niedziela, 5 maja 2013

[14.] Pęknięte serce.



Nie ma nic bardziej bolesnego,
niż śmierć ludzi,
których kochasz i na których polegasz.”




Minęło kilka dni, w czasie, których nic szczególnego się nie wydarzyło,
no może oprócz paru poważnych kłótni Hermiony i Dracona, oraz coraz wyraźniejszej bliskości Ginny i Harrego.

                                                                        ***


W Hogwarcie właśnie nastał nowy dzień. Blade promienie słońca uparcie wdzierały się do dormitoriów budząc rozespanych uczniów i informując ich o kolejnym dniu pełnym zajęć. Pomimo początku października, dzień zapowiadał się naprawdę upalnie. Pora bardziej przypominała lato, a niżeli wczesną jesień, a takie zmiany pogodowe wpłynęły pozytywnie na uczniów, toteż wszyscy mieli wyjątkowo dobry humor i optymistyczne nastawienie do życia.
Może z jednym wyjątkiem…
Kasztanowłosa nie spała już od kilku godzin, właściwie praktycznie tej nocy nie zmrużyła oka. Miała jakieś dziwne negatywne przeczucia i nawet, gdy opuściła łóżko, koszmary z minionej nocy nie chciały zostawić jej w spokoju.
Szybko wykonała poranną toaletę i tradycyjnie nie czekając na Malfoy'a zeszła do Wielkiej Sali mając nadzieję, że wśród bliskich z Gryffindoru zapomni o nękających ją przerażających wizjach.
Już z chwilą, gdy znalazła się w pomieszczeniu, pożałowała, że w ogóle do niego schodziła.
W powietrzu panowała atmosfera gęsta i nieprzenikliwa.
Hermiona przełknęła głośno ślinę. Miała wrażenie, że za chwilę w najlepszym wypadu się udusi. Wzrok wszystkich uczniów i profesorów spoczął na jej drobnej osobie. Drgnęła znacznie. Wiedziała już, że coś się stało. Pytanie brzmiało – „co?”. Spuściła wzrok na podłogę sali i szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego miejsca. Przez cały czas czuła na sobie przerażające spojrzenia innych.
- Co się stało?
Spytała cichym i podenerwowanym głosem, z chwilą, gdy usiadła obok Ginny.
W odpowiedzi przyjaciółka spuściła wzrok. Kasztanowłosa spojrzała na nią uważnie, po czym jej miodowe oczy zatrzymały się na Harrym i Ronie. Cierpliwie czekała na słowa wyjaśnień.
Oni jednak milczeli.
Ron poszedł w ślady siostry, natomiast Harry cicho westchnął.
Po minucie ciszy, która była zarówno przekleństwem jaki i błogosławieństwem, w końcu się odezwał.
- Miona… tak..tak mi przykro…
Szepnął, a w jego oczach zabłysły łzy. Drążącą ręką podał dziewczynie gazetę.
Uważnie i szybko czytała jej zawartość. Początkowo nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, dopiero nagłówek „Nowe ofiary Śmierciożerców”
sprawił, że poczuła nagłe ukucie w okolicy klatki piersiowej. Ścisnęła mocniej obszerny magazyn, a jej wzrok spoczął na małych literkach, które po chwili udało jej się odczytać.

(…)Wśród ofiar udało się zidentyfikować Wiktora Kruma.
Byłego szukającego drużyny Bułgarii.
Udało nam się ustalić, że ostatnio był ściśle związany z życiem Śmierciożerców. (…)
Prowadził śledztwo nad ich ofiarami, tymczasem stał się jedną z nich….”

Nie czytała dalej. Nawet nie była w stanie.

