niedziela, 5 maja 2013

[21.] Wspólne dziś, osobne jutro.



Nie lubię pić kawy, ale jej zapach doprowadza mnie do szaleństwa.
Nie mogę Cię mieć i z Twoim zapachem jest tak samo.”




Od dłuższego czasu panowała między nimi nieprzenikliwa cisza.
Zarówno dziewczynie jak i chłopakowi nie śpieszyło się do jej przerwania. Kasztanowłosa milczała chcąc w jakimś stopniu uspokoić się i skoncentrować przed meczem, a blondyn zazwyczaj był małomówny, więc jego zachowanie było jak najbardziej naturalne. Mimo swojej spokojnej i cichej natury, w chwili obecnej milczał chcąc w ten sposób ukryć przed Hermioną i samym sobą fakt, że najzwyczajniej w świecie w jakimś, nawet jeśli tylko minimalnym stopniu, to jednak się denerwuje. Już dzisiaj miał się odbyć wyczekiwany przez wszystkich zarówno uczniów jak i profesorów turniej quidditcha. Nawet dyrektor Dumbledore odwołał na te okoliczność wszystkie pozostałe zajęcia. Bez wątpienia było to jedno z najważniejszych Hogwarckich wydarzeń w owym roku.
Westchnął cicho pod nosem, pocierając sobie twarz dłońmi. Teoretycznie nie miał sobie nic do zarzucenia. Wywiązał się z umowy. Dał Granger tyle ile mógł w ciągu tych dwóch tygodni. Wpoił zasady, nauczył podstaw, wytrenował, nawet pokazał różne sztuczki, które praktycznie nieraz pomagały mu wygrać i które tylko on znał i praktykował. Co najważniejsze to właśnie on, nauczył latać ją na miotle, co zresztą było jednym z największych wyzwań w jego życiu.
Mimowolnie uśmiechnął się do siebie, na wspomnienie jednej z pierwszych lekcji, w której to właśnie kazał Hermionie wsiąść na miotłę i przelecieć rundkę wokół boiska. Doskonale wiedział, że dziewczyna nie tylko nie potrafi latać na miotle, ale również jej się boi i to wręcz panicznie. Namówienie jej by przywołała ją do siebie było nie lada wyzwaniem, a co dopiero nakłonienie do wejścia na nią i oderwania stup od ziemi.
Oderwał ręce od twarzy automatycznie unosząc wzrok na wysokość kominka i podparł podbródek rękami, te z kolei zaparł o uda. Wydawało mu się że w skaczących płomieniach ognia dostrzega urywki ich wspólnych treningów. Nie chciał tego, ale mimo wszystko wiedział, że te dwa tygodnie spędzone na wspólnych ćwiczeniach i nauce, bardzo ich do siebie zbliżały, a każdy kolejny, razem spędzony dzień, usuwał jedną cegiełkę z ich niewidzialnego muru, który już 7 lat temu postawili i do niedawna jeszcze bardziej go rozbudowywali. Na jego twarzy zagościł niechciany uśmiech gdy przypomniał sobie sposób w jaki nauczył pannę Granger latania na miotle. Dziewczyna mimo naprawdę szczerych chęci nie potrafiła przełamać się ze swoją własną słabością i oswoić z widokiem miotły. Uśmiech na jego naturalnie bladej twarzy poszerzył się jeszcze bardziej z chwilą gdy jego wspomnienia powędrowały jeszcze dalej.

                                                                        *


Kasztanowłosa stała nieporadnie na opuszczonym boisku quidditcha, patrząc z przerażeniem na leżąca nieopodal niej miotłę. Spuściła ramiona w geście załamania, by po chwili zakryć twarz dłońmi.
- Nie dam rady.
Szepnęła cicho, a jej głos nieznacznie zadrżał, zdradzając mieszankę uczuć panująca w Gryfonce. Od smutku, poprzez załamanie i kompletną bezradność pomieszaną z goryczą, a na rozczarowaniu samą sobą kończąc. Mocniej przymknęła powieki, nie chcąc rozkleić się przy chłopaku i to z niby tak błahego powodu.
Ślizgon milczał już od dłuższego czasu, uważnie przyglądając się jej nieporadnym próbą pokonania własnego, niczym nieuzasadnionego, lęku przed lataniem. Pod wpływem, czegoś czego nawet nie był w stanie wyjaśnić, bez słowa stanął tuż za nią. Jednak ona ani tego ruchu Ślizgona nie zauważyła ani również nie usłyszała. Nieoczekiwanie pochylił się nad nią, zrobił to ostrożnie jednak mimo wszystko zdecydowanie. Wiedział, że każdy zbyt gwałtowny ruch może spłoszyć kasztanowłosą i mimo wszystko tego nie chciał. Nachylił się nad nią jeszcze bardziej, niemal przywierając sobą do jej pleców. Delikatnie otoczył ją ramionami, by po chwili ująć jej dłonie w swoje i delikatnie odsunąć je od zarumienionej twarzy. Kasztanowłosa zamarła, a jej ciało przeszedł niekontrolowany dreszcz wywołany nieoczekiwaną, w dodatku odczuwalną, bliskością blondyna. Jego usta były tuż nad jej uchem. Z niecierpliwością czekała aż jego cichy oddech, muskający jej szyję, zmieni się w choćby jedno słowo. Potrzebowała tego. I mimo, że nie spodziewała się tego po blondynie, on spełnił jej podświadomą, niemą prośbę. Łagodnie, pełnym opanowania jednak męskim, pewnym tonem, cicho mówił jej jak prawidłowo i najlepiej trzymać miotłę i jak odbić się od ziemi. Słuchała go uważnie, wsłuchując się w jego męski, jednak w tym momencie delikatny, głos. Powoli przyzwyczają się do jego bliskiej obecności i mimo, że wciąż była zbyt zestresowana by wykonać jakikolwiek ruch, jej ręce przestały drżeć, a spięcie mięśni stopniowo mijało. Nigdy jeszcze świadomie nie była tak blisko chłopaka, w tak bardzo otwartej, niemal intymnej pozycji i wbrew zdrowemu rozsądkowi, dobrze i bezpiecznie czuła się w jego ramionach. Nie potrafiła jedynie odgadną co w tej chwili czuł chłopak i co nim kierowało, że zdecydował się na tak odważny i bliski kontakt. W końcu przecież to zawsze on, miał ją za nic nie wartą szlamę, której już sam widok go obrzydzał. A tymczasem to właśnie on, zdecydował się by ją dotknąć i objąć.
Nie miała pojęcia, że nawet on, nie jest w stanie odpowiedzieć ani jej, ani samemu sobie, na te pytania. Obejmował ją niemal tak, jakby w swoich ramionach chroniąc przed całym złem tego świata. Wiedział, że nie powinien tego robić, jednak nie mógł, nie potrafił i nie chciał się od niej odsunąć. Coś go w niej hipnotyzowało, przyciągało, nawet intrygowało. Ciągle, niemal szeptem, mówił jej wprost do ucha słowa otuchy, jednocześnie upajając się jej delikatnym, kobiecym zapachem. Miał wrażenie, że była to najintymniejsza chwila jakiej doświadczył w obecności kobiety, choć przecież miał ich już setki i to w dużo bezpośredniejszych zbliżeniach. Czuł ciepło jej ciała, spokojne bicie serca i rozgrzany oddech, a jej zapach działał na niego jak najsilniejszy narkotyk. To, że była nieczystej krwi, nie miało już w tej chwili żadnego znaczenia.
Jedną ręką wciąż przytrzymywał jej nadgarstek, który delikatnie spuścił wzdłuż jej ciała, jej drugą dłoń zaś wolno wyciągnął gdzieś w bok. Nie przestawał mówić do Hermiony, widząc, że mimo wszystko jego głos ją w jakimś stopniu uspokaja i odrywa od przytłaczających myśli. Miał rację. Sparaliżowana targającymi w niej uczuciami i myślami, nawet nie zwróciła uwagi, że w tej samej chwili blondyn zdołał przywołać do nich miotłę, a ona znajdowała się w jej wyciągniętej dłoni, którą cały czas przytrzymywał, mocniej zaciskając jej i swoje palce na drewnianym trzonie. Gdy to wszystko do niej dotarło, wstrząsnął nią lekki dreszcz. Odruchowo chciała zabrać rękę z miotły, jednak chłopak uniemożliwił jej to, mocniej pokrywając jej dłoń swoją i ponownie dociskając na miotle. Znów poczuła jego ciepły oddech na swojej skórze, choć nawet nie wiedziała co szepnął jej do ucha. 


