niedziela, 5 maja 2013

[29.] Upss...




Tęsknie. Nie lubię tęsknić.
Ale uwielbiam ten stan, gdy Ty tęsknisz
…w dodatku za mną.”


Drobna dziewczyna o włosach niczym dojrzewające kasztany, z jasnymi niemal złotymi błyszczącymi refleksami, które uroczo mieniły się wśród promieni słonecznych, zupełnie jak błyszczące prawdziwe kasztany, spała snem niemal tak twardym jak skorupa owej rośliny. Tylko przez chwilę jej odpoczynek był zagrożony choć nie przejęła się tym zbytnio, jedynie skrzywiła się lekko, w chwili gdy jej posłanie zaczęło się poruszać. Ani na chwilę jednak nie otworzyła oczu, cicho zamruczała i odruchowo podrapała się po nosie. Niezniechęcona lekkimi turbulencjami zasnęła ponownie i prędko budzić się nie zamierzała.

                                                                 *

- Panienko Granger? Panie Malfoy’u?
Hermiona uchyliła źrenice na jedynie kilka milimetrów i przymknęła usta czując, że zaraz zacznie się ślinić, o ile już tego nie zrobiła. Szczerze powiedziawszy, było jej to naprawdę bez różnicy. Łóżko zdawało się być wyjątkowo wygodne i wydzielać zdecydowanie więcej ciepła niż zazwyczaj. Nie mogła tak po prostu go opuścić i wstać. Sama nie za bardzo kojarzyła co tak właściwie się dzieje, a głos wydawał jej się wyjątkowo nieznany i odległy. Jak przez mgłę widziała zarys dużej postaci, stojącej obok łóżka. Nie przejęła się tym jednak za bardzo i ponownie przymknęła powieki, pozwalając by błogi uśmiech pojawił się jej na twarzy, a policzek jeszcze bardziej wtulił w dziwny materiał poduszki.
Trach!
Gwałtownie otworzyła powieki, gdy dotarły do niej wszystkie, a przynajmniej niektóre fakty. Zaskoczona i przerażona do granic możliwości zjawiskiem, że istotnie ktoś obok niej stoi, a ową osobą jest sam dyrektor Hogwartu, wydała z siebie paniczny pisk i zleciała ze swojego dotychczasowego posłania na ziemię, niechcący ciągnąc je ze sobą. Materac ku jej ogromnemu zdziwieniu materacem nie był. Jeszcze większym szokiem było dla niej fakt, że posłaniem na którym spała, był Draco Malfoy. W efekcie końcowym zaskoczona i przerażona dziewczyna, leżała na ciemnych panelach na samym środku salonu, a na niej znajdował się równie mocno zaskoczony i też nawet trochę przerażony Ślizgon.
- Granger?
Spytał inteligentnie, dźwigając się na rękach i zerkając na leżącą pod nim dziewczynę. Faktem jest, że każdy facet cieszy się gdy leży pod nim piękna kobieta, ale dlaczego akurat w jego przypadku musiała to być Granger?! Zresztą, na chwilę obecną i tak nie miał siły na żadne poważniejsze przedsięwzięcia, wykorzystujące taką sytuację i położenie. (Jeśli tylko wiecie o co chodzi...)
Nie miał pojęcia co się właśnie stało i dlaczego spoczywa na Gryfonce, a ona na podłodze. Kilka razy szybko mrugnął powiekami, patrząc na nią pytająco. Najwidoczniej kojarzenie faktów szło mu z równie dużymi trudnościami, jak jeszcze przed chwilą jego współlokatorce, a i tak uważał za spory wyczyn fakt, że ją tak szybko rozpoznał. Po chwili lekko potrząsną głową, w jakimś stopniu budząc się z letargu. Spojrzał na dziewczynę wkurzony choć cały czas zdziwiony i zdezorientowany obecnym położeniem i sytuacją.
- Co ty…
Niedane mu było jednak wywarczeć pytania do końca. Widząc jak Hermiona z przerażeniem w oczach patrzy na niego, a po chwili macha mu głową by spojrzał za siebie, momentalnie umilkł i popatrzył na nią podejrzliwie. W jakimś stopniu zaciekawiony choć nadal rozjuszony zmarszczył brwi i odwrócił głowę za siebie, a gdy zobaczył przed sobą profesora Dumbledore’a cieszył się, że już leży na podłodze, bo zapewne w innym wypadku by zemdlał. Jak poparzony zerwał się z dziewczyny, a ona tuż za nim.
- To nie tak jak profesor myśli!!
Krzyknęła panicznie, zrywając się z paneli z takim rozmachem, że aż wpadła na już stojącego jak na rozstrzelanie Ślizgona. Znokautowała go ramieniem, jednak po chwili balansowania na krawędzi równowagi utrzymał pion, choć jego żołądek nagle zaczął o sobie przypominać, informując, że coś jednak jest nie tak. Zmarszczył się mocno i niemal skurczył kładąc rękę na brzuchu. Szybko jednak wziął się w garść, prostując. Odkaszlnął, charakterystycznie zakrywając usta dłonią. Jedno wiedział na pewno, nigdy więcej alkoholu. A przynajmniej nie dziś.
- Nie pogrążaj nas.
Mruknął przez zaciśnięte zęby, lekko wykrzywiając usta w stronę Hermiony, choć cały czas patrzył na profesora. Zupełnie tak, jakby sparaliżowani stali przed najgroźniejszym potworem na ziemi, a on jej mówił by nie wykonywała żadnych gwałtownych ruchów. Oboje jednak, zdekoncentrowali się jeszcze bardziej, gdy zobaczyli na twarzy staruszka ślady wielkiego rozbawienia, a on sam śmiał się w głos. Hermiona już miała mdleć, a Draco zaraz za nią, jednak dyrektor jakby zauważył ich bladość na twarzach i chcąc rozluźnić sytuację w końcu przemówił.
- Od kilku godzin bezskutecznie wysyłam do was sowy. Nie odpowiadaliście więc postanowiłem sam do was zajrzeć. Myślałem, że się na wzajem pozabijaliście. Ale widzę, że jednak już nie mam się o co martwić i mogę zasypiać spokojniej. Chociaż…. może jednak teraz powinienem zacząć się martwić o co innego…
Końcówka wypowiedzi dyrektora zabrzmiała wyjątkowo dyskretnie i dwuznacznie.
Hermiona na te słowa, nie wiedziała czy pobladła jeszcze bardziej. czy może jednak zaczęła się rumienić. Za nic nie mogła określić swoich obecnych odczuć i chyba jeszcze nigdy w swoim 18 letnim życiu nie czuła się tak zdruzgotana. Słowa i sugestie profesora brzmiały dla niej tak strasznie, że aż chciała się rozpłakać w głos i ledwo się powstrzymywała by tego nie zrobić. Spojrzała na blondyna szukając w nim wsparcia w tych trudnych chwilach. W duchu błagała by zaczął na nią krzyczeć i obrażać, aby profesor zauważył, że jednak się mylił i wszystko u nich jest po staremu. Patrzyła na Ślizgona wzrokiem dosłownie mówiącym „No powiedz mu, że to nie tak!”. Chłopak jednak nie poszczycił dziewczyny spojrzeniem, zajęty przeżywaniem słów i sugestii profesora na swój własny, osobisty sposób. Hermiona była w takiej rozterce, że aż chciała złapać chłopaka za koszulę i zacząć nim trząść i krzyczeć by ją obraził, jednak zrozumiała, że nie byłoby to najlepsze rozwiązanie tej i tak już dostatecznie kompromitującej sytuacji. Zupełnie innym szczegółem jest fakt, że zauważyła, iż chłopak nawet nie ma na sobie koszuli i nie potrafiła sobie przypomnieć kiedy tak właściwie on ją ściągnął bądź stracił. Właściwie wydarzenia z ostatniej nocy widziała jak przez mgłę, a niektórych to nawet nie widziała. Zmarszczyła brwi, gdy jeszcze coś przestało jej się zgadzać. Spojrzała na swoje stopy i zakryła usta dłonią. Na Merlina! Jakim cudem ona ma na sobie szarą bluzę Malfoy’a?! Gdzie jest jej sukienka?! Nie dane jej było jednak dłużej analizować tego widoku, gdyż profesor znowu przerwał napiętą ciszę panującą w pomieszczeniu.
- Mam dla was kilka zadań na najbliższy czas. Mogę?
Przy tym krótkim pytaniu wskazała ręką na fotel.
- Yymm… tak, tak.. proszę.
Odparła wyjątkowo roztargniona i zakłopotana, szybko zabierając ze wskazanego miejsca książkę oraz jednego buta na obcasie, którego jeszcze wczoraj podczas imprezy miała na stopie. Staruszek rozsiadł się wygodnie i wskazał ręką na sofę. Draco od razu padł na nią z ciężkim skacowanym westchnięciem. Hermionie zajęcie wskazanego miejsca, szło z większymi trudnościami.
- Już niedługo grudzień moi kochani.
Zaczął przyjaźnie profesor, gdy Gryfonka w końcu usiadła obok chłopaka i odłożyła na bok rzeczy, które do tej pory nerwowo ściskała w rękach.
- Wiem, że dzisiaj oboje macie gorszy dzień, dlatego przypomnę wam, że jesteście prefektami naczelnymi.
Draco wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia i dłonią rozmasował sobie bolący kark. Faktycznie, było coś takiego. Słowa profesora brzmiały strasznie i nie wróżyły nic dobrego. Z kolei Hermiona dostrzegła, że jej druga szpilka leży na barku, między butelkami z płynami procentowymi. Zapatrzyła się w to nieoczekiwane znalezisko do tego stopnia, że dopiero po dłuższej chwili odzyskała kontakt z rzeczywistością. Potrząsnęła energicznie głową i pytający wzrok przerzuciła na profesora.
- Kim?
Spytała szczerze zaskoczona, mrugając kilka razy powiekami. Profesor spojrzał na nią spod łba, a ona głośno westchnęła i wydobyła z siebie ciche „ach..” co najpewniej miało oznaczać, że już sobie przypomniała jaką funkcję i od jakiegoś czasu pełni. Profesor pokiwał głową na boki na znak roztargnienia, po czym powrócił do przerwanej przez dziewczynę mowy.
- Tytuł ten zobowiązuje was do sporu obowiązków, a w najbliższym czasie do zorganizowania balu, który chce wydać dla waszego rocznika. Myślę, że odbędzie się po świętach. Oprócz tego od jutra chciałbym byście na nowo pełnili dyżury. Ach! I jeszcze jedno, najpewniej w styczniu wasza dwójka weźmie udział w wymianie z inną szkołą magii. Czeka was trochę pracy i zadań.
Draco nie miał sił by komentować wypowiedź profesora, choć jego optymizmu, który cały czas towarzyszył w głosie staruszka, nie podzielał. Wręcz przeciwnie. Nie dość, że jego mózg nie nadążał z zapamiętywaniem i ocenianiem tych wszystkich informacji, to jeszcze czuł, że nie wróżą one nic dobrego. W tym samym czasie, w którym Malfoy próbował ułożyć sobie wszystko w głowie, Hermiona zerwała się z miejsca by odebrać od profesora pergamin z rozpiską i wszelkimi podstawowymi informacjami, dotyczącymi nadchodzących funkcji i obowiązków. I właśnie w tym momencie, gdy dziewczyna stała przed profesorem, jednocześnie stając również przed blondynem, ten momentalnie i nagle się wyprostował i zapomniał o swoim wręcz krzyczącym i cierpiącym żołądku. Zamrugał kilka razy powiekami i aż czuł, że za chwilę będzie musiał zbierać z podłogi swoją dolną część szczęki. Dopiero teraz zauważył, że Hermiona ubrana jest w jego bluzę. Tylko. Jego twarz wyglądała jak jeden wielki znak zapytania. Dziewczyna po chwili usiadła na swoje poprzednie miejsce i czując na sobie przerażone spojrzenie chłopaka, również na niego spojrzała, choć był to wzrok wyjątkowo niepewny i zmieszany. Od razu zrozumiała o co mu chodzi. Jednak w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami, a jej twarz wręcz krzyczała „ja też nie wiem jak to się stało!” Na podsumowanie, mocniej wbiła się w fotel i z naburmuszoną miną naciągnęła rękawy by przykryły jej całe dłonie, po czym obrażona jak małe dziecko, dosadnie skrzyżowała ręce na piersi, opierając się o oparcie sofy. No przecież nie odda mu jej teraz. Tym bardziej, że jeszcze nie ustaliła co się stało z jej pierwowzorem stroju.
Dumbledore w ciągu dalszym prowadził długi i mimo wszystko ważny monolog, choć jedynie sam ze sobą. Draco był zbyt zajęty spoglądaniem na Hermione ubraną w jego bluzę i rozglądaniem się za garderobą, którą nieoczekiwanie oboje stracili w nocy. Z kolei Gryfonka nie mogła się skupić na niczym, zbyt zdezorientowana przez silną woń męskich i wyjątkowo drogich perfum, która przyjemnie drażniła jej nozdrza, skutecznie zaburzając zdrowy rozsądek i przepływ jakichkolwiek informacji. Przez chwilę zastanawiała się czy Draco się zorientuje, jeśli mu nigdy jego bluzy nie odda. Mimochodem zerknęła na chłopaka, na którego twarzy pojawił się dziwny wyraz ni to zażenowania ni rozbawienia pomieszanego z przerażeniem. Uniosła wzrok do góry i już wiedziała co wprawiło chłopaka w taką mieszankę emocjonalną. Bez wątpienia była to jej sukienka zaczepiona o lampę zwisającą z sufitu. Po chwili nawet znalazła koszulę Ślizgona, która zamiast na nim, teraz swobodnie spoczywała na dużej i wysokiej komodzie wypełnionej książkami. Przez chwilę chciała szturchnąć chłopaka w ramię i pokazać mu owe znalezisko, jednak uznała, że poczeka z tą informacją do wyjścia dyrektora. Sukienkę również postanowiła ściągnąć z żyrandola, bez obecności świadków.
Profesor w końcu zakończył swoją przemową na słowach „jeszcze o tym porozmawiamy” po czym skierował się do wyjścia, przy okazji gratulując im udanej imprezy i życząc dobrej nocy. Początkowo ugodziła ich dwuznaczność jego słów i myśleli, że znowu żartuje i najzwyczajniej w świecie nabija się ich kosztem, biorąc pod uwagę tą dziwną choć przypadkową sytuację w jakiej niedawno ich zastał. W miarę szybko jednak odkryli, że słowa pożegnania nie miały w sobie nic sprośnego, a oni po prostu spali cały dzień i już jest wieczór. Biorąc pod uwagę fakt ich codziennego wrogiego podejścia do siebie, momenty w których dyrektor i inni profesorowie już wcześniej ich odwiedzali kontrolując czy przypadkiem się nie pozabijali, nie odpowiadanie na wezwania oraz nie dawanie oznak życie do godzin wieczornych, nic dziwnego, że dyrektor się zaniepokoił.
Gdy opuścił dormitorium, mimochodem spojrzeli po sobie i jak jeden mąż westchnęli głośno i z nieopisaną ulgą. W kolejnej sekundzie jednak zapadłą między nimi dziwna cisza, w trakcie, której Hermiona zaczęła skubać paznokcie, a Draco masować się po karku. Już całkiem wytrzeźwieli i samopoczucie również wracało do normy, a wraz z nim wspomnienia z wczorajszego wieczoru i dzisiejszej nocy. Co prawda szybko i w jakimś stopniu się uspokoili, przypominając sobie, że do niczego niepokojącego między nimi nie doszło. A fakt, że Hermiona nie ma sukienki i spała w bluzie chłopaka, a on tylko w jeansach, nie jest niczym innym jak serią wyjątkowo dziwnych i nieoczekiwanych przypadków oraz swoich osobistych działań w czasie upojenia alkoholowego. Ostatnie 24 godziny skrócili do jednego najistotniejszego faktu – ani Draco nie pomógł dziewczynie w pozbyciu się ubrań, ani odwrotnie. Była to bardzo dobra wiadomość i wiedzieli, że gdy teraz położą się do łóżka, będą zasypiać spokojniej, oczywiście już każdy w swojej sypialni.