Odruchowo wypuściła gazetę z rąk i spojrzała na przyjaciół.
Modliła się by wszystkiemu zaprzeczyli, powiedzieli, że to tylko głupi żart…
Nic takiego jednak nie nastąpiło.
W jej oczach zabłysły łzy. Lekko uchyliła usta starając się nabrać choć trochę powietrza. Czuła się niemal jak ryba wyjęta z wody. Rozpaczliwie starała się oddychać, choć miała wrażenie że właśnie ta czynność sprawia jej największy ból.
Ku zaskoczeniu wszystkich wstała z miejsca i z dziwnym, nienaturalnym spokojem oraz opanowaniem ruszyła w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Nie zwracała uwagi na głośne krzyki jej przyjaciół by się zatrzymała, szeptów uczniów, którzy obrali sobie ją i Wiktora jako główny temat dzisiejszego dnia. Miała wrażenie, że jej wszystkie zmysł nagle przestają prawidło funkcjonować, niemal jakby się wyłączały. Głosy, które dotąd wydawały się donośne, teraz były wręcz niedosłyszalne, wzrok przed momentem jeszcze dobry, teraz stopniowo stawał się coraz bardziej zamazany. Poczuła lekkie ukucie w okolicy klatki piersiowej, z każdym nowym krokiem coraz to boleśniejsze. Zupełnie jakby ktoś, co sekundę wbijał jej nowy nóż w serce, boleśnie rozrywając je na drobne kawałki.
W końcu pękło.
Jedna łza rozbiła się o betonową posadzkę. Druga, trzecia… Słone krople spływały z bladych policzków, niczym jesienny deszcz z pochmurnego nieba. Zrobiło jej się duszno i słabo, zaczęła się lekko chwiać choć próbowała iść dalej. Czarne plamy pojawiły się przed zamglonymi oczami. Już nic nie widziała, nie słyszała, nieczuła. Straciła przytomność.

                                                                          *


Szedł dumnie przez korytarz w Wielkiej Sali, czyli tak jak miał w swoim codziennym zwyczaju. Jego kpiący wzrok zatrzymał się na osobie idącej w jego stronę. Z daleka rozpoznał w niej pannę Granger. Jednak coś było nie tak. Widział to. Była jakaś inna. Nieobecna, rozbita. Zbliżała się do niego, a mimo to sprawiała wrażenie, że go w ogólne nie widzi. Do jego umysłu wkradł się cień niepokoju. Pierwszy raz widział ją w takim stanie, bez wątpienia musiało stać się coś poważnego. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy na jej twarzy dostrzegł ślady łez Była tuż obok niego, gdy wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Zachwiała się, jej nogi odmówiły posłuszeństwa, ciało sprawiało wrażenie jakby było z waty. Zemdlała, jednak nie upadła na betonową podłogę.
Gdy widział jak traci przytomność coś w nim pękło. Jeden nieznany impuls, jedna dziwna chwila. Złapał ją, chroniąc przed bolesnym i niebezpiecznym upadkiem.
Owszem zdążało się, że dziewczyny mdlały na jego widok, głownie po to by zwrócić na siebie jego uwagę. Jednak nie ona. Teraz to, co zrobiła bez wątpienia było niezamierzone. W normalnych warunkach coś takie nigdy nie miałoby miejsca.
Pewnie, jednak ostrożnie trzymał ją na rękach. Pierwszy raz był tak blisko niej i ku swojemu zaskoczeniu nie czuł się źle z tym faktem, czego nie można było powiedzieć o sytuacji. Stalowy wzrok utkwił w bladej twarzy kasztanowłosej. Pomimo tego, że straciła przytomność z jej nieruchowych rzęs spadały resztki kryształowych kropel.
- Granger?
Nie uzyskał odpowiedzi. Nieświadomie wzmocnił uścisk na jej ramieniu, mocniej przyciskając ją do swojego ciała
- Granger? Ocknij się do cholery.
Żadnej reakcji, nawet się nie poruszyła. Jej płytki oddech wcale go nie uspokajał. W tym momencie marzył o tym by dziewczyna otworzyła oczy i zaczęła się z nim droczyć. Tak jak zawsze. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Ta sytuacja go krępowała i przerażała zarazem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wszyscy uczniowie uważnie mu się przyglądają.
Najważniejszy Ślizgon, przywódca Slytherinu, dziedzic rodziny Malfoy'ów ratujący przed upadkiem największego wroga i trzymający w objęciach szlamę? Miał świadomość, że jego opinia poważnie ucierpi przez to wydarzenie. W tym jednak momencie to nie było ważne. Nie liczyła się jego reputacja. Nie teraz.
- Udało ci się zrujnować moją opinie, gratuluje, a teraz skończ tą szopkę i otwórz oczy.
Powiedział to cicho, jednak zdecydowanie. Nie chciał by ktoś jeszcze go usłyszał. Teraz słowa kierował tylko i wyłącznie do niej.
Wbrew pozorom była to cicha prośba. Jednak ona nie udawała. Nie zaszczyciła go spojrzeniem, zamiast tego po jej policzku znów popłynęły kolejne łzy.
Wydawało mu się, że mijają długie wyjątkowo intymne minuty, w rzeczywistości jednak, od chwili, w której ją złapał do pojawienia się przed nim jej przyjaciół minęło kilka krótkich, z daleka dla osób trzecich nic nieznaczących sekund.
Usłyszał dudniące kroki.
Ktoś biegł w jego stronę. Niechętnie, jednak szybko przerzucił wzrok z dziewczyny na zbliżającą się osobę. Był to Wybraniec. Zdenerwowany, zaniepokojony, zatroskany. Po chwili stał już naprzeciw niego. Ciemnowłosy obdarzył młodego arystokratę zdziwionym lekko zagubiony, niepewnym spojrzeniem. Natomiast blondyn przybrał na siebie ten swój typowy arogancki i kpiący uśmiech. W końcu musiał wyjść z twarzą z tej sytuacji, a jak na razie nie wyglądała ona za ciekawie.
- Czyżby bohaterski Harry Potter zawiódł i nie zdążył pomóc swojej przyjaciółce w opresji?
Spytał z kpiną uważnie przyglądając się zielonookiemu.
- Niestety masz racje, nie zdążyłem. Ale widzę, że sam Draco Malfoy przybył jej z pomocą.
Odparł naśladując blondyna.
Doskonale wiedział, że zarówno stwierdzeniem jak i kpiącym tonem głosu wyprowadził arystokratę z równowagi. Efekt w pełni zamierzony, jednak Ślizgon szybko się pozbierał. Zaśmiał się triumfalnie i prędko, niemal niedbale przekazał nieprzytomną dziewczynę w ręce Pottera.
- Ciesz się, że nie zauważyłem, że to właśnie ją ratuje. Gdybym wiedział, że to ta szlama Granger, teraz wraz z rudzielcem zdrapywałbyś ją z podłogi.
Nie czekał na odpowiedź. Wyminął ciemnowłosego i ruszył przed siebie.
- Malfoy..
Właściciel nazwiska zatrzymał się jednak nie odwrócił się w stronę wybrańca.
- … Dziękuję.
Dokończył łagodnie, uśmiechając się przy tym lekko. Po sekundzie wybiegł z Wielkiej Sali, kierując się z nieprzytomną Hermioną w stronę skrzydła szpitalnego. Tuż za nim pobiegła reszta przyjaciół, wymijając z dziwnym spojrzeniem przywódce Ślizgonów.
Młody arystokrata uśmiechnął się pod nosem i ruszył na swoje miejsce, by w końcu zjeść śniadanie.
Ignorując pytające spojrzenia i ciche komentarze skierowane w jego stronę, jak gdyby nigdy nic usiadł na swoim miejscu. Jednak ku swojemu zdziwieniu jego apetyt minął tak szybko jak się pojawił. Nie miał ochoty ani na jedzenie, ani by dłużej siedzieć w tym miejscu. Do jego umysłu wkradł się widok upadającej dziewczyny. Im bardziej starł się o niej nie myśleć, tym bardziej to robił. Zaciekawiły go jej łzy. Płakała i to nie przez niego. Tego był pewien.
- Współczuje ci.
Arystokrata kątem oka spojrzał na siedzącego dwa miejsca dalej jednego ze Ślizgonów.
- Czego?
Warknął oschle, marszcząc przy tym brwi.
- No tego, co stało się przed chwilą. Ta szlama upadła prosto na ciebie.
Wzrokiem omiótł siedzących obok niego współmieszkańców. Wszyscy pokiwali głową na znak, że zgadzają się z przedmówcą. Po chwili pogrążyli się w rozmowie. Blondyn uśmiechnął się kpiąco pod nosem. Najwyraźniej otaczający go Ślizgoni, nie zauważyli istotnego faktu, że to on złapał dziewczynę. Gdyby tego nie zrobił upadłaby, ale nie na niego, tylko na podłogę. Szczerze się jednak z takiego obrotu sprawy ucieszył. Przynajmniej odbyło się bez wymyślania bezsensownych wyjaśnień dlaczego tak właściwie ruszył na ratunek swojemu największemu wrogowi. Ulżyło mu. Jego spokój jednak nie trwał długo.
- Już wiem, co się stało Granger.
Ton Blaise'a był wyjątkowo wymowny i poważny, a zamyślony wzrok skierowany miał w stronę gdzie jeszcze przed chwilą Draco trzymał ją na rękach. Na dźwięk owego nazwiska Malfoy momentalnie przechylił głowę w bok i potraktował przyjaciela zdziwionym spojrzeniem. Ten w odpowiedzi pokazał mu artykuł „Proroka”
- Masz, czytaj.
Podał pismo i palcem wskazał na drobny tekst. Blondyn posłusznie i szybko wykonał polecenie przyjaciela.
- Śmierć Kruma, co?
Prychnął pod nosem, tym samym podając powód takiego zachowania i wyglądu dziewczyny.. Ciemnowłosy pokiwał głową, na znak, że to prawda.
- No cóż, Granger nie przyjęła tego lekko. Ponoć byli ze sobą.
- A ty, od kiedy się taki troskliwy i wrażliwy zrobiłeś?
- A ty, od kiedy łapiesz szlame w ramiona?
Odparł spokojnie pytaniem na pytanie, wzrok z gazety wbijając w przyjaciela. Arystokrata zamilkł. To stwierdzenie wyraźnie zbiło go z tropu. W jego głowie pojawiła się myśl, że jego bohaterskie zachowanie zauważyła osoba, która kategorycznie nie powinna go widzieć. Nim odpowiedział czarnowłosemu, chłopak postanowił dalej kontynuować swoje osobiste rozważania. Złapał do ręki puchar i uważnie przyglądając się jego zawartości, kontynuował swoją wypowiedź.
-Nie sądzisz, że ostatnimi czasy Slytherin schodzi na psy? Zamiast gnębić Gryfonów, przywódca Ślizgonów pomaga jednemu z nich. Czyżbyś tracił kondycję Smoku?
Blondyn zacisnął pięści, próbując przy tym nie zabić drugiego Ślizgona. Był wściekły, jak on śmie zarzucić mu pomoc wrogowi?!
Ale czy tego właśnie nie zrobił?
Czy Zabini jednak nie miał racji?!
Z chęcią mordu w oczach walną pięścią w stół. Kilka pucharów przewróciło się pod siłą uderzenia, rozlewając swą zawartość. Mimo złości emanującej od Malfoy'a, Zabini spojrzał na niego niewzruszony, leniwie przy tym popijając sok dyniowy. Arystokrata szybko wstał z miejsca, nie zwracając uwagi na zaskoczone spojrzenia współmieszkańców, ruszył do wyjścia. Z oddali dobiegł go jeszcze głos Zabiniego
- Na twoim miejscu zrobiłbym to samo.





16 komentarzy:

  1. yes!!!! w końcu to może być dramione!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O boże.... Ludzka głupota

      Usuń
    2. xDDDDDDDDDDDD Dobre podsumowanie xDD padłam xD

      Usuń
  2. Super rozdział ;) szkoda mi Kruma ;< polubiłam go tu.. I co teraz będzie z Hermionką.. Mam nadzieję, że całkiem się nie załamie ;<

    OdpowiedzUsuń
  3. Z pomocą Hermionie przybył Draco o.O troche dziwne ale w końcu zaczyna mi to przypominać Dramione ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dramione z nutką dramione. <3

    Daria
    Ps.nie wiem co gadam XD :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie wiesz co gadasz, ale dobrze gadasz :D

      Usuń
    2. Nie wiesz co, ale robisz to dobrze :D

      Usuń
  5. Biedna Herm... ale rozdział jak zwykle super ;)
    Karola ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział :D

    Kłaniająca się nisko Twej wenie
    Lulu

    OdpowiedzUsuń
  7. Krum :/ Taki wspaniały ! ;/ Biedny...

    OdpowiedzUsuń
  8. - Współczuje ci...Ta szlama upadła prosto na ciebie - o rety cały Zabini, rozbawił mnie. Czytam tego bloga doslownie od godziny i nie moge sie od niego oderwac! *,*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego nie powiedzial zabini tylko jakis slizgon, on by tak nie powiedzial w koncu powiedzial ze zrobilby to samo jakby byl na miejscu draco

      Usuń
  9. Rozdział jest jak zawsze wspaniały. Biedna Hermiona mam nadzieję że jakoś się pozbiera. Szkoda mi Wiktora bo zdążyłam go polubić. Widać że Draco wcale nie jest taki zły skoro pomógł swojemu wrogowi,

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda, że uśmierciłaś Kruma. Myślałałam, że może wróci do Hogwartu do Hermiony i Malfoy będzie o niego zazdrosny, czy coś.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytam to już 3 raz :) za każdym razem jest lepsze ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń