzyma różdżki, tylko drewniany wskaźnik, a za nim znajduje się ekran z mapą całego kraju, po którym przelatują chmurki bądź słoneczka, a Potter z wielkim zaangażowaniem pokazuje na nie wskaźnikiem i tłumaczy całemu ogłupiałemu narodowi jaka jutro będzie pogoda w poszczególnych rejonach kraju. Z niedowierzaniem spojrzał raz na rudego raz na Zabiniego doszukując się w ich wyrazie twarzy równie wielkiego zaskoczenia jakie w chwili obecnej mu towarzyszyło. Niestety jego towarzysze wyglądali na oswojonych z tym widokiem, a on czuł, że stan przedzawałowy znowu się o niego upomina. Wytrzeszczył oczy na ekran z chwilą, w której zrozumiał, że mimo jego najszczerszych modlitw to jednak nie jest koszmar, a brutalna rzeczywistość.
- Potter został… pogodynką?
Wychrypiał w końcu czując, że ostatnie słowo ledwo przecisnęło mu się przez wyjątkowo ściśnięte z emocji gardło.
- Pogodynem, tak.
Poprawił go spokojnie Ron, przytakując jeszcze skinieniem głowy. Draco ukrył twarz w dłoniach, rozpaczliwie rozglądając się za czymś przypominającym barek.
- Muszę się napić.
To ciche wyznanie usłyszał Zabini co zaowocowało jeszcze większym zdziwieniem z jego strony niż chwile wcześniej.
- Przecież jesteś abstynentem.
Malfoy momentalnie odwrócił się w jego stronę, patrząc na niego tak jakby ten zarzucał mu, że jest kosmitą.
- Kim?
- No abstynentem. Nie pijesz od czasu college'u.
Jak poparzony zerwał się z fotela i przykładając dłoń do czoła jak w transie zaczął chodzić raz w te raz w te, nie mogąc zrozumieć co się stało z jego prostym i poukładanym, pijackim życiem w Hogwarcie.
- Na Merlina! Tym bardziej muszę się napić!
- Dobrze się czujesz?
Troskliwy choć wątpiący ton Zabiniego przywrócił go do porządku dziennego, przynajmniej w jakimś stopniu. Spojrzał na niego zupełnie tak jakby właśnie dokonał największego życiowego odkrycia.
- Muszę znaleźć swoją różdżkę.
Walnął na jednym wydechu, zupełnie tak jakby to rozwiązało wszystkie jego problemy i przywróciło jego dawny świat do normy. Zabini wykrzywił usta w wątpiącym lekko kpiącym uśmiechu, patrząc na przyjaciela ciut złośliwie i ironicznie.
- Człowieku, brak różdżki to poważny problem…. Jesteś pewien, że to twoje dziecko?
Momentalnie oderwał wzrok od szuflady biurka, którą w chwili obecnej zawzięcie przeszukiwał, nie mogąc pojąć o co tak właściwie pyta go czarnoskóry Ślizgon.
- Co?
- Jak nie masz różdżki to wiesz…
Spojrzał na przyjaciela wzburzony, oburzony jego bezpodstawnymi i kompletnie nieprawdziwymi insynuacjami, które zrozumiał dopiero po chwili.
- Co do cholery? Nie o to mi chodziło! Chodzi o normalną różdżkę, taką do czarowania.
Zabini podniósł ręce w obronnym geście, a wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.
- Nazywaj to jak chcesz.
- Taki długi trzonek do...
Nieoczekiwanie Ron uciszył go ruchem ręki.
- Twoje i Miony erotyczne zabawy pozostaw dla siebie stary.
Draco obciął go spojrzeniem mordercy jednak zdawało się, że Ron tego nie dostrzega bądź, że ma ten fakt w głębokim poważaniu. Poważna i wyniosła postawa Dracona wskazywała na to, że zaraz oznajmi towarzyszą, że jest co najmniej rycerzem króla Artura.
- Jestem czarodziejem.
Zabini zrobił specyficzny dzióbek i klasnął w dłonie odwracając się stronę Rona z podziwem.
- Łohoho stary! Ja też jestem dobry w łóżku, ale jeszcze żadna laska mi nie powiedziała, że jestem czarodziejem.
Tylko resztka sił i cierpliwości sprawiły, że Draco nie zaczął walić głową o blat biurka.
- Na Merlina! Normalny czarodziejem, prawdziwym! Używam magii. Potrafię za pomocą różdżki rzucać czary, przywoływać przedmioty i teleportować się w inne miejsca.
Ron zaczął się śmiać, a Zabini z niedowierzaniem obserwował przyjaciela jak w letargu kiwając głową na boki.
- Człowieku, nie wiem kto jest twoim dilerem, ale weź mi też załatw.
Ledwo się powstrzymał by nie usiąść na środku swojego gabinetu i nie rozpłakać się w głos. W ostateczności jednak przysiadł z powrotem na swoim fotelu i ukrył twarz w dłoniach, systematycznie szepcząc do siebie, że to nie dzieje się naprawdę. Jego chwile całkowitego załamania przerwał głośny dźwięk nieznanego pochodzenia. Dźwięk był na tyle niespodziewany i okrutnie donośny, że załamany i nieprzygotowany na taki atak Draco spadł ze swojego obrotowego krzesła. W całkowitym rozbiciu i przerażeniu zaparł się rękami o blat biurka próbując przy tym wstać z podłogi.
- Kurwa! Co to do cholery?!
- Twój telefon.
Skwitował spokojnie Zabini, z niezrozumieniem spoglądając na obecne poczynania swojego wieloletniego przyjaciela. Draco wytrzeszczył na niego oczy starając się ignorować dźwięk dzwonka i mały sprzęt podświetlający się i wibrujący na blacie jego biurka.
- Co moje?
- Telefon. Odbierz.
Łatwiej było powiedzieć niż zrobić i było to po blondynie widać. W ogóle nie zrozumiał tej podpowiedzi, a wręcz jeszcze bardziej go zdezorientowała.
- Co?
- Wciśnij zielony przycisk i przyłóż to do ucha.
Drżącą dłonią podniósł brzęczące urządzenie odnajdując zieloną ikonkę na dotykowym ekranie i przyłożył nieznany mu przedmiot do ucha. Zamarł, zupełnie jakby zaraz ktoś miał rzucić w niego zabójczym zaklęciem.
- Draco? Jesteś?
W magiczny sposób z tego małego urządzenia dobiegł delikatny, kobiecy ton. Po głosie rozpoznał, że była to jego żona, jakkolwiek to nie brzmiało. Chwila trwała nim zrozumiał całą sytuację, uspokoił wszystkie emocję i pozbierał się po tym jak Hermiona pierwszy raz w życiu zwróciła się do niego po imieniu. Przez chwile nawet zwątpił czy właśnie tak się nazywa.
- Co? Tak, tak….
Szepnął zdezorientowany, mimochodem spoglądając na machającego w jego stronę Blaise'a, który gestem ręki próbował go namówić by bardziej się otworzył i nie bał się rozmawiać. Mimo usilnych starań Zabiniego, arystokrata nie był w stanie wydusić z siebie niczego więcej.
- Wiem, że masz gorszy dzień. Chciałam ci tylko przypomnieć, że jedziemy dzisiaj do twoich rodziców na obiad.
Czuły głos Hermiony dobiegł z głośniczka po raz kolejny, a jej wypowiedź wprawiła go w głośniejsze bicie serca i zmiękczenie wszystkich mięśni. Zupełnie jak pavulon.
- Moich?
Wychrypiał w końcu, z przerażeniem wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Kasztanowłosa źle odebrała jego zdezorientowanie.
- Do moich jedziemy w weekend.
Sprostowała miło, jednak to sprawiło, że poczuł się jeszcze gorzej. Czuł, że nogi miękną mu już tak bardzo, że samoczynnie osunął się na fotel, jak w amoku patrząc przed siebie i spuszczając rękę wraz z telefonem, nie zważając nawet na to, że Hermiona jeszcze coś do niego mówiła.
Telefon wydobył z siebie cichy dźwięk informujący, że przeprowadzana rozmowa dobiegła końca. Jak w głębokiej hipnozie spojrzał na swojego czarnoskórego przyjaciela, doszukując się w jego osobie potrzebnego wsparcia i pocieszenia. Nie uzyskał go jednak, a Zabini zaczął się poważnie martwić zachowaniem swojego wieloletniego towarzysza.
- Stary, co z tobą? Masz amnezję czy jak?
Mimochodem złapał się za pulsujące czoło. Panująca w jego głowie pustka, całkowicie uniemożliwiała mu próbę przypomnienia sobie obecnego życia i negatywnej odpowiedzi na to zatroskane pytanie.
- Chyba tak...
Mruknął niemrawo, unosząc zdezorientowane spojrzenie na siedzących na sofie towarzyszy.
- Powiedźcie mi wszystko.
Zabini spojrzał na Rona doszukując się w nim wsparcia, rudy zrobił dokładnie to samo. Odruchowo obaj spojrzeli na blondyna, nie mogąc odnaleźć się w jego nietypowej prośbie.
- Ale od którego momentu?
- Początku.
- Ale takiego początku początku?
Zabini wyglądał na zdezorientowanego, zupełnie jakby nie chciał uwierzyć w to polecenie. Wzrok Dracona jednak mówił sam za siebie i były Ślizgon uniósł ręce w obronnym geście, zupełnie jakby miał tym załagodzić całą sytuację.
- Okey, chciałem się upewnić. Nazywasz się Draco Lucjusz Malfoy. Masz 25 lata. Chodziliśmy do jednej grupy w Oksfordzie i mieszkaliśmy w college'u. Harry, Ron i Miona byli w przeciwnej. Wyjątkowo się nie lubiliśmy, szczególnie ty z Hermioną, ale dyrektor szkoły zaangażował was w wspólną pracę na rzecz szkoły i dostaliście wspólny akademik, więc dziwne by było gdybyście z niego nie skorzystali, wiesz o czym mówię, prawda?
Po wzroku i wyrazie twarzy blondyna było widać, że jednak nie. Ron odkaszlnął znacząco, a Zabini postanowił już się w to bardziej nie zagłębiać i kontynuować streszczanie życia Malfoy'a.
- Przez długi czas byłeś piłkarzem, zresztą całkiem niezłym i kapitanem drużyny Węży, ale z powodu kontuzji i spraw rodzinnych zrezygnowałeś ze sportu. Gdy skończyliśmy edukacje odziedziczyłeś niewielką firmę po ojcu, którą postawiłeś na nogi i na chwile obecną dzięki tobie stała się największym producentem nowoczesnej technologii. Oświadczyłeś się Mionie w dniu skończenia studiów, a chajtnąłeś się z nią rok później. W prezencie ślubnym kupiłeś willę, w której obecnie mieszkacie. Dziewięć miesięcy temu trochę za bardzo was poniosło podczas „czarowania” i owocem tego jest Scorpius.
Draco kilka razy zamrugał powiekami, nie bardzo rozumiejąc o kim tak właściwie mówi jego przyjaciel.
- Kto?
- No wasz syn.
Spojrzał na niego z jeszcze większym niezrozumieniem niż wcześniej. Jeszcze wczoraj nie spodziewał się, że w ogóle kiedykolwiek będzie miał dzieci, tym bardziej syna, a już na pewno, że będzie się tak nazywał.
- Scorpius?
Powtórzył głucho, trochę bardziej pochylając się w stronę przyjaciela, zupełnie jakby zwątpił czy dobrze usłyszał.
- Zapomniałeś? Gdy dowiedzieliście się o ciąży założyliście się czy będzie chłopczyk czy dziewczyna i wygrana osoba miała nadać mu imię. Jak dziewczynka Hermiona chciała nazwać ją jakoś od kwiatów Dalia, Antlia czy coś w tym stylu, a jak chłopiec chciałeś żeby był to Scorpius. Wygrałeś zakład. Co prawda Mionka początkowo rozpaczała, że jej dziecko będzie się nazywać jak uciekinier z tureckiego więzienia, ale w końcu zaakceptowała swoją porażkę.
Zabini na moment urwał dając czas i szansę by Draco oswoił się z nową wiedzą i sytuacją. Arystokrata przełknął ślinę stojącą mu w gardle, jednak dzielnie zniósł swoją nową życiową historię. Nawet rozpierała go duma, że osobiście wybrał takie wyniosłe i dumnie brzmiące imię. Przynajmniej to mu się udało.
- A moi rodzice?
Wychrypiał w końcu, chociaż podświadomie właśnie najbardziej obawiał się odpowiedzi na to pytanie.
- Żyją jeśli o to pytasz. Mają się dobrze. Ojciec jest na wojskowej emeryturze, a twoja matka prowadzi kwiaciarnie, w której pomaga jej Hermiona.
Mówiąc to uśmiechnął się do blondyna, zupełnie jakby tym gestem chciał mu dać do zrozumienia, że jest dobrze. Po chwili westchnął ciężko, nieznacznie poważniejąc. Zdało się nawet, że posmutniał.
- Fakt faktem początki były ciężkie. W końcu jesteś z arystokratycznej rodziny, a Hermiona jest córką farmerów, więc twoja rodzina nie akceptowała waszego związku i twojej decyzji o ślubie, ale koniec końców polubili ją i zaakceptowali twój wybór. Żyjecie z nimi w bardzo dobrych relacjach, a gdy dowiedzieli się, że Mionka jest w ciąży i spodziewacie się dziecka wręcz sikali ze szczęścia. Zwłaszcza twój tata ucieszył się na wiadomość, że będzie dziadkiem. Twoje życie jest idealne, nie licząc twojej sekretarki, która zrzuca majtki za każdym razem kiedy cię widzi.
Ostatnie zdanie sprawiło, że Ron i Zabini wykrzywili usta w wyrazie niezadowolenia i obrzydzenia, a Draco pierwszy raz w życiu czuł, że zmieszał się taką sugestią. Tak go zdezorientowała ta wypowiedź o sekretarce, że aż zignorował to co Blaise powiedział o jego rodzicach.
- Ymm… mam z nią romans, czy coś?
Aż sam się zdziwił jak niepewnie zabrzmiał jego głos. Momentalnie rudy chłopak zabił go wzrokiem, a czarnowłosy zaraz za nim. Ich wymowne, niemal identyczne i mrożące krew w żyłach spojrzenia mówiły same za siebie.
- Oby nie. W przeciwnym wypadku byśmy cię zabili.
- Jak ona się nazywa?
- Jessy. Jak co druga laska w pornosie.
Skwitował Zabini, nawet nie próbując powstrzymywać grymasu obrzydzenia, który pojawiał się na jego twarzy za każdym razem kiedy miał do czynienia z ową kobietą.
- Jak wciśniesz na dużym telefonie jedynkę to połączysz się z jej gabinetem.
Zakomunikował Ron, choć nawet on sam nie wiedział po co mu o tym przypomniał. Draco
mimochodem spuścił wzrok na prawy róg biurka i stojący na nim duży telefon służbowy. Nie przeprowadzając bilansu zysku i strat wcisnął przycisk „1”. Nim się zorientował w tym co zrobił z głośniczka dobiegł aż nazbyt miły głos jego sekretarki.
- Słucham?
- Podejdź na chwilę.
Ron z Zabinim spojrzeli na siebie następnie na blondyna. Nie do końca byli pewni co zamierzał zrobić, a po jego wyrazie twarzy było widać, że nawet on same tego nie wie. Drzwi jego gabinetu otworzyły się, a do pomieszczenia weszła Jessica stukając przy tym wielkimi szpilkami w drogą, szwedzką podłogę.
- Wzywał mnie pan.
Draco podniósł na nią wzrok i przytaknął skinieniem głowy.
- Tak. Zwalniam cię.
W pomieszczeniu zapanowała niczym niezmącona cisza i nawet trudno było ocenić kto jest tym wyznaniem bardziej zaskoczony, czy Jessica czy Ron z Zabinim czy sam Draco.
- Ale...
Młoda kobieta wyglądała jakby nie była w stanie się wysłowić, chociaż wcześniej twarz jej się nie zamykała. Draco podniósł na nią zimne spojrzenie, a jego wygląd przypominał stuprocentowego Śmierciożercę którym był jeszcze wczoraj.
- To wszystko. Możesz już iść.
Głos arystokraty zabrzmiał pewnie i nie uznawał sprzeciwu, w dodatku zabrzmiał tak poważnie, że aż przestraszył towarzyszących mu chłopaków. W odpowiedzi usłyszeli trzask głośno zamykanych drzwi. W momencie, w którym wyszła Draco wyjątkowo głośno i wymownie wypuścił powietrze z nadymanych policzków. Wiele wysiłku kosztowała go ta scena i aż sam się dziwił, że jej podołał. W ostatnim momencie powstrzymał się by się kompletnie nie załamać i nie nie wydobyć z siebie rozpaczliwego „Chce do Granger!”.
Zabini swój zdezorientowany wzrok z zamkniętych drzwi przeniósł na przyjaciela, na którego spojrzał z podziwem.
- O stary! To było piękne! Jestem z ciebie dumny. Chyba napisze o tobie piosenkę.
Momentalnie Draco wrócił do rzeczywistości. Odwrócił się w jego stronę i zamaszyście wskazał na niego palcem, zupełnie jakby o coś go oskarżał albo czymś mu groził.
- Uprzedzając twoje pytanie - nie. Nie wystąpię w żadnym teledysku. I nie. Granger też nie.
Zabini spasował, a Ron spojrzał na niego z niezrozumieniem.
- Dlaczego ciągle mówisz do niej Granger?
Pytanie jej przyjaciela zdawało mu się być tak idiotyczne, że aż na chwilę się zapowietrzył.
- A jak niby mam mówić?
Ron udał zamyślonego.
- No nie wiem....może Malfoy?
Podsumował w końcu co sprawiło, że Draco załamał się po raz kolejny, jednocześnie gwałtownie ukrywając twarz w dłoniach.
- Boże….
Szepnął jak w letargu, gdy uświadomił sobie jak brzmi zestawienie słów „Hermiona”; „Malfoy.”
Na twarzy Zabiniego pojawił się złośliwy, ciut perwersyjny uśmiech.
- Kręci cię mówienie do Miony po jej dawnym nazwisku?
Ta dwuznaczna sugestia Ślizgona sprawiła, że Draco załamał się tak bardzo, że prawie się rozpłakał.
- Błagam powiedźcie, że to tylko chwilowe i niegroźne załamanie wywołane stresem i przemęczeniem. Albo, że dostałem tłuczkiem podczas meczu quidditcha. Albo, że Potter zrzucił mnie ze schodów. Albo, że poślizgnąłem się na skrócę od banana i walnąłem się w głowę. Proszę powiedźcie chociaż, że zwariowałem i jestem teraz w psychiatryku i nafaszerowali mnie dziwnymi tabletkami i przez nie mam te okropne wizje?
- Nie. To rzeczywistość stary.
Brutalna wypowiedź Zabiniego wpędziła Malfoy'a w depresję i poważne załamanie nerwowe.
- Merlinie dopomóż....
Jego rozpaczliwa prośba nie została jednak wysłuchana.


