niedziela, 5 maja 2013

[16.] Lepsze jutro.



Bo czasem trzeba się uśmiechnąć. 
Tak mimo wszystko, spróbować na nowo żyć.
Przestać żyć w klatce zbudowanej z mieszanki wspomnień i niespełnionych marzeń.
Dać z siebie wszystko. 
Dla siebie i tych, którzy naszego uśmiechu są warci.”




Zacząć wszystko od nowa.
Wstać z łóżka, umyć się, ubrać,zjeść śniadanie, powitać przyjaciół, pójść na zajęcia…
Te wszystkie proste i codzienne czynności jeszcze niedawno wydawały się jej zbyt trudne i wręcz niemożliwe do wykonania. Jeden wieczór, jedna osoba i wszystko się zmieniło. Życie znów zaczęło nabierać sensu, jego kolory i barwy stawały się być coraz bardziej widoczne. Trzeba było zmierzyć się z bolesną rzeczywistością, zapomnieć o tęsknocie, a jednocześnie pamiętać o wspaniałych chwilach. Było to trudne, ale możliwe. Zacząć żyć od nowa. Wiedziała, że potrafi. Przecież miała, dla kogo. Rodzina, przyjaciele, nawet On – znienawidzony blondyn wydawał się być idealną motywacją do ruszenia naprzód. Miała wsparcie i zyskała nadzieję, że jeszcze najpiękniejsze chwilę są dopiero przed nią.

                                                                             ***

Obudził ją uporczywy niemal nachalny i wyjątkowo głośny dźwięk budzika. Leniwie jednak w miarę szybko zdobyła się na podniesienie przedmiotu z szafki nocnej i rzuceniem nim o ścianę. Budzik rozbił się z głośnym trzaskiem o twardą betonową powierzchnię i wydał z siebie przytłumioną melodyjkę, by po chwili zamilknąć na wieki… No chyba, że dziewczyna zdecydowałaby się na jego naprawę. W chwili obecnej jednak nic na to nie wskazywało.
Pierwszy raz od dłuższego czasu, mogła z ręką na sercu przyznać, że się wyspała. Nawet w nocy nie uroiła ani jednej łzy, nie dręczyły ją również koszmary i czarne wizje. Była z siebie dumna. Z ledwo widocznym uśmiechem wstała z łóżka jednocześnie zakładając na stopy wielkie włochate kapcie w kształcie głów tygrysów. Po cichu skierowała się do łazienki, nie chcą przypadkiem obudzić chłopaka. Wolała uniknąć z nim bezpośredniej konfrontacji. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wszystko ma wrócić do normy, a w ich przypadku oznaczało to kolejne wojny i kłótnie, a wczorajsze wieczorne wydarzenie i nowe uczucia jakie wtedy się zrodziły, pójdą w zapomnienie. Pierwsze co zrobiła gdy znalazła się w pomieszczeniu, to otworzenie na oścież okna. Tak jak to kiedyś robiła, przywitała poranek. Wystawiła buzie do bladych promieni jesiennego słońca, pozwalając by chłodny wiatr w pełni ją rozbudził, przy okazji rozwiewając jej burze nieujarzmionych włosów.
- Dzisiaj zaczynasz nowe życie.
Westchnęła cicho, uśmiechając się blado, komentując tym samym swoje słowa. Wiedziała, że czary w niczym jej nie pomogą. Mogą zatuszować zmęczenie, smutek, ale nie posklejają pękniętego serca.
Jeszcze raz westchnęła, tym razem głośniej i ciężej.
Wzięła orzeźwiający prysznic, zmywając z siebie resztki skrywanego bólu i tęsknoty.
Okryła się ręcznikiem i podeszła do swojej garderoby. Wzrokiem omiotła rzeczy, które nosiła ostatnimi czasy – wszystkie czarne. Delikatnie wzięła do ręki zwykłą, czarną bluzkę, by po chwili wylądowała na podłodze, razem z pozostałymi żałobnymi strojami.
Uśmiechnęła się delikatnie na widok kolorowych ubrań, które zawsze lubiła i jeszcze niedawno często nosiła.
Chwilę się wahała, czy nie jest to jednak zbyt odważny i bezpośredni krok. Miała zacząć wszystko od nowa, ale chyba do tego potrzebowała więcej czasu i stopniowych ruchów. Tym czasem, ona chciała w kilka sekund wywróć swój dotychczasowy świat do góry nogami.
W ostateczności zdecydowała się na ciemne jeansy i białą bluzkę na cienkich ramiączkach, po czym zarzuciła na siebie szary sweterek. Lekko się wymalowała, ukrywając przy tym ślady zmęczenia i nieprzespanych nocy. Związała włosy w wysokiego dziewczęcego kitka i wyszła z pomieszczenia z lekkim uśmiechem, zadowolona ze swojego lepszego wyglądu.

                                                                      *

Schodząc z czwartego piętra i kierując się w stronę Wielkiej Sali, czuła narastający w niej stres. Sama nie wiedziała,czemu. Przecież szła do swoich przyjaciół. Chciała się z nimi przywitać, porozmawiać, przeprosić, podziękować… Po prostu spędzić z nimi trochę czasu, a tym czasem czuła, że czeka ją jeden z najtrudniejszych momentów w życiu.
Machinalnie spojrzała na swój strój. Może jednak zbyt odważny? Na chwilę przystanęła by po kilku sekundach skręcić w stronę skąd przyszła. Niedane jej jednak było uciec daleko.
- Miona?
Zatrzymał ją cichy głos. Odwróciła się w jego stronę, by po chwili ujrzeć zdziwioną, zmartwioną a jednocześnie szczęśliwą twarz Ginny. Ruda przez chwilę miała sporę wątpliwości czy to właśnie swoją przyjaciółkę zobaczyła na jednym z Hogwarckich korytarzy. Przyzwyczaiła się już, że Hermiona wygląda jak cień, dodatkowo ubrany w same czarne ubrania, z niedbałą fryzurą oraz z podkrążonymi oczami i chorowicie bladą cerą . Dzisiejszy, nieoczekiwany wygląd kasztanowłosej wyjątkowo zmylił młodszą dziewczynę. Obie przyjaciółki już długo się nie widziały i nie rozmawiały. Kasztanowłosa unikała kontaktów z innymi, jak ognia. Sama nie widziała, dlaczego. Może po prostu się bała, że nie będzie w stanie przy nich utrzymać emocji, że odkryją, jaka tak naprawdę jest słaba, że zaczną wchodzić na zbyt bolesne tematy. Wybrała ucieczkę, bo sądziła, że tak będzie łatwiej.
- Miona.
Szepnęła głośniej dziewczyna, gdy już była pewna że to jednak ona. Kasztanowłosa lekko uśmiechnęła się do niej.
- Tak. Wróciłam…
Szepnęła cicho, niemal jakby właśnie zmieniona wróciła z długiej podróży.
Rudowłosa automatycznie z łzami w oczach przytuliła przyjaciółkę. Wiedziała. Była przekonana, że Hermiona postanowiła w końcu podnieść się z dna rozpaczy. Powrócić do rzeczywistości i zacząć na nowo cieszyć się życiem. Widziała to w oczach kasztanowłosej, ten błysk nadziei na lepsze jutro. Sam fakt, że przyjaciółka nie ma na sobie stroju żałobnego był ogromnym krokiem naprzód. Teraz będzie już tylko lepiej.
- Tęskniłam.
- Wiem, przepraszam, ja….
- Ci… To ja przepraszam.. Nie potrafiłam ci pomóc.
- Och Ginny…
Wszystko wyglądało tak jakby Hermiona właśnie przyjechała z długiej podróży i chyba tak najlepiej można było określić jej miesięczną „nieobecność”. Całej sytuacji z boku przyglądał się Harry wraz z Ronem. Chłopacy śmiało mogli przyznać, że widok „odrodzonej” i uśmiechniętej przyjaciółki poruszył ich do tego stopnia, że Ron ledwo powstrzymywał cisnące się do oczu łzy szczęścia, a Harry pozwolił jednej spaść z rzęs. Dopiero, gdy rudzielec wbił mu łokieć w żebra ocknął się i niedbale wytarł mokre oczy rękawem od bluzy. Spojrzeli na siebie i nie za bardzo wiedzieli, co teraz mają ze sobą począć. Podejść do dziewczyn i się przywitać, czy może lepiej zostawić je same? Sytuacja rozwiązała się sama, gdy kasztanowłosa niespodziewanie przekręciła głowę w boki ich dostrzegła. Niepewnie i nieśmiało się do nich uśmiechnęła. Po chwili powoli ruszyła w ich stronę. Chłopacy nie zamierzali czekać aż dziewczyna sama się do nich doczłapie, toteż pobiegli do niej i mocno przytulili. Słowa były zbędne.


                                                                  *

Arystokrata jak zwykłe nie spieszył się z dotarciem na śniadanie. Leniwie przemierzał Hogwarckie korytarze, wymijając, co jakiś czas zabieganych uczniów i swoje wierne fanki. Zauważył, że pierwszy raz od dawna to Hermiona szybciej wyszła z dormitorium. Od miesiąca, ten zwyczaj należał do niego. Aż do dzisiaj. Po drodze swojej leniwej wędrówki spotkał Blaise'a, z którym uścisnął sobie dłoń i razem ruszył do Wielkiej Sali. Jak zwykłe ich przybycie nie odbyło się bez negatywnych komentarzy ze strony Gryfonów i ślinotoku ze strony dziewczyn, szczególnie Ślizgonek. Oni dwaj jednak zbyli to milczeniem. Mimo wszystko nim blondyn usiadł na swoje miejsce, spojrzał kątem oka na stół Lwów i dostrzegł wśród uczniów swoją współlokatorkę. Zanotował jej wyrazistszy strój, wygląd i uśmiech na twarzy, po czym wykrzywił twarz w czymś, co miało być mieszanką uśmiechu i swego rodzaju zadowolenia. Sekundę później zabrał się za śniadanie. Nie zwrócił uwagi, na to że uważnie i z dziwnym zamyśleniem przyglądał mu się wybraniec. Zielonooki był niemal pewny, że coś istotnego wydarzyło się między tą dwójką, nie potrafił tylko zgadnąć, co. Czuł jednak coś w rodzaju wdzięczności dla arystokraty.
Na początku sali przy stole profesorów, Dumbledore również uważnie wpatrywał się raz w kasztanowłosą, a raz w blondyna. Prze chwilę nawet arystokrata zaszczycił dyrektora Hogwartu swoim spojrzeniem. W trakcie tego krótkiego momentu staruszek uśmiechnął się specyficznie do chłopaka i kiwnął głową, na znak podziękowania. Draco prychnął tylko pod nosem i odwrócił od niego stalowy wzrok. Domyślił się, że dyrektor doszukuje się w nim przyczyny zmiany Hermiony. Miał rację, ale po co od razu wszyscy mają o tym wiedzieć?
Chłopak wziął do ręki puchar z sokiem dyniowym i wbrew swojej woli, zaczął analizować wczorajszy wieczór.
- Chyba Granger się poprawiło
Tuż obok niego siedział Blaise, jak zawsze dokładnie notujący wszystko, co się działo wokół.
- Tak.
Odparł bez namysłu, nie zwracając nawet uwagi na to czy przyjaciel go usłyszy czy też nie. Potwierdzenie to bardziej kierował do siebie, a niżeli do drugiego Ślizgona. Ten zaś zamilkł i uważnie zaczął mu się przyglądać.
- Ty coś ukrywasz prawda?
Odparł spokojnie jednak dosadnie, był pewien swojej racji. Blondyn spojrzał na przyjaciela i potraktował go tym swoim typowo ironicznym uśmieszkiem, jednak nic nie odpowiedział.
Zabini westchnął pod nosem i zabrał się za śniadanie. Wiedział, że wyciąganie na siłę z blondyna nic nie da. Albo chłopak w końcu sam mu powie, albo nigdy nie dowie się prawdy. I coś mu się wydawało, że w tym przypadku będzie miał do czynienia z opcją drugą.

                                                                     *

Kasztanowłosa wraz z przyjaciółmi przemierzała korytarze Hogwartu. Wybierali się do lochów na koleje zajęcia z eliksirów. Przypadek, pech, a może jeszcze coś innego sprawiło, że trójka przyjaciół, natknęła się na kolejną trójkę uczniów – niestety mieszkańców Slytherinu. Cwanego Blaise'a, ironicznego Dracona i namolną Pansy, która nieprzerwanie kleiła się do arystokraty, choć z mizernym skutkiem.
Przeciwnicy zmierzyli się spojrzeniem, a powietrze nagle zrobiło się gęstsze. Zanosiło się na potyczkę Hogwarckich gangów. Jak zawsze w takich okolicznościach ciężką ciszę przerwał blondyn.
- Kogoż my tu mamy. Nasza ulubiona trójka znowu w komplecie. Ale to dobrze, robaki powinny trzymać się razem.
- To samo możemy powiedzieć o was.
Warknęła Hermiona, choć nie spojrzała Malfoy'owi w oczy, tak jak zawsze podczas takich sprzeczek.
Blaise zaśmiał się głośno, natomiast blondyn uśmiechnął się ironicznie.
- Chyba naszej szlamie się nastrój poprawił. Jaka szkoda byłoby go zniszczyć, nie sądzisz.?
Odparł cynicznie arystokrata i machinalnie przerzucił spojrzenie z Blaise'a na Hermione. Dziewczyna automatycznie zrobiła krok w tył. Wygląd blondyna, jego gesty, zachowanie w ogóle nie przypominały tych z ubiegłego wieczoru. Znowu był„sobą”, jej największym wrogiem.
- Zostawcie ją w spokoju.
Warknął Harry i odruchowo złapał dziewczynę za nadgarstek i szybko ruszył przed siebie, byle jak najdalej od towarzystwa Ślizgonów. Nawet jeśli chciał im coś odpowiedzieć, wiedział, że najlepiej zrobi jak ich zignoruje i prędko opuści ich towarzystwo. Dla Hermiony również tak było najlepiej.
- Miona wszystko dobrze?
Szepnął Ron, z chwilą, gdy skręcili w boczny korytarz. Dziewczyna sprawiała wrażenie zszokowanej i zdziwionej. Kilka razy zamrugała oczami uświadamiając sobie, że ktoś oczekuje od niej odpowiedzi.
- Co? A tak, dobrze.
Rudzielec westchnął ze zrezygnowaniem, a wybraniec zdobył się na puszczenie ręki dziewczyny.
- Cholerni Ślizgoni
Warknął w końcu, chcąc w jakiś sposób wyładować przypływ gniewu, jaki wywołała znienawidzona trójka.
- Oni się nigdy nie zmienią.
Szepnęła cicho Hermiona, jednak chłopcy to usłyszeli. Nie czekając na ich reakcję, ruszyła przed siebie. Sama nie wiedziała, co ją tak zabolało. To, że znowu nazwał ją szlamą? Nie, tym razem to nie było to. Chyba sprawiła to świadomość, że zaczęła sądzić, że Malfoy, nie jest taki zły. Coraz bardziej wierzyła, że blondyn ma w sobie coś dobrego, jednak to blokuje. Chciała go bliżej poznać, odkryć. Chciałaby się przed nią otworzył, nawet w jakimś stopniu przecież się przed nim otworzyła. Ale teraz…
- On się nigdy nie zmieni.
Powtórzyła cicho i nieświadomie przyśpieszyła kroku, czując, że zbiera się jej na płacz.
- Miona?!
Krzyknął zdziwiony Ron i już chciał biec za dziewczyną, jednak zatrzymał go Harry. Błękitnooki obdarzył wybrańca zdziwionym spojrzeniem, domagając się odpowiedzi, po chwili ją usłyszał.
- Ona chce być teraz sama.
Rudowłosy nie był do końca o tym przekonany, ale zrobił tak jak chciał wybraniec.
Został, wpatrując się w oddalającą sylwetkę dziewczyny.




9 komentarzy: