niedziela, 5 maja 2013

[22.] Drzwi.



"Teraz chcę jego obecności.
Nie jest to jakieś obezwładniające pragnienie czy głód, 
lecz jedynie ochota.
Niezbyt silna, ale niepokojąco stała”



Pierwsza część zawodów quidditcha minęła zupełnie nieoczekiwanie. We wstępnych założeniach mecz miał być podzielony na dwie części – eliminacje oraz finał. W eliminacjach każda z czterech drużyn miała zagrać między sobą, z czego dwie drużyny miały zostać wyłonione do ostatecznej rywalizacji o puchar i uznanie. W praktyce jednak Slytherin, który rozpoczynał zawody wyeliminował zawodniczki z Hufflepuff do tego stopnia, że nie były w stanie dalej grać, natomiast dom Ravenclaw został zdyskwalifikowany tuż przed potyczką z Gryffindorem. W efekcie końcowym, do finału bez żadnych rozgrywek dostał się Gryffindor.
Hermiona nie kryła zdenerwowania. Szczerze sądziła, że odpadnie podczas pierwszej potyczki z łagodnym i przyjaznym Ravenclaw, ówcześnie starając się oddać dobry mecz. Tymczasem od razu została rzucona na głęboką wodę. A na to nie była przygotowana ani teraz ani później.
Jej rozmyślenia w sektorze zarezerwowanym dla drużyn przerwał donośny głos dyrektora Dumbledore'a ogłaszający pół godziną przerwę. Nie zastanawiając się długo, niezauważenie opuściła błonia i pobiegła do swojego dormitorium na czwartym piętrze. Nie zamierzała pokazać się już więcej na boisku. Stchórzyła.



