niedziela, 5 maja 2013

[1.] Nienawiść.




„Jeżeli ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga,
jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu.”






Nastał wrzesień, a wraz z nim życie powróciło do Hogwartu.
Starożytny zamek, położony w na co dzień niedostępnej części Szkocji, na nowo wypełnił się adeptami, zarówno tymi nowymi, jak również stałymi i wieloletnimi bywalcami. Wszystko wyglądało tak jak w poprzednie lata i nic nie wskazywało na to, że najbliższe miesiące będą wyjątkowe i odmienią losy dwójki młodych ludzi z ostatniego roku, a przy okazji również całego świata....





*** 




Szybko uporał się z pierwszym śniadaniem. Nie miał ochoty siedzieć tu dłużej niż to było konieczne. Wstał i nie odzywając się przy tym do nikogo ruszył wolnym krokiem, w tylko sobie znanym kierunku. Nim wyszedł z Wielkiej Sali odruchowo kątem oka spojrzał w bok, na grupkę Ślizgonek, które obrały sobie jego postać jako główny temat porannej rozmowy, z wielkim zaangażowaniem i odrobinę za głośno komentując jego niepoprawnie dobrze zbudowaną sylwetkę, prezentującą się dużo okazalej niż w poprzednie lata. Fakt ten nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Zawsze miał grono fanek, właściwie od pierwszej klasy i nie dało się nie zauważyć, że z roku na rok powiększało się coraz bardziej - wprost proporcjonalnie do poziomu jego ego i samouwielbienia. O ile na początku bardzo mu to imponowało, a nawet i otwarcie szczycił się każdym złamanym sercem, to teraz zaczęło go to już w jakimś stopniu irytować, wręcz męczyć. Zdążył wydorośleć, zmienić priorytety, a wraz z tym podejście do życia i różnych spraw. Już dawno temu przestało mu zależało na ilości i dodatnim bilansie uwiedzionych dam. Większość dziewczyn, z którymi do tej pory się zadawał, była wręcz idealna jeśli chodziło o wygląd, lecz niestety charakter i intelekt rzadko szedł razem z tym w parze, o czym niejednokrotnie zdążył się przekonać na własnej skórze. Z biegiem czasu zaczęło go to drażnić, a nawet i przeszkadzać. Odkąd tylko pamiętał dziewczyny zawsze piszczały na jego widok lub licytowały się między sobą, która pierwsza zdobędzie jego serce, a on od lat pozostawał niewzruszony na złamane przez siebie serca i próby usidlenia go na stałe. Nie chciał żadnej z nich. Nie interesowały go, nieraz podchodził do nich bez szacunku, zdarzało się, że otwarcie nimi gardził. Właściwie obracanie się w ich towarzystwie służyło tylko do jednego i nie miało to nic wspólnego z uduchowionymi relacjami. Nie miał zamiaru zawracać sobie głowy takimi błahostkami jak związki i miłość. Nawet miał wątpliwości czy jest do nich stworzony... Jednego był pewny - jeśli już jakieś dziewczynie kiedyś uda się go zdobyć, to będzie ona bez wątpienia wyjątkowa. I to w najbardziej osobliwym znaczeniu tego słowa. Zawsze miał wszystko na zawołanie, wysługiwał się innymi, a oni przychodzili na każde jego skinienie, spełniali każde żądanie i zachciankę. Dostawał wszystko. Miał wszystko. Jeśli czegoś mu brakowało, prędko to dostawał. Jednak z wybranką miało być inaczej. Sam chciał ją zdobyć, powalczyć o nią i jej uczucia. Być pewnym, że jeśli któraś kiedykolwiek go pokocha to takim jakim jest, a nie z powodu jego wyglądu, pozycji czy pokaźnego konta w banku.
Chrzanienie.
Życie pisało inny scenariusz, a on nie zamierzał go zmieniać. Ten rok nauki w Hogwarcie mimo, że dopiero się zaczynał, był dla niego już ściśle i z góry określony. Nie miał czasu na coś tak banalnego jak miłość, nie była ona zarezerwowana dla niego, przynajmniej wtedy jeszcze tak mu się wydawało. Jeszcze raz przejechał pogardliwym wzrokiem po siedzącym przy stole wianuszku płci żeńskiej. Przecież każdą mógł mieć na skinienie palca, chociaż nawet ten gest zdawał mu się być aż nadto wystarczający i uwłaczający jego czci. Jakiś impuls, jakaś chwila zwątpienia, nie wiedział co nim kierowało jednak odruchowo