niedziela, 5 maja 2013

[15.] Deszcz.



„Cierpiała w milczeniu głośniej,
niż ktokolwiek kogo znam.

Im bardziej cierpiała, 
tym głośniej milczała.”



Był zimny, deszczowy wieczór. Jesienne słońce już dawno zniknęło za horyzontem. Po opuszczonych błoniach, wolnym krokiem szła kasztanowłosa dziewczyna. Cień energicznej, cieszącej się życiem optymistki, jaką jeszcze niedawno była. Minął miesiąc, od kiedy straciła jedną z najważniejszych osób w swoim młodym życiu. Kim on dla niej był? Przyjacielem? Chłopakiem? Pierwszą miłością? Szczerze nigdy się nad tym nie zastanawiała. Nie myślała czy go kocha, czy to tylko zauroczenie, a może jeszcze coś innego. Jednak wiadomość o jego śmierci, sprawiła, że jej serce pękło. Niemal dosłownie. Tak bardzo cierpiała bo jego stracie, że zaczynała myśleć, że jednak darzyła go tym najważniejszym, najpiękniejszym i najmocniejszym uczuciem jakim można obdarzyć drugą osobę. Może go kochała, jednak nawet jeśli, to nigdy mu tego nie powiedziała i nie powie. Nie zdążyła zrobić wielu rzeczy, nie powiedziała tak wielu słów. Po prostu nie zdążyła. Nie dane jej było nawet go pożegnać. Dobrze pamiętała okoliczności, w których widziała się z nim po raz ostatni. To wtedy oddała mu siebie i swoją niewinność. Nie żałowała.
Chłodny wiatr rozwiał jej nieujarzmione włosy, ukazując bladą i wychudzoną twarz.
Była wykończona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Nikt nie potrafił jej pomóc. Wiedziała, że musi sama się z tym zmierzyć. Tylko ani nie potrafiła tego zrobić, ani nawet nie chciała. Stan depresji w jakim trwała od miesiąca zdawał jej się być tak bardzo normalny, że już nie wyobrażała sobie swojego życia bez niego.
Po chwili jej spokojna bezcelowa wędrówka zakończyła się nad niewielkim jeziorem. Przymknęła powieki, myślami wracając do kojących wspomnień. To właśnie w tym miejscu pocałowali się po raz pierwszy. Miesiąc temu.

Przyłożyła drobne palce do ust. Niepewnie dotknęła opuszkami wysuszonych warg, by po chwili gwałtownie je od nich oderwać. Pamiętała dobrze, jego smak, dotyk, zapach. Nie chciała tego zapominać, jednak te wspomnienia ją niszczyły. Ile ona by oddałaby znów był przy niej. Przytulił, powiedział, że wszystko będzie dobrze. Jednak to już nigdy nie nastąpi. Odszedł i nie wróci. Już nigdy. Spojrzała przed siebie, w niezmąconej wodzie, odbijał się blask księżyca. Była pełnia. Tak samo jak wtedy. Tylko z jedną różnicą. Jego nie było przy niej.
- Dlaczego?
Z jej ust, wyszło ciche pytanie, przepełnione smutkiem, żalem i bólem. Zawsze pytała o to samo, choć wiedziała, że nigdy nie uzyska odpowiedzi. Blask gwiazd odbił się w kryształowej łzie spadającej z policzka. Tyle już ich wylała. Ilekroć wspominała o Nim, zawsze płakała. Po chwili coś kapnęło na jej dłoń, jednak tym razem nie była to jej łza. Uniosła głowę do góry, przyglądając się granatowemu sklepieniu. Z ciemnego nieba zaczął padać jesienny deszcz. Uśmiechnęła się blado, gdy zdała sobie sprawę z tego, że nawet chmury płaczą, razem z nią. Może chciały dodać jej otuchy? Przymknęła powieki rozkoszując się chłodem spadających kropel. Po chwili już nie umiała odróżnić swoich łez od tych spadających z nieba.
Padało, zarówno w środku jak i na zewnątrz.

