niedziela, 5 maja 2013

[11.] To przez alkohol.


„Może niektórych kobiet nie da się poskromić?
Może potrzebują biegać na wolności, dopóki nie znajdą kogoś tak szalonego, 
aby biegał z nimi.”






Mimo soboty wstała wyjątkowo wcześnie, jeszcze na długo przed pojawieniem się pierwszych promieni słonecznych. Miała do zrealizowania największą życiową misję i nie mogła ona czekać ani minuty dłużej. W końcu musiała jak najszybciej sprawdzić czy jej obawy, co to domniemanej ciąży nie były przypadkiem słuszne. Niezniechęcona wczesną porą ubrała się w to co miała pod ręką i ruszyła w stronę skrzydła szpitalnego.
Miała dwa wyjścia: pierwsze zakładało włamanie się do gabinetu pielęgniarki i wykradnięcie testu ciążowego, oczywiście przy optymistycznym założeniu, że takowy w ogóle był na wyposażeniu szkolnego gabinetu. Druga, bardziej zgodna z prawem: przybrać na siebie maskę niewzruszenia i wmówić pielęgniarce jakieś drobne, niegroźne kłamstewko. Że też należała do osób raczej szanujących ustalone zasady i normy społeczne, próbę włamania odrzuciła już na wstępie i zdecydowała się na wersję drugą.
Chociaż w razie komplikacji nie wykluczyła przejścia do pierwszego wariantu.
Mimo determinacji, z której słynęła wśród znajomych, swoje kroki po opustoszałych Hogwarckich korytarzach stawiała wyjątkowo niepewnie. Im bliżej była swojego celu, tym bardziej zaczynał boleć ją brzuch, nogi odmawiać posłuszeństwa, a ręce pocić. Wiedziała, że tym razem była to wina tylko i wyłącznie stresu. No cóż, miała do niego prawo. W końcu nie potrafiła zbytnio kłamać, z maską niewzruszenia też mógł być pewien problem, tym bardziej, że przez rozrywające ją niejasności nawet nie mogła spać w nocy. Gdy tak o tym myślała doszła do wniosku, że chyba w sumie nigdy jeszcze nie oszukiwała, a przynajmniej nie w tak istotnych sprawach. Przystanęła w połowie drogi do skrzydła szpitalnego. W jej maluteńkiej główce pojawiła się przerażająca myśl - co będzie jeśli pielęgniarka w żadne z jej drobnych kłamstewek nie uwierzy, bądź jeśli nie ma żadnych specyfików pomocnych w potwierdzeniu jej obaw. Nie czekając na zbyt wiele odwróciła się na pięcie i zrobiła krok w stronę powrotną. Nim jednak doszła do wejścia na czwarte piętro przystanęła w miejscu i walnęła się w czoło. Zawróciła.
- Dasz rade Hermi.
Sama sobie próbowała dodawać otuchy, chociaż jakiś cichy głosik w jej głowie był innego zdania.
- Raz kozie śmierć.
Odparła zdecydowanie, tym samym wygrywając wojnę z samą sobą. Już dużo pewniejszym i szybszym krokiem przemierzała Hogwarckie korytarze bojąc się, że znowu nieoczekiwanie zmieni zdanie i zawróci. Mina zrzedła jej dopiero przed drzwiami do pomieszczenia, w którym znajdowała się siostra Pomfrey. Było już za późno by się wycofać, zresztą był to jedyny sposób by dowiedzieć się prawdy, w dodatku bardzo istotnej.
- O witaj kochaniutka. Co cię do mnie sprowadza? Mam nadzieje, że nic ci nie jest?
Wzdrygnęła się i przełknęła głośno ślinę z chwilą gdy tuż przed nią „wyrosła” kobieta w białym kitlu.
- Coś nie wyraźnie dziś wyglądasz…
Kobieta wystrzeliwała z siebie słowa niczym z procy, uważnie przy tym przyglądając się brązowowłosej, zupełnie tak jakby miała rentgen w oczach. Hermiona spróbowała się uśmiechnąć, chociaż to co pojawiło się na jej twarzy bardziej przypominało grymas po zjedzeniu czegoś przeterminowanego. „Bo czuje się niewyraźnie” przeszło jej przez myśl, jednak w ostateczności ugryzła się w język.
- Nie, nie.... Nic mi nie jest. Naprawdę.
