sobota, 14 września 2013

[41.] Rozbitkowie.


"(...) a żyć możesz tylko dzięki temu, 

za co mógłbyś umrzeć."




Kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że nasze życie jest uzależnione od innej osoby? Chyba najbardziej wtedy gdy ją stracimy. Wtedy tracimy cząstkę siebie. Możemy robić wszystko: upić się do nieprzytomności, znaleźć nową miłość, zająć się nowym hobby, kupić psa i rybki, jednak gdzieś w głębi wiemy, że ciągle nam czegoś brakuje. A tej pustki, która tak nieoczekiwanie pojawiła się w naszym życiu nie jest w stanie nic wypełnić. Codzienne czynności mimo, że wykonywane ciągle tak samo tracą sens i urok, który towarzyszył im wraz z obecnością tej drugiej osoby. Nie musiała robić ich razem z nami, wystarczył fakt, że była obok. Wystarczyła świadomość, że po prostu była.

Dni stają się melancholijne, a noce bezsenne. Czas płynie trochę wolniej. Wszystko co na pozór wydaje się takie same staje się inne, a my nawet nie potrafimy zrozumieć dlaczego.
I my sami też jesteśmy trochę inni.
Gdy zapada zmrok, kiedy już zostajemy sam na sam ze swoimi myślami, nic nie jest w stanie zagłuszyć tej burzy chaotycznych myśli i nieujarzmionego bicia serca, które tak nachalnie przypomina nam, że boli, w dodatku z każdą chwilą coraz bardziej. Aż w końcu boli tak mocno, że już nie jesteśmy w stanie go zignorować.
Noc jest najgorsza. Wtedy tęskni się najbardziej.


                                                                          ***


Niepewnie weszła do białego pomieszczenia, opuszkami palca przejeżdżając po zimnej ścianie wzdłuż której szła, zupełnie jakby to dodawało jej potrzebnej siły i pewności by iść dalej. Jakby ten gest mówił jej, że nie może już zawrócić, że dalej musi iść na przód mimo strachu i tego co zobaczy na końcu swojej długiej i bolesnej wędrówki. Podświadomie odwróciła się za siebie wyglądając czy na pewno jest w pomieszczeniu sama i nikt nie zauważył jej obecności w tym miejscu. Miała świadomość, że nie powinno jej tu być i to wcale nie dlatego, że wymykając się w środku nocy ze swojego dormitorium złamała szkolny regulamin. Teraz ustalone przez dyrektora zasady mało ją interesowały i nawet gdyby ktoś ją przyłapał, gdyby dostała karę lub nawet gdyby wyrzucili ją za to z Hogwartu i tak by tu przyszła. Po prostu musiała.
Gdy upewniła się, że jednak jest sama i nikogo nie ma w pobliżu odważyła się puścić ścianę i wejść w głąb pomieszczenia. Zamarła cała gdy stanęła obok szpitalnego łóżka, na którym leżał chłopak o skórze duże bledszej niż zazwyczaj. Wzięła głębszy oddech próbując uspokoić drżenie warg, dłoni i serca. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie co ją skłoniło by tu przyjść. Tak samo jak nie była w stanie zrobić już nic więcej. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ktoś ściska jej serce, zupełnie jakby było na uwięzi. Jakby już nie należało do niej. Czuła się niemal tak jakby najważniejszy organ jej ciała był bezpośrednio połączony z chłopakiem leżącym na szpitalnym łóżku mimo, że on nawet nie był tego świadomy. Może gdyby to wiedział znalazłby w sobie siłę by otworzyć powieki i wstać z łóżka, do którego był przygwożdżony już od dwóch tygodni.
On jednak nie wiedział, a ona mu tego nie powiedziała.
Niepewnie zbliżyła się do drewnianego, małego krzesła stojącego przy łóżku. Podświadomie dotknęła jego oparcia, jednak w ostateczności minęła je bez słowa siadając na skraju łóżka, tuż obok śpiącego chłopaka. Nie obudził się. Wiedziała, że tego nie zrobi. Właśnie dlatego tu przyszła. To z tego powodu przyszła tu w środku nocy, wymykając się z dormitorium na czwartym piętrze, które jeszcze do niedawna dzieliła z chłopakiem o platynowych włosach, teraz tak spokojnie śpiącym obok.
- Cześć.....
Jej szept był tak cichy, że nawet ona go nie usłyszała.
- Nie wiem czy mnie słyszysz Malfoy..... Właściwie wolałabym żebyś mnie nie słyszał....
Dodała po chwili niepewnie, spuszczając swój zmieszany wzrok na kafelkową podłogę. I wcale nie chodziło jej o fakt, że cicho i niewyraźnie mówi. Jeszcze do niedawna, będąc w domu na przedmieściach Londynu, w wolnym czasie oglądała wiele edukacyjnych programów i czytała bardzo dużo książek na temat medycyny. Były tam również opisane i omawiane przypadki ludzi w śpiączce, którzy mimo swojego złego stanu słyszeli osoby siedzące obok. Pamiętała o tym, mimo to przychodząc tu nie miała żadnej nadziei, że chłopak ją słyszy i rozumie. Po prostu musiała tu przyjść. Nie mogła już spać, jeść, normalnie funkcjonować ani żyć. Od czasu powrotu do Hogwartu wszystkie noce były bezsenne, a poranki samotne. Nie potrafiła przyznać sama przed sobą, że straciła coś więcej niż lokatora. Czuła się niemal tak jakby straciła sam sens życia. Przychodząc tutaj przyszła go odzyskać.
Chłopak nawet nie drgnął nie pozostawiając jej żadnej nadziei, że ją słyszy i we, że Hermiona siedzi przy nim. Że jest obok.
- Sama nie wiem po co tu przyszłam.... Nie mogłam zasnąć....
Szepnęła niemrawo, obejmując się przy tym ramieniem. Czuła, że smutek pochłania ją coraz bardziej, a tęsknota, którą tak bardzo starała się zamaskować przed całym światem powoli przebija się wśród tych wszystkich uczuć i myśli, odbijając się od białych ścian skrzydła szpitalnego, gdzie panujący półmrok przytłaczał ją tak samo jak widok umierającego przywódcy Slytherinu.
- ....nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale pusto bez ciebie w dormitorium. Koty za tobą tęsknią.... i ja też trochę tęsknie. ...
Dodała cicho spuszczając przy tym wzrok na pościel, zupełnie jakby zmieszało i zawstydziło ją to stwierdzenie, choć przecież nikt oprócz niej tego ani nie słyszał ani o tym nie wiedział. Gdyby tylko była w pomieszczeniu jeszcze jedna osoba przyznałaby, że cichy i drżący głos należący do kasztanowłosej Gryfonki wyrażał w sobie tyle smutku, żalu i bólu, że rozpłakałby się każdy kto tylko by ją usłyszał. Tym bardziej, że wszystkie te emocje i uczucia były zadedykowane nie jej chłopakowi, nie przyjaciołom, ale największemu, wieloletniemu wrogowi, od którego uzależniła się tak bardzo, że już nie potrafiła oddychać gdy nie było go w pobliżu.
- Myślałam o tym wszystkim co się między nami wydarzyło, a co nie powinno się wydarzyć.... oboje to wiemy. To nie powinno się wydarzyć, nie powinno tak być....
Jej serce umierało z jej każdym słowem. Nawet nie przypuszczała, że kiedykolwiek zrani i zaboli ją coś co sama powie.
- ... i ja chciałam i próbowałam cię znienawidzić od nowa. Tak by było łatwiej. Wydaje mi się, że mniej by bolało....
A bolało okropnie. Żadne tortury, żadne eliksiry i zaklęcia nie mogły sprawić jej tyle bólu, co uczucia ukryte w słowach, które cięły powietrze jak ostre noże.
- Wcześniej wolałam żyć ze świadomością, że nie mogę cie mieć niż, że mogę cię stracić w każdej chwili...
To postanowienie, to ciche założenie brutalnie sprowadzało ją do pionu za każdym razem kiedy dzięki blondynowi unosiła się kilka metrów nad ziemią. Jej umysł powtarzał jej to za każdym razem gdy serce szybciej zabiło. Te kilka słów było jej osobistym talizmanem, chroniącym ją przed całkowitym zapomnieniem i wybuchem uczuć oraz namiętności, które na oślep zaprowadziłyby ją do przywódcy Slytherinu. Teraz jednak już nie potrafiła słuchać głosu rozsądku. Serce biło zbyt głośno i boleśnie, by mogła stłumić i zagłuszyć jego głos, który tak uparcie przypominał jej, że czuje do chłopaka coś więcej niż tylko zwyczajne zobowiązanie.
- ....ale za każdym razem kiedy próbowałam cie znienawidzić od nowa, zawsze wtedy przypominałam sobie ile razem przeszliśmy, ile ci zawdzięczam i ile razy mi pomogłeś i mnie uratowałeś.... w każdym tego słowa znaczeniu.
Zawahała się po raz kolejny. Złapała większy oddech, jednak ból jaki mu towarzyszył sparaliżował jej płuca.
- Nie potrafię cię już nienawidzić tak bardzo jakbym chciała. Właściwie.... chyba już wcale tego nie potrafię.....
Urwała na moment podnosząc na niego oczy i szukając w jego wyrazie twarzy odrobiny sarkazmu i zgryźliwości. Potrzebowała jego ironicznego uśmiechu. On jednak nie zmienił swojej pozycji nawet o milimetr.
- Nawet nie wiem kiedy to się stało...
Dokończyła po chwili, jakby próbowała się obronić przed potencjalnym atakiem swojego rozsądku i brutalnymi oskarżeniami, że mogła kiedykolwiek dopuścić do takiej sytuacji.
- Wiele razy myślałam o tym ile razy mnie uratowałeś, ale za każdym razem gdy to liczyłam, w pewnym momencie się myliłam i musiałam liczyć od nowa. Wiesz... nigdy nie udało mi się skończyć tego liczenia...
Spróbowała się uśmiechnąć, jednak jej podbródek samoczynnie schodził w dół. Nie potrafiła już powstrzymać tej fali uczuć, która powoli zalewała ją całą. Była jak rozbity statek, który powoli nabierał wody, by ostatecznie mimo akcji ratunkowej zostać pochłonięty przez nieokiełznaną siłę żywiołu i skończyć na dnie nieposkromionej głębiny.
- Zawdzięczam tobie tak wiele.... ty mi niczego. Nawet nie mam jak spłacić tych wszystkich długów, które jestem ci winna....
Nabrała w płuca większy strumień powietrza próbując przy tym przełknąć łzy, które stanęły jej w gardle, powoli i boleśnie odcinając ją od potrzebnego tlenu.
- Czy wystarczy ci słowo „dziękuję” od nic niewartej dziewczyny jak ja? Wiem, że to mało, ale nie mam niczego więcej....
Przymknęła powieki, czując jak łzy napływają jej do oczu. A tak bardzo się starała i tak długo obiecywała sobie, że nie będzie płakać. Słowa ugrzęzły jej w gardle, a oddech zamarł na ustach. W myślach wyobrażała sobie milion sposobów, w których chłopak otwiera oczy, uśmiecha się do niej, wstaje z łóżka i łagodzi jej ból i smutek. Teraz jednak jej łzy zwiastowały utratę nadziei. Tonęła w rozpaczy coraz szybciej zapominając o tym, że przychodząc tutaj chciała być dla chłopaka kołem ratunkowym, a nie zbędnym balastem. Chciała być dla niego jak światło latarni morskiej, tej zniszczonej przez czas i rozbijające się o nią niespokojne fale, choć ciągle wiernej, stojącej na bezludnej wyspie, niemal tak jak ta w Dagurtar. Chciała żeby zobaczył jej blask, to światło nadziei, które wciąż się w niej tliło i popłynął w jego stronę. Chciała być dla niego jak kotwica statku, którą zrzuca się w trakcie burzy i sztormów, po to by bezpiecznie przeczekać ten niespokojny czas. By dzięki niej chłopak był jak zakotwiczony statek, który nie ulegnie mimo niszczącej i zabójczej sile żywiołu. Chciała być dla niego jak woda, wystarczająco silna by unieść dryfującego rozbitka i na tyle spokojna by pomóc mu bezpiecznie dotrzeć na brzeg. Chciała być dla niego jak zwykły parasol niezbędny w ulewne dni. Jak działający piecyk w długie, zimowe noce. Chciała być dla niego wszystkim i chciała by dzięki temu odnalazł powrotną drogę do domu. Ale on o tym nie wiedział. Udał się w samotny rejs zostawiając ją na brzegu samą, z nikłą nadzieją, że kiedyś do niej wróci.
Teraz był na granicy dwóch światów, a ona nie wiedziała jak ma za nim pójść i sprawić by zawrócił. Bezsilność ją przytłaczała, tak samo jak nienaturalna bladość skóry chłopaka i jego sińce pod oczami. W tym momencie poczuła niewyobrażalną potrzebę opuszczenia tego miejsca. Musiała uciec, może chociaż wtedy jej serce nie rozdzierało by się tak boleśnie i na tak wiele małych kawałków, raniących ją każdy z osobna i wszystkie na raz. Zabrała w sobie całą siłę by powiedzieć to co tak bardzo chciała i w końcu opuścić to miejsce. Byle tylko uciec z tonącego statku nim pochłonie go głębina.
- Dziękuję, za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Dziękuję za to, że ratowałeś mnie zawsze wtedy gdy ja sama nie potrafiłam sobie poradzić... i przepraszam cię za to, że ja nie potrafię uratować ciebie....
Zamilkła nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa więcej. Jak w amoku przysunęła swoje drżące palce po białej pościeli, napotykając po drodze chłodną, częściowo zabandażowaną dłoń chłopaka. Musnęła ją opuszkami palca, by po chwili delikatnie schować ją w swojej rozgrzanej dłoni. Przybliżyła się do niego, niemal niezauważalnie pochylając się nad jego nieruchomym ciałem. Nachyliła się nad nim bezwiednie, z pochłaniającą ją słabością spoglądając na jego bladą twarz i usta. Nawet nie wiedziała kiedy znalazła się tak blisko, że koniuszkiem nosa dotknęła jego skóry.
- Żegnaj Malfoy....
Szepnęła niemal niedosłyszalnie pozwalając by jej niespokojny, rozgrzany oddech rozbił się na jego nieznacznie rozchylonych wargach. Przymknęła powieki, zbliżając się do nich nieśpiesznie. Niemal czuła jego delikatne wargi na swoich niespokojnych ustach. Zamarła z chwila, w której miała już je tak blisko siebie, że oddychała jego powietrzem. Mocniej zacisnęła powieki, zaciskając przy tym swoje wargi. Mimo to nie udało jej się powstrzymać jednej łzy, która spadła na blady policzek Ślizgona, niemal jak pojedyncza kropla zapowiadająca nadchodzącą ulewę. Odsunęła się od niego, gwałtownie zrywając się z łóżka i stawiając roztrzęsione kroki w stronę, z której pół godziny temu przyszła. W duchu skrytykowała własną słabość i bezradność. Nie potrafiła go pocałować na pożegnanie. Nie wiedziała tylko dlaczego. Czy dlatego, że jego wargi były dla niej ciągle zakazane, czy dlatego, że nie chciała by odchodził?
Nie opuściła skrzydła szpitalnego. Coś kazało jej zostać. Przystanęła w miejscu, mocno zaciskając piekące powieki. Złapała większy oddech, próbując powstrzymać nieznośnie drżenie całego ciała. Zebrała w sobie resztę wiary i siły, której tak bardzo teraz potrzebowała. Zrozumiała, że ucieczka z tonącego statku mimo ogarniającego ją strachu nie jest rozwiązaniem. Nie kiedy wciąż tliła się iskra nadziei, że uda się go uratować. Wróciła do pogrążonego w śpiączce chłopaka, zatrzymując się nad jego łóżkiem. Mimo to już nie próbowała przekroczyć tej niewidzialnej, umownej granicy dystansu, która dzieliła ich nawet teraz.
- Na początku powiedziałam, że nie wiem po co tu przyszłam. Skłamałam.
Jej wyznanie było jak najintymniejsza życiowa spowiedź, z której mogła zwierzyć się tylko jednej osobie.
- Przyszłam tu żeby się pożegnać. Przyszłam, bo chciałam spędzić z tobą jeszcze trochę czasu. Przyszłam bo chciałam mieć cię jeszcze przez chwile obok. Przyszłam bo wiem, że już nigdy więcej cie nie zobaczę....
Na krótką chwilę sparaliżował ją ból w okolicach klatki piersiowej. Krótki impuls, zupełnie jakby serce dawało jej znak, że coś jest nie tak i na pewno nie tak jak być powinno. Najzwyczajniej w świecie bolało. Wzięła głębszy oddech ignorując ból pogłębiający się z każdym nowym słowem.
- Nikt tutaj nie chce mówić o twoim stanie.... Dumbledore, siostra Pomfrey.... nawet profesor Mcgonagall nie chciała mi nic powiedzieć.... ale wczoraj usłyszałam ich rozmowę. Wiem, że umierasz....
Jej głos zadrżał jednak stawiła mu czoła, wychodząc naprzeciw bezwzględnym falą, które coraz mocniej w nią uderzały.
- ...wiem, że już nie ma szans byś wyzdrowiał. Wiem też, że wszyscy stracili nadzieję. Ja też straciłam ją dzisiejszej nocy. Dlatego tu przyszłam. Chciałam się pożegnać ......
Przymknęła powieki, pozwalając by kilka łez spadło z jej rzęs. Otworzyła je z trudem, zaprzeczając swoim słowom lekki, niemal niezauważalnym ruchem głowy.
- ....ale nie mogę. Nie potrafię tego zrobić. Nie chce cię żegnać Malfoy....
Chwila przerwy pozwoliła nabrać jej w płuca większy oddech, którego tak bardzo teraz potrzebowała. Już nie potrafiła ani nie próbowała powstrzymywać łez, spływających z jej twarzy tak samo jak wtedy gdy w Dagurtar żegnała go po raz pierwszy. Nie mogła i nie potrafiła pogodzić się z faktem, że może go znowu stracić tym bardziej, że byli już w Hogwarcie, wśród przyjaciół i dobrych ludzi, a nie w ponurym i bezlitosnym Dagurtar. Nie była przygotowana na to, że straci go tutaj. Nie mogła tego zrozumieć. Przełknęła łzy starając się wypowiedzieć słowa, które tak uparcie atakowały jej i tak wykończony umysł.
- Nie wiem czy w ogóle można stracić coś czego nigdy się nie miało. Wiem tylko, że ja nie chce stracić ciebie....
Kolejna łza potoczyła się po jej bladym policzku i rozbiła się na betonowej posadzce, choć nikt tego nie usłyszał. Mimochodem otarła powieki wierzchem dłoni, nie dopuszczając do tego by nowa łza uciekła z jej niepomalowanych rzęs. Nie chciała płakać, nie kiedy jeszcze miała nadzieje, że to nie był koniec. Chciała ją mięć. Potrzebowała jej bardziej niż powietrza, jedzenia i snu.
- Wiem, że nie mam prawa cie o nic prosić, ale zrób coś dla mnie ten ostatni raz.... Nie umieraj, dobrze?
Jej oczy zaszkliły się tak bardzo, że już nawet go nie widziała. Jej głos drżał tak mocno, że nawet sama nie rozumiała tego co mówiła. Jej podbródek drżał tak bardzo, że aż bolało ją podniebienie i gardło.
- Możesz mnie dalej nienawidzić, możesz dalej mnie obrażać, krytykować i ignorować..... tylko nie umieraj. Proszę.
Draco jednak ciągle milczał, nie dając jej żadnej odpowiedzi i potwierdzenia, że akceptuje ten uczciwy układ. W tej krótkiej chwili dotarło do niej, że to co przed chwilą z takim dużym trudem próbowała mu powiedzieć nie miało żadnego sensu. Chłopak jej nie słyszał. Nawet gdyby ją usłyszał to i tak był zbyt dumny by spełnić prośbę nic niewartej szlamy. Tak przynajmniej to sobie tłumaczyła. Tak próbowała zrozumieć dlaczego cera chłopaka jest bledsza, a ciało zimniejsze niż wtedy gdy tu przyszła. Ostatkiem sił powstrzymała swoje łzy.
- Teraz już pójdę. Powinieneś odpoczywać, a ja pewnie znowu cie męczę.....
Spróbowała się uśmiechnąć. Nie potrafiła.
- Do zobaczenia Malfoy....
Jej cichy szept odbił się od śnieżnobiałych ścian pokoju, a jego właścicielka zabrała swoją dłoń ze stelażu szpitalnego łóżka i opuściła skrzydło szpitalne zostawiając w nim swoje serce. Zabrakło jej sił by obejrzeć się za siebie.