                                                                   *


Stał na błoniach, oparty o pień drzewa. Nie przeszkadzał mu nawet deszcz, który niespodziewanie zaczął padać. Nie wiedział dlaczego tak właściwie przyszedł za kasztanowłosą Gryfonką. Zmusił go do tego jakiś dziwny impuls i nieznany cichy głos w jego głowie. Minęło już tyle czasu od śmierci Kruma, a Gryfonka w dalszym ciągu nie potrafiła się po tym pozbierać. W tłumie udawała twardą, ale zawsze, gdy zostawała sama, pękała. Nikt nie mógł o tym wiedzieć, przecież to ukrywała.
Tylko On, jej największy wróg, wiedział jak ona cierpi. Przecież z nią mieszkał. Wiele razy słyszał jak wylewa łzy w poduszkę. Widział jak wygląda przez okno, z nadzieją, że go zobaczy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dziewczyna usycha. I wbrew pozorom ten widok wcale go nie cieszył. Wręcz przeciwnie. Tak wiele by oddałby było jak dawniej. Chciał wrócić do tych wspólnych kłótni, często żałosnych i dziecinnych, ale wtedy czuł, że żyje a życie to było naprawdę miłe i ciekawe. Teraz miał wrażenie, że gdy ona usycha on również to robi. Tak bardzo jej nienawidził, ale choć nie zdawał sobie z tego sprawy, to równie mocno jej potrzebował.
- Długo będziesz się jeszcze chował?
Jego głos był cichy jednak dosadny. Podświadomie przymknął powieki, słysząc odgłos zbliżających się do niego kroków. Już po chwili z cienia wyszedł czarnowłosy chłopak, przyglądając mu się uważnie.
- Co tu robisz?
- Zabawne. Wydawało mi się, że to moja kwestia.
Odparł blondyn i posłał ciemnowłosemu Gryfonowi ironiczny uśmiech. Wybraniec jednak puścił uwagę i pytanie mimo uszu. Stanął obok Malfoy'a, zupełnie tak jakby był jego starym znajomym. Nie zmieniając pozycji, spojrzał w stronę swojej przyjaciółki. Zamyślił się. Blondyn jeszcze przez chwilę wpatrywał się w wybrańca, jednak już po chwili jego wzrok również spoczął na dziewczynie.
- Sądziłem, że się już pozbierała.
Szepnął zielonooki, z wyraźnym smutkiem. Malfoy prychnął pod nosem. Zdawał sobie sprawę, że było to ciche przemyślenie Gryfona, którego nie powinien usłyszeć. Jednak usłyszał.
- Jesteś głupszy niż myślałem Potter.
- Masz racje, w dodatku ślepym.
Westchnął głośno, na co Ślizgon spuścił wzrok na trawę przed sobą. Wybraniec jednak czuł, że emocje oraz myśli, które do tej pory trzymał w sobie próbują wyjść na światło dzienne. Było ich tak wiele i były tak chaotyczne, że nawet się nie zorientował kiedy zaczął mówić o nich głośno.
- .Nie widziałem tego jak moja najlepsza przyjaciółka zmienia się w cień osoby, którą kiedyś była. Jestem głupcem, bo nie rozumiałem jej uczuć, choć sam kiedyś straciłem najważniejsze osoby w życiu. Jak mam uratować świat skoro nie umiem nawet pomóc przyjaciółce? Co mam robić? Jak się zachowywać? Co powiedzieć?
Blondyn w skupieniu słuchał osobistych przemyśleń Harrego. Sam nie wiedział dlaczego to robi. Przecież on również był jego wrogiem, a on tym czasem, nie dość, że stoi obok niego to jeszcze z nim rozmawia.
- Czy aby na pewno, jesteś na tyle zdesperowany żeby pytać się o porady swojego wroga?
Odparł po dłuższej chwili i spojrzał z ukosa na wybrańca. Na usta Harrego wkradł się cień uśmiechu, sekundę później spoważniał.
- Chcąc nie chcąc to właśnie ty masz najlepszy kontakt z Hermioną. Praktycznie cały czas z nią przebywasz, mieszkasz i współpracujesz. Więc wiesz o jej zachowaniu i stanie o wiele więcej niż ja....
Arystokrata po raz kolejny prychnął pod nosem, wykrzywiając twarz w grymasie zdenerwowania.
- Nonsens.
Warknął oschle i niespodziewanie ruszył w kierunku wejścia do budynku.
- Czekaj! Więc, po co tu przyszedłeś?! Dlaczego jej pilnujesz?!
Blondyn zatrzymał się w połowie drogi, przechylił głowę w bok i posłał wybrańcowi ostatnie spojrzenie.
- Dumbledore mi kazał.
Odparł twardo, po czym zniknął w środku budynku. Po chwili był już w swoim dormitorium na czwartym piętrze. Wrócił do niego z nowym natłokiem jeszcze zbędniejszych myśli i uczuć. Nie skłamał Potter'owi. Dumbledore faktycznie prosił go by pilnował Hermiony. Oczywiście nie przyjął tego łatwo…

                                                                      *


Blondyn siedział na spotkaniu dla wszystkich perfektów. Kolejne nudne zebranie, zwołane w celu zrobienia tzw. bilansu pracy, oraz ustalania nowych reguł. Co tydzień to samo. Jednak teraz było inaczej. Draco Malfoy przyszedł sam. Zabrakło drugiego prefekta naczelnego. Hermiona od dawna nie dawała oznak życia, większość czasu przebywała w Skrzydle Szpitalnym lub w swojej sypialni.. Jej stan zdrowia zarówno fizycznego jak i psychicznego nie był najlepszy. Gdy wychodziła z oddziału szpitalnego najczęściej na drugi dzień tam wracała. Wiadomość o śmierci Wiktora Kruma, wyraźnie odcisnęła na niej swoje piętno.
Nudne, bezowocne spotkanie, po 30 minutach dobiegło końca. Wszyscy z ulgą zaczęli zbierać się do wyjścia, wśród nich również arystokrata. Jednak przed opuszczeniem sali zatrzymał go głos Dumbledore'a.
- Draco chciałby byś został jeszcze na chwile. Reszta może już wyjść.
Po chwili w gabinecie nie było już nikogo, oprócz wymienionej wyżej dwójki. Staruszek wskazał ręką na fotel przed sobą.
- Proszę, usiądź.
Jednak Draco skrzyżował ręce na torsie i burknął coś w rodzaju „dziękuje, postoje.” Dyrektor westchnął bezgłośnie, po czym podszedł do okna, wpatrując się w krajobraz za nim. Minęło kilka nieprzenikliwie cichych minut. Malfoy wyraźnie tracił cierpliwość, już chciał się odezwać, gdy niespodziewanie zrobił to dyrektor.
- Chciałbym byś zaopiekował się Hermioną.
Jak zwykle staruszek nie pieścił się z przemową. Z jednej strony to było dobre, przynajmniej był konkretny. Malfoy zareagował dosyć normalnie, tzn. zaczął się śmiać, jednak widząc wyraz twarzy dyrektora spoważniał. Teatralnie odkaszlnął, po czym postanowił to jakoś odkręcić.
- To jakiś żart? Przecież…
- Nie. Nie żartuje. Panienka Granger bardzo przeżyła śmierć swojego przyjaciela. Osobiście nie dziwie się jej. Jednak minęło już sporo czasu. Nadszedł czas by się pozbierała. Sama tego nie dokona. Harry i Ron również jej nie pomogą, są zbyt delikatnie, jeśli można tak to nazwać. Jesteś jedyny.
Draco z lekko uchylonymi ustami, patrzył nieprzytomnie na profesora. Kątem oka spojrzał na fotel stojący obok. Usiadł. Tak, zdecydowanie to było dobre posunięcie. Westchnął ciężko, Pochylając się do przodu. Usiadł w rozkroku, a łokcie oparł o uda. Stalowe tęczówki uważnie spoglądały na Dumbledore'a. Na jego naturalnie bladej twarzy błąkał się wyraz zamyślenia.
- Dlaczego ja?
Profesor odwrócił wzrok od okna i spojrzał na chłopaka, bez żadnych uczuć czy emocji wypisanych na twarzy.
- Bo w przeciwieństwie do jej przyjaciół, ty będziesz potrafił postawić ją na nogi. Panienka Granger potrzebuje przysłowiowego „kopniaka w tyłek” a ty zrobisz to najlepiej.
Brew Malfoy'a uniosła się w geście poirytowania. Cicho i dosadnie się zaśmiał, nie mogąc uwierzyć w słowa profesora i obecną sytuację.
- Najpierw dyrektorze robisz wszystko bym „skumplował” się z tą całą Granger, a teraz udzielasz mi pozwolenia bym ją… hmm… jak to pan profesor określił…
Draco udał zamyślonego, podpierając ręką brodę. Po chwili pstryknął palcami.
- „Kopnął w tyłek.”?
Dumbledore uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Trochę zbyt dosłownie to zrozumiałeś mój drogi. Chodziło mi o to, że jesteś jedyną osobą, która będzie miała odwagę porozmawiać z nią wprost o tym, co się stało,co ze sobą robi i jeśli się nie pozbiera, jak skończy.
- Co ja mam za psychologa robić?!
Fuknął arystokrata, wstając gwałtownie z fotela i mierząc profesora zdenerwowanym spojrzeniem. Dumbledore nie zważając na postawę Ślizgona, uśmiechnął się do niego lekko.
- No widzisz jak to ładnie ująłeś.
Malfoy wykrzywił twarz w grymasie bólu i czegoś w rodzaju obrzydzenia.
- Super.
Warknął poirytowany i wkurzony, po czym skierował się do wyjścia. Przy drzwiach syknął jeszcze niedbale „do widzenia” i opuścił gabinet, z głośnym trzaskiem zamykając za sobą drzwi.
                                                                       *


