niedziela, 5 maja 2013

[19.] Partnerzy.



„Życie z Tobą jest piekłem. 
Ale w pewnym sensie...
zależy mi na tym piekle.”



Była piękna pogoda, niebo zdawało się być tego dnia bezchmurne. Słońce ogrzewało swymi promieniami. Przyroda żyła w idealnej harmonii, a ona ubrana w zwiewną, białą sukienkę biegała po zielonej, pachnącej kwiatami łące.. Jej kasztanowe włosy falowały w rytm jej kroków, niczym liście na wietrze. W miodowych oczach tańczyły iskry szczęścia, a na jej twarzy gościł piękny uśmiech.
Było wyjątkowe lato. Rośliny rozkwitały, ptaki wesoło ćwierkały, a w powietrzu roznosił się przyjemny zapach świeżej trawy i polnych kwiatów.
Czas jakby się zatrzymał, nadając tej zwykłej chwili jeszcze więcej magii.
Była zupełnie sama, jednak to jej nie przeszkadzało,wręcz przeciwnie.
Opuściły ją wszelkie troski i zmartwienia. Była po prostu szczęśliwa.
Z nieba zaczęły powoli spadać różnorodne księgi i pergaminy, które aż prosiły się by je złapać i przeczytać. Rozłożyła ręce, przymykając oczy.
Zaczęła tańczyć na środku polany, szczerze się przy tym śmiejąc. Była szczęśliwa. Odnalazła swój raj…


*JEBUD*

Zdezorientowana zamrugała kilka razy powiekami. Z niemiłym zdziwieniem odkryła, że leży wraz z pościelą na podłodze, obok swojego wielkiego łózka.
- Co je…
Ciche pytanie wyrwało jej się z ust, jednak nie zdążyła go do końca wypowiedzieć, gdyż jej wzrok przykuła osoba stojąca po drugiej stronie jej posłania.
- MALFOY??!!
Wrzasnęła nie kryjąc w tonie zdziwienia, zmieszania i wściekłości. Gwałtownie ożywiona, momentalnie zerwała się z paneli, podnosząc przy tym niezdarnie kołdrę, z którą spadła.
- Co ty tu robisz?!
Warknęła, szczycąc współmieszkańca najbardziej zabójczym spojrzeniem, na jakie było ją w tej, niewątpliwie ciężkiej chwili stać. Jednocześnie zerwała narzutę z łóżka i owinęła się nią niemal jak kokonem. Jakoś nie specjalnie podobała jej się opcja stania przed wrogiem w samej koszulce nocnej.
Chłopak jednak puścił pytanie dziewczyny mimo uszu. Skrzyżował ręce na torsie i oparł się o pobliską ścianę, uważnie spoglądając na swoją zdezorientowaną współmieszkankę.
- Strasznie ciężko cię obudzić Granger.
Skwitował w końcu i posłał dziewczynie coś na wzór uśmiechu.
- To wcale nie znaczyło, że możesz mnie zrzucać z łóżka.
Odparła urażona podkreślając to skrzyżowaniem rąk na piersiach i gwałtownym przechyleniem głowy w bok.
- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać.
Na jego twarzy pojawił się ironiczny, firmowy uśmieszek. Dziewczyna prychnęła pod nosem. Mimochodem swój wzrok skierowała na szafkę nocną.
- CO?! Po jaką cholerę budzisz mnie o 5 nad ranem?!
Krzyknęła z chwilą, gdy odczytała cyfry z małego zegara, stojącego na drewnianym blacie. Blondyn jakby na to czeka. Ożywiony klasnął w dłonie, odchodząc od ściany i patrząc na dziewczynę z mobilizacją wymalowaną na twarzy.
- Zakładaj dresy Granger.
- Słucham?
Spytała lekko zbita z tropu, jednocześnie mrugając kilka razu oczami i uważnie wpatrując się w blondyna. Zupełnie nie zrozumiała sensu jego słów i tego, co one tak właściwie mają znaczyć.
- Nie wiem czy wiesz, ale za niecałe dwa tygodnie odbywa się turniej quidditcha,w którym to właśnie TY bierzesz udział. Pragnę ci również uświadomić, że to właśnie JA jestem twoim trenerem, a więc Granger nie pyskuj. Czas trochę poćwiczyć.
Odparł dziwnie ożywiony, a na jego twarzy pojawił się iście szatański uśmieszek. Odpowiedziała mu zbolała mina dziewczyny. Podświadomie głośno westchnęła, z grymasem bólu na twarzy. Nie miała wątpliwości, że będą to najgorsze dwa tygodnie jej życia.

