niedziela, 5 maja 2013

[25.] Ja, szpieg.



Z każdej dobrej drogi można zbłądzić.
Z każdej złej drogi można zawrócić.”



Nastał kolejny, niezbyt słoneczny ranek. Wszyscy uczniowie Hogwartu siedzieli w Wielkiej Sali i rozkoszowali się wyjątkowo dobrym śniadaniem. No, prawie wszyscy. Brakowało tylko Hermiony i Dracona.
Rudowłosa westchnęła głośno, opierając głowę o rękę. Leniwie i bez większego sensu, dłubiąc łyżką w misce z owsianką. Kątem oka spojrzała na miejsce gdzie powinna siedzieć jej kasztanowłosa przyjaciółka. Znowu było puste.
- Chłopaki?
Przerwała niezręczną ciszę, wyjątkowo apatycznym i niewyraźnym mruknięciem. Kierując swoje pytanie, do siedzących na przeciwko niej, towarzysz.
- Co?
Burknął Ron mimochodem, było widać, że dzisiejszego dnia równie wstał lewą nogą. Harry z kolei, nawet jej nie usłyszał, pochłonięty intensywnym wpatrywaniem się w stół Ślizgonów i jedno puste miejsce.
-Gdzie Miona? Wczoraj nie było jej na kolacji, dzisiaj nie ma jej na śniadaniu i … i Malfoy’a też nie ma.
Dodała ciszej i zmartwiony wzrok z talerza, przerzuciła na przyjaciół. Jej brat skrzywił się tylko i niedbale wzruszył ramionami, starając się w ten sposób pokazać, że w ogóle go to nie obchodzi. Był zły na Hermionę, że nie chciała wysłuchać jego przeprosin, a obecna sytuacja jeszcze bardziej go irytowała. Tym bardziej, że zarówno i ona i znienawidzony Ślizgon, nie dawali znaku życia od wczorajszego popołudnia. Harry poszczycił dziewczynę przygaszonym wzrokiem i tylko szepnął, że pewnie jeszcze śpi. Chociaż nawet on, w sens i prawdziwość swoich słów nie wierzył.
- Ale ona zawsze przychodzi punktualnie! I w dodatku wczoraj też jej nie było! Miała do mnie przyjść wieczorem. Byłyśmy umówione!
Wybuchnęła Ginny, za co błyskawicznie została skarcona przez swojego brata, który dosyć szybko uświadomił jej, że nie jest to najlepsza pora i miejsce na robienie tego typu scen. Choć jeszcze wczoraj on sam nie miał takiej świadomości. Jego siostra jednak potulnie spuściła przygaszony wzrok, na miskę z nieruszoną owsianką.
- Po prostu się martwię. Nie wiem co się z nią dzieje....
Szepnęła cicho, tym samym uzasadniając swoje zachowanie. Nie tylko sytuacja przy stole Lwów była napięta. Ślizgoni również nie mogli zrozumieć, ani usprawiedliwić długiej nieobecności swojego ulubieńca. Nie dość, że wczoraj przy śniadaniu, zrobił szokujące wejście pojawiając się w Wielkiej Sali w towarzystwie Granger, to jeszcze ów dwójki nie było na kolacji i również nie pojawili się na dzisiejszym śniadaniu. Sprawa wyglądała dość dziwnie i podejrzanie. Wśród uczniów zaczęły powstawać różne teorię. Jedna głosiła, że pozabijali się nawzajem. Druga, że wstydzą się swojego zachowania do tego stopnia, że postanowili przez jakiś czas nie pokazywać się innym na oczy. Trzecia z kolei, że zniknęli w dziwnych okolicznościach i nie ma ich na terenie Hogwartu. Jedna dziewczyna, z domu Ravenclaw, wysunęła teorię, że Hermiona z Draconem są parą tragicznych kochanków, których łączy głęboka, jednak zakazana miłość i uciekli daleko stąd, by żyć razem długo i szczęśliwie, z dala od ludzi, którzy nie akceptują ich związku. Później teoria te przeszła drobną modyfikację, zmierzającą do tego, że Gryfonka i Ślizgon popełnili razem samobójstwo, bo zrozumieli, że ta miłość nie ma szans w obecnych czasach. Obie teorie dziewczyny zniknęły jednak równie szybko, jak się pojawiła. Sama ich twórczyni, została uznana za chorą psychicznie i w trybie natychmiastowym, została odizolowana od społeczeństwa. Jakoś nikt nie mógł sobie wyobrazić, by ta nienawidząca się para, nagle miała uciec z Hogwartu w dodatku na białym rumaku, by pobrać się w małym miasteczku, w tajemnicy przed wszystkimi.
Dosyć napiętą sytuację w sali przerwał odgłos otwieranych drzwi głównych, w których to, ukazała się wytęskniona dwójka prefektów naczelnych. Momentalnie w pomieszczeniu zapanowała krępująca i napięta cisza, podczas której, wszystkie pary oczu wpatrywały się w Malfoy’a, który zorientował się, że źle zapiął koszulę i właśnie ją poprawiał oraz w Granger, próbującej ułoży włosy, które po ciężkiej, skacowanej nocy były w wyjątkowym nieładzie. Dziwną ciszę w poniszczeniu, przerwał odgłos spadającego naczynia, które wypuściła z rąk, jakaś z uczennic, o słabszych nerwach. Dwójka głównych bohaterów, dopiero teraz, zdała sobie sprawę z zamieszania jakie wywołała.
- To twoja wina Granger.
Warknął cicho blondyn, jednocześnie poprawiając krawat, który całkiem nagle i niespodziewanie zaczął go przyduszać.
- Moja?
Spytała oburzona, gwałtownie odwracając się w stronę rozmówcy i pokazując na siebie palcem, przy okazji marszcząc brwi. W odpowiedzi potraktował dziewczynę dobitnym spojrzeniem i głosem.
- To ty, nie mogłaś ruszyć dupska z łóżka.
- To ty, blokowałeś łazienkę.
Burknęła oskarżycielsko i poszczyciła chłopaka jeszcze bardziej oburzonym spojrzeniem, niż chwile wcześniej.
- Trzeba było wstać wcześniej i ją sobie zająć.
- Będę wstawała kiedy będę chciała.
- To nie miej teraz do mnie pretensji Granger.
- Nie kazałam ci na mnie czekać Malfoy. Mogłeś śmiało iść na śniadanie kiedy tylko chciałeś.
(…)