Wyjrzał przez okno, uważnie wpatrując się w błonie. Ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma tam już zarówno Potter'a jak i Granger. Szybko jednak przybrał na siebie maskę obojętności i niewzruszenia. Wzdrygnął ramionami, komentując tym samym całą sytuację.
- A chuj mnie to obchodzi.
Warknął do siebie i ruszył w kierunku barku. Po chwili siedział już na fotelu i delektował się mocnym smakiem ognistej whisky. Zawsze go to odprężało, pozwalało pozbierać myśli, wyciszyć się, a bez wątpienia właśnie tego teraz najbardziej potrzebował. Przymknął oczy, w między czasie przeczesując sobie włosy dłonią. Po chwili usłyszał odgłos kroków, automatycznie przechylił głowę w stronę skąd dochodziły. Oczywiste było to, kto przyszedł. Dziewczyna wlokła się niczym cień. Tego dnia również nie spojrzała w jego stronę. Przyzwyczaił się, choć niemiłosiernie go to denerwowało. Ignorowała go, traktowała jak powietrze. Od tamtego dnia nie zaszczyciła go żadnym słowem, żadnym gestem, nawet spojrzeniem.
Zniknęła w łazience, a on swój wzrok skierował jak zawsze w skaczące w kominku płomienie. Przeklął siarczyście, zapijając myśli w bursztynowym, wysokoprocentowym płynu.
Minęło kilka minut. Nieskazitelną ciszę w dormitorium przerwał dosadny dźwięk tłuczonego szkła. Młody Malfoy od razu zerwał się na równe nogi i bez zastanowienia poleciał w stronę łazienki.
- Granger?
Nic. Zero reakcji.
- Granger?!
Krzyknął mocniej i dosadniej. Nie było możliwości by nie usłyszała. Jednak i tym razem odpowiedziała mu cisza.
- Cholera.
Warknął pod nosem i przyłożył dłoń do klamki. Drzwi były zamknięte. Oczywiście, przecież nie mogło być tak łatwo. Jeszcze raz przeklął pod nosem, by po chwili wyważyć drzwi jednym silnym kopnięciem.
- Granger ja cię zabi…
Nie dokończył. Widok jaki zobaczył wmurował go w ziemie. Na środku łazienki klęczała Hermiona ubrana w biały, jednak zakrwawiony szlafrok. Wielkie lustro, w którym widać było całe pomieszczenie zostało doszczętnie zniszczone. Milion drobnych i ostrych elementów leżało na podłodze, niektóre z nich boleśnie wbite w skórę dziewczyny. Płakała, jednak nie zdawałyby się to być łzy bólu, przynajmniej nie tego fizycznego. Draco szybko ocknął się z pierwszego szoku. Wybiegł z pomieszczenia, jednak już po chwili wrócił z różdżką w ręku. Jeden ruch nadgarstkiem, dwa słowa i lustro w całości wróciło na swoje miejsce. Szybko zauważył, że na podłodze znajduje się również metalowy wazon. Domyślił się, że jak wyglądał przebieg minionych wydarzeń. Najwidoczniej Hermiona próbując wyładować, wszystkie swoje emocje rzuciła wazonem w lustro. To jednak nieoczekiwanie pękło, kalecząc przy tym Gryfonkę. Odruchowo na nią spojrzał. Dalej klęczała bez najmniejszego ruchu, tempo wpatrując się w brudną podłogę. Nie zastanawiając się zbyt długo nad tym co robi ukucnął przy niej. Z niewyjaśnioną ulgą stwierdził, że nie stało się jej nic poważnego. Co prawda odłamki szkła porozcinały jej naskórek i to w dużej ilości miejsc, ale nie było to nic poważnego, większość ran już zaczynała się samoczynnie zrastać, a krew przestała lecieć. Ulżyło mu, jednak już po chwili poczuł rosnącą w nim złość. Działa pod wpływem impulsu. Złapał dziewczynę za ramiona, porządni nimi potrząsając.
- Kurwa Granger co cię napadło?!
Zmusił ją by spojrzała na niego. Jej wzrok był taki pusty. Miodowe oczy za nic nie przypomniały tych sprzed miesiąca. Nie było w nim żadnego blasku, żadnej iskry. Drgnął. Coś mu przypominały. Po chwili już wiedział. Przypominały jego.
- Coś ty z sobą zrobiła…