                                                                             *

Ogień w kominku trzasnął niespokojnie odrywając go od chwili wspomnień. Pokiwał lekko głową, pozbywając się tych absurdalnych obrazów z głowy. W tamtej chwili, pierwszy raz był tak blisko i to z własnej, nieprzymuszonej woli obok Gryfonki. Nie miał pojęcia czym się kierował w tamtej chwili, wiedział również, że nigdy nie pozna,ani nie uzyska odpowiedzi na to pytanie. W tamtej chwili, gdy otoczył ją ramionami czuł jej strach, pomieszany ze skrępowaniem, a zarazem to dziwne ciepło i poczucie bliskości, jakie od niej biły. Słyszał jej przyśpieszone bicie serca, zmieszane z nierównym oddechem, który tak bardzo starała się ukryć. Przymknął powieki, wracając jeszcze raz do momentu, który wydarzył się chwile później. Do momentu, w którym poddała mu się całkowicie. Do momentu, w którym Hermiona Granger mu zaufała.                                         

   
                                                                             *

Wiedział, że dziewczyna nie jest w stanie sama polecieć. Nie próbował nawet od niej tego wymagać, tym bardziej, że już zrobiła tak duży krok, jakim było samo oswojenie się z obecnością miotły obok niej oraz wejście na nią. Mimowolnie się uśmiechnął widząc jak sparaliżowana siedzi na miotle, kurczowo stopami wbijając się w ziemie i boleśnie wbijając palce w drewniany kij. W ramach skomentowania obecnego widoku wywrócił teatralnie oczami i pokiwał głową w geście roztargnienia. Nie zastanawiając się zbyt długo nad tym co robi, bez słowa usiadł tuż za nią na miotle. Nie protestowała. Była zbyt sparaliżowana strachem by narzekać teraz na tak bliską i kolejną obecność znienawidzonego arystokraty. Nie czekał na jej pozwolenie, wiedział, że i tak go nigdy nie uzyska. Nie czekał również na jakiekolwiek protesty z jej strony. Lekko oderwał nogi z trawy, a miotła uniosła się metr nad ziemią. Hermiona momentalnie zadrżała i przymknęła oczy. Czuł jak jej drobne i delikatne palce mocniej i niespokojnie zaciskają się na trzonie miotły, a jej plecy mimowolnie wbijając się w jego ciało. Uśmiechnął się pod nosem, w jakimś stopniu rozczulony i nawet lekko rozbawiony tym widokiem.
- Nie bój się Granger
Szepnął delikatnie, tuż nad jej uchem. Sam nie wiedział dlaczego ale chciał dodać jej otuchy, nawet jeśli nie powinien tego robić. Kasztanowłosa przymknęła mocno powieki i gwałtownie pokiwała głową na boki, jakby na znak, że wcale się nie boi. Mimo to, nie otworzyła oczu i bardziej wbiła swoje plecy w ciało blondyna. Czuła, że wzbija się w powietrze coraz wyżej i wyżej. Strach sparaliżował ją całkowicie. Bała się poruszyć,bała się coś powiedzieć, bała się otworzyć powieki. Była pewna, że jeśli wykona którąkolwiek z tych czynności po prostu spadnie. Chłopak jakby czując obawy dziewczyny, mocniej oplótł ją ramionami i znacząco zacisnął swoje dłonie na jej.
- Otwórz oczy.
Jego spokojny, wręcz proszący ton zabrzmiał tuż nad jej uchem, jednak w tym momencie w ogóle nie skupiała się na obecności blondyna i tym co za sobą niesie. Nerwowo i przecząco pokiwała głową, momentalnie zaciskając mocniej powieki i przegryzając dolną wargę. Widział ten grymas na jej twarzy i lekko uśmiechnął się sam do siebie. Wyglądała tak bezbronnie i nieporadnie. Niczym dziecko, które zgubiło mamę w centrum handlowym. Westchnął cicho pod nosem komentując tym samym swój obecny żywot, jednak mimo wszystko nie zniechęcił się do dalszych prób nauczenia panny Granger latania na miotle.
- Otwórz oczy.
Powtórzył spokojnie, a jego ton zabrzmiał jeszcze łagodniej niż zamierzał. Sam tego nieświadomy mocniej objął ją całym ciałem, bardziej pochylając się nad płatkiem jej ucha, przyjemnie drażniąc go swoim rozgrzanym, spokojnym oddechem. Lekko uchyliła powieki, a swoje miodowe oczy od razu skierowała na ich splecione dłonie. Nie umiała jednak określić czy ten widok bardziej ją zestresował czy też uspokoił. Dopiero po chwili inna rzecz przykuła jej uwagę. Spodziewała się, że znajduje się co najmniej kilka kilometrów nad ziemią, tymczasem unosiła się w miejscu, w odległości około 1,5 metra od trawy. Westchnęła głośno z nieukrywaną ulgą. Zachęcony reakcją dziewczyny, skierował miotłę by leciała przed siebie, jednak wolno i blisko podłoża. Czuła się naprawdę bezpieczna. Nie spodziewała się aż tak wyrozumiałego podejścia ze strony Ślizgona. Właściwie to żadnego podejścia się nie spodziewała, a już na pewno nie takiego. Uśmiechnęła się sama do siebie, czując jak leciutki wiatr rozwiewa jej chaotycznie spięte loki, które wysunęły się z codziennego uczesania. Poczuła się jakby lżej. Przymknęła powieki starając się dotrzeć same pozytywne aspekty tej chwili. Powoli odrzucała od siebie ten paniczny strach przed lataniem, choć wiedziała, że jeśli blondyn zacznie się wznosić wyżej, wpadnie w niepohamowany atak histerii. Ten jednak nic takiego nie zrobił. Milczał, z zaciekawieniem obserwując ciało Gryfonki, które z każdą chwilą zaczęło się rozluźniać i oswajać z tym momentem.
Lecieli tak długo okrążając kilka razy błonia, aż dziewczyna w pełni się rozluźniła.
- Trzymaj mocno.
Szepnął, przerywając tak długo panującą już między nimi cisze. Przestraszona tymi słowami otworzyła powieki. Odruchowo chwyciła mocniej miotłę, by po chwili czuć jak blondyn powoli i spokojnie zabiera ręce z jej dłoni, które przez cały czas, aż do tej pory przytrzymywał.
- Nie.... proszę.
Wydukała z dramatycznymi przerwami, czując jak nagła fala strachu zalewa ją całą. Jej dłonie zaczęły drżeć, a ona sama z przerażeniem obserwowała jak blondyn puszcza jej ręce, a co za tym szło, również miotłę.
-Ci..
Szepnął tylko. Uspokoił ją, w jakimś minimalnym stopniu.
- Skup się Granger. Będzie dobrze.


                                                                      *

Kolejny trzask dogasającego ognia w kominku przerwał mu jego chwilę wspomnień.
Ukradkiem spojrzał na teoretycznie skupioną, a w praktyce nieobecną dziewczynę. Kasztanowłosa siedziała na sofie, z podkurczonymi pod samą brodę nogami, mocno obejmowała je ramionami, a podbródek oparła o kolana. Jej przygaszony wzrok uważnie śledził równie przygaszający ogień w marmurowym kominku.
Westchnął pod nosem, ociężale wstając z fotela i dokładając dwa spore kawałki drewna. Ogień na nowo buchnął w palenisku, a przyjemne ciepło na nowo i stopniowo wypełniało cały pokój. Po chwili bacznego przyglądania się skaczącym płomieniom podszedł do barku uśmiechając się machinalnie na nowe zapasy Ognistej, którą otrzymał od Zabiniego w ramach wygranego z nim zakładu pokerowego. Automatycznie wziął pełną butelkę swojego ulubionego płynu, jednak równie szybko ją odstawił. Do pory meczu wolał być trzeźwy, a potem niech się już dzieje co chce.
Zaczął niespokojnie krążyć po ich wspólnym dormitorium szukając sobie odpowiedniego miejsca, w którym choć na chwilę ten niewyjaśniony stres by go opuścił. Sam nie wiedział dlaczego, aż tak przejmuje się losem kasztanowłosej dziewczyny, przecież w ogóle nie powinno mu zależeć co się dzieje u tej całej Granger.
Przecież to szlama.
Córka zwykłych mugoli.
Przyjaciółeczka Pottera i Weasley'a.
A w dodatku Gryfonka i jego wróg nr 1.
Jednak mimo licznych i szczerych chęci nie potrafił przestać o niej myśleć. W dodatku nie mógł przestać przejmować się jej obecnym losem. Westchnął jeszcze raz zażenowany cała tą idiotyczną sytuacją, po czym kierowany bliżej nieokreślonym impulsem, usiadł na sofie tuż obok Hermiony.
O dziwo kasztanowłosa nie zareagowała na ten ruch, nawet nie drgnęła. W ciągu dalszym beznamiętnie obserwowała niespokojne płomienie tańczące w kominku. Blondyn mruknął coś pod nosem. Z jednej strony ucieszył go brak reakcji ze strony dziewczyny. Ulżyło mu, że nie zadała mu miliona, dziecinnych pytań typu „dlaczego usiadłeś koło mnie?”, na które zresztą sam nie znał odpowiedzi. Z drugiej zaś strony po cichu liczył, że dziewczyna ocknie się z tego dziwnego letargu i przerwie te nieznośną ciszę, która cały dzień między nimi panowała. Ku jego niezmiernej uciesze oraz zdziwieniu, dziewczyna dała w końcu jakieś oznaki życia. Poruszyła się niespokojnie, nie spuszczając wzroku z kominka. Zauważył jak jej drobne palce mocniej zaciskają się na jednej z wielu poduszek, które przytulała do siebie. Westchnęła cicho by po chwili zupełnie nieoczekiwanie, a nawet i niekontrolowanie oprzeć głowę o ramie blondyna.
- Nie chce tam iść.
Tylko tyle zdołał usłyszeć z jej cichego, niemal smutnego szeptu. Nawet nie dała mu szansy by w jakiś stopniu zareagować na tak otwartą i bezpośrednią zmianę swojego położenia. Kątem oka spojrzał na opierającą się o niego dziewczynę, zupełnie zapominając, że jeszcze przed chwilą myślał o niej w kategorii „szlama” i „wróg numer 1” . Nie odtrącił jej, nie wstał z sofy, po prostu został na swoim miejscu.
Te dwa tygodnie były dla nich, a szczególnie dla niego, niczym wyrwanie z rzeczywistości. Cały ten pakt jaki zawarli równo 14 dni temu, wydawał się tak absurdalny i niemożliwy do spełnienia, że aż sami zatracili się w próbie jego realizacji. Pomału, wspólnie i nieświadomie zacierali te granice i ten mur jaki wokół siebie budowali od pierwszego roku. Dzisiejszy dzień był puentą tych dwóch tygodni.
Doskonale wiedział, że ten dzień jest inny od poprzednich. Wiedział, że skumuluje w sobie to wszystko co wydarzyło się między nimi i w nich, przez ostatnie dwa tygodnie, a jednocześnie będzie ostatnim dniem ich współpracy.
Już jutro wszystko się zmieni.
Jutro wrócą do dawnych kłótni.
Jutro znowu będą wrogami.
Jutro znowu łączyć ich będzie tylko nienawiść.
Ale… dopiero jutro.
W milczeniu upajał się tą chwilą, bliskością i zapachem Gryfonki, by po chwili delikatnie osunąć się wzdłuż zagłówka sofy, wyciągając nogi przed siebie. Automatycznie otworzył się jeszcze bardziej na kasztanowłosą, jakby chciał poprzez ten drobny gest pokazać, że jej nie odtrąci. Dziewczyna jakby zrozumiała ten niemy przekazać i delikatnie się poprawiła, wtulając policzek w jego ramie. Nie wiedziała jak to możliwe, ale właśnie przy nim, w tym momencie, czuła się bezpieczna i spokojna. Jej umysł przestał racjonalnie myśleć, a sam fakt, że niemal przytula się do wroga i pragnie jego bliskości, w tym momencie wydawał się nie być czymś absurdalnym lecz wręcz czymś naturalnym.
- Jeśli nie pójdziesz, przegrasz.
Opowiedział po chwili, również szeptem, bojąc się, że choćby odrobinę głośniejszy ton zepsułby te chwilę. Przechylił lekko głowę w bok, by spojrzeć na opierającego się o jego ramie dziewczynę. Kierowany chwilą oparł swoją brodę na czubku jej głowy, by ostatni raz poczuć jej bliskość i zapach. Przymknęła oczy wsłuchując się w jego spokojny, a jednocześnie tak męski głos. Westchnęła cicho, komentując w ten sposób słowa chłopaka i jego bliskość. Wiedziała, że ten zawarty między nimi, spontanicznie i kompletnie nieprzemyślany pakt, wzbudził w nich odruchy i uczucia jakie nigdy nie powinny mieć między nimi miejsca. Wzajemna pomoc, psychiczne oraz fizyczne wsparcie, nawet zwykła rozmowa. Dotychczas było to dla nich zakazane. A oni tak po prostu o tym zakazie zapomnieli.. Nie spodziewała się, że właśnie tak będzie wyglądała ta wzajemna pomoc, że aż tak się na siebie otworzą, że dopuści do chwil, w których całkowicie zapomni, że kiedykolwiek był on jej najgorszym wrogiem. Dzisiejszy dzień przebijał pod tym względem wszystkie inne. Wiedziała, że zarówno ona jak i on pozwalają sobie na rzeczy, które nigdy nie powinny mieć miejsca i choć wiedziała, że jutro wszystko się zmieni, że znów powróci nienawiść, a o tych wspólnych chwilach i przyjaznych uczuciach się zapomni, potrzebowała go.
Jeszcze tylko dzisiaj. Szczególnie dzisiaj.