Dwójkę głównych bohaterów pochłonęła burzliwa i pełna gestykulacji dyskusja, do tego stopnia, że zapomnieli gdzie właściwie w chwili obecnej się znajdują. Pozostali uczniowie jednak wyraźnie odetchnęli z nieopisaną i nieukrywaną ulgą. Co prawda, nie słyszeli o czym 'rozmawiają' wrogowie, ale z ich postaw, śmiało mogli wywnioskować, że znowu się kłócą. Wszystko wróciło do normy. Cały Hogwart odetchnął z nieopisanym wytchnieniem ulgi, kompletnie nieprzygotowany na zmiany w nastawieniu owej dwójki, do siebie nawzajem.
Sami zainteresowani zapewne sprzeczali by się jeszcze długo, gdyby nie przerwał tego dyrektor szkoły.
- Panno Granger, Panie Malfoy’u. Niezmiernie cieszymy się z faktu, że postanowiliście nas odwiedzić. Witamy serdecznie. Możecie już zająć swoje miejsca.
Właściciele nazwisk momentalnie urwali swoją burzliwą wymianę zdań i rozkojarzone spojrzenia przerzucili na wyjątkowo poważnego dyrektora Hogwartu. Hermiona zmieszana i speszona do granic możliwości, momentalnie spuściła głowę w geście skruchy i cicho przeprosiła. Arystokrata natomiast nie miał takiego zamiaru i bez zbędnych słów, ruszył na swoje miejsce.
- Dlaczego nie było cie wczoraj na kolacji?
Ledwo co zdążył usiąść przy stole, momentalnie niemal zaatakował go wyjątkowo podejrzliwy i zaciekawiony Zabini. W odpowiedzi niedbale wzruszył ramionami.
- Nie byłem głodny.
Dodał po chwili, domyślając się, że niema odpowiedź jednak przyjaciela nie usatysfakcjonowała. Blaise spojrzał na niego, marszcząc przy tym brwi, w wyrazie jeszcze większego zwątpienia.
- A dlaczego się spóźniłeś?
- Bo zaspałem, mamo.
Po drugiej stronie sali, również Hermiony nie ominęły dociekliwe pytania jej przyjaciółki. Rudowłosa zadała kasztanowłosej identyczne pytania, jakie w tym samym czasie, usłyszał blondyn, a jej odpowiedzi były takie same, jak arystokraty.
Po obu stronach stołu zapanowała cisza, która została przerwana, dopiero gdy wszyscy uczniowie skończyli jeść śniadanie. Draco leniwie wstał z siedzenia i nim odszedł, obdarował wybranych Ślizgonów specyficznym spojrzeniem.
- Po południu czekam na błoniach. Zrobimy porządny trening.
Odpowiedziały mu zadowolone komentarze i uśmiechy. On sam uśmiechnął się pod nosem i leniwie ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Przy stole Gryffindoru została już tylko Hermiona i Ginny. Ciszę między przyjaciółkami, jako pierwsza, przerwała kasztanowłosa, uświadamiając sobie, że ostatnimi czasy bardzo zaniedbywała te drobną, rudowłosą osóbkę.
- Mogę wpaść do ciebie po zajęciach? Pogadamy i w ogóle…
Zaczęła cicho, niemal nieśmiało i ze skruchą spojrzała na swoją towarzyszkę, która dosyć długo milczała, jednak wyraz jej twarzy łagodniał z każdą sekundą
- Zawsze jesteś mile widziana w domu lwa, szkoda tylko, że coraz rzadziej tam bywasz.
- Przepraszam… tyle się dzieje…