Jakby na potwierdzenie swoich słów nerwowo pomachała jeszcze rękami, jakby tym gestem miała uspokoić pielęgniarkę. Może nawet za bardzo się broniła bo sanitariuszka uniosła prawą brew w geście lekkiej irytacji i większego zwątpienia.
- Więc o co chodzi?
Spytała dosyć podejrzliwie, jednocześnie zajmując miejsce przed swoim stolikiem układając przy tym jakieś dokumenty.
- No bo… Czy ma pani testy ciążowe?
Pytanie dziewczyny zabrzmiało wyjątkowo bezpośrednio. Hermiona zrozumiała swój błąd w momencie, w którym kobieta zachłysnęła się herbatą, którą właśnie piła.
- Nie dla mnie oczywiście!
Jej przerażony krzyk ubarwiły jeszcze dwa duże rumieńce na twarzy. Siostra P. odetchnęła ciężko z chwilą gdy udało jej się nabrać w płuca niezbędnego powietrza. Przez chwilę naprawdę była pewna, że się udusi.
- A dla kogo?
Wychrypiała w końcu, gdy pierwszy szok minął, a gula stojąca w jej gardle zmalała. Nie spojrzała na Gryfonkę zajęta wycieraniem rozlanego na stole napoju. Kasztanowłosa wzdrygnęła się lekko wykrzywiając usta w grymasie bólu. Domyślała się, że w końcu padnie to pytanie, ale jednak łudziła się, że za sprawą cudu obejdzie się bez niego. Mimo IQ na poziomie dużo większym niż przeciętny w tym momencie w jej głowie pojawiła się totalna pustka. Jedynie zaszumiał wiatr i przeleciała słomiana kulka, zupełnie jak na starym westernie.
Wszystkie idealne kłamstewka, warianty i odpowiedzi, które miała opracowane i przygotowane na te okoliczność, uleciały jej z głowy i nic nie wskazywało na to, że do niej wrócą, chociaż ich wymyślanie zajęło jej całą noc. Miała wrażenie, że krople potu zaczęły spływać jej po skroni, a dłonie drąż jej już tak bardzo, że zaraz siostra Pomfrey rozpozna u niej pierwsze symptomy choroby Parkinsona. Nie mając zbyt dużo czasu i z chwilowo zaburzoną zdolnością racjonalnego myślenia, w końcu powiedziała pierwsze to co ślina jej na język naniosła.
- Dla mojego kota.
Uśmiechnęła się szeroko i głupkowato, wychwalając w duchu swoją inteligencję. Gdyby tylko mogła, walnęłaby się w czoło z otwartej dłoni, jednak musiała trzymać pozory, że mimo wszystko samej siebie również nie zaskoczyła tym stwierdzeniem. Starszą kobietę nie do końca zadowoliła ta odpowiedź.
- Kota?
- Kotki!
Wrzasnęła prędko nim zrozumiała, że szkolnej pielęgniarce nie o to w tym wszystkim chodziło.
Siostra Pomfrey okazała się jednak osobą wyrozumiałą i mimo wypisanych na twarzy sporych wątpliwości, nie zamierzała dalej ciągnąć tej namiastki dialogu. W odpowiedzi kiwnęła potwierdzająco głową, zupełnie jakby tym gestem chciała powiedzieć, że doskonale wie o co uczennicy chodzi. Już po chwili ruszyła w stronę dosyć solidnej białe szafy stojącej w najdalszej części skrzydła szpitalnego. Otworzyła ostatnią przegródkę z wyjątkowo głośnym skrzypnięciem zawiasów. Widać i słychać było, że półka ta nie należała do tych często używanych. Dosyć sporo czasu kobieta przekopywała jej wnętrze, ale w końcu znalazła poszukiwane opakowanie.
- Proszę.
Odparła miło i z lekkim uśmiechem podała dziewczynie jasno-różowe pudełko.
- Och dziękuje.
Z chwilą gdy wymarzony przedmiot trafił w jej ręce, poczuła jakby ogromny kamień spadł jej z serca.
Pożegnała się niedbale i szybko opuściła Skrzydło Szpitalne zupełnie jakby bała się, że siostra Pomfrey jeszcze się rozmyśli i będzie chciała odebrać jej tą bardzo cenną zdobycz.
Rozkojarzona nie zauważyła, że szkolna pielęgniarka posłała jej bardzo charakterystyczny uśmiech.


*


Głowa bolała go niemiłosiernie. Odruchowo przyłożył dłoń do pulsującego czoła z wielkim grymasem bólu wymalowanym na każdym milimetrze bladej twarzy. Równie niechętnie jak ociężale dźwignął się na ramionach do pozycji siedzącej. W gardle miał ogromną gule, która niemal utrudniała mu oddychanie i przełykanie śliny. Zdawało mu się, że jego ciało to niemiłosiernie gorąca pustynia domagająca się choć odrobiny zimnej wody. Zdesperowany chwycił butelką, której zawartość wypił już w nocy. Rozpaczliwie doszukiwał się w niej choćby najmniejszej kropli zbawczego płynu.
Niestety, nie miał szczęścia.
Jakimś cudem zwlókł się z łóżka. Ledwo postawił jeden krok, a już nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zdawało mu się, że są jak z waty albo to on wczorajszego wieczora wypił już tak dużo, że w ramach skutku ubocznego najzwyczajniej w świecie zapomniał jak się chodzi. Mimo wszystko chęć ugaszenia pragnienia była silniejsza od mizernego wyglądu oraz potwornego samopoczucia i podpierając się o ścianę ruszył do drzwi. Sporo czasu zajęło mu ich otworzenie. Próbował pchać, ciągnąć, a nawet kopać, jednak nic nie skutkowało. Dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie, że owe drzwi się rozsuwa. Tak też zrobił.
Czując, że już nie ma na nic więcej siły, oparł się o futrynę wzdychając przy tym ciężko, niemal umierająco. Jak na siebie wyglądał doprawdy żałośnie. Worki pod oczami świadczyły o wyjątkowo ciężkiej nocy. Jego blada twarz bardziej przypominała cement, a niżeli naturalnie jasną cerę. Na co dzień wygładzone i precyzyjnie ułożone włosy, teraz wyglądały jak po bliskim kontakcie z piorunem, a zwykle zachwycający nienaganny i elegancki strój również prezentował się mizernie - wygnieciony po nocy, przesączony alkoholem.
Chociaż był niepoprawnie bogatym arystokratą, teraz reprezentował sobą żywy obraz nędzy i rozpaczy.
Nagle coś zabłysło mu przed oczami. W jego stronę istotnie leciał jakiś przedmiot. Chyba jedynie cud sprawił, że wykazał się odrobiną refleksu i w ostatniej chwili złapał ową rzecz. Była to butelka z wodą. Zamrugał powiekami, nie wierząc we własne szczęście.
Czyżby był w niebie? Skierował wzrok w stronę skąd przyleciało jego wybawienie.
- Granger?
Wychrypiał nie kryjąc w tonie zaskoczenia pomieszanego z niewyjaśnionym uwielbieniem.
Nie odpowiedziała. Minęła go nawet na niego nie patrząc i bez słowa komentarza zamknęła się w łazience. Odprowadził ją wzrokiem z niedowierzaniem wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęła kasztanowłosa Gryfonka. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie ogromnego zdziwienia, którego nawet nie próbował ukryć. Nie spodziewał się z jej strony takiego napadu czułości. W końcu jego obecny stan był wręcz idealny żeby się nad nim po pastwić i pośmiać jego kosztem. Tymczasem ona, zamiast wygłosić najdłuższy monolog swojego życia o skutkach ubocznych nałogowego picia, tak właściwie mu… pomogła? W dodatku dwukrotnie. Nie mógł tego zrozumieć. Tym bardziej, że on nigdy by się na takie miłosierne zachowanie względem niej nie zdobył.
Po chwili się ocknął. Machinalnie wzruszył ramiona i machnął niedbale dłonią zupełnie jakby poprzez ten gest chciał dać do zrozumienia, że nic go to tak właściwie nie obchodzi. Leniwie skierował się w stronę wspólnej kanapy, w międzyczasie gasząc mordercze pragnienie.
Nie miał na nic siły. Dosłownie.
Wczorajszego wieczoru przesadził z alkoholem i dobrze o tym wiedział. Skrzywił się znacznie, gdy do jego nozdrzy dotarł odór ubrań przesączonych napojami procentowymi. Pilnie musiał się wykąpać i przebrać, jednak łazienkę zajęła Granger. Oczywiście zawsze mógł jej coś krzyknąć by się pośpieszyła lub po prostu otworzyć drzwi zaklęciem, czy też wyważyć je jednym sprawnym kopnięciem. Chociaż nawet nie miał ochoty na wojnę i potyczki słowne z dziewczyną.
W dodatku pomogła mu ugasić to mordercze pragnienie, więc jego nienawiść do niej spadła o jedną kreskę, a może nawet i o kilka. Sam jeszcze nie wiedział jak miał to interpretować.
Położył się na sofie prawie jak w trumnie, tempo wpatrując się w szary sufit.
W jednej dłoni kurczowo ściskał butelkę z wodą, niemal tak jakby była całym jego wszechświatem lub talizmanem chroniącym przed całym złem tego okropnego i niesprawiedliwego świata. Drugą trzymał na czole profilaktycznie sprawdzając czy nie ma gorączki. Przymknął powieki i zmarszczył mięsnie twarzy z chwilą, gdy poczuł nieprzyjemne kucie w okolicy potylicy.
Miał wrażenie, że ktoś wbijał mu cienkie szpilki w czaszkę... cały tuzin cienkich szpilek.
Przyłożył dwa palce do skroni i powoli zaczął ją masować. Jak na zawołanie do jego umysłu wkradło się wspomnienie wczorajszego wieczoru i bynajmniej nie chodziło o moment, w którym pił. Przypomniał sobie Granger z chwilą gdy niespodziewanie wpadła do wspólnego pokoju. Sam nie wiedział czemu udawał przed dziewczyną nieprzytomnego, a może i nawet wcale nie udawał? W końcu jeszcze nigdy w życiu tyle nie wypił. Doskonale słyszał wszystko to co mówiła, chociaż słuch był tym jedynym zmysłem, który wczoraj w miarę normalnie funkcjonował. Wszystkie inne nieoczekiwanie odmówiły mu posłuszeństwa. Jednego był pewien - choćby bardzo chciał, wczoraj sam by się z ziemi nie podniósł.
Mimochodem odgarnął denerwujące pasemko z czoła. Jego kąciki ust lekko uniosły się ku górze, z chwilą gdy przypomniał sobie, że Granger wczoraj również to zrobiła. Nie umiał odpowiedzieć sobie na pytanie czemu nie strącił jej dłoni z chwilą gdy ona poprawiała jego fryzurę. Przecież była szlamą… Jak on mógł w ogóle dopuścić do tego, że go dotknęła?
Znał odpowiedź. I choć nie miał ochoty się do tego nigdy, nikomu przyznawać, to dobrze czuł się w jej towarzystwie. Gdy Hermiona wczorajszego wieczora kucała obok niego i gadała trzy po trzy, było mu jakoś tak lżej. Sam nie wiedział jak miał to nazwać, ale był pewny, że uczucia jakie towarzyszyły mu wraz z jej obecnością czuł pierwszy raz w życiu. W dodatku były one jakieś takie pozytywne, wręcz przyjemne, chyba nawet o zgrozo… miłe?
Aż się wzdrygnął gdy to do niego dotarło.
Mimo to nie mógł zaprzeczyć, że ze skupieniem wsłuchiwał się w każde jej słowo.
Gdy nie kucała przed nim lekko uchylał powieki i śledził jej gesty, sylwetkę, ruchy…
- Pewnie to przez alkohol…
Wychrypiał w końcu, uzasadniając swoje uczucia i zachowanie z poprzedniego wieczoru. Przecież był dziedzicem Malfoy’ów. Nie mógł pozwolić sobie na takie doznania. Uczucia nie były dla niego, a już na pewno nie te miłe, a już szczególnie te związane z Granger. Ona była nieczystej krwi, on arystokratą i tego ostatecznie musiał się trzymać.
- JEST!!!
Skrzywił się znacznie, a ból głowy na nowo dał o sobie znać w czasie, gdy do jego wrażliwych uszu dobiegł wrzask dochodzący zza łazienkowych drzwi.
”Co jest? Jakie jest? Na Merlina, o co jej znowu chodzi?”
Myślał gorączkowo, z zaangażowaniem popijając przy tym zbawczą wodę. Szybko tego pożałował. Zachłysnął się zawartością butelki z chwilą, kiedy do jego głowy wkradła się straszna myśl:
„Cholera! Ona JEST w ciąży!”
Krzyknął jakiś zrozpaczony głosik w jego umyśle. Jak na komendę z łazienki wręcz wyleciała Hermiona. Miała na sobie zaledwie cienki szlafrok lecz zdawało się, że ten fakt jakoś specjalnie w tym momencie jej nie przeszkadzał.
Z wielkim uśmiechem na twarzy, nie zwracając uwagi na cały otaczający ją świat, zaczęła kręcić się i tańczyć na środku ich wspólnego pokoju. Niczym dziecko, które wylądowało w sklepie pełnym zabawek i za zgodą rodziców mogło się w nim bawić do późnych godzin nocnych.
Ślizgon patrzył na nią oniemiały, z lekko uchylonymi ustami i tępym spojrzeniem. Zaskoczyła go po raz kolejny tego poranka, chociaż myślał, że to już niemożliwe.
Najpierw sytuacja z wodą, teraz to….
W swoim życiu miał do czynienia z wieloma dziewczynami, ale z ręką na sercu mógł przysiąc, że żadna nie wywarła na nim takiego specyficznego wrażenia jak właśnie Granger. Wszystkie przyciągały go tylko na zgrabne ciało i piękną twarz, nie mając praktycznie nic innego do zaoferowania, albo to on nie doszukiwał się w nich niczego więcej. Kasztanowłosa była inna. Owszem, była ładna, chociaż w jej przypadku wygląd nie był głównym atutem. Miała po prostu to „coś”. Coś co przyciągało i intrygowało. Nie potrafił tego ani nazwać ani zrozumieć. Była normalną dziewczyną, a jednak zdawała mu się być zupełnie inna od pozostałych. Patrząc na nią teraz miał wrażenie, że jeszcze nigdy nie widział tak niewinnie i subtelnie wyglądającej kobiety. Po takim paskudnym poranku, widok Hermiony takiej radosnej i pozbawionej trosk był naprawdę miłą odskocznią od codzienności, skorzystał z niej .I chociaż nie do końca zdawał sobie z tego sprawę, to pierwszy raz w swoim życiu naprawdę szczerze uśmiechnął się na widok kasztanowłosej Gryfonki.