                                                                        ***


Z grymasem bólu na twarzy nałożył na ramiona tradycyjną białą koszulę. Jego ciało było obolałe, a nieużywane i zastygłe dotąd mięśnie boleśnie przypominały o sobie z każdym, nawet najmniejszym ruchem. Miał wrażenie, że wrócił z długiej i wyniszczającej wojny, którą bezlitośnie przegrał. Jego wolne i sprawiające mu ból ruchy uważnie śledził straszy mężczyzna stojący nieopodal szpitalnego łóżka, na którym jeszcze niedawno leżał pogrążony w śpiączce przywódca Slytherinu. Teraz jednak blondyn stał obok, wcześniej zabierając z krzesła swoje ubrania, które w chwili obecnej z trudem próbował na siebie założyć. Jego brzuch zawinięty był bandażem tak samo jak prawa dłoń. Schudł kilka kilogramów, a jego cera wyglądała na dużo bledszą niż naturalnie. Dyrektor Hogwartu przyglądał mu się uważnie, w duchu dziękując losowi za odrobinę szczęścia i ukrytą siłę blondyna, który był w stanie wygrać te życiową, choć wyniszczającą i nierówną walkę. Do wczoraj jego szanse na wyzdrowienie wynosiły mniej niż pięć procent. Coś się jednak zmieniło po tej nocy. Blondyn wrócił, choć już nikt nie dawał mu na to szans. W szpitalu świętego Munga zdołali opatrzyć i zszyć ranę, to jednak nie pomogło wrócić chłopakowi do zdrowia, a wręcz przeciwnie. Nie odzyskał przytomności. Zapadł w śpiączkę i nikt nie wiedział dlaczego. Dopiero po czasie zorientowano się, że w jego ciele znajdowała się trucizna nieznanego pochodzenia. Ranę ponownie otworzono i oczyszczono jednak zapowiadało się na to, że zrobiono to za późno. Lekarze byli bezradni. Już nic więcej nie mogli zrobić, kazali czekać i mieć choć odrobinę nadziei, że Draco wyzdrowieje. Początkowo wiary było sporo. Było jej tak dużo, że dyrektor podjął decyzję by Ślizgon wrócił do Hogwartu i to tu wracał do zdrowia. Do zdrowia jednak nie wracał, wręcz przeciwnie. Jeszcze kilka godzin temu nikt nie dawał mu szans na przeżycie. Minęły dwa tygodnie od wydarzeń w Dagurtar i od czasu kiedy zapadł w śpiączkę. Ostatni tydzień spędził w skrzydle szpitalnym pod czujnym okiem zatroskanego Dumbledore'a i medyczną pomocą siostry Pomfrey. Zabini odwiedzał go codziennie, Hermiona w tajemnicy przed wszystkim co drugi dzień. Ojciec nie odwiedził go ani razu.
- Dobrze, że wróciłeś….
Podsumował w końcu jednak zapowiadało się na to, że arystokrata jest innego zdania. Nie odpowiedział dyrektorowi, na twarz nakładając maskę obojętności.
- Jak się zorientowaliście?
Jego ostry i poważny ton przeciął powietrze na wskroś. Zupełnie jakby był to wyrzut. Na twarzy starszego mężczyzny pojawił się wyraz zażenowania, który starał się ukryć bolesnym i wymuszonym uśmiechem.
- Niechcący.
Gdyby Draco miał wrodzone choć minimalne poczucie humoru najpewniej rozbawiło by go to szczere i aż boleśnie prawdziwe stwierdzenie dyrektora Szkockiej Szkoły Magii. Zapowiadało się jednak na to, że przeżycia w Dagurtar zmieniły chłopaka bardziej niż on i ktokolwiek inny mógł przypuszczać. Znów był dawnym sobą i takim już planował zostać. Dyrektor widząc, że Draco czeka na solidne słowa wyjaśnienia westchnął pod nosem. Miał wrażenie, że jest człowiekiem podejrzanym o dokonanie okropnej zbrodni, obecnie przesłuchiwanym przez „złego” policjanta, choć Ślizgon teoretycznie nic nie robił ani również niczego nie mówił. Wystarczyła jego złowroga postawa i zimne spojrzenie by Dumbledore zrozumiał, że to co od jakiegoś czasu tak usilnie próbował w chłopaku zmienić znowu powróciło. Tym razem ze zdwojoną siłą.
- Wieczorem byłem na nieoficjalnych odwiedzinach u Ministra Magii.
Draco rzucił dyrektorowi ostre spojrzenie jednocześnie zadzierając prawą brew do góry. Doskonale wiedział i zdawał sobie sprawę, że „nieoficjalne odwiedziny” nie były niczym innym jak libacją alkoholową. Dyrektor żachnął się i odkaszlną charakterystycznie. Zupełnie jak gówniarz przyłapany na paleniu papierosów udający, że wcale tak nie było.
- Rozmawialiśmy wtedy o sprawach szkolnych.
Przywódca Slytherinu nie zaakceptował jednak tego usprawiedliwienia.
- Przez czysty przypadek wspomniałem o liście z Dagurtar i fakcie, że odpowiedziałem na zaproszenie i wysłałem tam moich najlepszych adeptów. Nie dawało to spokoju ministrowi i odnalazł akta potwierdzające zamknięcie szkoły równo sto lat temu z powodu wybuchu epidemii. Zrozumieliśmy, że coś jest nie tak. Bez chwili namysłu minister zwołał swoich najlepszych pracowników. Niestety nie istniała żadna mapa, która dokładnie wskazywała miejsce umieszczenia szkoły. W dotarciu na wyspę pomogło nam światło starej latarni morskiej.
Twarz Ślizgona spoważniała jeszcze bardziej.

. To on włączył latarnie, jednak nie zamierzał chwalić się tym życiowym osiągnięciem. Zresztą w najśmielszych wizjach nie przypuszczał, że to w czymkolwiek pomoże. Dyrektor zakończył swoją przemowę na „resztę historii już znasz”. Postawa Ślizgona wskazywała na to, że nawet gdyby jej nie znał to i tak już by go nie obchodziła.
Poruszał szyją na boki sprawiając, że kosteczki i ścięgna przeskoczyły z nieprzyjemnym dźwiękiem. Złapał za dwie części górnego ubrania zapinając przy tym guziki od koszuli. Mimochodem spojrzał na towarzyszącego mu mężczyznę.
- Co z…
Urwał nieoczekiwanie, zupełnie jakby zdał sobie sprawę, że nie powinien zadawać takiego pytania, a odpowiedź nie powinna go interesować tak samo jak los osoby, o którą zamierzał zapytać. Dumbledore spojrzał na niego uważnie, pochylając się nad nim nieznacznie, próbując przy tym pomóc chłopakowi w odnalezieniu odpowiedniego słowa.
- Hermioną?
Podsunął w końcu po dłuższej chwili milczenia. Draco nie odpowiedział jednak mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę, że to właśnie jej los go interesuje mimo, że tak uparcie próbował zamaskować to przed całym światem i samym sobą. Odwrócił głowę od profesora dając mu odczuć, że już go to nie obchodzi. Dyrektora jednak to nie zniechęciło, a wręcz przeciwnie.
- Miała wstrząśnienie mózgu. Trzy dni dochodziła do siebie. Ciebie odzyskaliśmy po ponad dwóch tygodniach.
Nie zrobiło to na nim zbyt wielkiego wrażenia. Zdawał się w ogóle nie reagować na to w jak ciężkim i dramatycznym był stanie. Dyrektor Hogwartu widział to w jego wyrazie twarzy, który tak bardzo starał się ukryć pod maską beznamiętności i obojętności. Zdążył go już trochę lepiej poznać, do tego stopnia, że wiedział, że chłopaka coś zżera od środka. Nie wiedział tylko co. Wyrzuty sumienia? Troska? Bezradność? A może wszystkie te uczucia na raz.
- Przez wstrząs mózgu nie pamięta zbyt wiele. Ostatnie co kojarzy to fakt, że walczyłeś z Harrisem.
Uniósł na profesora zdezorientowane spojrzenie, zupełnie jakby wątpił w to co powiedział. Widział jednak., że mężczyzna mówi prawdę. Całkiem szybko przeanalizował wszystko co spotkało jego i Gryfonkę na islandzkiej wyspie. Hermiona nie pamiętała o tym, o czym tak bardzo pragnął by nigdy się nie dowiedziała. Czy można mieć aż tyle szczęścia jednego dnia?
- To może być wina nie tylko urazu mechanicznego.
Doskonale pamiętał, że Hermiona uderzyła się głową o betonową posadzkę szkolnego korytarza. Nie miał wątpliwości, że to przez ten upadek miała wstrząs mózgu, a co za tym idzie problem z pamięcią. Tymczasem dyrektor zasugerował coś zupełnie innego. Zupełnie jakby domyślał się, że zaszło między nimi coś więcej niż mogłoby się początkowo wydawać. Spojrzał na profesora marszcząc przy tym brwi. Nie bardzo rozumiał te nieoczekiwaną i chaotyczną myśl starszego mężczyzny. Dyrektor spojrzał na niego uważnie, zupełnie jakby analizował na ile możliwe jest to co zamierza zasugerować.
- Często mózg ludzki odrzuca od nas przykre wiadomości. Zdarza się, że wypiera złe doświadczenia z podświadomości, wymazuje je. Po prostu o nich zapomina bo wie, że nie chce o nich pamiętać.
Udał, że tego edukacyjnego monologu nie usłyszał. Skierował swoje lodowate i wyniosłe spojrzenie na stolik zgarniając z jego blatu swoją różdżkę przyniesioną wcześniej przez dyrektora. Włożył ją do pasa z tyłu spodni. Dyrektor Szkoły Magii przyglądał mu się uważnie. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Draco wygląda jakby szykował się na bezwzględną wojnę, choć dopiero co z jednej wrócił. Wzrok starszego mężczyzny zgłodniał. Z troską spojrzał na swojego podopiecznego, mimo to starał się by jego głos brzmiał poważnie. Doskonale wiedział, że Draco reaguje na troskę i współczucie bardziej niż alergik na świeżo skoszoną trawę.
- Co tam zaszło Draco?
- Nie wiem czy istnieje na świecie osoba, która byłaby w stanie to panu wytłumaczyć.
Rzucił krótko i bez słów pożegnania wyminął gospodarza Hogwartu.
- Draco....
Właściciel imienia zatrzymał się w miejscu, jednak nie odwrócił się przodem do profesora. Głos starszego mężczyzny zabrzmiał inaczej niż na co dzień.
- Może jutro, może za tydzień, a może za kilka lat..... ale przypomni sobie. Kiedyś przypomni sobie wszystko. Łącznie z tym o czym nie chcesz by pamiętała.
Twarz blondyna spoważniała tak samo jak cała jego postawa. Z wyuczoną nienaganną arystokratyczną i wyniosłą postawą odwrócił się do dyrektora patrząc na niego oschle, zupełnie jakby rzucał mu wyzwanie.
- To wszystko profesorze?
Mężczyzna już nic nie powiedział, co z kolei blondyn uznał za wystarczającą odpowiedź. Bez słowa skierował się do swojego dormitorium. Zmarnował już wystarczająco dużo czasu, nie zamierzał marnować reszty.


                                                                        ***


- ... a więc to prawda?
W głosie dyrektora szkockiej Szkoły Magii dało się wyczuć smutek. Jego rozmówca dotychczas stojący przy mahoniowym biurku pokiwał głową na znak potwierdzenia. Zatuszował jednak emocje w swoim poważnym głosie. Jego ton zabrzmiał tak samo jak ten, którym na co dzień obdarzał adeptów Hogwartu w czasie swoich surowych zajęć.
- To już pewne. Voldemort mianował go generałem jednego ze swoich oddziałów.
Dumbledore oderwał swoje zatroskane spojrzenie od okna spoglądając na swojego przyjaciela z czymś na wzór lekkiego zdziwienia.
- Zaufał mu?
- On nie ufa nikomu, ale widzi w nim olbrzymi potencjał, tak samo jak ty.
Czarnowłosy mężczyzna spojrzał charakterystycznie na dyrektora tym samym dając mu odczuć, że doskonale zna intencje jakie skłoniły Dumbledore'a do próby namówienia chłopaka do przejście na ich stronę. Staruszek westchnął pod nosem, co drugi mężczyzna zignorował. Spoważniał, mierząc rozmówcę dużo chłodniejszym spojrzeniem.
- Możliwe, że chce mieć go bliżej siebie. Teraz będzie go bardziej kontrolował i pilnował. To już nie to samo Albusie. Nie uda ci się zwerbować go na naszą stronę. Nie teraz, kiedy jest na takiej wysokiej pozycji. Nie dam rady go cały czas pilnować, jest wyższy rangą niż ja.
- Wszyscy już wiedzą?
- Jeszcze nie. Ogłoszą to na dniach. Wtedy też otrzyma znak.
Dumbledore wyglądał na zaskoczonego. Doskonale pamiętał, że dotychczas chłopak zręcznie unikał prób zapieczętowania go przez Śmierciożerców. Aż do teraz.
W jego bystrych, błękitnych oczach odbijało się zdezorientowanie, którym obdarzył drugiego profesora.
- Znak? Myślałem, że nie miał...
Nie zdążył zadać całego pytania. Jego rozmówca zaprzeczył gwałtownym ruchem głowy na to co Dumbledore usiłował zasugerować.
- Nie wtedy kiedy jest na takim wysokim stanowisku. Wcześniej był na niskiej pozycji i mógł się zasłaniać wymówkami, teraz jego odmowa i nie przyjęcie znamienia będzie równoznaczna z degradacją i śmiercią. Szykują oficjalną inicjacje, będą na niej wszyscy Śmierciożercy. Otrzyma na niej Mroczny Znak, stopień generała i swój własny oddział. Podejrzewam, że również zadanie, które go sprawdzi.
W pomieszczeniu zapanowała nieprzenikliwa cisza. Obaj panowie doskonale zdawali sobie sprawę, że nie będzie to łatwe zadanie. Żaden jednak nie odważył się tego głośno skomentować. Dumbledore swoje smutne spojrzenie przeniósł z powrotem na okno. Śnieg zaczął mieszać się z deszczem, a gwałtowny wiatr bezlitośnie szarpał nagie gałęzie drzew. Zupełnie jakby sama pogoda odpowiadała na ciche pytanie dyrektora, czy aby na pewno nadeszły takie mroczne czasy. Znawca eliksirów przyglądał mu się uważnie, doskonale świadomy jakie uczucia i myśli przepełniają teraz jego rozmówcę. Ciągle miał wrażenie, że mimo wszystko najważniejsza osoba w Hogwarcie nie rozumie powagi całej sytuacji oraz zmian i konsekwencji jakie ze sobą niesie.
- Chłopak stał się niebezpieczny, a sam również nie jest bezpieczny. Myślisz, że wszyscy Śmierciożercy są zadowoleni z faktu, że Voldemort mianował jednego ze swoich młodszych ludzi generałem? Myślisz, że członkowie jego oddziału będą zadowoleni z faktu, że będzie im rozkazywał dziewiętnastolatek? To tylko kwestia czasu, aż będą próbowali to zmienić.
Gospodarz Hogwartu z troskliwym uśmiechem spojrzał na swojego czarnowłosego przyjaciela.
- Ma ciebie prawda?
Mimo, że już nie było to możliwe wysoki mężczyzna spoważniał jeszcze bardziej.
- Nie będę przy nim cały czas. Zresztą nie wiem czy jest sens bym był.
Dodał już ciszej, a towarzyszyło mu przy tym ciche westchnięcie rezygnacji, którego nie udało mu się zamaskować maską obojętności i powściągliwości. Dumbledore spojrzał na niego z niezrozumieniem. Wolał udawać, że nie ma pojęcia co chciał przez to powiedzieć jego rozmówca.
- Co masz na myśli?
Zimny błysk odbił się w czarnych oczach profesora sprawiając, że atmosfera panująca w gabinecie zrobiła się jeszcze mroczniejsza i poważniejsza.
- Rozpoczęła się wojna Albusie, a chłopak któremu bezgranicznie ufasz i w którym pokładasz całą nadzieję nie jest twoim sojusznikiem.
Dumbledore spojrzał na swojego towarzysza z lekkim uśmiechem, nad którym nie potrafił zapanować.
- Skąd ten brak wiary w członka własnej rodziny Severusie?
- Z doświadczenia.
Jego oschłe i poważne burknięcie sprowadziło dyrektora na ziemie. Odwrócił głowę z powrotem do okna, z melancholią spoglądając na opustoszałe błonia.
- Nie przekreślę go.
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów głos Dumbledore'a zabrzmiał tak bardzo poważnie i wyrafinowanie, zupełnie jakby nie uznawał najmniejszego sprzeciwu, choć przecież nie z takiego oschłego podejścia był znany ten sympatyczny staruszek. Snape zmierzył go zimnym spojrzeniem, zupełnie jakby chciał mu przez to powiedzieć, że będzie tego żałował.
- Ale on przekreśli ciebie.
Dumbledore swój zmęczony wzrok ponownie skierował na opustoszałe błonia. Pozwolił sobie na westchnięcie rezygnacji z chwilą gdy jego dotychczasowy rozmówca bez pożegnania opuścił gabinet. Wszystko się zmieniło. Nadeszły mroczne czasy.