                                                                      *



- Gdzie Hermiona?!
- Za 15 minut gra!
- Nie wiem gdzie jest do cholery!
Wracał wraz z Zabinim z przerwy, kierując się ponownie na trybuny, nim jednak do nich doszedł usłyszał nerwową rozmowę trójki przyjaciół Hermiony, którzy stali niedaleko nich przed wejściem na boisko. Automatycznie się zatrzymał marszcząc przy okazji brwi.
- Idź sam. Zaraz do ciebie dołączę.
Odparł poważnie nawet nie szczycąc przyjaciele spojrzeniem, jednocześnie odwracając się na pięcie i kierując z powrotem do Hogwartu, dodatku bez żadnych słów wyjaśnienia. Ciemnowłosy potraktował go zdziwionym spojrzeniem, nie za bardzo rozumiejąc dlaczego tuż przed rozpoczęciem wyczekiwanego przez wszystkich finału wraca do zamku. W ramach skomentowania tego zachowania, niedbale wzruszył ramionami i sam ruszył na trybuny.
Od razu swoje kroki skierował do ich dormitorium. Nie miał wątpliwości, że to właśnie tam znajduję się rzekomo zaginiona kapitan Gryffindoru.
Pewnie wszedł do środka, rozglądając się bacznie po jego wnętrzu. Gdy nie zastał jej w salonie lekko rozsunął drzwi od jej sypialni. Jednak kasztanowłosej również tam nie było. Odruchowo przeniósł swoje stalowe spojrzenie na drzwi od łazienki i uśmiechnął się pobłażliwie. Zawsze ciekawiło go to zachowanie kasztanowłosej. Nie ważne czy miała zły humor, pokłócili się czy musiała coś przemyśleć, ona zawsze zamykała się w łazience, chociaż przecież teoretycznie miała od tego swoją sypialnie. Niewątpliwie łazienka była jej ulubionym miejscem w ich dormitorium.
Spokojnie podszedł do zamkniętych drzwi, lekko przylegając do nich swoim ciałem. Uważnie nasłuchiwał dźwięków jakie świadczyłyby o obecności Hermiony. W dormitorium panowała idealna cisza, a on miał wrażenie, że właśnie w tym momencie usłyszał bicie jej serca i miarowo wypuszczane z płuc powietrze. Lekko i bezgłośnie oparł czoło o drewnianą powierzchnię i przymknął oczy, w ciszy słuchając jak zdołowana Hermiona krytykuje samą siebie za brak wiary i odwagi. Gdy już nie słyszał jej szeptu, powoli położył dłoń na klamce, jednak po chwili równie spokojnie ją z niej zdjął. Domyślał się, że dziewczyna zakluczyła drzwi, więc ta czynność nie miałaby najmniejszego sensu. Bezgłośnie usiadł pod łazienkowymi drzwiami, opierając się o nie plecami. Oparł głowę o drewnianą powierzchnię, uważnie obserwując biały sufit salonu.
- Za 10 minut grasz.
Odezwał się niespodziewanie, przerywając ciszę panującą od tak dawna w pomieszczeniu. Odpowiedziało mu trochę głośniejsze westchnięcie dziewczyny. Kasztanowłosa siedziała po drugiej stronie drzwi w identycznie pozycji w jakiej znajdował się teraz blondyn. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z obecności Ślizgona, jednak również niebyła zaskoczona słysząc jego głos tak blisko siebie.
- Nie dam rady.
Odparła cicho, zupełnie jakby sama sobie jeszcze bardziej to uświadamiając.
- Nikt od ciebie nie wymaga byś wygrała.
- Ale…
Nie zamierzał dać jej szansy na wytłumaczenia, dlatego też nie dopuszczał jej do słowa.
- Ucieczka z pola walki jest gorsza niż przegrana Granger.
- Ale…
- Nie po to użerałem się z tobą dwa tygodnie, marnowałem swój cenny czas, uczyłem, torturowałem, katowałem treningami byś tuż przed jedynym meczem poddała się i uciekła.
Blondyn lekko podniósł ton, zirytowany ciągłym „alowaniem” dziewczyny. Tym razem odpowiedziała mu cisza, choć to humoru wcale mu nie poprawiło, a wręcz przeciwnie. Gwałtownie wstał gniewnie patrząc na wciągu dalszym zamknięte drzwi.
- Granger do cholery! Albo zaraz stamtąd wyjdziesz albo wywarze te drzwi i osobiście zawlokę cię na boisko!
Kasztanowłosa zaśmiała się cicho wyobrażając sobie ten widok. Po chwili trochę spoważniała. Automatycznie wstała z podłogi i podeszła do okna. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i spojrzała przygaszonym wzrokiem na błonia.
- Nigdy byś tego nie zrobił.
Odpowiedziała w końcu,a jej poważny ton zdradzała nutka rozbawienia.
- Jesteś pewna?
Poirytowany, uniósł prawą brew spoglądając wyzywająco na zamknięte drzwi. Nim Hermiona się zorientowała blondyn wyważył je jednym silnym kopnięciem. Bez zbędnych słów podszedł do niej i nim zdążyła zaprotestować lub uciec blondyn złapał ją w pasie i przerzucił sobie przez ramię, zupełnie jakby była workiem ziemniaków.
- M…Malfoy?…?….!….?!
Wydukała ledwo, czując, że szok odebrał jej głos. Zaskoczył ją do tego stopnia, że nawet nie zauważyła gdy znaleźli się prawie na miejscu. Blondyn zatrzymał się tuż przed głównym wejściem na błonia. Odruchowo lekko poprawił dziewczynę, która nieznacznie osunęła mu się z ramienia.
- Dobra Granger. Dam ci wybór. Albo będziesz grzeczna i sama wejdziesz na boisko, albo zaniosę cię tam, tak jak teraz.
Kasztanowłosa wypuściła z rezygnacją powietrze, bezwładnie zwisając na ramieniu Ślizgona.
- A mam jakieś inne wyjście?
Mruknęła pytająco pod nosem, naiwnie licząc, że Malfoy pozwoli jej zrezygnować z udziału w finale.
- Hm….zastanówmy się…. NIE.
- To ja poproszę opcję pierwszą.
- Tylko nie próbuj uciekać. Dobrze wiesz, że cię dogonię, a wtedy nie będę taki miły.
Ostrzegł blondyn i mimo, że starał się utrzymywać nienaganną powagę obecna sytuacja wyjątkowo go bawiła. Kasztanowłosa jęknęła boleśnie, w duchu stwierdzając, że jej dalszy plan ucieczki niestety nie wypali.
Draco delikatnie postawił dziewczynę na podłodze, uważnie śledząc jej ruchy, by w razie problemów powstrzymać ją od bezcelowych prób ucieczki. Hermiona jednak tylko wydobyła z siebie kolejne bolesne westchnięcie i spojrzała na arystokratę wzrokiem zbitego psa. Ten widząc, że dziewczyna nie zamierza już uciekać uśmiechnął się pod nosem.
- Grzeczna dziewczynka.
Pochwalił ni to ironicznie ni to przyjaźnie, po czym gwałtownie palcem wskazał na wyjście.
- Jazda na boisko!! … I nie daj się zabić.
Dodał nieco zatroskany, choć było to coś w rodzaju rozkazu.
- Chwilami czuję się gorzej niż twoja matka.
Skomentował swój obecny los nim dziewczyna opuściła wnętrze Hogwartu. W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego rozbawiona, a on odruchowo odwzajemnił ten drobny lecz znaczący gest.
- Malfoy…
Przez chwilę kasztanowłosa odwróciła głowę patrząc w skupieniu na boisko, po czym znów skierowała swoje miodowe oczy na stalowe tęczówki arystokraty. Już otwierała usta by dokończyć przemowę, którą tak dyplomatycznie przerwała, gdy niespodziewanie przerwał jej chłopak. Nieznacznie przybliżył się do niej nachylając nad nią znacząco. Jednocześnie zmarszczył brwi i zrobił minę ni to oburzoną ni to rozbawioną.
- Czy ty zawsze musisz być taka uparta i mieć tyle do powiedzenia?
Było to jednak pytanie retoryczne i nie czekał na odpowiedź.
- Idź już.
Kiwnęła głową na znak zgody. Postawił dwa kroki przed siebie by po chwili nagle ożywiona odwróciła się do Ślizgona i uśmiechnęła szeroko.
- Kibicuj mi.
Z uśmiechem na ustach wybiegła z Hogwartu w stronę czekającej na nią drużyny.
Blondyn stał w przejściu, uważnie obserwując oddalającą się Gryfonkę. Nie potrafił powstrzymać naturalnego uśmiechu, który nieproszony lgnął mu na usta. Gdy Hermiona zniknęła w tłumie westchnął cicho jednak ciężko, na chwile spuszczając wzrok na podłogę i opierając się o pobliską ścianę.
- Ta dziewczyna mnie wykończy.