                                                                                 *

- Ron! Przestań chodzić w kółko!
- Nie mogę! To mnie uspokaja!
Harry już od dawna próbował uspokoić swojego rudowłosego przyjaciela, który od godziny zataczał rundy wokół pokoju wspólnego Gryffindoru. Wybraniec wraz z młodszą przedstawicielką rodzinny Weasley'ów siedzieli na fotelach uważnie obserwując zdenerwowanego, nie mogącego ustać w miejscu chłopaka.
-Właśnie! Znasz Hermionę. Poradzi sobie.
Dodała po chwili ruda, chcąc uspokoić brata i siebie samą przy okazji.
- Ty mało co nie zginęłaś w trakcie zwykłego treningu ze swoją drużyną, a ona bierze udział w Turnieju do cholery! Przecież te żylety ze Slytherinu ją zmiażdżą!
Ginny momentalnie zamilkła i spuściła głowę, nie mogąc znieść gniewnego tonu brata i jego oskarżycielskiego spojrzenia. Dobrze wiedziała, że Ron ma do niej żal za to, że wciągnęła niedoświadczoną Hermionę w te zawody. Harry również tego nie popierał, jednak on w przeciwieństwie do rudzielca nie wypominał tego na każdym kroku.
- Ciekawy jestem co robi Hermiona.
Wybraniec postanowił załagodzić sytuację, zmieniając na chwilę temat choć nie był pewny czy to pytanie nie spowoduje przypadkiem nowej fali nerwów i wzajemnych oskarżeń.
- Pewnie biedaczka umiera ze strachu w dormitorium, a znając Malfoy'a to pewnie ją jeszcze dobija!
O ile początek swojej wypowiedzi zaczął spokojnie to końcówkę wręcz wykrzyczał, po czym splunął na podłogę.
- Przeklęci Ślizgoni!
Podsumował, a widząc karcący wzrok siostry, wyciągnął z kieszeni chusteczkę, po czym wytarł swoje DNA z podłogi.
- Ron proszę, uspokój się.
Odparła Ginny wstając z fotela i nieświadomie chodząc po pokoju tak jak robił to od godziny jej starszy brat.
Harry westchnął cicho pod nosem. Chyba tylko on z całego Hogwartu naprawdę wierzył w kasztanowłosą. Oczywiście nie liczył na jej wygraną, ale na sam fakt, że dziewczyna stanie do walki. Dla niego już była zwycięzcą.
Machinalnie spojrzał na lewy nadgarstek.
- Jeszcze dwie godziny.
Wyszeptał do siebie uważnie obserwując wolno poruszające się wskazówki zegarka, którego zresztą dostał od Hermiony. Delikatnie go odpiął i przejechał po tyle tarczy, gdzie widniała wygrawerowana dedykacja od dziewczyny. Drobne literki i skrót, który rozszyfrowany znaczył „najlepsi przyjaciele” i jej podpis oraz data.
Uśmiechnął się lekko,delikatnie zaciskając podarek w dłoni.
- Wierze w nią. Wy też powinniście.
Odparł w końcu, komentując widok zestresowanego rodzeństwa, maszerującego w kółko bez większego sensu i coraz bardziej przerażonego. Nie czekając na odpowiedź wyszedł z pokoju wspólnego Gryfonów.

