środa, 10 października 2012

[32.] Gorzej być nie może.




"Nienawidzę sposobu, w jaki mówisz i w jaki się strzyżesz.
Nienawidzę twych butów i tego, że odgadujesz moje myśli.
Nienawidzę cię tak bardzo, że robi mi się niedobrze.
Nienawidzę kiedy masz rację, i kiedy kłamiesz.
I gdy mnie rozśmieszasz i zmuszasz do płaczu.
Nienawidzę, kiedy cię nie ma i kiedy jesteś.
Ale najbardziej nienawidzę sposobu, w jaki cię nienawidzę.
Nawet nie trochę. Nawet nie ciut. W ogóle...”








Tysiąc letni zamek, jak równie jego okoliczne błonia i lasy pięknie przyozdobił nieskazitelnie biały puch. Błonia leniwie oświetlały stłumione światła, starych latarni. Śnieg wolno prószył za oknami sprawiając, że styczniowy wieczór stał się jeszcze bardziej melancholijny niż mógłby być. Widok ten zdawał się być niemal magiczny. Zupełnie jakby czas zatrzymał się, na tym małym skrawku świata.
- Zapomniałam już jaki Hogwart jest piękny zimą.
Szept kasztanowłosej dziewczyny wypełnił niewielki pokój na siódmym piętrze. Z tęsknotą wyglądała przez okno, nie mogą uwierzyć w to, że święta tak szybko minęły i że właśnie to na co w zimę najbardziej czekała już się skończyło. Spędziła wspaniałe chwile w domu przyjaciół i wyjątkowo ciężko było jej wracać z powrotem do Szkoły Magii. Mimo, że traktowała ją jak drugi dom.
- Prawda. Od razu widać, że to magiczne miejsce.
Z zamyślenia wyrwał ją głos rudowłosej dziewczyny, leniwie rozpakowującej swoje bagaże. Obdarowała przyjaciółkę lekkim uśmiechem i błyszczącym spojrzeniem. Gdzieś w tle dobiegła ją niegroźna sprzeczka Harrego i Rona wchodzących do Pokoju Wspólnego Domu Lwa, obładowanych torbami podróżnymi. Pokiwała z roztargnieniem głową, słysząc kolejną wymianę zdań przyjaciół dotyczących zawodników quidditcha z innych drużyn i zupełnie odmiennych poglądów i opinii na ich temat. Westchnęła cicho i machnęła ręką jakby odganiając muchę. Nie miała już siły na chłopaków, a 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu w ich towarzystwie naprawdę dało jej w kość. Aż w pewnym sensie poczuła ulgę, że tu nie zostaje i będzie mogło w końcu od nich odsapnąć i odpocząć. Przynajmniej w jakimś sensie. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że w jej dormitorium czeka ją dużo gorsze towarzystwo niż ta dwójka razem wzięta. Westchnęła ponownie, komentując tym swój los.
- Muszę już iść.
Odparła już pewniej i głośniej, schylając się po transporter ze skulonymi w środku kotami. Ginny pokiwała przytakująco głową, a Harry widząc wychodzącą przyjaciółkę zobowiązał się pomóc jej z bagażem, odprowadzając ją na tak dobrze znane jej czwarte piętro. Jeszcze nie wiedziała jak ciężki będzie najbliższy tydzień.


