„Nienawiścią
nie można zajść daleko.
Za daleko można.”
Za daleko można.”
Nie
zwracając uwagi na otoczenie zatracił się w rozmyślaniach nad sobą i swoimi
sprawami. Nagle poczuł lekki opór, zachwiał się lecz mimo wszystko
zachował równowagę, czego nie można było powiedzieć o osobie, z którą się
zderzył.
- Uważaj jak łazisz ofermo.
Warknął oschle, nie zerkając nawet na poszkodowanego. Już był w trakcie
wymijania go, gdy do jego uszu dobiegł ten tak dobrze znany mu głos, którego
już od dawna nie słyszał, a który zawsze oznaczał tylko jedno. Hermione
Granger.
- Malfoy ty dupku, ślepy jesteś? Patrz jak chodzisz.
Wyjątkowo oburzony wręcz zirytowany głos właścicielki nieujarzmionej hordy
brązowych loków wywołał na jego rodowitej twarzy raczej uśmiech arogancji niż
szczerego przejęcia. Spojrzał na nią kątem oka kiedy z nieukrywanym grymasem
bólu wymalowanym na twarzy podniosła się z podłogi, jednocześnie posyłając mu
mordercze spojrzenie, strzepując przy tym niewidzialny kurz ze szkolnej
spódnicy. Na tym teoretycznie mogłoby zakończyć się to spotkanie. Ani nie miała
już dłużej ochoty na niego patrzeć, ani nawet się z nim kłócić, a już na
pewno nie chciała pozostać z nim sama, na jednym z Hogwarckich, opustoszałych
korytarzy. Wystarczyło tylko by każde z nich posłało sobie nienawistne
spojrzenie i odeszło w swoją stronę. Widocznie tego dnia oczekiwała zbyt wiele.
Arystokrata nigdy nie lubił odpuszczać, a już na pewno nie komuś o dużo gorszym
statusie społecznym i materialnym niż jakim on na co dzień lubił się szczycić.
Tym bardziej nie zamierzał darować Gryfonce wcześniejszego, zdecydowanie zbyt
niekulturalnego komentarza skierowanego w jego stronę. Odwrócił się do niej z
ironicznym półuśmiechem na ustach i charakterystycznym błyskiem w zimnych
oczach.
-No, no, Granger... Wypadałoby mieć więcej szacunku dla reprezentanta wyższej
warstwy społecznej. Chyba będę musiał utemperować twój niewyparzony jęzor.
Starała się go zignorować. Nawet nie drgnęła pod wpływem tej zaczepki, tym
bardziej jej nie skomentowała. Z wynaturzonym spokojem jeszcze raz otrzepała
swoją szkolną spódnicę, by w kolejnej chwili odwrócić się tyłem do
chłopaka i skierować swoje kroki w przeciwnym kierunku . Nie zniechęciło go to,
wręcz przeciwnie. Całe wakacje czekał, aż będzie mógł po raz kolejny sprawić
jej ból i zrujnować życie. Nie mógł
teraz przegapić tak idealnej okazji, tym bardziej, że nie miał pojęcia kiedy
następnym razem nadarzą się takie sprzyjające warunki. W końcu niecodziennie
zdarzało się, że byli sam na sam, bez swoich towarzyszy i innych adeptów na
około. Na jego twarzy zagościł ten charakterystyczny kpiący uśmiech, którym zawsze
podczas potyczek słownych doprowadzał ją do szału. Zaciągnął się powietrzem,
chłonąć te chwile niczym orzeźwiającą zimową bryzę.
-A gdzie te dwa nędzne ścierwa Granger? Aż dziwne, ze nie ma ich z tobą. Takie
robaki powinny trzymać się razem.
Jego ostry, poważny i pełen nienawiści ton przeciął powietrze na wskroś.
Odruchowo się zatrzymała, na moment marszcząc wszystkie mięśnie twarzy.
Mimowolnie zacisnęła usta w cienką linie, przymykając powieki i zaciskając
pięści. Zranił ją. Kolejny raz. Była już do takich obelg przyzwyczajona, w
końcu słyszała je bez przerwy od siedmiu lat. Jednak teraz obraził również jej
przyjaciół, a ona tym razem nie zamierzała tego zignorować i pozostawić bez
odpowiedzi. Fakt faktem różdżki przy sobie nie miała, ale była
przekonana, że poradzi sobie bez niej. Odwróciła się w jego stronę, z
nienawiścią wymalowaną na każdym milimetrze swojej nieznacznie piegowatej
twarzy. Pewnym krokiem podeszła do chłopaka sama nie wiedząc co tak właściwie
chce zrobić, a tym bardziej co tym osiągnie.
Nawet nie mrugnął kiedy zatrzymała się tuż przed nim. Bawiła go jej złość,
którą wręcz ociekała. Uśmiechnął się do niej ironicznie. Doskonale wiedział, że
niczym tak bardzo nie doprowadzał jej do szaleństwa jak właśnie tym
drobnym, aroganckim gestem. Nie spodziewał się po niej heroicznych
czynów, był przygotowany na jedną z wielu przemów, którymi zawsze bezsensownie
próbowała się wybronić w takich sytuacjach. Naprawdę nie spodziewał się tego,
że po sekundzie poczuje nieznośne pieczenie na skórze.
Pod wpływem całkiem solidnego uderzenia jego głowa lekko przechyliła się w bok.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że Gryfonka uderzyła go z otwartej dłoni w
policzek. Odruchowo przyłożył palce do zaczerwienionej skóry. Zaskoczyła go i
to bardzo. Wiedział, że będzie się broniła, jednak dotychczas ograniczała się
do nieszkodliwych potyczek słownych. Nigdy nie przypuszczał, że odważy się go…
uderzyć.
- Nie waż się nigdy więcej obrażać moich przyjaciół.
Jej groźny i wyjątkowo oschły ton wypełnił korytarz na piątym piętrze. Nie dała
po sobie poznać, że nawet ją samą zaskoczyło to co przed chwilą zrobiła, w
dodatku kompletnie nie myśląc o przyszłych konsekwencjach tego bohaterskiego
jednak nieprzemyślanego zachowania. Była wściekła na chłopaka i pozwoliła sobie
by to okazać. Mimo wszystko jej instynkt przetrwania mówił jej, że teraz czym
prędzej powinna stąd odejść i to w naprawdę szybkim tempie. Starając się
zachować spokój i wyniosłość odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie,
nie zwracając uwagi na chłopaka, którego zostawiła za sobą. To był błąd, który
kosztował ją naprawdę wiele.
Nie odeszła od niego jak chciała i początkowo zakładała. Nim postawiła dwa
kroki gwałtownie ją zatrzymał, mocno chwytając za nadgarstek. Rozpaczliwie szarpnęła
ręką, jednak miała świadomość, że Malfoy jest dużo silniejszy od niej, a w
złości był również dużo groźniejszy i bardziej nieobliczalny niż na co dzień.
Nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, przyciągnął ją do siebie, po czym
pewnie popchnął na pobliską ścianę. Czując siłę uderzenia przechodzącą przez
jej plecy nie zdołała zapanować nad jęknięciem bólu. Zignorował to. Był
wkurzony i to bardzo. Jeszcze żadna dziewczyna go nie uderzyła, a tymczasem
zrobiła to szlama. Zwykła, nic nie warta szlama. Nie mógł tego znieść.
Spojrzał na nią wściekły, rozjuszony do granic możliwości. Odruchowo również
uniosła na niego zdezorientowane i przestraszone oczy. Pierwszy raz był tak
blisko niej, zdecydowanie za blisko. Czuła jego przyśpieszony oddech, widziała
tą dzikość w stalowych źrenicach. Przestraszyła się, chociaż starała się
zachować zimną krew. Podniosła wolną rękę i zamachnęła się z całej siły
próbując uderzyć go po raz drugi. Zablokował, mocno łapiąc ją za nadgarstek nim
jej dłoń dotknęła jego twarzy. Gwałtownie i twardo przywarł ją do ściany, mocno
trzymając za oba nadgarstki, na wysokości jej klatki piersiowej.
- Puść mnie!
Krzyknęła niemal rozkazującym tonem, jednak w odpowiedzi chłopak mocniej
ścisnął jej ręce, gwałtownie dociskając je do zimnej powierzchni ściany. Nie
musiał nic mówić by zrozumiała, że znalazła się w wyjątkowo beznadziejnej pozycji.
Przestraszyła się. Byli sami, on po raz kolejny okazał się silniejszy, a ona
jeszcze bardziej bezbronna niż zwykle.
- Puść mnie! To boli!
Kolejny tym razem ciut spanikowany i już nie tak głośny krzyk dziewczyny
wypełnił pusty korytarz.
- Ma boleć.
Jego jadowity głos zabrzmiał tuż nad jej uchem. Jakby dla podkreślenia swoich
słów stopniowo wzmacniał uścisk na jej skórze, wykręcając ją lekko. Zagryzła
dolną wargę by nie wydobyć z siebie stłumionego jęku. Błagała w duchu by ktoś
się zjawił i powstrzymał Ślizgona. Na korytarzu jednak nie było nikogo. Nim
zdołała krzyknąć by wezwać pomoc on niespodziewanie puścił jej nadgarstki.
Przez ułamek sekundy poczuła ulgę pewna, że Draco znudził się już tą dziwną
zabawą i zostawi ją w spokoju. Kolejny raz tego dnia okrutnie się pomyliła. Nim
się zorientowała złapał ją za szyję, mocno przywierając do ściany tym samym
sprawiając, że uderzyła tyłem głowy w zimną betonową powierzchnię.
- Wiesz Granger, największym błędem moich wrogów jest to, że są moimi
wrogami.
Niemal jakby dla podkreślenia swoich jadowitych słów mocniej zacisnął palce na
jej szyi. Jej orzechowo-miodowe tęczówki zaszkliły się lekko. Zamknęła
oczy, powstrzymując łzy bólu i bezsilności. W przypływie chwili złapała dłońmi
jego nadgarstek próbując poluzować jego uścisk. Nie udało jej się to, a on
jakby chcąc pokazać swoją dominację jeszcze mocniej zacisnął palce na jej szyi.
Powoli zaczynało brakować jej powietrza.
- Kurczy ci się czas szlamo. Możesz już zacząć błagać mnie o litość.
Z jego stalowych oczu, wręcz emanowało nienawiścią i wściekłością.
- Wole zginąć.
Jej głos był cichy i ochrypnięty, jednak wyrażał dumę i zdecydowanie. Miała w
sobie więcej godności niż strachu. Bała się, cholernie się bała, ale w tym
momencie to nie było ważne.
- To akurat da się zrobić.
Warknął jednocześnie mocniej przywierając ją do ściany. Mimo tego co
powiedziała, nie chciała umrzeć. Nie teraz. Nie przez niego. Nie w tym miejscu.
Była za młoda, miała rodzinę, przyjaciół, ambicje, wielkie plany na przyszłość,
a on nie miał prawa jej tego zabrać. A już na pewno nie tu i nie teraz.
Czuła, że coraz bardziej brakuje jej powietrza. Odruchowo mocniej zacisnęła
dłonie na jego nadgarstku, próbując rozluźnić uścisk i odsunąć rękę Ślizgona od
swojej szyi. Bezskutecznie. Draco był wysoki i silny, w tak bezpośredniej
potyczce nie miała z nim żadnych szans. Mimo krytycznej sytuacji, znalazła w
sobie tyle sił by spojrzeć mu prosto w oczy. Przestraszyła się gdy w stalowych
źrenicach chłopaka dostrzegła śmierć, w dodatku swoją własną. Mimo to nie
zamierzała się poddawać, jej bursztynowe tęczówki wręcz próbowały poskromić te
stalowe. Przełamać je. Pokonać. Dostrzec coś więcej, może nawet w jakimś
stopniu zrozumieć. I nagle, gdy zaczynała już tracić i powietrze i nadzieje,
coś w nich drgnęło. Jakaś maleńka iskra. Zdawało jej się, że zaczęła coś
odkrywać, że zaraz pozna jakie naprawdę uczucia skrywają dotąd nieodgadnione
źrenice chłopaka. Była tak blisko, wiedziała o tym. Może nawet zbyt
blisko, on też to dostrzegł.
Zawahał się przez chwilę, a to zwątpienie było widać w jego źrenicach.
Zupełnie jakby obecna sytuacja przerosła nawet jego. Uścisk na jej szyi
stopniowo zaczął się rozluźniać. Niespodziewanie puścił dziewczynę i odsunął
się od niej, choć dalej zapobiegawczo miał ją na wyciągnięcie ręki. Gwałtownie
i zdecydowanie przywarła do ściany, zapierając się o nią całym ciałem. Nie chciała
upaść, a już na pewno nie do jego nóg. Automatycznie złapała się za piekącą
skórę na szyi, łapczywie nabierając przy tym powietrza, zupełnie jak ryba
wyjęta na dłuższą chwilę z wody. Jej serce biło jak oszalałe i sprawiało
wrażenie, że zaraz po prostu wyskoczy, ucieknie i już nigdy więcej go nie
zobaczy. Wdech – wydech. Spokojnie.
Spojrzała na niego z mieszanką bliżej nieokreślonych uczuć, od odrazy, po
strach, a na niedowierzaniu kończąc.
- Nienawidzę cię…
Szepnęła cichym i jeszcze trochę zachrypniętym głosem. Nie odpowiedział, nawet na nią nie spojrzał, po prostu od niej odszedł. Osunęła się po zimnej i wilgotnej ścianie, do której chłodu zdążyła się przyzwyczaić. Już nie hamowała łez, których nie powstrzymały nawet wcześniejsze obietnice dziewczyny. Teraz pozwoliła im swobodnie spływać z policzków i bezgłośnie roztrzaskiwać się na betonowej podłodze Hogwarckiego korytarza. Nie obchodziło ją już nic, ani nikt. Nie zwracała uwagi na to jak żałośnie będzie później wyglądać lub czy ktoś ją zaraz odnajdzie i zobaczy. Musiała odreagować, a w tym momencie największą ulgę przyniósł płacz.
Szepnęła cichym i jeszcze trochę zachrypniętym głosem. Nie odpowiedział, nawet na nią nie spojrzał, po prostu od niej odszedł. Osunęła się po zimnej i wilgotnej ścianie, do której chłodu zdążyła się przyzwyczaić. Już nie hamowała łez, których nie powstrzymały nawet wcześniejsze obietnice dziewczyny. Teraz pozwoliła im swobodnie spływać z policzków i bezgłośnie roztrzaskiwać się na betonowej podłodze Hogwarckiego korytarza. Nie obchodziło ją już nic, ani nikt. Nie zwracała uwagi na to jak żałośnie będzie później wyglądać lub czy ktoś ją zaraz odnajdzie i zobaczy. Musiała odreagować, a w tym momencie największą ulgę przyniósł płacz.
*
Wpadł jak burza do Domu Węża, mijając oniemiałych Ślizgonów siedzących w Pokoju
Wspólnym. Bez słowa wyminął Zabiniego ignorując fakt, że ten coś do niego
mówił. Rozjuszony wszedł do swojego dormitorium gwałtownie i z całej siły waląc
drzwiami aż huk uderzenia odbił się echem w każdym, nawet najmniejszym
zakamarku Slytherinu. Jego domownicy wymienili między sobą znaczące spojrzenia,
nie mówiąc przy tym słowa. Malfoy był zawsze uważany za osobę, która trzyma
swoje emocje na wodzy, a im mniej osób wiedziało o ich istnieniu tym było
lepiej. Tymczasem obecne zachowanie przywódcy Slytherinu wskazywało na to, że
stało się coś istotnego i niekoniecznie dla chłopaka dobrego. Wiedzieli, że
jeśli chcą dożyć kolejnego dnia nie mogą wchodzić mu w drogę. Umilkli. Do ich
uszu dobiegły siarczyste przekleństwa wręcz wykrzykiwane przez Dracona. Jeszcze
raz porozumiewawczo spojrzeli po sobie po czym bez słowa opuścili lochy.
Nie chcieli paść ofiarą jego złego humoru.
(…)
Wściekłość wręcz go roznosiła. Musiał się wyładować, w konsekwencji
ofiarą tej furii padła najmniej winna ściana w jego sypialni. Z całych sił
walił w nią pięścią nie zważając na ból i powiększające się smugi czerwonej
cieczy na szarej ścianie. Nie obchodził go też dyskomfort związany z łamaniem
kości, w tym momencie nie czuł nic. Pozwalał by wraz z bólem i wulgaryzmami
ulatywały zbędne emocje i uczucia. Nie wiedział ile czasu minęło, czy była to
minuta, dwie, czy nawet godzina. W końcu przestał. Odruchowo zaparł czoło
o chłodną powierzchnię, zakrwawioną dłoń wciąż trzymając w miejscu, gdzie
jeszcze przed chwilą uderzał. Oddychał szybko i niespokojnie. Dał jednak upust
wewnętrznym demonom. Odruchowo przymknął powieki, próbując unormować oddech i
pozbyć się dziwnych głosów ze swojej głowy. Cały czas miał przed sobą obraz
tego co stało się chwile temu na Hogwarcim korytarzu. Jego i tak poszarpane
nerwy atakowała zgubna myśl, że może jednak tym razem przesadził. Widział w
bursztynowych oczach dziewczyny najprawdziwszy strach. Mimo, że starała się go
ukryć, pierwszy raz był taki wyrazisty. Zranił ją, już nie tylko słowem, tym
razem zostawił rany również na jej ciele.
Był katem odkąd tylko pamiętał. Od
dziecka wypruwano go ze zbędnych ludzkich odruchów i emocji. To nie był
pierwszy raz kiedy kogoś skrzywdził, zdarzało mu się to robić coraz częściej w
dodatku z dużo okrutniejszym i krwawszym finałem. Przecież uwielbiał to robić, więc czemu teraz
odpuścił? Czemu teraz czuł coś na wzór wyrzutów sumienia?
Wypuścił cicho powietrze z rozchylonych warg otwierając przy tym powieki.
Wiedział dlaczego. Wydarzenia, które wyparł ze świadomości już dawno temu, teraz
przypomniały o sobie odbijając się w oczach Hermiony Granger. Wtedy, na
korytarzu, w jej tęczówkach dostrzegł coś więcej niż łzy i strach przed tym co
zaraz zrobi. Były takie same jak oczy jego matki. Przepełnione ciepłem,
uczuciem i tą dziwną troską, które zawsze niszczył jego ojciec. Przypomniała mu
się jedna z wielu kłótni rodziców.
Narcyza była z tych kobiet o wielkim sercu i wrażliwości, którą życie wystawiło
na zbyt wiele ciężkich prób. Nigdy nie zgadzała się z dyktaturą Lucjusza,
miała do niego ogromne pretensje i żal za tak okrutne traktowanie własnego oraz
jedynego dziecka. Nie chciała by jej syn należał do Śmierciożerców. Wiedziała,
że przy boku Czarnego Pana nie czeka go nic poza śmiercią. Starła się go obronić,
uchronić przed tym całym złem i zepsuciem, które coraz większymi krokami
zbliżało się do niego, a przede wszystkim po niego. Chciała nauczyć go szacunku
do ludzi, chociaż to ojciec był jego autorytetem i to jego nauki w
ostateczności odcisnęły na nim swojej piętno. Mimo wszystko matka starała się
otaczać go troską i miłością, chociaż nie zawsze potrafiła to okazać, a z
biegiem czasu ujawniała jej coraz mniej. Wiedział jednak, że bez względu na
wszystko zawsze miał w niej wsparcie. Czego nie mógł powiedzieć o ojcu.
Lucjusz od zawsze był tym złym i taki kierunek wyznaczył też dla jedynego syna
. Troskliwe zachowanie żony wręcz wywoływało u niego ataki agresji. Chciał by
jego syn był taki jak on. W przyszłości miał należeć do Śmierciożerców i z dumą
służyć u boku Voldemorta, stając się jednym z jego najlepszych ludzi. Lucjusz chciał
z niego zrobić najlepszą, najbardziej efektywną maszynę do zbierania
informacji, torturowania, zabijania i wypełniania wszystkich rozkazów Czarnego
Pana. Kiedy Narcyza się na to nie zgadzała, on przechodził do rękoczynów.
Torturował, obrażał, znęcał się fizycznie i psychicznie. Przepełnione dobrem
tęczówki kobiety były gaszone przez jej własnego męża. Już wiele lat temu oczy
Narcyzy straciły naturalny blask, a z twarzy zniknął ciepły uśmiech. Zrobiła
się wyrafinowana i oziębła, a on stał
się dokładnie taki jak chciał ojciec.
Znowu przypomniał sobie wydarzenie na korytarzu, choć wcale nie chciał o tym
myśleć. Wiedział dlaczego puścił Gryfonkę. W tamtym momencie, gdy tak
intensywnie mu się przyglądała, przypomniała mu własną matkę sprzed kilku lat,
a on zrozumiał, że stał się dokładnie taki sam jak jego ojciec. Ta myśl
go przerosła. Zupełnie jakby dopiero teraz dotarło do niego, że Granger
cierpiała przez niego. Stopniowo ją niszczył, aż w końcu z niej również nie
zostałoby już nic jak tylko wrak dawnej uśmiechniętej osoby, którą niegdyś
była. Teraz miał wyrzuty sumienia. On?
- Cholera.
Szepnął zrezygnowany zbyt przytłoczony nadmiarem myśli, które atakowały
go z każdej możliwej strony. Teraz do niego dotarło jak wielki ból sprawiał
dziewczynie. Przez siedem lat. Dzień w dzień. Szkoła ojca wyraźnie odcisnęła na
nim swoje piętno. I może nawet nie chciał być dokładnie taki jak on, jednak sam
już nie wiedział czy potrafił być kimś innym. Odruchowo dotknął jeszcze
lekko zaczerwionego policzka. Wykrzywił usta w czymś co miało przypominać
uśmiech. Musiał przyznać, że dziewczyna była silniejsza niż przypuszczał.
- Należało mi się...
Nim się zorientował, jedna z wielu myśli wyszła na światło dzienne. Pokiwał
przecząco głową, w duchu krytykując się za chwile słabości i takie niedorzeczne
słowa. Nawet jeśli sytuacja na korytarzu nie powinna mieć miejsca, to Granger
dalej była tylko i wyłącznie szlamą. Wiedział, że nie może i nie powinien
myśleć o niej w inny sposób. Zbyt wiele by to skomplikowało.
Mimo, że doskonale wiedział co powinien czuć, myśleć i robić teraz zdawało mu
się, że toczył coś na wzór walki, w dodatku sam ze sobą. Bił się ze swoimi
myślami. Zupełnie tak, jakby jakaś minimalna cząstka matki, która jeszcze
gdzieś w nim była, uparcie broniła się przed wyuczoną dyktaturą ojca. Narcyza
zawsze powtarzała mu, że każdy człowiek ma swoje dwie strony. Dobrą i zła. Nie
wiedział tylko, która u niego w decydującym momencie okaże się tą silniejszą.
Póki co przeważała ta zła.
Znów przed oczami stanęło mu wspomnienie jednej z wielu kłótni rodziców.
Narcyza Malfoy. Ideał. Piękna i inteligenta kobieta, z ambicjami i marzeniami,
które w jednej chwili zniszczył jej własny mąż. Początkowo idealne małżeństwo
zmieniło się w koszmar dla kobiety. Na samym początku próbowała się buntować,
chociaż jak nikt inny zdawała sobie sprawę, że była na przegranej pozycji.
Uparcie trzymała się swojego zdania i próbowała walczyć o inną przyszłość dla
jedynego syna. Poddała się dopiero po wielu latach, tym samym stając się
zamkniętą w sobie, posłuszną żoną i wymagającą matką. Kiedyś jednak była inna.
Pamiętał te czasy. Pamiętał momenty kiedy był jeszcze dzieckiem, a
rodzice już zawzięcie kłócili się o jego przyszłość. Narcyza dzielnie
znosiła dyktaturę męża. Nie krzyczała, nie płakała, nie błagała o nic. Nie
dawała mężowi żadnej satysfakcji i nie pokazywała otwarcie swoich słabości.
Dopiero później gdy zostawała sama, płakała. W ciszy i samotności gojąc rany.
Niektórych już nigdy nie wyleczyła, a wiele z nich odcisnęło na niej swoje
piętno sprawiając, że już nigdy nie była
dawną sobą. Jakiś cichy głos w jego głowie podsunął mu w tych wizjach obraz
kasztanowłosej Gryfonki. Była taka sama jak jego matka sprzed wielu laty. Za
każdym razem, gdy sprawiał, że cierpiała, ona nie uciekała, nie błagała by
przestał, uparcie walczyła, chociaż przecież wiedziała, że jest na przegranej
pozycji. Był pewny, że w tej chwili płacze. Przez niego. Znowu.Zdenerwowany swoimi własnymi myślami odruchowo zacisnął pięści, szybko jednak
tego pożałował. Syknął z bólu i zaklął pod nosem, automatycznie wzrok
przerzucając na prawą dłoń. Dopiero teraz dotarło do niego, że jest cała
zakrwawiona, a zdarty naskórek ukazywał nieprzyjemny widok surowego mięsa, oraz
roztrzaskanych kosteczek palców. Nieznośny i przeszywający ból dał o sobie znać
dopiero teraz. Tak jakby organizm chciał go wystawić na próbę. Który ból
gorszy? Ten fizyczny czy psychiczny? Rana na ciele, czy na sumieniu?
*
Ocean łez wylewał się z jej orzechowych oczu. Kolejny raz, znowu przez niego
płakała. A przecież już tyle razy sobie obiecywała, że więcej nie będzie tego
robić, nie z jego powodu. Przeklęła w duchu ubolewając nad swoim losem. Czemu
to spotkało właśnie ją? Za co? Kochała rodziców, nie miała do nich pretensji. Przecież nie ich winą był fakt,
że byli zwykłymi ludźmi, a w niej obudziły się magiczne zdolności . Wciąż nie
mogła zrozumieć dlaczego są ludzie, którzy ani nie potrafią tego pojąć ani
zaakceptować. Przecież była jedną z najlepszych uczennic Hogwartu. Miała
talent. Już nie raz pokazała na co ją stać. Do cholery! Przecież już nie raz
wraz z przyjaciółmi ocaliła szkołę i ratowała świat! Czy to się nie liczyło? I
co z tego, że jej rodzina nie była czystej krwi? Czy to było aż takie ważne? Została skazana na cierpienie
tylko dlatego? Przecież nie była jedyną „szlamą” w Hogwarcie, więc dlaczego „aż
tak” znęcał się tylko nad nią? Chciała poznać odpowiedzi na te pytania,
chociaż gdzieś w głębi serca bardzo się tych odpowiedzi obawiała.
Spojrzała na swoje ręce. Nadgarstki w ciągu dalszym były czerwone, skóra piekła
niemiłosiernie, a sine plamy wskazywały na zbliżające się pojawianie siniaków.
Kolejne słone krople rozbiły się o betonową posadzkę. Była osamotniona w swoim
bólu i cierpieniu. Nawet Harry i Ron nie byli w stanie zrozumieć co w takich
momentach czuła.
Oparła głowę o ścianę, rozkoszując się jej chłodem. Zamknęła oczy, pozwalając
by z długich rzęs spokojnie spadały perłowe krople. W głowie wciąż miała ten
sam obraz. Jego spojrzenie, uścisk, zimny oddech i ten jadowity ton.
Automatycznie przez jej ciało przeszedł dreszcz. Zawsze ranił ją słowem,
przed chwilą jednak uświadomił jej, że jest zdolny do czynów. Na początku tej
znienawidzonej znajomości myślała, że on się nią tylko bawi, robi to wszystko
dla polepszenia sobie humoru, czy też swojej samooceny jakkolwiek chore by to
nie było. Teraz jednak zrozumiała, że naprawdę chce by cierpiała. Jej ból był
częścią jego życia.
W tym całym bólu i cierpieniu coś jednak nie dawało jej spokoju. Poruszyła się
nieznacznie, zapominając o ranach.
Dlaczego ją zostawił? Przecież byli sami, ona była bezbronna, on miał ją w
garści. A jednak wypuścił. Obserwowała go. W jego dotychczas nieprzenikliwych
oczach dostrzegła coś, coś co staranie próbował ukryć maską obojętności.
Wahanie? Wyrzuty sumienia? Pewnego rodzaju strach przed zadaniem jej bólu? Nie
chciał by przez niego cierpiała? A może tak jej się tylko wydawało?
Nie znała odpowiedzi na te pytania.
Jednak w tamtej chwili coś pękło.
Zarówno w nim jak i w niej.
Hm, fantastycznie. Bardzo subtelnie ukazujesz uczucia. Czytam dalej.
OdpowiedzUsuńMafin
Jak nigdy? Przecież już go walnęła w trzeciej klasie. Zapomniało się co?
OdpowiedzUsuńI do tego jeszcze kilka przecinków w złych miejscach.
Podaj link do własengo bloga. Pośmiejemy się razem.
UsuńDo każdego rozdziału musisz walnąć hejtem? A może ja ci muszę przypomnieć, że w twojej wypowiedzi, również nie ma przecinków/są postawione w złych miejscach? Poza tym, kochanie, nie mówi się "w trzeciej klasie", a "na trzecim roku w Hogwarcie" 8))).
UsuńA sformułowanie "zapomniało się co" jest takie "godne" osoby uważającej się za autorytet dla innych blogger- ów...
UsuńDroga autorko bloga!
Co do rozdziału (precyzyjnym i pomocnym okiem) wg. mnie powinnaś pracować nad powtórzeniami. Jednak nie słów, a zdań. Wyjasniasz coś, poczym znów o tym piszesz. Nie wiem jak resztę, ale mnie troszkę to przeszkadza. Przez to rozdziały są dłuższe, jednak nudne, bo kto chce słuchać w kółko jedno i to samo? Jeśli chcesz zaciekawic czytajacych, musisz zmusić ich komórki mózgowe do pracy;) W tej kwestii najlepszym byłoby, gdybyś pozostawiła sytuacje nie do końca wyjaśnione. Na początek może coś prostego, oczywistego, na co ukierunkujesz przez sposób zachowania, gestykulacja, mimikę twarzy. Analiza i interpretacja pozostawiona czytelnikom nada kolorytu opowiadaniu i przyciąganie znaczną publikę ;) Oczywiście to moje zdanie i możesz się ze mną nie zgadzać, jednak widzę, ze masz potencjał i chce ci pomóc;)
Powodzenia, Dolores
na wstępie pisało że to się sporo różni od orginału
OdpowiedzUsuńnono jest rozwiniecie i pewna szczypta tajemniczosci
OdpowiedzUsuńNie wiem, czemu wszyscy się zawsze upierają, że Malfoy musi być tak bardzo skrzywdzony przez los... ale, chociaż widziałam go takiego już wiele razy, bardzo mi się taki Draco podoba xD
OdpowiedzUsuńsupcio hipcio idę dalej
OdpowiedzUsuńZnalazłam sporo błędów i szczerze mówiąc nie jest to jak na razie najlepsze opowiadanie jakie czytałam. Tak jak Czarnoczarna - idę dalej. Ciekawe x
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz , ale brakuje mi tutaj dialogów ;c
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mi się podoba <3
OdpowiedzUsuńMam na to tylko jedno słowo: obłędne :)
OdpowiedzUsuńCiekawe ~Pola
OdpowiedzUsuńjak według mnie świetne i draco to nie taka lama
OdpowiedzUsuńJestem w lekkim szoku więc napiszę tylko, że cieszę się że Draco nie jest we wszystkim podobny do ojca i ma sumienie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Niezłe, niezłe xD Idę dalej bo widzę, że masz talent :)
OdpowiedzUsuńKate_Cook
za malo dialogow:)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :D
OdpowiedzUsuńKłaniająca się nisko Twej wenie
Lulu
ja chce dialogi a nie opowiadanie ja mam w d***e opowiadanie
OdpowiedzUsuńStrasznie lubię taki typ pisania. Powoli, subtelnie i bez zbędnego pośpiechu. Oni naprawdę się nienawidzą i to jest najpiękniejsze.
OdpowiedzUsuńZauroczona...
~LACUNA
Mój Boże.... Okey zaniemówiłam. To jest takie wspaniałe! Ubóstwiam twój styl pisania i to jak ukazujesz emocje bohaterów.... Widać, że główni bohaterowie się nienawidzą, ale to chyba w tym tkwi cały urok i piękno. Urzekłaś mnie już od drugiego rozdziału !
OdpowiedzUsuńDestiny *-*
Aaaaaaa to jest niesamowite. KOCHAM to jak idealnie odzwierciedlilas charakter Miony i Draco. Rozdziały takie długie i to uwielbiam! ��
OdpowiedzUsuńuuu zapowiada się coraz lepiej ♡ na takiego Dracona czekałam!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Elisabeth ☆☆
Chciałabym zobaczyć poprawki... żeby akapity wyróżniały się jakoś.
OdpowiedzUsuńSram na przecinki, o ile nie jest z nimi tragicznie, tzn. ich brak lub nadmiar przeszkadza w czytaniu.
I tak. Wciąż mamy masło maślane, ale jak się pomija te fragmenty, to nawet dobra historia ;) aczkolwiek wtedy z tych 3000 słów robi się tylko 1000 faktycznego tekstu z akcją.
Nie, to nie hejt, a uwagi.
Brawo Hermiono! No jestem zaskoczona, że Draco jej odpuścił? Czyżby pan Malfoy posiadał sumienie?
OdpowiedzUsuńSmutny rozdział, ale może jest jeszcze dla Malfoya szansa, że się zmieni? Bardzo lubię Narcyzę i cieszę się z tego, jak ją tu przedstawiłaś.
OdpowiedzUsuń