                                                                        *

Uśmiechnęła się lekko, jednocześnie marszcząc brwi. Coś nieznośnie łaskotało ją po nosie. Mruknęła cicho, po czym lekko uchyliła powieki.
-Krzywołap?
Szepnęła zdziwiona na widok swojego kota, który na stałe zadomowił się w domu Lwa i nie chciał się z nią przeprowadzić do nowego dormitorium.
Kot obdarował dziewczynę dziwnym spojrzeniem po czym zszedł z niej i rozłożył się na wolnym kawałku sofy. Zdziwiona obecnością kota w skupieniu obserwowała jego zachowanie. I pewnie robiłaby to jeszcze długo, gdyby inny znacznie istotniejszy fakt nie przykuł jej uwagi. Bez wątpienia było to jej obecne i w dodatku nieuzasadnione, dziwne położenie. Dopiero po chwili dotarł do niej fakt iż musiała przysnąć, a w trakcie niespodziewanej drzemki zsunęła się z ramienia chłopaka, wskutek czego teraz jej głowa beztrosko leżała na jego kolanach. Leniwie jednak w miarę szybko oderwała się od współlokatora unosząc głowę i automatycznie kierując wzrok na stolik, na którym stał mały zegar.
- Cholera! Zostały 2 godziny!
Jej głośny i przerażony ton momentalnie obudził chłopaka, który również przysnął i nawet nie był tego świadomy, a tym bardziej nie zdawał sobie sprawy z bliskiego położenia współlokatorki, która jeszcze minute temu beztrosko i po części na nim spała.
Poruszył się niemrawo nie otwierając oczu, jednak słysząc krzyki współmieszkanki odruchowo zmarszczył brwi w geście niezadowolenia.
- Granger, nie krzycz tak.
Skomentował leniwie, ponownie zasypiając.
- Ale…
Hermiona potraktowała go rozkojarzonym i zdenerwowanym spojrzeniem.
-Cii…
Przerwał spokojnie, nim zdążyła dokończyć mu swoją wypowiedź. Wzruszyła ramionami stwierdzając, że rozegra to w inny sposób. Z oburzeniem skrzyżowała ręce na piersi i z powrotem położyła głowę na kolanach blondyna, patrząc na niego oskarżycielsko i czekając aż potraktuje ją swoim zimnym spojrzeniem. Długo nie musiała czekać. Blondyn momentalnie otworzył powieki i spojrzał pytająco na leżącą na nim dziewczynę. Nim zdążył się jej zapytać co ona tak właściwie robi i dlaczego go dotyka. Dziewczyna wbiła w niego wzrok i dobitnie powtórzyła komunikat.
- Za dwie godziny zawody.
Najwyraźniej dopiero teraz doszedł do chłopaka sen słów Gryfonki, bo momentalnie wytrzeszczył oczy i jak oparzony zerwał się z kanapy, jednocześnie nieświadomie zrzucając z niej Hermionę.
- O cholera!
Krzyknął, mechaniczne spoglądając na zegarek..Dopiero po chwili lekko potrząsnął głową rozbudzając się całkowicie. Jednocześnie coś mu się dziwnie nie zgadzało, pchnięty impulsem spojrzał na podłogę i momentalnie usłyszał charakterystyczny odgłos chrząknięcia.
- Granger? Co ty robisz na podłodze?
Kasztanowłosa wywróciła teatralnie oczami i nie łudząc się, że arystokrata jej pomoże, niemrawo pozbierała się z ciemnych, salonowych paneli.
W tym czasie młody Malfoy zdołał w pełni się rozbudzić i przeanalizować obecną sytuację, w czego konsekwencji najzwyczajniej w świecie ponownie usiadł na sofę. Kasztanowłosa obdarzyła go pytającym spojrzeniem. Uniósł swoje stalowe spojrzenie na stojącą przed nim zdezorientowaną kasztanowłosą.
- To nie mój mecz.
Odparł na nieme pytanie dziewczyny.
- Idź się szykuj.
Dodał po chwili widząc, że dziewczyna nie na bardzo wie co teraz ma ze swoim życiem zrobić i oczekuje od chłopaka jakiś konkretnych instrukcji lub życiowych porad. W odpowiedzi energicznie pokiwała głową, na znak, że jest to świetny pomysł i pośpiesznie zamknęła się w łazience. Arystokrata westchnął pod nosem w ramach komentarza i rozłożył się na całej długości kanapy. Wpatrując się w biały sufit i wsłuchując w szumiącą wodę, przymknął powieki myśląc o osobie, o której nigdy nie powinien myśleć.
Po 30 minutach dziewczyna wyszła z łazienki. Blondyn momentalnie przechylił głowę w bok by na nią spojrzeć. Stanęła na środku dormitorium, podnosząc swoje miodowe i błyszczące oczy na jego stalowe, sekundę później dyskretnie się do niego uśmiechając. W odpowiedzi lekko uchylił usta i automatycznie dźwigając się do pozycji siedzącej.
Co prawda miał okazję wiedzieć ją już w takim stroju. W końcu ich ostatnie treningi wglądały już na tyle profesjonalnie, że dziewczyna przychodziła na nie w specjalnym stroju do gry.
Jednak teraz, w tej właśnie chwili, wyglądała zupełnie inaczej. Jej włosy, jej rysy twarzy, jej strój, uczucia jakie od niej biły. Miał wrażenie, że widzi ją pierwszy raz, mimo tego, że dziewczyna w ciągu dalszym pozostała sobą. W milczeniu wstał z kanapy i wolnym krokiem podszedł do Gryfonki, zatrzymując się tuż przed nią. Była mniejsza oraz drobniejsza od niego, więc automatycznie, jednak zmieszana uniosła głowę, spoglądając niepewnie w jego zimne oczy. Z drżeniem rąk czekała na jakikolwiek ruch czy też komentarz blondyna. Uśmiechnął się do niej naturalnie i już wiedziała, że jest dobrze.
- Kto by pomyślał Granger, że będziesz w tym tak dobrze wyglądać.
Odparł szczerze, wyzbywając się z głosu ironii, którą zawsze ją obdarowywał. Hermiona odetchnęła z wyraźną ulgą. Słowa blondyna wiele dla niej znaczyły, szczególnie w tym momencie. Zaśmiała się cicho chcąc w jakimś stopniu zagłuszyć stres i szczerze uśmiechnęła się do rozmówcy nie odrywając od niego wzroku.
- Malfoy…
Niepewnie spuściła zmieszany wzrok z arystokraty na podłogę. Słowa po raz kolejny ugrzęzły jej w gardle. Sama nie wiedziała co właściwie chce mu powiedzieć, a już w ogóle nie wiedziała jak to sensownie ubrać w słowa.
- Po prostu im dołóż.
Rozterkę Hermiony przerwał przychylny, niemal rozbawiony ton Ślizgona. Automatycznie na niego spojrzała w odpowiedzi kiwając głową, że właśnie tak zrobi.
Chwile patrzyli na siebie w ciszy, nie bardzo wiedząc co mogą powiedzieć i na co sobie jeszcze pozwolić. Cisza stawała się być coraz bardziej przytłaczająca.
- Czas na mnie. Bądź co bądź nadal jestem Ślizgonem. Muszę zobaczyć „moją” drużynę.
Odparł, tym samym poważniejąc i przerywając zawartą między nimi zmowę milczenia. Ostatni raz zerknął na przygotowaną dziewczynę, by już w następnej sekundzie odwrócić się do niej tyłem i ruszyć w kierunku wyjścia z dormitorium. Chyba pierwszy raz w życiu tak ciężko było mu opuścić te cztery ściany.
– Malfoy. Czekaj!
Krzyknęła za nim, automatycznie stawiając dwa kroki do przodu. Chłopak wbrew pozorom wykonał polecenie dziewczyny. Stanął i odwrócił się w jej stronę, z pytającym wyrazem twarzy. Zawahała się. Zdawała sobie sprawę z idiotyzmu pytania i wręcz oczywistej odpowiedzi Ślizgona, jednak musiała się o to spytać, po prostu musiała. Dla własnego spokoju.
- Komu będziesz kibicował?
Wybełkotała cicho, sama nie wierząc, że coś tak banalnego wyszło z jej ust. Poczuła się zażenowana całą sytuacją i spuściła wzrok na drewniane panele, w ciszy oczekując wyśmiewającej odpowiedzi chłopaka. Nie uzyskała jednak żadnej. Blondyn jedynie uśmiechnął się tajemniczo po czym wyszedł z dormitorium
- Powodzenia Granger.
Szepnął nim wyszedł i już go nie było. Nie miał pojęcia czy dziewczyna go usłyszała czy też nie. I nawet nie chciał znać odpowiedzi.