Szepnął do siebie niemal zrezygnowany tym widokiem i sytuacją. Jednak już po chwili dał się ponieść kolejnej fali długo i umiejętnie skrywanych emocji. Bez ceregieli podciągnął ją za ramiona do góry, nie był przy tym delikatny. Nie miał zresztą takiego zamiaru.
- Patrz.
Warknął oschle, wskazując głową na lustro. Nic nie powiedziała, również nie wykonała tego polecenia.
- Patrz do cholery!
Niepewnie wykonała rozkaz chłopaka, czując nową falę łez pod powiekami.
- Widzisz? Spójrz, co ze sobą zrobiłaś i jak wyglądasz. Jesteś wrakiem Granger.
Był wkurzony. Wściekłość wręcz go roznosiła. Miał już tego wszystkiego dość. Tej sytuacji, jej zachowania i jej samej. Zapomniał nawet o tym, że to dyrektor Hogwartu prosił go by postawił dziewczynę na nogi. Wtedy jednak nie zamierzał spełniać tego polecenia profesora. Na chwilę obecną również o nim nie pamiętał. Nie kierował się zasadami, co mu wypada, na co może sobie pozwolić. Teraz wszystko co robił i mówił było spowodowane impulsem.
Na zakończenie puścił ją i kawałek się od niej odsunął, mimo to poczuł kolejny przypływ złości. Walnął pięścią w ścianę, nie chcąc całej furii wyładowywać na dziewczynie. Niepewnie spojrzała w swoje marne odbicie. Jednak szybko spuściła głowę, pozwalając by kolejne łzy pokryły jej twarz.
-Wiem.
Szepnęła cichym i drżącym głosem, jednak on usłyszał. Ta odpowiedz wcale go nie usatysfakcjonowała, wręcz przeciwnie. Nim się zorientowała, stała przygnieciona do ściany. Tak jak kiedyś. Trzymał ją za nadgarstki. Zauważył i poczuł jak bardzo dziewczyna schudła. Jej kosteczki nieprzyjemnie wbijały mu się w skórę, jednak teraz to nie było ważne.
- Wiesz?
Spytał przez zaciśnięte zęby. Spuściła głowę. Nie miała siły na niego spojrzeć. Dobrze wiedziała, że wszystko, co padło z ust blondyna było prawdą.
- Kurwa! Granger nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej
Krzyknął i puścił dziewczynę, jednak nie odsunął się od niej. Przyparł ją do muru, dosłownie i w przenośni.
- Minęło tyle czasu do cholery. Kiedy w końcu się z tym pogodzisz?! On umarł. Do jasnej cholery już go nie ma! Pogódź się z tym. Gdy jeszcze nie wiedziałaś, że nie żyje, a go nie było to potrafiłaś być taka jak zawsze! Śmierć jest czymś naturalnym! A teraz nie dość, że wyniszczasz siebie to jeszcze wszystkich wkoło! On, tak samo jak ty, był dla mnie nikim, ale kurwa skoro już musisz się wykańczać to rób to tak bym tego nie widział!
Wyraźnie było widać i słychać jego wściekłość. Dopiero końcówkę swojego monologu dodał już cichszym i spokojniejszym głosem. Wyładował się, dał upust myślą i emocją. Stalowe, nieruchome źrenice uważnie wbite były w dziewczynę i czekały na to co przyniosą kolejne sekundy.
Gryfonka patrzyła na niego z szeroko otwartymi źrenicami. On miał rację. Cholerną racje. Wyniszczała siebie, ale także ludzi, którzy ją otaczali. Nawet Malfoy to odczuł. W jej głowie pojawiło się pytanie, czy jeszcze potrafi być taka jak dawniej.
Po chwili spuściła głowę na swoje bose stopy, a gęste loki przykryły jej twarz. Mimo tych przeszkód dostrzegł to co chciała ukryć. Dwie łzy, bezgłośnie rozbiły się o kafelkową podłogę.
- Przepraszam.