przerzucił wzrok na stół Gryffindoru. Pomylił się. Nie mógł mieć każdej. Nie tej jednej. Przy stole Lwów jak zawsze panował nieokiełznany gwar i niepohamowany śmiech. Dwójka najlepszych i najpopularniejszych przyjaciół z zapałem zdawała relacje, zapewne z jakiegoś głupkowatego wydarzenia, żywo przy tym gestykulując i machając każdymi częściami ciała na wszystkie możliwe strony świata. Ich barwne opowiadanie wywoływało niepohamowane salwy śmiechu towarzyszy, głośne gwizdy oraz błagania o bisy. Po chwili ją dostrzegł. Właścicielka burzy sprężystych loków w kolorze dojrzewających kasztanów, uśmiechała się promienie, zapewne pod wpływem historyjki wygłaszanej przez jej przyjaciół. Jednak jej miodowo-orzechowe oczy utkwione były w obszernej i starej księdze, najpewniej podręczniku jednego ze szkolnych przedmiotów. Momentalnie, wręcz teatralnie przewrócił oczami, tym samym komentując zwyczaj dziewczyny, która potrafiła czytać dosłownie wszędzie i zawsze, niezależnie od pory dnia i miejsca w jakim się znajdowała - nawet podczas śniadania w Wielkiej Sali.
Hermiona Granger.
Jedyna dziewczyna, która nie darzyła go żadnymi pozytywnymi uczuciami. Od pierwszego roku łączyła ich tylko najszczersza i najprawdziwsza nienawiść, która mogłaby być przedstawiana jako najlepszy przykład w każdym słowniku z definicjami. Stan tej wręcz chorej niechęci i odrazy trwał niezmiennie od siedmiu lat, wypełnionych tysiącem dni i milionem godzin ciągłych kłótni, obrażania, a nawet używania przeciwko sobie czarów, mikstur i uroków. Tylko na nią nie działała jego ubóstwiana przez wszystkich uroda oraz pokaźne konto w banku. W jej oczach był zwykłym pieprzonym dupkiem, a ona dla niego śmieciem, który trzeba zgnieść i wyrzucić. Wbrew tej żarliwej niechęci, którą ją darzył musiał przyznać, że z roku na rok zmieniała się coraz bardziej. Stała się młodą kobietą, o ciekawej urodzie i nieprzeciętnej inteligenci, z poczuciem humoru, którego w jego życiu tak bardzo brakowało i z dystansem do świata i siebie samej. Miała swoje własne podejście do życia i realizowała je nie patrząc przy tym na wszystkich tych, którzy źle jej życzyli, w tym również na niego. Miała wszystko to co mogło ją uczynić właśnie tą jedyną, na całe życie i wielu chłopaków również zaczynało tak ją postrzegać. Wyrosła na młodą kobietę, która mogłaby złamać niejedno męskie serce, tylko ona wciąż nieświadoma własnych możliwości poświęcała całe swoje życie nauce i przyjaciołom. Zwyczajnie w świecie się marnowała, cóż bywa. W końcu była nieczystej krwi, nie wróżył jej zatem zbyt długiego życia i bogatej przyszłości z napisami "happy ending" w tle. Ładna czy też nie, mądra, urocza, zdystansowana, skromna, o prawidłowo rozwiniętym kręgosłupie moralnym - to nie było istotne. Dla niego wciąż pozostawała nic nie wartą szlamą i wiedział, że nigdy się to nie zmieni. Nie spodziewał się tylko, że po raz kolejny tego dnia tak bardzo się pod względem swoich odczuć pomyli. Prychnął pod nosem, tym samym komentując swoje myśli i widok znienawidzonej dziewczyny. Była równie niepowtarzalna, jak niedostępna. Wiedział, że Hermiona była jedyną dziewczyną w Hogwarcie, której nie może mieć i nigdy mieć nie będzie. Przyjrzał jej się trochę uważniej. Całkiem zgrabna figura, naturalna cera, błyszczące brązowe loki i te jej oczy, które zawsze przepełnione czułością, troską i tymi magicznymi, niezidentyfikowanymi bliżej iskierkami szczęścia....
Ile razy to niszczył? Zawsze.
Wystarczyło kilka odpowiednio dobranych słów. Uśmiechnął się z satysfakcją. Mógłby się kąpać w tym oceanie łez, które przez niego wylała. Wręcz kochał patrzeć jak cierpi, jak trzęsie się przed nim z bezsilności, aż w końcu zraniona ucieka. O tak. Życie nabierało wtedy barw. Wyprężył się i z dumą oraz pewnością godną członka rodziny Malfoy’ów, ruszył w tylko sobie znanym kierunku ostatecznie opuszczając przy tym Wielką Salę.