                                                                          *

Wolnym krokiem przemierzał opustoszałe Hogwarckie korytarze. W powietrzu dało się wyczuć napięcie i ożywienie jakie towarzyszyło dzisiejszym zawodom. Na błoniach trwały końcowe przygotowania, zawodniczki powoli zbierały się na ostatnie narady, a pozostali uczniowie pozamykali się w swoich domach, czekając na oficjalny początek turnieju. Tylko on z głową pełną myśli, sam nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Do czasu gdy na jego drodze nie stanął Draco Malfoy. Blondyn nie miał najmniejszej ochoty na słowne potyczki z wybrańcem i najzwyczajniej w świecie postanowił go ominąć. Ciemnowłosy jednak nie potrafił tego zrobić, domyślając się, że arystokrata przed chwilą był w swoim dormitorium i miał do czynienia z jego kasztanowłosą przyjaciółką.
- Malfoy…
Odparł cicho, gdy blondyn wyminął go bez słowa. Ku zdziwieniu zielonookiego Ślizgon zatrzymał się i odwrócił w jego stronę.
- Co?
Spytał najzwyczajniej w świecie nie siląc się nawet na ironiczny ton, czy typowe dla siebie komentarze. Sam był po części przerażony swoją neutralną postawą, jednak nie miał ochoty jej zmieniać. Przynajmniej nie w tym momencie. Jego myśli zbyt bardzo były pochłonięte kasztanowłosą i dzisiejszym wydarzeniem, by skupić się na czymś tak błahym jak obrażanie Pottera.
- Co z Hermioną?
Młody Gryfon zdawał sobie doskonale sprawę, że pytanie to zabrzmiało co najmniej głupio. W końcu pytał o stan swojej najlepszej przyjaciółki jej najgorszego wroga. O ironio. I pomyśleć, że nie był to pierwszy raz.
Blondyn po raz kolejny zaskoczył Harrego, zwyczajnie odpowiadając mu na zadane przez niego pytanie.
-Trzyma się.
Odparł spokojnie i jakby nieco ożywiony samym faktem, że motywem przewodnim tej krótkiej wymiany zdań jest Granger. Automatycznie kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze. Ciemnowłosy kiwnął głową, jakby dziękując mu za te krótką informacje, po czym również się uśmiechnął. Po sekundzie każdy ruszył w swoją stronę.

                                                                   *


Zupełnie nie mógł znaleźć sobie miejsca, choć musiał przyznać, że krótka rozmowa z blondynem poprawiła mu humor. Zrezygnowany przysiadł na środku schodów i w najbliższym czasie nie zamierzał się z nich ruszać, stwierdzając, że jest to odpowiednie miejsce to próby poukładania swoich myśli.
- Harry?
Wybraniec spojrzał przez ramię na stojącą za nim postać. Uśmiechnął się lekko na widok swojej najlepszej przyjaciółki, o której stan jeszcze niedawno wypytywał samego Malfoy'a.
Dziewczyna wyglądała na zmartwioną. Delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu i usiadła na marmurowym schodku tuż obok niego.
- Coś się stało?
Spytała w końcu, przerywając ciszę jaka niespodziewanie między nimi zapanowała.
Szczerze mówiąc sam nie znał odpowiedzi na to pytanie. Ostatnimi czasy czuł się jakoś nieswojo, a w przytłaczającym humorze utrzymywał go jeszcze fakt, że jego przyjaźń z Hermioną przechodziła kryzys. Nawet nie chodziło o jakieś częste kłótnie, bo takowych w ogóle nie było. I tu był ten najważniejszy problem. Po prostu się od siebie oddalili. Zarówno on jak i ona zapomnieli o sobie nawzajem, stawiając jako priorytety zupełnie inne sprawy niż pielęgnowanie tej przyjaźni. Zdawał sobie sprawę, że Hermiona też to wie i odczuwa, ale nie chciał jej o nic oskarżać, ani robić o to wszystko wyrzutów, tym bardziej, że w końcu on też zawinił. Już wiele razy chciał z nią o tym spokojnie i na osobności porozmawiać, ale zawsze coś mu przeszkadzało. Zresztą obecna chwila również nie była jego sprzymierzeńcem. Dziewczyna miała przecież teraz na głowie turniej quidditcha, nie powinien jej dodatkowo martwić.
- Nie.
Odpowiedział w końcu, choć kasztanowłosa w ciągu dalszym uważała inaczej. Spojrzała na dłonie chłopaka, które zwiesił między nogami. Coś przykuło jej uwagę, po chwili lekko się uśmiechnęła.
- Ciągle go masz.
Szepnęła z nutką sentymentu. Chłopak momentalnie spojrzał na dziewczynę nie do końca wiedząc o co jej w tej wypowiedzi chodzi. Po chwili zrozumiał, że kasztanowłosa patrzy na zegarek, o którym całkowicie zapomniał, jednak nadal kurczowo trzymał go w dłoniach. Automatycznie skierował swoje zielone oczy na podarek i uśmiechnął się jakby do niego.
- Nigdy się z nim nie rozstaje.
I jakby na podsumowanie swoich słów automatycznie ścisnął go mocniej w dłoni. Sekundę później, niespodziewanie jego wyraz twarzy spoważniał.
Hermiona domyślała się co może trapić chłopaka. Ona również od jakiegoś czasu coraz gorzej znosiła brak kontaktów z najlepszym przyjacielem. Co prawda nie było tak, że nagle ich kontakt się urwał i po prostu przestali się widywać i rozmawiać. Nie. Mimo tego, że miała dużo zajęć i mieszkała w osobnym i dosyć daleko położonym dormitorium często wpadała do Harrrgo, Rona i Ginny, niemal w każdej wolnej chwili. Jednak z biegiem czasu, robiła to coraz rzadziej, pochłonięta treningami i nauką. Z wielu rzeczy nie mogła im się zwierzyć, bo dotyczyły jej i Malfoy'a. Ukrywanie prawdy przed przyjaciółmi nie wychodziło nikomu na dobre. Powoli odsuwali się od siebie i wzajemnie zaniedbywali. I o dziwo nikt nie próbował tego zmienić. Doskonale zdawała sobie sprawę co, a raczej kto, w jej przypadku, jest największą przyczyną tych wszystkich problemów.
Malfoy.
Szczególnie przez ostatnie dwa tygodnie, kiedy to razem trenowali i wspólnie się uczyli. Praktycznie cały wolny czas poświęcała właśnie jemu i spędzała głównie z nim. I mimo, że bardzo chciała to jednak nie żałowała tych wspólnych dwóch tygodni. Westchnęła cicho i ciężko. Życie stało się nagle takie skomplikowane.
Z rozmyśleń wyrwał ją cichy jednak słyszalny szept ciemnowłosego.
Automatycznie spojrzała na zaciśnięte dłonie wybrańca, powoli wstała i kucnęła przed przyjacielem. Niepewnie położyła swoje dłonie na jego, by po chwili lekko je w nich zamknąć. Nieśmiało uniosła swoje miodowe oczy i napotkała przesycone zielenią spojrzenie wybrańca.
- Harry…
Zaczęła szeptem, nie mogąc wydobyć z siebie choćby odrobinę mocniejszego głosu.
-.. ja cię przepraszam… Jesteś moim najlepszym przyjacielem, a ja cię zaniedbałam… Nie było mnie gdy tego potrzebowałeś.. zawiodłam cię… Harry ja.. ja…
Nie dała rady dokończyć, było to związane z dwoma czynnikami. Po pierwsze nie potrafiła już nic powiedzieć, czując, że jej głos nagle zaczął się łamać, a w gardle pojawiła się charakterystyczna gula. Po drugie, przerwał jej ciemnowłosy niespodziewanie jednak mocno przytulając ją do siebie. Dziewczyna chwilę patrzyła nieprzytomnie przed siebie, z zamglonymi przez łzy oczami. Dopiero po chwili osunęła się na kolana i odwzajemniła uścisk Pottera.
- Miona to ja cię przepraszam.
Szepnął przyciskając Hermione do siebie jeszcze bardziej, niemal jakby próbował nadrobić stracony czas. W odpowiedzi dziewczyna mocno zacisnęła swoje drobne palce na jego bluzie, czując, że łzy zaczynają piec ją w oczy. Mocno nimi zamrugała, przypominając sobie, że za długo robiła swój makijaż by teraz się rozklejać.
- Obiecuję, że będzie jak dawniej.
Westchnęła odrywając się od chłopaka
- Ja też.
Dodał równie cicho i uśmiechnął się łagodnie. Nie musieli nic więcej mówić, oboje doskonale wiedzieli o co chodzi. Spojrzał uważnie na przyjaciółkę, dopiero teraz dostrzegając jej niecodzienny ubiór i wygląd.
- Pięknie wyglądasz.
Skomentował, a na potwierdzenie swych słów szeroko się uśmiechnął. Naprawdę zaskoczył go jej wygląd. Nie dość, że była ubrana w strój do gry w quidditcha to jeszcze wyprostowała włosy zawiązując je w wysokiego i długiego kitka. Nawet, co było wyjątkowo niepodobne do dziewczyny, zrobiła mocniejszy makijaż, podkreślając oczy. Wygląda zupełnie inaczej, a jednak cały czas była sobą.
- Groźnie, ale uroczo.
Dodał na posumowanie, na co dziewczyna cicho się zaśmiała. Nawet chciała uzyskać taki efekt, dodać pewności sobie siebie i pokazać ją innym.
- Zawstydzasz mnie.
Szczęśliwa klepnęła chłopaka w ramię. Ten automatycznie złapał się za to miejsce, z zauważalnym grymasem bólu.
- Cholera… Ale ty masz cios.
Podsumował zdziwiony, a jednocześnie rozbawiony całą tą sytuacją. Nie dało się ukryć, że dzięki morderczym treningom Malfoy'a, dziewczyna nabrała kondycji, siły i sprawności. W odpowiedzi wzruszyła ramionami i uśmiechnął się niewinnie. Sekundę później wstała i wyciągnęła pomocną dłoń w stronę ciemnowłosego. Już po chwili stał obok dziewczyny.
- Muszę iść. Drużyna na mnie czeka.
Westchnęła cicho i niepewnie spojrzała przed siebie.
- Ej mała. Dasz radę.
Odparł Harry pokrzepiająco na widok zmartwionej dziewczyny. Ta tylko pokiwała głową i nieznacznie się uśmiechnęła. Szybko przytuliła chłopaka i pocałowała go w policzek.
- Do zobaczenia.
Nie czekając na odpowiedź Gryfona, pobiegła w stronę błoni, gdzie czekał na nią jej zespół. Chłopak z uśmiechem obserwował oddalającą się dziewczynę.
- Poradzisz sobie.
Szepnął jeszcze nim zniknęła na zakręcie, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że Hermiona i tak go już nie słyszy. Założył ponownie zegarek na rękę i ruszył w stronę domu Lwa. Na nowo był szczęśliwy.