                                                                   *

Rozespana stała na opuszczonych błoniach. Nie mogła powstrzymać ziewania, które systematycznie co 30 sekund przypominało jej, że natychmiast powinna wrócić do sypialni, zanurzyć się w kołdrze i odpłynąć do krainy snów. Nic z tego. Przed nią stał Malfoy, a jego postawa i wyraz twarzy sugerował, że chce dziewczynę przygotować, co najmniej na wojnę. Nieoczekiwanie przeszedł ją dreszcz. Nie było to bynajmniej spowodowane wzrokiem arystokraty. Tym razem, ową gęsią skórkę wywołał nagły podmuch wiatru, uderzający i ochładzający odsłonięte części ciała dziewczyny. W końcu lato już dawno się skończyło. Pogoda w pełni przypominała jesienną, a 5 rano również nie należała do najcieplejszych godzin dnia.
Hermiona miała na sobie białe adidasy, również w tym samym kolorze krótkie spodenki oraz bluzkę na cienkich ramiączkach, a na wierzch do połowy zapiętą szarą bluzę. Włosy dokładnie rozczesała i misternie związała by jej w niczym nie przeszkadzały. Jakoś nie specjalnie była przygotowana na trening. Pakując się do Hogwartu nie przypuszczała, że strój do ćwiczeń będzie jej kiedykolwiek potrzeby, w końcu miała się uczyć magii, a nie sportów. Tym bardziej, że z natury była leniwa i raczej stroniła od zajęć fizycznych. Teraz jednak przeklinała się w duchu za złe zorganizowanie i obiecała sobie, że następnym razem, gdziekolwiek nie pojedzie,weźmie ze sobą całą swoją garderobę. Była zmuszona ratowaniem się tym, co miała pod ręka. W tym przypadku, padło na owy strój. Malfoy'a brak specjalnego ubioru szczególnie nie martwił, wręcz przeciwnie. Skoro już musiał się użerać z dziewczyną, to chciał chociaż na coś popatrzeć. Z takiego założenia wychodził i głównie nim się kierował. W efekcie końcowym, gdy kasztanowłosa stanęła przed nim, był zadowolony.
- Dobra Granger, zróbmy małą rozgrzewkę.
W jego oczach pojawił się dziwny błysk, a Hermionie w ogóle nie spodobał się sposób wypowiedzi, szczególnie przy słowie „małą”. Przełknęła głośno ślinę, modląc się w duchu by przeżyć te ćwiczenia.
                                                                   *


- Nienawidzę cę, nienawidzę… nie..na..wi..dze…
Próbowała krzyczeć, jednak w rzeczywistości jej głos brzmiał jak skowyt starego psa, który w dodatku cierpi na zaawansowaną astmę. Była wściekła, wykończona i czuła się upokorzona. Robiła to, co kazał jej największy wróg. Trzeba było przyznać, to było żenujące i wcale nie pocieszaj jej fakt, że Malfoy robi to by jej pomóc i ponoć teoretycznie „dla jej dobra”.
- Szybciej Granger! To już nawet gumochłon rusza się szybciej od ciebie!!
- Zamknij się!
Odwrzasnęła, jednak jednocześnie przyśpieszyła. Czuła, że jest na granicy wytrzymałości, mimo to chęć pokazania Malfoy'owi, że nie jest słaba, była silniejsza od bólu .Zdecydowanie to była dobra motywacja. Niewątpliwie sama postać przywódcy Slytherinu była najlepszym napędzającym ją do działania motorem.
Już od dobrych 30 minut obiegała błonie. Za sobą miała już ćwiczenia rozgrzewające, rozciągające i poprawiające wytrzymałość. Oczywiście blondyn jako jeden z najlepiej zbudowanych osobników płci męskiej w Hogwarcie,doskonale znał się na rzeczy. Nie miał problemu z określaniem ćwiczeń i mówieniem jakie, na co działają, a że jednak Granger to jego wróg musiał się trochę nad nią poznęcać. Tak też dziewczyny nie ominęły ćwiczenia takie jak pompki czy podnoszenie ciężarów. Oczywiście wszystko w podwojonej liczbie, przecież chce jej pomóc.
Blondyn stał na środku błoni i uważnie obserwował ćwiczącą dziewczynę jednocześnie, co chwilę komentując jej wyczyny. Trzeba było przyznać, że wczuł się w rolę i to nawet aż za bardzo.  
                                                                          ***