                                                                       *

Stał na wprost marmurowego paleniska, obserwując jak dopiero co rozpalony przez niego ogień, pomału trawi duże kawałki sosnowego drewna. Jego stalowy wzrok uważnie śledził skaczące, wolno powiększające się iskry, myśli jednak były zupełnie gdzie indziej. Ciągle miał przed oczami widok martwego pracownika Ministerstwa Magii, którego z polecenia Voldemorta zabił akurat pierwszego dnia Świąt. Lekki ironiczny uśmiech pojawił mu się na ustach, z chwilą gdy pomyślał, że w czasie, w którym jego ulubiona Gryfonka najpewniej śpiewała ze swoimi przyjaciółmi świąteczne piosenki i rozpakowywała prezenty on torturował i zabijał niewinnych ludzi. Chociaż ten akurat dla odmiany niewinny nie był, wręcz przeciwnie. Nie zmieniło to jednak faktu, że przerwę świąteczną spędził głównie w towarzystwie Śmierciożerców, trupów, Voldemorta i nie tak jak planował. Oderwał wzrok od ognia, podchodząc do stolika i zabierając z jego blatu nowy, srebrny zegarek. Leniwie założył go na lewy nadgarstek , jednocześnie poruszając zbolałym karkiem, którego kości głośno przeskakiwały przy poszczególnych ruchach Ślizgona, boleśnie przypominając mu o tym, że spędził na prawdę ciężki tydzień. Jego spokojną egzystencję przerwało stukanie kobiecych kozaków i kroki na korytarzu. Odruchowo podniósł wzrok w tamtą stronę, jednak prędko tego pożałował. Momentalnie szerzej otworzył oczy i nim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, trójka włochatych stworzeń biegła w jego stronę, w połowie drogi robiąc imponujący wyskok i lądując na jego klatce piersiowej. W chwili obecnej zaskoczony i zdezorientowany do granic możliwości przywódca Slytherinu leżał na ciemnych panelach w salonie swojego dormitorium, w czasie w którym dwa koty lizały i łapami trącały go po twarzy, a trzeci wiercił się na jego torsie, nie bardzo wiedząc co ze sobą, z tego całego szczęścia, zrobić.
- Nie wiem jakim cudem Malfoy, ale naprawdę za tobą tęskniły.
Z szoku wyrwał go dopiero głos, którego nie słyszał od ponad tygodnia. Z niemałym wysiłkiem uniósł głowę i spróbował spojrzeć, znad kłębów rudego futra, na swoją współlokatorkę, która beztrosko opierała się o ścianę i rozczulona, a jednocześnie rozbawiona obserwowała bezbronnego chłopaka. Zrozpaczony tym wyznaniem gwałtownie opuścił głowę z powrotem na panele. Spojrzał załamany na sufit, w duchu przeklinając dzień, w którym dziewczyna przyniosła tą zwierzynę do mieszkania.
- Świetnie. Już wiem dlaczego ja za nimi nie.
Warknął wykrzywiając twarz w grymasie obrzydzenia i pierwszych oznak wkurzenia. Przy okazji próbując odepchnąć i pozbyć się upierdliwych natrętów i pozbierać się z podłogi, nim straci resztę swojej dumy. Jakimś cudem, w końcu udało mu się wstać, choć nie ukrywał, że całkiem się namęczył zanim tego dokonał.
- O ja pier... cholera. Czym ty je karmiłaś?!
Z trudem ugryzł się w język powstrzymując się przed siarczystym przekleństwem. Z niemałym przerażeniem obserwował trójkę kotów kręcących się w okół jego nóg. Z szokiem stwierdził, że są dwa razy większe i o zgrozo, silniejsze niż były, a przynajmniej niż je sobie zapamiętał.
- Krwią i stekami.
Spojrzał na dziewczynę z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy, próbując ukryć zdziwienie i przerażenie w jednym. Jej śmiertelnie poważny ton i wygląd wcale mu nie pomagał. Z trudem wyczuł w tym wszystkim ironie i naprawdę był w stanie uwierzyć, że dieta tych stworzeń opierała się na pożeraniu innych. A główną maksimom ich wychowania było hasło „Zjedz innych bo sam zostaniesz zjedzony. Pamiętaj – przetrwa najsilniejszy”. Spojrzał jeszcze raz na łaszącą się do jego nóg trójkę, zmutowanego rodzeństwa.
- To wiele wyjaśnia...
Mruknął pod nosem, w duchu przekonany, że konkurowanie z tą trójką to potyczka ze śmiercią i już raczej może zapomnieć o drażnieniu owych zwierząt co zresztą dotychczas często robił. W końcu, gdy już udało mu się wyjść z szoku, a rodzeństwo zajęło się drapaniem sofy, spojrzał na ściągającą z siebie ubrania wierzchnie dziewczynę. W przeciwieństwie do kotów Hermiona ani nie urosła, ani masy mięśniowej również nie nabrała. Ulżyło mu. Dalej zdawała się być drobną i kruchą Gryfonką, której dieta na pewno nie opierała się na krwawych stekach. Była taka sama jaką ją sobie zapamiętał i właściwie to utwierdził się w przekonaniu, że zapamiętał ją aż za bardzo i zbyt dobrze. Odwiesiła rzeczy na wieszak i uśmiechnęła się do niego ironicznie wchodząc w głąb salonu, jednocześnie kiwając głową w stronę jednego z kotów. Zaciekawiony Ślizgon spojrzał na niego i już po chwili pomieszczenie wypełnił jego krótki śmiech. Kucnął łapiąc kota w połowie i wyciągając przed siebie ręce, tak jak kiedyś gdy rodzeństwo było jeszcze małe i niedokarmiane surowym mięsem. Teraz jednak Grand śmiało mógł robić jako 10 kilowy ciężarek służący do rzeźbienia mięśni. Blondyn uśmiechnął się ironicznie pod nosem, na widok swojego rudego ulubieńca, na którego karku znajdowała się czarna obroża z ćwiekami.
- Miałam mu kupić zieloną, ale jak przypomniałam sobie, że chciałeś go nazwać Killer nie mogłam się powstrzymać.
Rozbawiony wyznaniem dziewczyny, kątem oka przeleciał po pozostałej dwójce. Dermowi przypadła zielona ze srebrnymi wstawkami, a Mali czerwona ze złotymi. Naprawdę był pełny podziwu, ze chciało się dziewczynie bawić w coś takiego. Chociaż dla niego był to raczej przejaw głupoty i niepotrzebnego marnowania czasu na takie bzdety.
- Swoją drogą, trzeba było zostać przy tym imieniu.
Z zamyśleń wyrwał go rozbawiony głos Hermiony, wyciągającej z torby podróżnej swoje wielkie kapcie. Sekundę później wsunęła je na stopy i weszła do łazienki, z niewielką kosmetyczką w rękach.
- Upolował dwa szczury. To urodzony morderca.
Krzyknęła, rozkładając w łazience swoje przybory, zabrane ze sobą na czas ferii. Draco rozbawiony przerzucił wzrok z wejścia do łazienki na ulubieńca, którego w ciągu dalszym trzymał, mocniej przy tym podnosząc ręce do góry. Swoją drogą, był zdziwiony skąd Grand je wytrzasnął ale wolał już nie poruszać tego tematu.
- No! Moja krew.
Dodał krzepko, patrząc na kota z błyskiem szczęścia w oku. Zupełnie jakby była to najwspanialsza wiadomość jaką usłyszał w całym swoim życiu. Dokładnie tak, jakby ktoś mu 
właśnie oznajmiał, że jego pierworodny syn zrobił swoje pierwsze, samodzielne kroki. Hermiona nie wyczuła powagi tych słów, a raczej chciała wierzyć w to, że to kolejny nieśmieszny żart Ślizgona i nie ma w sobie ani krzty prawdy. Wyszła z łazienki uśmiechając się blado i pochylając nad bagażem, by wyciągnąć z niego resztę rzeczy.
- Dobrze, że ty mi zwłok do łóżka nie przynosisz.
Mruknęła pod nosem, gdy przypomniała sobie jak obudziła się w środku nocy, a obok na jej poduszce leżała zakrwawiony, martwy szczur i stojący nad nią zadowolony z siebie, miauczący kot. Draco mimo wszystko usłyszał wyznanie dziewczyny i zaśmiał się głośno, odstawiając kota na podłogę, obdarowując przy tym plecy dziewczyny ni to szczerym ni ironicznym uśmiechem. Skrzyżował ręce na torsie opierając się o stojący obok barek, przy okazji przyglądając rozpakowującej się współlokatorce. Biorąc pod uwagę temat i prawdziwość owej rozmowy, naprawdę uważał, że biją rekordy jeśli chodzi o tak zwany czarny humor.
- Widzę Granger, że ty też miałaś sztywniacką atmosferę.
- Mimo dwóch trupów nie było tak źle.
Odparła mechanicznie, wyciągając z torby dwie książki i chowając je do wielkiej komody.
- Ja też nie narzekam... chociaż trupów miałem więcej.
O ile początek zaczął jeszcze normalnym głosem, to końcówkę już mruknął tylko i wyłącznie do siebie i to pod nosem.
- Co?
Hermiona odwróciła się nerwowo pewna, że źle zrozumiała lub niedosłyszała wyznania współlokatora. Ten tylko potarł wierzchem dłoni skronie i przymknięte powieki, czując że zmęczenie daje o sobie znać.
- Nic. Głośno myślę.
Burknął machinalnie, na co Gryfonka z podziwem kiwnęła głową i oparła ręce o biodra.
- O, to dopiero nowość. Ale jak widać, zawsze musi być ten pierwszy raz.
Zmęczenie momentalnie go opuściło, uniósł wzrok na dziewczynę, krzyżując ręce na torsie. Na jego twarzy zagościł ironiczny uśmiech, a już po chwili pomieszczenie wypełnił jego sarkastyczny ton.
- Słysze Granger, że lektura przeczytana i nawet przeanalizowana.
- Yhym. W twoim przypadku Malfoy widzę, że jest tak samo.
Draco spojrzał rozbawiony na wolno zbliżającą się do niego i stanowczo zbyt pewną siebie dziewczynę. Chyba jednak faktycznie mu tego wszystkiego brakowało. Co więcej, zdawało się, że jego współmieszkańce również.
- Ciekawa teoria Granger. Po czym to wnioskujesz?
- No nie wiem Malfoy... zastanówmy się....
Mruknęła przeciągle, wolno podchodząc do chłopaka, zdecydowanie i znacznie bliżej niż powinna. Zadarła głowę do góry, nieugięcie patrząc na Ślizgona z błyskiem w oku i subtelnym jednak w ciągu dalszym ironicznym uśmiechem na ustach. Chłopak również nie był jej dłużny. Pewnie opierał się o barek, mocniej krzyżując racę na torsie i ze swoim ulubionym, Ślizgońskim wyrazem twarzy czekał na słowa wyjaśnienia. Hermiona uśmiechnęła się do niego ni to dwuznacznie ni sarkastycznie.
- Jesteś... no powiedzmy, w miarę miły i o dziwo wesoły. Jeszcze mnie nie obraziłeś, no i w dodatku normalnie rozmawiamy. Te dowody mówią same za siebie.
Chłopak prychnął pod nosem, wywracając teatralnie oczami. On w przeciwieństwie do dziewczyny, nie odniósł takiego wrażenia.
- Nie przesadzałbym Granger z tą „normalną rozmową”.
- Ale jesteśmy na dobrej drodze czyż nie? Zawsze coś, prawda?
Hermiona zdawała się nie przejmować coraz bardziej pogarszającym się humorem Ślizgona i zauważalnym spadkiem jego nastroju i chęci do wspólnej rozmowy.
- I na tym nasz dialog się kończy.
Odparł lodowato, mierząc dziewczynę jeszcze zimniejszym spojrzeniem. W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego z powątpiewaniem, jednocześnie machając ręką jakby odganiała natrętnego owada.
- Daj spokój Malfoy, nie musisz udawać takiego niedostępnego.
Spojrzał na nią spod łba czując, że Gryfonka niebezpiecznie zbliża się do przekroczenia tej granicy, której pod żadnym pozorem nie powinna naruszać. Nigdy.
- Nie przeciągaj struny Granger.