                                                                         ***

Siedział na zajęciach z numerologii, znudzony podpierając ręką głowę. Już po minucie od rozpoczęcia zajęć, stwierdził, że jego egzystencja w tej sali jest więcej niż zbędna. Granger nauczyła go tego przedmiotu, do tego stopnia, że żadne nowinki i nowe zagadnienia nie były mu obce. Już po kilku sekundach od rozpoczęcia wykładu, dokonał przełomowego odkrycia, że to co mówi profesor, ma już w małym palcu i najzwyczajniej w świecie zaczął się nudzić. Mimo tego, późniejsze przybycie jednego z pierwszorocznych i wezwanie go do dyrektora, nie wydawało mu się dobrym rozwiązaniem na nudę, a wręcz przeciwnie. Zdecydowanie wolał zostać w sali, niż podążyć śladem pierwszoklasisty, prowadzącym do gabinetu profesora Dumbledore’a. Blondyn był święcie przekonany, że jego pobyt tam będzie miał tragiczne skutki i jak to było w poprzednich wypadkach, tak również teraz, wstrząśnie jego małym, chamskim światem. Toteż wyjątkowo niechętnie, wlókł się za młodym członkiem przeciwnego domu, mimochodem przypominając sobie siebie, gdy sam miał 11 lat. Momentalnie uśmiechnął się pod nosem i nim zdążył bardziej zagłębić się w swoje wspomnienia, był już w gabinecie dyrektora.
- Cieszę, że cię widzę. Usiądź proszę.
Mówiąc to ręką wskazał na duży, obity czarną skórą fotel. Głos staruszka jak zawsze był przyjemny, jednak tym razem, dało się w nim wyczuć nutkę powagi. Nawet powietrze w pomieszczeniu zdawało się stopniowo zagęszczać, choć młody arystokrata nie zwrócił na to większej uwagi, spełniając bez zbędnych słów prośbę Dumbledore’a. Ten po chwili również zajął swoje miejsce za potężnych, mahoniowym biurkiem. Uśmiechnął się sympatycznie w stronę blondyna.
- Jak ci się mieszka z Hermioną?
- Okropnie. Ale wątpię by wzywał mnie profesor tylko po to, aby wypytać o moje relacje mieszkalne z Granger.
Staruszek uśmiechnął się delikatnie na te oschłe słowa, jednak po chwili jego twarz przybrała poważny, a jednocześnie zmartwiony wyraz. Lekko odwrócił się na krześle, w stronę okna, spoglądając przez chwilę na nieznacznie zachmurzone niebo.
- Masz racje, wezwałem cię z innego powodu.
Kilka sekund później wrócił do pierwotnej pozycji, z uwagą przyglądając się blondynowi. Jego kolejne słowa wyprzedziło ciche westchnięcie.
- Proszę cię, byś bez względu na wszystko, uważnie mnie wysłuchał i dał mi dokończyć to co mam ci do powiedzenia. Mamy mało czasu Draconie, a sytuacja jest poważna. Jednak liczę na to, że uda nam się wspólnie dojść do porozumienia.
Nie spodobało mu się to,ba! Nawet bardzo. Pojęcia nie miał, po co tak właściwie został tu wezwany i chyba nawet nie śpieszyło mu się, żeby się przekonać. Poczuł ogromną potrzebę opuszczenia gabinetu dyrektora, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nie byłoby to zbyt rozważne posunięcie. W efekcie końcowym jego pozycja nie zmieniła się nawet o milimetr. Nastała chwila grobowej ciszy, w trakcie której, Ślizgon charakterystycznie zmarszczył brwi.
- O co chodzi?
Spytał poważnie, domyślając się, że jego rozmowa z Dumbledore’m nie będzie miała nic wspólnego z kasztanowłosą Gryfonką. Szkoda w sumie.
Profesor spojrzał na niego uważnie, zaczynając swój monolog swoją ulubioną metodą, polegającą na mówieniu wszystkiego w wyjątkowo bezpośredni sposób.
- Doskonale znana jest mi historia twojej rodziny i jej powiązania z mroczną stroną oraz Voldemortem. Jak również fakt, że należysz do Śmierciożerców i kilka dni temu rozkazano ci zabić rodziców Hermiony Granger.
W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza i jeszcze bardziej dusząca atmosfera. Blondyn, przez pierwsze sekundy, w ogóle nie zrozumiał, co tak właściwie powiedział do niego dyrektor szkoły. Powagę sytuacji i swoje beznadziejne położenie odkrył dopiero po chwili. Mimo, że z całych sił starał się sprawiać wrażenie niewzruszonego, nie mógł powstrzymać nagłej fali uczuć. Jego źrenice powiększyły się znacznie, a dłonie odruchowo zacisnęły w pięść. Zszokowany, nie przestawał przyglądać się człowiekowi, który nagle wyjawił jego najskrytsze tajemnice, o których nikt, a zwłaszcza on, nie powinien wiedzieć. Sytuacja zdała mu się być beznadziejna. W głowie miał totalną pustkę, nie licząc pytań, uderzających w niego niczym grom z jasnego nieba. „skąd” „jak” „co teraz”.
Po chwili jednak oprzytomniał i odzyskał zdolność racjonalnego myślenia. Spojrzał na staruszka, przybierając na twarz swoją typową maskę obojętności, starając się przy tym nie zdradzać żadnych, zbędnych uczuć i myśli. Sam nie wiedział jak udało mu się zachować taką powagę i niewzruszeniem, chyba po prostu był za bardzo zaskoczony tym wszystkim, by rzeczywiście wziąć to do siebie.
- Wyrzucasz mnie z Hogwartu?
Jego zimny, bez emocjonalny ton przeciął powietrze na wskroś. Nawet nie starał się o jakiekolwiek zwroty grzecznościowe. Dumbledore mimo powagi obecnej sytuacji, uśmiechnął się lekko do chłopaka.
- Nie. Nawet nie rozważałem takiej opcji.
W pomieszczeniu na nowo zapanowała cisza. Młody Malfoy pochylił się znacznie do przodu, ręce złączając ze sobą i opierając na udach. Lekko spuścił głowę. Czekał na krok profesora, sam zbyt zdezorientowany by wykonać jakikolwiek inny ruch. W myślach, już miał wizję siebie zamkniętego w Azkabanie, bądź leżącego w kałuży krwi. Torturowanego i zabitego z rąk Voldemorta czy też własnego ojca.
Gdzie popełnił błąd? Skąd dyrektor się dowiedział? Jak do tego doszło?
Nie znał odpowiedzi na te pytania i zwątpił w to, czy kiedykolwiek je pozna.
- Wezwałem cię tu Draconie, bo mam ci do zaoferowania pewien układ.
- Układ?
Jego oczy automatycznie zatrzymały się na rozmówcy, a na twarzy zagościł ironiczny uśmiech. Nie potrafił zapanować nad sarkastycznym tonem. To słowo było dla niego wyjątkowo specyficzne i ze skutkiem natychmiastowym przypomniało mu o jego niedawnym układzie z kasztanowłosą Gryfonką, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien o niej myśleć, a już na pewno nie teraz. Profesor jednak nie przejął się zbytnio specyficznym tonem chłopaka, kontynuując to, co miał mu już dawno temu do powiedzenia.
- Tak. Chciałbym żebyś poważnie go przemyślał. Zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa na jakie mogę cię narazić, musisz mieć świadomość, że możesz zginąć.
Blondyn prychnął pod nosem, z aroganckim wyrazem twarzy opierając się o fotel, niemal jakby był urażony tym stwierdzeniem.
- Do tej pory moja sytuacja wcale nie wyglądała lepiej.
Miał rację. To, że był jednym z ulubionych i najmłodszych sług Voldemorta nie świadczyło wcale o tym, że był bezpieczny. Wystarczył tylko jeden zły ruch, czy też źle dobrane słowo, by stracił i pozycje i życie. Całkiem ciężko pracował na to, by chociaż w jakimś stopniu zaimponować Panu Zła i zasłużyć sobie na dobrą i choć trochę bezpieczną pozycję w jego szeregach. Całkiem pomocne, w osiągnięciu tego celu, okazało się jego nazwisko i cała ta rodzinna sieć powiązania, z mroczną stroną. Niemniej jednak, napracował się na to kim teraz był i nie zamierzał tego tracić, a już na pewno nie wraz z życiem.
- Draconie, powiedz mi, czy naprawdę chcesz zabić rodziców tej młodej dziewczyny?
Nerwowo poruszył się w fotelu, wzrok z profesora spuszczając na podłogę, nieznacznie przy tym zaciskając zęby i marszcząc nos. Już na samym początku, kiedy dostał to zadanie stwierdził, że nie. Ale jakie to miało znaczenie? Żadne. Profesor kontynuował.
- Czy nie będziesz miał wyrzutów sumienia?
- Domyślam się, że skoro profesor zna moją historię, to wie również, że już od dawna nie mam czystego sumienia....i mimo wszystko, wyrzutów również nie mam.
Jego spokojny i poważny ton wypełnił pomieszczenie. Zupełnie tak, jakby oznajmiał profesorowi, która jest godzina, a nie, że już nieraz zabił i wręcz jest to dla niego rutyną. Profesor westchnął spuszczając na chwilę głowę. Była to jedna z trudniejszych rozmów jakie przyszło mu odbyć, a miał ich na swoim koncie naprawdę wiele. Nawet jeśli nie dawał tego po sobie poznać, to jednak bardzo zależało mu na tym, by 'uratować' tego chłopaka. Od lat, bolała go myśl o jego przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Może i blondyn sprawiał wrażenie wypranego ze wszystkich uczuć, ale przecież nikt nie rodzi się złym, a skoro tak, to można to co zepsuł los, jeszcze spróbować naprawić. Prawda?
- Czy naprawdę droga, którą wybrałeś jest tą właściwą?
- Nie ja ją wybrałem.
Coś w nim pękło. Niemal krzykiem odpowiedział profesorowi, zrywając się przy tym z fotela. Wbrew pozorom, jednak nie opuścił pomieszczenia. Spoglądał przez chwilę niemal oskarżycielsko na dyrektora Hogwartu. Po chwili się pohamował, odwracając do rozmówcy bokiem. Wzrok mimochodem zatrzymał na obrazach, przedstawiających poprzednich dyrektorów Hogwartu. Targały nim tak liczne emocje i myśli, że już nie był w stanie ich kontrolować ani powstrzymywać. Czuł jak prawda, którą trzymał w sobie od tylu lat, w końcu chce i próbuje ujrzeć światło dzienne i bał się, że nie będzie w stanie jej przed tym powstrzymać.
- Jesteśmy wolnymi istotami Draconie. Ludźmi, których cechuje wolna wola i sumienie. Zawsze ma się jakiś wybór i to my decydujemy, którą drogą pójdziemy.
- Co pan może wiedzieć…
Prychnął sam do siebie, a jego głos przepełniony był mieszaniną ironii i goryczy. Profesor mimo wszystko usłyszał tą myśl blondyna. Jednak nic nie odpowiedział, w ciszy przyglądając się jak chłopak podchodzi do okna i przygląda się biegającym po błoniach, uczniom. Przez chwilę Dumbledore był pewny, że w zimnych oczach chłopaka dostrzegł smutek, jednak to wrażenie zniknęło równie szybko jak się pojawiło.
- Wbrew pozorom moje dzieciństwo nie było różowe. Właściwie teraz, z perspektywy czasu, wątpię by w ogóle można to było nazwać dzieciństwem…
Blondyn prychnął ironicznie, choć jego ton był cichy i dosadny. Dyrektor Hogwartu odruchowo spuścił wzrok na nieistniejącą rzecz, leżącą na biurku. Nie spodziewał się, że najmłodszy przedstawiciel rodu Malfoy'ów, będzie chciał podzielić się z nim, swoimi osobistymi przeżyciami. Tym bardziej, że wiedział, że wypowiedź blondyna nie będzie należała do tych szczęśliwych historii.
- Od najmłodszych lat uczono mnie czarów i praktyk, oczywiście głównie tych zakazanych, w końcu musiałem nauczyć się perfekcyjnie torturować, wydobywać informacje i zabijać...... Ale życie jest sprawiedliwe i odpłaca tym samym. Mnie również poddawano różnym próbą. Jedne były mniej bolesne, drugie bardziej, po niektórych blizny jeszcze się nie zagoiły.....ale musiałem się uodpornić na ból, tak samo jak na inne uczucia. I uodporniłem.
W gabinecie dyrektora na moment zapanowała cisza, jednak jego właściciel nie odważył się na żaden ruch czy gest. Blondyn spojrzał na staruszka z powagą wymalowaną na twarzy, by po chwili skrzyżować ręce na torsie i odwrócić wzrok do okna. Zamyślony, utkwił swoje stalowe źrenice, w opustoszałych błoniach.
- Odkąd tylko pamiętam wpajano mi nienawiść do ludzi, którzy byli ode mnie gorsi, w szczególności tyczyło się to mugoli i półczarodziei. Jako dziecko wierzyłem, że są niczym plaga insektów, niszczących ten świat, a moim obowiązkiem jest ich wytępić. Ćwiczenie zaklęć by osiągnąć ten cel zastąpiło mi zabawy. To się dopiero nazywa ironia. To moi własni rodzice pozbawili mnie tej dziecięcej niewinność, którą mieli wszyscy moi rówieśnicy. Zabawne, prawda?