Wyszeptała cicho i niepewnie, jednak na tyle głośno by mógł usłyszeć. Usłyszał. Jego pierwszą reakcją było wielkie zdziwienie. Czy ona naprawdę go przeprosiła, czy może słuch i wyobraźnie płata mu figle? Otworzył szerzej źrenice i z uwagą, a zarazem szokiem wymalowanym na twarzy zaczął świdrować ją wzrokiem. Nigdy nie sądził, że usłyszy takie słowa od Granger. To nie było w jej stylu. Przecież był jej wrogiem, od kilki lat łączyła ich jedynie nienawiść. Nigdy nie powiedzieli sobie miłego, a nawet neutralnego słowa. Zawsze, dzień w dzień się przezywali, krytykowali, wyśmiewali. A tym czasem ona przeprasza go za to, że… No właśnie… właściwie, za co on go przepraszała? Za to, że nie potrafi się pozbierać po śmierci swojego przyjaciela? Za to, że nie jest taka jak dawniej? A może za to, że stłukła lustro?
Już otwierał usta by coś powiedzieć, jednak w ostateczności nie wydobył z siebie żadnego dźwięku. Wystarczyło „to” jedno słowo dziewczyny, a on poczuł jak grunt osuwa mu się spod nóg. W tym czasie Hermiona, zrezygnowana własną głupotą i bezsilnością opadła bezwładnie na kolana. Dłonie zacisnęła na przybrudzonym materiale szlafroku. W dalszym ciągu głowę miała spuszczoną w dół, tępo wpatrując się w kafelkową podłogę. Z jej oczu wciąż wylatywały łzy, jednak nie był to histeryczny napad tak jak poprzednie. Teraz po prostu z jej rzęs ukradkiem uciekały perłowe krople, wolno spływając z policzków, by następnie bezgłośnie rozbić się na beżowej podłodze i na niej zakończyć swój żywot.
- Głupia. Dlaczego znowu ryczysz?
Nim się zorientował, co robi, kucał tuż przed dziewczyną. Wbrew pozorom, jego ton był cichy i nawet można by powiedzieć, że przyjemny. Dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła niedbale ramionami, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy arystokraty.
- Chyba czas zacząć od początku, co nie Granger?
Szepnął w bliżej nieokreślone miejsce, głowę i spojrzenie kierując gdzieś w bok. Z zamyśleniem wpatrywał się w ścianę, jednak w ciągu dalszym kucał przed dziewczyną. Kiwnęła głową na znak, że ma racje, jednocześnie żałośnie podciągając nosem.
- Czyli od jutra będzie tak jak dawniej? Bierzesz się w garść i będziesz taka jak kiedyś?
Znów potwierdzająco pokiwała głową, mimo to nie wystarczyła mu ta odpowiedź.
- Odpowiedz normalnie. Chce to usłyszeć.
Zawahała się. Lecz po chwili uniosła głowę i spojrzała przed siebie, arystokrata również zaszczycił ją swoim spojrzeniem. Chwile wpatrywali się w siebie, gdy w końcu cisze przerwała Hermiona.
- Tak.
Odparła pewnie, bez zawahania wpatrując się w jego stalowe tęczówki. Wiedziała, że jest to coś w rodzaju obietnicy. On też to wiedział. Coś w głębi jego skutego lodem serca drgnęło. Zapaliła się jakaś iskra. Nie wiedział, co to oznacza. Dla bezpieczeństwa szybko stłumił to uczucie. Mimo to ledwo powstrzymywał uśmiech, który mimowolnie wkradł się na jego twarz.
- To dobrze…
Zaczął miło, jednak znów na jego twarzy pojawił się ten ironiczny Ślizgoński uśmieszek. Wiedziała, co to oznacza.
- Zaczynałem już za tobą tęsknić…. szlamo.
Dokończył, choć w tej chwili obraza ledwo przecisnęła mu się przez gardło. Wstał i wyszedł z dormitorium w tylko sobie znanym kierunku. Nie zauważyła szczerego uśmiechu na jego twarzy.
Otarła ostatnie łzy i z delikatnym uśmiechem wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął blondyn. Znowu ją obraził, jednak tym razem nie bolało. Wręcz przeciwnie. Nawrzeszczał na nią, na ramionach jeszcze miała zaczerwienienia, a mimo to nie mogła się pozbyć nieodpartego wrażenia, że on waśnie teraz jej pomógł. Zrobił coś, czego nie potrafili zrobić nawet jej przyjaciele. Dzięki tej „rozmowie” zrozumiała tak wiele rzeczy. Nawet, gdy nie mówił wprost, ona wiedziała, co tak naprawdę chce jej przekazać. I udało mu się. Pomógł jej. Naprawdę to zrobił.
- Dziękuje....
Szepnęła cicho w stronę drzwi, jednak jego od dawna już tam nie było.