                                                                     *


Wszedł dumnie do pokoju wspólnego Ślizgonów, ale z niemiłym zdziwieniem stwierdził, że nikt nie zauważył jego przybycia. Wszyscy zabiegani z powodu nietypowego turnieju i zajęci swoimi sprawami, nawet spojrzeniem nie poszczycili, stojącego już od 5 minut przy wejściu blondyna
Przeklną pod nosem, wyjątkowo niezadowolony z tego faktu.
- Będę musiał im przypomnieć kto tu jest najważniejszy.
Warknął pod nosem, po czym udał się wprost do dormitorium swojego przyjaciela. W porównaniu z resztą Ślizgonów Zabini od razu zauważył blondyna wchodzącego do jego pokoju.
- Witaj stary!
Krzyknął ochoczo, przy okazji uśmiechnął się szeroko na jego widok. Automatycznie wstał z łóżka, ożywiony podchodząc do blondyna. Po chwili obaj uścisnęli swoje dłonie, jak to zawsze mieli w zwyczaju gdy się witali, dodatkowo Blaise poklepał smoka po ramieniu.
- Coś ty taki niemrawy?
Spytał od razu, widząc niezbyt zadowoloną minę na twarzy blondyna.
- A tamci...
Arystokrata urwał i wymownie kiwnął głową w stronę pokoju wspólnego, gdzie w chwili obecnej przebywała większość Ślizgonów
- ...zapomnieli kto jest ich przywódcą. Zaro szacunku.
Końcówkę dodał ciszej, niemal do siebie, jednocześnie siadając na fotelu. Czarnoskóry charakterystycznie uniósł brwi, choć na jego twarzy malowało się dodatkowo lekkie rozbawienie
- Dziwisz się? Ostatnio rzadko się tu pokazujesz. A przez ostatnie dwa tygodnie prawie wcale.
- Heh. Faktycznie.
Odparł machinalnie i przejechał sobie dłonią po karku, próbując sobie przypomnieć, co on właściwie takiego robił, że nie miał czasu nawet dla Ślizgonów. A no tak. Granger.
- Ale wiesz co..
Uśmiechnął się wrednie do czarnoskórego przyjaciela, jednocześnie podnosząc ze stolika pustą szklankę po ognistej.
- … przypomnę im kto tu rządzi.
Dokończył tajemniczo choć było w tym coś z grozy. Lekko zmarszczył brwi, ściskając naczynie w dłoni. Szklanka pękła z głuchym trzaskiem. Blondyn otworzył dłoń pozwalając odłamkom szkła spaść na podłogę. Żaden nie miał odwagi wbił mu się w skórę.
Blaise w odpowiedz zaśmiał się z nieukrywaną satysfakcją.
- Właśnie tego mi brakowało.
Podsumował, nie kryjąc przy tym ulgi z powrotu starego blondyna. Nie dało się ukryć, że ostatnimi czasy dosyć dziwnie się zachowywał, wręcz nazbyt spokojnie.
- Chcesz ognistej?
Spytał po chwili, podchodząc do szafki z chęcią wyciągnięcia wspomnianego napoju. Blondyn zatrzymał go ruchem ręki.
- Nie. Napije się po zawodach.
Ciemnowłosy pokiwał głową, na znak, że jest to dobry pomysł. Leniwie oparł się o biurko z zaciekawieniem patrząc na przyjaciela.
- A jak tam szlama Granger? Nie umarła ze strachu?
Blondyn na wspomnienie dziewczyny uśmiechnął się dosyć zwyczajnie, choć w jego głosie nie zabrakło tej wyuczonej ironii, która doskonale ukrywała wszystkie zbędne uczucia.
- A powiem ci, że całkiem dobrze się trzyma.
Zabini zaśmiał się cicho, natomiast blondyn wykrzywił usta w sarkastycznym uśmiechu. Przecież nie mógł dać po sobie poznać, że kiedykolwiek przejął się jej losem. Jednak musiał przyznać, że wizyta w domu Węża i rozmowa z przyjacielem, znacznie poprawiła mu humor i przypomniała o jego dawnym charakterze, który niekontrolowanie przyćmiła kasztanowłosa Gryfonka.
- Cholera, aż nie mogę się doczekać.
Draco uśmiechnął się pod nosem. Co jak co, ale tutaj musiał przyznać przyjacielowi rację. Przytakująco pokiwał głową i przerzucił wzrok na zegar wiszący na ścianie. Została niecała godzina.




15 komentarzy:

  1. Świetny blog! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zadowolona że Herma i Draco się dogadują.Świetny blog!

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój blog jest najlepszy.Każdy rozdział wciąga.Jest bardzo ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ekstra! Nie moge się doczekać tych zawodów ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy wreszcie ten mecz xd
    Świetnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Twojego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Twój blog nadaje się na wydanie książki :P
    Super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajny rozdział XD

    OdpowiedzUsuń
  9. Superowo, że Draco i Hermi się do siebie zbliżyli <3 Wspaniały blog ! Ciesz się, że masz taki talent :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej! Wspaniały rozdział, tylko rzucił mi się w oczy pewien błąd ortograficzny. Pisze się ,,stóp" a nie ,,stup" :D To nie jest hejt.
    Pozdrawiam.

    ~Suzanne Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  11. Ha! Nareszcie błąd! Stóp nie stup ;D no ale cóż każdy ma do nich prawo, więc ze względu na geniusz tego fanficka przymkne na to oko ;P Idę czytać dalej

    P.S. Jakby ktoś może był fanem Darów Anioła to zapraszam na http://malecszklanypantofelek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Po pierwsze... czemu to ma być ostatni dzień ich rozejmu? To strasznie naiwne stwierdzenie.

    Po drugie... rozumiem, że to Malfoy wspominał przy kominku. Dlaczego więc w jego wspomnieniach pojawiają się odczucia Hermiony?! Masakra.

    Rozmowę Herm z Harrym przeleciałam tylko wzrokiem.

    Szkoda, że nie dałaś rozdziału, w którym ćwiczyliby.

    OdpowiedzUsuń
  13. Widzę, że ich relacje powoli się zmieniają. Draco też się zmienia :))

    OdpowiedzUsuń