                                                                                *


Cały dzień w pracy przetrwał tylko i wyłącznie dlatego, że udawał, że go nie ma. Nie odbierał telefonów, nie podpisywał nic i nie zważał na chaos, który pojawił się w biurze wraz z odejściem jego sekretarki. Właściwie mało go to wszystko obchodziło i jedyne o czym był w stanie myśleć to o próbie zrozumienia tego co go spotkało i powrocie do dawnego życia. Gdy w końcu dzięki pomocy Zabiniego i Rona udało mu się zadzwonić po swojego szofera, a ten zawiózł go do obecnego domu odetchnął z wyraźną ulgą. Tutaj czuł się zdecydowanie lepiej, chociaż wizja rozmowy z Gryfonką przerażała go bardziej niż wizja wyskakującego wielkiego pryszcza na czole.
Kobieta podająca się za jego gosposie oznajmiła mu, że jego żona czeka na niego w ich sypialni. Mimo tego, że znacząco pobladł na twarzy po tej informacji, krew w niektórych częściach jego ciała grzała bardziej niż bojler ciepłowniczy. Z prawdziwą mieszanką uczuć ruszył w stronę wspólnej sypialni czując, że ręce zaczęły mu się pocić, a serce bić niemal tak jakby miało zaraz wyskoczyć z jego klatki piersiowej. Czuł się tak jakby był przed swoim pierwszym razem, chociaż wizja kasztanowłosej Gryfonki leżącej w ponętnej pozycji, którą wciąż bardzo dobrze pamiętał z czasów nieoficjalnej części po balu w Hogwarcie sprawiała, że dzielnie i nawet chętnie szedł naprzód. Koniec końców kiedy otworzył drzwi sypialni jego postawa i wyraz twarzy wyglądały jak olbrzymi bilbord, z krótką jednak treściwą informacją „Kobieto! Twój mężczyzna wrócił.” Jego pewność zniknęła jednak równie szybko jak się pojawiła, a na widok swojej małżonki wydał z siebie dziewiczy pisk, nad którym nie potrafił zapanować. Hermiona miała na głowie masę ogromnych różowych wałków do włosów, całą twarz pokrytą w zielonej maseczce, a w fioletowym szlafroku i stanie wagowym mocno zaawansowanym wyglądała bardziej jak Buka z Muminków niż jak seksbomba, na którą się nastawił. Gdy jego mózg podświadomie dokonał szybkiego porównania wizualnego Jessy – Hermiona i przeprowadził błyskawiczny bilans zysków i strat omal się nie rozpłakał. Kasztanowłosa początkowo wyglądała na zaskoczoną jego nieoczekiwanym przybyciem, jednak już po chwili stan ten zmienił się w czystą radość.
- Draco? Nie sądziłam, że wrócisz tak szybko.
- Ja też nie...
Hermiona nie usłyszała tego szczerego wyznania swojego wyjątkowo rozbitego męża i z promiennym uśmiechem oderwała się od poprzedniego zajęcia jakim było szukanie sukienki i podeszła do niego. Nie zważając na jego psychiczne oraz fizyczne rozbicie pocałowała go delikatnie, zostawiając na jego nosie resztkę swojej glonowej maseczki.
Uśmiechnęła się do niego miło przy okazji streszczając mu swój dzień i pobyt w klinice Ryana, jednak równie dobrze mogłaby mówić do ściany. Draco wciąż stał jakby oberwał paralizatorem, nie mogąc przestać przyglądać się Gryfonce z mieszanką uczuć i skrzywioną twarzą. Miał wrażenie, że pocałował go potwór z bagien.
- Zaraz będę gotowa.
I nim zdążył zareagować Hermiona wytarła resztę maseczki z jego nosa i zniknęła za łazienkowymi drzwiami. Czując, że już nie jest w stanie utrzymać się na chwiejnych nogach mimochodem przysiadł na łóżku, wzdychając przy tym pod nosem i pocierając zmęczoną twarz dłońmi. Ten dzień był dla niego wyniszczający i nawet nie spodziewał się, że był to dopiero początek. Odruchowo zaczesał włosy do tyłu i z ciężkim, zmęczony westchnięciem w tle położył się na plecach. Wtedy też na jego drodze stanęła dziwna kartka. Wziął ją do ręki, patrząc na nią uważnie. Była to fotografia, chociaż widział taką pierwszy raz w życiu.
- Fascynujące prawda?
Zdziwił się, że słowa kasztanowłosej „zaraz będę gotowa” faktycznie oznaczały kilka minut, a nie połowę wieczności jak to przeważnie w przypadku kobiet bywało.
Momentalnie dźwignął się do pozycji siedzącej, pytająco patrząc na opierającą się o futrynę Herminę, która z czułością w oczach spoglądała na dzisiejsza zdjęcie USG ich syna, które obecnie blondyn trzymał w rękach. Mimochodem spuściła wzrok w dół i delikatnie położyła dłoń na swoim zaokrąglonym brzuchu. Może i faktycznie nie wyglądała jak femme fatale ani latynoska seksbomba, ale w żółtych japonkach, kolorowej sukience w hawajskie wzory i burzą sprężystych loków, w dodatku z mocno zaokrąglonym brzuchem wyglądała jak chodzące szczęście.
- Ryan powiedział, że mały wygląda jakby już chciał wyjść.
Mówiąc to zaśmiała się cicho pod nosem, a on bez słowa wstał i podszedł do niej. Teraz nie miał wątpliwości, że gdyby jeszcze raz postawiono przed nim Jessice i Hermione i tak wybrałby Gryfonkę. Coś go w tym wszystkim tknęło i ruszyło, kiedy dotarło do niego, że przecież nie powinno go tu być. Że był to tylko sen, albo jakaś magiczna sztuczka bądź efekt uboczny obcowanie ze starym i mającym dziwne pomysły Dumbledore'em. Musiał o tym porozmawiać z Gryfonką, może wtedy zrozumiałby co się stało i wrócił do Hogwartu i swojego dawnego świata. Nie tu było jego miejsce. Nie przy Hermionie.
- Gran...
Uciął jednak swoją myśl, a jej nazwisko nie chciało przejść mu przez gardło. Chyba sam zrozumiał, że nie powinien do swojej żony zwracać się ciągle po panieńskim nazwisku. Podniósł na dziewczynę swoje zdezorientowane spojrzenie.
- … wiesz ja....
Słowa stanęły mu w gardle po raz kolejny, a duże błyszczące, bursztynowe oczy kasztanowłosej pochłaniały go coraz bardziej. Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedział co ma dalej zrobić i w jakie słowa ująć to co chciał Gryfonce powiedzieć. Chyba już sam zaczynał wątpić w to co naprawdę chce jej powiedzieć. Hermiona uśmiechnęła się do niego delikatnie zupełnie jakby chciała tym dodać mu otuchy. Nim przemyślał wszystko i zdobył się na poważne wyznania do pokoju zapukał Alfred i oznajmił im, że limuzyna już na nich czeka. Przyszła matka skinęła głową na znak, że już idą i odwróciła się do swojego męża z pytającym wyrazem twarzy.
- Chciałeś mi coś powiedzieć?
Zabrakło mu odwagi i czasu, jedyne na co się zdobył to zaprzeczenie ruchem głowy i krótkie oraz zwięzłe „nie.”


                                                                            *


Zdecydowanie zbyt późno uświadomił sobie, że kolejnym przystankiem podróży limuzyną jest dwór jego rodziców. Szczerze powiedziawszy ciągle miał nadzieję, że to jednak jest jakiś abstrakcyjny sen albo efekt zjedzenia czegoś przeterminowanego. Kiedy dotarła do niego okrutna wizja, że to jednak nie jest koszmar, a szczera prawda nie był zdolny wydusić z siebie żadnego słowa i w odstresowaniu nie pomogła mu nawet lecąca w radiu wdzięczna piosenka „Someone loves you honey”, którą cały czas nuciła Hermiona siedząca obok niego.
Gdy ogromna automatyczna brawa otworzyła się przed ich limuzyną prowadząc ich do nad wyraz optymistycznie wyglądającego dworu jego rodziców miał ochotę otworzyć drzwi i wyskoczyć z jadzącego auta. Jego kierowca jednak zapobiegawczo blokował wszystkie zamki podczas podróżny, więc jego genialny plan ucieczki umarł śmiercią nagłą i okrutną. Hermiona uśmiechnęła się od ucha do ucha wydobywając z siebie wyjątkowo optymistyczne „no i jesteśmy” co omal nie skończyło się tym, że zaczął się kołysać zupełnie jakby miał chorobę sierocą. Jego szarmancja jednak upomniała się o niego całkiem szybko, bo gdy Hermiona odrzuciła jego propozycją z powrotem do domu i zamówieniem pizzy na obiad, wysiadł z samochodu i wyprzedził swojego kierowcę sam otwierając jej drzwi. Gdy ciężarna Granger wysiadała z samochodu najpierw wysiadł jej brzuch dopiero później ona. Gdyby nie był przerażany najbliższymi minutami zapewne zacząłby się tarzać na ziemi w konwulsjach niekontrolowanego napadu histerycznego śmiechu, gdy dotarło do niego, że jego żona obecnie mogłaby robić za boje ratunkową zdolną uratować wszystkich rozbitków z Titanica.
Rozbawienie jednak całkiem szybko ustąpiło miejsca przerażeniu, a wszystkie siły i chęci życiowe uleciały z niego z chwilą, w której pokonali kilka marmurowych schodów prowadzących do głównego wejścia willi jego rodziców, gdzie jeszcze niedawno również mieszkał. Hermiona nie zważając na wewnętrzne i zewnętrzne rozbicie swojego męża, który ciągle stał w miejscu ruszyła do drzwi i nacisnęła dzwonek. Zapowiadało się na to, że w ich związku to Gryfonka nosiła spodnie, a on stał za nią chowając się za jej plecami zupełnie jakby udawał, że wcale go tu nie ma.
Już po chwili drzwi otworzył starszy mężczyzna, będący lokajem pierwotnej części rodziny Malfoy i z szarmanckim ukłonem wpuścił ich do środka.
Ku jego wielkiemu życiowemu przerażeniu Hermiona Granger przekroczyła próg pokaźnego i imponującego dworu jego rodziców zupełnie jakby wchodziła do sklepu spożywczego, a on pierwszy raz w życiu autentycznie bał się wchodzić do swojego domu.
Nim zdążył się pozbierać po pierwszemu szoku, sparaliżował go drugi w postaci widoku swojej matki. Pojawiła się w holu tak niespodziewanie jak śnieg w czerwcu. Towarzyszył jej przy tym uśmiech od ucha do ucha, którym obdarowała swoją synową.
- Witaj kochanie.
Hermiona odpowiedziała jej delikatnym uśmiechem, on z kolei zawałem serca.
- Cześć mamo.
Stanął jakby oberwał w twarz od samego mistrza wagi ciężkiej z chwilą, w której Granger skierowała te dwa niby zwykłe słowa do Narcyzy Malfoy. Z ust obu panien nie schodził uśmiech, kiedy na przywitanie ucałowały się w oba policzki, by następnie Hermiona wręczyła kobiecie bukiet kolorowych kwiatów, który rano przygotowywała. Nim udało mu się zapanować nad zachwianymi emocjami w holu pojawił się sam Lucjusz z niecodziennym, choć szczerym uśmiechem na ustach. Wyciągnął ręce w powitalnym geście by po chwili przytulić kasztanowłosą, lekko całując ją przy tym w policzek.
- Jak się ma moja ukochana synowa?
- Dobrze tato, dziękuję.
Na twarzy jego żony pojawiły się dwa urocze rumieńce i nawet nie zdawał sobie sprawy, że zawsze tak reagowała na wybuchy czułości teścia. Najwyraźniej Malfoy senior czuł wielką życiową, w dodatku niespełnioną potrzebę posiadania córki. Po chwili jego sympatyczne spojrzenie spoczęło na zdezorientowanym pierworodnym synu, a towarzyszył mu przy tym szczery uśmiech i wyjątkowo optymistyczne ożywienie.
- A jak się ma nasz przyszły ojciec?
Po tych słowach Draco wywrócił oczami i rozbił się na szwedzkiej podłodze w willi swoich rodziców.


                                                                            *


Jak w letargu siedział na wielkiej skórzanej sofie w salonie swoich rodziców jednocześnie przykładając sobie worek lodu do poturbowanej skroni.
- To się nie dzieje naprawdę.... to jakiś koszmar.... muszę się obudzić.....
Bełkotał pod nosem kompletnie nieświadomy, że swoje chaotyczne myśli wypowiada głośno. Uniósł zdezorientowane spojrzenie na ojca, który nieoczekiwanie stanął przed nim w ręku trzymając dwie lampki wypełnione bursztynowym płynem z kilkoma kostkami lodu.
- Wiem, że nie pijesz, ale pomyślałem...
Lucjusz wyglądał na zmieszanego, Draco jednak nie czuł potrzeby by jego ojciec dokańczał te krępującą go myśl. Mimo palącej potrzeby błyskawicznego zalania się w trupa wyjątkowo niepewnie odebrał od ojca szklankę, obserwując go przy tym tak jakby za chwile miał z niego wyjść wygłodniały obcy. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
- Dzięki... tato.
Dodał po chwili i omal nie udławił się własną śliną gdy wypowiedział ostatnie słowo. Nawet nie zdążył zapanować nad swoim zmęczonym umysłem, który wręcz podsunął mu to określenie. Mimo wszystko sam się sobie dziwił, że czuł przy tym tak dużo nieznanych mu dotąd emocji. Było to dziwne uczucie, chociaż dosyć miłe. Lucjusz z uśmiechem ulgi usiadł na sofie obok syna. Po chwili spoważniał, a swój zatroskany wzrok przeniósł na portret rodzinny wiszący na ścianie przed nimi.
- Wiem, że się martwisz. Pamiętam, że gdy twoja matka była w ciąży dzwoniłem do niej co godzinę, pytając jej się jak się czuje. Ojcostwo to poważne wyzwanie, któremu ja nie podołałem. Wiem, że nie byłem dobrym ojcem. Wiem, że byłem surowy. Kiedyś tłumaczyłem to sobie służbą w armii. Wojsko zmienia człowieka. Teraz jednak wiem, że nic nie może usprawiedliwić mojego zachowania. I wiem, że nie jesteś taki jak ja. Ja.... chciałem tylko powiedzieć, że będziesz dobrym ojcem. Masz wspaniałą żonę i wiem, że będziesz dbał o nią i swojego syna. Wiesz, nigdy ci tego nie mówiłem, ale jestem z ciebie dumny.
Lucjusz uśmiechnął się do niego z troską i położył mu dłoń na ramieniu, zupełnie jakby ten gest miał być zwieńczeniem jego wyznania. Draco jednak był zbyt zdezorientowany by cokolwiek odpowiedzieć czy też zrobić. Zdawało się jednak, że ojciec niczego od niego nie oczekuje, a wystarczającym znakiem był dla niego fakt, że jego syn jest obok. Nim blondyn zdobył się na to by otwarcie i pierwszy raz w życiu normalnie oraz szczerze porozmawiać z własnym ojcem z kuchni dobiegł ich głos matki wołającej Lucjusza by pomógł jej otworzyć słoik z ogórkami. Jego ojciec zaśmiał się pod nosem i ruszył do małżonki w potrzebie. Nim się ocknął z całego szoku i zrozumiał, że jego ojca już nie ma obok pojawiła się przed nim Hermiona kończąca jeść ogórka kiszonego, chociaż zdawało się, że nawet jej nie zauważył, a myślami znowu był zupełnie gdzie indziej.
- Draco?
Uniósł na nią zagubione spojrzenie zupełnie jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że faktycznie Gryfonka tu jest i coś do niego mówi.
- Hm.... co?
Uśmiechnęła się do niego delikatnie, chociaż towarzyszyła jej troska wymalowana na twarzy.
- Wszystko dobrze? Miałeś ciężki dzień w pracy?
- Co? Nie.. zwolniłem sekretarkę.
Szepnął jak w transie odruchowo unosząc na nią zdezorientowane spojrzenie. Wyglądał jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że jej w ogóle odpowiedział.
- Jessice? Dlaczego?
Zaskoczenie w jej spojrzeniu i tonie głosu było autentyczne, jednak gdzieś w głębi podświadomie jej ulżyło. Doskonale pamiętała imprezy firmowe oraz piękną sekretarkę jej męża, która robiła wszystko co tylko mogła by pracodawca zwrócił na nią tą specyficzną uwagę. Wiedziała i czuła, że Draco jej nie zdradzał i w stosunku do kobiety zachowywał dystans i relacje czysto zawodowe. Mimo to nieoczekiwane zwolnienie Jessy przyniosło zakompleksionej Hermionie znaczną ulgę i poprawiło ogólne samopoczucie.
- Sam nie wiem. Nie mówmy o tym.
Spojrzał na nią z nadzieją, a ona skinęła głową przyznając rację, że nie jest to najlepszy temat do rozmów na obiedzie u jego rodziców. Zebrał w sobie całą odwagę by w końcu powiedzieć kasztanowłosej o tym o czym powinien zaraz po tym jak się obudził.
- Ja chciałem ci o czymś powiedzieć...
Nieoczekiwanie w salonie pojawił się Lucjusz, uśmiechem obdarowując swojego syna i synową, zupełnie nieświadomy z tego jak bardzo pokrzyżował życie synowi.
- Obiad na stole.
Hermiona skinęła w jego stronę głową z krótkim „już idziemy” na ustach odprowadzając teścia wzrokiem i stawiając krok za nim. Spanikował. Jak w amoku podświadomie złapał ją za dłoń, niemo prosząc by nie odchodziła. Nie zrozumiała tego gestu.
- Porozmawiamy w domu.
Sprostowała miło jednocześnie z uśmiechem wyswobadzając swoją dłoń z jego. Obserwował ją do czasu aż nie zniknęła za przejściem prowadzącym do jadalni. Oparł głowę o zagłówek sofy, unosząc swój rozbity wzrok na sufit.
- Ja śnię....