15 komentarzy:

  1. cholera...nawet nie wiesz jak świetnie sie to czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no i bum . rozryczałam się .

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzruszyłam się!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie piszesz!!!
    Aż się rozpłakałam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. pierwszy raz płakałam przy czytaniu to jest takie piękne <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak dobrze że nie wskakujesz odrazuj w dramione tylko zostajesz przy ich charakterach <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Wczułam się w sytuację, przejęłam te emocje! Świetnie mi się to czytało. Domi.

    OdpowiedzUsuń
  9. gdybym była z tych co ryczą na filmach albo po przeczytaniu czegoś, to zapewniam że właśnie teraz bym ryczała jak bóbr.
    Zaje*isty rozdział

    OdpowiedzUsuń
  10. O boże, to było takie...takie...nie umiem tego ubrać w odpowiednie słowa.Płakałam, co mi sie rzadko zdarza. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. To naprawdę dobrze się czyta! Rozwijaj swój talent!
    Karola ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny rozdział :D

    Kłaniająca się nisko Twej wenie
    Lulu

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobrze że Hermiona wreszcie znacznie normalnie żyć. Zaskoczylas mnie tym Dumbledorem, ale jeszcze bardziej tym że Draco jej pomógł.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie spodziewałam się, że Draco jednak spełni prośbę Dumbledore'a nawet jeśli zrobił to nieświadomie, to bardzo pomógł Hermionie :)

    OdpowiedzUsuń