*




Ukradkiem dostrzegła skrawek szkolnej szaty znikający za głównymi drzwiami Wielkiej Sali. Nie musiała widzieć nic więcej, by rozpoznać do kogo owe ubranie należało. Promienny uśmiech, jaki do tej pory towarzyszył na jej nieznacznie piegowatej twarzy, został zastąpiony grymasem wyrażającym pogardę, nienawiść, ale także niezrozumiały żal i smutek. Draco Malfoy. Jedyny człowiek, który wywoływał u niej tyle negatywnych emocji i myśli jednocześnie. Nienawidziła go całym sercem i duszą już od siedmiu lat. Czas leciał nieubłaganie i nawet ona sama nie zorientowała się kiedy zdołały przeminąć te wszystkie lata, począwszy od ich pierwszego spotkania, a na dzisiejszym dniu, rozpoczynający ostatni rok nauki w Hogwarcie, kończąc. Nawet teraz ciężko jej było określić jak dokładnie to wszystko się między nimi zaczęło i dalej potoczyło. Wiedziała jednak, że wystarczyło tylko jedno ich spojrzenie prosto w oczy by oboje zrozumieli, że będą największymi wrogami w tej szkole. Odruchowo westchnęła, komentując w ten sposób swoje myśli. Jeszcze nikt nigdy nie sprawił jej tyle cierpienia co on. Nadęty, pewny siebie, despotyczny arystokrata, na którego sam widok robiło jej się słabo i niedobrze. W Hogwarcie uważano ją za odważną i silną dziewczynę, jednak on zawsze skutecznie potrafił jej pokazać jaka w rzeczywistości jest słaba i bezbronna. Nie było dnia, w którym nie usłyszałaby od niego raniących słów i choć odpyskowała, nawrzeszczała lub po prostu je ignorowała, to zawsze raniły. Zostawiały blizny o wiele gorsze od ran na ciele. Za każdym razem obiecywała sobie, że już nigdy nie da mu tej satysfakcji, nie uroni przez niego ani jednej łzy. Już nigdy. Jednak istnieją obietnice, których mimo, że bardzo chcemy i z całych sił się staramy, to nie potrafimy spełnić. I właśnie ona taka była.
Spojrzała jeszcze raz w stronę drzwi. Chłopaka jednak już nigdzie nie było. Nie miało to teraz żadnego znaczenia, tak częste konfrontacje na lekcjach, czy szkolnych korytarzach pozwoliły jej zapamiętać jego postać - choć tak znienawidzoną to pociągającą. Nie dało się ukryć, że jej największy wróg miał idealne, wysportowane ciało, filmowy uśmiech oraz te nieodgadnione stalowo-niebieskie oczy, które zawsze ją w nim najbardziej intrygowały, przyciągały, a jednocześnie przerażały i hipnotyzowały zarazem. Biło od niego chłodem, a jednocześnie tajemnicą. Arogancki i nieczuły niemal dla wszystkich, a jednak wyjątkowo przez większość szanowany... nigdy nie mogła tego zjawiska zrozumieć. Pewna postawa, duma, szyk i elegancja, jeszcze bardziej podkreślały jego arystokratyczne korzenie i czystą krew, która najbardziej ich od siebie oddzielała.
Odruchowo skierowała swój wzrok na grupkę śmiejących się z czegoś Ślizgonek. Nie mogła się powstrzymać by nie prychnąć z kpiną wymalowaną na twarzy, tym samym komentując ich nietaktowny wygląd i zachowanie. Były takie dni, w których naprawdę poważnie zaczynała się zastanawiać co ją wkurzało bardziej - on, czy cały ten jego niedorzeczny fanklub, składający się z równie głupich co napalonych nastolatek. Zdecydowanie to pierwsze. Jednak wszystkie te dziewczyny traciły w jej oczach. Chociaż ich nie znała była więcej niż pewna, że żadna z nich tak naprawdę nie kochała Ślizgona. Owszem, połowa dziewczyn wzdychała nocami do jego zdjęcia powieszonego nad łóżkiem, jednak było to tylko zwyczajne, szczeniackie zauroczenie, które pewnie przy codziennym życiu z chłopakiem zniknęło by prędzej niż się pojawiło. Żadna z nich nie zwracała uwagi na jego spaczony charakter i wątpliwe życiowe priorytety. Każda z nich skupiała się tylko i wyłącznie na jego wyglądzie, bogactwie i uznaniu, a przecież nie o to tak naprawdę chodziło w życiu. Wśród Hogwarciej społeczności panował jednak jakiś dziwny światopogląd, że dziewczyna Malfoy’a byłaby traktowana przez wszystkich jak bóstwo lub ósmy cud świata i Hermiona zdawała się być jedną z nielicznych, która myślała zupełnie odwrotnie. Tylko dla niej zawsze był i nie miała wątpliwości, że pozostanie, tylko i wyłącznie bogatym i zakochanym w sobie dupkiem. Już na samym początku znajomości ze Ślizgonem, kiedy mieli zaledwie po 11 lat, szczerze wątpiła w posiadanie przez blondyna jakichkolwiek dobrych uczuć, krzty współczucia czy też szacunku dla innych. Wraz z biegiem lat zaczęła nie tyle utwierdzać się w tych przekonaniach, ale i odczuwać je na własnej skórze.
Draco Malfoy nie miał uczuć.
Zimny, bezduszny, pieprzony drań.
Wróciła do lektury jednak, o dziwo, nie mogła się już skupić na odczytywaniu sensu zapisanych na pergaminie słów. Jej chaotyczne myśli, wciąż krążące wokół postaci samozwańczego przywódcy Slytherinu, przerwał szczery i kolejny atak niepohamowanego śmiechu Rona i Harrego. Zatraciła się w niecodziennych przemyśleniach i już dawno wypadła z wątku chłopaków. Nie rozumiejąc nic z urywków rozmowy pozostałych Gryfonów cicho oznajmiła, że idzie do dormitorium. Nie czekając na odpowiedz, wzięła książkę do rąk i szybkim krokiem opuściła Wielką Salę.




*




Do pierwszych zajęć, oficjalnie rozpoczynających ostatni już rok jej nauki w Hogwarcie zostało zaledwie piętnaście minut. Odruchowo spojrzała na plan najbliższych dni, do tej pory bezczynie leżący na biurku pośród wielu pergaminów i ksiąg. Dzisiejszy dzień nie należał do najprzyjemniejszych. Zaczynał się od Eliksirów z nielubianym profesorem Snapem, dodatkowo w towarzystwie w większości znienawidzonych Ślizgonów. Nie mogła się powstrzymać przez głośnym mruknięciem, zdradzającym życiowe niezadowolenie i potrzebę wewnętrznego buntu. Już samo wspomnienie wspólnych zajęcia w towarzystwie Ślizgonów i ich opiekuna przyprawiało ją o ból głowy i najprawdziwszy odruch wymiotny. Zamyślona przerzuciła wzrok z planu na okno usytuowane na Hogwarckie błonia. Krajobraz malujący się przed jej oczami był wyjątkowo piękny i uspokajający. W jednej chwili opuściły ją wszystkie złe myśli. Uśmiechnęła się szczerze, pozwalając by z jej dużych, wyraźnych oczy również emanowała życiowa radość. Wczesna jesień sprawiała, że błonia wyglądały wręcz cudownie. Różnokolorowe liście drzew delikatnie falowały na wietrze, promienie wczesnego słońca odbijały się od odległego jeziora działając na nią uspokajająco, a w powietrzu wciąż unosił się specyficzny zapach świeżo skoszonej trawy. Przez wakacje i te dwa, długie miesiące rozłąki zdążyła zatęskniła za Hogwartem, jego uczniami i specyficznym klimatem tego miejsca. To właśnie tu był jej drugi dom oraz najwierniejsi przyjaciele, których traktowała na równi z członkami swojej pierwotnej rodziny.
Wciąż nie mogła uwierzyć, że ledwo dwa dni temu skończyły się tegoroczne wakacje i znów tu wróciła, wraz z rozleniwionymi uczniami przydzielonymi do poszczególnych domów i dormitoriów. Mimo faktu, że był to jej ostatni rok w Hogwarcie, a zapowiadał się naprawdę ciężko i pracowicie, była szczęśliwa. Przez te parę lat zyskała wiele. Była szanowana przez kolegów, doceniana przez nauczycieli, wyładniała, wydoroślała. Miała piękny dom, kochanych rodziców, cudownych przyjaciół.
Miała wszystko.
Oprócz tego, co w życiu jest najważniejsze.
Brakowało w jej życiu tylko jednego - miłości. Takiej prawdziwej, szczęśliwej, wręcz bajkowej. Wcześniej nie zwracała na to uwagi, pochłonięta zdobywaniem wiedzy i uczestnictwem w różnych przygodach. Dopiero od jakiegoś czasu zaczęła poważnie się zastanawiać nad miłością, jej znaczeniem i potrzebą. Powoli zaczynała się obawiać, że może nawet ją przegapiła. Podświadomie uśmiechnęła się na wspomnienie Balu Bożonarodzeniowego, do którego wciąż chętnie wracała mimo nieubłaganie mijającego czasu. Właściwie wtedy, pierwszy raz poczuła się jak prawdziwa kobieta - atrakcyjna, zauważalna. Promieniała. Inne dziewczyny jej zazdrościły, niedostępni dotychczas chłopacy dostrzegli. Była niczym królowa balu, na którym odnalazła coś więcej niż zgubiony pantofelek. Wiktor Krum. To właśnie on pierwszy zauważył w niej coś czego inni nie byli w stanie dostrzec ani na pierwszy rzut oka, ani po wielu latach znajomości. Był przystojny, wysportowany, z gronem pięknych adoratorek, a zwrócił uwagę właśnie na nią - na zwykłego mola książkowego. Mimochodem zaśmiała się cicho do siebie samej na wspomnienie tamtego dnia. Docenił ją, a raczej dzięki niemu sama się doceniła.
Apatycznie oparła głowę o zimną szybę swojego dormitorium. Wciąż żałowała, że wyjechał i nie zabrał jej ze sobą na białym koniu w tylko sobie znane miejsce. Na jej śniadej twarzy pojawił się uśmiech zażenowania, którym skrytykowała własne, w dodatku dziecinne myśli i pragnienia. Wciąż utrzymywała z nim kontakt, regularnie pisała do niego listy i z równie zaangażowaną częstotliwością je od niego otrzymywała. To jej wystarczało, a przynajmniej musiało. Od czasu tamtego pamiętnego balu miała w nim jednak oparcie i kolejnego wiernego przyjaciela. Były takie noce i dni kiedy zastanawiała się, czy mógłby być kimś więcej w jej życiu, potem jednak za każdym razem uświadamiała sobie, że sama w pewnym stopniu mu na to nie pozwoliła. On wyjechał, a ona nie dała mu szansy i powodów by wracał. Miłość na odległość? Nie. To nie było dla niej, a przynajmniej tak jej się wydawało. Wtedy jeszcze nie była na to gotowa. Z biegiem czasu zaczęła żałować, że tak to się potoczyło, ale już nie potrafiła tego zmienić. Było, minęło, nie wróci. Tego musiała się trzymać.
- Hermiona!
Z kolejnych rozmyślań tego dnia, wyrwał ją donośny krzyk podenerwowanego Rona dobiegający z Pokoju Wspólnego Lwów. Szybko oderwała się od zaparowanej szyby i potrząsnęła lekko głową, zupełnie jakby to miało jej pomóc w pozbyciu się natłoku zbędnych myśli i wspomnień. Kolejny krzyk tym razem należący do Harrego zdołał ją już w pełni przywrócić do rzeczywistości.
- Miona! Co ty tam robisz?! Schodź szybko, bo zaraz spóźnimy się na zajęcia!
Spóźnić się na zajęcia? O nie! To nie w jej stylu! Chwila nostalgii i melancholii zniknęła szybciej niż się pojawiła. Pośpiesznie wzięła do rąk najpotrzebniejsze rzeczy i wystrzeliła z sypialni niczym torpeda łodzi podwodnej.
- Ostatni stawia piwo.
Krzyknęła tylko do zdezorientowanych chłopaków i już jej nie było.