Warknął ostrzegawczo, choć dziewczyna zdawała się dosłownie olać coraz gorszy nastrój chłopaka. Wzruszyła ramionami, doprowadzając Ślizgona, tonem swojego głosu, do szału.
- Ja nic nie przeciągam. Analizuje tylko i próbuje zrozumieć twoje aspołeczne zachowanie.
Chłopak głośno wypuścił powietrze z nadymanych policzków. To jednak zbytnio mu nie pomogło. Jego ton był wyjątkowo poważny, jednak na dziewczynę spojrzał mniej zabójczo niż zamierzał.
- Właśnie utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że ciebie tym bardziej mi nie brakowało.
- Nie przesadzaj i nie dramatyzuj Malfoy. Przecież oboje doskonale wiemy, że twoje szare, nudne i monotonne życie beze mnie nie miałoby sensu. Właściwie, to jestem dla Ciebie niemal wisienką na torcie, niczym spadająca gwiazda...
- O. To na pewno....
Wtrącił nieznacznie rozbawiony, kiwając jeszcze przytakująco głową. Hermiona spojrzała na chłopaka spod łba.
- Po prostu Malfoy usiłuje Ci wyperswadować, że twoja egzystencja nie miałaby najmniejszego sensu, gdyby nie moja skromna osoba, która swoim wszechstronnym charakterem rozjaśnia twoje marne, w dodatku pozbawione barw życie. Zastanów się, co by było gdyby mnie zabrakło, podejrzewam, że...
Chłopak pokiwał z niedowierzaniem głową, nie mogąc pojąć jakim cudem Hermiona jest w stanie wydobyć z siebie aż tyle wyrażeń na raz. Co gorsza, zdawało się, że nie miała żadnego dziennego limitu słów i w przeciwieństwie do niego, nie widzi nic złego w układaniu zdań składających się z więcej niż trzech wyrazów. W końcu nie wytrzymał.
- Wiesz co Granger....nigdy nie przestanie mnie zadziwiać twoja zdolność jednoczesnego gadania i oddychania.
Hermiona momentalnie urwała swój monolog, przytakując na słowa Ślizgona skinieniem głowy.
- Dziękuje.
- To nie był komplement.
Odparł jakby od niechcenia, wykrzywiając twarz w wyrazie czegoś na wzór obrzydzenia.
- No tak...Ciężko jest powiedzieć coś, czego definicji się nie rozumie. To już za trudne słowo dla ciebie. Prawda Malfoy?
Hermiona uśmiechnęła się do niego zaczepnie, mocno zadzierając przy tym głowę do góry. Jej ton i postawa działały na niego jak kubeł zimnej wody. Nieznacznie spiął wszystkie mięśnie.
- Jeszcze słowo Granger, a przestane być miły. Aż sama się prosisz by cie obrazić.
- To przykre Malfoy, że potrafisz tylko to.
Na te słowa uśmiechnął się do dziewczyny, w swój ulubiony sposób.
- Akurat w tym jestem najlepszy.
W odpowiedzi prychnęła pod nosem, patrząc na przywódce Slytherinu z pogardą.
- Najlepszy w byciu pieprzonym, samolubnym, egoistycznym ślizgonowatym dupkiem.
Warknęła, patrząc na chłopaka z obrzydzeniem. Mimo uśmiechu na twarzy, spojrzał na nią lodowato, nieznacznie się nad nią nachylając. Ton jego głosu wyraźnie ostrzegał dziewczynę by skończyła go drażnić, bo to może się dla niej bardzo źle skończyć.
- Nie przesadzałbym z tymi komplementami Granger.
- To nie były komplementy.
Zadarła głowę, z zniesmaczeniem zjeżdżając chłopaka z góry na dół. Blondyn spojrzał na nią gniewnie.
- Widzę, że wróciliśmy do punktu wyjścia.
Przez chwile oboje mierzyli się zimnym spojrzeniem. Chwile ciszy, o dziwo, przerwał przywódca Slytherinu.
- Słuchaj Granger.... to był zły początek.