                                                                           *


Zimny prysznic zmył z niego resztki niemocy, myśli i wyrzutów sumienia. Dwutygodniowy pobyt w Dagurtar w towarzystwie właścicielki bursztynowych oczu i włosów w kolorze dojrzewających kasztanów całkowicie go rozbroił, zdezorientował i zmienił. Musiał wrócić do normy. I nawet nie chodziło o to czy tak będzie lepiej czy też nie, po prostu musiał to zrobić. Tu, w Hogwarcie, nie mógł sobie pozwolić na takie samo zachowanie jak tam. Zbędne słowa, myśli oraz uczucia musiał trzymać na wodzy. Tu nie było taryfy ulgowej. Ślizgoni, a nawet i reszta uczniów w stosunku do niego nie byli tak wyrozumiali jak Granger. Nie mógł przy innych pozwolić sobie na chwile wygłupów, czułości, załamania czy też zwykłej ludzkiej niemocy i bezradności, które przecież tak często dopadały każdego człowieka. Inni by tego nie zrozumieli, Ślizgoni nie zaakceptowali, a Śmierciożercy wykorzystali przeciwko niemu. Sam wyjazd do Dagurtar wystarczająco osłabił jego pozycję, a dwutygodniowy pobyt w skrzydle szpitalny odebrał mu zbyt dużo reputacji i za bardzo naruszył jego pozycję w szkole i w Slytherinie, o szeregach Mrocznego Pana póki co nawet nie chciał myśleć. Musiał wrócić do normy i przypomnieć całemu światu, że jego prawowity pan i władca wrócił.
Zignorował stęsknione koty łaszące się do jego nóg. Niewzruszony stał w salonie ściągając z obolałego brzucha przemoczony bandaż. Już go nie potrzebował, wystarczająco dużo dumy przez niego stracił. Opatrunek z dłoni ściągnął już w momencie, w którym opuścił próg skrzydła szpitalnego. Przeklął siarczyście pod nosem, gdy pod wpływem jego gwałtowniejszego ruchu rana ponownie o sobie przypomniała, zupełnie tak jakby była świeża. Jakby walka z Harrisem i pamiątka po tym spotkaniu była z wczoraj, a nie sprzed ponad dwóch tygodni. Ironiczny, wręcz zgryźliwy uśmiech mimowolnie pojawił mu się na ustach z chwilą gdy uświadomił sobie jak musi czuć się wysławiany przez wszystkich Potter z blizną, która niezmiennie bolała go już od osiemnastu lat. On swojej miał serdecznie dość zaledwie po godzinie. Jego przekleństwo wypełniło pomieszczenie w tej samej chwili co odgłos kroków i stukania kobiecych butów o szwedzką podłogę niewielkiego korytarza. W momencie, w którym w salonie pojawiła się Hermiona ani on ani nawet ona nie byli gotowi na te konfrontację. Coś się zatrzymało z chwilą, w której ich oczy się spotkały, nie wiedzieli tylko czy czas, czy jednak cały świat, a może obie te rzeczy jednocześnie.
Dziewczyna przystanęła w miejscu czując, że sparaliżowała ją mieszanka nieumiejętnie skrywanych uczuć. Cały Hogwart huczał od plotek, że Draco się obudził i na swoje własne żądanie od razu opuścił skrzydło szpitalne, mimo wyraźnego sprzeciwu samego Dumbledore'a. Wydawało jej się to jednak zbyt piękne i odległe by mogło być prawdziwe. Teraz jednak chłopak, któremu ostatnimi czasy zaufała i tyle razy powierzyła na wyjeździe swoje życie stał przed nią mimo tego, że ona powoli traciła nadzieje, że jeszcze kiedyś to nastąpi. Patrzeli sobie w oczy nie potrafiąc odnaleźć słów, które mogłyby wyrazić ich myśli i uczucia. Było ich zbyt wiele, były zbyt chaotyczne. Wzburzone i niespokojne dużo bardziej niż morze otaczające wyspę Dagurtar. Zwątpili nawet w to czy istniały takie słowa, mogące oddać to co w nich siedziało i narastało z każdą spędzoną razem chwilą. Złowroga i poważna postawa arystokraty, którą tak bardzo starał się zachować od czasu konfrontacji z Dumbledore'em zmiękła pod wpływem bursztynowych oczu, wypełnionych tak dużą ilością troski i współczucia, że aż go to przytłaczało. Dopiero po chwili oderwał od niej swój stalowy wzrok obiecując sobie, że już nigdy więcej nie ulegnie jej spojrzeniu i już nigdy dziewczyna nie sprawi by przestał być tym kim był i powinien być przez całe dotychczasowe życie. Bez słowa złapał za dwa fragmenty koszuli, próbując zignorować jej obecność i zatroskane spojrzenie. Nie pozwoliła mu jednak o sobie zapomnieć. Delikatnie, niemal na palcach podeszła do niego. Jej kozaki cicho zastukały o podłogę informując chłopaka, że dziewczyna, której tak bardzo unika, jest już obok niego. Mimochodem na nią spojrzał, jednak jego postawa dalej była zimna i wyniosła, a jego lodowate stalowe spojrzenie przenikało ją całą, nie dając jej żadnej szansy na obronę. Zatrzymała się przed nim bez słowa, niepewnie unosząc na niego swoje zmartwione spojrzenie wypełnione nieumiejętnie skrywanym lękiem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że chłopak jest jak tykająca bomba, która w każdym momencie może wybuchnąć raniąc ją swoimi odłamkami i rozrywając ją całą, zwłaszcza serce. Stanęła przed nim jak w transie, niepewnie unosząc swoją dłoń i delikatnie dotykając jego umięśnionego brzucha. Tym drobnym, ledwo wyczuwalnym gestem powstrzymała go przed zapięciem koszuli i zakryciem tego czego tak bardzo nie chciał by zauważyła. Ze zmartwieniem przyglądała się dużej i świeżej bliźnie na ciele chłopaka, delikatnie, ledwie wyczuwalnie przejeżdżając po niej opuszkami swoich drobnych palców. Nie odtrącił jej dłoni, wręcz przeciwnie. Jej delikatny, ciepły i spokojny dotyk zadziałał na niego kojąco, choć tak bardzo próbował wmówić sobie, że jest inaczej. Przyglądał jej się w milczeniu, ona jednak nie odwzajemniła jego spojrzenia. Z niewyobrażalnym smutkiem patrzyła na jego dużą i widoczną bliznę, zupełnie jakby to ona była wszystkiemu winna. Nie mógł znieść jej zmartwionego i zatroskanego spojrzenia, tym bardziej, że skierowane było do i dla niego, a Merlin mu świadkiem, że na żadnym współczuciu i opłakiwaniu mu nigdy nie zależało i nie będzie zależeć. Nawet jeśli obdarzyła go nim kobieta, której niewinność i delikatność podziwiał za każdym razem gdy się rumieniła, spała i czytała. Było tych sytuacji, momentów i przypadków znacznie więcej, teraz jednak pomyślał o tych trzech, one rozczulały go najbardziej.
Westchnął pod nosem, próbując przybrać na twarz maskę ironii, ona jednak nie zabrała dłoni z jego ciała. Ciągle trzymała swoje palce na jego rozgrzanej skórze, zupełnie jakby to choć trochę koiło jej ból i chciała by ukoiło również jego. Niespodziewanie uniosła na niego smutne spojrzenie, zupełnie jakby targały nią takie wyrzuty sumienia, że nie mogła już przez nie spać, pić, jeść i normalnie funkcjonować. Dopiero teraz zauważył, że ona również schudła, że jej cera straciła zdrowy koloryt, a bursztynowe oczy ten radosny błysk, który tak bardzo lubił. Nie mógł wiedzieć, że to przez zamartwianie się o niego i wszystkie bezsenne noce, w których modliła się o to by go nie stracić. Marniała w oczach jeszcze z jednego powodu, ale o tym nie wiedział ani on, ani nawet ona. Jeszcze.
- Boli cie?
W ostatniej chwili powstrzymał się by nie ująć jej drobnej dłoni w swoją i nie skierować jej na okolice swojej klatki piersiowej, gdzie bolało go zdecydowanie bardziej.
„Bardziej boli mnie tutaj.”
Zatrzymał te myśl i gest dla siebie. Zorientował się w tym co robi, o czym myśli i co czuje. Gwałtownie złapał za fragment ubrania, tym samym strącając jej dłoń ze swojego rozgrzanego ciała. Szybko zapiął koszulę, próbując zignorować jej smutne spojrzenie i ból jaki w chwili obecnej sprawiało mu poruszanie. W tej krótkiej chwili Hermiona wyglądała jak bezdomny, pobity pies porzucony w lesie przez okrutnych właścicieli, za którymi tak bardzo tęskni pomimo ich brutalnego traktowania i porzucenia.
Starał się na nią nie patrzeć, jednak mimochodem jego wzrok powędrował na jej dłoń, którą tak usilnie próbowała zamaskować. Ona również miała pamiątkę po ich dwutygodniowym pobycie na wyspie Dagurtar. Nawet nie przypuszczał, że jej rana była na tyle duża i poważna, że został po niej taki ślad, którego także nie udało się zlikwidować najlepszym szpitalnym lekarzom. Hermiona poczuła jego spojrzenie na sobie, poczuła również jego rozbicie i zdezorientowanie. Niepewnie ujęła swoją skaleczoną dłoń, nieznacznie przyciskając ją do piersi, nieumiejętnie próbując zamaskować ją przed blondynem. Nie chciała by widział na jej ciele takie rzeczy. Miała wrażenie, że za bardzo ją to oszpecało i teraz chłopak będzie na nią parzył z jeszcze większym wstrętem, że będzie się nią jeszcze bardziej brzydził niż do tej pory. Jakby sam fakt, że była szlamą nie był dostatecznie wystarczający.
- Lekarze powiedzieli, że z czasem zejdzie....
Wyszeptała cicho bardziej do siebie niż do niego, z rezygnacją spoglądając na swoją bliznę. Wyglądała na zmieszaną. Jemu lekarze powiedzieli to samo o jego, ale jakie to tak naprawdę miało znacznie? Żadne.
Zapiął koszulę wymijając przy tym zmieszaną dziewczynę. Nie udało mu się jednak odejść daleko. W ostatnim momencie złapała go za nadgarstek niemo prosząc by nie odchodził.
- Proszę powiedź mi co się tam wydarzyło.
Nie czuł jednak takiej potrzeby. Niemal wyszarpnął swoją rękę z jej dłoni, odwracając się do niej i mierząc ją poważnym spojrzeniem. Jego wzrok był tak zimny, że aż się wzdrygnęła. Już nie pamiętała kiedy ostatnio patrzył na nią z taką obojętnością i wrogością.
- Rozmawiałaś z Dumbledore'em.
Rzucił krótko, zupełnie jakby ten fakt powinien jej wystarczyć. Udało mu się zrobić dwa kroki nim dziewczyna ponownie go zatrzymała.
- Czekaj Malfoy, powiedz mi.
Odwrócił się do niej czując jak zalewa go nieopisana fala złości, choć nawet nie wiedział dlaczego. Rzucił jej pogardliwe spojrzenie, jednak mimochodem sprowokował ją do dalszej rozmowy.
- Co?
- To o czym milczysz.
Jej niepewny szept nie szedł w parze z upartością w jej bystrym spojrzeniu. Spojrzała na niego z determinacją, gotowa zrobić wszystko byle tylko dowiedzieć się prawdy, którą chłopak tak zawzięcie przed nią ukrywał.
- Nie pamiętam zbyt wiele z tamtego wieczoru...... Widzę same obrazy, często niewyraźne i zamazane.... ale czuje to. Czuje, że nie pamiętam o czymś o czym powinnam pamiętać. Co przede mną ukrywasz? Proszę powiedź mi. Wiem, że wydarzyło się tam coś ważnego, coś związanego ze mną. Dlaczego o tym nie pamiętam? Dlaczego nie chcesz mi o tym powiedzieć?
W jej spojrzeniu i głosie zaczął przebijać się żal i smutek. Miała świadomość, że mówi chaotycznie jednak wiedziała, że Draco doskonale rozumie o co jej chodzi, nawet jeśli udawał, że jest inaczej.
- Nie mam o czym.
Jego głos i wygląd nie uznawał sprzeciwu. Odwrócił się do niej kierując się w stronę wyjścia z ich wspólnego dormitorium. Odprowadzała go smutnym spojrzeniem nie mogąc pozbyć się uczucia pustki i niespełnienia, gdzie umysł coraz głośniej podpowiadał jej, że Draco Malfoy, któremu niedawno zaufała tym razem ją okłamał.
- O czym mi nie mówisz Malfoy?
Szepnęła do siebie, ze smutkiem odprowadzając wychodzącego z pokoju chłopaka. Zawahał się. Nie usłyszał jej. Coś zupełnie innego zmusiło go do zostania w dormitorium jeszcze przez krótką chwilę. Przystanął w miejscu, jednak nie odwrócił się w jej stronę.
- Granger....
Zaczął po chwili, tym razem jednak już dużo łagodniejszym i spokojniejszym tonem, zupełnie jakby się wyciszył i zapanował nad zbędnymi emocjami. Podniosła na niego zdezorientowany wzrok, jednak nie odważyła się odezwać. Na twarzy arystokraty pojawił się ironiczny, ten charakterystyczny dla niego uśmiech z chwilą, w której odwrócił się w jej stronę. Coś specyficznego było w wyrazie jego twarzy, a stalowe źrenice wyglądały inaczej niż zazwyczaj. Hermiona nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to swego rodzaju pożegnanie. I faktycznie nim było. Jego oczy, uśmiech i głos mówił wszystko. Był to ten charakterystyczny wygląd, którego tylko ona doświadczała i tylko ją nim obdarzał. Zrobił to, ten ostatni raz.
- .... gdy nie będziesz w stanie sama sobie poradzić, uratuje cie po raz kolejny.... w każdym tego słowa znaczeniu.
Odszedł, żegnając się z nią w sposób, który sprawił, że jej serce zabiło mocniej. Na jej twarzy pojawił się wyraz rozczulenia i niewielki uśmiech, który miał zatuszować wzruszenie. W następnej nic nieznaczącej sekundzie płakała jak dziecko, które zgubiło drogę do domu.


                                                                       *


Automatycznie uścisnął dłoń z czarnoskórym przyjacielem stojącym w progu drzwi, które dopiero co otworzył. W kolejnej sekundzie gospodarz gestem dłoni zaprosił blondyna do swojego pokoju. Draco bez słowa wszedł do dormitorium Zabiniego mając przy tym wrażenie, że nie było go tu kilka długich lat. Najwyraźniej Blaise odczuł nieobecność przyjaciela w podobny sposób bo przyglądał mu się uważnie, niemal zagadkowo. Dopiero po chwili przyłapał się na tym co robi. Uśmiechnął się do arystokraty z lekkim rozbawieniem w wyglądzie oraz tonie głosu, najwyraźniej tak próbował rozładować nieoczekiwane napięcie jakie zrodziło się między nimi. Powrót blondyna do świata żywych jeszcze wczoraj zdawał mu się być czymś niemożliwym, teraz jednak jedyny dziedzic rodziny Malfoy'ów stał przed nim tak jak dawniej, zupełnie jakby nigdy nic złego się nie wydarzyło. Pierwszy raz w życiu Blaise czuł, że nie wie jak się zachować w towarzystwie arystokraty. Cieszył się, że jego przyjaciel żyje jednak wiedział, że blondyn nie jest wylewny i wszelkie słowa czy gesty wyrażające radość z jego powrotu Zabini może jedynie zachować dla siebie. Doskonale to wiedział, dlatego też postanowił zachowywać się tak jakby nigdy nie było wyjazdu do Dagurtar, ani Draco nigdy nie był w śpiączce. Postanowił zachowywać się tak jak zawsze. Tym bardziej, że blondyn również to robił.
- Co sprowadza cie na stare śmieci Smoku?
- Pusty barek.
Oschły ton arystokraty sprawił, że Blaise zachłysnął się własną ślina. W życiu by nie pomyślał, że arystokrata tak szybko powiąże wszystkie fakty i upomni się o swoje butelki, w dodatku pełne. Tym bardziej, że obiecali sobie z Potterem i Wesley'em, że świat nigdy nie dowie się o ich nielegalnych, trzyosobowych imprezach na czwartym piętrze, sponsorowanych przez rodzinę Malfoy. W dodatku cała wina miała spaść na niczego niespodziewającego się Dumbledore'a (takie tam niewinne wrobienie). Pomysł był genialny i nikt nie spodziewał się, że nie wypali. Czarnoskóry wiedział jedno- to były ostatnie minuty jego życia.
- Ach, bo... bo to było tak,... bo widzisz....
Zaczął dukać bez ładu i składu, jednak arystokrata zdawał się go nie słuchać. Usiadł na fotelu z tak wkurzoną miną, że widać było, że ostatkiem sił powstrzymuje się by nie zacząć rzucać meblami po całym dormitorium.
- A daj spokój! Dumbledore zabrał mi wszystkie butelki! Myślałem, że kurwicy dostane jak zobaczyłem pusty barek.
Zabini wyglądał jak ryba wyjęta z wody, a jego wargi jak usta karpia rozpaczliwie próbującego nabrać potrzebnego powietrza. Jeszcze nigdy los nie był dla niego tak bardzo łaskawy. Przez chwile nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Ocknął się z chwilą, w której blondyn podniósł ze stolika butelkę whisky chcąc nalać ją do szklanki stojącej obok. Bez słowa wyjaśnienia podszedł do niego zabierając mu z rąk tak drogocenną i upragnioną przez niego pełną butelkę. Blondyn momentalnie uniósł na niego zdezorientowane spojrzenie, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny ognik złości, zapowiadający nadchodzący wybuch arystokraty. Blaise jednak nie dał mu na to szans, patrząc na niego jak matka na rozrabiające dziecko.
- Dumbledore prosił mnie bym cie przypilnował. Masz szlaban na picie.
Malfoy wytrzeszczył na niego niedowierzające spojrzenie nie mogąc uwierzyć w prawdziwość całej tej sytuacji i fakt, że Blaise w ogóle coś takiego powiedział. Nie wiedział czego zrozumienie sprawia mu większe problemy. Czy zjawiska, że ktoś ośmiela się czegoś mu zabronić? Motywu, że chodzi nie co innego jak o picie? Czy wreszcie o fakt, że informuje go o szlabanie jego jedyny i najwierniejszy przyjaciel, który sam był na dobrej drodze by należeć do nieanonimowych alkoholików? Całkiem szybko zrozumiał, że wszystko. Nie miał jednak wątpliwości, że w ten sposób kończą się przyjaźnie. Przynajmniej jego właśnie się skończyła.
- Ochujałeś?
Wychrypiał w końcu, nie mogąc przestać patrzeć się na niego z niedowierzaniem i przerażeniem w jednym. Blaise spoważniał jednak nie dał po sobie poznać, że uraziło go to bezpodstawne oskarżenie. Przymknął powieki, zaciskając wargi w cienką linię i przecząco pokiwał głową na boki.
- Nie. Co prawda szlaban na picie nie jest moim wymysłem, ale go popieram. Masz przerwę dopóki całkowicie nie wrócisz do zdrowia. To dla twojego dobra.
Draco zerwał się z fotela jak poparzony, wykonując przy tym gwałtowny ruch ręką jakby próbował strącić niewidzialny przedmiot stojący obok. Zignorował przy tym nieznośny ból w okolicy brzucha, który towarzyszył mu wraz z każdym gwałtowniejszym ruchem.
- Dobra?! Czy ty się do kurwy nędzy słyszysz?! Nie było mnie miesiąc, a ty już postradałeś umysł i stałeś się ciotą?! Co jest? Zaprzyjaźniłeś się z Potterem i Wesley'em czy coś innego wyprało ci mózg?
- Jestem twoim przyjacielem do cholery!
Krzyk Zabiniego i to co tak nagle i bez ostrzeżenia powiedział, w dodatku przekazując to w taki poważny i dosadny sposób sprawił, że Dracona sparaliżowało. Spojrzał na niego zszokowany, z niewypowiedzianymi słowami zamarłymi na uchylonych z wrażenia ustach. Zabini wyglądał tak jakby myśli i uczucia, które tłumił w sobie od tak wielu lat znajomości w końcu postanowiły ujrzeć światło dzienne. Spojrzał na blondyna z determinacją, złością i powagą, nie dając mu żadnej szansy na obronę, wtrącenie oraz przerwanie jego wypowiedzi. Robił w życiu wiele spontanicznych rzeczy, ta chwila jednak pod tym względem przebijała wszystkie inne. Pierwszy raz w dziejach ich wieloletniej znajomości podniósł na blondyna głos. Pierwszy raz najzwyczajniej w świecie na niego wrzeszczał, karcąc go bardziej niż ojciec nieposłusznego syna.
- Nawet nie wiesz co czułem każdego dnia patrząc na twoją poturbowaną mordę ze świadomością, że każdego dnia mogę widzieć cie po raz ostatni! Zdajesz sobie sprawę, że przez dwa tygodnie leżałeś w śpiączce w stanie krytycznym czy twój tleniony mózg nie ogarnia takich rzeczy?! Ledwo cie odratowali do cholery! Nikt w Hogwarcie nie chciał mówić o twoim stanie, nawet Dumbledore milczał. To, że przeżyłeś jest cudem, którego w dodatku nikt nie jest w stanie wytłumaczyć i zrozumieć. Nikt nie dawał ci szans na przeżycie! Nikt! Rozumiesz?! Skończ ze swoją wiecznie dumną i wyniosłą postawą, byłeś na granicy życia i śmierci przez dwa tygodnie do cholery! To poważniejsza sprawa niż ci się wydaje! Myślisz, że czemu blizna się nie zagoiła, a każdy ruch sprawia ci ból? Nie patrz tak na mnie Draco, myślisz, że cie nie znam? Jesteś tylko człowiekiem, zrozum to wreszcie! To, że twój ojciec i Śmierciożercy robią z ciebie bezduszną, nieczułą maszynę do zabijania nie znaczy, że się nią stałeś! Ty też masz uczucia do ciężkiego chuja, nawet jeśli ich nie chcesz i nie wiesz, że je masz. Nie musisz wiecznie bać się o swoją reputację i fakt, że ktoś inny może zobaczyć twoją bezsilność, uczucia i niemoc. Skoro musisz ukrywaj to przed innymi, a nie przede mną. Nie musisz odcinać się od całego świata, nie musisz odwracać się od innych, nie musisz chować się w tej swojej pancernej skorupie pozbawionej emocji i uczuć! I nie musisz polegać tylko na sobie! Nie jesteś pępkiem świata i nie jesteś sam! Masz mnie! Pomyśl o tym czasem! Od dziecka staram się być twoim przyjacielem, więc daj mi w końcu na to szanse!
Draco stał sparaliżowany, zupełnie tak jakby oberwał drętwotą i to kilka razy pod rząd. Nie był zdolny wydusić z siebie żadnego słowa, tak samo jak nie był w stanie zamknąć uchylonych z wrażenia warg i zapanować nad zdezorientowanym, niedowierzającym spojrzeniem. Zabini jeszcze przez chwile mierzył go wyzywającym i wkurzonym spojrzeniem, dopiero wraz z mijającymi sekundami zaczynał się uspakajać, a wyraz jego twarzy mięknąć. Nikt nie wiedział ile czasu minęło, ale była to dłuższa chwila nim Draco ocknął się z szoku. Przymknął usta, a jego twarz łagodniała z każdą chwilą. Już po chwili uśmiechnął się lekko do poddenerwowanego, czarnoskórego przyjaciela. Nie chciał przyznać tego przed samym sobą, ale autentycznie rozczulił go ten monolog, wyznanie i opieprz w jednym. Męska przyjaźń była bez wątpienia specyficzną jednak piękną rzeczą. Już po chwili Draco uśmiechnął się łagodnie, z rozczuleniem spoglądając na drugiego Ślizgona.
- Jak powiem, że też cię kocham to dostane drinka?
Blaise zaparł dłonie na biodrach, spuszczając przy tym głowę w bok. Wypuścił przy tym nadmiar powietrza z ust, próbując znaleźć w sobie resztkę sił i cierpliwości dla arystokraty. Czuł się jak matka załamana zachowaniem swojego rozrabiającego dziecka. Pierwszy raz te relacje się odwróciły, jeszcze do niedawna zawsze w ich przyjaźni było odwrotnie. Teraz jednak nadszedł ten czas, w którym i Zabini musiał sprowadzić blondyna na ziemie. Podziałało.
- Są czasem takie dni kiedy mam ochotę palnąć cie w ten tleniony łeb. Nawet częściej niż czasem.
Skwitował pod nosem, co zaowocowało szczerym uśmiechem na ustach jego towarzysza. Podszedł do niego, obejmując go ramieniem w przyjaznym geście.
- Piękna przemowa Diable. Gdybym miał uczucia to bym się rozpłakał.
Zabini wywrócił teatralnie oczami, jednak wolał już nie komentować tego ironicznego żartu blondyna.
- I pomyśleć, że za tobą tęskniłem.
Burknął pod nosem, aż nazbyt dając odczuć drugiemu Ślizgonowi, że był to największy błąd jego życia. Draco zaśmiał się pod nosem, co również Zabiniego wprawiło w lepszy humor. Szturchnął go w ramię, zaczepnie przy tym kiwając głową.
- Dobrze, że wróciłeś.
Odpowiedział mu sarkastyczny uśmiech blondyna.
- Chyba nie przypuszczałeś, że dam się zabić tak łatwo?
Blaise nie zaprzeczył jednak wystarczającą odpowiedzią było wyciągnięcie do blondyna ręki. Obaj panowie uścisnęli swoje dłonie, jednocześnie przybliżając się do siebie i klepiąc się po plecach. Chyba jeszcze nigdy w przeciągu swojej wieloletniej znajomości nie odważyli ani nie zdobyli się na tak znaczące przyjacielskie gesty.
- To dostane tego drinka?
Blaise wywrócił do góry oczami w duchu ubolewając nad swoim ciężkim życiem, które przyszło mu dzielić z tak trudnym w obejściu przyjacielem. Mimo wszystko zapowiadało się na to, że faktycznie zmiękł bo wyciągnął z barku jakiś płyn i nalał go do drugiej szklanicy by po chwili podać go zadowolonemu blondynowi.
- Masz.
Draco z uśmiechem spełnienia odebrał od czarnowłosego tak upragnioną, napełnioną szklankę. Wziął solidnego łyka, pochłaniając na raz niemal połowę zawartości szklanki. Szybko jednak tego pożałował. Wytrzeszczył oczy i zaczął dławić się własną śliną. Nie miał pojęcia co podał mu przyjaciel, ale na pewno nie był to alkohol. Spojrzał na niego ze złością i przerażeniem, mimochodem wycierając brodę z resztek napoju.
- Kurwa! Co to?!
Blaise uśmiechnął się do niego z sympatycznym uśmiechem, pod którym tliła się nutka satysfakcji i rozbawienia.
- Ziółka.
Tak właśnie skończyła się przyjaźń Malfoy'a z Zabinim.


                                                                         *


Przystanęła przed wejściem do gabinetu dyrektora, zupełnie jakby sama zastanawiała się czy aby na pewno chce tam wchodzić. Nie musiała, w końcu to nie dyrektor chciał się z nią spotkać, ale ona z nim. Mimo cichego postanowienia, że dzisiaj wyjaśni wszystkie dręczące ją niejasności, pierwszy raz w życiu bała się tu wchodzić. Miała złe przeczucia. Z doświadczenia wiedziała, że zawsze się sprawdzają i to w tym wszystkim martwiło ją najbardziej. Wchodząc do pomieszczenia zebrała w sobie całą wolę walki i siłę, dotychczas ukrytą w najmniejszych zakamarkach jej samej. Tym razem widok uśmiechającego się do niej staruszka, którego od lat faworyzowała i tak bardzo mu ufała nie ukoił jej zmartwienia i nie rozwiał jej wątpliwości. Wręcz przeciwnie.
- Witam cię moja droga. Słyszałem, że chciałaś się ze mną spotkać. Mam nadzieję, że będę w stanie pomóc. Masz jakąś sprawę?
Zaprzeczyła delikatnym ruchem głowy czując, że obecna chwila zaczyna ją coraz bardziej przytłaczać, a bezsilność przebija się wśród wszystkich znanych jej uczuć. Przez krótki moment zapomniała nawet jak się mówi.
- Pytanie.
Poprawiła po chwili, gdy zorientowała się, że profesor od kilku dłuższych chwil czeka na jej odpowiedź . Dyrektor pokiwał głową na znak, że rozumie i wskazał jej ręką na fotel stojący przed biurkiem, sam zaś usiadł na swoim krześle. Hermiona bez słowa przysiadła na zimnym, skórzanym siedzeniu czując, że całe ciało mięknie jej już tak bardzo, że zaraz po prostu straci przytomność.
- W takim razie słucham cię moja droga.
Uśmiechnął się do niej lekko i pokrzepiająco widząc, że zadanie tego pytania sprawia dziewczynie trudności. Chciał jej dodać otuchy, której w tym momencie tak bardzo potrzebowała. Uniosła na niego zdeterminowane spojrzenie, z którego mężczyzna nie był w stanie nic wyczytać.
- Czy moi rodzice nie żyją?
Jej pytanie odbiło się od każdej ściany gabinetu dyrektora Hogwartu. Chwile później zapadła w nim okrutna cisza, której właściciel gabinetu nie odważył się przerwać.


                                                                          *


Siedział na fotelu z niewyraźną miną, z braku lepszego zajęcia co jakiś czas popijając ziółka podane mu przez czarnowłosego przyjaciela, który w chwili obecnej z wyrazem olbrzymiego spełniania pił ognistą whisky i palił mocnego papierosa. Draco przyglądał mu się z nienawiścią, jednak zdawało się, że Zabini tego nie dostrzega ewentualnie, że ten fakt go mało interesuje i po prostu nie rusza. W tym momencie arystokrata naprawdę zaczynał żałować, że tutaj przyszedł i w dodatku powiedział przyjacielowi o dręczących go rozbieżnościach. Najzwyczajniej w świecie nie potrafił ponownie zaaklimatyzować się w Hogwarcie, ze świadomością co działo się w Dagurtar, szczególnie między nim, a kasztanowłosą Gryfonką. Nie potrafił pozbyć się z głowy nękających go myśli, z serca uczuć, a sprzed oczu jej samej. W głowie ciągle huczała mu przemowa Dumbledore'a, że Hermiona kiedyś sobie o wszystkim przypomni, łącznie z tym, że to on w październikową noc zabił jej pierwszego chłopaka. Nie zależało mu na życiu z tą świadomością. Nawet nie bardzo wiedział jak ma dalej żyć z myślą, że Gryfonka może z dnia na dzień przyjść do niego ze łzami w oczach i niemym pytaniem „dlaczego”, na które nigdy nie będzie w stanie odpowiedzieć. Nie powiedział całej prawdy Blaise'owi, rzucił mu jedynie ogólniki w dodatku tak sformułowane by nie odebrały mu ani grama dumy, reputacji i wyuczonej obojętności. Czarnowłosy pochylił się znacznie na fotelu, wypalonego papierosa przyciskając do dna szklanej popielniczki, leniwie przy tym wypuszczając nadmiar trującego dymu z płuc. Zapowiadało się na to, że przemyślał to co powiedział mu blondyn i w pełni to rozumiał.
- Dwa tygodnie na tajemniczym zadupiu, gdzie doszło do niewyjaśnionego zniknięcia stuletnich adeptów opętanych przez starożytną klątwę wikingów każdego by załamało Smoku. Jeśli mam być bardzo szczery, to aż się dziwie, że jeszcze nie skończyłeś w szpitalu dla obłąkanych. Tym bardziej, że byłeś tam z Granger, która była niczym zgniła wisienka na tym ciężkostrawnym torcie.
Zadarł prawą brew, rzucając czarnowłosemu zimne i wątpiące spojrzenie. I pomyśleć, że kiedyś sam go odwiódł od pomysłu zostania poetą.
- Musisz się wyładować stary, dać upust emocją.
Zabini zaczynał gadać sensownie, a blondyn na poważnie rozważać te sugestię. Chyba czarnowłosy naprawdę miał rację.
- Zabaw się z jakąś Ślizgonką, daj w mordę paru idiotom... zobaczysz, od razu poczujesz się lepiej.
Skwitował z przychylnym uśmiechem. Był pewny swoich słów i widział, że Draco również odnalazł w nich rozwiązanie.
W efekcie końcowym blondyn z dormitorium swojego przyjaciela wychodził z podświadomym postanowieniem, że zrealizuje wszystkie propozycje oraz sugestie czarnoskórego przyjaciela, a przy okazji również odwiedzi dyrektora Hogwartu, z którym miał do załatwienia jeszcze jedną, starą sprawę, która nie mogła już dłużej czekać. Nie zaszedł jednak daleko, bo tuż przed wyjściem z Domu Węża zatrzymał go zdecydowanie zbyt pewny siebie głos należący do jego najgorszego kolegi z roku.
- Proszę, proszę... Wielki Draco Malfoy wrócił do nas z krainy umarłych. Jak widać nasz niezniszczalny przywódca nie jest wcale taki nietykalny jak zawsze twierdził. Może już nie jesteś taki twardy jak kiedyś co Smoku? Chyba najwyższy czas odejść na emeryturę. Z przyjemnością zajmę twoje miejsce....
Dodał już ciszej, tak by inni tego wyznania już nie usłyszeli. Nie potrzebował dodatkowej konkurencji w walce o miejsce Malfoy'a. Draco wykrzywił usta w sarkastycznym uśmiechu, który miał zatuszować jego siarczyste przekleństwo jakie mruknął pod nosem, a niewątpliwie niezbyt kulturalnie określało szatyna stojącego za nim. Odwrócił się do niego przy okazji tuszując przed nim jakiekolwiek zbędne emocje. Nigdy nikomu nie dał się sprowokować na takie marne teksty, a już na pewno nie zamierzał nigdy dawać tego po sobie poznać. Naokoło nich pojawiła się grupka zaciekawionych Ślizgonów. Zapowiadało się na to, że obecna sytuacja może zmienić całą, ustaloną wiele lat temu hierarchię, a tym samym wywrócić Slytherin do góry nogami. Matt zaczął przyglądać się swojej różdżce, którą cały czas z wielką uwagą i zadziornością obracał w dłoni. Z uśmiechem zwycięstwa spojrzał na blondyna, który stał przed nim bezbronny i nieuzbrojony. Wystarczyła chwila by zabrał arystokracie to co ten już od siedmiu lat tak wytrwale budował. Rywalizowali ze sobą od lat, właściwie od początku znajomości. Zaczęło się niewinnie - od zdrowej konkurencji, później przeistoczyło się to w chorobliwą rywalizację. Najpierw o uznanie i rozpoznawalność w szkole, w następnej kolejności było miejsce w drużynie quidditcha, później przywódcza pozycja w Slytherinie. Rywalizowali nawet o dziewczyny, aż w końcu o znaczącą pozycję w szeregach Czarnego Pana. Mimo, że były czasy kiedy stali na równym sobie poziomie, w ostateczności szatyn zawsze przegrywał. Tym razem jednak widział szansę na odwrócenie tego złego fatum. Nie mógł jej nie wykorzystać.
Jak na komendę za blondynem pojawił się Goyle wraz z Crabbe'em, wyglądający jak ochroniarze przed wejściem do mugolskiego klubu. Draco jednak gestem ręki powstrzymał ich przed ewentualną pomocą tym samym niemo informując ich, że sam sobie poradzi. Doskonale to wiedzieli jednak od lat robili za jego osobistych ochroniarzy i to nie zmieniło się nawet wtedy gdy już ich nie potrzebował. Blaise obserwował całe zamieszanie z boku, zawsze to robił. Nigdy nie wtrącał się w osobiste porachunki arystokraty, a te niewątpliwie takie były. Mimo wszystko nie wykluczał interwencji oraz udzielenia doraźnej pomocy w razie ewentualnej potrzeby. Obserwując obecne przedstawienie zwątpił jednak w to kto tak naprawdę będzie jej potrzebował.
To były sekundy. Akcja potoczyła się tak szybko, że nikt jej nie zauważył. Draco ku zdezorientowaniu wszystkich w ułamek sekundy znalazł się obok szatyna, szybkim i sprawnym ruchem wytrącając różdżkę z jego dłoni. Rozbroił uzbrojonego chłopaka gołymi rękami bez jakiejkolwiek pomocy osób trzecich, magii czy różdżki. To był szok dla wszystkich, największy dla szatyna. Cała sala zamarła, a Malfoy niewzruszony stał na środku salonu i wbijał w szyje kolegi jego własną broń.
- Wiesz jaki jest twój problem Matt? Jesteś mocny w gębie wtedy gdy masz różdżkę. Bez niej nie jesteś już taki pyskaty. Może powinienem wyrwać ci ten niewyparzony jęzor? Może chociaż wtedy tak bardzo byś mnie nie irytował? I może wtedy nauczyłbyś się szacunku dla kogoś wyższego rangą od twojej. Zwłaszcza dla kogoś stopniem generała.
Matt wytrzeszczył na niego oczy nie mogąc uwierzyć jego obecnej sugestii. Przystąpili do szeregów Mrocznego Pana w tym samym okresie, jednak kiedy szatyn ciągle był w tej najniższej grupie zwolenników nie wyróżniających się niczym poza faktem, że po prostu byli, Draco pną się w górę niemal po trupach, których całkiem sporo po sobie pozostawiał. W ostateczności Matt nawet nie miał znamienia, a Draco i bez niego stał się znaczącym Śmierciożercą, pojawiającym się całkiem blisko i często samego Voldemorta. Jednak to co w chwili obecnej zasugerował blondyn wychodziło poza wyobrażenia wszystkich. Nikt nie spodziewał się takiego znaczącego awansu Ślizgona, o którym on sam zresztą nikomu wcześniej nic nie wspominał. Nie dał po sobie poznać, że sam również się go nie spodziewał. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kryje się za tym coś więcej niż tylko zadowolenie Voldemorta z jego świadczonych usług. Nikomu o swoich odczuciach nie zamierzał jednak opowiadać.
W Pokoju Wspólnym Ślizgonów zapanowała bezwzględna cisza. Wzrok każdego mieszkańcach skupiony był na Malfoy'u, który również nie bez przyczyny był określany mianem przywódcy Slytherinu, teraz mianowanego przywódcą jednego z oddziałów Voldemorta. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że ten awans i tytuł był jednoznaczny z tym, że Draco w szeregach Mrocznego Pana zajął już tak wysoką pozycję, że był na równi z innymi generałami, przewyższając przy tym samego Snape'a i własnego ojca. Oznaczało to również, że arystokrata mimo faktu, że jest jednym z młodszych Śmierciożerców będzie miał pod sobą oddział oddanych mu czarodziei, którymi będzie przewodził, których będzie miał na swoje usługi i którym będzie rozkazywał. Biorąc pod uwagę faworyzowanie Dracona przez Voldemorta teraz już nikt nie miał wątpliwości, że nie należało mu się narażać.
Draco nieoczekiwanie i bez słowa komentarza zabrał różdżkę z szyi zszokowanego i znieruchomiałego kolegi. Obdarzył szatyna uśmiechem złośliwej ironii by w kolejnej nic nieznaczącej sekundzie wrzucić jego różdżkę do pokaźnego ognia palącego się w kominku. Wyzywająco patrzył mu w oczy tylko czekając aż Matt wyda z siebie rozpaczliwy pisk i rzuci się w stronę paleniska próbując uratować to co dla czarodzieja było najważniejsze, jednocześnie patrząc jak dumę traci przy tym całą.
Goyle wraz z Crabbe'em stali za blondynem, w każdym momencie gotowi do jakiejkolwiek interwencji w razie gwałtowniejszej reakcji Matta. Mimo paniki, która rozrywała mu wewnętrzne organy od środka, dalej niewzruszony stał w miejscu próbując nie patrzeć w bok, gdzie ogień trawił część jego życia oraz historii. Wytrzymał wyzywające spojrzenie przywódcy Slytherinu. Draco bezgłośnie prychnął pod nosem, wykrzywiając usta w ironicznym uśmiechu, z którego od lat był tak bardzo znany. Było to coś w rodzaju komentarza. W kolejnej nic nie znaczącej sekundzie odwrócił się od szatyna bez słowa, choć swoją wyniosłą postawą dał mu aż nazbyt odczuć jak bardzo nim gardził. Coś ruszyło Matta gdy blondyn odwrócił się do niego plecami. Wyrwał się do przodu mierząc arystokratę z góry na dół pogardliwym spojrzeniem. Na jego twarzy wymalowana była mieszanka złości, rozżalenia i obrzydzenia.
- Pierdol się Draco! Myślisz, że skoro jesteś ulubionym pupilkiem Voldemorta to możesz robić wszystko co ci się podoba?
Nikt nie zauważył kiedy Ślizgon wyciągnął różdżkę, a tym bardziej nikt nie usłyszał jak wypowiadał zaklęcie, ale nie było wątpliwości jakiego użył przeciwko koledze z roku. Szatyn bez ostrzeżenia padł na podłogę rzucając się na niej w konwulsjach niewyobrażalnego cierpienia. Draco przyglądał mu się beznamiętnie, ignorując jego wrzaski bólu. Uniósł lodowate spojrzenie na stojących obok, przerażonych domowników.
- Ktoś jeszcze ma wątpliwości i chce zgłosić jakieś skargi?
Odpowiedziała mu cisza. Nikt nie miał odwagi się odezwać. Wiedzieli, że Draco nie oszczędzi nikogo, a igranie z nim było dużo gorsze i niebezpieczniejsze niż igranie ze śmiercią. Tym bardziej, że teraz przeciwstawianie się arystokracie było jednoznaczne ze sprzeciwianiem się Voldemortowi, a tego nikt nie odważył się zrobić.
- Nie? To dobrze.... bo następnym razem nie będę taki miły.
Cofnął zaklęcie chowając różdżkę zza spodnie i rzucając ostatnie pogardliwe spojrzenie na wykończonego rówieśnika. W swoim stalowym przepełnionym pogardą i zimnem spojrzeniu dał mu do zrozumienia, że trzeciego razu już nie będzie. Następnym razem po prostu go zabije. Blaise obserwował całe wydarzenie z ironicznym wręcz kpiącym uśmiechem, w ostatniej chwili wstrzymał się z oklaskami podziwu. Nie spodziewał się że Draco tak szybko przerodzi jego propozycje w czyn. Najwyraźniej jednak miał rację i właśnie tego blondynowi było trzeba. Matt stracił przytomność, a Draco wyszedł zostawiając sparaliżowanych domowników nad nieruchomym ciałem ich kolegi. Już nikt nie miał wątpliwości – prawdziwy przywódca wrócił.


                                                                         *


Profesor przyglądał jej się w milczeniu. Wiedział, że kiedyś padnie to pytanie, teraz jednak nie był na nie przygotowany. Hermiona wpatrywała się w niego uważnie, bez jakichkolwiek oznak emocji wymalowanych na twarzy. Zupełnie jakby nie pytała o śmierć swoich rodziców, a raczej o to jaka będzie jutro pogoda i czy na pewno będzie padać. Westchnął cicho, próbując się do niej delikatnie uśmiechnąć.
- Co podpowiada ci serce?
- Że ciągle są przy mnie.... ale i że za nimi tęsknię i ich potrzebuje.
Podniosła oczy na profesora, zupełnie jakby w swoim spojrzeniu dała mu odczuć, że wie, że ją okłamał.
- ... i mówi mi również, że profesor jest tym, który zna odpowiedź na moje pytanie. Jeśli żyją, proszę o pozwolenie na powrót do domu. Jeśli nie żyją.... tym bardziej o to proszę.
Wpatrywała się w niego uważnie próbując powstrzymać wewnętrzny niepokój i drżenie całego ciała. Nie chciała przed dyrektorem wpadać w histerię jednak czuła, że nagromadzone w niej myśli, uczucia oraz emocje próbują w końcu ujrzeć światło dzienne. Zupełnie jakby było ich już za dużo. Czuła się nimi przepełniona. Nie miała już miejsca by dalej to w sobie tłumić. Potrzebowała rodziców, potrzebowała krótkiej przerwy od codzienności. Potrzebowała odreagować wszystko to co spotykało ją już od kilku miesięcy. Potrzebowała mieć kogoś bliskiego obok. Kogoś kto ją kocha, rozumie i przytuli kiedy ona już nie będzie miała siły by walczyć z tym co czuje.
Tęskniła za domem.
Profesor rozumiał jej uczucia, dlatego było mu jeszcze trudniej odpowiedzieć dziewczynie. Spojrzał na nią z troską. W swoim przepełnionym poczciwością, błękitnym spojrzeniem próbując ją przerosić za to co zamierzał powiedzieć.
- Przykro mi Hermiono, ale nie mogę ci na to pozwolić.
Mimochodem pomachała głową na boki w geście zaprzeczenia. Podniosła na dyrektora zdezorientowane spojrzenie.
- Dlaczego?
Nie uzyskała odpowiedzi, nawet nie dała dyrektorowi szans by ją udzielił.
- Już długo nie dostałam od nich żadnego listu, nawet znaku, że żyją. Nie mogłam pojechać do domu na ferie, nie mogłam spędzić z nimi świąt, nie mogłam napisać do nich o tym, że ich kocham i że za nimi tęsknię. Mówił profesor, że musieli wyjechać na jakiś czas, to było na początku listopada, mamy luty. Gdzie wyjechali? Chciałabym do nich pojechać. Proszę o pozwolenie na wyjazd, chociaż na kilka dni. Rozmawiałam już z profesor Mcgonagall i innymi wykładowcami, kilka dni nieobecności nie wpłynie na moje wyniki jako uczennicy, ani na zaniedbanie moich obowiązków prefekta naczelnego.
Wiedziała, że mówi chaotycznie jednak w tym wszystkim starała się o rzeczowy ton, taki którym zwykle zwracała się do wykładowców w trakcie prowadzenia przez nich zajęć, gdy miała co do podejmowanych zagadnień swoje własne zdanie.
- Przykro mi Hermiono, nie mogę zgodzić się na twój wyjazd.
Wstrzymał się jednak z wyznaniem, że dziewczyna nie ma dokąd jechać. Jej dom spłonął w przeciągu chwili. Jej rodzina teoretycznie zginęła zabita przez jej współlokatora. Nie miała do czego wracać. Straciła wszystko w chłodny, listopadowy wieczór, choć nawet o tym nie wiedziała.
Przymknęła powieki powstrzymując łzy, które stanęły jej przed oczami. Zacisnęła usta w cienką linie próbując przy tym uspokoić drżenie podbródka. Jej serce biło niespojone dając jej odczuć, że najchętniej wyskoczyłoby z jej klatki piersiowej i już nigdy do niej nie wróciło. Spróbowała się opanować. Nabrała w nozdrza więcej powietrza, przytakując na słowa dyrektora skinieniem głowy.
- Rozumiem.
Zaparła się dłońmi o boki fotela jednocześnie próbując z niego wstać. Cała drżała, czuła się tak jakby miała stracić przytomność. Trzymając się za boki fotela czuła się odrobinę pewniej. Dyrektor spoglądał na jej ruchy z troską i współczuciem. Może gdyby wcześniej wiedział, że Hermiona przyjdzie do niego z takim pytaniem przygotowałby na nie odpowiedź, która bardziej by ją pocieszyła oraz uspokoiła. Może nawet niewinne kłamstwo, którego mimo wszystko potrzebowała. Ostatnimi czasy jednak miał tak dużo spraw na głowie i tak bardzo pochłonęła go postać młodego dziedzica rodziny Malfoy, że zaniedbał przy tym Hermionę, która tak bardzo potrzebowała kogoś bliskiego obok. Kogoś, kogo na chwilę obecną nie miała.
- Panienko Granger proszę zrozumieć.... zabraniając pani na wyjazd próbuje chronić panią i pani rodzinę.
Próbowała to zrozumieć. Naprawdę bardzo się starała. Przełknęła łzy podnosząc na mężczyznę swoje zdeterminowane spojrzenie.
- Czy są bezpieczni?
- Tak.
Była to najwspanialsza wiadomość jaką mogła usłyszeć w przeciągu całej tej rozmowy. Była również najistotniejsza, choć Hermiona ciągle nie mogła wypełnić tej pustki, która coraz bardziej ją pochłaniała.
- Co mam robić?
- Zachowywać się tak jak do tej pory.
Nie mogła uwierzyć, że profesor prosi ją o coś tak absurdalnego. Poczciwa postawa starszego mężczyzny miała dodać jej otuchy i wrażenia, że gospodarz Hogwartu doskonale wie przez co teraz przechodzi i co czuje. Hermiona jednak miała co do tego spore wątpliwości.
- Próbując pogodzić się z pustką i tęsknotą, której nic nie jest w stanie wypełnić? Już to przechodziłam profesorze, już drugi raz nie dam rady tego wytrzymać.
Mówiąc to mimochodem odwróciła się do rozmówcy, jednak miała świadomość, że jak najszybciej musi opuścić to pomieszczenie nim skrywane uczucia dojdą do głosu. Była zbyt dumna by płakać. W środowisku czarodziei była postrzegana jako silna i odważna dziewczyna, nie chciała by świat myślał, że jest inaczej.
- Nadejdzie czas, że kiedyś wszystko ci wyjaśnię. Proszę, zaufaj mi.
Gwałtownie odwróciła głowę mierząc dyrektora wyzywającym spojrzeniem. Jej głos zabrzmiał oschlej i poważniej niż chciała.
- A mam inny wybór?
Mężczyzna już nic nie odpowiedział. W jakimś stopniu zabolał go ten smutek i żal w jej spojrzeniu oraz tonie głosu. Odwróciła się od niego stawiając parę nerwowych kroków w stronę wyjścia. Nie doszła do wyjścia. Jej początkowo nerwowe kroki zrobiły się wolniejsze, mniej pewne. W końcu przystanęła. Wzięła głębszy oddech próbując powstrzymać nadmiar zbędnych uczuć.
- Wiem profesorze, że nigdy byś mnie nie okłamał. Wiem też, że jest pan osobą, której mogę zaufać i powierzyć swoje życie oraz mojej rodziny.... tylko bardzo ich potrzebuje....
To wyznanie było czymś na wzór usprawiedliwienia. Wiedziała, że nie powinna tak traktować dyrektora szkoły, jednak targające nią emocje były silniejsze od jej dobrego wychowania.
Spojrzała na niego niepewnie i wtedy Dumbledore dostrzegł to co tak starannie próbowała ukryć. Widział łzy w jej dużych bursztynowych oczach. Zabolał go ten widok. Spojrzał na nią z troską i czułością, zupełnie jakby był jej dziadkiem, a nie dyrektorem placówki, do której uczęszczała.
- Hermiono....
Nie dała mu jednak szansy by cokolwiek powiedział. Musiała wyjść z gabinetu. Spuściła wzrok na podłogę, a jej cichy szept wypełnił całe pomieszczenie.
- Do widzenia.
Już po chwili wyszła z gabinetu, zostawiając dyrektora sam na sam ze swoimi myślami.


                                                               ***


Stał w samych jasnych jeansach przed dużym oknem, jak w transie wpatrując się w widok malujący się za szklaną, przezroczystą powierzchnią. Śnieg leniwie prószył za oknami, kończąc swoją podróż na wełnianych czapkach i zimowych płaszczach uczniów Hogwartu, spacerujących po szkolnych błoniach mimo zimna panującego na dworze. Wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów, by już po chwili rozpalić trujący tytoń i mocno zaciągnąć się jego wyrazistym smakiem. Zignorował polecenie Dumbledore'a i Blaise'a dotyczące prowadzenia zdrowego trybu życia przez czas rekonwalescencji.
- Wynoś się.
Ton jego głosu i sama wypowiedź była na tyle poważna i niespodziewana, że towarzysząca mu dziewczyna zamrugała kilka razy powiekami, dźwigając się przy tym lekko na ramionach, zupełnie jakby to miało jej pomóc lepiej go zobaczyć i zrozumieć.
- Słucham?
Jej głos był przesadnie uroczy choć przebijało się w nim zdezorientowanie, którego nie była w stanie ukryć. Draco odwrócił do niej głowę, szczycąc ją swoim lodowatym spojrzeniem.
- Słyszałaś co powiedziałem. Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się.
Jego ton był tak normalny, a jednocześnie oschły i przerażając, że aż wywołał ciarki na jej odkrytej skórze. Zmierzył ją zimnym spojrzeniem dając jej do zrozumienia, że ma się pośpieszyć. Nie wzruszało go niemal idealne, nagie ciało blondynki, które cały czas chętnie przed nim eksponowała. Nie zrobił na nim wrażenia nawet fakt, że właścicielka długich platynowych włosów i dużych, brązowych oczu jest uważana za najładniejszą i najzgrabniejszą dziewczynę w Hogwarcie. To było bez znaczenia. Tak jak zawsze dostał to czego chciał. Tym razem zwątpił jednak czy faktycznie to o to mu chodziło.
Odwrócił głowę z powrotem do okna, beznamiętnym wzrokiem patrząc w bliżej nieokreślony punkt na błoniach, jednocześnie zaciągając się papierosem, zupełnie jakby to w nim szukał odpowiedzi i ukojenia na dręczące go myśli i uczucia. Wypuścił zabójczy dym z ust z chwilą, w której pokój wypełnił trzask głośno i gwałtownie zamykanych drzwi.
Beznamiętnie spoglądał na śnieg prószący za oknem, zaciągając się przy tym ostatnim skrawkiem papierosa. Może i Zabini miał rację co do tego, że da upust emocją oraz rozładuje wszystkie zbędne emocje i myśli nagromadzone w nim ostatnimi czasy, zawłaszcza te wywołane przez pobyt w Dagurtar, przy okazji pozbywając się nadmiaru emocji oraz pragnień, które dotąd dedykowane były innej osobie niż białowłosej piękności z tego samego domu co on. To jednak nie przyniosło mu takiego psychicznego oraz fizycznego spokoju jakiego chciał i jakiego oczekiwał. Wręcz przeciwnie. Pierwszy raz w życiu czuł się źle i najzwyczajniej w świecie żałował, że dał się sprowokować Blaise'owi. Nie mógł oprzeć się wrażeniu jakby poprzez to co zrobił zdradził nie tylko siebie. Jakby stracił szanse na coś, czego już nigdy nie odzyska. Zupełnie jakby sumienie mówiło mu, że to nie z tą dziewczyną powinien dzielić sypialnie oraz pościel, a już na pewno nie wspólne sny. Wrzucił dopalonego papierosa do pustej szklanki po bursztynowym płynie procentowym. Przejechał sobie dłonią po twarzy, chwile później zaczesując nią do tyłu zmierzwioną grzywkę.
- Przeklęta Granger.
Warknął jeszcze zgarniając z krzesła koszule i wychodząc ze swojego dawnego dormitorium w Domu Węża, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.


                                                                     *


Siedziała cicho uważnie słuchając opowieści swojego czarnowłosego przyjaciela, leniwie przy tym popijając piwo kremowe. Cała paczka przyjaciół siedziała w pokoju wspólnym Gryfonów, rozmawiając na każdy możliwy temat oprócz tych związanych z Hermioną i ostatnimi wydarzeniami, których była główną bohaterką. Przyjaciele nie chcieli jej męczyć dociekliwymi pytaniami, ona z kolei nie chciała im już nic więcej mówić. Już na samych początku gdy wróciła do Hogwartu po trzech dniach pobytu w szpitalu Świętego Munga prosiła przyjaciół by już nigdy więcej nie poruszali tematu Dagurtar. Zresztą wiedzieli, że wielu rzeczy nie pamięta. O tych o których pamiętała, a były związane z Malfoy'em również im nie powiedziała. Tak było lepiej, przynajmniej tak jej się wydawało. Nie chciała rozmawiać o tym co wydarzyło się na islandzkiej wyspie. O swoich rodzicach również nie chciała rozmawiać, zresztą nawet nie mogła, a o Malfoy'u..... O Malfoy'u nawet nie powinna była myśleć, a co dopiero mówić. Ten temat wśród przyjaciół był zakazany i doskonale wiedziała, że tak powinno zostać.
Milczała już od dawna. Od jakiegoś czasu była już tylko obserwatorem, a niżeli towarzyszem rozmowy i drugą stroną dialogu. Nawet już straciła główny wątek rozmowy, myślami znowu była nie tam gdzie powinna. Już nawet ona sama zabłądziła w sowich przemyśleniach, uczuciach i skrywanych przeżyciach. Jej myśli, które cały czas krążyły w okół rodziny nagle zmieniły kurs i teraz już ustąpiły miejsca jedynemu dziedzicowi ogromnej fortuny rodziny Malfoy'ów. Właściwie to jej umysł tak zręcznie przeszedł z jednego tematu na drugi, że na początku nawet nie zdawała sobie sprawy, że znowu myśli o swoim współlokatorze. Na tej czynności przyłapała się dopiero po jakimś czasie i choć wiedziała, że nie powinna to jednak pozwoliła zdrowemu rozsądkowi by zatrzymał się właśnie na przywódcy Slytherinu i to jemu poświęcił teraz czas. Gdy myślała o Ślizgonie i ich wspólnym dormitorium na czwartym piętrze coś ją zabolało w tym wszystkim. Nagle i bez ostrzeżenia dopadł ją smutek i melancholia, zupełnie jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że już tu nie pasuje. Że Dom Lwa już nie jest jej miejsce i jej domem, tak jak jeszcze kiedyś był. Nie chciała tego, broniła się przed tym długo i uparcie wmawiała sobie że jest inaczej, jednak już nie potrafiła okłamywać samej siebie, że z biegiem zaczęła czuć się w tym miejscu obco. W miejscu, w które do niedawna traktowała jak drugi dom. Teraz jednak dużo lepiej czuła się w swoim dormitorium na czwartym piętrze. W mieszkaniu, które dzieliła ze znienawidzonym przed laty przywódcą Slytherinu. Teraz jednak jego obecność była częścią jej życia i bardzo chciała by to życie się już nie zmieniło. Zupełnie jakby teraz przemyślała to wszystko, przeprowadziła zimne kalkulacje, zrobiła dokładny bilans zysków i strat i wywnioskowała, że jej świat bez Dracona już nie będzie jej światem.
- Przepraszam, jestem zmęczona. Pójdę już…
Nie czekając na nic więcej odstawiła niedokończone piwo na stolik i bez słów pożegnania opuściła Pokój Wspólny i Dom Lwów. Rozmowy jej przyjaciół ustały, a oni wszyscy odprowadzili ją zdezorientowanymi spojrzeniami.
- Co się z nią dzieje?
Ron z nierozumieniem swój wzrok z wyjścia skierował na wybrańca, który ciągle wpatrywał się w przejście, za którym zniknęła Hermiona.
- Wiele przeszła na tym wyjeździe, omal nie zginęła…. Potrzebuje czasu.
Mimo faktu, że wszyscy przytaknęli na słowa Harrego, on sam nie był do nich przekonany. Był wręcz pewny, że Hermionę dręczyło coś zupełnie innego niż wydarzenia, które przeszła w Dagurtar.


                                                                         *


Nawet nie wiedziała jak i kiedy przemierzyła ten cały dystans dzielący ją od siódmego piętra Gryfonów do jej opustoszałego holu na czwartym piętrze.
Po cichu, niemal na bosaka weszła do swojego dormitorium. Zupełnie jakby nie chciała by drugi właściciel ją usłyszał i zobaczył, że wróciła. Malfoy’a jednak nie było. Zamiast niego na sofie leżała jego biała koszula. Z nieznanych sobie powodów podeszła do niej biorąc ją delikatnie do rąk. Uwielbiała jego zapach, działał na nią jak największy nałóg, w którym zatracała się coraz bardziej. Tym razem koszula już nie pachniała tak jak zawsze i tak jak chciała. Teraz czuła na niej kobiece perfumy, a na kołnierzyku widziała ślad po soczystej czerwonej szmince. Mocno przymknęła powieki z całych sił próbując powstrzymać grymas bólu, który pojawił się na jej delikatnej twarzy. Ścisnęła w dłoniach jego koszulę mocniej przyciskając ją do piersi i drżących ust. Już po chwili jednak łza spłynęła po jej policzku, następnie druga i trzecia. Uświadomiła sobie, że go straciła. Nie wykorzystała swojej szansy, którą dostała na wspólnym wyjeździe, gdzie ich relacje były tak inne niż tutaj. Tam miała go dla siebie. Tam on był jej i dawał jej to odczuć. To ona tego nie doceniła. Nie wykorzystała w pełni danego jej czasu i chyba właśnie ta świadomość zabolała ją najbardziej. Teraz inna dziewczyna miała go dla siebie. Teraz koszula pachniała nie nią, a inną. Nie spodziewała się tylko, że tak bardzo ją to zaboli. Przyciskając jego koszulę do swoich warg, wciąż zadawała sobie pytanie dlaczego tak bardzo zabolała ją jego strata. Wolała nie znać odpowiedzi na to pytanie, chociaż jej serce już dawno na nie odpowiedziało.


                                                                            *


- Po co to wszystko?
Starszy mężczyzna ze zdziwieniem spojrzał na Ślizgona, który zupełnie nieoczekiwanie pojawił się w jego biurze, a teraz zapierał się o jego biurko niemal tak jakby rzucał mu wyzwanie i nie uznawał żadnej odmowy. Tak go zdezorientowało to przybycie oraz pytanie, że aż zapomniał zapanować nad swoim głupkowatym wyrazem twarzy, który aż nazbyt gryzł się z jego naturalnymi, wieloletnimi zmarszczkami oraz siwymi włosami.
- Co?
Draco nie dał się wyprowadzić z równowagi tym mało inteligentnym pytaniem oraz dziwną mimiką profesora. Zabrał dłonie z mahoniowego blatu prostując się przy tym niemal tak jakby ubrał pajączka i zmierzył dyrektora lodowatym spojrzeniem, zupełnie jakby naraził mu się bardziej niż kilka godzin temu Matt.
- Ta cholerna medytacja, ten pieprzony trening. Dlaczego tak naprawdę zdecydowałeś się mnie szkolić? Nie powiedziałeś mi całej prawdy profesorze.
Rzucił oschle, mierząc profesora tak wyzywającym spojrzeniem jakby ten był odpowiedzialny za najgorsze zbrodnie tego świata. Gospodarz Hogwartu nigdy nie wątpił w inteligencje oraz intuicję młodego Malfoy'a, którego zresztą nie bez przyczyny mianował prefektem naczelnym oraz swoim uczniem. Mimo wszystko jednak nie był przygotowany na ten osąd, który młody chłopak tak nieoczekiwanie w niego wymierzył. Przez dłuższą chwilę przyglądał mu się w milczeniu, zbyt zaskoczony i zdezorientowany by się odezwać. Zdecydowanie zbyt dużo dzisiaj ciężkich rozmów przeprowadzi i zbyt wiele sił i uczuć im poświęcił. Jedno wiedział na pewno - jemu też przydałyby się wakacje.
Cisza jaka zapanowała w gabinecie była jednak dla Ślizgona wystarczającą odpowiedzią. Wbrew pozorom jakie stworzył na samym początku wizyty w tym miejscu teraz zapowiadało się na to, że się uspokoił. Już go nie obchodziła odpowiedź dyrektora. Bez względu jakiej by nie udzielił i tak była już bez znaczenia. Zapanował nad zbędnymi emocjami. Ton jego głosu znów był wyniosły i poważny, taki jak na co dzień. Tym razem nie dało się w nim wyczuć żadnych wyrzutów ani osądów, które wręcz bombardowały dyrektora przy wcześniejszym pytaniu. Nawet nie starał się o zbędne zwroty grzecznościowe.
- Nie będę już spełniał twoich zachcianek profesorze. Ani nie mam na to czasu, ani ochoty.
Wstrzymał się z komentarzem, że teraz od tego będzie miał swoich ludzi. Zamierzał wyjść z gabinetu dyrektora nie czekając na żadną reakcję z jego strony. Było to jednoznaczne z końcem ich wzajemnej współpracy, która rozpoczęła się w pewien deszczowy, listopadowy wieczór. Draco już dawno temu wybrał stronę, do której należy. Dyrektor Hogwartu nie był jej częścią.
- Bo wierze, że jesteś wyjątkowy.
Zaskoczyło go to stwierdzenie. Do tego stopnia, że przystanął w miejscu i odwrócił się w stronę patrzącego na niego dyrektora. Oczywiście, że był. Tylko nie bardzo wiedział do czego profesor w tym wszystkim zmierzał i o jaką wyjątkowość tak naprawdę mu chodziło. Bo raczej nie o jego wrodzony urok osobisty. Najwyraźniej Dumbledore musiał wyczytać to zwątpienie z wyrazu twarzy chłopaka.
- Wierze, że jesteś tym wybranym. Że jesteś dziedzicem Merlina.
- Raczej Lucjusza i nie widzę w tym nic wyjątkowego.
Staruszek zignorował jednak ten sarkastyczny komentarz blondyna, z doświadczenia wiedział, że tak jest najlepiej i najbezpieczniej. Wstał z fotela podchodząc w stronę okna usytuowanego na błonia. Był już wieczór, okolice Hogwartu były opustoszałe, nie było na czym zawiesić zatroskanego, zmęczonego spojrzenia.
- Drzemie w tobie ogromna moc i potencjał, o którym jeszcze nie wiesz.
Nigdy nie lubił gdy profesor nagle rzucał jakimś mądrze i poważnie brzmiącym zdaniem, które było tak samo niespodziewane co nieprawdziwe.
- To nie jest jednoznaczne z tym, że jestem wybrańcem. To działka Pottera.
Dyrektor uśmiechnął się pod nosem. Od zawsze bawiły go ich specyficzne relacje, konkurowanie w każdym możliwym miejscu oraz czasie i ich codzienne podejście do siebie na wzajem. Oprócz tych, które kończyły się wizytą w skrzydle szpitalnym, te już nie były takie zabawne. No chyba, że wtedy kiedy na drugim roku pozmieniali się na wzajem w chochlikopodobne kreatury, to już było całkiem śmieszne. Arystokrata świdrował dyrektora swoim wyzywającym spojrzeniem, dając mu aż nazbyt odczuć, że nie wierzy ani jemu, ani w samą prawdziwość tego mitu. Owszem, słyszał opowieści o „Dziedzicu Merlina” pierwszego i najpotężniejszego czarodzieja jaki kiedykolwiek żył na świecie, gdzie według przepowiedni raz na wiele lat ujawniał się czarodziej obdarzony potężnym darem prorokowania, przepowiadania przyszłości, a nawet i zdolności używania magii bez pomocy różdżki czy jakiegokolwiek magicznego przedmiotu. Jednak były one dla czarodziei bajką tak samo jak dla mugoli Smerfy i Gumisie.
- Skąd pewność, że to akurat ja?
- Czuje to.
Draco charakterystycznie zadarł prawą brew mierząc profesora wątpiącym spojrzeniem. Dla podkreślenia swojej olewniczej i zrezygnowanej postawy wymownie skrzyżował ręce na torsie.
- Yhym. Czyli żeby było jasne.... mam wmówić sobie, że jestem wybranym Dziedzicem Merlina tylko dlatego, bo profesor ma takie przeczucie?
- Tak.
W geście załamania wywrócił go góry oczami i gwałtownie spuścił ręce wzdłuż ciała.
- Nie no, świetnie. Od razu czuje się bardziej wyjątkowy.
W jakimś stopniu zmartwiła profesora postawa Ślizgona. Nie takiej reakcji się spodziewał, a już na pewno nie na taką liczył.
- Nie możesz spróbować mi zaufać?
Arystokrata momentalnie spoważniał. Zmierzył profesora spojrzeniem spod łba, wymownie zadzierając przy tym jedną brew.
- Nie ufam własnej matce, a profesor prosi mnie bym zaufał pańskiemu przeczuciu opartemu na legendzie?
- Na legendzie tak samo prawdziwej jak starożytna skrzynia z kamieniem życia, której mocy doświadczyłeś dwa tygodnie temu.
Podświadomie jeszcze bardziej spoważniał o ile w ogóle było to możliwe. Wbrew wszystkiemu za nic nie podobała mu się obecna insynuacja dyrektora. Przychodząc tutaj chciał zerwać z nim wszelkie zobowiązujące kontakty, teraz jednak miał wrażenie, że najbliższe minuty zadecydują o czymś więcej niż tylko o jego przyszłości.
Nie wierzył dyrektorowi. Nawet nie chciał w to wierzyć. Kamień filozoficzny chociaż już kiedyś istniał i nawet znajdował się w Hogwarcie siedem lat temu. Obecna sugestia Dumbledore'a nie miała żadnego poparcia w historii.
- Jeszcze nigdy w dziejach całego świata nikomu nie udało się używać magii bez pomocy różdżki. Rzucił krótko zupełnie jakby chciał przypomnieć profesorowi o czymś oczywistym, o czym sam zresztą powinien wiedzieć. W trakcie swojego krótkiego, pouczającego wyznania podświadomie pomyślał o Voldemorcie. Nawet on tego nie potrafi mimo, że na chwilę obecną był najpotężniejszym czarodziejem na świecie. Dyrektor Dumbledore jednak zamierzał udowodnić mu po raz kolejny, że potrafi zaskakiwać. Nawet on spoważniał, chociaż przez krótką chwilę Draco był pewny, że zobaczył jeszcze zmartwienie i smutek wymalowany na jego twarzy. Wrażenie to zniknęło jednak równie szybko jak się pojawiło, a raczej to jemu było wygodniej udawać, że nic takiego nie zobaczył.
- Mylisz się Draco. Kiedyś żyła osoba, która to potrafiła.
Spojrzał na staruszka z niezrozumieniem, którego nawet nie starał się ukryć. W jego głowie ciągle huczało tylko jedno pytanie, chociaż coś mówiło mu, że lepiej by było gdyby go nie zadawał.
- Kto?
- Mój syn.


                                                                        *


Siedziała na sofie w salonie w drżącym dłoniach ściskając zapisaną kartkę papieru. Z jej niepomalowanych rzęs spadały pojedyncze krople, choć uparcie próbowała wmawiać sobie, że jest za silna by płakać. Nawet teraz.
Pod wpływem przepełniających ją uczuć wstała z kanapy i podeszła do kominka. Nabrała w płuca większy oddech, próbując przy tym przełknąć łzy stojące jej w gardle. Kucnęła przed dużym płomieniem wyciągając przed niego drżącą dłoń, tym samym pozwalając by ogień zajął skrawek papieru. Po chwili trawił go już całego. Puściła pergamin dopiero wtedy gdy ciepło ognia rozniosło się po jej skórze na rękach. Przyglądała się jeszcze uważnie wypalającej się kartce zupełnie jakby to, że jej się pozbyła rozwiązało wszystkie problemy. Zrozumiała jednak, że zamykając oczy nie schowa się przed światem. Tak samo jak paląc list nie sprawi by zapisane na nim słowa straciły swoją całą moc i siłę. Werdykt zapadł.
- Boże…
Szepnęła jeszcze cicho, w tej samej chwili przemykając powieki i pozwalając sobie na to by rozpacz pochłonęła ją całą, a łzy spływały po jej policzkach jak deszcz z pochmurnego nieba. Koło jej nóg pojawiła się beżowa kotka, zupełnie jakby próbowała dodać jej tak potrzebnej otuchy. Odruchowo wzięła ją na ręce zatapiając swoją twarz w jej futrze, pozwalając by perłowe słone łzy kończyły swoją podróż właśnie na nim.
Nieoczekiwany list ze szpitala Świętego Munga i zapisane na nim słowa diagnozy lekarskiej były dla niej czymś gorszym niż wyrok skazujący na Azkaban.
Tam chociaż człowiek nie umierał.



                                             

82 komentarze:

  1. Bardzo uczuciowy ten rozdział :)
    Popłakałam się czytając <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wchodzę, patrzę : nowa notka!
    I taki rogal u mnie na pół twarzy :P
    Jako, że nie mam jak przeczytać tego rozdziału, zrobię to jutro, dlatego zaklepuję sobie miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam skomentować wczoraj, ale miałam tak paskudny dzień... - masakra. Trzecia gimnazjum czegoś wymaga w końcu, nie? A ja, jak zwykle mądra wszystko zostawiam w weekend na niedzielę.
      Dobra, a teraz powracając do rozdziału ...
      Strasznie poważny. Moment z ziółkami był zabawny i dość naprawdę fajny, ale nie wybuchnęłam śmiechem jak zawsze, czytając twoje notki. teraz atmosfera była poważna.
      Płakałam jak bóbr, czytając to. Szczerze mówiąc, każdy blog wzbudza we mnie takie i inne uczucia. W jednym się śmieje, w drugim płaczę. Ale tutaj, napisałaś to tak, że w życiu nie czułam czegoś podobnego. A co czułam? Nie wiem, czy potrafię opisać. Nie wiem dlaczego, ale czytając pierwszy akapit przypomniała mi się śmierć bliskich mi osób. Piękne opisane sceny i powaga sytuacji widocznie tak działają.
      Czuję, że coś zaczyna iskrzeć pomiędzy Draco i Hermioną? Nie mówię, że to od razu miłość, ale swego rodzaju przywiązanie.
      Mam ci mnóstwo do powiedzenia. Ale czuję tyle emocji na raz, że chyba nie dam rady napisać dłuższego komentarza.
      Związałam sie z tym blogiem. Naprawdę.

      dramione-sztuka-malzenstwa.blogspot.com

      Usuń
  3. Skoro rozdział specjalny pojawi się w październiku, to może wstawisz go drugiego? Mam wtedy urodziny i byłby to bardzo fajny prezent :)
    A co do tego rozdziału, to tak jak każdy jest PER-FECT <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś mi tak smutno i ciężko na sercu po tym rozdziale :c Dlaczego ja jestem taka sentymentalna? Przywiązałam się emocjonalnie do tej historii, wiesz? Aż się czuję, jakbym to ja była Hermioną! Kosmos.
    Ona jest chora? No błagam, to nie może się skończyć bad endem :c
    Pozdrawiam gorąco i życzę weny,
    Ronnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowa notka to najlepszy prezent jaki dostalam na urodziny, naprawdę wspanialy rozdzial bardzo emocjonalny, porywający po prostu piekny :) kocham twoje opowiadanie i juz nie mogę doczekac sie następnego rozdziału :D licze ze wena dopisze :);)

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana jestes najlepsza:* a ten rozdzial... cudo :) ledwo przeczytalam ten rozdzial a juz nie moge doczekac sie nastepnego . Zycze weny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Prawie płakałam na tym rozdziale.. bardzo emocjonalny i jak stwierdziłaś spokojny, ale uczuciowy..
    Jestem ciekawa czy Hermiona dowie się o wszystkim i jak zareaguje.. Aż sie boje.. SYN??? jaki syn??
    Mam nadzieje, że Draco ominie smierciożerców..
    Blaise i jego przemowa przyjacielska właśnie tak powinna wyglądać prawdziwa przyjaźń jak ich . Ile przewidujesz jeszcze rozdziałów?:) oby jak najwiecej boo to opowiadanie jest mega! Akurat słuchałam przy smutasach i jeszcze bardziej wczułam się w ten klimat rozdziału. To co robisz na tym blogu jest niesamowite.. PAmietam jak zaczełam czytać i komentowało parę osób a teraz szaleństwo :) cieszę się, że ci się udało :* CZEKAM NA NASTĘPNYY!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kobieto! Zdajesz sobie sprawę, w jaki NIE-SA-MO-WI-TY sposób oddajesz wszystkie uczucia bohaterów, prawda? Czytając ten rozdział, niejednokrotnie coś ściskało mnie za serce.
    Gratulacje! Ogromne gratulacje!
    Poza tym, dopatrzyłam się kilku niewielkich literówek, ale naprawdę, przy tak dobrym wykreowaniu postaci i opisywaniu emocji, to nic nieznaczący element.
    Powodzenia w dalszym pisaniu i dużo weny! ;*
    M.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem smutna...rozdział słodko-gorzki w tonacji niebieskiego i czarnego. Tak wiele emocji w tej notce,co mam powiedzieć naprawdę nie wiem poza tym ,że to co przeczytałam jest boskie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przez ostatni tydzień myślałam tylko o twoim blogu <3
    Wchodzę na blogera, a tu taka miła niespodzianka na koniec tygodnia ;) Rozdział wspaniały, strasznie smutny. Te uczucia... Niesamowite, że ktoś potrafi tak pisać. ~Katherina Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  11. Naprawdę bardzo poważny i dający do myślenia rozdział, <3 dziękuję Ci za to że piszesz bloga i tak świetne notki, dziękuję ci za to że wystawiasz moja słabą cierpliwość na dużą próbę, ale zawsze się opłaca. Dziękuję że po prostu piszesz ;) życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nareszcie :*
    Wspaniały

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże... Tyle uczuc, emocji, to było takie smutne i piękne... Doprowadziło mnie do łez. Syn? O co chodzi z listem? Tyle pytań, a trzeba czekac calusieńki, długi miesiąc. Ale, żeby nie było, że narzekam. Warto czekac na coś tak niesamowicie dobrego. Tu nie ma mowy o nudzie. Czyta się wszystko od deski do deski i ma się ochotę na więcej!<3

    ********
    Z okazji urodzin życzę weny i radości i jeszcze więcej czytelników, a także spełnienia marzeń:*

    Pozdrawiam,
    El.

    P.S Myślałaś o wersji PDF tego opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem co powiedzieć...Ten rozdział jest świetny!Dumbeldore miał syna?!CO?!JAK?!Malfoy dziedzicem Merlina?!Kiedy zobaczyłam,że dodałaś nowy rozdział miałam banana na pół twarzy!Prawdą jest,że codziennie wchodzę na twojego bloga i widzę,że nowy rozdział planowany na 14 września.Mimo wszystko cieszę sie jak na Gwiazdkę!Powiadasz,że jesteś w trakcie pisania rozdziału gdzie znów się do siebie zbliżają i nie chodzi tu tylko o pocałunek,hę?If you know what i mean?:D Kolejny powód,dla którego cieszę się jak na gwiazdkę!WEEE!!!Mogę spokojnie powiedzieć o tym rozdziale,że jaram się jak Draco jabłkiem :D~M.

    OdpowiedzUsuń
  16. A było już tak pięknie.

    Jezuu, uwielbiam Twojego Malfoy'a. I wiem, tak, jestem dziwna, bo powinnam rozpaczać, że nie oświadczył się Hermionie, ale po prostu uwielbiam faceta. Naprawdę. Takiego jakim jest, że pali, że skończył przyjaźń z Blaise'm bo ten nie dał mu alkoholu. Po prostu... to takie w stylu Draco. Boże, jaki fangirls. XDDD


    Rozdział jak zawsze wspaniały, chociaż troszkę smutny. Mam nadzieję, że w następnym będzie więcej akcji między Draco i Hermioną.

    Naprawdę podoba mi się to, że jest 41 rozdział, a główni bohaterowie nadal nie wyznali sobie miłości. Dzięki temu Twoje opowiadanie nie jest banalne, proste, tylko oryginalne i genialne.


    Z okazji urodzin życzę Ci wszystkiego najlepszego. :3

    Pozdrawiam serdecznie,
    Vilene (nie-pytaj-mnie-o-jutro.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam nadzeję, że w kolejnym rozdziale będzie troche weselej... Smutna ta część.. dzięki, że piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Po raz kolejny jestem zachwycona rozdziałem. Może tak jak napisałaś, jest spokojniejszy i bardzo uczuciowy, ale takie też się przydają. Uwielbiam porównania, które znalazły się szczególnie na początku tego posta. Z każdym zdaniem miałam wrażenie, że przeżywam to wspólnie z główną bohaterką, a jest to rzecz, którą Ja cenię sobie najbardziej czytając książki/opowiadanie etc. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i wyjaśnienie paru spraw, które krok po kroczku sama staram się rozwiązać w mojej głowie. Pozdrawiam i życzę jeszcze więcej pomysłów, które za pewne i tak ciągle siedzą w Twojej głowie. :)

    PS. "... się do siebie przybliżają i to dużo bardziej niż tylko przez pocałunek. (If you know what I mean)" SERIO?! Chcesz żebym zeszła na zawał czekając na kolejne rozdziały? Daj mi żyć! :D

    /booochy

    OdpowiedzUsuń
  19. Rozczulona jestem. to był jeden ze smutniejszych rozdziałów moim zdaniem. tak czy siak jestem zachwycona i z niecierpliwością czekam na rozdział 42 :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. jjjjjjeeeeeju! Genialna notka! Zresztą jak wsyztskie :D Czekam z niecierpliwością na 42, czy to oznacza,że Hermiona umiera? Jest chora? Wydaje mi sie, ze jezeli tak to ma to zwiazek z tą blizną na ręce. No nic pozostaje czekać, życze weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Rozdział genialny. Bardzo wczułam się w emocje, uczucia opisaneprzez ciebie. Czyli, że po prostu dużo płakałam. :)
    Znowu Śmierciożercy... Dużo zagadek i niewyjaśnionych tajemnic .. Kocham to w tym blogu. ♥
    Pozdrawiam i zaczynam odliczanie do kolejnego miesiąca, Ula. ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Swietny rozdzial ;) Zastanawiam sie co jest Hermionie.. Cos czuje, ze nie bedzie lekko ;( Mam nadzieje, ze faktycznie z Draco sie do siebie zbliza i wyjasnia sobie niektore kwestie (kurde, niech Draco jej wyjasni cala sprawe zwiazana ze smiercia Kruma. Co do syna Dropsa- lal. NIe spodziewalam sie, ze taka rzecz sie wyda..
    Uwielbiam Twoj styl pisania i gdzie tylko moge polecam tego bloga ;p Ciezko przebic Twoje rozdzialy ;D Nie mam pretensji o nieodpowiadanie na komenty, nie przejmuj sie tym az tak bardzo- ja (i mam nadzieje, ze reszta czytelnikow tez;p) zdaje sobie sprawe, ze masz wlasne zycie ;D
    Pozdrawiam i zycze weny (jak zwykle) ;DDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  23. Jakiś czas temu trafiłam w to bardzo sympatyczne miejsce ale dopiero teraz komentuję (brzydko robię, bo nie zdarza mi się to często). Rozdział cudny! Troszeczkę orzeźwia a nawet oziębia atmosferę, po poprzednich, gorących w akcje i wydarzenia odcinkach. W ten sposób, znowu wyzwalasz w nas - czytelnikach nowe emocje, odczucia. Moc uścisków za to :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Jestem absolutnie zachwycona Twoim blogiem! Mimo, że rozdział jest krótszy i mniej "obładowany" akcją jak sama wspominałaś i tak jest piękny. W tym rozdziale uczucia miedzy Draco i Hermioną są tak subtelne, że aż mi przykro, że znów się od siebie oddalili. Myślę, że zdecydowanie zasługujesz na pierwsze miejsce i mam nadzieję, że w końcu wygrasz! Pozdrawiam i życzę weny. Anta
    PS. Zniecierpliwiona już, w tej chwili czekam na następny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Warto było czekać ten miesiąc.... i będę czekać kolejny ! :)
    świetny rozdział, ogólnie cały blog :)
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Jestem tak okropna, że dam najprostszy i najbardziej nie pasujący do tak smutnego rozdziału komentarz...

    Ma raka mózgu xD?




    ~~ Luiza

    OdpowiedzUsuń
  27. Rozmawiałam z koleżanką przez "skajpaja", gdy nagle odkryłam, że OMG!!! Nowy rozdział na Lubię gdy jesteś obok!! Adrenalina skacze, ręce się trzęsą i czuje się jakby apokalipsa zbliżała się wielkimi krokami ale!! Jeszcze przed końcem świata muszę przeczytać tą notkę!! Reasumując koleżanka poszła w odstawke, szybciej niż mogę powiedzieć Quiditch.
    Rozdział zajebisty, jak zawsze naprawdę no nie wiem jak mam skomentować skoro zapiera mi dech w piersi i myślę tylko o draco i biednej mionie. Chociaż draco biedniejszy... Bez sensu wiem. :)
    Jeszcze tylko: 1. Zasłużyłaś sobie na to 4 miejsce. Osobiście widziałam cię trochę wyżej... Gdzieś koło szczytu podium. 2. Ale mnie nakręciłaś na ten rozdział 42!! Niesamowite!! Nie tylko pocałunek?! Tyle zwlekali że pewnie emocje muszą wziąć górę.. Logiczne. Ale co ja będę komentować rozdział którego jeszcze nie czytałam..
    Czekam czekam czekam
    ~arurka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może źle zrozumiałam, ale chyba nie wiadomo, czy owo "coś więcej niż pocałunek" będzie w najbliższym rozdziale... Tak jakoś wywnioskowałam z tego, co nam autorka napisała. Ale, oczywiście, chętnei przystanę na to, że się pomyliłam. Byłoby fantastycznie!

      Usuń
  28. płakałam czytając ;( rozdział wspaniały ;3 weny życzę i pozdrawiam ;3
    / Kate ;3

    OdpowiedzUsuń
  29. Boże, co się stało z Draco? Nie poznaję go. A przecież już było tak dobrze - to jego oświadczenie z poprzedniego rozdziału, że mógłby dla niej zabić, torturować albo samemu umrzeć było piękne, a teraz co? Porypało go w ten głupi mózg. : ( Apropos mózgów, mam nadzieję, że Hermiona nie ma raka. Nie wiem czemu ale czytając ten rozdział odniosłam wrażenie, że nie mamy co liczyć na happy ending. Mam nadzieję, że jednak się mylę, proszę!

    OdpowiedzUsuń
  30. Smutno się trochę zrobiło :/
    Malfoy dziedzicem Merlina? Kto by pomyślał :)
    A co do syna Dumbledore'a to uhuhuhuhu będzie ciekawie:D

    OdpowiedzUsuń
  31. Twojego bloga znalazłam jakiś czas temu, ale postanowiłam skomentować, gdy pojawi się najnowszy rozdział:) Jest oczywiście przecudowny, pięknie piszesz, naprawdę:) Dumbledore ma syna? Teraz mnie zastanawia kto w takim razie jest matką:P Nie wiem co mogę więcej napisać prócz tego, że Twój blog jest jednym z moich ulubionych oraz życzyć wszystkiego najlepszego i dużo, dużo weny!:))

    OdpowiedzUsuń
  32. noo... poważnie się zrobiło... ale miło że ten "kryzys" nie będzie trwał długo i mam nadzieję że mimo wszystko Draco znajdzie w sobie siłę by przyznać się przed Hermioną do tego że zabił Kruma... taka zadra między nimi... to nie jest dobra polityka
    pozdrawiam
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie obraź się ale wiecznie rozbawiony Draco z Dagurtar zaczynał mi działać mi na nerwy. Dobrze, że wróciłaś do tego zamkniętego w sobie cynika, z ciągłymi zmianami nastroju, sarkastycznym uśmiechem i gigantyczną pewnością siebie. Zdjęcie które dodałaś na końcu postu jest fenomenalne <3 Zakochałam się ponownie w Malfoy'u. Wydaje mi się, że ten rozdział pokazał nam na co naprawdę Cię stać. Na intrygi, które tak bardzo, lubię, tajemniczość, oraz ukazanie emocji bohatera.
    Nie wiem o co się rozchodzi z synem Dumbledoora, ale z niecierpliwością oczkuję października :D
    Weny Życzę ;)

    PS.Takiej na minimum 50 stron w wordzie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o matko, zgadzam się z Tobą całkowicie. Dziękujemy za przywrócenie dawnego Malfoya :* poziom jego żartów, nad wyraz erotycznych był już nie do zniesienia... ten rozdział jest wręcz niesamowity. znowu bardzo magiczny i hogwartowski, mniam.

      Usuń
  34. jestes fantastyczna autorką :) chciałabym w przyszłości przeczytać Twoją książkę :) na pewno byłaby świetna :) co do rozdziału to przepięknie opisałaś uczucia Hermiony aż się łezka kręci w oku gdy sie czyta jej wyznanie przy łóżku Draco. Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Kocham Twoje opowiadanie! Dosłownie kocham! Jest lepsze niż niejedna znana i lubiana książka - uwierz mi! Nie czytałam nigdy ale to nigdy opowiadania które przewyzszaloby Twoje. Mam kilka ulubionych blogow Dramione, jednak ten - jak wspominalam już w poprzednich komentarzach - jest według mnie najlepszy.
    To, co tworzysz jest fantastyczne i przysięgam Ci, że nie pozwolę Ci odejść ze świata bloga! No chyba że to będzie równoznaczne z oczekiwaniem na wydanie Twojej książki. Strasznie się cieszę że trafiłam na to opowiadanie, bo ogromną strata by było, gdybym go nie przeczytała. Jesteś na pierwszym miejscu jeśli chodzi o moją listę najlepszych opowiadań Dramione ( bo innych opowiadań poza Dramione nie czytam ). Bardzo gratuluję Ci takiego talentu! Bo to niewątpliwie jest talent - i to ogromny!
    To połączenie dramatycznej chwili z humorem Dracona ( nawiązując do poprzedniego rozdziału ) te przezabawne kłótnie głównych bohaterów w - jak się wydawało - ostatnich chwilach ich życia. To wszystko było tak dopracowane... Pani Rowling byłaby z Ciebie dumna i jestem pewna że byłaby pod ogromnym wrażeniem, gdyby tylko mogła przeczytać Twoje opowiadanie. Myślę że spokojnie możesz konkurować z niektórymi znanymi pisarzami i co wiecej! - Pewnie byś z nimi spokojnie wygrała :).
    Widać że to, co tworzysz leci prosto z serducha i że naprawdę kochasz tego bloga. Jestem ogromnie szczęśliwa że kiedyś tam wpadł Ci do głowy pomysł, żeby zacząć pisać. Żyję tym opowiadaniem!
    Co do konkretów - nie wiem czy to dobre skojarzenie faktów, ale połączyłam zaslabniecia Hermiony z jej chorobą. Na początku myślałam że jest w ciąży, ale ostatni akapit opowiadania trochę zmienił moje podejrzenia. szczególnie ostatnie zdanie przykulo moją uwagę. Czyżby ta choroba była śmiertelna? Mam nadzieję że jednak źle myślę.. Nie chciałabym aby śmierć Hermiony była epilogiem opowiadania. Szybko bym się po tym nie pozbierala.
    Pozdrawiam Cie serdecznie i przesyłam dużo Weny która i tak jest cały czas przy Tobie co widać po rozdziałach :D.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny, dluuugasny rozdział!
    Shadii. :))

    PS. Jesteś przykładem i autorytetem dla wielu początkujacych pisarek, również dla mnie! Jeszcze raz: Wielki szacunek za to kim jesteś i co tworzysz! :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Strasznie mi żal Miony, i w pewnym momencie myślałam, ze usmierciłaś mi Dracona i Bożeee plakałam!
    I cóż czekam na następną notkę.. :)

    OdpowiedzUsuń
  37. hm, skoro nie wyrobisz się na swoje urodziny, to może chociaz na moje...? (połowa października) nie byłoby lepszego prezentu niż nowy rozdział :D
    Dobra, przejdę do rozdziału.
    Jest naprawdę, naprawdę dobry. Po tych wszystkich emocjach i przezyciach w Daguar ten rozdział był bardzo potrzebny. Takie wyciszenie, jak sama świetnie to ujęłaś, chociaż dla mnie to była jak zawsze dawka emocji (serio, wszystko we mnie buzuje, jak zawsze kiedy czytam twój blog).
    Jest tyle blogów Dramine... I żaden nie wywołuje we mnie takich emocji, żaden nie jest tak humorystyczny, a jednocześnie poważny, smutny i... po prostu, żaden nie jest tak cudny i wspaniały.
    Serce mi staje, nie mogę wytrzymać, pomyslów sto... Co się dzieje z Hermioną? A może to nie z nią...? czekam, czekam do październikowej notki nowej! Niecierpliwie i chętnie. Jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  38. Za każdym razem zastanawiam się jak można pisać coś tak genialnego. Jeden z moich dwóch, ulubionych blogów. A czytelników nie dziwota, że masz tak wielu... :D
    Finite
    wiem, że masz wielu czytelników i pewnie nie wchodzisz na każdy blog, do którego zostawią link, jednak zaproszę Cię na mojego bloga, na którym "zrzeszamy" pisarzy blogosfery i publikujem swoje opowiadania - http://zagubione-opowiadania.blogspot.com/
    Szczególnie zapraszam namoją Pungwinią Masakrę Piłą Mechaniczną (to tylko tytuł ;D)

    OdpowiedzUsuń
  39. Geialny rozdział. Co prawda Blaise kradnie całe show ,ale to chyba jego zadanie w tym rozdziale;p Był świetny.
    Nieco jestem zmieszana po ostatnim akapicie, nw czy list dotyczył Herm czy może Dracona ....

    OdpowiedzUsuń
  40. Chwila, chwila. DUMBLEDORE MIAŁ SYNA?! No to się porobiło. Ale mi żal Hermiony. Szkoda, że nie wie, że Draco wziął sobie tą panienkę na jedną noc, a poza tym tego żałuje. Fajnie, że Blaise się tak otworzył. Ale ja zawsze wiedziałam, że razem z Malfoyem są jak bracia. Ale Smok dał w kość Mattowi. Imbecyl zasłużył sobie na to.
    Może jakoś przeżyję ten miesiąc bez rozdziału. Kocham to opowiadanie i dlatego tak ubolewam, ale warto czekać.
    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  41. O jeny jeny jeny.... rozdział cudowny... troche szkoda że malfoy i hermiona sie oddalili ale cóż... czekam na następny rozdział... blog jest wspaniały, uwielbiam jak piszesz z humorem (jak w kac hogwart) ale i jak ze smutkiem ( trochę jak w tym rozdziale), jesteś naprawde swietna, mimo że przeczytałam cały twój blog 3 razy - nie znudził mi się.....to chyba najlepszy blog o tematyce dramione jaki czytałam... piszesz na prawdę bosko,mam nadzieję że nn pojawi się szybko.... czekam i pozdrawiam
    Mrs. Malfoy <33

    OdpowiedzUsuń
  42. Smutno mi że sie od siebie oddalili.
    Cieszę sie ze Draco ma kumpla jak Blaise.
    Jestem smutna bo Hermiona znalazła koszule Draco.
    Cieszę sie ze wracają Śmierciożercy.
    Smutno mi bo Draco bedzie miał Mroczny Znak.
    I jestem cholernie zaciekawiona Dumbledorem i jego synem! Może Draco to jego syn(to by było dziwne)?! Bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo pragnę by Draco zaakceptował fakt ze kocha Hermione by ona to zaakceptowała i by oboje zaakceptowali fakt ze są sobie przeznaczeni.Pozdrawiam i czekam na następny:
    Cudowny...
    Wciągający...
    Wzruszający..
    Słodzący...
    I Dużosięwnimdziejący rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  43. I masz mi tu złożyć przysięgę wieczystą ze bedzie HAPPY END! Za często rycze na blogach z Bad Endami więc Ty jako cudowna pisarka masz wewnętrzny obowiązek zrobić HAPPY END!

    OdpowiedzUsuń
  44. brak mi słów na coś tak wspaniałego :3 kolejny rozdział mega cudowny, ale myślałam, że zrobisz coś czego bym Ci nie wybaczyła. Na początku myślałam, że Draco umrze, ale na szczęście do tego nie doszło. Miałam przeczucie, że chłopak słyszy Hermionę, ale nie sądziłam, że jej słowa oraz obecność przywrócą go do żywych (oczywiście to tylko moja teoria). Komentarz krótki i marny, ale chyba nie chce Ci się czytać powtarzających się komentarzy o Twojej cudowności :) Jesteś Wielka i dlatego uwielbiam Ciebie i Twojego bloga :)

    To chyba na tyle. Pozdrawiam i życzę weny, Rosupius
    zapraszam na mojego bloga: http://rosupiusmiloscrose.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  45. Jak zwykle cudeńko.
    Kurcze zawsze piszesz takie zabawne teksty a tutaj szok.
    Zaczynam czytać pierwszy akapit i rycze jak bóbr .
    Wycieram oczy i nadal nic nie widze.
    Opisałaś to tak pięknie ,że nawet teraz jak pisze ten komentarz to nadal chce mi się płakać.
    Muszę Ci powiedzieć,że bardzo mnie zadziwiłaś tym ,że Hermiona jednak nie pocałowała Draco w skrzydle szpitalnym.
    Pod tym względem Twoje opowiadanie jest wyjątkowe,ponieważ w niektórych Dramione to już w pierwszym rozdziale sie całują.
    i chyba wiele osób tak jak ja czeka na ten pierwszy pocałunek ;p
    Bardzo zszokowałaś mnie tym ,że Draco został generałem w szeregach Voldemorta ;O kiedy to zobaczylam ,to az mi oczy z orbit wyszły xD
    Oczywiście nie byłabyś sobą gdybyś nie dodała czegoś zabawnego ;]
    śmiałam się jak głupia kiedy Diaceł dał Draconowi ziółka ;p to było piękne ;)
    Nie będe juz dalej pisała bo Ci tutaj tylko zaśmiecam.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)
    Pewnie sobie poczekam ,ale wiem ,że warto ;]
    pozdrawiam i życze weny.
    zresztą po co ja Ci życze weny skoro Ty masz nieskonczony zasób pomysłów ;]
    ~Anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, otóż to.
      To jest tak cudne, kazdy pocałunek, który padnie w tym Dramione będzie niesamowity, wyjatkowy, niepowtarzalny... Bo autorka własnie takim uczyniła to opowiadanie. Tu nie ma padania sobie w ramiona przy pierwszej lepszej okazji, tu po prostu jest to piękno, to jest prawdziwe... Jejku, nie wiem jak to ując, chodzi mi o to, że jest tak realistycznie. Bo to przecież niemozliwie, żeby Hermiona z Draco, wrogowie ze szkolnych lat z dnia na dzień się w sobie zakochali i zaczęli się obściskiwać! Tutaj, w tym Dramione jest pokazany ten proces, tutaj widac, jak z czasem przybliżają się do siebie, jak czują coraz więcej... Małymi krokami, chociaż czasem, jak na przykład w tym rozdziale, następuje kroczek w tył...
      A najbardziej i tak mnie rozwala to, jak mało czasem dzieli ich od pocałunku i to, co wtedy dzieje się w mojej głowie. ("Dawaj, dawaj, jeszcze trochę, tym razem się pocałujecie!") I... Jeszcze się nie udało. Co za pech. Ale na tym polega magia, siła i moc tego opowiadania - na tym, że są tak daleko, a jednocześnie tak blisko. Lubią, gdy druga osoba jest obok, po prostu!

      Usuń
  46. rozdział wiadomo świetny choć naprawdę wyjątkowo smutny;nawet Zabini nie zdołał mnie rozbawić; no i kolejna zagadka - Dumbledore miał syna?

    OdpowiedzUsuń
  47. jak tylko zobaczyłam ze jest nowy rozdział, skakałam ze szczęścia. Ale podczas czytania poprostu płakałam. Rozdział jest bardzo uczuciowy i oczywiście świetny. Na serio jest wyjątkowy.;*

    OdpowiedzUsuń
  48. Jak zwykle świetnie:) Ale i tak moim ulubionym rozdziałem zostanie KacHogwart^.^ Zazwyczaj nie czepiam się treści ale jedna rzecz nie da mi spokoju: Wstrząśnienie mózgu, nie wstrząs- bo coś takiego nie istnieje... Wiem, niby to samo ale mi jako ratowniczce rzuca się w oczy. Pozdrawiam i czekam na kolejny ^.^

    OdpowiedzUsuń
  49. Twoje poczucie humoru po prostu mnie zabija xD
    "Dobrze, że mam w miarę wytrzymały pęcherz bo w przeciwnym wypadku posikałabym się ze szczęścia."
    A rozdział? Podoba mi się, widać nowy (CIEKAWY) wątek w postaci syna Albusa ;p
    I cieszę się że Draco i Hermiona nie rzucili się sobie od razu (a raczej w ogóle) w ramiona ;p
    Trochę krótki ten rozdział, ale jakoś przeżyję, mam nadzieję że niebawem dodasz następny ;p
    Pozdrawiam ;p

    OdpowiedzUsuń
  50. Świetne, tylko tak zakończyła, że nie wiem jak wytrzymam do października.. Weny !! :)

    OdpowiedzUsuń
  51. Zacznijmy od hejtuu...
    Jak to już ktoś pod poprzednim rozdziałem napisał, wiele razy w ciągu opowiadania powtarzasz jedno wyrażenie. Niekiedy jest to "uśmiech zarezerwowany tylko dla niego", innym razem "i poszedł w tylko sobie znanym kierunku"... a w tym rozdziale dość często się powtarza "spoważniał, o ile w ogóle było to możliwe". Jednak takie stwierdzenia zapadają w pamięć i potem ma się wrażenie, że są to powtórzenia.

    I to na co czekam... CUDOWNY. Po raz kolejny tak mną poruszyłaś, że oczy mi się zeszkliły. Wystarczyło, że zamknęłam powieki i już po policzku spłynęły mi łzy. Niesamowicie potrafisz wstrząsnąć czytelnika. Czy tym, że napisałaś ten rozdział tak smutny, czy tym, że piszesz mega zabawnie i ciężko jest się nie śmiać. Doceniam Cię za to całym moim serduszkiem, które w pełni jest oddane twojemu opowiadaniu~

    ~Lu

    OdpowiedzUsuń
  52. Nie zrozum mnie źle, lubie twojego bloga, ale ruszanie w strone "Malfoy potężniejszy od Voldemorta" to już świętokradztwo. Tak samo super moc, która ma szanse okazać się co najmniej tak wielka jak Pottera.
    Ogólnie rozdział na plus, ale jednak troche zbyt uczuciowy, sporo powtorzeń podobnych wyrażeń. No i przede wszystkim sporo błędów, takich rzucajacych się w oczy. Może rozważ poproszenie kogoś o sprawdzania twoich rozdziałów ortograficznego i logicznego (w którymś momencie u Blaise'a pojawia sie dwa razy praktycznie to samo wyrażenie)

    OdpowiedzUsuń
  53. Rozdzial cudowny tylko taki smuuutny :<
    Mam nadzieje ze Hermi nie umrze i Draco tez nie czekam na ponowne zblizenie bohaterow <3

    OdpowiedzUsuń
  54. Miesiąc czekałam na rozdział, ale dopiero teraz komentuje :) Piszesz pięknie, cudownie, emocjonująco, itp. itd.
    Twój blog to jeden z tych do których mam sentyment. Powracam tu i powracam... Oj, chyba się zakochałam ^^
    Rozdział smutny ale i piękny zarazem. Nic dodać nic ująć. Jesteś dla mnie słodkim pączkiem w dłuuuugim i nudnym tygodniu. no cóż po prostu cię kocham ♥♥♥

    Powodzenia z pisaniem dalszych rozdziałów Optymistyczna Pesymistka♡

    OdpowiedzUsuń
  55. Kochanie. Najprawdopodobniej tego nie przeczytasz, ale chce żebyś wiedziała, że śledzę Twój blog od 23 rozdziału! Jestem już z Tobą z pół roku i wciąż nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Szczerze mówiąc, żaden blog nie wywarł na mnie takie wrażenia jak Twój. Rozdział oczywiście perfekcyjny, tyle w nim uczuć. Płakałam momentami i wciąż nie mogę się pozbierać po nim. Przeczytałam już go w dniu publikacji, ale dziś weszłam jeszcze raz (ciągle wchodzę jak włączam laptopa) i chciałam sobie przeczytać go jeszcze raz. Więc zostawiam teraz komentarz, a co! :D wcześniej nie miałam jak bo byłam na telefonie. No ale wracając do mojego celu pisania w ogóle tego to on jest taki, że czytałam to co napisałaś pod rozdziałem. A szczególnie to co pisałaś o "specjalnym rozdziale". Czemu nic nie pisałaś, że masz urodziny we wrześniu? WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, NAJDROŻSZA! <3 (przepraszam, że takie spóźnione). Do tego życzę Ci w dniu kiedy Tom Felton ma urodziny więc to jest coś moim zdaniem! :D Ja się strasznie interesuję co robisz i w ogóle. Nie jesteś sama. Zobacz ilu masz czytelników i ile komentarzy. Masz tyle komentarzy, że wiem iż na pewno mojego nie przeczytasz, ale wiedz, że mimo wszystko zawsze możesz na mnie (nas) liczyć. Kochamy Cię! <3 ♥

    OdpowiedzUsuń
  56. / Z góry przepraszam za spam/
    Witajcie! Mam do Was małą prośbę, a mianowicie możecie polajkować, skomentować, udostępnić, etc. tą stronę : https://www.facebook.com/pages/Expecto-patronum/522494381095469?ref=hl ?? Byłabym ogrooomnie wdzięczna! Pomożecie?

    OdpowiedzUsuń
  57. zdecydowanie potrzebny taki rozdział, nie żebym insynułowała ża tamte były złe! wręcz przeciwnie :) tylko czasem przydaje sie chwila oddechu a dziś jadąc do szkoły czytałam to i tylko czułam jak łzy powoli kapią mi na ekranik telefonu...
    cuudo!
    choć mam nadzieje na więcej i to jak najszybciej wiem że troche też poczekam!
    miłego pisania i dużo weny twórczej :*

    OdpowiedzUsuń
  58. hmm więc tak.. jak przysiadłam porządnie to w dwa dni przeczytałam wszystkie rozdziały. serio, nie było ze mną kontaktu :D uwielbiam opowiadania z "Dramione" i dłuuugo szukałam takiego, do którego przyjemnie by się wracało i z niecierpliwością czekało na kolejny rozdział :) a Twoje opowiadanie jest guru wśród opowiadań dramione ! Idealnie opisujesz zdarzenia i odzwierciedlasz uczucia, które towarzyszyły bohaterom. Super, że opowiadanie nie jest śmiertelnie poważne (przy "Kac Hogwart" śmiałam się tak głośno, że obudziłam brata w pokoju obok). Genialnie opisane są też wszystkie wątpliwości życiowe i przemyślenia bohaterów a sytuacje z tymi niedoszłymi pocałunkami śnią mi się po nocach ;D Za wszystkie chwile śmiechu, smutku, radości i grozy w opowiadaniu wielkie dzięki :) i życzę powodzenia przy tworzeniu dalszych rozdziałów. i sorry, że trochę przydługo ale wiesz - humanistka. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  59. kiedy nowy?
    nacia :*

    OdpowiedzUsuń
  60. Już jest październik ^^ Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  61. Rozdział przepiękny *-*
    Na samym końcu aż się poryczałam, szczerze powiedziawszy jeszcze nigdy nie czytałam bloga, który mógłby wnieść tyle emocji co twój.
    Mam nadzieje że ktoś (Draco) dowie się o tym liście który dostała Hermiona.
    Na moje przeczucie nie będzie chciała martwić nim przyjaciół a nawet McGonagall oraz Dumbledore'a.
    Prawdę powiedziawszy ja sama na jej miejscu nie wiedziałbym co zrobić w takiej sytuacji.
    Współczuję jej rodzicom nieświadomości tego co może spotkać ich córkę.
    Mam nadzieję że ten blog nie skończy się śmiercią Hermiony i cierpieniem Dracona (na samą myśl przychodzi mi szkoła uczuć) ;c
    A i pragnę aby jednak Draco współpracował z Dumbledorem niż z Voldemortem.
    A co do opowiadania: jest niesamowicie zgrabne, postacie wykreowane w 10, a sama fabuła powalająca na kolana, aaa i styl pisania zdumiewający.
    Z pewnością powinnaś napisać książkę ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  62. Weź się pośpiesz z następnym rozdziałem i niech będzie dłuższy błaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaagam

    OdpowiedzUsuń
  63. Hmmm... Draco dziedzicem Merlina, syn Dumbledore'a także, Lucek synem Albusa, czy ten syn miał jeszcze dziecko, a to Narcyza? Albo jednak Draco ma innego ojca (Narcyza zaliczyła odskok w bok?)? Może jakoś brat Lucjusza lub Narcyzy? Draco potomkiem Dumbledore'a?
    Dobra, dobra, już kończę domysły. Rozdział bardzo mi się podobał, choć nie są razem. Długo jeszcze będzie taka atmosfera u nich panować? W końcu coś im się należy po tych feriach.
    'Stary' Draco wraca? Merlinie, znowu będą się kłócić...

    Pozdrawiam
    Nox

    Ps: Mam nadzieję, że mój komentarz nie utonie w morzu innych, że tak się wyrażę podchodząc pod tytuł rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  64. trafiłam tu przez przypadek i był to chyba najpiękniejszy przypadek w moim życiu. piszesz absolutnie najwspanialsze Dramione jakie kiedykolwiek czytałam. wspaniale wszystko opisujesz i niesamowicie chwytasz za serce. serdecznie dziękuję Ci za te emocje. no i oczywiście czekam na następny rozdział :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  65. Kiedy nowy rozdział? Czekam i czekam, a tu nadal nic :C

    OdpowiedzUsuń
  66. kiedy nowy rozdział? <3 <3 proszeee! nie można już dłużej na niego czekać bo się ludzie robią niecierpliwi <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  67. UWAGA!!!!!!! http://stowarzyszenie-dhl.blogspot.com/ jeżeli ktoś jeszcze nie wie to na tej stronie organizowane jest głosowaniena najlepszego bloga Dramione I TEN BLOG RÓWNIEŻ ZOSTAŁ ZGŁOSZONY!!!!!!!! Oddawać głosy!!

    OdpowiedzUsuń
  68. Jedyne co mogę wykrztusić to - wow...
    Serio, dołączyłaś do listy osób, które podziwiam, zaraz po mojej siostrze i nauczycielu geografii
    Co z tego, że notki pojawiałą się raz na miesiąc, skoro są średnio po 40 STRON!!!!!
    Naprawdę... Jestem pod wielkim wrażeniem

    OdpowiedzUsuń
  69. ... gdy nie będziesz w stanie sama sobie poradzić, uratuje cie po raz kolejny.... w każdym tego słowa znaczeniu. O Boże. Kiedy to czytałam aż się popłakałam. To było takie piękne i smutne zaraEm.. ;c Moje emocje po przeczytaniu tego rozdziału są tak zróżnicowane, że nie mogę normalnie funkcjonować. I ten moment, kiedy Blaise nawrzeszcAł na Malfoy i jednoczesnie wyznal Mu to coczuje... To bylo cudowne. Ty jstes cudowna i cudowny jest Twoj blog. <3 życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  70. no nie. no po prostu nie. jak to możliwe? no jak?
    jak to możliwe że każdy Twój rozdział jest FANTASTYCZNY? :D
    jestem pod wielkim wrażeniem. rozdział super! :)
    jejku no, raz płakałam, raz miałam wielki uśmiech na twarzy :')
    wtedy jak Blaise opieprzył Draco i jednocześnie powiedział o swoich uczuciach.. to było coś pięknego :)
    ta obietnica Draco najpiękniejsza<33
    widać że oboje nie radzą sobie z uczuciami i wspomnieniami z Dagurtar.
    zaskoczyłaś mnie tym awansem Draco.
    szkoda że się od siebie odsunęli :c mam nadzieję że to się wkrótce zmieni.
    jejku... Herm chora? to niemożliwe.. :c tylko nie to..:c
    i jeszcze do tego Dumbledore miał syna? wielki szok. ale przecież on podejrzewał Draco że jest dziedzicem Merlina (wow), więc czy miałyby te sprawy coś ze sobą wspólnego?

    Pozdrawiam,
    bardzo zaciekawiona,
    Sama-Wiesz-Kto

    OdpowiedzUsuń
  71. "Mój syn"? Serio?
    Kobieto, zabiłaś mnie tym. Dosłownie padłam.
    Nie mam na myśli nic złego!
    Jest super!!!
    ~Laxus

    OdpowiedzUsuń
  72. Rozdział cudowny. Nie płakałam tylko dlatego, że jestem na wpół wyprana z uczuć ://

    ~MrsMalfoy

    OdpowiedzUsuń
  73. Czytam twojego bloga od kilku dni. Muszę przyznać, że się uzależniłam. Zamiast się uczyć lub spać czytam to cudo. Uwielbiam w tym opowiadaniu to, że tak czekasz z tym pocałunkiem, Hermiona i Draco nie idą do łóżka w drugim rozdziale, potrafi sprawić, że śmieję się do ekranu jak głupia, że nie mogę przestać go czytać. Wcześniej nawet nie lubiłam tego parringu, a dzięki tobie teraz jest moim ulubionym. Najlepszy fan fiction jaki kiedykolwiek czytałam <3

    OdpowiedzUsuń
  74. Czytam twojego bloga od kilku dni. Muszę przyznać, że się uzależniłam. Zamiast się uczyć lub spać czytam to cudo. Uwielbiam w tym opowiadaniu to, że tak czekasz z tym pocałunkiem, Hermiona i Draco nie idą do łóżka w drugim rozdziale, potrafi sprawić, że śmieję się do ekranu jak głupia, że nie mogę przestać go czytać. Wcześniej nawet nie lubiłam tego parringu, a dzięki tobie teraz jest moim ulubionym. Najlepszy fan fiction jaki kiedykolwiek czytałam <3

    OdpowiedzUsuń
  75. Hermiona chora? Nie, nie i jeszcze raz nie :(
    Kocham twojego Blaise'a jest świenym przyjacielem, a jego rozmowa z Draco coś wspaniałego!
    No i ten list. O co tu chodzi?! Dumbledore miał syna?! Aż mi szczęka do podłogi opadła. Ale to jeszcze nic, bo jak przeczytałam, że Draco to dziedzic Merlina... Szok!

    OdpowiedzUsuń