                                                                       *


Tłum zawrzał podekscytowany, gdy na boisko wleciały zawodniczki obu rywalizujących domów. Szybka rozmowa Dumbledore'a wraz z sędzią i kapitankami obu zespołów i finał został oficjalnie rozpoczęty.


                                                                       *

- Nasza dziewczynka!
Krzyknął dumnie i radośnie Harry, nie spuszczając z oczu swojej kasztanowłosej przyjaciółki. Był pod wrażeniem jej niemal perfekcyjnych manewrów na miotle. Jednocześnie poklepał po ramieniu Rona, stojącego obok niego.
- Dobrze ją wytrenowałeś.
Dodał po chwili, uśmiechając się przychylnie do przyjaciela. Rudzielec był jeszcze bardziej zaskoczony wypowiedzią Harrego niż talentem Hermiony. Spojrzał na niego niepewnie, nie do końca rozumiejąc to ostatnie stwierdzenie.
- Ale ja jej nie trenowałem.
- Słucham?
Ciemnowłosy wyraźnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Kilka razy zamrugał powiekami i w nikłym napięciu oczekiwał na słowa wyjaśnienia.
- Ja jej nie trenowałem. Myślałem że to ty ją uczyłeś.
Ron wyglądał na równie zaskoczonego jak jego zielonooki przyjaciel. Harry pokiwał przecząco głową.
- Ja nie…..
- Jak to nie ty.... to kto?


                                                              *


- Jej technika wydaje mi się dziwnie znajoma …
Szepnął do siebie Zabini, uważnie obserwując śmiałe poczynania młodej Gryfonki. Zamyślony podparł brodę na palcach i ścisnął brwi automatycznie przerzucając wzrok na siedzącego obok blondyna. Zamyślił się jeszcze bardziej i mocniej zmarszczył brwi widząc na jego twarzy uśmiech nieuzasadnionej satysfakcji.
- Wyglądasz na szczęśliwego.
Odparł spokojnie, a jego rysy twarzy znacznie złagodniały, zastąpiło je raczej nieme pytanie „dlaczego?”. Draco jednak nie poszczycił towarzysza spojrzeniem, które od początku meczu skierowane było na współlokatorkę. W odpowiedzi kiwnął głową, a jego uśmiech nieznacznie się powiększył. Blaise ciężko westchnął. Czuł mocną potrzebę rozmowy, a jego najlepszy i jedyny przyjaciel jak zwykle milczał. Przez te wszystkie lata ich znajomości, zdążył się już do tego przyzwyczaić. Mimo wszystko byli zupełnymi przeciwieństwami, a rozmowność była właśnie jedną z najbardziej różniących ich cech. Szybko jednak zorientował się, że to nie pora na takie przemyślenia oraz wspomnienia i ponownie przerzucił wzrok na boisko i tablice wyników. Slytherin prowadził, zresztą przecież to było oczywiste. Ich technika głównie polegała na faulowaniu i wykańczaniu przeciwniczek i właśnie w tym były najlepsze. Mimo wyraźnej przewagi Ślizgonek nikt nie mógł zaprzeczyć, że mimo wszystko zawodniczki Gryffindoru dały ładny popis swoich umiejętności, a największe wrażenie zrobiła początkująca Hermiona.
- Nie wiedziałem, że potrafi tak dobrze latać na miotle. Jej technika jest zaskakująco dobra jak na początkującą zawodniczkę. Brakuje jej jedynie doświadczenia. Gdyby wzięła się ostro do treningu kto wie, może byłaby jedną z najlepszych zawodniczek jakie quidditch widział….
Blaise nie zniechęcony milczeniem swojego przyjaciela, dalej kontynuował swoją życiową refleksję, która w chwili obecnej skupiła się na Hermionie Granger. Blondyn znów pokiwał głową na znak, że zgadza się z przedmówcą. Odwrócił głowę w stronę przyjaciela i uśmiechnął się ironicznie.
- Tylko się nie zakochaj.
Ciemnowłosy rozbawiony parsknął pod nosem, by po chwili spojrzeć na blondyna z wyrazem zwątpienia.
- Ja? To ty cały czas na nią patrzysz.
Młody Malfoy już otwierał usta by odgryźć się kumplowi, jednak ich rozmowa została przerwana przez podenerwowany głos corocznego komentatora Lee Jordana, dobiegający z głośnika.
- Hermiona Granger zauważyła znicz! Leci w jego stronę....niedobrze… tuż za nią Pansy Parkinson.. .żadna nie chce odpuścić! Robi się niebezpiecznie…
Blondyn zerwał się jak oparzony ze swojego vipowskiego miejsca i szybko odnalazł wzrokiem wymienione dziewczyny. Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie. O ile Hermiona za wszelką cenę próbowała złapać złoty znicz, Pansy obrała sobie inny cel – wyeliminowanie przeciwniczki.
- Odpuść.
Szepnął odruchowo, uważnie śledząc błyskawicznie lecącą kasztanowłosą znajdującą się w sporej odległości od ziemi. Tuż za nią leciała Ślizgonka, co jakiś czas próbując ją podhaczyć i zepchnąć z obranego toru lotu bądź samej miotły.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie usłyszy jego cichego polecenia. Odruchowo zacisnął dłonie w pięści. Lekko walną nimi w barierkę i przeklną siarczyście pod nosem. A tyle razy jej powtarzał by nie ryzykowała i nie wchodziła w bezpośrednie potyczki z Parkinson. Jednak było już za późno. Pansy dopięła swego, jeden szybki i sprawny ruch i kasztanowłosa strącona nie zdołał utrzymać się na miotle i s z hukiem padła na ziemie.
Tłum zamarł, wyglądając za arenę.
- Cóż za okropny wypadek. Hermiona Granger, kapitan Gryffindoru została poważnie sfaulowana.
Głos komentatora przywrócił go do rzeczywistości. Wraz zresztą zebranych na arenie, momentalnie wyjrzał za barierki, dostrzegając leżącą na piasku współlokatorkę. Kasztanowłosa poturbowała się dosyć mocno, jednak ku zdziwieniu wszystkich, była w stanie się poruszać. Mimo wypadku, nie zamierzała odpuścić Ślizgonce. Na drżących rękach walczyła z własnymi słabościami, próbując się podnieś. Szło jej to dosyć ciężko i nawet z daleka było widać, że bardzo się męczy.
- Wstawaj.
Jego niemy szept brzmiał niczym błagalny rozkaz. Z prawdziwą wojną uczuć obserwował jak dziewczyna nieporadnie próbuje podnieść się z boiska. Po chwili jej się to udało. Podniosła się z ziemi na chwiejnych nogach, jednak ustała. W tym momencie podbiegło do niej kilka osób z zamiarem zbadania i wyprowadzenia z boiska, jednak zatrzymała ich ruchem ręki. Siostra Pomfrey nie była jednak zadowolona z takiej nierozsądnej postawy Hermiony.
- Na pewno nic ci nie jest? Jak się czujesz?
- Cudownie.
Odparła poważnie, po czym splunęła krwią. Nie zważając na protesty pielęgniarki i osób jej towarzyszących wyciągnęła rękę w stronę gdzie kilka metrów dalej leżała jej miotła. Posłusznie znalazła się w jej dłoni. Hermiona nieznacznie zacisnęła na niej palce i spojrzała w górę, najpierw na zaciętą rywalizację zawodniczek, później na sektor Slytherinu. Choć nie widziała blondyna, wiedziała, że właśnie tam się znajduje.
- Wybacz Malfoy, ale nie zamierzam jej odpuścić.
Szepnęła pod nosem. Nie zważając na protesty szkolnej pielęgniarki, usiadła na miotłę i wzbiła się w górę.
Tłum znów zawrzał z podekscytowania, szczególnie kibice Gryffindoru. Z głośnika wydobył się rozradowany głos Lee Jordana.
- Nie do wiary! Wygląda na to, że Hermiona Granger wyszła z wypadku bez szwanku i powróciła do gry! Cóż za niewiarygodna dziewczyna!
Draco westchnął ciężko. Ulżyło mu, że kasztanowłosej nic się nie stało. Po chwili zerknął na boisko i Hermionę otoczoną przez dziewczyny ze swojego zespołu, które nie kryły radości z faktu, że ich kapitan i szukająca wróciła do gry. Nim nad nimi zapanował, kąciki jego ust nieznacznie uniosły się ku górze.
- Wiedziałem, że mnie nie posłucha.
Szepnął pod nosem, choć mimo, że starał się to ukryć był z tego faktu zadowolony.
- Zdajesz sobie sprawę, że gadasz do siebie?
Jego przemyślenia przerwał zdziwiony, a jednocześnie rozbawiony głos Zabiniego, który od dłuższego czasu uważnie mu się przyglądał.
Arystokrata w odpowiedzi wzruszył ramionami i uśmiechnął się ironicznie do kumpla.
- Lubie rozmawiać z kimś inteligentnym.
Zabini zaśmiał się szczerze, jednak nieoczekiwanie i szybko spoważniał.
- Ej! Czy to jakaś aluzja?!
- Ależ skąd.
Blondyn starał się utrzymywać powagę, ale widząc zbulwersowany wyraz twarzy swojego towarzysza, głośno się zaśmiał i poklepał go przyjacielsko po ramieniu.
- No już diabełku, nie gniewaj się. Po meczu pójdziemy na ognistą.
Odparł pocieszająco, niczym matka do swojego dziecka. Blaise przez chwilę wyglądał na naburmuszonego, jednak stopniowo jego wyraz twarzy łagodniał aż w końcu pokiwał potwierdzająco głową, zgadzając się z tą propozycją blondyna.
- Wiesz jak mnie udobruchać.
Odparł w końcu radośnie i wyszczerzył się do przyjaciela, ten z kolei w odpowiedz tylko potwierdzająco pokiwał głową, z lekkim jednak szczerym uśmiechem na ustach. Nieoczekiwanie dopadła go myśl, że ostatnimi czasy częściej się uśmiecha, choć wiedział, że bezpieczniej będzie jeśli nie zagłębi się w analizowanie tego tematu i zjawiska. Odgonił natłok zbędnych myśli i skupił się na obserwowaniu kolejnej części meczu.
W jeden chwili wszystko potoczyło się niemal jak na przyśpieszonym filmie. Hermiona, która ponownie zauważyła znicz, zdeterminowana i skupiona leciała tuż za nim. Na boisku zrobiło się wyjątkowo tłoczno. Każda zawodniczka próbowała dać z siebie wszystko, co doprowadziło do wyjątkowego zamętu na stadionie. Przez chwilę Hermiona zniknęła gdzieś między filarami areny, gubiąc przy okazji Pensy, by po chwili wyłonić się z między szczebli podstawy stadionu, zawzięcie próbując złapać przepustkę do wygranej. Draco zerwał się jak oparzony ze swojego miejsca, zupełnie nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie widział. Niespodziewanie i zupełnie nagle cała arena wstrzymała oddech, a swoje spojrzenia utkwiła w kapitan Gryffindoru, która gwałtownie zatrzymała się dosłownie na samym środku boiska. Minęła minuta, w trakcie której nikt nie odważył się odezwać, ani poruszyć. Dopiero po chwili wszyscy zdołali ocknąć się z szoku.
- Wygrywa Gryffindor!!
Z mikrofonu wydobył się rozentuzjazmowany krzyk Lee Jordana. Momentalnie arena uniosła się od wrzasków i wiwatów na cześć zespołu i kapitan, która poprowadziła drużynę do zwycięstwa.
Kasztanowłosa ciągle w ogromnym szoku, unosiła się na miotle. Odruchowo zacisnęła palce na przedmiocie, który nieoczekiwanie złapała. Jakby upewniając się, czy on tam faktycznie jest.
– Złapałam?
Spytała cicho samej siebie, tempo wpatrując się w przedmiot, który trzymała w prawej dłoni. W jej oczach odbij się złoty blask znicza. Blondyn z uwagą wpatrywał się w dziewczynę, podobnie jak ona nie mógł uwierzyć w to co się właśnie stało. Z niewyjaśnioną ulgą i dumą wypuścił głośno powietrze.
- Złapała.
Szepnął cicho, nie mogąc zapanować nad uśmiechem szczęścia i satysfakcji.
Dziewczyna trwała jeszcze chwilę w amoku, gdy do jej uszu dobiegł rozentuzjazmowany krzyk „Wygrywa Gryffindor”. Ta wypowiedź komentatora zaskoczyła i zdezorientowała ją jeszcze bardziej.
-Gryffindor?
Powtórzyła cicho, by już w następnej chwili jej oczy zabłysły radośnie, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech, któremu towarzyszył krzyk zwycięstwa.
- Wygraliśmy!
Gwałtownie, nie zastanawiając się nad tym co robi, odwróciła się w stronę boksu Slytherinu. Nie zajęło jej długo wyszukanie spośród przybitych i wściekłych Ślizgonów tego jednego i na pewno najważniejszego. Dostrzegła go. Nie miała wątpliwości, że gdyby nie on, turniej quidditchu potoczyłby się zupełnie inaczej i na pewno nie miałaby okazji do świętowania. Dzisiejsza wygrana, była ich wspólnym sukcesem, choć tylko oni o tym wiedzieli. Radośnie się mu przyglądając, podniosła rękę do góry, ukazując złoty znicz.
- Złapałam.
Szepnęła cicho, jednak doskonale wiedział, co dziewczyna usiłowała mu powiedzieć. Skinął głową, nie mogąc sobie pozwolić na wyraźniejszy gest. Mimo tego, że był otoczony z każdej strony Ślizgonami, nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który zupełnie nieproszony wkradł mu się na usta. Obdarował nim dziewczynę. Łzy szczęścia i wzruszenia zabłysły w jej oczach, na co arystokrata tylko szerzej się uśmiechnął i pomachał głową w geście roztargnienia, spuszczając wzrok na barierki areny, o które zapierał się rękami.
-Głupia. I po cholerę ryczysz?
Mruknął do siebie, pod nosem. Odruchowo podniósł na nią roztargnione spojrzenie i kiwnął głową na boki, tym samym komentując jej obecne zachowanie. Mimo, że nie słyszała o czym mówił, po jego postawie wywnioskowała, że za coś ją krytykuje. Uśmiechnęła się do niego roztargniona, by sekundę później wybuchnąć niekontrolowanym atakiem płaczu. Tym razem, tego ze szczęścia.
Chwilę tą przerwało stadko dziewczyn, które w euforii rzuciły się na swoją przywódczynię, wesoło wiwatując na jej cześć. Dopiero po chwili udało jej się uwolnić z ich uścisku i przerzucić wzrok na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał arystokrata. Jednak już go tam nie było. Na jej twarzy pojawił się wyraz lekkiego zawiedzenia, lecz nim zdążyła cokolwiek zrobić została ściągnięta na ziemie. Tam, z łzami wzruszenia w oczach, rzuciła się na nią Ginny.


                                                                 *


- Malfoy! Malfoy!
Dziewczyna szybko przemierzała opuszczony korytarz na czwartym piętrze, przy okazji nawołując arystokratę. Chciała z nim porozmawiać, pobyć, posprzeczać albo po prostu pomilczeć. Odkąd tylko udało jej się uciec od drużyny i przyjaciół pod pretekstem przebrania, szukała go, jednak nigdzie nie mogła znaleźć. Zostało jedno i najbardziej prawdopodobne miejsce – ich dormitorium.
-Malfoy…
Szepnęła cicho gdy wbiegła do pomieszczenia i ku jej zdziwieniu i rozczarowaniu go w nim nie zastała. Zrezygnowana zatrzymała się na środku dormitorium. Spuściła wzrok na dywan, a palce mocniej zacisnęła na miotle.
- Stęskniłaś się?
Gwałtownie odwróciła głowę i lekko uśmiechnęła do rozmówcy. Niedaleko niej stał arystokrata. Szarmancko opierał się o ścianę, z rękami skrzyżowanymi na torsie. Starał się o obojętny ton, jednak w rzeczywistości jego retoryczne pytanie zabrzmiało łagodnie i wręcz uroczo. Szczególnie, gdy jeszcze się uśmiechnął. Dziewczyna spokojnie podeszła do niego, bojąc się wykonać jakiekolwiek gwałtowniejsze ruchy. Oboje nie spuszczali z siebie wzorku, a wpatrywanie się w siebie, pogłębiło się jeszcze bardziej, gdy kasztanowłosa stanęła tuż przed nim.
- Malfoy…
Zrobiła krótką pauzę, w czasie której spuściła wzrok na panele, jednak dosyć szybko ponownie go podniosła.
-… nie jesteś zły?
Blondyn poruszył się znacznie, odrywając plecy od ściany i spuszczając ręce wzdłuż ciała. Był przekonany, że dziewczyna chce go spytać, lub powiedzieć mu coś zupełnie innego. Zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc tok myślenia dziewczyny.
- Niby dlaczego?
- Bo… bo wygrałam.
W pierwszej chwili reakcją chłopaka był szczery śmiech. Jednak widząc oczekujące i niepewne spojrzenie dziewczyny, tylko przybrał na siebie lekki uśmiech.
- Nie.
- Ale…
- Wiem Granger co usiłujesz mi powiedzieć i moja odpowiedź brzmi Nie. Co prawda, gdy cię szkoliłem, przez myśl mi nie przeszło, że wygrasz, jednak skoro już tego dokonałaś i dokopałaś mojemu domowi... gratuluje. Ślizgoni przegrali i za to co teraz powiem powinni mnie wyrzucić na zbyt pysk, jednak nie czuje się źle z faktem, że Gryffindor wygrał. Wręcz przeciwnie.
Odpowiedział mu szeroki uśmiech dziewczyny i nieodgadniony błysk w jej miodowych oczach. Kasztanowłosa nagle nabrała ochoty przytulenia blondyna, ale szybko odrzuciła od siebie te myśli. Przecież w ciągu dalszym to wróg, nawet jeśli mają chwilowe zawieszenie broni. Zresztą Draco nie był tak wylewny jak Harry czy Ron, więc ten przyjacielski gest na pewno pozostałby dla niego niezrozumiały. Nie zmieniało to jednak faktu, że miedzy wierszami dał jej do zrozumienia, że jest z niej dumny. Te kilka słów Malfoy'a znaczyło dla niej więcej, niż złoty puchar i gratulacje wszystkich uczniów oraz profesorów, razem wzięte.
- A jak twoja numerologia?
Spytała po chwili ciszy, chcąc nakierować myśli na bezpieczniejszy tor.
- Zrobiłaś ze mnie kujona, więc o to nie muszę się martwić.
Mówiąc to nonszalancko zaczesał sobie włosy do tyłu, po czym uśmiechnął się do dziewczyny. Odwzajemniła ten gest przypominając sobie niewątpliwie ciężkie początki ich wspólnej nauki, aż w końcu jej miłe, a nawet i zabawne etapy. Wspólna, wielogodzinna nauka, w odosobnieniu tych czterech, ścian zbliżyła ich do siebie bardziej niż zrobiłyby to jakikolwiek urok czy eliksir. Niespodziewanie wyciągnął ku niej rękę. Hermiona zamrugała kilka razy oczami, ze zdziwieniem przypatrując się jego dłoni.
- Nie boisz się, że pobrudzę cię szlamem?
Spytała dość cicho jednak poważnie. Arystokrata potraktował ją dziwnym uśmiechem.
- Umyje się.
Teatralnie wywróciła oczami, jednak w odpowiedzi podał mu swoją dłoń.
- Gratuje całkiem dobrego meczu Granger. Widać, że uczyłaś się od mistrza.