Stała pod prysznicem, opierając się o ściankę rękami. Woda zmywała z niej bród, pot i w jakimś stopniu znieczulała ból. Wszystkie mięśnie niemiłosiernie ją bolały. Nie mogła opanować drżenia nóg i rąk. Z jej oczu zaczęły wylatywać łzy, mieszając się z cieknącą wodą. Była wykończona. Jeszcze nigdy nie czuła takiego bólu fizycznego. Drżące nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Zsunęła się w dół, opierając się o wilgotną ściankę kabiny prysznicowej. Przymknęła oczy i łkała bezgłośnie. W sumie nawet nie wiedziała dlaczego. Chyba po prostu musiała odreagować dzisiejszy ranek. Rozłam psychiczny jednak nie trwał długo.
Po kilki minutach doszła do siebie i niechętnie oraz ociężale wyszła spod prysznica. Owinęła się ręcznikiem i stanęła przed lustrem. Dłonią przejechała po jego mlecznej powierzchni, chcąc pozbyć się pary z szyby. Przyjrzała się sobie uważnie. Zmęczenie można było dostrzec nawet w oczach. Westchnęła ciężko. Marzyła o ciepłym łóżku i odpoczynku, jednak los był dla niej okrutny. Była dopiero 6.43 rano. Przed nią cały dzień wypełniony zajęciami, sprawdzianami, a wieczorem kolejnymi ćwiczeniami. I ona miała wytrzymać tak 14 dni? Dłonią potarła zmęczoną twarz. Musiała się wziąć w garść. Miała motywację i ukrytą siłę by walczyć. Chciała tego dokonać, choć wiedziała, że będzie to dużo trudniejsze niż początkowo przypuszczała. Jednak obiecała przyjaciółce, że poprowadzi drużynę i oddadzą godny mecz. Co prawda doskonale zdawała sobie sprawę, że nie jest w stanie wygrać, ale marzyła by rudowłosa była z niej dumna. Chciała chociaż dobrze zagrać, wygranej nawet nie brała pod uwagę. Wielką motywację miała również dzięki Malfoy'owi. Chciała mu zaimponować i pokazać, że nie jest takim zerem, za jakie je ma. Największą motywacją jednak dla niej, była ona sama. Już dawno chciała coś zmienić w swoim życiu i osiągnąć coś innego niż tylko dobre stopnie. To była odpowiednia okazja by pokazać innym i sobie, na ile ją stać.
Wysuszyła i rozczesała włosy. Ubrała się w jeansy i czarny top. Nałożyła lekki makijaż, chcąc zatuszować zmęczenie. Rozbudzona po zimnym prysznicu opuściła łazienkę.

                                                                    *


Malfoy leżał na sofie przed kominkiem. Uważnie wpatrywał się w szary sufit i myśląc nad czymś intensywnie, o czym mogłyby wskazywać choćby zmarszczone brwi.
- Poradziła sobie lepiej niż przypuszczałem…
Mruknął cicho pod nosem, starając się o jak najbardziej obojętny ton. Mimo to nie mógł opanować lekkiego cynicznego uśmiechu, który lgnął mu na usta. Po chwili jego przemyślenia zostały przerwane przez wychodzącą z łazienki dziewczynę. Wyglądała jak po walce z gromadą Śmierciożerców i gdyby nie był Malfoy'em to na pewno zrobiłoby mu się jej żal. Bidulka.
Jednak w obecnej sytuacji na współczucie arystokraty liczyć nie mogła, toteż zamiast uprzejmością powitał ją oschłym tonem, krytykując praktycznie za wszystko.
- Zamknij się.
Warknęła nieźle zezłoszczona i rzuciła w chłopaka poduszką, którą z niemałym wysiłkiem porwała z fotela. Blondyn błyskawicznie zerwał się kanapy. Żadna szlama nie miała prawa zwracać się do niego takim tonem, a już na pewno nie będzie w niego rzucać, czym popadnie! Przybrał bojową postawę. Dziewczyna już wiedziała, czym to grozi.
- Nie pozwalaj sobie, Granger. Staram się być dla ciebie miły.
Warknął oschle, tonem swojego głosu przecinając powietrze na wskroś. Nie miała siły wdawać się w kolejną bezsensowną i bezcelową kłótnię, chociaż chętnie wygarnęłaby mu wszystkie bóle i żale, jakie do niego miała. W ostatniej chwili ugryzła się w język i machnęła ręką jakby odganiała muchę.
- Na kiedy potrzebujesz ten referat z numerologii?
Burknęła, oddalając na chwilę drażliwe tematy. Zamrugał kilka razy powiekami, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. W normalnych warunkach zaczęłaby się z nim kłócić, a tym czasem po prostu zmieniła temat. Ta dziewczyna zaskakiwała go coraz bardziej, a on nie miał na to żadnego wpływu.
- Mam dwa tygodnie, ale moja sytuacja jest gorsza niż przypuszczałem i tylko jedna dobra ocena tego nie zmieni.
Kasztanowłosa machinalnie pokiwała głową, co najprawdopodobniej miało oznaczać „rozumiem”, po czym usiadła na fotel, wyciągając przed siebie nogi. Po chwili poszedł w jej ślady. Chwile trwali w milczeniu, chociaż zdawała się być to przyjemna chwila.
- Znasz tematy?
Spytała, jednocześnie kładąc dłoń na szyję i masując obolały kark. Uwadze Malfoy'a nie uszedł grymas bólu, który wymalował się na jej twarzy z chwilą, gdy mocniej napięła mięśnie. W pewien sposób był to uroczy widok. Nie wiedział czemu, ale miał ochotę w tym momencie się uśmiechnąć i powiedzieć Gryfonce coś miłego. Szybko jednak wyzbył się tego niedorzecznego pragnienia.
- Nie.
Dziewczyna westchnęła cicho, marząc o ciepłym łóżku, a jednocześnie ubolewając nad człowiekiem, z którym przyszło jej współpracować.
- To się dowiedz. Dzisiaj. W innym wypadku możemy się nie wyrobić.
Uśmiechnął się do siebie na te słowa. Szczególnie wyraz „możemy” przykuł jego uwagę „możemy” … „my”. I w tym momencie zaakceptował Granger jako swoją partnerkę. Może nie do końca zrobił to celowo, ale przystanął na taki obrót sprawy. W odpowiedzi pokiwał przytakująco głową. Hermiona uśmiechnęła się lekko, na widok nagłej zmiany blondyna. Spodziewała się raczej jakieś krytyki z jego strony, obrazy, wyzwisk, w końcu przecież jej ton zabrzmiał tak odważnie i wręcz przypominał rozkaz. Tymczasem on jej przytaknął. Tak po prostu się z nią zgodził. Może jednak jakoś uda jej się przeżyć ten zawarty między nimi pakt? Może.
Oparła głowę o zagłówek fotela i zamknęła oczy, rozkoszując się błogą ciszą w salonie. Dopiero po chwili jej spokojna egzystencja została przerwana cichym hukiem. Leniwie podniosła wzrok na stolik, który stał obok niej. Teraz leżała na nim, jej torba z podręcznikami.
- Rusz tyłek Granger. Za chwilę zajęcia się zaczynają.
Draco odezwał się jak zwykle tym swoim obojętnym tonem i nie czekając na nią wyszedł z dormitorium. Odpowiedział mu zdziwiony wzrok dziewczyny i lekki uśmiech na jej twarzy.
Po chwili poszła w jego ślady.

                                                                  *


Śniadanie zjadła z niemałym wysiłkiem, samo wzięcie do ręki pucharu z sokiem dyniowym, sprawiło jej olbrzymie trudności, a co dopiero podniesienie go do ust. Jej zmęczenie i mizerny wygląd nie uszedł uwadze Harremu, jednak nim zdążył o to zapytać, kasztanowłosa swój obecny stan zrzuciła na nieprzespaną noc. Wybraniec uzasadnił to niedawną śmiercią Wiktora oraz wypadkiem Ginny, która wciągu dalszym przebywała w skrzydle szpitalnym. Nie chcąc dobijać przyjaciółki, postanowił o nic więcej nie pytać.
Reszta dnia niemiłosiernie się jej dłużyła, a wytrzymanie na zajęciach sprawiło jej nie mały wysiłek. Nawet nie miała siły odzywać się na wykładach, choć doskonale znała odpowiedzi na wszystkie zadawane przez profesorów pytania.
Na wspólnych zajęciach Gryfonów ze Ślizgonami, Draco co jakiś czas przyglądał jej się z ukosa. Szczerze musiał przyznać, że nie miał pojęcia jak ma przygotować dziewczynę do tych zawodów. Zaproponował jej współprace, nieświadomy tego, w co się właściwie wpakował. Poranne ćwiczenia miały być tylko rozgrzewką i nie wymagały od niego prawie żadnego zaangażowania. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że ma ją nauczyć grać i latać na miotle, no a tu już niestety będzie musiał dać z siebie znacznie więcej niż rano.
Westchnął ciężko i przerzucił wzrok z zasypiającej kasztanowłosej na pusty pergamin. Ścisnął mocniej pióro,które trzymał w prawej dłoni i już zamierzał zacząć robić notatki, gdy zajęcia dobiegły końca.
- Cudownie.
Mruknął ironicznie i podniósł się z miejsca. Nim wyszedł z sali spojrzał jeszcze raz na Hermione, ta leniwie i ociężale dźwignęła z siedzenia. Uniosła zamglony wzrok nieoczekiwanie natrafiając na stalowe tęczówki Malfoy'a. Posłała mu oskarżycielskie spojrzenie, dając jasno do zrozumienia, że to właśnie on jest odpowiedzialny za jej obecny i w dodatku tragiczny stan. Blondyn w odpowiedzi uśmiechnął się niewinnie i wzruszył niedbale ramionami. Jego humor znacznie się poprawił.
                                                                ***


W końcu ku radości kasztanowłosej zajęcia dobiegły końca i miała chwilę tylko dla siebie. Postanowiła poświęciła ją na odwiedzenie przyjaciółki, która w ciągu dalszym leżała w skrzydle szpitalnym i nic nie wskazywało na to, że prędko z niego wyjdzie.
Hermiona uścisnęła serdecznie rudą, która szczerze ucieszyła się na jej widok. Jednak nie dane im było poplotkować na babskie tematy, gdy do pomieszczenia niespodziewanie wpadł Harry wraz z Ronem. Kobiece plotki musiały zejść na dalszy plan ustępując miejsca sportowym wydarzeniom i zamiłowaniom chłopaków.
Minęła godzina. Przy rudej siedział już tylko Harry.
Hermiona już dawno ich opuściła, usprawiedliwiając się zmęczeniem i chęcią odpoczynku. W rzeczywistości jednak, czekały ją jeszcze popołudniowe ćwiczenia, pod czujnym okiem tymczasowego trenera, którym stał się Malfoy. Również wieczór miała wypełniony jego obecnością. Robiło się jej słabo na samą myśl o tym, ale cóż, układ to układ. Nawet jeśli nie była w pełni świadoma w co się pakuje, teraz odwrotu już i tak nie było. Jedynie myśl, że wieczorem to ona będzie męczyła go nauką numerologii, dodawała jej otuchy.
Natomiast Ron ulotnił się równie szybko i niespodziewanie, odpowiadając tajemniczo, że jest umówiony. Tak więc dwójka przyjaciół została sama.
Ruda spojrzała z ukosa na wybrańca, przyglądając się jego skupionej twarzy. Już od dłuższego czasu skończyły im się wspólne tematy do rozmów i panowała między nimi cisza. Mimo tego, żadnemu jakoś specjalnie to nie przeszkadzało, a Harry nie miał jeszcze ochoty wracać do dormitorium.
- O czym myślisz?
Cisze w skrzydle szpitalnym przerwało ciche pytanie rudej, która z zaciekawieniem czekała na odpowiedź, a przy okazji na odwzajemnienie spojrzenia przez chłopaka. Zielonooki uśmiechnął się pod nosem i wzruszył ramionami.
- Właściwie to sam nie wiem.
Ginny pokiwała głową, teatralnie przewracając oczami. Już chciała otwierać usta by skomentować jakoś zachowanie chłopaka, gdy ten nieoczekiwanie wstał z krzesła i usiadł na skraju łóżka tuż obok niej. Spojrzał jej głęboko w oczy, a ona czuła jak zaczyna ulegać tym zielonym tęczówką. Chłopak powoli nachylił się w jej stronę.
- Ginny…?
Szepnął cicho jednak z taką czułością, że dziewczyna czuła jak jego głos wypełnia całe jej wnętrze. Przymknęła oczy wsłuchując się w ten męski, a jednak łagodny ton. Mogłaby go słuchać do końca życia. Tylko jego, przez cały czas. Ciemnowłosy jednak zamilkł. Po chwili poczuła na twarzy jego ciepły oddech, odruchowo kąciki jej ust uniosły się ku górze.
-Hm…?
Mruknęła pytająco, uchylając lekko powieki. Harry w ciągu dalszym przyglądał się jej jak zahipnotyzowany i powoli, nie chcąc spłoszyć dziewczyny przysuwał się do niej. W między czasie położył swoje ręce na jej dłoniach, a ona czuła, że jej marzenie właśnie się spełnia. Westchnęła cicho czując jego ciepły oddech na swoich wargach. Uchyliła lekko usta, czekając na upragniony pocałunek, od którego dzielił ją już tylko milimetr.
- Czas na lekarstwa!
W pokoju niespodziewanie pojawiła się siostra Pomfrey z wypełnioną tacą tabletek, a jej głośny ton i huk otwieranych drzwi spłoszył dwójkę przyjaciół. Harry gwałtownie odskoczył od dziewczyny.
- To ja przyjdę później.
Dodał szybko i zmieszany opuścił pomieszczenie.
- Pa…
Szepnęła smutno jednak już jej nie usłyszał. Gdy zniknął za drzwiami momentalnie spuściła głowę i zacisnęła dłonie na kołdrze. A już była tak blisko.






12 komentarzy:

  1. No.To Harry i Ginny już prawie na mecie a Hermiona i Draco nadal pokłóceni.To zaczyna być irytujące

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mogli by się w końcu chociaż przytulić albo on mógłby ją pocałować...

      Usuń
    2. Dobijacie mnie w koncu oni sie nirnawidzili przez szesc lat a tak na marginesie nie uwazacieze jakby jux cos byli to by wszystko zniszczylo to oczekiwanie w napieciu jest bardzo fajne

      Usuń
  2. Jebud xD aahhahahhahahah :D
    A tak wgl to super piszesz :)

    Kate_Cook

    OdpowiedzUsuń
  3. JEBUD - spadłam z łóżka :'D

    ~MrsMalfoy

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam że tak będzie heheheh
    + rozdzial niesamowity

    OdpowiedzUsuń
  5. Draco to taki sadysta... JEBUD! Spadłam z łóżka w ten sam sposób co Mionka...

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że sen Hermy, to nie był sen Dracona :( to byłoby słodkie ♥
    ~~Kinia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,Granger nie pyskuj" hahahhaha ♥
      ~~Kinia

      Usuń
  7. Współczuje Hermionie mieć takiego trenera. On ją przygotowuje na wojnę, czy na zawody z Quidditcha? ;D

    OdpowiedzUsuń