                                                                          *


Siedzieli w czwórkę przy pokaźnym stole udekorowanym kwiatami i imponującymi potrawami sporządzonymi przez najlepszych zagranicznych kucharzy. Wszyscy wesoło gawędzili podczas wspólnego obiadu tylko on siedział jak na spowiedzi. Nie dość, że nie mógł pozbierać się po tym jak wyglądał jego dawny ukochany, mroczny dwór, który na chwilę obecną bardziej przypominał Disneyland niż byłą siedzibę Śmierciożerców, to jeszcze przyjazne i wyjątkowo rodzinne stosunki w kontaktach Lucjusz - Narcyza - Granger biły na głowę wszystko najgorsze co do tej pory widział.
- Co się stało ze skrzatami?
Rzucił w końcu nie mogąc zrozumieć dlaczego wszyscy pracownicy zatrudnieni przez jego rodziców są normalnymi ludźmi, a nie brzydkimi i irytującymi kurduplami. Matka spojrzała na niego z wyraźnym niezrozumieniem, przerywając przy tym picie wytrawnego wina z rocznika 1879.
- W sensie tymi krasnalami ogrodowymi? Wyrzuciliśmy je, psuły wystrój domu.
Mówiąc to machnęła jeszcze ręką jakby odganiała natrętnego owada. Wytrzeszczył na nią oczy niezdolny skomentować tej wiadomości. Owszem nigdy nie okazywali im szacunku, ale żeby wyrzucić je z domu bo psuły wystrój wnętrza to nawet przeszło jego najokrutniejsze oczekiwania.
- Co?
Narcyza jeszcze przez chwilę kontynuowała temat i dopiero gdy z jej opisu wywnioskował, że chodzi o figurkę ogrodową zrozumiał, że jednak nie mówili o tym samym, a jedyne skrzaty jakie znają jego rodzice to te z książek dla dzieci. Jego hermetyczny świat po raz kolejny tego dnia runął do góry nogami.
Światełko nadziei pojawiło się z chwilą, w której przypomniał sobie o swojej ulubionej siostrze matki, która swoją brutalnością poprawiała mu humor i obecnie to w niej widział szanse na powrót choć małego skrawka swojego dawnego świata.
- Gdzie ciotka?
W pomieszczeniu zapanowała dziwna cisza, a wzrok każdego spoczął na przytłoczonym tymi spojrzeniami blondynie obecnie wyglądającym niemal jak sierotka Marysia. Hermiona szturchnęła go pod stołem w kolano zupełnie jakby to miało mu przypomnieć, że nie mieli już poruszać tego tematu, a na pewno nie przy takim miłym, rodzinnym obiedzie.
- W więzieniu stanowym.
Żachnął się Lucjusz, jednocześnie odkaszlując znacząco gdy kawałek ziemniaka zaleciał mu do gardła.
- Dostała dożywocie w zawieszeniu za napaść z bronią w ręku. No i była podejrzewana o dokonanie kilku morderstw, ale nikt tego nie udowodnił.
Dodał po chwili, końcówkę wypowiedzi akcentując z wyjątkową dumą w głosie co zaowocowało tym, że Narcyza niemal przecięła go zimnym spojrzeniem. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na syna.
- Nie mówmy o tym. Bella to czarny charakter w naszej rodzinie.
Odparła w końcu ze spokojem jednocześnie uśmiechając się do niego miło, co tylko pogorszyło sprawę. Spojrzał raz na matkę raz na ojca z wyraźnym niezrozumieniem i oburzeniem.
- Przecież my wszyscy jesteśmy czarni!
Lucjusz mruknął pod nosem, że nie przypomina sobie by skończył wybielony tak jak Jackson jednak jego wyszukany żart nie rozładował napięcia tak jak chciał i podejrzewał, jedynie podkręcił atmosferę bo Draco nawet nie zrozumiał o kogo mu chodziło. Zaparł się łokciem o blat stołu i przyparł dłoń do czoła sprawdzając czy aby na pewno nie ma jednak gorączki. Hermiona spojrzała na niego z troską następnie na siedzących naprzeciw nich rodziców, nieznacznie się nad nimi pochylając i ściszając ton do zakonspirowanego szeptu.
- Nie wiem co mu się stało. Jest dzisiaj jakiś od siebie.
- Mi też tak odwalało jak Narcyza była w ciąży i miałem przymusowy celibat.
Skwitował pod nosem Malfoy senior, zupełnie jakby chciał usprawiedliwić zachowanie swojego syna. Ku jego nieszczęściu obie panie usłyszały to szczere wyznanie, w czego efekcie Hermiona skrzywiła się zupełnie jakby nie smakował jej obiad, a właścicielka imienia spojrzała na swojego męża spod łba. Momentalnie lekko uniósł ręce zupełnie jakby tym gestem miał ją przeprosić i obronić się przed jej potencjalnym atakiem.
- Co z Voldemortem?
Napiętą sytuację między nimi rozładował sam Draco, chociaż jego pytanie sprawiło, że aż Hermiona dostała skurczu, Lucjusz zachłysnął się kawiorem, a Narcyza wylała wino na swój żakiet z Prady.
- Tym nieuczciwym poborcą podatkowym? Po co o nim wspominasz? Omal przez niego nie zbankrutowaliśmy. Dobrze, że w porę zorientowaliśmy się, że to zły człowiek.
Skwitowała jego matka, co z kolei zaowocowało przytaknięciem głowy ze strony Lucjusza.
- Przecież my też jesteśmy źli!
Matka spojrzała na swojego syna z niezrozumieniem cierpliwie przypominając mu, że co niedziele chodzą do kościoła dając na tacę oraz wspierają akcje charytatywne i domy sierot.
Wolał jednak udawać, że tego nie słyszał.
Zmierzył raz matkę raz ojca wątpiącym spojrzeniem, nie mogąc pogodzić się z tym, że to dzieje się naprawdę i nie jest to żaden spisek wymierzony w jego bogu ducha winną osobę.
- A co ze Śmierciożercami?
- Zapomniałeś? Przecież rozpadli się kilka lat temu po tym jak ich wystawiłeś podczas jednej akcji.
Po tej istotnej informacji i zasugerowaniu mu domniemanej zdrady znacząco pobladł na twarzy, a gardło ścisnęło mu się tak mocno, że ledwo był w stanie wychrypieć swoje niedowierzające pytanie.
- Co?
Matka zdawała się nie dostrzegać widocznego załamania swojego syna i dalej kontynuowała swój monolog połączony z osobistą oceną sytuacji.
- Wciąż nie mogę zrozumieć, że byłeś ważną osobą w tym politycznym gangu. Dobrze, że Hermiona sprowadziła cię na dobrą drogę.
Tego było już dla niego za dużo. Zerwał się ze swojego siedzenia niemal jakby brał udział w maratonie i padł sygnał do rozpoczęcia biegu.
- Co?!
Jego niedowierzający, przerażony i domagający się wyjaśnień krzyk usłyszeli wszyscy pracownicy willi. Widać było, że jego rodzice chcieli kontynuować jeszcze ten temat, jednak kasztanowłosa spojrzała na nich z wyraźnym smutkiem i zrezygnowaniem.
- Mamo, tato, proszę.
Jej teściowie spotulnieli widząc jak bardzo boli ją ten temat. Z błyszczącymi oczami i niemą prośbą spojrzała na swojego podenerwowanego męża.
- Draco proszę, musimy o tym rozmawiać?
Momentalnie na nią spojrzał jednak widząc, że w jej dużych bursztynowych oczach pojawiają się pierwsze widoczne oznaki zbliżającego się płaczu uleciało z niego dosłownie wszystko. Jak w amoku usiadł z powrotem na krześle, patrząc na nią całkowicie zdezorientowany.
- Ale...
Nie był w stanie wydusić z siebie niczego więcej chociaż miał ogromną potrzebę przedstawienia swojej wersji historii. Kasztanowłosa jednak już i tak nie zamierzała dalej tego wszystkiego słuchać i uczestniczyć w tej pozbawionej sensu, kompletnie niepotrzebnej dyskusji, która wyjątkowo źle oddziaływała na jej stan zdrowotny.
- Przepraszam na chwilkę.
Dodała jeszcze w bliżej nikomu nieznanym kierunku i nie zważając na odprowadzających ją wzrokiem teściów wyszła z jadalni. Gdy zniknęła im z pola widzenia momentalnie Narcyza spojrzała karcąco na syna.
- Przestań Draco! Martwisz Mionke.
Spojrzał na matkę z wyraźnym niezrozumieniem, jednak wstrzymał się z komentarzem, że oni również ciągnęli ten widocznie drażliwy temat. A gdy po chwili uświadomił sobie, że właśni rodzice karcą go bo źle zachowywał się w stosunku do Granger załamał się już całkowicie, ponownie ukrywając twarz w dłoniach.
- To się nie dzieje naprawdę.
Napiętą sytuację rodziną przerwał dzwonek do drzwi i już po chwili dało się słyszeć głosy witającej się szczęśliwej Hermiony z jakimś śmiejącym się mężczyzną.
- Jak zawsze spóźniony.
Skwitował Lucjusz jednocześnie wstając z krzesła z zamiarem przywitania nowego gościa. W momencie, w którym to zrobił do salonu weszła Hermiona z bukietem świeżych kwiatów w ręku, a przy niej stał nie kto inny jak uśmiechnięty profesor Snape, w dodatku z umytymi i krótkimi włosami.
- Cześć chrześniaku, twoja żona piękna jak zawsze.
Bronił się przed tym długo, uparcie wmawiał sobie, że da radę i walczył do końca, w ostateczności jednak nie zrobił już nic innego jak tylko zemdlał.


                                                                          *


Nie miał pojęcia jak i kiedy wrócili do domu, ale było już wczesny wieczór. Hermiona już nie była taka uśmiechnięta jak rano. Stała przy kuchennym blacie z nieznaną sobie melancholią wyglądając przez okno na kwitnący, pokaźny ogród jednocześnie pijąc przy tym sok pomarańczowy i tęsknym wzrokiem spoglądając na czyszczącego basen latynosa Antonia.
Nie odzywali się do siebie całą drogę, on nie wiedział co ma mówić, ona bała się tego co może powiedzieć. Coś jednak kazało mu być obok niej, zostać z nią w kuchni. Spoglądał na nią w milczeniu dopóki nie odstawiła pustej szklanki na blat szafki. Wtedy się na to zdecydował. Był to ten moment, w którym w końcu zostali sami, a świat nie biegł już w takim morderczym tempie. Oboje się wyciszyli. Gosposia, Alfred, pokojówki, kierowca, Antonio, nawet ogrodnik, który dotychczas krzątał się wokół posesji gdzieś zniknął, jakby świat dawał im do zrozumienia, że muszą odbyć ważną rozmowę tylko we dwoje.
- Gran.... możemy porozmawiać?
W ostatnim momencie wstrzymał się by znów nie powiedzieć do niej po jej dawnym nazwisku, Hermiona jednak po raz kolejny tego dnia zignorowała to nieaktualne już określenie. W odpowiedzi odwróciła się w jego stronę, spoglądając na niego ze zmartwieniem.
- Coś się stało?
Nie odpowiedział od razu. Podszedł do niej wolno, zupełnie jakby analizował każdy swój ruch i bał się, że trochę gwałtowniejszy krok ją spłoszy.
- Muszę ci coś powiedzieć...
Podświadomie się spięła jednak próbowała nie dać mężowi poznać, że przestraszyło ją to poważnie brzmiące wyznanie. Z doświadczenia wiedziała, że gdy padają takie słowa zapowiadają one złe informację. Przez chwilę bił się sam ze swoimi myślami i uczuciami w ostateczności jednak ujął jej dłonie w swoje, zupełnie jakby tym gestem chciał dodać jej otuchy i sobie przy okazji również. Usiadł na pobliskim krześle i nieznacznie wzmocnił uścisk na jej dłoniach, zupełnie jakby tym gestem prosił ją by usiadła naprzeciw niego. Zrozumiała to nieme polecenie.
- Wysłuchaj mnie uważnie, bez względu na to co powiem i jak to dla ciebie zabrzmi, dobrze?
W odpowiedzi pokiwała przytakująco głową, nabierając w płuca większy oddech. Mały Malfoy zaczął ją mocniej kopać, jednak zignorowała jego buntowniczą potrzebę wyjścia i zachciankę na ogórka kiszonego.
- Nie powinno mnie tu być.
Spojrzała na niego z troską, choć nieświadomie bardziej posmutniała.
- Musisz wracać do pracy?
Przecząco pokiwał głową, w jakimś stopniu rozczulony jej pytaniem i stęsknionym tonem głosu. Zupełnie jakby już go żegnała w progu drzwi i tęskniła na zapas, dopóki znów do niej nie wróci.
- Nie,
Mimo wszystko Hermiona miała szczerą nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca. Poczuła jak łzy napływają jej do oczu, chociaż z całych sił starała się by nie wyszły na powierzchnię. Wzięła głębszy oddech, zupełnie jakby łapała wdech przez długim zanurkowaniem.
- Odchodzisz?
- Co?
Spojrzał na nią z niezrozumieniem, a ona poczuła, że zaraz w najlepszym wypadku po prostu utopi się we własnych łzach. Po jej optymistycznym życiowym podejściu i szczerym uśmiechu, który towarzyszył jej w ciągu całego dnia zostało już tylko wspomnienie. Swoją drogą lekkość i częstotliwość w zmianach humorystycznych kobiet w ciąży były czymś nieocenionym. A i jej załamanie i sugestia były jak najbardziej uzasadnione po dzisiejszym, dziwnym i całkowicie nieobecnym zachowaniu jej męża.
- Zdradzasz mnie?
Spojrzał na nią z politowaniem, chociaż gdzieś w głębi poczuł się tak jakby dostał z otwartej dłoni w twarz. W jakimś stopniu uraziła go ta sugestia, chociaż nie dał tego po sobie poznać. Zamiast tego jednak mocniej ujął jej dłonie w swoje i swoim spojrzeniem dał jej odczuć, że nigdy by tego nie zrobił.
- Nie Granger, posłuchaj... Nie potrafię tego wytłumaczyć, nie wiem jak to się stało i dlaczego, ale nie powinno mnie TU być. Tu, w tym domu. W tym świecie.
- Draco...
Chciała dodać coś jeszcze, jednak pokiwał przecząco głową jakby tym gestem próbował jej powiedzieć, że nie ma nic mówić. Mimochodem mocniej ujął jej dłonie, zupełnie jakby to dodawało mu potrzebnej odwagi i wsparcia. Czuł się lepiej ze świadomością, że Hermiona jest obok i że to właśnie z nią się tu znalazł.
- Posłuchaj. Nazywam się Draco Malfoy i tylko to się zgadza. Obudziłem się dzisiaj w świecie do którego nie należę. Jeszcze wczoraj chodziliśmy do Hogwartu, Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Szkocji. Byłem w Slytherinie razem z Blaise'em. Ty z Potterem i Weasley'em byliście w Gryfindorze. Nienawidziliśmy się od pierwszego roku. Teraz jesteśmy na ostatnim i od września za sprawą naszego genialnego dyrektora Dumbledore'a, który wpadł na jeszcze genialniejszy pomysł by nas pogodzić, mianował nas prefektami naczelnymi i dostaliśmy wspólne dormitorium, w którym razem zamieszkaliśmy. Ostatnio dyrektor wysłał nas jako reprezentantów do szkoły Dagurtar, która okazała się nawiedzona, po niej mam bliznę na brzuchu, a ty na dłoni. Pochodzę z arystokratycznej rodziny czarodziei czystej krwi, ty jesteś córką mugoli czy ludzi, którzy nie potrafią używać i nie znają magii. Jestem kapitanem drużyny qudditcha, magicznego sportu którego kiedyś cię uczyłem w zamian za to, że ty wytłumaczyłaś mi numerologię. Pije nałogowo ognistą whisky, co wyjątkowo ci się nie podoba, chociaż czasem pijesz ją ze mną. Nie jesteśmy razem, a tym bardziej nie mamy żadnego dziecka. Jedyne co nas łączy to wspólne dormitorium i trzy koty, które kiedyś przygarnęłaś w listopadowy wieczór. Ja, Ty, Potter, Wesley i Zabini jesteśmy czarodziejami. Na co dzień używamy magii. Za pomocą różdżki potrafimy przenosić przedmioty, otwierać drzwi i naprawiać zepsute rzeczy. Nie mamy telefonów wysyłamy do siebie sowy, najprostszy sposobem komunikacji jest teleportacja przez kominek.
Zamilkł na chwilę, zupełnie jakby chciał dać Hermionie czas i szanse za przeanalizowanie i zrozumienie jego chaotycznej wypowiedzi. Spojrzał na nią z nadzieją, jednak widząc w jej oczach jedno wielkie zdezorientowanie zwątpił w to czy dobrze zrobił zaczynające te rozmowę. Może już nie pozostało mu nic innego jak trzaśnięcie sobie kulki w łeb. Hermiona ścisnęła mocniej jego dłonie, wypuszczając z dziwnym spokojem powietrze z nadymanych policzków i patrząc na męża z politowaniem. Autentycznie jej ulżyło. Szczerze powiedziawszy wolała, że Draco zwariował niż, że ją zdradza i odchodzi. Chociaż jego monolog był godny podziwu. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie słyszała, żeby Malfoy wydobył z siebie tyle słów naraz i to na jednym wydechu.
- Kochanie....
Zaczęła cicho i łagodnie, zupełnie jakby nie rozmawiała z dorosłym mężczyzną tylko z nieogarniętym życiowo dzieckiem.
- …. bliznę masz po walce z włamywaczem, ja zacięłam się nożem kiedy pomagałam otworzyć twojej mamie kwiaciarnie. Nasze koty które faktycznie znalazłam na terenie college'u wczoraj zawiozłeś na badania do weterynarza i jutro mamy je odebrać. Twoi rodzice są z arystokratycznej rodziny, moi z rodziny farmerów, kiedyś błękitna krew była dla was bardzo ważna i dlatego twoi rodzice nie chcieli żebyś się ze mną spotykał, w dodatku pochodzisz z majętnej rodziny i dzieliła nas przepaść majątkowa i społeczna, ale gdy przestałeś być Śmierciożercą zaakceptowali mnie. Byłeś piłkarzem i kapitanem Węży w collagu'e, ale z powodu kontuzji i rodzinnych spraw musiałeś wycofać się ze sportu. W kominku palimy drewno, a sowa notorycznie siada na drzewie przy oknie od naszej sypialni. Prawda, nienawidziliśmy się kiedyś, ale od czasu kiedy dyrektor Oksfordu – Dumbledore kazał nam zamieszkać razem i minował nas reprezentantami naszych grup oraz szkoły na ostatnim roku zbliżyliśmy się do siebie. Ostatniej nocy w akademiku zbliżyliśmy się do siebie bardziej niż powinniśmy i wtedy zrozumieliśmy, że nie możemy bez siebie żyć. Nie uczyłam cię żadnej numerologi tylko matematyki, a tym mnie przygotowałeś do turnieju piłki nożnej kobiet zorganizowanego przez dyrektora.
- Nie Granger. Snape był profesorem od eliksirów i moim wychowawcą, twoim była McGonagall od transmutacji.
- Kochanie, twój wujek Snape uczył nas chemii, a moja wychowawczyni McGonagall fizyki.
Pokiwał głową na znak zaprzeczenie, nie mogąc pojąć dlaczego Hermiona ma na wszystko swoje wytłumaczenie.
- Ryan...
Chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak Hermiona po raz kolejny weszła mu w słowo. Nie chciała słuchać tych bredni, tak samo jak nie chciała by Draco dalej o tym mówił i myślał, że jego słowa są prawdą. Puściła jego dłonie wstając z krzesła i odchodząc kilka kroków od męża. Musiała to zrobić. Nie mogła już dłużej znieść tego co tak zaparcie i zawzięcie insynuował.
- Ryana poznaliśmy gdy wymknęliśmy się w nocy ze szkolnego balu i odwiedziliśmy aptekę. 
Wtedy miał tam praktyki, rok później został moim ginekologiem.
Spojrzał na nią z wyraźnym niezrozumieniem.
- I ja się na to zgodziłem?
Jego filozoficzne pytanie skierowane do samego siebie pozostało jednak bez odpowiedzi. Mruknął jeszcze pod nosem „nie ważne” i również wstał z krzesła podchodząc do Hermiony. Wiedział, że chciała uciec i zakończyć te rozmowę, nie mógł na to pozwolić. Musiał to wyjaśnić, musiał również w końcu powiedzieć komuś czego dzisiaj doświadczył, co przeżył i co czuł. Granger zawsze była najlepszą osobą do takich rzeczy. Tym bardziej teraz, kiedy teoretycznie była jego żoną i najbliższą mu osobą. Wiedział, że była w stanie mu uwierzyć i zrozumieć o czym mówił. Chciał w to wierzyć. Może wtedy również ona by uwierzyła.
- Posłuchaj Granger. Nie mam pojęcia jak się tu znalazłem, może na zajęciach z eliksirów zrobiliśmy jakiś bliżej nieokreślony wywar i mam po nim halucynację. Albo Dumbledore wystawia mnie na jakieś dziwne próby, albo sprawdza na mnie działanie amatorskiej hipnozy. Nie wiem, nie chce tego wiedzieć. Chce tylko żeby wszystko było jak dawniej. Tak jak było zanim obudziłem się w tym domu. Jestem czarodziejem i muszę wrócić do Hogwartu. To co się teraz dzieje jest snem, halucynacją albo kłamstwem... To nie dzieję się naprawdę. Nie ma tego świata, tego domu. Nie ma nas.
Zakończył ściszając przy tym głos i patrząc na nią z nadzieją, że zrozumie i pomoże mu rozwiązać te zagadkę. W końcu ostatnimi czasy współpraca w tego typu sprawach szła im całkiem dobrze. Nie wiedział czy Gryfonka mu uwierzyła czy też nie, ale jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie, a ona sama wyglądała na zdezorientowaną i przestraszoną.
- O nie…
Szepnęła cicho, w bliżej nieznanym kierunku, znacząco przy tym blednąc na twarzy.  Źle odebrał jej zachowanie i wygląd. Przytaknął na to skinieniem głowy.
- Wiem, mi też ciężko było w to uwierzyć.
- Wody…
Szepnęła zrozpaczona unosząc na niego przestraszone i przerażone spojrzenie. Pochylił się nad nią znacznie, zupełnie jak niania, która nie do końca rozumie zachcianki i hasła swojego małoletniego podopiecznego.
- Mdlejesz? Chcesz wody?
Gwałtownie i jak w transie zaprzeczyła energicznym ruchem głowy, jednocześnie przykładając dłoń do brzucha.
- Wody mi odeszły!
Spojrzał na nią z niezrozumieniem prostując się przy tym gwałtownie.
- Co?
- Rodzę idioto!
Jej wrzask i morderczy sposób w jaki na niego spojrzała sprawił, że zaczął dusić się powietrzem. Miał wrażenie, że Hermiona mówi mu o czymś tak nierealnym jak wakacje w kosmosie. Spojrzał na nią ze zdezorientowaniem rozpaczliwie przy tym wyciągając w jej stronę ręce.
- Co? Ale, że teraz?
- Nie! jutro! Teraz głupku!
Krzyczenie na męża zabrało jej całą resztkę sił. Wymownie zgięła się w pół, przykładając dłoń do bolącego brzucha, jednocześnie szybko i głośno oddychając i wydobywając z siebie charakterystyczne „uf-uf-uf-uf.”
Od męża jednak nie uzyskała takiego wsparcia oraz niewłączanej interwencji na jaką liczyła i ku jej niezadowoleniu, zamiast dokonania szeregu błyskawicznych oraz poważnych przedsięwzięć związanych z jej porodem, Draco znacząco pobladł na twarzy i wymownie zaczął słaniać się na miękkich nogach. Wtedy też nie zrobiła już niczego innego jak tylko walnęła go w twarz, tym samy przywołując go do porządku.
- Nie mdlej idioto tylko zawieź mnie do szpitala!
Prawy sierpowy Hermiony podział na niego lepiej niż wiadro lodowatej wody wylanej na twarz. Momentalnie zerwał się jak poparzony, chaotycznie rozglądając się na boki jakby nie wiedział co ma dalej robić. Zanim do reszty zwariował  złapał jeszcze słaniającą się Gryfonkę w ramiona kiedy zauważył, że sama już dłużej nie była w stanie utrzymać się na prostych nogach. Hermiona słaniała się w jego ramionach coraz bardziej, dysząc przy tym bardziej niż lokomotywa parowa, niezdolna podpowiedzieć mu co ma dalej robić.
Bo chyba nie odebrać poród?!
Nagle przyszło olśnienie. Z ożywieniem odwrócił się w stronę wyjścia z kuchni, by lepiej było go słychać.
- ALFRED!
Jego paniczny wrzask usłyszeli by wszyscy właściciele tego imienia mieszkający w Londynie. Na szczęście pierwszy przybiegł ten właściwy. Zszokowany stanął w drzwiach, zaatakowany od progu przez chaotyczne pytania oraz wyznania swojego pracodawcy.
- Gdzie kierowca? Musze jechać do szpitala!
Alfred chyba nie pojął całej powagi sytuacji bo spojrzał na pracodawcę z wyraźnym niezrozumieniem. Chociaż jego dzisiejsze zachowanie jak najbardziej kwalifikowało się na wizytę do specjalisty.
- Źle się pan czuje?
- Nie! Rodzę! Znaczy Granger! Znaczy.... moja żona! Rodzi!
Sprostował w końcu, gdy już uporał się z wszystkimi chaotycznymi myślami, chociaż ogólne rozbicie, przerażenie i zdezorientowanie wyjątkowo przeszkadzało mu zachowywać wrodzoną powagę, wyniosłość i niewzruszenie, a przy okazji zdolność poprawnego wysławiania się.
Teraz już nie miał żadnych wątpliwości, najzwyczajniej w świecie zwariował.


                                                                    *


Nawet nie wiedział jak znaleźli się z Hermioną w samochodzie chociaż podejrzewał, że kasztanowłosa mimo wszystko weszła do niego sama, a jego na siłę wepchnął Alfred przy drobnej pomocy gosposi, pokojówki i Antonia.
Jadąc samochodem przez zatłoczone ulice Londynu z kierowcą, który zachowywał się jak Steve Wonder, z Granger będącą jego żoną z brzuchem jak wielka boja ratunkowa obecnie rozkraczoną na tylnym siedzeniu i kurczowo trzymającą się za jego krawat znacznie go przy tym przyduszając i wciąż krzycząc że był to jego ostatni seks w życiu i że go zabije oraz przy dobiegającej z głośnika radia piosence „o happy day” miał wrażenie, że wcale nie jest to najgorszy dzień jego życia, ale że najzwyczajniej w świecie umarł i znalazł się w piekle. Jeśli piekło było definicją wszystkiego co najgorsze musiał w nim być właśnie w tym momencie. Innego, racjonalnego wytłumaczenia po prostu nie było.
Gdy dojechali do szpitala, a Ryan w białym kitlu wraz z kilkoma osobami wyskoczył po Hermione by następnie umieścić ją na noszach i wieźć do sali porodowej miał wrażenie, że znajduje się gdzieś poza swoim ciałem i śledzi wszystko z boku.
Nawet nie był w stanie wydusić słowa protestu kiedy pielęgniarka jego również wepchnęła do sali porodowej. Hermiona leżała już na specjalnym łóżku dysząc przy tym ciężko i wciąż krzycząc, że go zabije, że boli oraz że mają z niej „to” wreszcie wyciągnąć i humoru nie poprawiał jej nawet fakt, że pielęgniarki wciąż jej powtarzały, że jest w najlepszych rękach i niedługo będzie po wszystkim.
W momencie, w którym zaczęli przygotowywać się do odebrania porodu i zapytali się go czy po wszystkim będzie chciał przeciąć pępowinę olał swoją reputację oraz dumę i uciekł z krzykiem z sali, odprowadzany zdezorientowanym wzrokiem przez cały personel medyczny i swoją ciężko dyszącą żonę.


                                                                            *


Jeśli są na świecie miejsca i okoliczności będące idealną okazją by rozpocząć zwyczaj nałogowego palenia papierosów pobyt w poczekalni na porodówce w ramach gościa specjalnego był bez wątpienia jednym z nich. Sam nie wiedział jak się tu znalazł, a fakt, że zaciągnęła go do tej sali jedna z pielęgniarek wyparł ze świadomości i wspomnień. Był całkowicie nieobecny i od siebie, jedyne co był w stanie robić to zaciągać się mocnym smakiem wyrobów tytoniowych chociaż miał wrażenie, że wcale mu to nie pomagało w walce ze stresem, a wręcz jeszcze bardziej go potęgowało.
Nie wiedział ile wypalił paczek, ale powietrze w pomieszczeniu, w którym przebywał było już tak gęste i białe jakby znajdował się w jednej wielkiej mgle, którą można by było kroić nożem. Każdy kto przychodził do niego musiał odganiać ten dym rękami, bądź wiatrakiem by zobaczyć gdzie ma iść i gdzie stoi blondyn. O ile na początku w poczekalni był sam i z całych sił walczył z samym sobą by nie uciec ze szpitala, to w chwili obecnej był już praktycznie każdy kto powinien oraz nie powinien być. Kiedy czas leciał jak krew z nosa, a on wypalił wszystkie paczki papierosów jakie były do kupienia w automacie dopiero wtedy zauważył, że razem z nim w poczekalni są praktycznie wszyscy, od Pottera, Rona i Zabiniego po jego i Hermiony rodziców aż po samego Snape'a, Mcgonagall i wreszcie na dyrektorze Hogwartu czy tam Oksfordu kończąc. Nie miał pojęcia jakim cudem znaleźli się tu wszyscy, dochodząc do poczekalni systematycznie co kilka minut i wciąż pytając się go czy już coś wiadomo. Nie miał pojęcia czy było coś wiadomo. Podejrzewał jedynie, że Hermiona ciągle krzyczy, że go zabije, a całą rodzinę i przyjaciół o porodzie powiadomił sam Ryan, bądź jego służba. Zresztą zdawało mu się to nie być ważne, wystarczająco przerażał go fakt, że po prostu tu byli i co więcej - on również.
Przyglądał im się w milczeniu i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że brakowało im tylko szpiczastych czapeczek i gwizdków w ustach w czasie kiedy cała rodzina, bliscy i przyjaciele przyklejeni byli do szyby poczekalni i w wielkim napięciu oczekiwali aż Granger wydusi z siebie jego miniaturkę, jednocześnie odliczając przy tym ostatnie sekundy zupełnie jakby czekali na nadejście nowego roku. 10! 9! 8!
Nim doliczyli do 4 wszyscy zamarli i jak w transie zaczęli obserwować jak drzwi poczekalni otwierają się bezgłośnie, by po chwili do pomieszczenia wszedł sam lekarz odbierający poród. W czasie kiedy Ryan szedł w jego stronę, czas dla Dracona zdawał się lecieć w spowolnionym tempie. Cała sala ucichła diametralnie, w milczeniu i wielkim napięciu obserwując jak Ryan zatrzymuje się tuż przed zdrętwiałym i przerażonym arystokratą. Szatyn obdarował Dracona poczciwym uśmiechem od ucha do ucha klepiąc go przy tym po ramieniu w geście podziwu oraz uznania.
- Gratuluje, zostałeś ojcem.
W pomieszczeniu zabrzmiał huk otwieranego szampana, a on nie zważając na okrzyki radości i wielkie podniecenie towarzyszących mu ludzi momentalnie wywrócił do góry oczami i bezwładnie runął za siebie niemal jak kłoda wycięta w lesie.


                                                                    *


Do wydarzeń ważnych i hucznych obchodzonych na ogromną, światową skalę takich jak Wigilia czy Sylwester po dzisiejszym dniu bez wątpienia doszły narodziny Malfoy'a juniora.
Właściciel platynowych włosów, główny bohatera dzisiejszego dnia i co najważniejsze - świeżo upieczony ojciec stał w salonie z wielkim zaangażowaniem, systematycznie co trzydzieści sekund upijając z ogromnej szklanicy solidny łyk bursztynowego płynu procentowego. Co prawda nie była to ognista whisky, a jedynie zwykła szkocka, jednak po dzisiejszym dniu przestał być taki wybredny i nawet gdyby podali mu czysty spirytus czy też bimber domowej roboty i tak piłby go ze szczerym zapałem i uwielbieniem.
W centralnym pomieszczeniu willi należącej teoretycznie do niego i Hermiony panował nieokiełznany gwar i ożywienie. Byli wszyscy. Z bliżej nieokreśloną mieszanką uczuć obserwował Harrego karcącego dwuletniego posmarkanego chłopca i stojącą obok niego Ginny z brzuchem dwa razy większym niż miała Hermiona, gdzie z zasłyszanej rozmowy dowiedział się, że urodzi bliźniaczki za trzy tygodnie. Rozmawiali z Zabinim, który jako jedyny przyszedł sam oraz z Ronem, u którego boku stała tleniona blondynka i 5 letnie dziecko. I aż ledwo się powstrzymał by nie zemdleć po raz kolejny gdy zorientował się, że tą kobietą jest nie kto inny jak Jeny, była striptizerka z klubu go-go, którą Ron nieoficjalnie poślubił w trakcie jeszcze bardziej nieoficjalnej części balu i w prezencie zostawiła im kilkumiesięczne dziecko do pilnowania, które na chwile obecną bawiło się z synem Pottera. Przy stole z przekąskami stał jego ojciec paląc hawajskie cygaro wraz z ojcem Hermiony i pijąc przy tym whisky dyskutowali o tym który z nich będzie lepszym dziadkiem, a Narcyza cierpliwie uspokajała obu twierdząc, że i tak najlepszą babcią będzie ona. W salonie był również ku jego niedowierzaniu Snape rozmawiający z Dumbledore'em oraz McGonagall chociaż cała trójka była już w stanie mocno nietrzeźwym, a wybuchy szczerego śmiechu Snape'a doprowadzały go do stanów agonalnych. Wielki salon mieścił rzesze teoretycznie znanych mu osób głównie z czasów Hogwartu, bądź części jego czy też Hermiony rodziny. Nawet Golye i Crabbe byli chociaż obaj upili się do tego stopnia, że od godziny próbowali wyprowadzić siebie nawzajem. Granger, czy też jego żona, stała niedaleko niego rozmawiając ze swoją matką, która trzymała ich syna na rękach jednocześnie zadając wyjątkowo niewygodne pytanie o planowaną liczbę potomstwa w niedalekiej przyszłości, przy okazji udzielając córce paru macierzyńskich porad.
Sam nie wiedział co czuł obserwując ich wszystkich, będących w jednym miejscu razem w tak rodzinnych oraz przyjaznych relacjach. Co próbował zatopić swoje myśli pijąc whisky jego wzrok samoczynnie schodził na obrączkę na jego placu i wciąż przypominał mu, że kasztanowłosa Gryfonka stojąca obok niego jest jego żoną i matką jego dziecka.
Nie miał pojęcia co czuł, a co tak właściwie powinien czy też nie powinien czuć. Nie licząc pamięci miał wszystko to co jeszcze do niedawna wydawało mu się być nie dla niego. Pokiwał na boki głową, zupełnie jakby zaprzeczał temu co widzi. Nie chciał w to uwierzyć. Nie mógł się z tym wszystkim pogodzić. Nawet nie próbował.
- To nie mój świat.
Rzucił w końcu do siebie i bez słowa pożegnania wyszedł z salonu, nie patrząc przy tym na nikogo. Hermiona odprowadziła go wzrokiem, tracąc przy tym błysk szczęścia w swoich bursztynowych wyraźnych oczach. Zabolały ją te słowa, których nie miała usłyszeć. Mimochodem spojrzała na coś mówiącą do niej mamę uśmiechając się przy tym lekko, próbując zatuszować przed całym światem jak bardzo zabolały ją słowa jej męża, którego już nie znała. Już nie był jej. Straciła go w przeciągu jednego dnia.


                                                                            *


Nie miał pojęcia, która była godzina kiedy wyszli wszyscy goście świętujący narodziny jego syna, ale podejrzewał, że był już środek nocy. Jak złodziej lub co najmniej intruz zaszył się w jednym z wielu pokoi, nie żegnając przy tym nikogo ani nie uczestnicząc w całym tym dziwnym zbiegowisku. Dopiero kiedy nie słyszał już żadnych hałasów, a służba kończyła sprzątać bałagan jaki zostawili po sobie wyjątkowo szczęśliwi i jeszcze bardziej nietrzeźwi goście zdecydował się wyjść ze swojego gabinetu rozumiejąc, że to i tak nie rozwiąże wszystkich jego problemów, ani nie teleportuje go z powrotem do Hogwartu. Po cichu przemierzał opuszczone korytarze własnej willi nie do końca świadomy gdzie tak naprawdę chce i powinien iść. W ostateczności jednak nie wyszedł z domu tak jak początkowo zamierzał, nogi same poniosły go w przeciwną stronę. Cicho wszedł do wspólnej sypialni przystając w progu drzwi. Nie zastał w niej jednak śpiącej Hermiony tak jak oczekiwał, zamiast tego usłyszał szum lejącej się wody dobiegający z łazienki oznaczający jedynie tyle, że jego żona brała prysznic. Wszedł w głąb pomieszczenia z cichym westchnięciem przysiadając na skraju łóżka. Nie miał pojęcia co miał dalej robić, ale cichutki głos w jego głowie wciąż podpowiadał mu, że powinien być tu, przy Hermionie. W końcu ich poprzednia rozmowa została wyjątkowo drastycznie przerwana, może tym razem uda mu się z nią spokojnie porozmawiać i zrozumieć co się tak naprawdę stało z jego poprzednim życiem.
Tak bardzo zatracił się w swoich przemyśleniach, że dopiero teraz zauważył, że przy ścianie na wprost niego stało drewniane, białe dziecięce łóżeczko, wyłożone masą pościeli i poduszek, na których spało niedawno narodzone dziecko.
Coś go w tym wszystkim tknęło, coś mu kazało, a po części sam chciał spojrzeć na to co tam znajdzie.
W szpitalu, w samochodzie, nawet gdy wrócili do domu, ani razu nie spojrzał na syna, teraz jednak będąc z nim sam na sam odważył się to zmienić.
Niepewnie wstał z łóżka, wolno i po cichu podchodząc do ściany i zatrzymując się tuż nad dziecięcym łóżeczkiem. Nawet nie sądził, że dziecko będzie takie małe, kruche i całkowicie bezbronne. Z zamyśleniem zapatrzył się w spokojnie śpiącego malca, wciąż nie mogąc uwierzyć, że był to jego syn. Zaparł się mocniej o drewniane belki, przymykając powieki i wypuszczając spokojnie powietrze z uchylonych ust jednocześnie spuszczając głowę w dół. Cała ta sytuacja go przerosła. Z zamyśleń ocknął się dopiero wtedy gdy usłyszał zgrzyt otwieranych drzwi. Mimochodem podniósł wzrok na kasztanowłosą dziewczynę, która akurat wychodziła z łazienki. Była zmęczona. Jej włosy były byle jak spięte, a biała koszula nocna na cienkich ramiączkach sprawiała, że wyglądała bladziej niż w rzeczywistości. Gdy ich spojrzenia się spotkały przystanęła w progu drzwi i spotulniała, zupełnie jakby bała się wykonać kolejny krok, jakby już sama zwątpiła w to, czy osoba stojąca niedaleko jest tak naprawdę tą samą osobą, którą poślubiła dwa lata temu. Widział to zwątpienie w jej oczach i ten widok go zabolał. Zabrał ręce z drewnianych szczebelków, odsuwając się trochę bardziej w bok, tym samym odstępując miejsca dziewczynie, zdając sobie sprawę, że Hermiona boi się podejść gdy on stoi tak blisko. Miał rację, jednak nawet wtedy gdy się odsunął kasztanowłosa nie miała odwagi do niego podejść. Wciąż stała w drzwiach patrząc prosto w oczy arystokraty, który tak intensywnie spoglądał w jej. Cisza między nimi była przytłaczająca, tak samo jak wzajemne spojrzenia, z których żadne z nich nie było w stanie wyczytać nic więcej jak tylko jedno wielkie zwątpienie. Niepewnie podeszła do łóżeczka syna dopiero wtedy gdy usłyszała dziecięce postękiwanie. Pochyliła się nad malcem, delikatnie gładząc je po policzku, uśmiechając się przy tym niemal przez łzy. Mały spał dalej. Ze spokojem choć smutkiem stała nad łóżeczkiem, przyglądając się swojemu dziecku. Draco obserwował ją uważnie, z każdą sekundą coraz bardziej czując jak jego dotychczas zamrożone serce zaczyna mocniej bić. Zupełnie jakby spadły mu łuski z oczu. Jakby poczuł, że naprawdę kilka lat temu mógł się zakochać w tej drobnej i kruchej kobiecie. Mógł się zakochać i mógł ją kochać dalej. Poczuł się jak skończony dupek, gdy zdał sobie sprawę jak bardzo mógł ją dzisiaj skrzywdzić swoim zachowaniem i komentarzami. Nawet jeśli to nie był jego świat i znalazł się w nim przez pomyłkę, co stało na przeszkodzie by zrobić go swoim światem? Może powinien przyjąć to co dał mu los. Może to była jego druga szansa, może los pozwolił mu zacząć zupełnie inne życie. Nie mógł wybrać jego początku, ale mógł zdecydować o jego końcu. I chyba już wiedział, jak chce żyć dalej.
Wzdrygnęła się lekko gdy poczuła perfumy swojego męża. Te same, których używał jeszcze w czasach szkolnych, a ją przyprawiały o zawrót głowy i drżenie nóg. Draco stanął za nią bez słowa, by po chwili zaprzeć się rękami na barierkach łóżeczka swojego syna, po obu stronach jej drobnego ciała. Nie chciał by uciekła, chociaż taki początkowo miała zamiar. Nie pozwolił jej na to. Teraz miał ją tylko dla siebie. Zadrżała pod wpływem jego bliskości, czując jak po jej ciele przechodzi dreszcz emocji, który tak bardzo kojarzył jej się z pierwszym razem kiedy zbliżył się do niej w tak intymny i czuły sposób. Zatopił twarz w jej sprężystych lokach, upajając się jej zapachem, delikatnie muskając płatek jej ucha koniuszkiem swojego nosa. W kolejnej sekundzie zjechał wargami w dół i delikatnie musnął ustami jej nagi obojczyk. Zupełnie jakby próbował przypomnieć sobie jej zapach i smak. Zadrżała. Nie mogła powstrzymać dreszczu po raz kolejny rozchodzącego się po jej odkrytym ciele. Zaskoczył ją tym ruchem. Tym bardziej, że od początku tego dnia nie okazywał jej żadnych uczuć. Wręcz przeciwnie. Teraz jednak tym delikatnym, czułym choć niewielkim ruchem przekazał jej tak wiele swoich myśli i uczuć, że miała wrażenie, że jej ciało płonie w miejscu, w którym jeszcze sekundę temu były jego wargi. Nieznacznie przechyliła głowę w bok próbując przy tym na niego spojrzeć. Nie odwzajemnił tego spojrzenia. W ciągu dalszym miał przymknięte powieki i pocałował ją jeszcze raz, tym razem kawałek wyżej. 
- Przepraszam…..
Zaczął po chwili cichym szeptem, na krótki moment zabierając swoje usta z jej odsłoniętego obojczyka.
- … już sam sobie nie wierze.
Odważyła się by odwrócić się w jego stronę, nawet nie drgnął. Nie zabrał rąk z poręczy, które tak bardzo ograniczały jej ruchy. Nie chciał pozwolić na to by między nimi pojawił się choć maleńki odstęp. Miał wrażenie, że gdy straci ją teraz, straci ją już na zawsze. Hermiona jeszcze bardziej posmutniała. Uniosła na niego smutne spojrzenie, pełne niezrozumienia i skrywanych uczuć, w tym bólu i żalu.
- A co jeśli masz rację? Co jeśli to nie twój świat?
Nie odpowiedział, spoglądając na nią w milczeniu, w jakimś stopniu zrezygnowany i przybity tą wypowiedzią. W oczach kasztanowłosej zabłysły łzy, które tak uparcie tłumiła w sobie przez cały dzień. Powstrzymała je i tym razem.
- Myślałam o tym co mi powiedziałeś zanim zawiozłeś mnie do szpitala, opowiadałeś to wszystko z zapałem. W twoich oczach widziałam, że mówisz prawdę. Może to wszystko….. ten dom, nasz syn, my…. Może jesteśmy tylko snem? Może my nie istniejemy...
Zakończyła po chwili czując, że głos drży jej coraz bardziej. Jej przepełnione smutkiem spojrzenie bolało go bardziej niż najgorsze tortury. Przyglądał jej się niepewnie. Nie miał pojęcia czy oboje mówią szeptem bo nie chcą obudzić śpiącego obok dziecka, czy cała ta chwila i te niezliczone, panujące między nimi emocję tego od nich wymagają.
- A może właśnie to Hogwart był tylko wymysłem mojej wyobraźni...
Delikatnie pokiwała głową na znak zaprzeczenia, z całych sił próbując powstrzymać łzy piekące ją pod powiekami i sprawić by jej głos drżał choć odrobinę mniej.
- A jeśli jest odwrotnie? Jeśli to właśnie ten świat, w którym teraz jesteśmy naprawdę nie istnieje?
Uniosła na niego rozbiegane spojrzenie pełne skrywanego bólu, żalu i tęsknoty. Tak bardzo go to przytłaczało, że już nie był w stanie dłużej patrzeć jej w oczy. Przymknął powieki, pozwalając by melancholia pochłonęła go całego. Nie mówiąc już nic, bardziej się nad nią pochylił, delikatnie opierając swoje czoło o jej. Ona również przymknęła oczy próbując ukoić cały ból w jego namacalnej bliskości i rozgrzanym oddechu, który tak bardzo drażnił jej niespokojne wargi. Milczeli oboje, zupełnie jakby mieli świadomość, że stanęli na rozdrożu i już sami nie wiedzieli, w którą stronę zaprowadzi ich skrzyżowanie. Nie wiedzieli czy pójdą razem, czy osobno. Czy było to pożegnanie, czy może jednak przywitanie. Przez chwilę panowała między nimi cisza, w trakcie której Hermiona z całych sił starała się przełknąć swoje łzy, a Draco uspokoić bicie serca, które tak bardzo chciało wyskoczyć z jego klatki piersiowej żałujac, że kiedykolwiek się w niej znalazło.
- Może to tylko sen?
Cichy i drżący szept jego żony rozbił się na jego ustach sprawiając, że otworzył powieki i odsunął się od niej tak by na nią spojrzeć.
- Jeśli to sen Granger.... to mam nadzieję, że już nigdy się nie obudzę.
Jego tak czuły, a jednocześnie męski szept sprawił, że nie była w stanie powstrzymać łez, choć uparcie próbowała się do niego uśmiechnąć. Czule ujął jej policzek delikatnie ocierając łzę spływającą z jej bladego policzka, nim zakończyła swoją podróż na szwedzkiej podłodze. Na moment przymknęła powieki, pozwalając sercu ukoić się tą chwilą i spragnionym dotykiem. Dopiero po chwili odważyła się otworzyć powieki. W milczeniu spoglądał w jej oczy czując, że tonie w głębi jej bursztynowego, szlachetnego spojrzenia. Pamiętał to uczucie jeszcze z czasów Hogwartu, o ile w ogóle kiedykolwiek tam był i istniało to miejsce. Mimochodem odgarnął niesfornego loka z jej policzka, zakładając go za ucho. Pamiętał ten ruch, pamiętał również jak wiele razy dziewczyna go wykonywała podczas ich rozmów i wspólnych chwil, najczęściej wtedy gdy się rumieniła, gdy coś wprawiło ją w zakłopotanie lub gdy coś ją speszyło. Za każdym razem go to rozczulało. W tym właśnie momencie nie miał wątpliwości dlaczego zakochał się w niej kilka lat temu, dlaczego się z nią ożenił, mimo tak wielu przeciwności losu i dzielących ich różnic. A owocem tego wszystkiego był ich syn, śpiący w łóżeczku obok. Odnalazł swoje szczęście. Odnalazł je w jej oczach i w życiu razem z nią. Patrzył na nią jak zahipnotyzowany, zupełnie jakby nie mógł uwierzyć, że dostał od losu tak dużo, choć wcale na to nie zasłużył.
Jej serce biło jak szalone, a nogi miękły od jego intensywnego spojrzenia, którym wręcz ją dotykał. W jego oczach widziała miłość i pasję. Widziała to uczucie, które zrodziło się między nimi pewnej nocy w akademiku. Zupełnie jakby zakochał się w niej na nowo.
- Jesteś moją żoną, a nawet nie znam smaku twoich ust….
Jego czuły, pełen namiętności i pożądania szept sprawił, że na jej policzkach pojawiły się rumieńce zawstydzenia, choć przecież przed nią stał jej mąż. Człowiek, z którym dzieliła pościel i sny już od kilku lat. Teraz jednak miała wrażenie, że przeżywają swoją miłość na nowo. Że poznają się od początku. Zupełnie jakby bliskość między nimi rodziła się dopiero teraz, a nie sprzed kilku laty. To był ich czas. To była ich chwila. Pierwsza. Miała wrażenie, że jeszcze nigdy nie całowała jego warg, że jeszcze nigdy nie czuła jego oddechu na swoich rozchylonych ustach, że jeszcze nigdy jego perfumy nie pachniały tam mocno i pięknie, że jeszcze nigdy nie była jego... Będzie dopiero za chwile.
Zamknęła oczy, pozwalając by połaskotał ją koniuszkiem swojego nosa. Przymknął powieki, czując jak jej drżący oddech rozbija się na jego wargach. Hipnotyzował go. Sprawiał, że nie mógł oprzeć się tej bliskości, która wciąż jednak była zbyt odległa. Nieznacznie dotknął jej usta swoimi.  Miał wrażenie, że jego serce wyrwało się z uwięzi, w której tkwiło już od tylu lat. Musnął jej usta jeszcze raz, zupełnie jakby chciał się upewnić, że to jednak nie jest sen ani iluzja, że kasztanowłosa naprawdę tu jest i co więcej, że ma ją tylko dla siebie. Nie chciał zapomnieć tego dotyku i smaku. Jej drżące, nieznacznie rozchylone wargi działały na niego jak najsilniejszy gatunek heroiny. Jak coś bez czego nie można już dłużej żyć. Delikatnie ujął jej policzek, odważając się by zwykły dotyk zmienił się w prawdziwy pocałunek. Odwzajemniła go. Niepewnie oplotła jego szyje drżącymi dłońmi, przysuwając się do niego bliżej. On objął ją drugą ręką, przyciągając do siebie tak, że jedyne co ich dzieliło to tylko ich ubrania. Początkowo delikatny, spokojny, czuły, później już namiętny, wyrażający wszystkie myśli i uczucia. Nie opierała się gdy jego dłonie zjechały na jej biodra. Zacisnął mocniej palce na jej odsłoniętej, delikatnej skórze na udach, by w kolejnej chwili bez ostrzeżenia poderwać ją z ziemi, podnosząc ją do góry. Automatycznie oplotła nogi wokół jego pasa i mocniej, wręcz panicznie objęła ramionami jego szyje, inicjując jeszcze intensywniejszy pocałunek. Zupełnie jakby chciała mu pokazać, że już go nigdy więcej nie puści. Był jej. Odzyskała go. I tylko to było ważne. Tylko to się liczyło. Że znowu miała go dla siebie.
Położył ją na łóżku, jednak ani na moment nie przestawał jej całować. Zupełnie jakby próbował nadrobić te wszystkie lata i pocałunki, których nie pamiętał.
Gładził jej odsłonięte biodro, upajając się gładkością jej aksamitnej skórą. Wiedział, że była zmęczona tym dniem, wiedział również, że nie miała go w planach na te noc. Na nic nie nalegał, niczego więcej nie chciał jak tylko leżeć z nią na łóżku, całując ją tak jak za szczeniackich lat, kiedy nie miało się żadnych zmartwień i obowiązków, a jedyne co było potrzebne do szczęścia to obecność tej drugiej osoby.
Wiedziała, że mimo pragnień, które przebijają się wśród tych namiętnych pocałunków, przyśpieszonych oddechów i palących dotyków jej mąż rozumiał jej zmęczenie, jej niemoc.
Ich wspólne chwilę przerwał dziecięcy płacz. Delikatnie się od niej odsunął, choć ciągle miał jej usta pod swoimi. Pocałował ją jeszcze raz, a czując, że uśmiecha się do niego w trakcie tego delikatnego i czułego gestu również się uśmiechnął. Odsunął się od niej jedynie na kilka milimetrów. Pierwszy raz od dłuższego czasu spojrzeli sobie w oczy, uśmiechając się do siebie. Mimochodem spojrzeli w bok na drewniane łóżeczko, z którego płacz dobiegał coraz mocniej i głośniej. Draco ponownie spojrzał na leżącą pod nim kasztanowłosą, uśmiechając się do niej ironicznie, tak jak za dawnych lat.
- Marudny po matce.
W odpowiedzi trzepnęła go w tył głowy. Odruchowo położyła mu rękę na torsie, wymownie i mało delikatnie odsuwając go od siebie. Już po chwili stała przy dziecięcym łóżeczku trzymając malca na rękach. Draco przyglądał jej się uważnie, coś jednak kazało mu podejść do niej. Nie zamierzał walczyć z tym uczuciem. Z chwilą, w której pojawił się obok niej odwróciła się w jego stronę i z uśmiechem kiwnęła mu głową jednocześnie podając mu rozbudzone dziecko. Przyglądał jej się zaskoczony i zdezorientowany, jednak podświadomie wyciągnął przed siebie ręce niepewnie odbierając od niej swojego syna. Był spięty, jednak zachęcający i przychylny uśmiech Hermiony dodawał mu pewności, której tak bardzo potrzebował. Kasztanowłosa wciąż uśmiechała się do niego lekko, zupełnie jakby tym gestem dodawała mu odwagi. Niepewnie odebrał od niej syna spuszczając na niego swoje stalowe, rozbiegane spojrzenie. Miał wrażenie, że trzyma w rękach coś dużo delikatniejszego niż najcenniejszy i najkruchszy skarb. Przyglądał mu się uważnie, niemal jak w mocnym transie. Dopiero po chwili przyłapał się na tym, że widok ten zdecydowanie za bardzo go rozczula. Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech, a swoje zadziorne choć lekko zbulwersowane spojrzenie podniósł na żonę.
- Jest podejrzanie podobny do Ryana.
Spojrzeniem dała mu odczuć, że jedyne co uratowało go przed jej imponującym prawym sierpowym to fakt, że trzyma dziecko na rękach. Widząc to spojrzał na nią rozbawiony by po chwili ponownie spuścić wzrok na wiercącego się na jego rękach syna. Hermiona na ten widok uśmiechnęła się lekko jednocześnie podając swój palec grymaszącemu malcowi. Miał jej bystre spojrzenie, chociaż już było wiadomo, że w przyszłość będzie wyglądać jak ojciec. Szczególnie rozczulały ją jego trzy urocze blond włoski na krzyż, gdzie jeden zakręcał się lekko.
Draco spojrzał na nią z fascynacją, a czując na sobie jego pełne czułości spojrzenie również na niego spojrzała.
- Na początku myślałem, że to najgorszy dzień mojego życia, teraz wiem..... że jest najlepszy.
Uśmiechnęła się do niego najpiękniejszym uśmiechem jaki w życiu widział, a błysk w jej bursztynowych oczach sprawiał, że jego serce biło jak szalone. Odwzajemnił jej uśmiech. Bez słowa pochylił się nad nią i pocałował ją najdelikatniej, a zarazem najczulej jak tylko można to sobie wyobrazić. Fakt, że między nimi jest dziecko nie stanowił żadnego problemu, a wręcz jeszcze bardziej ich do siebie przybliżał niż dzielił.
- Kocham cię Granger.
Szepnął w końcu odsuwając się na chwilę od jej ust. Odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem.
- Wiem Malfoy.
Sposób w jaki powiedziała jego nazwisko sprawił, że jedyne co był w stanie zrobić to tylko i wyłącznie ją pocałować. Dopiero po dłuższej chwili zorientowali się, że dziecko zasnęło. Delikatnie odebrała je od blondyna, kładąc na łóżeczku. Draco jednak nie dał jej szans na wykonanie kolejnego kroku. Bez słowa komentarza stanął za nią, obejmując ją mocno i odszukując ustami płatek jej ucha, skubnął go lekko zębami.
- Wiesz, tak sobie myślę… to całkiem nam wyszło. Może zrobimy sobie drugie?
Jego perwersyjny choć zachęcający szept wywołał lekko ironiczny, złośliwy uśmiech na jej rozpromienionej twarzy. Odwróciła się do niego jednak nie dał jej szans by skomentowała jego propozycję. Zamknął jej usta swoimi, nim zdążyła mu odpowiedzieć. Po chwili leżeli już na łóżku. Zgodziła się.