                                                                      *

Do końca zarówno felernego skacowanego dnia, jak i przez parę kolejnych, dwójka głównych bohaterów nie odezwała się do siebie słowem, a jak już to tylko zwięźle, krótko i na temat. Najczęściej po prostu były to jakieś potyczki słowne i przypominanie sobie jak bardzo się nienawidzą. Ich życie wróciło do normy, a o całym zajściu po prostu zapomnieli i pod żadnym pozorem do niego nie wracali. I nie zamierzali tego robić.
Niestety, a może wręcz przeciwnie, o całym dwuznacznym wydarzeniu z Hermioną w roli głównej, blondyn przypomniał sobie już następnego dnia. Kiedy to podczas pewnego zimnego wieczora, wychodząc z dormitorium porwał z zagłówka fotela szarą bluzę i ją założył. Na efekt długo czekać nie musiał i prędko jego nozdrza wypełnił zapach lekkich i delikatnych damskich perfum. Przez chwilę mocno zdezorientowany rozglądał się po dormitorium, ale jego teoretycznie i już nie tak mocno, choć jednak dalej praktycznie, znienawidzonej współlokatorki od kilku godzin w nim nie było i jeszcze nie wróciła z domu Lwa. Dopiero po chwili złapał skrawek bluzy tuż pod brodą i lekko ją uniósł, jednocześnie pochylając głowę. Już nie miał wątpliwości, skąd dobiega ta przyjemna mieszanka egzotycznych owoców i delikatnych kwiatów i do kogo tak właściwie należy.
- Cholerna Granger…
Mruknął do siebie, puszczając fragment swojego ubrania, przy okazji przypominając sobie moment, w którym kasztanowłosa Gryfonka chodziła w jego bluzie. Tylko. Nie mniej jednak zarówno ten widok jak i zapach był przyjemny. Nic więc dziwnego, że mimo wszystko, na twarzy chłopaka pojawił się lekki i szczery uśmiech.

                                                                   ***
To nie był jej dzień. Zdecydowanie nie. Jeśli byłaby stonogą, śmiało można by było powiedzieć, że wstała wszystkimi lewymi nogami. Dokładniej mówiąc, Hermiona Granger już od kilku dni cierpiała na przesilenie jesienno-zimowe, które odbijało się w każdej sferze jej młodego, aczkolwiek wyjątkowo bujnego, życia. Od trudności z uczesaniem włosów i wymalowaniem paznokci, po problemy edukacyjne, aż po nieudane randki, a na skomplikowanych relacjach damsko-męskich kończąc. Na chwilę obecną stała na środku salonu, z wielką burzą nieułożonych włosów na głowie, w rozciągniętym swetrze i czerwonymi ze złości policzkami. Wściekła na cały świat, a szczególnie i najbardziej na czarującego chłopaka o imieniu Willy, na którego wpadła w bibliotece jakiś czas temu. Zauroczona jego inteligencją i błyskiem w oku, zgodziła się z nim spotkać nie tylko na korytarzu bądź w czytelni. I właśnie dzisiaj miała odbyć się długo wyczekiwana przez dziewczynę randka. Jednak ku jej rozpaczy chłopak nie tylko się na niej nie zjawił, nie dając żadnego znaku życia, ale nawet nie zostawił żadnej wiadomości, o przeprosinach nie wspominając. Może i to by zrozumiała, ale gdy wściekła po godzinie czekania wyszła z kawiarni, zauważyła go jak obściskuje się i całuje z jakąś Ślizgonką na środku Hogsmeade, a dwie godziny później zauważyła go na korytarzu Hogwartu w objęciach jakieś szczupłej Puchonki. Więc obecnie po prostu była wściekła na wszystkie piękne dziewczyny i na całą męską rasę, a przy okazji na siebie samą, swojego pecha i serię nieszczęść jakie ostatnio spotykały ją na każdym kroku.
- Agrr…!
- Co to?
Spytał zaskoczony Blaise, z chwilą gdy usłyszał kobiecy krzyk tuż przed wejściem do dormitorium swojego przyjaciela, którego z braku lepszego zajęcia postanowił odprowadzić po jego próbach quidditcha. Na chwilę obecną dwójka przedstawicieli Slytherinu od kilkunastu minut stała przy posągu rycerza plotkując na typowo męskie tematy. Oczywiście, dużo wygodniej byłoby gdyby owa dwójka weszła do środka, jednak dyrektor kategorycznie zabronił zapraszania do tego dormitorium osób trzecich, a rycerz stojący przed wejściem skrupulatnie tego przestrzegał. Zresztą Hermiona raczej również nie wykazałaby się gościnnością, tak więc musieli zadowolić się opuszczonym korytarzem na 4 piętrze. Luźną pogawędkę między dwójką przyjaciół przerwał właśnie krzyk dobiegający z pobliża. Blondyn jednak nie przejął się ani trochę odgłosami dochodzącymi zza ściany. Od kilku dni był do nich przyzwyczajony. Widział jak dziewczynie nic nie wychodzi, wszystko w okół niej się wali i rozpada. Nawet wszystkie szklane naczynia, które mieli w dormitorium w ostatnim czasie zakończyły swój los: zrzucone, strącone bądź uderzone przez dziewczynę. I aż ciężko było uwierzyć, że to wszystko, było serią jednego wielkiego przypadku i nieopisanego pecha. Niemniej jednak Draco już był oswojony z krzykami złości i rozpaczy dziewczyny, którymi po prostu komentowała swój los, bądź próbowała w ten sposób sobie ulżyć i pozbyć się nadmiaru złości i zażenowania, które od kilku dni, cały czas jej towarzyszyły. Spojrzał na zdziwionego i oczekującego na odpowiedź przyjaciela i tylko wzdrygnął ramionami, przybierając na twarz maskę obojętności i niewzruszenia.
- Pewnie Granger, przeżywa swoje codzienne załamanie.
- AA!! Agrrr!! Wrr!
Akurat gdy chłopak skończył mówić, krzyk nasili się do tego stopnia, że obaj panowie zmarszczyli się od nadmiaru decybeli. Blaise spojrzał na Dracona pytająco i z lekkim powątpiewaniem.
- Dzisiaj chyba przeżywa je mocniej.
Dodał cicho, zerkając na dzielące ich betonowe wejście, które zdawało się, że zadrżało pod wpływem krzyków dziewczyny. Jednocześnie do ich uszu dobiegł głuchy huk, spadającego na podłogę ciężkiego przedmiotu.
- To jeszcze tam nie wchodź, bo Granger już w ogóle się załamie i nawet w Mungu jej nie pomogą.
Słysząc ciche wyznanie swojego przyjaciela, Draco spojrzał na niego z cwaniackim uśmiechem i błyskiem w oku, jednocześnie unosząc kilka razy brwi.
- Myślę, że właśnie dlatego, tym bardziej powinienem tam wejść.
W odpowiedzi Blaise zaśmiał się krótko i szczerze.
- Jesteś okrutny.
- Okrutna to jest Granger jak ma okres.
Mruknął pod nosem i wykrzywił usta w grymasie bólu, mimochodem przypominając sobie ostatnią kłótnie, jaką dziewczyn mu urządziła podczas swoich ciężkich, kobiecych dni.
- Z tego co słychać, to chyba właśnie go ma. Lepiej nie ryzykuj i tam nie wchodź. Brzmi strasznie.
- Dzisiaj raczej męczy ją co innego. Zresztą, ryzyko to moje drugie imię.
- Przeraża mnie twoja znajomość kobiecej psychiki. Jesteś pewny, że w poprzednim wcieleniu nie byłeś gorącą, długonogą blondynką?
- Ja ci zaraz załatwię następne wcielenie…
Draco jednak nie zdążył tego zrobić i ich rozmowa znowu została przerwana przez krzyk dziewczyny. Blaise spojrzał na drzwi z dużym, wypisanym na twarzy, powątpiewaniem.
- Jesteś pewny, że jej tam nie mordują?
- Raczej nie było jej ulubionej książki w bibliotece.
Mruknął ponuro i od niechcenia, jednak po chwili jakby coś w nim tknęło. Znacznie się wyprostował, a na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.
- Ale może faktycznie, jednak upewnię się czy przypadkiem nikt mi działki nie zabiera…
Jak szepnął tak zrobił. Pożegnał się z przyjacielem, wymieniając z nim uścisk dłoni, po czy dziarsko wszedł do dormitorium. Zatrzymał się w salonie, na widok dziewczyny z burzą nieujarzmionych loków na głowię. Mruczała coś pod nosem, co jakiś czas krzyknęła, chodziła w kółko, albo ze złości tupała nogą w podłogę. Kilka razy rzuciła jakimś najbliżej leżącym obok niej przedmiotem przed siebie. Faktycznie, wyglądała na wyjątkowo złą i rozżaloną.
- Co jest Granger? Spojrzałaś w lustro?
Walną dziarsko z ironicznym uśmiechem, jednocześnie krzyżując ręce na piersi i opierając się o pobliską ścianę. Dziewczyna spojrzała na niego takim wzrokiem, że aż zadławił się własną śliną.
- Spierdalaj!
Ryknęła, rzucając w niego obszerną księgą, która do tej pory zbyt bezczynnie leżała na stoliku.
- Uuu…… może jednak faktycznie masz okres…
Szepnął do siebie, wykrzywiając twarz w grymasie lekkiego przerażenia, jednocześnie spoglądając na ciężką lekturę, która gdyby tylko doleciała, to zakończyła by jego piękny żywot w trybie natychmiastowym. Podniósł wzrok na Hermionę i niewiele myśląc postanowił się wycofać. Prędko opuścił dormitorium i czwarte piętro, doganiając swojego wyjątkowo rozbawionego tym faktem czarnoskórego przyjaciela. Draco zrobił dobrą minę do złej gry, jednak czuł, że nie prędko wróci do wspólnego dormitorium i w najlepszym wypadku przyjdzie mu nocować na wycieraczce pod drzwiami.

                                                                                ***

Dwie przyjaciółki siedziały w Hogsmeade, w swojej ulubionej kawiarni, wolno pijąc mocną kawę i systematycznie przegryzając ją kawałkiem ciasta. Młodsza z nich, cały czas wsłuchiwała się w niekończący się dialog swojej starszej towarzyszki, która z nieukrywaną raz złością raz zażenowaniem, opowiadała o swoim pechu, który prześladował ją od kilku dni i nic nie wskazywało na to, że w ogóle kiedyś ją opuści. Tak więc, Hermiona już od godziny żaliła się swojej przyjaciółce, ze swoich ostatnich upokarzających wpadek i historii.
- Dlaczego ja mam takiego pecha?!
Krzyknęła w końcu, rozpaczliwie waląc czołem w drewniany blat stolika. Włożyła w to jednak trochę za dużo siły niż zamierzała, w czego konsekwencji, teraz rozmasowywała sporą, czerwoną krechę na czole, jednocześnie chusteczką wycierając rozlaną kawę. Ginny bacznie obserwowała poczynania swojej przyjaciółki. Zrozumiała, że nie jest to pytanie retoryczne więc wzruszyła ramionami i postanowiła odpowiedzieć, swojej roztargnionej towarzyszce.
- Bo głupi ma zawsze szczęście.
Starsza Gryfonka momentalnie uniosła prawą brew do góry i spoważniała.
- To miało mnie pocieszyć?
Ginny w odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko i pokiwała potwierdzająco głową.
- Tak. Bo widzisz, nie jesteś głupia.
- Och…cudowna wiadomość.
Mruknęła z udawaną radością, w czasie gdy jej towarzyszka kończyła jeść ciasto. Zapanowała między nimi chwilowa cisza, którą po chwili ponownie przerwała Hermiona wzdychając ciężko i głośnym hukiem opierając łokcie o blat stołu, jednocześnie chowając twarz w dłoniach.
- Gorzej być nie mogło…
Szepnęła do siebie jednak ruda usłyszała ją całkiem dobrze. Domyśliła się, że dziewczyna nawiązuje do swojej wczorajszej wpadki, kiedy to panna Granger w ramach przegranego zakładu z Harrym, musiała przejść się po błoniach w stroju trolla, w dodatku z wycięciem na twarz. Zrobiła to całkiem szybko i sprawnie i w miarę udało jej się zasłaniać twarz, jednak z chwilą gdy już wracała do Hogwartu, wpadła nie na kogo innego jak na Malfoy’a. Łatwo było się domyślić jego reakcji, z chwilą gdy zauważył swojego wroga przebranego w brzydki strój, jeszcze brzydszego trolla. Ginny jednak stwierdziła, że to jeszcze nie był koniec świata i postanowiła pocieszyć swoją przyjaciółkę.
- Mogło.
Odparła ruda wyjątkowo poważnie i zgodnie z prawdą. Jej postawa była mocno wyprężona i poważna. Hermiona miała wrażenie, że jest niczym chochlik przy olbrzymie. Nieśmiało podniosła wzrok na swoją przyjaciółkę. W jej miodowych oczach pojawił się błysk nadziei.
- Serio?
- Oczywiście. Mógł cię jeszcze zobaczyć bez makijażu.
Hermiona momentalnie się wyprostowała i z oburzeniem, wymalowanym na zaczerwienionej twarzy, posłała towarzyszce zbulwersowane spojrzenie.
- Czy ty aby na pewno jesteś moją przyjaciółką?
- Jasne. Jeśli oczywiście akurat nie przekupią mnie Ślizgoni żebym ci trochę uprzykrzyła życie.
- Tam są drzwi.
Burknęła oburzona kasztanowłosa i wskazała ręką na wyjście z knajpy. Ruda jednak tylko zaśmiała się szczerze i machnęła ręką jakby odganiała muchę.
- Oj daj spokój Hermi. Przecież żartowałam,
- Przeceniasz moje poczucie humoru.
Mruknęła oburzona, chociaż jej słowa nie szły w parze z wyrazem twarzy i po chwili całą kawiarnię wypełnił perlisty śmiech obu, młodych panien. Hermiona pokiwała głowa na znak roztargnienia, upijając przy tym łyk kawy. Naprawdę miło było posiedzieć w towarzystwie przyjaciółki. Gdzieś w myślach stwierdziła, że następnym razem przyjdzie tu z Harrym i Ronem. Zdecydowanie zbyt długo już nigdzie razem nie wychodzili. W końcu musiała zrozumieć, że nie samą nauką żyje człowiek. Westchnęła cicho i podniosła się ze swojego dotychczasowego siedzenia. Ginny spojrzała na nią podejrzliwie.
- Gdzie idziesz?
- Zabić się.
- To mogę dojeść twoje ciasto?
- Jasne. Pamiętaj tylko za mnie zapłacić.
- Wiesz co, rozmyśliłam się. Jednak już nie mam na nie ochoty.
Nim Hermiona ruszyła w stronę łazienki mruknęła jeszcze tylko „sknera” w stronę przyjaciółki. Ta tylko odpowiedziała jej uśmiechem i wzruszeniem ramion.
Ginny westchnęła cicho na widok swojej przybitej towarzyszki, która z głośnym i wyjątkowo ciężkim westchnięciem, po minucie nieobecności, usiadła z powrotem na swoje miejsce.
- Miona, każdy ma czasem gorszy dzień.
Dodała cicho, kładąc dłoń na rękę Hermiony, w ramach wsparcia. Ta spojrzała na nią z miną jakby właśnie wdepnęła w odchody trolla. Coś nie chciało jej się wierzyć, w tą zbyt pięknie brzmiącą teorię, rudej. Dodatkowo przybił kasztanowłosą fakt, że nagle od kilku dni wszyscy w okół niej zdawali się być wyjątkowo radośni i szczęśliwi. Tylko nie ona. Po chwili ponownie i głośno westchnęła.
- Tak. Wiem. Rozumiem. Tylko dlaczego mój gorszy dzień trwa już tydzień?!
Westchnęła żałośnie wstając z miejsca i regulując rachunek za poprzednie zamówienia. Po chwili obie panie zaczęły się ubierać i kierować w stronę wyjścia z kawiarni.
- Jestem pewna, że niedługo los się do ciebie uśmiechnie.
- Yhym. Jasne. Chyba tylko wtedy kiedy Malfoy zginie przygnieciony swoim własnym poziomem ego.
Ginny zaśmiała się szczerze na słowa przyjaciółki, ta z kolei załamała się na nowo, gdy pomyślała o przywódcy Slytherinu, który niestety był świadkiem niemal wszystkich jej największych wpadek i żenujących historii.
- Nienawidzę go, nienawidzę! Zawsze musi pojawić się w moim życiu wtedy, kiedy kategorycznie nie powinien w nim być!
- A co teraz robi?
- Malfoy? Jest dupkiem.
- Ach, no tak. Dosyć popularne zajęcie…. Bardziej chodziło mi o to, że teraz nigdzie w pobliżu go nie ma, więc możesz odetchnąć spokojnie.
- Nie ma go, bo nic upokarzającego póki co, jeszcze się nie wydarzyło.
Słowa Hermiony jednak nie miały poparcia w czynach i w momencie, w którym kończyła swoją myśl i wychodziła z kawiarni, potknęła się o własne nogi i spadła z trzech schodków, rozbijając się o betonowy chodnik. Może nawet i byłaby w stanie szybko się pozbierać, ale jej pech po raz kolejny udowodnił jej, że bardzo się do niej przywiązał i nim zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób, do jej uszu dobieg śmiech osoby, której kategorycznie nie chciała spotkać, widzieć i słyszeć.
- Ups…
Skrzywiła się Ginny, zasłaniając sobie usta dłonią i wzrok, z leżącej na ziemi przyjaciółki, przerzucając na zbliżającego się i rozbawionego do granic możliwości Malfoy’a.
Hermiona momentalnie odwróciła się na plecy, patrząc przy tym w wyjątkowo zachmurzone niebo. Usta wygięła w podkowę i ledwo się powstrzymywała by się nie rozryczeć.
- Chce umrzeć.
Rudowłosa jednak nie przejęła się błagalną prośbą swojej przyjaciółki i pozbierała ją z betonowego chodnika. Nie było tak źle z Hermioną, nie licząc zdartych kolan i dłoni, dziury w jeansach, wielkiego krwawiącego zadrapania na brodzie i burzy włosów na głowię. W momencie, w którym Ginny podnosiła z ziemi przyjaciółkę, wyminął je Malfoy w towarzystwie pięknej, długonogiej blondynki. Do okropnego samopoczucia i stanu psychicznego Hermiony, doszedł jeszcze momentalny i drastyczny spadek swojej samooceny.
- Brawo Granger. Po raz kolejny udowodniłaś, że jesteś największą ofermą na świecie.
Oczywiście Draco nie byłby sobą, gdyby na odchodne nie dowalił jeszcze dziewczynie jakimś chamskim komentarzem. Jednak w owym momencie Hermiona była już zbyt załamana by cokolwiek mu odpowiedzieć i chociażby spróbować się wybronić. Szczerze powiedziawszy modliła się by w tym momencie spadł meteoryt i rozwalił to wszystko w cholerę, tak jak to było z dinozaurami. Żyć jej się odechciało i nie widziała już innej perspektywy swojej egzystencji jak tylko zamknięcie się w sypialni na wieczność, dodatkowo z papierową torbą na głowie. Los jednak nie był łaskawy i żaden meteoryt nie spadł na ziemie. Co więcej, 5 minut później również nie pojawił się na niebie. Jej załamanie było tak wielkie, że nawet nie reagowała gdy Ginny ciągnęła ją z powrotem do kawiarni i zamknęła się z nią w łazience, by doprowadzić perfekta naczelnego do porządku. A przynajmniej spróbować to zrobić. Jedyne z czego się cieszyła to fakt, że gdy wróciła do dormitorium było już późno, a Malfoy’a jeszcze w nim nie było. I mimo, że była sama w mieszkaniu, to jednak od razu pobiegła do swojej sypialni i nie wychodziła z niej do dnia następnego, kiedy to musiała wstać na poranne zajęcia. Nawet darowała sobie śniadanie, by uniknąć niepotrzebnych konfrontacji i nie pokazywać się całej społeczności Hogwartu na oczy. Wyjątkowo długo i staranie nakładała makijaż, by zakryć wielki i widoczny ślad wczorajszego wypadku. I nawet jeśli miało być tak jak mówiła Ginny, że los wkrótce się do niej uśmiechnie, to niestety nie był to jeszcze ten dzień. Kiedy wreszcie się przemogła i wyszła z dormitorium, idąc jak zbity pies na zajęcia, pijąc wodę z małej butelki by oszukać i czymś wypełnić pusty żołądek, popchnął ją jakiś biegnący chłopak i wylała sobie na twarz całą zawartość butelki. Wściekła zaczęła się wycierać, jednak jej makijaż ucierpiał na tyle, że już niewiele po nim zostało. Była już praktycznie pod salą, z oddali widziała jak macha do niech Ron z Harrym. Było już za późno, żeby się wycofać, a zajęcia zaczynały się już za kilka chwil. Nim się zorientowała, dwójka młodych mężczyzn już stała obok niej, choć ich uśmiechy zniknęły całkiem szybko, zastąpił je za to wyraz zdziwienia i przerażenia.
- Na Merlina! Miona! Co ci się stało?
Krzyknął Harry, gdy pierwszy szok minął i zobaczył na brodzie swojej przyjaciółki całkiem spore, zaczerwienione skaleczenie. Akurat złożyło się tak, że pierwsze zajęcia były wspólne ze Ślizgonami, więc pojawienie się Dracona było nieuniknione. Niestety pojawił się akurat podczas konfrontacji przyjaciół. Przechodził obok gdy przerażony Potter zadawał kluczowe pytanie, więc nie mógł się powstrzymać by nie skomentować tego na swój sposób. Zwolnił nachylając się nad stojącym do niego tyłem wybrańcem i rudym.
- Zacięła się przy goleniu.
Walną dziarsko tuż nad ich uszami, jednocześnie spoglądając na minę poszkodowanej dziewczyny. Mimo szczerych chęci, ani Ron ani Harry nie byli w stanie powstrzymać ataku śmiechu wywołanego żartem Ślizgona. Z kolei Hermiona spojrzała na blondyna wzrokiem mordercy.
- Bardzo śmieszne.
Burknęła oburzona, na co arystokrata odpowiedział jej ironicznym uśmiechem i nieoczekiwanie po prostu odszedł. Zostawiając wściekłą dziewczynę i dwójkę rozbawionych chłopaków, samych. Nie zastanawiając się długo, kasztanowłosa mocno trzasnęła obu w tył głowy.
- Zdrajcy.
Wysyczała jeszcze na odchodne i odwracając się na pięcie weszła do sali. Do przyjaciół nie odzywała się do końca dnia. Z kolei do niej, całkiem nachalnie, odzywał się jej własny żołądek. Jego głośne i abstrakcyjne burczenie systematycznie, co pięć minut, przerywało zajęcia i monolog profesora Snape’a, wprawiając ją w zażenowanie, Ślizgonów w wielkie rozbawienie, a Gryfonów w jedno i drugie. Przez kilka następnych dni stado Ślizgonów nabijało się z niej i częstowało kąśliwymi uwagami. Kilka razy także podrzucali jej jakieś resztki jedzenia, raz nawet niespodziewanie poczta przyniosła jej martwego szczura, który z wielkim hukiem spadł prosto na jej talerz podczas śniadania, z karteczką i uroczą dedykacją od Ślizgonów, którzy działali pod nowo założoną organizacją „Nie bądź obojętny. Dokarmiaj szlamy”. Przyjaciele wspierali Hermione jak tylko mogli, ale widać było, że jeśli jej pech prędko się nie skończy, to dziewczyna wpadnie albo w depresje albo w alkoholizm. I nikt nie potrafił powiedzieć co byłoby gorsze.
                                                                       *