Mówiąc to wyprężył się dumnie, na co dziewczyna zareagowała cichym parsknięciem śmiechu. Uśmiechnęła się delikatnie i pomachała przecząco głową.
- Nigdy się nie zmienisz, prawda Malfoy? Ale dziękuje. Miło usłyszeć od największego chama w Hogwarcie takie słowa.
Spojrzał na nią spod łba, choć dalej był rozbawiony i uśmiechnięty.
- Granger, ja staram się być dla ciebie miły.
- Ja też.
Wyszczerzyła się do niego, jednocześnie uznając ten dzień za najlepszy w całym swym życiu.
- Nawet dobrze się z tobą współpracowało Malfoy.
- Nawzajem Granger.
Oboje zamilkli, zupełnie jakby myśleli co powiedzieć, by jak najbardziej przedłużyć te rozmowę, choć dobrze wiedzieli, że nie powinni tego robić. Przecież nie mogli nagle zapomnieć o całej nienawiści. Mieli świadomość, że muszą zapomnieć o całej tej współpracy oraz o myślach i uczuciach jakie jej towarzyszyły. Znów trzeba było postawić te cegły, które przez ostatnie dwa tygodnie, dzień w dzień usuwali z dzielącego ich od lat muru. Dalej byli wrogami i tego musieli się trzymać. Nie przypuszczali tylko, że wraz z minionym zakładem nie będą już potrafili być dokładnie tacy jak dawniej. Coś się zmieniło. Zarówno w nim jak i w niej.
Spojrzała w jego stalowe źrenice, ostatni raz widząc w nich coś więcej niż lodowaty chłód.
- Czyli jutro zapominamy o wszystkim i będziemy się zachowywać tak jak dawniej?
Chwilę uważnie się jej przyglądał, intensywnie myśląc czy aby na pewno tego chce. W efekcie końcowym zdobył się na przytakujące kiwnięcie głową.
- Taka była umowa.
Osoba trzecia mogła by przysiąc, że w ich głosach dało się wyczuć nutkę smutku i skrywanej tęsknoty, a o silniejszych emocjach jakie towarzyszyły w tej chwili owej dwójce, mógłby świadczyć choćby fakt, że w ciągu dalszym trzymali swoje prawe dłonie.
Minęła minuta, w trakcie której oboje bili się z własnymi myślami i skrywanymi choć nie w pełni rozumianymi uczuciami. Odruchowo skierowali swoje spojrzenia na splecione dłonie. Momentalnie, jednak w głębi serca niechętnie puścili swoje ręce. Hermiona posłała mu ostatnie spojrzenie, po czym odwróciła się w stroną łazienki. Nagle zebrało jej się na płacz, a pretekst przebrania się był odpowiedni by oderwać się od zgubnego towarzystwa Malfoy'a. Nie potrafiła się jednak pozbyć ogromnego uczucia pustki i niespełnienia. Chyba oczekiwała czegoś innego. Choć sama nie do końca wiedziała czego.
Draco uważnie śledził wszystkie, nawet te najdrobniejsze ruchy i gesty dziewczyny. Moment, w którym wypuścił jej dłoń ze swojej, od razu zaliczył do najgorszych chwil tego dnia. W momencie, w którym kasztanowłosa odwróciła się do niego plecami i postawiła krok w stronę łazienki, czuł jakby właśnie coś tracił. Mimo tego, nie potrafił jej zatrzymać. Gdy zniknęła za drzwiami łazienki, gwałtownie i mocno walnął pięścią w ścianę, próbując przy tym wyładować natłok nierozumianych uczuć. Przeklął pod nosem, wściekły na samego siebie.
- Co się ze mną dzieje?
Szepnął pod nosem, pocierając dłońmi zmęczoną twarz. Chwile trwał w milczeniu.
- To twoja wina Granger.
Dodał cicho i odruchowo spojrzał na łazienkowe drzwi. Tylko one ich dzieliły. Jednak było to i tak zbyt wiele.
Kasztanowłosa gdy zamknęła za sobą drzwi, gwałtownie oparła się o nie całym ciałem. Przymknęła powieki, chcą uspokoić drżące dłonie i zbyt szybko bijące serce. Pokierowała dłoń na swoją klatkę piersiową, wsłuchując się w nierówne i mocne uderzenia serca, jednocześnie mocniej ściskając fragment swojego ubrania, tuż przy mostku.
- Co się ze mną dzieje?
Szepnęła cicho, zmieszana zsuwając się plecami wzdłuż drzwi i kucając na podłodze.
- To twoja wina Malfoy.
Dodała drżącym głosem, opierając głowę o drewnianą powierzchnię, tempo wpatrując się w biały sufit łazienki. Zupełnie jakby miała z niego usłyszeć odpowiedź, co przyniesie kolejny dzień.





16 komentarzy:

  1. Uwielbiam , a nawet kocham to, jak opisałaś mecz.
    Często wracam do tego momentu :)
    Rozdział jak zwykle świetny .

    OdpowiedzUsuń
  2. wielbie cie za ten rozdzial! najlepsze dramione jakie czytalam!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu się wzruszyłam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest po prostu.. Nie mam słów na niego. Powiem tyle, że jest świetny!

    OdpowiedzUsuń
  5. ,,Nie potrafiła się jednak pozbyć ogromnego uczucia pustki i niespełnienia. Chyba oczekiwała czegoś innego.,,To tak jak ja.Po tym rozdziale czuje niedosyt,ale i tak jest bardzo dobrze napisany.Ide do następnego rozdziału.Mam nadzieje,że będzie lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak opisujesz, to od razu mam to przed oczami. Brawo. Kocham twój blog!

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne opisy :)
    rewelka :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super... Chciałam wrócić jeszcze do sprawy Kruma.... Nie wyobrażam sobie życia bez mojego chłopaka w taki sposób że wiem że on nie żyje... Wolała bym rostać się z nim i płakać nocami... Nawet gdybym go widziała z inną kobietą płakała bym ale w głębi serca była bym szczęśliwa że on uśmiecha się...

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mam pojęcia czy jeszcze ktoś tu zagląda,i rozumiem że ff rządzi się swoimi prawami ale wydaje mi się że jeśli Hermiona jest w ostatniej klasie to Lee Jordan nie powinien komentować meczu ale taki mały szczegół. Poza tym rozdział świetny tak jak i pozostałe, czytam już drugi raz całość bo miło jest wrócić do tej dobrej pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również powtarzam, już nawet nie mam pojęcia po raz który ;) Ja tłumaczę sobie tą sytuację z Lee w taki sposób, że został on do tego zatrudniony (nie żebym wiedziała po co), ale raczej to po prostu błąd w fabule. Chociaż w sumie ciężko mi zawsze było sobie wyobrazić kogoś innego na jego miejscu, był niezastąpiony.
      Aha, a co do zaglądania, to chyba należę do klubu osób, które wciąż mają nadzieję na epilog, jakkolwiek niemożliwie to brzmi :))

      Usuń
  11. Ta końcówka! Cud, miód i orzeszki :) Wiedziałam, że wygrają w końcu z taką panią kapitan :D

    OdpowiedzUsuń