                                                                      ***


Kilka razy zamrugał powiekami, próbując powrócić i ciałem i umysłem do rzeczywistości. Przyłożył dłoń do nieznośnie bolącej głowy, próbując dźwignąć się do pozycji siedzącej. Ktoś go przed tym powstrzymał, przytrzymując za ramiona i sprawiając, że znowu się położył.
- Leż.
Padło krótkie polecenie, a on nie miał siły by mu się sprzeciwić. Wszystkie mięśnie i skóra zdawały mu się być obolałe. Miał wrażenie, że ktoś wbija mu w czaszkę ostre i długie szpilki. Nie mógł otworzyć ociężałych powiek, a uszy zdawały mu się być przytkane, zupełnie jakby znalazł się blisko jakieś potężnej i głośniej eksplozji. Dopiero po chwili zorientował się, że skądś znał ten głos. Z trudem zmotywował się do tego by otworzyć ociężałe powieki, próbując zagłuszyć ból głowy oraz wytężyć wzrok i słuch. Kiedy mu się to udało zobaczył nad sobą w jakimś stopniu zatroskaną twarz Zabiniego. Dopiero po chwili zauważył, że za nim kawałek dalej stał Pottera, Weasley'a i Granger. Wszyscy przyglądali mu się uważnie, a zmartwienie na ich twarzach zmieniło się w wyraz ulgi. Chociaż Ron z Harrym mieli większy problem by to okazać. Tylko jedna rzecz mu się nie zgadzała. Spojrzał na Zabiniego z wyraźnym niezrozumieniem, kompletnie nie reagując na to co to za miejsce i dlaczego tak właściwie się w nim znalazł.
- Co się stało?
- Potter i reszta znaleźli cie nieprzytomnego i przemoczonego nad jeziorem. Zawołali mnie. Wiesz, zimna to kiepski czas na kąpiel w jeziorze. Co się stało stary?
W głosie czarnoskórego Ślizgona dało się wyczuć troskę, którą próbował zamaskować pod lekkim rozbawieniem. Draco spojrzał na niego zdezorientowany, jednak nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Spróbował skupić się na tym co mogło się stać jednak pogorszyło to tylko obecny stan jego zdrowia, a nieznośny ból głowy znowu dał o sobie znać. Zignorował jednak przeszywający ból, który nachalnie towarzyszył mu w czasie kiedy próbował wstać do pozycji siedzącej, zapierając się przy tym łokciami.
- Nie wiem.
Mruknął w końcu patrząc na przyjaciela z wyraźnym rozbiciem, zupełnie jakby szukał w nim wsparcia i podpowiedzi, że to nic takiego i nic złego się nie stało. Tak go zdezorientowała ta sytuacja, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że jego przyjaciel użył słowa „zima”, a przecież doskonale pamiętał, że było lato.
- Widocznie ma problem z pamięcią.
Mruknął Harry pochylając się nad stojącym obok niego Ronem i Mioną. Najwyraźniej jednak usłyszał to Zabini bo odwrócił się do nich z wyrazem twarzy mówiącym „i co z tego?” na potwierdzenie tej mimiki wzruszył jeszcze niedbale ramionami.
- Każdy lubi się czasem zapomnieć.
W odpowiedzi wybraniec spojrzał na niego spod łba, zadzierając przy tym prawą brew.
- Nie wiem o czym ty pomyślałeś Zabini, ale mi raczej chodziło o to, że amnezję.
Na twarzy Ślizgona pojawił się przebłysk olśnienia sugerujący, że dopiero teraz zrozumiał sens poprzednich słów Gryfona. Mimochodem rozdziawił wargi wydobywając z siebie zmieszane „ach.” Najwidoczniej jednak faktycznie nie mówili o tym samym. Dziwną atmosferę w w pomieszczeniu przerwał główny bohater zamieszania, który w chwili obecnej uważnie przyglądał się Hermionie.
- A gdzie nasz syn?
Jak jeden mąż odwrócili się w jego stronę wytrzeszczając na niego oczy.
- Co? Kogo?
Czując na sobie przeszywające spojrzenie wszystkich zebranych w skrzydle szpitalnym mimochodem spotulniał. Swój niepewny wzrok z żądającego wyjaśnień Zabiniego, Pottera i Weasley'a przeniósł na zdruzgotaną tym wyznaniem Hermionę.
- No, mój i twój.
Widać było, że ta wypowiedź zbiła z tropu wszystkich wbrew pozorom najbardziej jednak rudego Gryfona, który gwałtownie odwrócił się do stojącej za nim zszokowanej przyjaciółki, bombardując ją niedowierzającym choć oburzonym wyrazem twarzy.
- Co?! Miona!
Momentalnie spojrzała na niego z oburzeniem, nie mogąc zrozumieć tych bezpodstawnych i co najmniej irracjonalnych podejrzeń wymalowanych w jego oczach.
- Co? Nie! Nie patrz tak na mnie Ron!
Spojrzał na nią wyjątkowo wątpiąco i zagadkowo, zupełnie jak detektyw na przesłuchaniu, brakowało mu tyko latarki by mógł świecić jej w oczy.
- Jesteś pewna?
Wytrzeszczyła na niego oczy, wyjątkowo zirytowana i wkurzona tym osądem.
- Że w ostatnim czasie nie urodziłam żadnej miniaturki Malfoy’a? Tak, jestem pewna!
- Jesteśmy małżeństwem. Mieszkamy na przedmieściach Londynu. Chodziliśmy razem do collage'u, nienawidziliśmy się, ale przespaliśmy się wspólnym akademiku i to nas do siebie zbliżyło. Jesteś córką farmerów, ja arystokratą. Matka prowadzi kwiaciarnie, ojciec jest na emeryturze. Twoi rodzice prowadzą gospodarstwo i są lekarzami. Dyrektorem naszej szkoły był Dumbledore, chemii uczył mój chrzestny Snape, a waszą wychowawczynią była McGonagall od fizyki. Byłem kapitanem piłki nożnej drużyny Węży. Blizne na brzuchu mam po walce ze złodziejem, ty swoją po skaleczeniu się różą. Chajtnęliśmy się w 2004 roku, wczoraj urodziłaś syna. Weasley i Blaise śpiewają dziwne piosenki i występują pod pseudonimem „Erendbi”. Potter chajtnął się z młodą Weasley i mają trójkę dzieci, oprócz tego został pogodynką, tzn. pogodynem.
Wszyscy obecni w skrzydle szpitalnym zamarli, deszcz przestał padać, a ptaki ćwierkać. Wzrok i myśli wszystkich były skierowane na przywódce Slytherinu.
Zabini bacznie przyglądał się swojemu przyjacielowi jednocześnie kiwając głową na boki, zupełnie jakby nie mógł pogodzić się z obecną sytuacją. Pochylił się nad Wybrańcem by tylko on go usłyszał, chociaż nie przestawał przyglądać się arystokracie zupełnie tak jakby zmienił się w Gumochłona.
- O stary, chyba musiał się naprawdę solidnie walnąć w łeb, albo platyna w końcu wżarła mu się w mózg.
Hermiona pochyliła się nad Malfoy'em znacznie, mierząc go detektywistycznym choć wątpiącym spojrzeniem.
- Ćpałeś?
Zszokowany tą sugestią nie odpowiedział, z kolei Blaise zrobił to za niego przytakując skinieniem głowy.
- Albo się naćpał albo pił przeterminowaną ognistą, innego wyjaśnienia nie ma.
Skwitował jeszcze wykonując przy tym zamaszysty ruch rękoma, zupełnie jakby tym gestem kończył całą tą rozmowę. Draco patrzył na nich zszokowany nie mogąc pojąc co się dzieję i dlaczego wszyscy tak zareagowali na to co powiedział. Dopiero po chwili powiązał wszystkie fakty i coś faktycznie przestało mu się zgadzać. Spojrzał na Zabiniego podświadomie poważniejąc.
- Gdzie my jesteśmy?
- W Hogwarcie. W skrzydle szpitalnym.
Gwałtownie położył się z powrotem na plecach, jednocześnie ukrywając na moment twarz w dłoniach, wydobywając przy tym wyjątkowo siarczyste „kurwa”, które było aż nazbyt trafnym komentarzem całej tej patologicznej sytuacji. Jego świat znowu wywrócił się do góry nogami. Cała trójka towarzyszących mu osób spojrzała na siebie z niezrozumieniem. Zabini zerknął na blondyna z troską wymalowaną w wyglądzie i spojrzeniu.
- Stary, wszystko dobrze?
- Tak.
Rzucił jeszcze krótko nie patrząc przy tym na nikogo, jednocześnie zamaszystym ruchem odgarniając pościel i wstając ze szpitalnego łóżka.
- Wydaje mi się, że to nie jest dobry pomysł...
Szepnęła zmieszana Gryfonka z chwilą, w której Draco skierował swoje kroki w stronę wyjścia ze skrzydła szpitalnego. Reszta przyznała jej rację, chociaż Dracona już dawno w sali nie było. Nikt nie zauważył, że świadkiem całego wydarzenia był sam dyrektor dotychczas obserwujący całe zajście z boku, który w chwili obecnej odprowadził blondyna czujnym wzrokiem.
- Chyba walnął się w głowę bardziej niż przypuszczaliśmy.
Mruknął rudowłosy ostatecznie podsumowując i komentując całą tą sytuację. Odpowiedziało mu ciężkie westchnięcie Zabiniego, który po chwili jednak się ożywił i spojrzał na Wybrańca i rudego zupełnie tak jakby znalazł wyjście z tej ciężkiej i trudnej sytuacji.
- To co, idziemy na ognistą?
Hermiona spojrzała raz na Zabiniego raz na swoich pobudzonych i chętnych przyjaciół z wyraźnym niezrozumieniem.
- Co?
Momentalnie cała trójka chłopaków spoważniała i zrobiła niewinne miny sugerujące, że o cokolwiek dziewczyna ich podejrzewa nie jest to prawdą. Zabini wyglądał na najbardziej zmieszanego.
- Ym. Nie nic. Nienawidzę was. Pa.
Walnął szybko i chaotycznie, unosząc rękę w pożegnalnym geście i prędko wychodząc ze skrzydła szpitalnego.
- No to tego, my też już pójdziemy.
Wydukał dziwnie zmieszany Harry, na co wyjątkowo energicznym ruchem głowy przytaknął mu rudowłosy Gryfon i obaj prędko opuścili skrzydło szpitalne zostawiając w nim zdezorientowaną do granic możliwości przyjaciółkę.
- A tym co się stało?
Odpowiedziała jej cisza.


                                                                       *


Stał nad jeziorem niedaleko płaczącej wierzby. Nie zwracał uwagi na lecący z nieba deszcz, który ostatnimi czasy zmył resztki śniegu jakie jeszcze do wczoraj znajdowały się na błoniach. Temperatura otoczenia wciąż jednak była zimowa. Z uwagą wpatrywał się w przezroczystą taflę wody, ignorując przy tym widoczny dymek wylatujący z jego nieznacznie uchylonych warg. Bez reszty pochłonął go widok głębi jeziora z chwilą, w której zdał sobie sprawę, że to ona przeniosła go do tamtego świata. Nie wiedział jak to się stało, ale przypomniał sobie, że był tu i stał dokładnie w tym samym miejscu myśląc nad całym sensem tego pieprzonego świata, w którym przyszło mu żyć. Przyszedł tutaj by ukoić wszystkie zbędne myśli, które mimo jego wiecznych starać wciąż uparcie przypominały mu o tych wszystkich zadań, które dostawał jako Śmierciożerca oraz o niespodziewanym awansie na generała, którym miał zostać mianowanym przez samego Voldemorta już za dwa dni przy obecności wszystkich ważnych Śmierciożerców, jednocześnie dostając kolejne istotne zadanie, najpewniej związane z pozbawieniem kogoś życia. Stał dokładnie w tym samym miejscu, kiedy coś odbiło się od tafli wody i przykuło jego uwagę. Pamiętał, że zahipnotyzowało go to odkrycie do tego stopnia, że pochylił się nad wodą by zobaczyć skąd dobiegał ten błysk i wtedy stracił kontakt z rzeczywistością, budząc się na dużym łóżku z baldachimem, jednocześnie będąc mężem Hermiony Granger i ojcem ich dziecka.
- Nie da się tam wrócić.
Jak przyłapany na kradzieży zabrał wyciągniętą dłoń znad tafli wody i wstał gwałtownie odwracając się przy tym do stojącego za nim Dumbledore'a. Mimochodem ponownie spojrzał na jezioro, a profesor zrównał się z nim ramionami.
- Ukazuje się tylko wybranym. Samo wybiera komu i co pokaże. Może pokazać wiele, zabrać cie w inny świat, pokazać co by było gdybyś wybrał inną drogę w życiu, może również poprzez to co ci pokazał odpowiedzieć na twoje niezadane pytania, na twoje najskrytsze pragnienia o których nawet nie wiesz. Cokolwiek zobaczyłeś, czegokolwiek doświadczyłeś było to zarezerwowane dla ciebie.
W jakimś stopniu poczuł ulgę, że chociaż ktoś był w stanie powiedzieć mu, że to czego jeszcze niedawno doświadczył w jakiś sposób działo się naprawdę i nie było tylko i wyłącznie wymysłem jego zbyt bujnej w dodatku chorej wyobraźni. Teraz już miał pewność, że w pewnym stopniu była to prawda, że tamten świat istniał. Że wszystko czego tam doświadczył w pewnym sensie wydarzyło się naprawdę. Spojrzał na profesora z nieznanym sobie spokojem, ukrywając przed samym sobą wewnętrzne rozbicie, które tak nachalnie przypominało mu, że chciałby tam wrócić. Wciąż nie mógł uwierzyć, że znowu był tutaj, w Hogwarcie. Wraz z powrotem stracił dużo więcej niż początkowo mógł przypuszczać. Nawet miał pretensje do tego świata, który tak brutalnie i nieoczekiwanie ściągnął go z powrotem nie pytając go nawet o zdanie.
- Byłeś tam?
Jego cichy i niepewny szept był do niego całkowicie niepodobny. Dumbledore domyślał się co musiał czuć chłopak, więc wybaczył mu brak zwrotów grzecznościowych w jego wypowiedziach. Zresztą w jego wypadku nie był to pierwszy raz kiedy nie tylko ich brak mu wybaczał, ale nawet tolerował i nie wymagał. W odpowiedzi na jego pytające spojrzenie przytaknął nieznacznym skinieniem głowy, przenosząc wzrok z jeziora na wpatrującego się w niego ucznia.
- Tak. Zobaczyłem życie, które by mnie czekało gdybym nie był dyrektorem Hogwartu. Spokojne życie z rodziną. Bez problemów i bez zmartwień.
W tonie staruszka dało się wyczuć smutek i melancholię, choć starał się ją ukryć pod delikatnym uśmiechem. Dracona jednak to nie zmyliło. Spojrzał na profesora z niezrozumieniem.
- Dlaczego więc go nie wybrałeś?
- Bardziej byłem potrzebny tutaj.
- Nie tęsknisz za tym?
Miał świadomość, że jego pytanie nie mogło już zabrzmieć banalniej i głupiej, zabierając mu przy tym całą resztkę jego beznamiętności i wyniosłości. Z drugiej strony chciał usłyszeć, że jest na świecie chociaż ktoś jeszcze kto czuje coś podobnego do tego co on teraz. W odpowiedzi gospodarz Hogwartu westchnął ciężko pod nosem, przymykając na moment zmęczone powieki.
- Nie wiem. Nie pamiętam tamtego życia. Ty również niczego jutro nie będziesz pamiętał.
Spojrzał na gospodarza Hogwartu z niezrozumieniem. Coś go zabolało po tym wyznaniu.
- W takim razie skąd profesor wiedział co go spotkało?
- Dostałem swoją szanse. Mogłem wybrać co zrobić ze swoim życiem. Wybrałem Hogwart bo wiedziałem, że robię dobrze. Ale ten czas, który dostałem na podjęcie decyzji poświęciłem na spisanie wszystkiego co przeżyłem w tamtym życiu. Co jakiś czas wracam do tej starej księgi. Wiem, że podjąłem słuszną decyzję i podjąłbym ją jeszcze raz, jednak samotność prędzej czy później dopadnie każdego człowieka….
Dyrektor posmutniał jednak uparcie starał się zachowywać na twarzy delikatny uśmiech, zupełnie jakby wciąż powtarzał sobie, że wszystko jest dobrze. Nie było jednak i Draco to po nim widział.
- Warto było się tak poświęcić?
- Ktoś musiał.
Uciął krótko, po raz kolejny odkrywając przed nim brutalność tego świata. Po chwili dyrektor przeniósł swoje spojrzenie z powrotem na rozbitego podopiecznego.
- Teraz czas na ciebie. Jezioro cię wybrało, pokazało ci jedną z możliwości jak dalej może potoczyć się twoje życie.
Ta wypowiedź jednak nie wywarła na Ślizgonie takich reakcji jakich chciał i jakiś oczekiwał profesor. Wręcz przeciwnie. Draco spojrzał na niego z rozżaleniem połączonym ze złością. Wciąż nie mógł zapomnieć ust Hermiony i wyglądu ich syna.
- Po co? Po co mi to pokazało? Jaki w tym sens, skoro jutro nie będę niczego pamiętał?
Dumbledore spojrzenie z jeziora przeniósł na swojego wzburzonego podopiecznego, spojrzał na niego z wyraźnym zwątpieniem i niezrozumieniem.
- Sens? Potrzebny ci sens? Woda pokazała ci coś co tylko ty jesteś w stanie zrozumieć. Nie pokazała ci tego bez celu i bez powodu. Dała ci wspaniały dar, który możesz wykorzystać. Musisz tylko wybrać właściwą drogę. Dostałeś możliwość wyboru…
- Jakiego wyboru, przecież…
Dyrektor jednak nie dał mu dojść do słowa. Wiedział, że blondyn wciąż nie rozumie przesłania, które chciało mu pokazać jezioro i tego czego on usiłuje mu powiedzieć.
- Jezioro pokazało ci inne życie. Od ciebie zależy jak wykorzystasz te wiedzę. Masz na to ten wieczór. To wystarczający czas na podjęcie decyzji. Na wypowiedzenie przemilczanych słów, na zrobienie czegoś przed czym wcześniej się broniłeś. Na wybranie drogi, na zdecydowanie jak dalej potoczy się twoja przyszłość. Dzisiaj stanąłeś na rozdrożu, musisz tylko wybrać drogę, którą pójdziesz dalej. Dostałeś szanse jakiej nikt inny nie dostał, od ciebie zależy czy ją wykorzystasz.
Wyniosła postawa Ślizgona wskazywała na to, że wrócił do porządku dziennego i pozbierał się po tym co przeżył i czego doświadczył. Gdzieś w głębi jego samego było jednak zupełnie inaczej.
Ostatni raz spojrzał na jezioro, towarzyszyła mu przy tym gorycz, którą usilnie próbował zamaskować przed całym światem i samym sobą.
- Chce o tym zapomnieć.
Rzucił oschle w stronę jeziora, zupełnie jakby to do niego kierował swoje słowa, a nie do mężczyzny stojącego obok. Bez słowa pożegnania odwrócił się w stronę błoni i ruszył w stronę Hogwartu nie żegnając się z profesorem. Zostawiając za sobą całe poprzednie życie łącznie, a może i głównie Hermione i ich syna. Dumbledore odprowadził go zatroskanym spojrzeniem, nie mogąc pogodzić się wyborem jakiego dokonał. Przeczuwał, że musiało go spotkać coś istotnego. Coś co przerosło nawet przywódce Slytherinu.
- Jakie życie cie tam spotkało Draco?
Zadając to pytanie dyrektor nie chciał zaspokoić swojej ciekawości. Chciał jedynie by chłopak sam ocenił co z własnego wyboru właśnie traci. Blondyn przystanął w miejscu jednak nie odwrócił się w stronę dyrektora.
- Prostsze.
W następnej chwili ruszył dalej zostawiając dyrektora sam na sam ze swoimi myślami.