Była szczęśliwa - nie była w ciąży.
Kilka razy upewniała się czy dobrze odczytała wynik - za każdym razem pasek wskazywał odpowiedź negatywną. Cieszyła się ogromnie. Co prawda bardzo chciała zostać mamą, ale dopiero za kilka lat.  Teraz zdecydowanie było na to za wcześnie.
Sama nie potrafiła do końca nazwać i określić uczuć jakie rozrywały ją od wewnątrz, było ich dużo i były naprawdę przeróżne, ale tak naprawdę chyba po prostu czuła ulgę.
Z jednej strony domyślała się jaki wynik testu zobaczy i chociaż miała opinię największej kujonicy w Hogwarcie cieszyła się, że był on negatywny. W życiu tak jej nie zależało na oblaniu jakiegokolwiek testu jak tego dzisiejszego.
Wręcz czuła jak roznosi ją energia. Nawet miała ochotę na zrobienie czegoś szalonego, wręcz niebezpiecznego, niedozwolonego. Sama nie wiedziała dlaczego aż tak zadziałały na nią te emocje, chociaż pozwoliła im się porwać. W euforii wyszła z łazienki, tańcząc i śpiewając zupełnie jak jakaś wariatka. Nawet nie zwróciła uwagi, że nogi poniosły ją do salonu. Przymknęła oczy, rozłożyła ręce i uniosła głowę do góry. Zaczęła kręcić się w kółko śmiejąc się szczerze. Zachowywała się jak dziecko, a może właśnie dzięki negatywnym wynikom na nowo polubiła swoją młodość. Przecież zdąży jeszcze być poważna w życiu.
Dorosłość to straszna rzecz. Obowiązki, wyzwania, zakazy, odpowiedzialność…. 