Spojrzał z ironicznym uśmiechem na profesora, widząc jednak, że nie jest w stanie mu nic odpowiedzieć i jednak profesora to nie rozbawiło, ponownie spojrzał na widok za oknem.
- Mnie zawsze będzie to bawiło.
Podsumował, uśmiechając się cynicznie w stronę błoni. Po chwili spoważniał, a jego twarz przestała wyrażać jakiekolwiek emocje.
- Od zawsze wiedziałem kim jest Voldemort i Śmierciożercy oraz, że do nich dołączę. Wiedziałem o wojnie dobra ze złem i od zawsze wiedziałem po czyjej chce być i po czyjej będę stronie. I gdy przyszedł na to czas, stałem się taki jak ojciec. To on chciał bym jak najszybciej został podopiecznym Voldemorta i gdy to się stało, naprawdę byłem z tego dumny i wiedziałem, że ojciec również był, chociaż nigdy, a zwłaszcza wtedy, mi tego nie okazał. Jak zawsze zresztą...
Blondyn na moment urwał, a dyrektor mógł przysiąść, że pierwszy raz w głosie chłopaka usłyszał tak wyraźny smutek oraz rozgoryczanie. Profesor od zawsze, doskonale zdawał sobie sprawę, że Draco był skrzywdzonym dzieckiem, ale w tym właśnie momencie, pierwszy raz w swoim długim życiu, dyrektor Hogwartu uświadomił sobie, że stojący obok niego chłopak, został w życiu skrzywdzony dużo bardziej i brutalniej niż Harry Potter, któremu dotychczas poświęcał całą swoją uwagę. Zrozumiał, że zawinił i za późno zaczął przejmować się losem blondyna. Teraz, jego troska nie miała już żadnego znaczenia. Draco potrzebował kogoś gdy był dzieckiem, gdy miał 10 lat i pierwszy raz został wystawiony na próby Śmierciożerców i ojca. Teraz był 18 letnim, dorosłym czarodziejem, który przywyknął do samotności, bólu i zła. Starszy mężczyzna spojrzał na chłopaka kątem oka, w duchu zastanawiając się czy jest jeszcze w stanie go uratować i naprawić to, co zepsuł los.
- Pójście w ślady ojca od zawsze było moim priorytetem. I udało mi się to, choć nikt, nigdy nie dowie się ile straciłem, poświęciłem i przeżyłem by tego dokonać. Pokaźne konta w banku, dostawanie i posiadanie wszystkiego co najlepsze, w jakiś sposób rekompensowało to wszystko i dalej to robi.... Opinie tutaj mam jaką mam i jestem tym kim jestem. Ślizgoni mnie szanują oraz słuchają, reszta się mnie boi i bardzo dobrze. Najzabawniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że ludzie naprawdę wielu rzeczy mi zazdroszczą, nawet ojca, który gdy nikt nie patrzył, znęcał się nad swoją rodziną, gdy coś szło nie po jego myśli…. więc w sumie dosyć często. Może to i dobrze, przynajmniej teraz, nic mnie już nie rusza.
Mówiąc to uśmiechnął się jakby z zażenowania, by po chwili przejść do tego, do czego zmierzał, zdradzając dyrektorowi skrawek swojego życia.
- Byłem za młody i za słaby żeby się zbuntować. Zresztą, nawet gdybym to zrobił to by mnie zabili, tylko jeszcze nie wiem kto zrobiłby to pierwszy, czy Śmierciożercy, czy ojciec..... Nie miałem wyboru profesorze.
Zakończył swoją wręcz nazbyt spokojną wypowiedź, przerzucając stalowe i chłodne spojrzenie z okna na profesora. Ten słuchał uważnie jego opowieści. Już dawno znał nawet te najmroczniejsze szczegóły z życia chłopaka, ale nigdy nie przypuszczał, że kiedyś sam ich bohater mu je opowie. Dużo wiedział o bezwzględności Lucjusza i o jego braku podejścia do żony i syna. Co innego jednak, gdy opowiada o tym osoba postronna lub niektórych rzeczy się domyślasz, a co innego, gdy opowie to osoba, która tego doświadczyła. Był mu za to wdzięczny, tym bardziej domyślając się, że jest jedną z nielicznych, a może nawet jedyną osobą, przed którą otworzył się, aż w takim stopniu.
- Teraz jednak masz. Prawda?
Odparł łagodnie, przyjaźnie spoglądając na chłopaka. Ten uśmiechnął się ironicznie, a jego pewna postawa wróciła do normy. Zupełnie tak, jakby nie groziły mu żadne konsekwencje. I zupełnie tak, jakby przed chwilą nie opowiedział dyrektorowi o swoich najboleśniejszych tajemnicach.
- Wiesz profesorze, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze?
Było to pytanie retorycznie, ubarwione sarkastycznym tonem blondyna.
- Wyjątkowo dobrze mi z samym sobą i z tym kim jestem. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia za to co robiłem i ilu zabiłem. Lubie być tym złym i nie wyobrażam sobie bycia kimś innym. Tylko ci cholerni rodzice Granger nie dają mi spokoju.
Na nowo zapadła chwila ciszy w czasie, której blondyn usiadł z powrotem na swoje wcześniejsze miejsce.
- Co to za propozycja?
Dodał nieoczekiwanie, rozsiadając się w czarnym fotelu i patrząc bez emocjonalnie na dyrektora szkoły. Dumbledore uśmiechnął się lekko.
- W świecie mugoli jest dużo filmów o tej tematyce, osobiście lubię film o agencie 007…
Draco podniósł wymownie prawą brew, ale dał profesorowi dokończyć myśl. Ten z kolei skrócił ją dosyć wymownie, rzucając tylko jedno hasło.
- Szpieg.
Malfoy niemal udławił się własną śliną. Odkaszlną głośno, starając się przy tym zachować twarz. W tym samym czasie, profesor dalej ciągnął temat.
- Znane ci jest pojęcie „podwójny agent” prawda?
Prawa brew Ślizgona błyskawicznie powędrowała do góry.
- Chwila, chwila. Nie jestem pewny czy obrałem prawidłowy tok myślenia…
Mówiąc to poruszył się znacznie w fotelu, wykonując charakterystyczny gest rękami jakby mówił dyrektorowi by zwolnił i się uspokoił. Staruszek jednak nie miał takiego zamiaru.
- Wydaje mi się,że tak. Chce żebyś został szpiegiem. Rozumiesz o co mi chodzi prawda?
Blondyn w odpowiedzi zaśmiał się krótko choć szczerze. Ta sytuacja wyjątkowo go rozbawiła i praktycznie czekał aż ktoś albo wyskoczy z kamerą z krzykiem „mamy cie!” albo po prostu się obudzi. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
- To jakiś żart prawda?
Co prawda odpowiedzi nie uzyskał ale po minie staruszka wiedział, że jednak to wszystko dzieje się naprawdę. Pokiwał głową z szerokim niedowierzającym uśmiechem.
- No, no, nieźle to sobie profesor wymyślił… A ja sądziłem, że jest pan zwykłym staruszkiem szykującym się do odejścia na emeryturę.
- Pozory mylą Draconie, zresztą coś chyba o tym wiesz, a już na pewno nigdzie się nie wybieram.
Obaj panowie wymienili między sobą specyficzne uśmiechy, po czym starszy z nich kontynuował rozmowę.
- Ale zdaje sobie sprawę, że to bardzo poważna i delikatna sprawa. Jeśli któryś ze Śmierciożerców albo sam Voldemort zacznie coś podejrzewać, nie zawaha się podjąć drastycznych kroków. Nie potrafię zagwarantować ci bezpieczeństwa. Wiem, że ryzyko jest ogromne, a sprawa poważna. Dam ci czas żebyś się zastanowił i pod…
- Już ją podjąłem.
Przerwał poważnie. Doskonale wiedział co profesor chce mu powiedzieć. Nie musiał tego słuchać.
- Zgadzam się.
Sam nie wierzył, że to powiedział. Może i był to wybór podjęty pod wpływem chwili, ale jakaś cząstka jego samego mówiła, że dobrze robi i nie będzie tej decyzji żałował. Nawet jeśli była impulsowa, całkowicie nieprzemyślana i groziła poważnymi konsekwencjami.
Właściwie, profesor był wyjątkowo zaskoczony tym wyznaniem blondyna, choć próbował nie dać tego po sobie poznać. Nie spodziewał się, że chłopak tak szybko podejmie decyzję, a już na pewno, że będzie ona pozytywna. W odpowiedzi kiwnął twierdząco głową i uśmiechnął się przyjaźnie, tak jak to miał w zwyczaju. Ulżyło mu i po części odzyskał spokój. Przekonanie chłopaka, do chociaż częściowego przejścia na dobrą stronę, było olbrzymim sukcesem. Reszta zależała już tylko od chłopaka i szczęścia.
- Dostane jakieś specjalne gadżety i takie tam?
Spytał ironicznie blondyn, próbując się nie roześmiać. W ciągu dalszym miał duży problem, by uwierzyć, że to co dzieje się w chwili obecnej jest realne i zaraz się nie obudzi.
- Wszystko w swoim czasie…
W tym momencie dyrektor wyglądał na wyjątkowo poważnego i zamyślonego, choć Draco domyślał się, że teraz profesor po prostu się z nim droczy.
- No dobra, a co z rodzicami Granger? Domyślam się, że gdybym nie dostał tego zadania, to profesor w ciągu dalszym udawał by, że nic nie wie o mojej mrocznej stronie.
- Już dawno chciałem z tobą o tym porozmawiać ale biorąc pod uwagę twoje życiowe nastawienie i przewrotność, wszystkie chwilę wydawały mi się złe. Teraz sytuacja o tym zdecydowała. Hermiona może i sprawia wrażenie silnej osoby ale mimo wszystko jest bardzo wrażliwa. Wystarczająco mocno i boleśnie odczuła śmierć przyjaciela, wątpię by pozbierała się po stracie rodziców.... Potrzebuje jej. Szczerze powiedziawszy, myślę, że jeszcze wiele znaczących ról przed nią do wykonania. Czuje, że gdy przyjdzie czas i nadejdzie ostateczna wojna dobra ze złem zaskoczy swą postawą zarówno mnie jak i ciebie... a może to nastąpić dużo szybciej niż każde z nas przypuszcza. Doskonale zdaje sobie sprawę, że walka dobra ze złem,wkrótce będzie miała punkt kulminacyjny. Ty też to wiesz prawda? Nie każe ci śledzić Śmierciożerców, Voldemorta i jego planów. Zdaje sobie sprawę, że wojna ta jest nieunikniona. Nie jestem w stanie jej zapobiec, ale mogę spróbować, z twoją pomocą, ograniczyć ofiary, a zwłaszcza te bezbronne i niewinne. Proszę cię tylko o to. Wydaje mi się, że Voldemort dając ci takie zadanie chce wyeliminować towarzyszy Harrego, co w znacznym stopniu by go osłabiło. Mimo swojej potęgi, Voldemort właśnie najbardziej obawia się tego chłopaka.
Draco poważnie przyglądał się profesorowi i z uwagą słuchał jego słów. O ironio. Była to wyjątkowo dziwna sytuacja. Nie uważał się za odpowiedniego towarzysza do tej rozmowy, tym bardziej, że tak na dobrą sprawę, wciągu dalszym stali po przeciwnych stronach.
- Zgodziłem się na te propozycję, bo w przypływie kaprysu nie chce zabijać rodziców Granger, ale nie powiedziałem, że przechodzę na waszą stronę. Nie boi się profesor, że mogę niektóre informację wykorzystać do „złych” celów?
- Wierze chłopcze, że podejmiesz właściwą decyzję i wybierzesz odpowiednią drogę.
Profesor uśmiechnął się lekko do blondyna, ten z kolei zamilkł. W tym momencie poczuł się jak dziecko, nie tylko dlatego, że staruszek powiedział do niego per„chłopcze” ale czuł jakby brał udział w bardzo pouczającej i wychowującej rozmowie w relacjach rodzic – dziecko, w której jeszcze nigdy nie przyszło mu uczestniczyć, a już na pewno nie na takim poziomie. W jakimś stopniu go to zdenerwowało.
- Nie musi mi profesor prawić teraz morałów i cholera wie czego jeszcze. Chce tylko wiedzieć, czy masz jakiś plan działania, jeśli nie, to z całym szacunkiem dla pana przemowy ale będę musiał ich zabić.
Zmienił temat. Tak było bezpieczniej. Jeszcze będzie czas na egzystencjalne rozważania, poważne rozmowy i jeszcze poważniejsze decyzję.
- Mam.
Dyrektor Hogwartu zerwał się z krzesła i zaparł się rękami o biurko. W jego błękitnych oczach pojawił się błysk, a na twarzy dziwny uśmiech.
- Upozorujemy ich śmierć.
Dokończył ożywionym tonem, jakby sam z siebie dumny, że wymyślił tak genialny pomysł. Draco kilka razy klasną w dłonie, po czym lekko pochylił się do przodu, uważnie obserwując staruszka. Po chwili uraczył profesora poważnym, a jednocześnie wątpiącym tonem, co miało być jednocześnie komentarzem.
- Jak?
                                                                     *

Wspólne zajęcia Ślizgonów z Gryfonami. Nuda. Nuda. I jeszcze raz nuda. Jedyną istotną nowością był brak ulubieńca profesora Snape, który zresztą szybko to zauważył. Rzucił krótkie pytanie do jednego ze Ślizgonów „gdzie Draco?” i uzyskał równie krótką odpowiedź „u dyrektora”. Na twarzy mistrza eliksirów, pojawił się nieodgadniony choć zamyślony wyraz, dopiero po chwili wrócił do kontynuowania zajęć.
Hermiona, chcąc nie chcąc, usłyszała ten prowizoryczny dialog, jednak w żaden sposób go nie skomentowała. Ostatnimi czasy niezbyt dobrze wspominała wzywania do dyrektora, tym bardziej, że zawsze były one związane z owym Ślizgonem. Miała nadzieję, że teraz nieobecność Dracona i jego, wyjątkowo długie przesiadywanie u Dumbledore’a, nie jest w żadnym stopniu powiązane z jej osobą. Szczerze na to liczyła. Zwłaszcza, że ostatnio ona również siedziała na dywaniku u dyrektora i choć została wezwana bez Malfoy’a, tematy rozmów jakie były poruszane dotyczyły zarówno jej samej jak i jej współlokatora.
Niestety, również ona przeliczyła się co do tego dnia.

                                                                         *

- Nie wierzę, że to mówię, ale to się może udać.
Na twarzy blondyna pojawił się lekki zarys uśmiechu. Mimo swojego niepozornego wyglądu dyrektor Hogwartu jednak miał łeb na karku.
- Jak ten czas leci. Już zaraz obiad!
Odparł zaskoczony dyrektor, przyglądając się tarczy zegara. Zupełnie tak jakby ta cała poważna rozmowa i rozważania wcale nie miały miejsca. Malfoy nie takiego zakończenia tej wielogodzinnej dyskusji się spodziewał. Choć zawsze mogło być gorzej.
- Jutro dokończymy naszą rozmowę.
Draco pokiwał głową na znak, że rozumie, po czym wstał z fotela i swoje kroki skierował w kierunku wyjścia, zatrzymał się jednak tuż przed nim.
- Skąd profesor wiedział?
Pytanie, które od dawna krzątało się mu się głowie w końcu ujrzało światło dzienne.
Dyrektor Hogwartu uśmiechnął się lekko.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.
- Wolałbym być zaskoczony za jednym zamachem.
- Cóż mój chłopcze, wiele jeszcze zaskakujących chwil przed tobą.
- I tego się właśnie boję.
Szepnął sam do siebie i nie czekając na komentarz rozmówcy po godzinach opuścił gabinet dyrektora. Od razu swoje kroki skierował do Wspólnej Sali. Co prawda, nie miał zbyt dużej ochoty na jedzenie, jednak musiał przekazać reszcie Ślizgonów wyjątkowo ważną informację.


                                                                        *

W Wielkiej Sali siedzieli już wszyscy uczniowie. Po chwili pojawił się również sam dyrektor Dumbledore. Draco zręcznie ominął pytania ciekawskich Ślizgonów, po co był u dyrektora i tylko zakomunikował, to co miał do powiedzenia – za godzinę czeka na drużynę na błoniach, by potrenować przed zawodami. Zachowywał się najzwyczajniej i najnormalniej w świecie, tak jak na niego przystało. Zupełnie jakby jego świat wcale nie wywrócił się o 180 stopni. Nie czekając na komentarze i nie wchodząc z nikim w zbędne rozmowy, poszedł do dormitorium, by tam na spokojnie poukładać swoje zbyt chaotyczne i bujne myśli. Po kilku minutach dołączyła do niego kasztanowłosa. Bezgłośnie przekroczyła próg salonu i cicho obserwowała chłopaka, który opierając się plecami o stół i patrząc w jakiś martwy punkt na ścianie, wyraźnie o czymś rozmyślał, w dodatku lekko uśmiechając się do swoim przemyśleń.
- Nie do wiary, jak rozmowa z dyrektorem może poprawić humor takiej osobie jak ty, Malfoy.
- Też cię nienawidzę Granger.
Spojrzał na nią, a jego ironiczny uśmiech powiększył się trochę bardziej. Dziewczyna miała całkowitą rację, chociaż w jej głosie było aż nazbyt dużo sarkazmu.
- Dziwnie się zachowujesz.
Odparła podejrzliwie, unosząc prawą brew i krzyżując ręce na piersi. Gdzieś między wierszami ukryło się ciche „dlaczego?”. Chłopak jednak puścił uwagę mimo uszu i powrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Prychnął pogardliwie pod nosem, komentując w ten sposób swoje myśli. Nie mógł uwierzyć, w to, że jego dotychczas uporządkowane i prywatne życie, wywróciło się do góry nogami, a on, nie dość, że miał dobry humor, to jeszcze zaczynał mu się podobać układ, który zawarł z dyrektorem szkoły. Tym bardziej, że jego sumienie, co do rodziców upierdliwej dziewczyny, stojącej obok, już całkiem się uspokoiło. Z lekkim uśmiechem, kątem oka ,spojrzał na Granger, która coś do siebie pod nosem mówiła, zbierając z podłogi pozostawione na niej notatki, z których jeszcze niedawno się uczyła. Wyglądała na jeszcze bardziej roztargnioną niż zwykle. To samo tyczyło się jej burzy loków, których dzisiejszego dnia, nic nie było w stanie ujarzmić. I w tym właśnie momencie, obserwując krzątającą się po salonie, roztargnioną kasztanowłosą, gadającą samej ze sobą, nie miał już wątpliwości, że pomimo konsekwencji jakie może za sobą nieść ta decyzja, to jednak dokonał słusznego wyboru. Nawet jeśli teoretycznie i w jakimś stopniu, oznaczało to trzymanie strony dziewczyny i jej przyjaciół, w tym wysławianego i uwielbianego Harrego Potter'a. O ironio.
Nie miał jednak już więcej czasu, na dalsze rozmyślania egzystencjalne, toteż usiadł na sofie pochylając się nad pergaminem, który zgarnął ze stolika. Życiowe rozważania musiały poczekać do wieczora, tym bardziej, że chłopak dalej nie do końca wierzył w rzeczywistość tego, co miało pół godziny temu miejsce, w gabinecie dyrektora szkoły.
Hermiona nigdy nie uważała się za ciekawską osobę, aczkolwiek bardzo lubiła uzupełniać swoją wiedzę, w każdym możliwym momencie. Toteż nie cackając się zbytnio, stanęła za sofą i opierając się o jej zagłówek, zaciekawiona zerknęła na rzecz, która tak bardzo wchłonęła młodego arystokratę. Przez chwile starał się ignorować jej obecność, jednak było to działanie bezcelowe.
- Wiesz Granger, że nieładnie jest podglądać?
- Jak następnym razem będę brała prysznic, powiem ci to samo.
Pomieszczenie wypełnił krótki śmiech blondyna i nim zdołał zaprzeczyć aluzji dziewczyny, ta już zaskoczyła go kolejnym pytaniem, jednocześnie wskakując na kanapę i zajmując miejsce obok niego.
- Odezwała się w tobie dusza stratega Malfoy?
Odparła rozbawiona, dostrzegając, że pergamin, który tak bardzo zaciekawił blondyna, jest obrazem przedstawiającym rozstawienie na boisku, zawodników quidditcha.
- Nie dasz mi spokoju co?
- Nie.
Odparła niemal słodko szczerząc się do blondyna i trzepocząc niewymalowanymi rzęsami. Ponownie oboje mieli dobre dni, więc łatwiej im było wytrzymać ze sobą. Czasem nawet potrzebowali swojego towarzystwa, choć sami nie zdawali, albo nie chcieli, zdawać sobie z tego sprawy.
- Coś mi się nie podoba w tym rozstawieniu… Ostatni mecz przegraliśmy…muszę coś zmienić, ale jeszcze nie wiem co…
W salonie zapanowała cisza. Hermiona była całkiem zaskoczona rozmownością blondyna, ten z kolei miał powagę i zamyślenie wypisane na twarzy. Nawet nie był świadomy tego, że swoją myśl wypowiedział głośno. Przez chwilę kasztanowłosa zwątpiła nawet w to czy chłopak wie, że ona obok niego siedzi.
- No cóż Malfoy, najwyższy czas, żebyś się pogodził z faktem, że jesteście gorsi od Gryfonów.
Mruknęła dumnie, krzyżując ręce na torsie i opierając się o zagłówek fotela, przymknęła oczy. Spodziewała się, że zaraz chłopak zrobi jej niezłą burdę, na którą w skupieniu czekała, myśląc o nowych ciętych ripostach, którymi mogłaby odpłacić się Ślizgonowi. Nic takiego jednak nie nastąpiło, zamiast tego, oberwała jedną z poduszek, które do tej pory zdobiły kanapę.
Przez chwilę chciała odpłacić mu się tym samym ale widząc, że znowu zapomniał o całym świecie, w tym nawet o niej, porzuciła nieudane próby podroczenia się z chłopakiem i zaczęła kombinować razem z nim.
- Potrzebujesz nowych zawodników.
Momentalnie całe dormitorium wypełnił śmiech blondyna, tym razem jednak był szczery. Spojrzał rozbawiony na swoją towarzyszkę.
- A co Granger, chcesz zgłosić swoją kandydaturę?
Poszczyciła go zbulwersowanym wyrazem twarzy.
- Bardzo śmieszne.
Po chwili kontynuowała swoją myśl.
- Nie. Chociaż ze mną byście wygrali. Jednak chodziło mi o to, że mógłbyś spróbować powymieniać niektórych zawodników. Od kiedy pamiętam, zawsze grasz tym samym składem, nic dziwnego, że zaczęliście przegrywać.
- Rozwiń tę myśl.
Ton blondyna był dosadny, a jego postawa już nie wyglądała na taką przyjazną jak chwilę wcześniej. Nie lubił gdy się go krytykowało. Dziewczyna jednak nie przejęła się tym zbytnio.
- Wpadliście w rutynę. Pogódź się tym. Dla was jest tak oczywiste, że wygracie, że przestaliście się o to starać. Twoi zawodnicy przestali się przykładać do treningów i zawodów… i nagle wielkie zdziwienie, bo przegraliście kolejny mecz.
Blondyn siedział spokojnie, choć ledwo się powstrzymywał, żeby nie porwać kolejnej poduszki z sofy i nie udusić nią siedzącej obok dziewczyny. Ta jednak niezniechęcona jego widoczną utratą humoru, kontynuowała swoją myśl.
- Mógłbyś powymieniać niektórych zawodników z tymi rezerwowymi. Oni na pewno by się bardziej postarali.
Draco zamyślił się na chwile, a jego chęć zamordowania Gryfonki ustała, przynajmniej na jakiś czas.
- I tak zawsze trenują wszyscy, więc ich kondycją gorsza nie jest, jeśli o to ci chodzi.
Zapadła trochę dłuższa cisza, którą ponownie przerwała dziewczyna, dzieląc się ze współlokatorem swoim pomysłem.
- Zrób między nimi zawody. Niech obecny skład rywalizuje z rezerwowymi. Ty będziesz ich obserwował i oceniał. Wtedy będziesz wiedział którzy są najlepsi… O CHOLERA! Zapomniałam, że jestem umówiona!
Krzyknęła nagle, sama do siebie, w trakcie pouczającego monologu i nim blondyn zdążył się zorientować wybiegła z ich dormitorium. Siedział nieruchowo spoglądając na pergamin i analizując przemowę współlokatorki. Czasem jednak Granger naprawdę była przydatna. Na jego naturalnie bladej twarzy, pojawił się ironiczny uśmiech i charakterystyczny błysk w oku. Po chwili swoje kroki również skierował do wyjścia. W końcu czekała na niego jego drużyna. Nie mógł kazać im zbyt długo na siebie czekać, tym bardziej, że dzisiejszy trening zapowiadał się naprawdę interesująco.


13 komentarzy:

  1. Świetny blog! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To irytujące,że mówią do siebie po nazwisku,nawet jeśli uprzedałaś,że twój blog niebędzie polegał na tym,że w pierwszym rozdziale przestają się nielubić,a w drugim biorą ślub.Ale poza tym rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń
  3. 2:20 ja czytam bloga. Pogielo mnie xD kocham dramione i tego bloga. Ide spac. Ciesze sie ze teraz czytalam blga a nie spalam. Jutro... a nje nie powiem. Jak zobaczysz komentarz jutro to sie dowiesz ;))
    ~Miśka

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział i ciekawy pomysł z tym szpiegiem :)
    ~Devourer

    OdpowiedzUsuń
  5. Super blog i do tego naprawdę wciągający! Codziennie go czytam przynajmniej do godziny 5 nad ranem ;-; na szczęście mam wakacje, więc mogę sobie na to pozwolić, ale nie wierze, że aż tak mnie to wciągnęło. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach.. ! Znalazłam twój blog wczoraj i się uzależniłam.. Naprawdę ! Świetnie piszesz. ! Podoba mi się to, że jest jakaś akcja.. Że zbliżają się do siebie powoli i żadne z nich jeszcze o tym nie wie ;) .. Co do rozdziały.. Wspaniały, jak wszystkie twoje :) Malfoy szpiegem ? Oby nic mu się nie stało.. :X Kocham, kocham i jeszcze raz kocham. Biorę się za następny rozdział.. I następny.. I następny... Itd. :P Szczęścia ! Miaromance. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w 100%.
      Idę czytać dalej. :)
      Pozdro Kasia Tonks :*

      Usuń
  7. Od 2 w nocy do 7 nad ranem czytam błota to działa jak narkotyk xd

    OdpowiedzUsuń
  8. Odpowiedzi
    1. Radziłabym żeby zamiast czytać po nocach blogi pouczyć się ortografii.
      ~Suzanne Malfoy

      Usuń
  9. Denerwuje mnie, że przez większość opowiadania określasz bohaterów tej historii po kolorze włosów ("rudowłosa spojrzała na kasztanowłosą"?), po przynależności do rodów ("najmłodsza przedstawicielka rodziny Weasley?") bądź dosłownie jako WŁAŚCICIELAMI NAZWISK??? ("Właściciele nazwisk odwrócili się...bla bla...") i, w miarę jak brnęłam dalej, zauważyłam, że to nie błąd przez przeoczenie, ale Ty masz problem z odmianą liczby mnogiej: prawą- zamiast prawom, próbą- zamiast próbom. To byłoby poprawne, gdybyś pisała o JEDNEJ próbie, JEDNYM prawie etc. Ale pisząc o PRÓBACH, był poddawany PRÓBOM, a nie PRÓBĄ. Nie bierz tego jako złośliwość, lecz zwróć na to uwagę i nie popełniaj więcej tak rażących błędów, które wpływają na jakość tekstu. Choć opowiadanie ma już swoją przeszłość, a przecież obecnie jest rok 2017, mam nadzieję, że udało Ci się samej wyłapać swoje pomyłki do tej pory w innych historiach (o ile nadal coś piszesz). Poza tym wszystko mi się podoba, a najbardziej, że jest dużo rozdziałów:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurde blaszka ten Dumbledore to ma jednak czasem świetne pomysły :D

    OdpowiedzUsuń