Nie licząc usłanej pechem egzystencji dziewczyny, również w życiu jej największego wroga miały miejsce kluczowe, choć niedostępne i niedostrzegane przez innych zmiany.
Dzień po wyjątkowo efektownym obudzeniu go i jego lokatorki przez dyrektora Hogwartu, ten sam staruszek zawołał go do siebie na kolejną ważną rozmowę, tym razem dotyczącą jego samego. Tak też, od chwili, w której pojawił się w gabinecie Albusa Dumbledore’a rozpoczął się jego kolejny etap w życiu, zatytułowany „trening”.
-Cudownie.
Mruknął do siebie, jednocześnie siadając na środku wielkiej, choć pustej sali. Za cholerę nie mógł zrozumieć, jak coś takiego jak medytacja, mogło mu pomóc w poprawieniu swoich magicznych umiejętności. Spodziewał się, a właściwie to nawet liczył, że dyrektor urządzi mu jakieś ciężkie próby. Zorganizuje szkolenie, niemal takie jakie przechodzą specjalne służby pracujące w Ministerstwie albo wystawi na pastwę kilku potworów, bądź czarodziei i karze z nimi walczyć na śmierć i życia… A zamiast tego, miał spędzić kilka następnych dni na siedzeniu nocami w opuszczonej sali i medytowaniu. Wspaniale.
Właśnie trwała piąta noc jego, wydawało mu się, że bezcelowego i bezsensownego przesiadywania w niewygodnej pozycji, na zimnej betonowej podłodze, w całkowicie pustej, ogromnej sali, gdzie jedynym jego towarzystwem była jedna jedyna pochodnia, z której słaba łuna światła oświetlała tę część sali, w której siedział. Minęły już, a może dopiero, dwie godziny gdy wszedł do tej sali, a on nadal nie potrafił skoncentrować się na tyle, by oczyścić swój umysł. Profesor Dumbledore już na samym początku, gdy wezwał go do siebie w celu wszczęcia treningu, powiedział mu, że początki będą ciężkie, ale chłopak nie spodziewał się, że aż tak. Właściwie to myślał, że słowo „ciężki” będzie oddawało raczej jakieś tortury bądź walki, tymczasem dużo gorsza od tych spraw okazała się właśnie medytacja. Niby banalne polecenie „oczyść umysł” zdało się dla chłopaka przeszkodą nie do pokonania i mimo mijających dni poprawy wcale nie było widać.
- Kurwa.
Warknął do siebie otwierając oczy i gwałtownie spuszczając głowę w bok w geście wkurzenia i załamania. Zawsze wydawało mu się, że opinia co do tego, że jest spokojnym i opanowanym człowiekiem, myślącym tylko o rzeczach ważnych i istotnych, jest prawdziwa. Teraz jednak szczerze zaczynał w to wątpić. Aż czuł jak jego czaszka pulsuje od nadmiaru zdecydowanie zbyt zbędnych wspomnień i myśli. Polecenie było proste – nie myśl o niczym. Tymczasem w jego umyśle przewijało się milion myśli na minutę, od jakiś wspomnień z dzieciństwa, po sytuacje na korytarzach Hogwartu, rozmowy z Blaise’m, a na długonogiej blondynce, z którą ostatnio widziano go w Hogsmeade kończąc. Im bardziej czas mijał tym natłok w jego głowie się powiększał. Do tego stopnia, że teraz praktycznie pierwsze miejsce w jego myślach zajęła cholerna Granger, której obraz nagle pojawił się w jego głowie i za cholerę nie chciał jej opuścić. I po co? Dlaczego? Zamiast wyciszać się podczas tych prób medytacji najzwyczajniej w świecie nerwy zaczynały go ponosić, a jego samego wypełniać natłok zdecydowanie zbyt dziwnych i bliżej nieokreślonych uczuć.
- Szlag by to.
Mruknął w bliżej nieokreślony punt, ukrywając twarz w dłoniach i rozmasowując sobie skronie.Po chwili przetarł sobie zmęczone oczy. Jego organizm coraz bardziej zaczynał odczuwać zarwane noce. Ponoć w trakcie wielogodzinnych medytacji człowiek odpoczywa i nie potrzebuje snu, ale istotnym warunkiem jest „medytacja” a nie jej nieskuteczne próby. W ramach skomentowania swojej obecnej doli, pozwolił sobie na żałosne i głośne westchnięcie. Mimo ogólnego i pogłębiającego się zniechęcenia postanowił wziąć się w garść. Charakterystycznie strzepał ręce, wziął głęboki oddech, machnął głową w ramach rozbudzenia i wyprostował się, przybierając odpowiednią pozycję.
Zamknął oczy i jeszcze raz, choć już ciszej i spokojniej wypuścił powietrze, mocniej się prostując. Tym razem postanowił skupić się na tych myślach, a nie z nimi walczyć. Doszedł do całkiem logicznego wniosku, że nie opuszczą go póki ich nie przeanalizuje. Zupełnie jak z książką. Najlepszy efekt uzyskasz czytając kartka po kartce, analizując i zamykając po kolei każdy rozdział aż do jej końca. Wtedy dopiero, tak naprawdę, możesz skupić się na kolejnej części. Wywnioskował, że zarówno z jego jak i ogólnie z życiem jest podobnie. Przestał już walczyć ze wspomnieniami, emocjami i obrazami pojawiającymi się w jego głowie. Postanowił je rozważyć i na spokojnie przemyśleć. W końcu miał na to czas. Zdecydowanie dużo czasu i spokoju. Trwało to kilka następnych nocy nim wszystko przemyślał i poukładał. Dopiero wtedy udało mu się oczyścić umysł i właśnie wtedy zrozumiał, że Dumbledore poprzez stwierdzenie „pozbądź się wszystkiego z umysłu, spraw by był pusty” miał na myśli właśnie to. Spokojne poukładanie wszystkiego co było i otworzenie nowej, niezapisanej jeszcze strony.

                                                                           ***

Znowu był wyjątkowo późny wieczór, a on po raz kolejny znajdował się w wielkiej, pustej sali, choć już nie był sam. Teraz towarzyszył mu dyrektor Hogwartu. Blondyn potrafił już oczyścić umysł i nie myśleć o niczym, więc profesor Dumbledore postanowił wejść w kolejny etap treningu. Już dużo poważniejszy, choć na samym początku dla chłopaka nie było to nic innego jak jeden wielki pouczający i wyjątkowo ciągnący się monolog starszego mężczyzny.
- Draco mój drogi chłopcze, harmonia i jedność to postawa życia, przyrody, każdej najmniejszej istoty. ..
Blondyn momentalnie wywrócił oczami słysząc kolejne, bardzo podobnie brzmiące zdanie staruszka, których już od godziny wysłuchiwał i nic nie wskazywało na to, że kiedyś choć trochę zbliżą się do zakończenia, podsumowania, wniosków i puenty tej wypowiedzi. Wiedział jedno, dyrektorowi Hogwartu nigdy się takie mowy nie skończą, jemu z kolei nigdy się nie spodobają.
- Osiągnięcie wewnętrznej harmonii to podstawa. Naucz się słuchać siebie, nauczyć się słuchać wszystkiego dookoła. Słuchaj jak ptaki machają skrzydłami, jak trwa rośnie..
- Takie rzeczy to ja słyszę jak mam kaca.
Mruknął do siebie, za co prędko został zganiony przez wymowny wzrok profesorowa. Spojrzenie staruszka było na tyle poważne, że chłopak aż zdobył się by burknąć „przepraszam” i na chwilę zwiesić głowę w geście skruchy, jednocześnie masując się po obolałym karku, który również odczuwał skutki wielogodzinnego przebywania w niewygodnej pozycji.
- Jeśli będziesz potrafił związać swoje ciało, umysł i duszę razem, będziesz niepokonany.
Blondyn złączył usta w cienką linie, przymknął powieki i pokiwał z uznaniem głową. Wyznanie profesora brzmiało tak samo pięknie jak nieosiągalnie.
- Draco mój drogi chłopcze, obserwuje cie już od dawna. Jesteś silny i mądry, ale brak ci dyscypliny, pokory i doświadczenia. Osobiście przekonałem się, że starożytne wschodnie sztuki walki są najlepszą metodą nauki. Idealnie wiążą umysł, dusze i ciało w jedno, a również uczą koncentracji, cierpliwości i pokory. Dodatkowo zwiększają twoją silę i wolę.
Blondyn w ciszy i nawet w spokoju słuchał słów profesora, lecz jedyne co był w stanie zrobić po zakończeniu przez niego takiej przemowy, to głośne parsknięcie kpiny pomieszane ze śmiechem. Uniósł wzrok na profesora, patrząc na niego jak na największego idiotę jakiego świat widział. Spoważniał momentalnie gdy dotarło do niego, że staruszek jednak nie żartuje.
- No chyba kurwa sobie jaja robisz…
Szepnął do siebie, spuszczając zdziwione spojrzenie na podłogę i dłonią zaczesując blond włosy do tyłu.
- Uważaj co mówisz młodzieńcze, jestem stary ale nie głuchy.
Draco jednak zupełnie nie przejął się swoim niekulturalnym zachowaniem zbyt zaskoczony, rozbawiony i w jakimś stopniu przerażony imponującym monologiem profesora o sztukach walki. Nie był pewien czy dobrze zrozumiał to co powiedział mu dyrektor, ale biorąc pod uwagę nieobliczalność tego starego, pełnego zmarszczek i siwych włosów mężczyzny był pewny, że odgadł tok myślenia i plany dyrektora co do form treningu. I wcale mu się to nie podobało. Spojrzał na niego z powagą wymalowaną na twarzy, choć jego oczy lekko błyszczały, w głosie zabrzmiał sarkazm, a na twarz wkradła się ironia.
- Chyba się profesor za dużo mugolskich filmów naoglądał.
- To są bardzo porządne produkcję. Kiedyś ci jakieś pokaże.
- Chyba spasuje.
Mruknął pod nosem, zerkając na swoje adidasy. Jakoś niespecjalnie podobała mu się wizja spędzania wolnych wieczorów w towarzystwie dyrektora Hogwartu, oglądając z nim mugolskie produkcje o kulturze wschodu, żwawo komentując całą akcję i zajadając się przy tym kalorycznymi przegryzkami.
- Chcesz zrezygnować?
Wyraz twarzy i ton starszego z mężczyzn zabrzmiał o wiele poważniej niż normalnie. Chłopak zdobył się jedynie na krótkie, jednak dobitne „nie.” Zdecydowane za bardzo zainteresowały go słowa i podejście profesora. Za bardzo zaciekawił go ten cały trening i jego efekty. Nie chciał i nawet nie mógł zrezygnować, zbyt zdeterminowany by poprawić i doprowadzić do perfekcji umiejętności, których od lat uczy go Hogwart, rodzina i Śmierciożercy. Skoro profesor tak bardzo chce mu w tym pomóc, to nie będzie mu w tym przeszkadzał.
- Teraz mnie uderz.
Chłopak momentalnie i gwałtownie podniósł rozszerzone źrenice na stojącego kawałek przed nim dyrektora. Wydawało mu się, że się przesłyszał.
- Słucham?
- Słyszałeś.
- Ale prof…
- Uderz mnie.
Ślizgon patrzył na niego z tak wielką mieszanką emocji wymalowanych na twarzy, że aż sam się tym faktem przejął. Prędko spoważniał, pozwalając sobie wyjść z tej abstrakcyjnej sytuacji swoimi ulubionymi metodami, czyli ironią i sarkazmem.
- Pan wybaczy, ale mam taką jedną życiową zasadę, że kobiet i dziadków nie bije.
Dumbledore, mimo tonu i postawy młodego arystokraty zaśmiał się szczerze na jego słowa. Mimo dobrego humoru, nie zamierzał jednak odpuścić chłopakowi.
- Boisz się, że przegrasz?
Draco w odpowiedzi prychnął pod nosem i spojrzał niemal spod łba na swojego towarzysza.
- To mnie nie sprowokuje.
Mruknął dobitnie, na co dyrektor Hogwartu tylko uśmiechnął się w tajemniczy sposób.
- To dobrze, człowiek jest dużo lepszy i skuteczniejszy gdy nie walczy w złości.
Wyjątkowo spokojny ton i postawa staruszka działała na chłopaka jak płachta na byka. Oparł ręce na biodra i zaczął chodzić w te i z powrotem, choć tylko w odrębnie jednego metra. Co jakiś czas kiwnął głową na boki i wypuszczał ze świstem powietrze. Na jego twarzy malowała się złość i zażenowanie. Dopiero po chwili jakby się uspokoił, stanął w miejscu podnosząc stalowe spojrzenie na starszego mężczyznę.
- Nie wiem czy dobrze rozumiem, ale czy mój trening ma polegać na tym, że będę bił staruszków i jednocześnie uczył się starożytnych sztuk walki?
- Mniej więcej.
Spokojny i lekko rozbawiony ton profesora, wcale chłopaka nie pocieszył, wręcz przeciwnie.
- Nie no, to się nie dzieję naprawdę…
Westchnął załamany, mocno spuszczając ręce wzdłuż ciała i stawiając kilka nerwowych kroków w tę i z powrotem. Właściwie to ta sytuacja była tak abstrakcyjna i dziwna, że aż nie wiedział czy ma płakać czy się śmiać.
- Przypuszczałem, że mimo wszystko będziesz miał opory z wykonaniem tego polecenia. Może to i dobrze. Może jednak darzysz mnie jakimś szacunkiem..
Przyjazny choć krótki śmiech profesora zakończył jego wypowiedź. Malfoy jedynie pokiwał z rezygnacją głową i wypuścił głośno powierzę z ciężkim westchnieniem, w dodatku zły na samego siebie. Ręce miał oparte na biodrach i wpatrywał się w betonową podłogę z wymalowaną na twarzy złością. Choć sam nie wiedział czy bardziej zdenerwowała go ta cała sytuacja, czy słowa dyrektora, do którego faktycznie zaczynał odczuwać więcej sympatii i czegoś w rodzaju szacunku niż kiedyś. I wcale mu się to nie podobało.
Odruchowo podniósł zdziwione i pytające spojrzenie z chwilą, gdy w pomieszczeniu, w którym do tej pory nie było ani jednego okna, a drzwi były ukryte i przez cały czas niewidoczne, wyczuł obecność jeszcze jakieś osoby. Nie pomylił się. Tuż obok profesora stał niezbyt wysoki jednak bardzo dobrze zbudowany mężczyzna, przed czterdziestką, ubrany w biały strój, przepasany czarnym pasem. Draco tylko wykrzywił twarz w wyrazie mówiącym coś w stylu „chyba sobie jaja robisz”, tylko w wykonaniu blondyna było to mniej kulturalne. Malfoy nie miał żadnych wątpliwości, że pomimo tego, że pierwszy raz w życiu widzi taką osobę, to jednak jest ona bezpośrednio związana z jego dalszym treningiem. Ku jego niezadowoleniu i rozpaczy, nie pomylił się.

                                                                    ***

Jej pech minął tak nagle jak się pojawił. Choć te półtora tygodnia były dla dziewczyny istnym koszmarem na jawie. Z czasem, gdy jej felerny los zaczął przemijać, zaczynała zauważać dziwne zachowanie blondyna. W dormitorium prawie nigdy go nie było, a jak już, to widziała go tylko przelotnie. Przestał ją krytykować, obrażać, a nawet już w ogóle nie naśmiewał się z jej pechowych sytuacji, gdzie w normalnym wypadku wypominałby jej te żenujące wpadki w każdym możliwym miejscu i o każdej porze dnia i nocy. W dodatku do końca jej marnego życia.
Tak właściwie to nie tylko nic do niej nie mówił, ale dziewczyna poważnie zaczynała myśleć, że najzwyczajniej w świecie chłopak jej nie widzi, a wręcz przestała dla niego istnieć. Nawet nie widywali się już na dyżurach. Każde z nich patrolowało inną część Hogwartu i wiecznie się mijali, a o przypadkowym wpadnięciu na siebie w ogóle nie było mowy. Przez pierwsze dni taki układ jak najbardziej jej odpowiadał. Przynajmniej mogła odpocząć od towarzystwa i wiecznej krytyki Malfoy’a, oraz uspokoić rozszarpane nerwy i poukładać życie, które w ostatnim czasie dało jej mocno popalić. Z czasem jednak dziwne zachowanie i nieobecność blondyna nie tylko ją intrygowały ale również w jakimś stopniu niepokoiły. Co więcej, zaczynało jej brakować tego Ślizgowatego dupka.
Dni jednak mijały i nic nie wskazywało na to, że chłopak w najbliższym czasie zmieni swoje zachowanie i ją w końcu zauważy. Wzdychała cicho i ciężko za każdym razem gdy kładła się spać i analizowała miniony dzień.
- Jesteś dupkiem Malfoy.
Mruczała do siebie, na podsumowanie każdego dnia, choć chłopak przecież teoretycznie nic złego nie robił. No właśnie. Nie robił nic… i to ją bolało najbardziej.

                                                                  ***

Listopad przeminął wyjątkowo szybko, pozwalając by w kalendarzu zagościł mroźny i surowy grudzień. Życie kasztanowłosej Gryfonki mijało spokojnie. Całą swoją uwagę skupiła na nauce i przyjaciołach, z którymi zaczęła spędzać każdą wolną chwilę. W swoim dormitorium nie trzymało jej już nic, prócz trójki kociaków, z której i tak było mało pożytku, towarzystwa i pociechy, bo spały 20 godzin na dobę. Przestała się przejmować nieobecnością, zarówno tą fizyczną jak i psychiczną, swojego współlokatora. W końcu był to tylko Malfoy. Nie powinien jej obchodzić i interesować. Z takiego założenia wychodziła i nim starała się kierować. Jednak mimo to, na wspólnych zajęciach ze Ślizgonami, nie potrafiła nie odwrócić głowy w bok i nie spojrzeć na przywódcę Slytherinu. Choć on, nigdy jej spojrzenia nie odwzajemnił.
Był środek tygodnia, kiedy to późnym wieczorem wróciła do dormitorium. Zdecydowanie zasiedziała się u swoich przyjaciół w domu Lwa, ale przecież kto by się tym przejmował. Była prefektem naczelnym, wymówki w razie czego zawsze by się znalazły. Zresztą, gdy wracała po drodze zauważyła kilku rozrabiających pierwszorocznych Ślizgonów więc z miłą chęcią odjęła parę punktów ich domowi i wygoniła do lochów.
- Cześć słonko.
Mruknęła w stronę swojej stopy, z chwilą gdy weszła do dormitorium i podczas ściągania płaszcza pojawiła się przy jej nodze stęskniona, beżowa kotka. Uśmiechnęła się pod nosem i pomiziała pieszczocha po uchu. Westchnęła cicho, ściągając z szyi chustę i kierując się w stronę łazienki. W pomieszczeniu panował półmrok, jedynie przygaszający ogień w kominku, w jakimś małym stopniu, rzucał łunę światła na skrawek salonu. I wtedy właśnie go dostrzegła. Mimo, że mieszkali ze sobą już długo, to w ich dormitorium nie widziała go od dobrych kilku dni. Wiecznie się mijali. Co najwyżej słyszała, że gdzieś wychodzi bądź skądś wraca. Już nawet nie była w stanie przypomnieć sobie kiedy to tak właściwie miała miejsce ich ostatnia, poważniejsza kłótnia. Co prawda, nie widziała go wyraźnie, ale już na pamięć znała jego sylwetkę i nie miała wątpliwości, że to właśnie on siedzi teraz w fotelu. Zresztą, któż inny mógłby to być. Złodziej?
-Malfoy?
Szepnęła nim się powstrzymała, jednocześnie mocniej ściskając brzoskwiniową chustę, którą sekundę wcześniej ściągnęła z szyi. Jej niemal niemy głos przepełniony był zdziwieniem i czymś nie do końca zrozumianym. Zupełnie jakby smutkiem, choć przecież takie uczucie, w takim momencie, nie powinno mieć miejsca. Przywódca Slytherinu jednak nawet nie drgnął. Nie wiedziała czy jej nie zauważył, nie usłyszał, czy może jednak zdaje sobie sprawę z jej obecności, lecz mimo to po prostu ją ignoruje. Znowu.
- Czemu siedzisz po ciemku?
Spytała jeszcze ciszej niż wcześniej, w jakimś stopniu nawet przestraszona. Nie spodziewała się odpowiedzi. Sama nie wiedziała po co tak stoi i patrzy na chłopaka. W dodatku zadając mu takie kretyńskie pytanie, na które na pewno jej nie odpowie, co najwyżej burknie „nie twoja sprawa. Szlamo”. Mimo to, nie mogła i nie chciała od tak, zwyczajnie odejść. Chyba po prostu chciała w jakimś stopniu wykorzystać okazję, że w końcu na nowo pojawił się w jej życiu i jest obok.
- Myślę.
Osłupiona, szerzej otworzyła powieki i lekko uchyliła usta. Nie wierzyła, że chłopak na prawdę jej odpowiedział i przestał ją ignorować.
- O czym?
Spytała szczerze zdziwiona, choć oczywiście nie tym, że chłopak myśli, ale że w ogóle raczył ją poinformować o tym co w chwili obecnej robi. Mimo to, dalej nie ośmieliła się choć odrobinę bardziej podnieść głosu.
- O tym co zwykle. O losie, przeznaczeniu…O tym co jutro ubrać….
Jej twarzy znacznie złagodniała i rozpromieniała, a na ustach zagościł lekki uśmiech, z chwilą gdy chłopak odpowiedział jej po raz kolejny, a jego głos był wyjątkowo luźny i sympatyczny. Nawet to co jej powiedział było dla odmiany zabawne, a nie obraźliwe. Pokiwała głową na znak roztargnienia i skrzyżowała ręce na piersi. Nic nie było w stanie opisać tego uczucia, które się w niej pojawiło. Chyba po prostu, pierwszy raz od dłuższego czasu, poczuła się dobrze w swoim dormitorium. Chyba nagle przestało tu być pusto.
- Jesteś niemożliwy…
Szepnęła pod nosem, pewna, że chłopak tego nie usłyszy. I nie chciała żeby słyszał. Jednak go nie doceniła.
- Wiem.
Odparł równie cicho, jak ona i zrobił coś czego się nie spodziewała. Spokojnie odwrócił głowę i spojrzał na nią. Pierwszy raz, od bardzo dawna, czuła jego spojrzenie na sobie. Stal jego źrenic zdawała się być jej jeszcze bardziej hipnotyzująca, niż jak ją sobie zapamiętała. Aż czuła, że na jej policzkach zaczynają pojawiać się rumieńce, a zawstydzenie i skrępowanie powoli zaczyna przeważać wśród tych wszystkich emocji jakie na chwilę obecną odczuwała. Cały czas na nią patrzył, a kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze. Nie wierzyła, że naprawdę to się dzieje. Że jest obok, rozmawia z nią i jeszcze w dodatku się do niej uśmiecha. Teraz już wiedziała, że nie tylko od jakiegoś czasu pustka wypełniała dormitorium, wypełniała jeszcze coś zupełnie innego. Ją samą.
Spuściła wzrok na podłogę, z lekki uśmiechem skierowanym na panele zgarnęła niesfornego loka za ucho. Zrobiło się jej wyjątkowo niezręcznie, choć twardo próbowała to ukryć przed chłopakiem i samą sobą przy okazji. Chciała zostać tu, w salonie. Chciała być z nim, trochę czasu spędzić obok niego. Ale jak? Przecież nie mogła, nie wypadało. Zresztą, to w ciągu dalszym był Malfoy. I tak powinno zostać. W ciszy odwróciła się i skierowała powolne kroki do łazienki. Gdy jej dłoń dotknęła klamki, coś z niej uleciało.
- Granger…
Otworzyła szerzej oczy i spojrzała przez ramię. Chłopak dalej siedział w fotelu i uważnie wpatrywał się w coraz mniejszy żar w kominku. Na jego twarzy już nie było uśmiechu, jego oczy już nie błyszczały. Jego lekko oświetlona sylwetka na nowo zdawała się być spięta i wyniosła. Ale jednak znowu się do niej odezwał. Może on też chciał żeby została? Może też w jakimś stopniu mu jej brakowało?
- Wierzysz w przeznaczenie?
Zaskoczył ją po raz kolejny. W ramach pierwszej reakcji, kilka razy zamrugała powiekami. Pytanie chłopaka całkowicie ją zdezorientowało. Coś takiego w ogóle nie było podobne do Ślizgona jakiego znała od kilku lat.
- Wierzysz?
Powtórzył głucho, gdy dziewczyna milczała, choć jego głos wcale się nie zmienił. Nawet ciężko było określić dziewczynie jakie uczucia kierują chłopakiem i jakie przeważają w jego postawie i głosie. Chyba jednak żadne. Spuściła wzrok na swoje stopy i mocniej ścisnęła klamkę od drzwi.
- Sama nie wiem….
Szepnęła w końcu, czując, że na nowo wypełnia ją jakaś dziwna pustka i smutek.
- … z jednej strony nie podoba mi się fakt, że coś oprócz mnie może kierować moim życiem. Z drugiej jednak, wydaje mi się, że…. że chciałabym, żeby w moim życiu czekało i spotkało mnie coś niesamowitego. Chyba bym chciała, żeby los miał coś dla mnie i chyba chciałabym kiedyś powiedzieć, że to co się stało było moim przeznaczeniem…. że coś…. było mi przeznaczone.
Jej cichy szept nagle ucichł zupełnie, a ona zmieszana dotknęła usta palcami, po czym prędko zamknęła się w łazience. Oparła się cała o drewnianą powierzchnię drzwi, wzrok kierując na sufit. Westchnęła cicho przymykając powieki i marszcząc nos. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego jak bardzo intymnie zabrzmiało to co powiedziała swojemu wrogowi. Po co w ogóle mu odpowiadała? Po co spytał ją o coś takiego? Spuściła wzrok na kafelki podłogi.
W jej młodym życiu pojawiło się zbyt wiele pytań, żadnych odpowiedzi. Za dużo uczuć, zbyt pusto naokoło. Skąd mogła wiedzieć, że życie arystokraty wbrew pozorom wygląda podobnie.
Gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami, oparł głowę o zagłówek fotela i uniósł wzrok na sufit. Spodziewał się krótkiej odpowiedzi typu „tak”,„nie”, „nie wiem”. Hermiona zaskoczyła go tym wyznaniem, choć był jej za to, w jakimś stopniu wdzięczny. Myśli i uczucia, które od dłuższego czasu nie dawały mu spokoju nagle zostały wyciszone, przez obecność i słowa kasztanowłosej Gryfonki. Odwrócił głowę w bok, spoglądając na białe drzwi dzielące go od dziewczyny. Uśmiechnął się w ich stronę. Chyba właśnie uświadomił sobie, że mu jej brakowało. Na samym początku kiedy rozpoczął „cudowny” trening Dumbledore’a i zajął się medytacją, odciął się całkowicie od wszystkiego i wszystkich co go nękało. Od niej również. Nawet nie wiedział jak wiele miejsca w jego głowie zajmuje właśnie ta Gryfonka, dopóki nie miał oczyścić umysłu. Zdecydowanie pozbycie się z głowy wspomnień i obrazu owej dziewczyny było najtrudniejszym zadaniem podczas tej całej czystki. Z czasem gdy zaczęli się unikać i wręcz nie wracał do dormitorium, nawet dlatego, że po prostu nie miał czasu, to jednak ta separacja w znacznym stopniu ułatwiła mu pozbycie się postaci Hermiony z głowy. Choć dzisiejszego wieczoru nieoczekiwana konfrontacja z dziewczyną uświadomiła mu jak bardzo, mimo to, brakowało mu widoku i głosu Hermiony Granger.
- Dobra Grand. Idziemy medytować.
Odparł nagle, wyjątkowo jak na siebie rozentuzjazmowany, przy okazji zapalając światło w salonie. Rześko oderwał plecy od oparcia fotela, klasnął dłońmi w uda, po czym spojrzał w bok na zasypiającego obok ulubieńca i porwał go na ręce. Właściwie to jego trening już zszedł na bardziej zaawansowany poziom, mimo to, wieczorna medytacja weszła całkiem mocno w nawyk chłopaka, więc już w swojej sypialni, co noc przed zaśnięciem, całkowicie wyciszał siebie i swój umysł. Z chwilą gdy wstał z fotela i trzymał kota pod pachą z łazienki wyszła Hermiona ubrana w niezbyt erotyczną, a wręcz aseksualną, różową piżamkę w postacie z bajki Kubusia Puchatka. Dziewczyna zatrzymała się widząc przed sobą stojącego Ślizgona. Zmierzyła go wzrokiem nieprzyzwyczajona do widoku Malfoy’a trzymającego kota pod pachą. On z kolei o mało go nie upuścił na jej widok.
- Co ty mu robisz?!
- Co ty masz na sobie?!
- Trzymam!
- Piżamkę!
Prawe brwi obojga automatycznie powędrowały do góry, po czym pomieszczenie wypełniło ich jednoczesne parsknięcie i krótki jednak szczery śmiech. Uświadomili sobie jak ich synchroniczne zbulwersowane krzyki głupio i dziecinnie zabrzmiały. Zresztą odzwyczaili się od swojego towarzystwa, więc każde było zdziwione i zdezorientowane zachowaniem zarówno swoim jak i tego drugiego. Draco rozbawiony pokiwał głową w bok, poprawiając kota, dziewczyna z kolei zakryła sobie usta dłonią by powstrzymać rozbawienie, po czym niezdarnie poprawiła sobie skrawek górnej części cukierkowej piżamki. No dobra, faktycznie musiała przyznać, ze różowa niemal dziecinna piżamka w połączeniu z wielkimi włochatymi kapciami w głowy tygrysów i jej burzą loków na głowie tworzyły komiczną całość i widok. Ale napakowany Ślizgon, bez koszulki, z ponad tygodniowym zarostem na twarzy, trzymający pod pachą włochatego, miauczącego kota wcale lepiej nie wyglądał.
- Wiesz Malfoy, że istnieje coś takiego jak maszynka do golenia?
Skomentowała w końcu zaczepnie, patrząc na niego wyzywająco. W sumie to nawet nie mogła zrozumieć dlaczego zazwyczaj nieskazitelnie gładki, przylizany i „odwalony” Ślizgon, nagle zaczął się zapuszczać. Ok. Faktycznie jego kilku dniowy zarost był boski, ale to co miał na sobie w chwili obecnej, już niemal zaczynało żyć własnym życiem i było lekkim przegięciem. Zupełnie inną sprawą jest fakt, że Ślizgon nawet nie miał sił, czasu ani ochoty na tego typu zabiegi, zbyt skupiony na umyśle. Jednak skąd miała to wiedzieć Gryfonka?
- Wiem Granger. Ale za każdym razem podczas golenia boję się, że pomyślę o tobie i się pochlastam.
Jego głos był wyjątkowo poważny, choć zdradzało go rozbawienie wymalowane na twarzy. Obdarzył dziewczynę zaczepnym spojrzeniem, gotów przyjąć na gołą klatę i to dosłownie, jej kolejne cięte riposty. Dziewczyna najpierw zmierzyła go zimnym wzrokiem, jednak po chwili spuściła głowę w dól, kiwając nią na boki i śmiejąc się pod nosem. Chłopak uśmiechał się sam do siebie na widok rozbawionej dziewczyny. Oboje właśnie odkryli jak bardzo im tego brakowało.
- Mówiłam Malfoy, że cię nienawidzę?
Mruknęła w końcu, podnosząc błyszczące spojrzenie na chłopaka i z lekkim uśmiechem krzyżując ręce na piersi. Chłopak zamyślił się teatralnie, wolną dłonią łapiąc się za brodę.
- Czekaj Granger, próbuje sobie przypomnieć…ymmm… możliwe, że coś kiedyś wspominałaś…kilka lat temu chyba…. Miałem ogromną nadzieję, że jeszcze kiedyś to usłyszę.
Zakończył swoją myśl wyjątkowo swobodnie, dwuznacznie, a wręcz prowokacyjnie.
- Nienawidzę cię Malfoy.
Nie mogła przecież zgasić nadziei chłopaka. W odpowiedzi uśmiechnął się do siebie, kiwając głową i wzrok kierując gdzieś na podłogę. Cholera, faktycznie za nią tęsknił.
- Wiesz Granger, mógłbym słuchać tego co noc przed zaśnięciem.
Mruknął w końcu, w wyjątkowo błogim stanie i uśmiechu zerkając na dziewczynę.
- Nie ma sprawy Malfoy. Gdybyś częściej tu bywał, to byś to ciągle słyszał.
Dodała w końcu nim ugryzła się w język, a Draco momentalnie spoważniał. Szczerze powiedziawszy, słowa dziewczyny zabrzmiały jak zwiastun początku małżeńskiej kłótni, kiedy to mężowi zdecydowanie zbyt często zdarza się późno wracać do domu z pracy. Gdyby nie był sobą, to zapewne właśnie starał by się udobruchać swoją wybrankę serca i wytłumaczyć się ze wszystkiego, dokładnie opowiadając minute po minucie gdzie był, co robił i kto mu w tym towarzyszył. Tym czasem on był Malfoy’em, a ona jego partnerką życiową na pewno nie była, więc nie musiał tłumaczyć się dziewczynie z tego, dlaczego zbyt rzadko pojawia się w ich dormitorium, a ona nie ma kiedy mu mówić, że go nienawidzi. Niemniej jednak poczuł się jak trzymany pod pantoflem, gdy zrozumiał co tak właściwie odpowiedział dziewczynie i jak to zabrzmiało.
-Nie martw się Granger. Obiecuję, że się poprawię i będę do ciebie częściej zaglądał.
Jeszcze bardziej zdziwił się na słowa odpowiedzi Hermiony. Mimo, że cały czas oboje zdawali sobie sprawę, że jest to jedno wielkie droczenie się ze sobą, to jednak on, jak i ona, czuli przy tej rozmowie znacznie więcej pozytywnych emocji niż powinni.
- Nie pożałujesz.
- Patrząc na ciebie w tej piżamce, już żałuje.
- Kłamiesz Malfoy..Widzę, że nie możesz oderwać ode mnie oczu.
- Po po prostu Granger, cały czas się zastanawiam czy uciekać czy jednak zostać i robić zdjęcie… w sumie… jakbyś tak odpięła te guziczki od koszuli, to już by nie było tak tragicznie…Chyba.
Hermiona automatycznie spuściła wzrok na swój biust i jednocześnie górną cześć piżamy. Faktycznie była to koszula odpinana na guziki. Momentalnie podniosła oburzone spojrzenie na chłopaka. Po chwili jednak ogólne zniesmaczenie jej minęło i spojrzała na niego dwuznacznie, wzdychając przy tym i kiwając głową na boki.
- Wiesz Malfoy, ty to jednak masz tylko jedną wadę…
Chłopaka wyjątkowo pobudziło wyznanie dziewczyny. Wyprostował się mocniej wypinając swoją umięśnioną klatę do przodu, jego głos zabrzmiał wyjątkowo łagodnie i sympatycznie. Był przygotowany przyjąć od dziewczyny jakiś uroczy komplement.
- O, naprawdę?
- Tak. Brak ci zalet.
Odparła twardo, kierując kroki w stronę swojej sypialni. Nim jednak do niej doszła, zrównała się z blondynem, niemal stykając się z nim ramionami i zerkając na niego dwuznacznie.
- Dobranoc Malfoy.
Szepnęła miękko i machnęła głową by jej loczki bardziej się rozwiały. Była wyjątkowo dumna ze swojej dzisiejszej, wygranej potyczki z chłopakiem. Pogłaskała jeszcze kota, którego chłopak przytrzymywał na wysokości żeber, po czym swobodnym krokiem, zupełnie nie przejmując się tym, że ma na stopach wielgachne, rozklepane kapcie, a na sobie aseksualną, słodką piżamkę, wyjątkowo lekko i swobodnie ruszyła w stronę swojego pokoju i zamknęła się w nim, cicho zasuwając za sobą drzwi. Malfoy z wyjątkowym zaangażowaniem odprowadził ją wzrokiem, zupełnie niewkurzony tym, że to właśnie do niej należało ostatnie słowo, a on w żadne sposób się jej nie odciął i nawet nie zaprotestował. Zamiast tego, z uśmiechem spojrzał na kota, którego cały czas trzymał pod pachą.
- Ależ ja jej nienawidzę….
Mruknął rozbawiony, w między czasie szukając w swoim towarzyszu potwierdzenia jego odczuć i słów. Kot mimo wszystko go nie zawiódł i odpowiedział mu cichym mruknięciem. Po chwili, jeszcze ze śladami dobrego humoru na twarzy, Draco zgasił światło w salonie i zamknął się w swojej sypialni. Kot zasnął od razu, gdy chłopak odstawił go na wolną część łóżka, z kolei Ślizgon zadowolił się panelami. Z cichym westchnięciem skomentował miniony wieczór i zajął pozycję w jakiej trenował od jakiegoś czasu. Tej nocy jednak medytacja i oczyszczenie umysłu zajęło mu dużo więcej czasu, niż powinny.




15 komentarzy:

  1. Hahahah! Pierwsza! :D

    1. Rozdział Cudowny! C-U-D-O-!
    2. Kiedy w końcu będą razem?!
    3. Pisz częściej!
    4. Omg, omg, o co chodzi z tą medytacją? o.o
    2. Zapraszam do mnie ;3 ---> dramione-ever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, powinno być ,,5" nie ,,2" na końcu... ehhh.. jestem wstrząśnięta tym dziełem i dlatego tak roztrzepana xd

    OdpowiedzUsuń
  3. opowiadanie bardzo mi się podoba, mało błędów, spójne, Draco i Hermiona nie całują się już w pierwszym rozdziale i to jest plus. Nie gra mi jedno. Jeśli rodzice Hermiony "zginęli" to Prorok Codzienny powinien o tym napisać, a wszyscy w Hogwarcie to wiedzieć, Hermiona zaś powinna 1. udawać załamaną 2. wiedzieć o całej akcji. Just sayin :) Pozdrawiam, Ronnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe sprostowanie od autora :)
      1. Po co Prorok Codzienny miałby pisać o wybuchu pożaru w mugolskim domu?
      2. Nawet jeśli Prorok mógłby napisać o tym artykuł, można założyć, że profesor Dumbledore zapobiegł umieszczeniu takowej, ewentualnej informacji w gazecie.
      3. Kolejny rozdział [30.] (jeśli się nie mylę) krótko mówi o tym, że Hermiona o całej sytuacji nie wie, a profesor Dumbledore, uzasadnił jej w inny sposób, dlaczego straciła kontakt z rodzicami.
      4. Przyszłe rozdziały przewidują nawiązania do wątku "śmierci" rodziców Hermiony oraz wyjaśnienie całej tej sytuacji.

      Oczywiście nie jestem autorką bestsellerowej książki, a moje opowiadanie może mieć jakieś mniejsze czy też większe niedociągnięcia, ale sądzę, że te jeszcze można wytłumaczyć :)
      Pozdrawiam Icamna.

      Usuń
  4. Twoje opowiadanie jest niesamowite! Żadne, podkreślam, żadne dramione, które czytałam do tej pory nie ma tak idealnie zachowanego charakteru Malfoy'a. Razem z Mioną i 3 kotami stworzyli super zespół, a ja tylko żałuję, że nie jestem na jej miejscu :D
    Byłabym wdzięczna za zostawienie śladu na her-draco.blogspot.com (jesteś moim autorytetem na równi z Venetiią Noks :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram Cię w pełni Expecto :)
      Przy okazji musze powiedzieć ,że Twój blog jest również niesamowity :)
      ~Devourer

      Usuń
  5. I znów zgadzam się z Expecto co do pierwszego akapitu ;) Jesteś cudowna twoje opowiadanie genialne i nie wiem co więcej powiedzieć :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ oni się nienawidzą<3
    Genialny rozdział:)
    Namira

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz jedną wadę- nie masz zalet :-D

    OdpowiedzUsuń
  8. Że tak zacytuję " Ja w brecht, gabryśka w brecht, i tak się brechtamy"
    -Ola-

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest cudowne ;) Lubię opowiadania, w których przyjaźń i miłość między Draco a Hermioną rozwija się powoli, a nie jak w innych opowiadaniach:
    w 1 rozdziale sie nienawidzą
    w 2 Draco uświadamia sobie, że Miona wyładniała i na odwrót
    a już w 3 się całują- to jest najgorsze co może się zdarzyć wg mnie oczywiście :D
    Wracając, rozwalił mnie ten fragment "Mimochodem zerknęła na chłopaka, na którego twarzy pojawił się dziwny wyraz ni to zażenowania ni rozbawienia pomieszanego z przerażeniem. Uniosła wzrok do góry i już wiedziała co wprawiło chłopaka w taką mieszankę emocjonalną. Bez wątpienia była to jej sukienka zaczepiona o lampę zwisającą z sufitu." oraz pobudka naszej kochanej parki xD

    OdpowiedzUsuń
  10. To musiała być baaaardzo dobra impreza 😂
    Życzę duuuuużo weny i pozdro ;3
    Pani Malfoy ❤ ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Hahah... dziecko drogie. "Walną"? Chodziło ci o Malfoy'a, tak? Bo wyszedł z tego czas przyszły ��. Naprawdę, to nie jest pierwszy raz kiedy nie napisałaś na końcu "ł"... Polecam przejrzeć pare książek ��

    OdpowiedzUsuń
  12. Aha! Ktoś tu się robi zazdrosny! :D

    OdpowiedzUsuń