Chciała korzystać z życia póki może, a ten czas zdawał się być do tego idealny. Zaczęła śpiewać, tańczyć i wygłupiać się na środku salonu całkowicie zapominając, że nie jest w dormitorium sama.
Satynowy materiał wirowała wraz z jej ciałem.
W tej chwili nic i nikt jej nie interesował. Nawet nie wiedziała ile czasu minęło. Jej policzki zaróżowiły się pod wpływem zgrzania. Zmęczona, przestała tańczyć lecz z jej twarzy nie zniknął szczery i piękny uśmiech. Gdy spojrzała przed siebie jej błyszczące oczy spotkały na swej drodze stalowe, nieprzenikliwe tęczówki arystokraty, jednak mimo to nie przestała się uśmiechać. Właściwie rozweseliła się jeszcze bardziej gdy ujrzała rozpromienioną twarz blondyna.
W tej krótkiej chwili, pierwszy raz w swoim życiu przyglądali się sobie i uśmiechali się do siebie.
Tak po prostu.
Normalnie – szczerze – pięknie. Bez uprzedzeń i wyuczonej wrogości.
Dla większości ludzi byłby to zwykły gest, jednak dla tej dwójki było to bardziej niż niespotykane. W ich przypadku ta chwila mogłaby zostać zaliczona do tych magicznych i nie chodziło nawet o to, że oboje byli czarodziejami.
Gdy tylko zrozumieli co tak naprawdę robią czar prysł. Arystokrata szybko zmienił swój wyraz twarzy, wykrzywiając usta w grymasie ironii i sarkazmu. Kasztanowłosa mimochodem odwróciła głowę w bok, z ukrywanym zapałem wpatrując się w pobliską ścianę, jednocześnie poprawiając przy tym szlafrok, który podczas tańca zsunął jej się z ramion.
Zdała sobie sprawę z tego co przed chwilą robiła i jak to mógł odebrać Malfoy. Nie miała pojęcia, że znajdował się w salonie. Była pewna, że od razu po tym jak rzuciła w niego butelką z wodą on wrócił do łóżka i poszedł spać dalej. Pomyliła się i podświadomie bała się, że ten błąd w przyszłości może ją dużo kosztować. Zmieszana odruchowo skierowała się z powrotem do łazienki. Sama nawet nie wiedziała co wprowadziło ją w największe zakłopotanie – czy to, że zachowywała się jak wariatka przed swoim największym wrogiem, czy że stała przed nim półnaga, czy o zgrozo to, że się do niego uśmiechała?
Wiedziała jedno – dzisiejszego ranka dała mu kolejne powody do wyśmiewania się z niej. Gdyby tylko mogła to zapadłaby się pod ziemie.
- Ładny szlafrok Granger.
Nim zdążyła się ulotnić usłyszała jeszcze głos Ślizgona. Nie był to komplement. Ton blondyna mówił sam za siebie - przepełniony kpiną i ironią. Nie odpowiedziała. W ramach życiowego manifestu zranionej kobiety, zdobyła się jedynie na trzaśniecie łazienkowymi drzwiami, za którymi zniknęła.









15 komentarzy:

  1. TAK moje mażenie się spełniło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam zainwestować w słownik ortograficzny. Marzenie, piszę się przez rz a nie ż!

      Usuń
  2. ufffff jak dobrze, że Hermiona nie jest w ciąży :)

    -AGS

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu,już myślałam,że zmarnuje sobie życie przez Kruma z tą ciążą

    OdpowiedzUsuń
  4. JEST!!! dobrze, że Miona nie jest w ciąży ! C: A poza tym naprawdę ładnie piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaa! :) :) :) nie wiem co napisać!
    Karola ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział :D

    Kłaniająca się nisko Twej wenie
    Lulu

    OdpowiedzUsuń
  7. JEST!!! Jest bosko, byle tak dalej.
    Dopinguajc....
    ~LACUNA

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham ten rozdział. Hermiona tańcząca przed Malfoyem w szlafroku? Coś tak oryginalnego i wspaniałego mogłaś wymyślić tylko ty ;) Dobrze, że nie jest w ciąży.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze, że nie jest w ciąży, bo nienawidzę tego motywu. Podoba mi się postać Malfoy'a i opis jego uczuć <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam tego bloga! ♡♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło jak się dowiedziałam że Hermi nie jest w ciąży ^^ Dość... emocjonujący rozdział jak dla mnie, w sumie nie wiem dlaczego tak ujęłam swoje myśli... pewnie dlatego, że nie umiem dobrać innego słowa o godzinie... 03:00 :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak coś podejrzewałam, że Hermiona jednak nie będzie w tej ciąży. No i ten taniec w szlafroku przed Malfoyem - mistrzostwo! ;)

    OdpowiedzUsuń