*




Słynne Hogwarcie trio weszło do lochów z lekkim, wręcz studenckim spóźnieniem, jednak ku ich ogromnej uldze i jeszcze większym szczęściu, profesora jeszcze w sali nie było. Szczerze im ulżyło. Przynajmniej odbyło się bez zbędnego kazania oraz bolesnej utraty punktów za niezdyscyplinowanie i spóźnienie, w dodatku pierwszego dnia zajęć. Niezniechęceni obecnością Ślizgonów usiedli w drugim rzędzie naokoło innych Lwów. Nie zwracając uwagi na otoczenie zaczęli wesoło gawędzić i żartować, w końcu mieli aż nadto zaległych tematów i rozmów do poruszenia.
Młody i nad wyraz zrezygnowany dziedzic rodziny Malfoy'ów siedział w ostatnim rzędzie i znudzony rozglądał się po sali lekcyjnej mistrza eliksirów, którego chwilowy brak ani go nie dziwił, ani tym bardziej nie interesował. Prawo –nic, lewo –nic, dół – Gryffindor, czyli jeszcze większe nic.
Westchnął zrezygnowany nie zważając na to, że jego wewnętrzne rozbicie zabrzmiało głośniej niż powinno. Zauważył, że ostatnio dopadło go nieprzyjemne uczucie monotonii. Osoby, rozmowy, sytuacje, zajęcia, dosłownie wszystko zdawało mu się być takie same. Westchnął jeszcze raz, tym razem nie kryjąc w swoim głosie ewidentnego i aż nazbyt wymownego zażenowania. Znudzony podparł głowę na ręce, pierwszy raz w tak widoczny sposób mając gdzieś swoją codzienną, nienaganną i wyprostowaną postawę z dumnie uniesioną głową ponad wszystkich.
- Zwariuje….
Mruknął pod nosem i odruchowo zaczął pukać się w czoło z otwartej dłoni. Jego kompania siedząca na około wpatrywała się w przywódcę trochę głupkowatymi i rozkojarzonymi spojrzeniami. Nie do końca rozumieli o co mu chodziło i dlaczego wyglądał jakby stracił sens życia, a przecież wspólne zajęcia z Gryfonami były idealną okazją by go odnaleźć, gnębiąc wszystkich tych, którzy nic dla niego nie znaczyli i poprawić sobie humor ich kosztem.
- Dracusiu kochanie, czy coś się stało?
Twarz młodego Malfoy’a wykrzywiła się w jeszcze większym grymasie bólu i zażenowania. Przesłodzony głos należący do Pansy Parkinson sprawił, że zrobiło mu się niedobrze i ledwo się powstrzymywał by nie zwymiotować na kafelkową podłogę tuż obok jej stóp. Dzielnie jednak powstrzymał zachcianki swojego organizmu. Postanowił ją zignorować. To było najlepsze wyjście, zaraz po nawrzucaniu jej co o niej myśli. Teraz jednak nie miał siły nawet na nieuprzejmości. Pansy jeszcze trochę postękała nad nim, ale w końcu odpuściła wracając do swojego poprzedniego zajęcia jakim było piłowanie długich, krwistoczerwonych paznokci. Cicho odetchnął, z wyraźną ulgą wymalowaną na naturalnie bladej twarzy.
W myślach zastanawiał się za jakie grzechy los obdarzył go takimi upierdliwymi ludźmi, sytuacjami i ogólnym życiem. Po sekundzie na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech, kiedy zorientował się za co dokładnie los go tak brutalnie kara. Jego chwile patetycznej zadumy i refleksji przerwał Snape z wielkim zamachem wpadający do sali, wyraz jego twarzy nie wróżył nic dobrego. Najwyraźniej Draco nie był jedyną osobą w Hogwarcie, która wstała dzisiaj lewą nogą, a nawet i kilkoma. Nie mając nic innego i lepszego do roboty postanowił wsłuchiwać się w wykład znawcy eliksirów, a jednocześnie swojego ulubieńca, opiekuna, przyjaciela rodziny i niemal wuja w jednym.
(...)
Jakoś wytrzymał. Zajęcia upłynęły w dosyć szybkim tempie, a jego humor zdecydowanie poprawił się po tym, jak ktoś z Gryffindoru rozlał kocioł z niebezpiecznym eliksirem. Wkurzony Snape odjął im 50 punktów i to dopiero w pierwszy dzień nauki. Czy życie mogło być piękniejsze?



***




Było już późne popołudnie kiedy młody dziedzic niezliczonej fortuny rodziny Malfoy'ów przemierzał opustoszałe korytarze Hogwartu.
Nareszcie. Cisza i spokój.
W końcu, po wielu trudach i staraniach udało mu się uwolnić się od chmary napalonych adoratorek oraz Pansy, która była gorsza od nich wszystkich razem wziętych. Z obstawy „goryli” i wiernego towarzystwa Blaise’a tym razem również zrezygnował. Nie zwracając uwagi na otoczenie, zatracił się w rozmyślaniach nad sobą i swoimi sprawami. Nieoczekiwanie poczuł lekki opór, zachwiał się, lecz mimo wszystko zachował równowagę czego nie można było powiedzieć o osobie, z którą się zderzył. - Uważaj jak łazisz. Warknął oschle, nie zerkając nawet na poszkodowanego. Już był w trakcie oddalania się od niego, gdy do jego uszu dobiegł ten tak dobrze znany mu głos, którego już od dawna nie słyszał, a który zawsze oznaczał tylko jedno - Hermione Granger.




                                                



44 komentarze:

  1. Super początek ;) Mam nadzieje,że kontynuacja będzie jeszcze lepsza.POZDRAWIAM ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje nowe odkrycie :) Jak na razie zapowiada się bardzo sympatycznie!

    Mafin

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzie ty te przecinki sadzisz?? NO GDZIE??

    ,,Pansy jeszcze trochę postękała nad nim ale w końcu odpuściła, wracając do swojego poprzedniego zajęcia jakim było piłowanie paznokci."

    tego przecinka nie powinno tam być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ty zacznij stawiać wielkie litery na początku zdania i PO JEDNYM znaku zapytania, kochanie 8))).

      Usuń
    2. Przecinek powinien być przed wyrazem "ale" ;) Każdy czasownik oddzielony przecinkiem, chyba że jest to orzeczenie imienne. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Sadzić można co najwyżej kwiatki. A co do tego fagmentu:
      ,,Pansy jeszcze trochę postękała nad nim ale w końcu odpuściła, wracając do swojego poprzedniego zajęcia jakim było piłowanie paznokci."
      Poprawnie jest:
      "[...] nad nim, ale odpuściła, wracając [...]"
      Podsumowując, kazałaś jej usunąć przecinek, którym być powinien.

      Usuń
    4. Wybacz, ale tam musi być ten przecinek. Nie tykaj rzeczy o których nie masz pojęcia. Następnym razem upewnij się, czy masz rację, bo możesz tym komuś sprawić przykrość.

      Usuń
    5. moja droga, ten przecinek jest w bardzo odpowiednim miejscu, a na dodatek nie utrudnia i nie uniemożliwia czytania sooołłłłł ... ;)

      Usuń
  4. To jest niesamowite. J-ja... Zatkało mnie. OPISY! JAK CHCIAŁABYM TAK PISAĆ! Najlepsze opowiadanie jakie w życiu czytałam! Proszę poważnie zastanów się nad napisaniem czegoś w 100% własnego żebyś mogła to wydać - kupię pierwszy egzemplarz!
    NIE-SA-MO-WI-TE!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej pisz więcej dialogów bo trochę nudno jest czytać same opisy. A tak to super to jedna moja uwaga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Powinnaś napisać własną książkę.Kupię na 100% :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Więcej dialogów.Moje nowe odkrycie twój blog.Mam nadzieje,że następne rozdziały będą lepsze,ale i tak super.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bosko się zaczęło, jestem tu nowa ale szybko wszystko nadrobię ;) Nigdy nie wiem co pisać więc komentarz się pojawi w 10, 20, 30 itd. (rozdziale)
    Pozdrawiam Fryzzowa ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej ! Na prawdę świetny rozdział, dopiero zaczęłam czytać tego bloga i zaraz idę czytać kolejne rozdziały. Mam do pytanie czy ten blog to kontynuacja jakiejś poprzedniej twojej historii, bo w 'zarysie bloga' napisałaś że jest on jakąś kontynuacją i nie za bardzo wiem o co chodzi. Jestem strasznie ciekawa kolejnego rozdziału więc lece czytać dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szukałam jakiegoś ciekawego dramione i trafiłam na Twój blog :D Troszkę się spóźniłam ale chyba nic się nie stało... Z przyjemnością przeczytam go do samego końca, bo zaczyna się naprawdę ładnie :)
    Glanik

    OdpowiedzUsuń
  11. Super! nic dodać nic ująć , przepraszam że dopiero teraz komentuję, ale dopiero dzisiaj odkryłam twojego bloga c;

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawie się zapowiada :-)
    Będę więc czytała dalej, jak akcja się potoczy.
    Pozdrawiam, Domi.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dopiero zaczynam czytać i zapowiada się bardzo ciekawie : )

    OdpowiedzUsuń
  14. Dopiero zaczęłam czytać ale bardzo mi się podoba. Ciekawie się zapowiada <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Właśnie odkryłam tego bolga zapowiada się ciekawie lece czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo ciekawy wstęp :) Opowiadanie świetne <3 Zgadzam się z kimś kto napisał wcześniej, że fajnie by było gdybyś pisała więcej dialogów ;)
    Pozdrawiam i życzę weny ! ~Pola

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział bardzo dobry. Podobały mi się przemyślenia, Dracona widać, że wydoroślał, ale nadal zachowuje się jak Ślizgon. No i Hermi jest tu bardzo kanoniczna! Brawo! Jestem ciekawa co bd dalej.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowny rozdział :D

    Kłaniająca się nisko Twej wenie
    Lulu

    OdpowiedzUsuń
  19. Dopiero co odkryłam tego bloga Ale świetnie się zapowiada :) i super, że taki długi rozdział
    ~S~

    OdpowiedzUsuń
  20. Na wstępie muszę pochwalić cudownie skomponowany i bardzo przejrzysty blog. Po drugie to jest naprawdę świetny początek. Skoro twierdzisz, że to było kiepskie to na koniec tomu chyba eksploduję.
    Z wyrazami nie małego uznania...
    ~LACUNA

    OdpowiedzUsuń
  21. To jest jeszcze przed bitwą tak ? :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Świetny początek ! Naprawdę. Bloga odkryłam już dawno, ale jakoś tak zabrakło czasu przez co skomentowałam tylko rozdział 46 ;-; Hańba mi na wieki ! .-. Okey, to ja życzę Ci weny i idę szybciutko czytać dalej ^-^
    Destiny *-*

    OdpowiedzUsuń
  23. Oficjalnie rozpoczynam czytanie tego bloga, mam nadzieję, że się na nim nie zawiodę. Ale moje zdanie otrzymasz w dość długim komentarzu, jaki ułożę przy najbardziej aktualnym rozdziale, jak już przeczytam wszystko. :)
    Pozdrawiam, Koneko

    OdpowiedzUsuń
  24. Obawiam się, że ten tekst choruje na rzadką chorobę. Mianowicie "Zajebistoza Całkowita" :D

    ~MrsMalfoy

    OdpowiedzUsuń
  25. Właśnie zaczynam czytać �� Zapowiada się ciekawie ��

    OdpowiedzUsuń
  26. przeczytałam właśnie Twoje dwa blogi, najbardzie spodobał mi się "gdy jesteśmy sami" mam nadzieję że ten będzie lepszy od pozostałych i z miłą chęcią lece czytać następne rozdziały.
    pozdrawiam cieplutko Elisabeth ����

    OdpowiedzUsuń
  27. Jesteś cholernie utalentowana, chyba o tym wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  28. Zaczynam od początku :)
    Trzeba odświeżyć pamięć.
    A poza tym ta historia zawsze mnie ciekawi. Nie ważne, który raz ją czytam.

    Pozdrawiam Cię ciepło,
    Domi.

    OdpowiedzUsuń
  29. Super!Bardzo mi się podoba.Lecę czytać następne rozdziały.

    CIEPŁO POZDRAWIAM,
    Inna :)

    OdpowiedzUsuń
  30. po co spać, jeśli można czytać Dramione?
    bardzo ciekawie się zapowiada ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Wiele osób poleca,twoją historię, więc zajrzałam. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie pozytywne opinie, to po pierwszym rozdziale zrezygnowałabym z czytania, gdyż jest to jedna, żenująco długa charakterystyka Draco... na dodatek miałam wrażenie masła-maślanego.
    Uwagi: w tekście nie używamy cyfr, wyjątek stanowią listy, notatki pisane przez bohaterów.
    Pansy jest idiotką, jeśli piłowała pomalowane paznokcie.
    Nie lubię Dramione, gdzie Pansy i Astoria są przedstawiane jako puste tapeciary, uważam że to odejście od kanonu.
    Pierwszy akapit to dramat literówkowy i stylistyczny. Musisz go poprawić, gdyż zniechęca.

    Nie skreślam twojego Dramione, po prostu pierwszy rozdział powinien zachwycać.

    OdpowiedzUsuń
  32. Jezu Hermiona i Draco są... kanoniczni ;) Kocham tutaj Malfoya nawet jeśli zachowuję się jak drań ;P

    OdpowiedzUsuń
  33. Czytałam to już kiedyś i to nie raz ;) Świetna historia, kiedy chcesz się oderwać od szarej rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  34. Zapowiada się bardzo fajnie :) Dobrze wiedzieć, że Malfoy nadal jest sukinsynem, a Hermiona nagle nie zamieniła się na mózgi z Lavender Brown jak to się dzieje w tego typu ff :)

    OdpowiedzUsuń
  35. TO CHYBA NAJLEPSZE DRAMIONE JAKIE CZYTAŁAM

    OdpowiedzUsuń
  36. Zapowiada się dobrze :) z przyjemnością się czyta :)

    OdpowiedzUsuń