                                                                        *


Po cichu weszła w głąb salonu, tracąc całą swoją pewność z chwilą, w której zobaczyła blondyna siedzącego na sofie. Siedział przed kominek, beznamiętnym spojrzeniem obserwując wypalający się ogień w palenisku. Do skroni przykładał oblodzoną szklankę wypełnioną Ognistą Whisky z lodem, którą w chwili obecnej próbował stłumić nieznośny gól głowy i zapić to o czym tam bardzo nie chciał pamiętać. Do północy jednak zostały jeszcze dwie godziny. Musiał żyć z tymi wszystkimi wspomnieniami jeszcze przez sto-dwadzieścia minut i szczerze wątpił w to czy da radę.
Jego myśli pochłonęły go tak bardzo, że nawet nie usłyszał kiedy wróciła druga lokatorka. Również zignorował miauczenie kotów, które wyszły jej na spotkanie. Po cichu kucnęła nad rozpieszczoną trójką rodzeństwa głaszcząc je przy tym czule i pokazując palcem by były cicho. Może były mądrzejsze niż przypuszczała, bo zamilkły i zajęły się swoimi sprawami. Przez chwile chciała przejść niezauważona. Niemal na palcach ruszyła do swojej sypialni, coś jednak kazało jej zostać tu jeszcze przez chwile. W milczeniu podeszła do części wypoczynkowej ich salonu, po cichu siadając na fotelu niedaleko chłopaka. Nie spojrzała jednak na niego, jedynie czuła, że poruszył się znacznie na sofie, dopiero teraz zdając sobie sprawę z jej obecności i patrząc na nią z czymś na wzór zdezorientowania i niezrozumienia. Dzielnie jednak wytrzymała to spojrzenie, a i on w porę zorientował się co robi i powrócił do poprzedniej pozycji. Podświadomie jednak spoważniał, tak jak ogólna atmosfera, która zapanowała w pomieszczeniu. Nie rozmawiali ze sobą zbytnio od czasu powrotu blondyna z dwutygodniowego pobytu w skrzydle szpitalnym i wydarzeniach w Dagurtar. Ich kontakty i relacje były czysto zawodowo-szkolne i nie wychodziły poza tematy i dyskusje załatwiane zwięźle, krótko i na temat. Starali się również nie przebywać ze sobą sam na sam dłużej niż to było konieczne. Coś jednak po tym dniu się zmieniło. Pierwszy raz od dłuższego czasu Hermiona naprawdę chciała dotrzymać mu towarzystwa. Nawet tego potrzebowała. Po prostu chciała chwile z nim posiedzieć, być obok niego. Nawet jeśli ten czas mieli spędzić na milczeniu.
Dopiero po dłuższym czasie odważyła się na niego spojrzeć. Znowu był zamyślony i nieobecny. Znowu jego wzrok skierowany był w stronę kominka. Jedynie położenie szklanki się zmieniło bo już nie była przy skroni tylko przy ustach.
Żałowała, że nie ma w sobie tyle odwagi by zapytać jak wyglądał ich syn i jak miał na imię. Naprawdę chciała to wiedzieć.
- Malfoy…
Zaczęła cicho i niepewnie jednak nieoczekiwanie to on jej przerwał.
- Pamiętałem Hogwart, potem wszyscy mi wmawiali, że nie istnieje. Uwierzyłem. Teraz okazuje się, że to co mi wmawiano nie istnieje, a Hogwart jednak tak. Głowa pulsujemy mi tak bardzo, że zaraz fragmenty mojego mózgu będą się komponować z tymi szarymi ścianami.
Chyba nawet on nie był świadomy, że powiedział swoje chaotyczne myśli na głos. Hermiona również to po nim widziała dlatego wolała udawać, że nie słyszała tego wyznania. Łatwiej i lepiej było po prostu zmienić temat.
- Jak się czujesz?
Dopiero teraz spojrzał jej prosto w oczy chociaż widać było, że wyjątkowo wkurzyło i sprowokowało go to pytanie.
- A jak mam się czuć? Wyprano mi mózg. Dwukrotnie.
Kasztanowłosa zamilkła, a on po chwili odpuścił. Zupełnie jakby uświadomił sobie, że nie rozmawia z Blaise'em tylko z Hermioną, a to już zupełnie co innego. Zapanowała między nimi dziwna cisza, którą dopiero po dłuższej chwili przerwała Gryfonka.
- Jak głowa?
Zadając to pytanie skinęła na głowę chłopaka, który znowu trzymał zimną szklankę przy skroni, a po jego wyrazie twarzy było widać, że mocno w nią oberwał.
Dopiero po chwili zrozumiała, że w ogóle nie powinna zadawać pytań i najlepiej by było gdyby siedziała cicho, a tak właściwie w ogóle nie powinno jej tu być. Miała świadomość, że znowu zapytała chłopaka o coś banalnego, na co jednak nie odpowie jej z uśmiechem na ustach. Była wręcz pewna, że ją zignoruje. Na twarzy blondyna pojawił się mimowolny grymas bólu, w czasie kiedy mocniej przyłożył sobie szklankę do skroni.
- Czuje się jakby przejechał mi po niej rozpędzony pociąg. Zaczynam żałować, że ją mam.
Mimo wszystko samo wyznanie i sposób w jaki je zaakcentował sprawiły, że na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Z cichym westchnięciem wstała z fotela. Nie było sensu przedłużać ich konfrontacji. Wiedziała i czuła, że Draco chce być teraz sam. A po tym co zasugerował w skrzydle szpitalnym tym bardziej powinni się od siebie oddalić. Tak było bezpieczniej. Chociaż niekoniecznie łatwiej.
- Wiesz Malfoy…. To był tylko sen. W sny nie trzeba wierzyć.
Mówiąc to uśmiechnęła się do niego miło i nie czekając aż na nią spojrzy i coś jej odpowie ruszyła w stronę swojej sypialni. Draco uniósł na nią rozbiegane spojrzenie i odprowadził ją tylko sobie znanym spojrzeniem.
- A co z takimi, z których nie chcesz się obudzić?
Przystanęła w miejscu pozwalając by na jej twarzy pojawił się delikatny, niewinny uśmiech. Zatrzymała dłoń na klamce od drzwi, delikatnie odwracając się w stronę intensywnie wpatrującego się w nią blondyna. Rozczuliło ją to pytanie, tak samo jak sposób w jaki je wypowiedział i jego żarliwy wzrok, którym w chwili obecnej na nią patrzył.
- W takie sny warto uwierzyć.
Szepnęła cicho, uśmiechając się do niego delikatnie i pięknie. Miał cholerną świadomość, że była to ostatnia szansa by mógł ją zatrzymać i sprawić by to co spotkało go dzisiejszego dnia stało się realne. Nie zrobił tego.
- Dobranoc Malfoy.
Dodała cicho i nie czekając na odwzajemnienie tego pożegnania zamknęła się w swojej sypialni bezgłośnie zasuwając za sobą drzwi.
Z chwilą, w której Hermiona zniknęła w swoim pokoju, na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech. Po cichu wypuścił powietrze z nieznacznie rozchylonych wargi i spuścił swoje rozczulone spojrzenie w dół, delikatnym uśmiechem żegnając wspomnienia o wspólnym życiu razem z nią. Nim dobiegła północ i zapomniał o wszystkim wziął do ręki pióro dotychczas leżące na stole zapisując na znajdującym się obok pergaminie tylko jedno słowo.
„Scorpius”.


_____________
_____________________


To rozdział dodatkowy. Wymyślony na konto moich urodzin. Taka zachcianka. (chociaż pojawił się z miesięcznym opóźnieniem. Taki szczegół).



                                       




65 komentarzy:

  1. o rety, jeszcze nie zaczęłam czytać , tylko sprawdziłam sobie mniej więcej ile tego jest i aż szok przeżyłam jakie długie to jest, jeszcze jak napisałaś, że to jeden z najdłuższych :)
    Na razie nie napiszę co o nim sądzę ale na pewno musi być genialny !
    Także nie zostaje mi nic jak przygotować sobie wałówkę i zasiąść do czytania :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zrobiłam to samo, 00:30 i wiem że szybko nie zasnę

      Usuń
    2. jednak nie jest źle , właśnie skończyłam :P Teraz tylko poczekać do następnego rozdziału... przynajmniej się wyśpie xd

      Usuń
    3. Jak to możliwe ? Ja czytalam 2 godziny..

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Mnie się rozdział podobał i to baaaardzo :) Kochana, masz talent pisarski, naprawdę! A początek mnie strasznie rozbawił.
      "-Jestem w ciąży.
      -Gdzie ty jesteś?!"
      No naprawdę, sama to wymyślasz? :) Brawo!
      zapraszam kochana do mnie, chętnie poznam twoj ą opinię :)
      http://wspolkochac-przyszlam-dramione.blogspot.com/

      Usuń
    2. I właśnie dziś rozpoczynam czytanie tego rozdziału drugi raz :) i po raz drugi tak się śmieję ... ;) Caaały rozdział był taki zabawny, że zaczęłam nawet kopiować fajne momenty do komentarza, ale stwierdziłąm ,że tego byłoby tak dużo, że komentarz wyszedłby długości tego rozdziału ^^ KOchana, uwielbiam twojego bloga! Zasługujesz na miano najlepszej autorki wszechczasów!

      Usuń
  3. Cudowny rozdział jak każdy z resztą :D
    Szkoda, że to co przeżył Draco nie było prawdziwe.
    Czekam na NN <3

    Zapraszam do mnie youaremyhorcrux.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tego rozdziału nie da się opisać. Gdy w poprzednim poście napisałaś że następny będzie bardzo Dramionowy, podświadomie oczekiwałam czegoś innego. Po przeczytaniu tego bardzo się cieszę że rozdział jest taki, a nie inny. Po przeczytaniu początku gapiłam się się w ekran jak urzeczona. Reakcje Draco i jego próby tłumaczenia innym kim naprawdę jest były niesamowite. Zawód Blaisa i Rona jako raperów i Harrego jako pogodynki tzn. Pogodyna mnie rozwalił:) Niestety nagle wszystko wróciło do rzeczywistości. Słowa Draco , że on chce by ten sen był rzeczywistością były .. Cudowne:)Tego rozdziału nie da się opisać. Gdy w poprzednim poście napisałaś że następny będzie bardzo Dramionowy, podświadomie oczekiwałam czegoś innego. Po przeczytaniu tego bardzo się cieszę że rozdział jest taki, a nie inny. Po przeczytaniu początku gapiłam się się w ekran jak urzeczona. Reakcje Draco i jego próby tłumaczenia innym kim naprawdę jest były niesamowite. Zawód Blaisa i Rona jako raperów i Harrego jako pogodynki tzn. Pogodyna mnie rozwalił:) Niestety nagle wszystko wróciło do rzeczywistości. Słowa Draco , że on chce by ten sen był rzeczywistością były .. Cudowne:) Nie mogę się doczekać następnego równie cudownego rozdziału mimo że wg Ciebie będzie brutalny. Muszę przyznać, że masz ogromny talent do pisania. Potrafisz tak zakończyć rozdział, że czytelnik wciąga się ogromnie i nie może się doczekać dalszego rozwoju spraw:)
    Pozdrawiam,White Tiger

    Ps Teraz błagam Cię jeszcze raz o Happy End bo gdyby go nie było to bym się chyba zabiła..

    OdpowiedzUsuń
  5. Na miejscu Dracona to ja bym się chyba bała z łóżka wstawać z obawy co przyniesie kolejny dzień ;D Przynajmniej na starość będzie miał co wnukom opowiadać ;) Rozdział czytało się lekko i przyjemnie a to bardzo fajnie szczególnie, że kolejne odcinki zapowiedziałaś w raczej drastycznych barwach (takie też są potrzebne). Rozwalił mnie motyw Zabiniego i Rona bujających w czerwonej furze, mistrzostwo ! Mam nadzieję, że wena dopisze i niedługo będziemy się cieszyć kolejnym odcinkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Spodziewałam się czegoś niezwykłego ale taka BOMBA!!! Muszę to przetrawić dopiero potem napiszę jakiś sensowny komentarz...

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga autorko,
    Przed wszystkim życzę Ci spełnienia marzeń i dużo uśmiechu . To pierwsza sprawa... druga sprawa - notka oderwana od wątku ale no wybaczcie wszyscy jest zajebista.:-) Ja nie mogę pojąć do tej pory jak Ty to robisz że tak pięknie piszesz. Czytając czuję jak bym siedziała przy każdej scenie z bohateram na wygodnum fotelu i ich obserwowała. A trzecia sprawa jakie słotkie zdjecie. Ale juz nie bedzie tej nutki ... nawet nie wiem jak wyrazić tego uczucia przed ich pocałunkiem .- no cóż trudno:-) . Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Patrzę i nie mogę uwierzyć.... W końcu nowy rozdział :) i to jaki długi :D
    Przyznam, ze rozbawił mnie bynajmniej część snu i obudzenia się Draco. Rozmowa Malfoya i Granger juz powazniejsza, taka sama jak spotkanie nad jeziorem z dyrektorem.
    Rozdział cudowny,wspaniały i wiele innych epitetów, ale.spac mi się chce, wiecc Ci ich, kochana niestety nie wypisze ;)
    Jejku normalnie nie mogę się pozbierać a to jedno słowo Draco , odbija się w mojej głowie "Prostsze." wyobrazilam siebie to wszystko tak dokładnie, ze aż sama się dziwie....
    Wprowadzials mnie w taki świat, ze zapomniałam o tym, iż mam jutro kilka kartkówek xd
    No.coz życie.....
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili Blue(Potter)
    panstwoweasley.blogspot.com <----- ZAPRASZAM

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny, genialny, czarujący, magiczny.. mogła bym wymieniać w nieskończoność ale to i tak nie opisze mojego zachwytu. Na początku rozdziału poplątałam się niczym Malfoy, nie wiedziałam o co chodzi i co się dzieje ale z czasem ogarnęłąm. Dziewczyno ! Ty piszesz rewelacyjnie, niczym Rowlling. Jak czytałam koniec, to miałam ochotę się rozpłynąć Draco był taki.. o mój Boże.. za dużo emocji. Jest kilka opowiadań, które jak czytam to tak się czuje ale twój jest na 2 miejscu, bez dwóch zdań, on zawsze wprowadza w świat magi.. Zawsze kiedy czytałam trylogię Igrzysk tak właśnie się czułam tyle, że wtedy miałam dalszą akcje..
    No cóż, wiem że mój komentarz jest chaotyczny i rozbiegany ale te emocje.. Archh.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział wprost przecudowny!
    Scena z dorosłego życia Draco i Hermiony wręcz urocza i magiczna. Nigdy nie czytałam czegoś równie pięknego.
    Na sam koniec się popłakałam.
    Teraz tylko mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział i pomimo, że będzie on, jak piszesz, mroczny, to nasi główni bohaterowie będą w końcu ze sobą.
    Oby uch dorosłe życie wyglądało dokładnie tak jak te opisane tutaj, a nawet jeszcze lepiej.
    Gratuluje cudownego rozdziału i wzruszającej końcówki. (Przynajmniej dla mnie była wzruszająca)
    Pozdrawiam i weny.<3
    Avis.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudny...Taka rodzina, ach piękny rozdział...
    Pozdrawiam
    Anta
    PS. Ale przecież! Spełnienia marzeń, dużo uśmiechu i jeszcze więcej weny (przepraszam za spóźnienie).

    OdpowiedzUsuń
  12. Osobiście umarłam, czytając o nieuczciwym poborcy podatkowym :D
    Rozdzial sam w sobie - doskonaly. Płaczę, bo rozumiem Draco. Z tamtego świata tez nie chcialabym wracac. Piekny, gleboki, melancholijny i pelen uczuc rozdzial. Oby wena pozwolila, by kazdy kolejny byl równie dobry badz nawet lepszy :) z niecierpliwością oczekuje kolejnej części :) pozdrawiam Lessiada

    OdpowiedzUsuń
  13. Napisałam mega długi komentarz i mi go usuneło ;( nie wiem dlaczego ale zawsze jak komentuje Twój rozdział to mi usuwa do niego komentarz ;( mam jakiegoś niewytłumaczalnego pecha;(
    Rozdział był fenomenalny ale nie mam siły od nowa pisac nowego komentarza.
    pozdrawiam i życze weny ;]

    OdpowiedzUsuń
  14. Epickii! Na początku sama się nie mogłam połapac o co do konca chodzi, ale musze przyznać, że genialny rozdział i przede wszystkim pomysł na niego :)
    masz rację długiii, ale takie są twoje rozdziały i kocham je :* Harry jako pogodynka rozwalił system :D
    fajna reakcja Draco na to wszystko, najbardziej podobała mi się jednak rozmowa jego z dyrektorem ;) jakoś tak wywołała we mnie inne emocje ;) no nic czekam z niecierpliwością na nexta pozdrawiam i życze dużoooo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Jej gratuluję sukcesu :)
    Na początku rozdziału byłam nie mniej skołowana niż nasz blond arystokrata. Podobała mi się wizja jego szczęśliwego życia. Proszę zrób aby tak im się ułożyło...
    Szkoda mi tamtej Miony. Była świetna i miła takie cudene życie a tu bam-to tylko sen.
    Rozdział jak zwykle pozwalający swoimi opisami i treścią. A tak ogółem: wiążesz swoją przyszłość z pisaniem? Jeżeli tak to chcę egzemplarz twojej książki z dedykacją! Zaklepane! Czekam na nn :)
    Z duuużą ilością weny i mnóstwem całusów - Optymistyczna Pesymistka ♡

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozbiłaś mnie psychicznie dziewczyno, wiesz o tym...
    A to zdjęcie na koniec...
    Nie mogę po prostu, ryje jak dziecko!
    Durny Malfoy, nieeee, no.
    Idę się pozbierać,
    Pozdrawiam i dziękuję, Rouse :*

    OdpowiedzUsuń
  17. czy oni będą kurde kiedyś ze sobą???

    OdpowiedzUsuń
  18. Na przemian płakałam ze śmiechu i ze smutku, naprawdę twoje rozdziały sprawiają że przez parę dni po przeczytaniu nie umiem myśleć o niczym innym.... Uwielbiam całego twojego bloga i jak mam gorszy dzień zawsze wracam do KacHogwart i od razu mi lepiej, a od dziś dochodzi ten rozdział :D
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Naprawde jestes genialna... Nie wiem co napisac... "- Gdzie Potter? - Jak to gdzie? Na kanale piatym" mnie rozwalilo ;DDD Poza tym rozdzial mega wzruszajacy! Pojawilo sie troche bledow, ale jak widze rozdzial jest jeszcze do poprawki ;)
    KacHogwart podobal mi sie bardziej, ale miedzy nim a tym rozdzialem jest naprawde niewielka roznica ;p Za kazdym razem jak widze, ze dodalas cos nowego, otaczam sie piciem i przekaskami, bo wiem, ze czeka mnie dluga i swietna historia ;)
    Oby tak dalej! Zycze samych sukcesow i gratuluje Ci wyroznienia- nalezalo sie i na pewno jeszcze nie raz Cie czytelnicy docenia w ten sposob ;)
    Weny zycze i pozdrawiam xoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  20. Muszę szczerze przyznać, że zmęczył mnie ten rozdział... I nie wiem czy to dlatego, że ostatnio śpię po 4 godziny czy po prostu zbyt wczułam się w sytuację Draco... Ale mam wrażenie, że razem przechodziliśmy przez trudny dla niego czas. Powrót do Hogwartu? Hmmm... Też mnie zasmucił... Szkoda mi troszkę...
    Ale ogólnie rzecz biorąc rozdział na poziomie :) Fajnie wchodzić na tego bloga i przeczytać coś tak innego i ciekawego :)
    Produktywnej weny życzę :)

    Pozdrawiam, ściskam, całuję

    ^.^

    OdpowiedzUsuń
  21. Po przeczytaniu tego rozdziału prześladuje mnie pytanie co ty ćpasz? Bo to jest cholernie dobre! Ale dochodzę do wniosku ze mam do czynienia z geniuszem i buzka mi się cieszy jak slepy do sera. Nie wiem jak mogłabym wyrazić to co czuję więc powiem tylko: uahuuuaauuu! Mniej więcej tak brzmię w tej chwili :D Ale po Zabinim i Ronie jako rapującej gangście i Mionce w teledysku mój mózg przestał funkcjonować normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  22. - Co z Voldemortem ?
    - Tym nieuczciwym poborcą podatkowym ? Po co o nim wspominasz ?
    HAHAHAHA najlepszy tekst w tym rozdziale ;p rozwalili mnie też Blaise i Ron jako raperzy hahah
    Jak zaczęłam czytać, to zastanowiłam się, czy aby na pewno weszłam na dobrego bloga xd ale zorientowałam się, że to tylko taki "podstęp" ;d
    Bardzo mi się podobało. Zwłaszcza Twoje opisy tego, co działo się pomiędzy Hermioną a Draconem ;p
    Czekam z niecierpliwością na nastepny rozdział. Jestes wielka xd

    OdpowiedzUsuń
  23. Zauważyłam już wcześniej, że masz skłonności do powtarzania. Chodzi o to mdlenie Malfoy'a, albo kilkukrotne ucieczki z Dogourtar . Nie razi to w oczy, ani nic, ale może ci się przyda na później.
    Zauważyłam też... wyideailizowanie. Nie wiem jak to ująć więc od razy przepraszam za chaotyczność. No więc:
    1. Idealne życie (Praca, dom, bogaci/sławni przyjaciele) Takie cukierkowe życie, oczywiście rozumiem, że było zamierzone, jednakże jest trochę za idealne, co o dziwo nie razi. Czuję, że to niemożliwe, żeby mieli takie idealne życie nawet we śnie, a jednak chce tego. Dajesz czytelnikowi tego co chce. Zawsze się tego bałam i mimo iż piszę tylko do szuflady, unikałam idealizowania bohaterów i życia. Chciałam aby była tak milutko i tak dalej, jednakże bałam się, że wtedy będę kolejną Stephenie Meyer (bez urazu dla autorki). A u ciebie człowiek się cieszy czytając to, bo.. Bo chyba chodzi o to, że masz też niepowtarzalną fabułę i genialne wątki poboczne i teksty i fantastycznie wykreowanych bohaterów, mimo iż też są "idealni" (znowu mówię o malfoy'u bo chyba to on jest taki najbadziej "książe na czarnym koniu"-bezwzględny, silny, charyzmatyczny, enigmatyczny itp.).
    W sumie nie wiem już co dokładnie napisałam i nie chce mi się już czytać i sprawdzać bo pomimo wczesnej pory spałam dzisiaj baardzo mało i padam (tak to jest jak grasz w assasin's creed do 3 w nocy, a o 7 wstajesz).
    Reasmując- uwielbiam twoje opowiadanie. Zawsze mam tyle do powiedzenia, ale rozdziały są takie długie (co jest oczywiście bardzo dobre), że zapominam... Powinnam zapisywać uwagi w trakcie czytania :P. Chciałam jeszcze tylko przeprosić gdyby moja wypowiedź brzmiała pretensjonalnie, gdyż broń merlinie, nie powinna. Nie znam się ani nic i komentuję z punktu niedoświadczonego czytelnika, nic więcej.
    Dobra bo już mi się konstrukcja zdania mąci itp.
    pozdrawiam
    ~arurka

    OdpowiedzUsuń
  24. Jesteś wielka dziewczyno. Początkowo byłam równie zdezorientowana co Draco ale później już zrozumiałam o co chodzi. A skoro mowa o Draconie. Ughr. Uparciuch. Ale cóż. Czekałam na pocałunek i w pewnym sensie go dostałam XD
    DOBRE I TO.
    życzę dużo weny ;3

    OdpowiedzUsuń
  25. No to brawo za rozdział :) W pewnych momentach to ja się zastanawiałam, czy w ciąży nie jestem bo raz się śmieję i już chwilę później prawie płaczę i o w tym moim skromnym zdaniem chodzi :P
    Dużo dużo weny bo się doczekać nie mogę a i jeszcze gratulacje za konkurs :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Rozdział jest cudownie długi. Inne życie dla Draco, to szok. Jestem w ekstazie zachwytu. Muszę jeszcze raz przeczytać, żeby składniej skomentować.

    OdpowiedzUsuń
  27. W niektórych momentach płakałam ze śmiechu, a w niektórych wręcz przeciwnie.
    Ja nie wiem skąd ty bierzesz te pomysły, ale są genialne.
    Gratuluję trzeciego miejsca i wszystkiego naj, naj, naj z okazji urodzin:* (wiem, ze spóźnione te życzenia, ale cóż...)

    Jesteś wspaniałą pisarką<3

    Pozdrawiam i życzę weny,
    El.

    OdpowiedzUsuń
  28. Zostałaś nominowana do Liebster Award na blogu http://jednoczesniedwieosoby.blogspot.com/.
    Więcej informacji znajdziesz w zakładce na moim blogu: "Liebster Award". Znajdziesz tam pytania, na które musisz odpowiedzieć.
    Pozdrawiam i zapraszam do wzięcia udziału - Claudia Malfoy.

    OdpowiedzUsuń
  29. Fantastyczny rozdział, jesteś skarbnicą genialnych pomysłów!

    M.

    OdpowiedzUsuń
  30. Jestem zachwycona, podoba mi się twój styl pisania, jest bogaty w opisy. Czekam na kolejny rozdział. Życzę weny :P

    OdpowiedzUsuń
  31. Witaj. Niedawno dopiero trafiłam na Twoje opowiadanie. Początkowo bałam się tych długich opisów, ale teraz po przeczytaniu całości muszę Ci powiedzieć, że uwielbiam Twój styl pisania i całą tą historię. Po prostu REWELACJA! Skąd bierzesz te wszystkie pomysły? A rozmowy Hermiony i Draco to przekomarzanie wow prywatnie też masz taką łatwość do ciętych ripost? Strasznie zazdroszczę :) Chciałabym tak umieć na poczekaniu wymyślać takie perełki :)
    Ogólnie czyta się to opowiadania jak książkę, jak mega wciągającą rewelacyjną książkę, z typu tych, dla których siedzi się późno w nocy i wstaje wcześnie rano, by czytać dalej :) I pomyśleć, że jesteś w stanie w miesiąc taki długaśny rozdział napisać. Bardzo mnie to cieszy!
    Troche mi przykro, że Draco zrezygnował z tej wyśnionej przyszłości, którą mogli mieć. Ale trzymam kciuki, że tak czy inaczej czeka ich piękna wspólna przyszłość. Trzymam za to kciuki. W końcu dotarli do punktu, gdzie przynajmniej sami sobie uświadomili, że zależy im na tej drugiej osobie. Chociaż Hermiona też powinna się domyślić uczuć Draco skoro powiedział, że nie chce się budzić ze snu, w którym są rodziną i mają synka. Rozdział świetny, bardzo się ubawiłam przy nim. Bardzo Ci dziękuję za miło spędzony czas.

    Pozdrawiam i dużo weny na następne rozdziały :)
    ARS

    OdpowiedzUsuń
  32. Ojejku, taki cudowny <3 nie moge sie doczekac kolejnych, weny zycze ;) L.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej Ty nie posiadasz kolegów ( co swoją drogą wcale mnie nie dziwi), skoro masz czas na obrażanie ludzi, wcześniej nawet nie czytając notki.
      Naprawdę współczuję takim anonimkom, którzy nie mają własnego życia i czas umilają sobie hejtowaniem.

      Usuń
  34. Jaki przyjemny rozdział i długi :)
    Myślałam, że Draco jednak zatrzyma Hermione.
    Najbardziej czekam, aż wyjaśni się sprawa listu z 41 rozdziału. :p
    Pozdrawiam, Alia (kiedyś zipi78/ kupo popo)

    OdpowiedzUsuń
  35. Prawdopodobnie nie miałaś okazji przeczytać moich komentarzy, więc chcę się wreszcie ujawnić! Powinnam pisać komentarze odkąd zaczęłam poznawać tego bloga oraz przeżywać przygody z bohaterami Dramione Story, ale naprawdę, nie wiem, dlaczego tego nie robiłam :/ Powinnam rzucić na siebie Crucio! Czytam tą historię od czerwca tego roku i jestem wprost prze szczęśliwa, że ona powstała! Że piszesz takie długie rozdziały i że to opowiadanie nie jest wcale takie banalne, tylko z pomysłem i widać, że jest pisane z sercem :) Jestem nieodwołalnie oraz niezaprzeczalnie zakochana w Lubię Gdy Jesteś Obok! ♥ Nie chcę, by tak wspaniałe dzieło kiedykolwiek dobiegło końca! Jednak mam jedno bardzo ważne pytanie. Będzie może wersja PDF? Jeżeli już o tym pisałaś, przepraszam za moją słabą pamięć! Po prostu, chciałabym mieć kiedyś to Dramione w moim komputerze, by w wieku 20/30 lat znowu móc przeczytać tą historię :) Oh! I nie kasuj tego bloga, jak nadejdzie czas epilogu.... Takie małe rzeczy przynoszą wspomnienia i uśmiech na ustach ♥

    OdpowiedzUsuń
  36. Hej może wpadniesz na mojego bloga? :) Byłabym wdzięczna :) Może ci się spodoba ;)
    http://dracoihermionasielofciajaxd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  37. Jesteś rewelacyjna. Uwielbiam to jak piszesz. Ta historia jest bardzo oryginalna. Choć nie jest jeszcze skończona, myślę, że to najlepsze dramione jakie czytałam <3 Gratulacje! :>

    OdpowiedzUsuń
  38. Uch, stety albo niestety skończyłam czytać wszystkie opublikowane rozdziały. Jestem zafascynowana całą historią jaką tutaj piszesz. Podoba mi się twoja koncepcja, a w szczególności to, że głównych bohaterów tak szybko nie swatasz, mimo głęboko odczuwanej chemii i uczuć. Każdy rozdział wnosi coś nowego do fabuły, nowe wątki, które kiedyś będą miały swój finał. Jesteś niesamowitą pisarką, a to dramione jest jednym z tych najlepszych, jakie trafiły do mojej grupy ulubieńców. Życzę Ci dużego pokładu weny i wolnego czasu do realizacji pomysłów. To opowiadanie jest naprawdę na wysokim poziomie i widać, że lubisz to robić, chociażby po wielkości każdego rozdziału. Naprawdę pełne ukłony dla ciebie! Pozdrawiam!

    P.S. Strasznie mnie zaintrygował wątek kiedy Hermiona czytała przysłane wyniki ze szpitala... Czy zdjagnozowano u niej jakąś ciężką chorobę???

    OdpowiedzUsuń
  39. Wiesz, że Cię uwielbiam, jak nie to ogłaszam to wszem i wobec:) Na początku byłam lekko zdezorientowana, ale pomału wyjaśniłam sobie o co chodzi. Oczywiście jak zawsze świetne dialogi i co bardzo mnie ucieszyło świetny opis zbliżenia się Draco do Hermiony. Widziałam w swoich myślach, jak by to wyglądało, czułam ten dreszczy, no po prostu cudownie. Ogólnie rzecz biorąc rozdział świetny, jeden z moich ulubionych. Mimo że chciałabym, żeby byli razem, to w pewien sposób ucieszyłam się, że to nie jest jeszcze ten moment, jeszcze chce się czegoś więcej o nich dowiedzieć, lepiej ich poznać, zobaczyć jak ich to uczucie się dalej potoczy. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Będzie to fajna odmiana po słodkim wątku. Jestem zawsze, mimo że nie zawsze komentuje (postaram się poprawić). Dziękuję za świetną historię i życzę dużo weny i odpoczynku w ten długi weekend. Pozdrawiam,
    Alicja :)

    OdpowiedzUsuń
  40. Aa <3 kocham Twojego bloga ^^

    A przy okazji polecam swój:
    http://historiamilosnapannyblackdragon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  41. Twój blog jest świetny, naprawdę bardzo go lubię. Genialnie opisujesz uczucia bohaterów i masz super pomysły, nigdy nie wiadomo czego można się spodziewać po nowym rozdziale ;)

    OdpowiedzUsuń
  42. Rozdział wyszedł Ci genialny, uwielbiam go:) Aż się dziwię, że tutaj tak mało komentarzy, ale pewnie jak wszyscy go przeczytali, to tak się zmęczyli, że już nie mieli sił aby skomentować:P Wszyscy się ucieszyli z powodu tego "snu", a ja tylko się modliłam, żeby to nie była prawda:) Po prostu to nie byłby ten moment, ale mimo to reakcje, uczucia, dialogi... wszystko na Wybitny, buziaki kochana:):*

    OdpowiedzUsuń
  43. Uwielbiam twoje opowiadania!!!! Mój ulubiony rozdział to"Kac Hogwart" xd Sama trochę piszę i będę bardzo wdzięczna za jakikolwiek komentarz.! http://domsalazara.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  44. Twój blog jest przefantastyczny! na początku mi się nie podobał i strasznie mi się dłużył, ale po paru dniach czytania wciągnął mnie na maksa. jesteś u mnie w pierwszej 3. w dramione oprócz pięknych opisów miłosnym cenie sobie przede wszystkim akcje! a u Ciebie jej nie brakuje, kilka razy się uśmiałam sama do siebie co rzadko mi się zdarza ;) będę cierpiliwie czekać na rozdział +18 bo mam nadzieje ze takowy się pojawi bo sądząc bo Twoich długich rozdziałach będzie on napisany wspaniale :)

    OdpowiedzUsuń
  45. Przepraszam, że jeszcze się z Tobą nie skontaktowałam, ale jednak zajmie mi to trochę czasu. Nauka i te sprawy, właśnie kończy mi się trymestr. Napiszę do Ciebie na początku grudnia.

    OdpowiedzUsuń
  46. Szukałam zakładki ze spamem, ale nie znalazłam takowej :( wiec pisze to tu, zapewne się wkurzysz na mnie, ale nie bij i wybacz :)

    Cześć :)

    Chciałbym cię zaprosić na moje dwa blogi...
    Pierwszy z nich to" Życie to jedna wielka niewiadoma"
    http://dramion-zycietowielkaniewiadoma.blogspot.co.uk/
    Hermiona, po ukończeniu 4 roku nauki przenosi się do Bułgarii, gdzie dowiaduje się, że należy do starożytnego Bractwa Białego Kruka, staje się przewodniczącą kruków. Po dwóch latach wraca do Hogwartu, pragnąc odnaleźć swojego zaginionego brata. Tak oto trafia do Slitherinu, gdzie sam książę ślizgonów zawraca jej w głowie, jednak na jej drodze pojawia się król wampirów. Kogo wybierze Hermiona? Młodego i przystojnego Ślizgona czy może szalenie seksownego Marcusa? Co skłoni Hermione do złamania zasad Odwiecznych i pomocy Harremu Potterowi? Przeczytaj a się dowiesz.... :)

    Drugię zaś to Elton
    http://elton-zakochaniuczniowie.blogspot.co.uk/

    Świat, sławnych i bogatych nastolatków, chodzących do jednej szkoły. Na ich czele stoi Draco Malfoy, przystojny, pożądany, popularny. Co się stanie kiedy Hermiona Granger, zacznie naukę w Elton High School? Kim tak naprawdę ona jest i co ma wspólnego ze złamanym sercem młodego arystokraty? I co zrobi Draco, kiedy odkryje, kim jest ów dziewczyna?
    Od miłości do nienawiści jest cienka linia, którą jest łatwo przekroczyć...
    Chciała jeszcze zaznaczyć ze bohaterowie nie są czarodziejami.
    *******

    Co do rozdziału, jest on zaskakujący :) Wyobraziłam sobie minę Granger, kiedy Malfoy, zapytał gdzie jest ich syn...to było epickie!! :)

    OdpowiedzUsuń
  47. Strasznie podoba mi się to menu u góry. To jak się zmienia.
    Plumkam sobie nim już od jakiegoś czasu i plumkam i mi się nie nudzi. Naprawdę super jest. Genialne. Też takie chcę;p
    Szablon też bardzo ładny.
    O.

    OdpowiedzUsuń
  48. Nie wiem czemu, ale zdenerwował mnie ten rozdział. Może dlatego, że Draco będzie chciał odrzucić od siebie te całą idyllę i zrobi jeszcze większe piekło? Swoją drogą ma chłopak uczucia i serducho, więc może nie będzie tak źle?
    Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału!
    Całusy!

    OdpowiedzUsuń
  49. świetne opowiadanie :) bardzo fajnie piszesz i tworzysz tą historię :) wciągnęłam się w to opowiadanie ;p jestem ciekawa następnego odcinka ;p bo bardzo mi się podoba jak piszesz ;p będę na pewno czytać do końca tą historię ;p
    pozdrawiam, Asiaaaa xoxo
    życzę WENY :)

    OdpowiedzUsuń
  50. http://dwa-swiaty-dramione.blogspot.com/ Świetnie piszesz, może zajrzysz do mnie?

    OdpowiedzUsuń
  51. Genialne opowiadanie. Dziewczyno! Pisz książki :D
    Weny życzę ;***
    PS. Kiedy nn? ^^

    OdpowiedzUsuń
  52. Masakra jaki długi rozdział, masz talent dziewczyno ! *,*
    Ogólnie to bardzo mi się podoba, piszesz świetnie :)
    Z niecierpliwością wyczekuję jakiejś scenki 18+ :D
    Zapraszam na mojego(piszę razem z koleżanką :) ) bloga :
    http://way-to-your-heart.blogspot.com/
    Dopiero zaczełyśmy pisać więc proszę się nie zrażać :).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  53. scorpius heheh słodki rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  54. jestem pod wielkim wrażeniem tego jak opisałaś, mogłoby się wydawać zwyczajny sen. a on był tak piękny..
    strasznie spodobała mi się wizja tego snu :D
    mam nadzieję że Draco i Hermiona będą tak kiedyś żyć. tam wszystko było takie łatwe. nawet rodzice Draco zaakceptowali jego wybór. wszyscy się lubili, szanowali. to naprawdę było niesamowite :) gratuluję świetnego pomysłu :) Scorpius <3
    chciałam początkowo wkleić kilka cytatów które wyjątkowo mnie rozbawiły, ale uznałam że jest ich za dużo xd ale najlepsze: "-Jestem w ciąży.
    -Gdzie ty jesteś?!" hahaha brawo! :D
    i naprawdę nie wiem jak Ty to robisz- notka była tak długa że aż brak słów! serio masz do tego wielki talent :)

    tak na marginesie- dziś w TV widziałam "Kac Vegas w Bangkoku" i od razu przypomniałam sobie o Tobie i Twoim pomyśle ;)

    Pozdrawiam ciepło,
    Sama-Wiesz-Kto ♥

    OdpowiedzUsuń
  55. Po pierwsze - dziekuję.
    Przeczytałam wszystkie rozdziały i postanowiłam skomentować co nieco.
    Ciekawa fabuła, niesamowite zwroty akcji i zaskakujące, niepowtarzalne, orginalne,( Bóg wie co jeszcze) decyzje i rozwiązania bohaterów! Cała dygoczę, jak myślę o następnej części tego pięknego dzieła. Ciągle myślę o tej opowieści i nie mogę się od niej odczepić jak Hermiona od stalowych oczu Malfoya. Zaskakujesz. Rozdział raz wesoły, raz smutny wprawia mnie w zachwyt. Ryczę na niektórych momentach. Choć czytałam niejedno Dramione, w których były "smutne" wątki, żaden mnie nie ruszał. Trudno mnie złamać. Przy Twoim blogu walę w poduszkę, dlaczego Draco podejmuje takie decyzje albo czemu Hermiona odchodzi w niektórych romantycznych I intymnych dla nich chwilach. uśmiecham się do telefonu jak głupia i przeżywam wszystko z bohaterami. Opisy sytuacji, uczuć, miejsc... Och po prostu dziękuję. Dziękuję, że piszesz. A piszesz niezwykle. Do tego układasz kręte ścieżki losów Malfoya i Granger (mówienie po nazwisku - <3 ) których niegdy sie nie spodziewam. To jest właśnie piękne. Nie nudzisz, nawet jeśli rozdziały mają kilkadziesiąt stron.
    Chyba napiszę tak po prostu - COKOLWIEK UWZGLĘDNIŁAM WYŻEJ LUB O CZYM ZAPOMNIAŁAM WSPOMNIEĆ I TAK WIEDZ, ŻE PRZYPADKOWE ZNALEZIENIE TWOJEGO BLOGA JEST NAJLEPSZĄ RZECZĄ, KTÓRA SPOTKAŁA MNIE W OSTATNIM CZASIE.
    mogłabym pisac jeszcze długo o wszystkich szczegółach opowiadania i tekstów w nim zawartych, i całokształtu, ale chyba zabrakłoby mi słów. Swoim pisaniem dostarczasz niezwykłych uczuć dla drugiego człowieka.
    Na koniec powtórzę się nie wiem już, który raz, ale... I tak Ci dziękuję.
    Niezliczonej ilości weny i potrzebnego zdrowia.
    Pozdrawiam Cię serdecznie.
    W.J.

    OdpowiedzUsuń
  56. ,,To znaczy, że jej rozbieraną sesję na okładkę też?!"- To mnie rozwaliło. 15 minut czyściłam klawiaturę (akurat jadłam makaron). Kobieto, skąd ty bierzesz te teksty i pomysły?! Draco mugol- ryczałam ze śmiechu, dobrze, że rodziców nie było! Rozbawiłaś mnie tym niesamowicie i wlałaś we mnie trochę weny. Kto wie, może za niedługo zaproszę cię na mojego bloga? <3 Jesteś genialna, kocham twojego bloga!
    <3 Garielka

    OdpowiedzUsuń
  57. Eh ile ja bym dała, żeby tak wyglądała ich wspólna przyszłość. Tylko, żeby nie zabrakło tam magii :) Nie wyobrażam sobie, żeby ten blog mógł się skończyć inaczej niż happy endem ;D

    OdpowiedzUsuń