Odparł w końcu, w stronę odchodzącej dziewczyny, która ponownie zabrała się za rozpakowywanie bagażu. Odruchowo zaczesał dłonią włosy do tyłu. Kasztanowłosa nawet na niego nie spojrzała.
- Ja też tak sądzę.
- Świetnie. Dlatego...
- Przyjmuje przeprosiny.
Nie zdążył nic powiedzieć. Hermiona przerwała mu w połowie zdania, nawet nie szczycąc go spojrzeniem. Przy okazji, wyciągając z torby białą bluzkę i z niezadowoleniem patrząc na wielką plamę po świątecznym obiedzie. Momentalnie się wyprostował, spinając wszystkie mięśnie. Gwałtownie machnął ręką jakby miał strącić niewidzialną rzecz znajdującą się obok. Spojrzał na dziewczynę z wkurzeniem i niedowierzaniem w jednym.
- Co do cholery?! To nie były przeprosiny Granger i nie dożyjesz dnia, w którym miałbym cię za cokolwiek przepraszać. Chciałem Ci tylko oznajmić, że najlepiej zrobimy jak nie będziemy się do siebie odzywać.
- To będzie trudne Malfoy, bo jak na siebie to już za dużo gadasz.
- Merlinie dodaj mi sił bym jej nie zabił.
Warknął pod nosem unosząc wkurzone, a zarazem błagalne spojrzenie na sufit. Po chwili spuścił wzrok na dziewczynę, ledwo powstrzymywał swoją rządzę krwi i chęć mordu. I tak dziwił się samemu sobie, że jest taki spokojny i jeszcze nie zrobił jej krzywdy ani niczego mocniejszego w jej stronę nie powiedział. Chyba faktycznie poniosła go analiza podręcznika „jak być miłym”.
- Dobra Granger. Już nic nie mówię. I ty też się zamknij.
- Zgoda.
Oboje groźnie zmierzyli się wzrokiem, mocno przy tym krzyżując ręce na torsie. Wyglądali zupełnie jak dwójka kłócących się o łopatkę w piaskownic dzieci.
- Świetnie.
- Świetnie.
- Świetnie.
- Będzie ci tego brakowało?
Draco spojrzał na nią zdziwiony, jego głos również wyrażał wielkie zaskoczenie.
- Twojego gadania?
- Nie. Hogwartu... Gdy już skończymy naukę..
Jej postawa niespodziewanie sflaczała, tak samo jak ton, który teraz niemal był szeptem. Smutny wzrok utkwiła na ciemnych panelach salonu. Spojrzał na nią z niedowierzaniem, nie bardzo wiedząc co ma teraz myśleć, a tym bardziej co powiedzieć. Dziewczyna dosłownie wyprowadziła go z równowagi.
- To jest jakaś twoja nowa taktyka Granger? Załamać mnie na śmierć? Gratuluje. Niepozorna, ale skuteczna.
Jego przytakujący, pełen podziwu ton wyjątkowo mocno kontrastował z zimnym, stalowym spojrzeniem i poważnymi rysami twarzy. Spojrzał na Hermione i kilka razy machnął dłońmi przed sobą, jakby w błagalnym geście by się ogarnęła.
- Ciebie Granger do cholery na sentymenty teraz wzięło?!
- No...tak jakoś...
Szepnęła zmieszana, nieporadnie skubiąc przy tym paznokcie. Momentalnie podniósł prawą brew do góry. Sekundę później załamany gwałtownie spuścił ręce wzdłuż ciała i odwrócił się przodem do barku.
- Musze się napić.
Mruknął pod nosem, czując, że w ogóle nie tęsknił za obecnością dziewczyny, a jej niespodziewane przemyślenia i tematy narzucanych rozmów prędzej czy później doprowadzą go, w najlepszym wypadku, do szpitala psychiatrycznego. Jego stan pogorszył się jeszcze bardziej gdy ponownie usłyszał, tym razem już trochę pewniejszy, ton Gryfonki.
- Malfoy... musimy dokończyć organizowanie balu.
Nic nie było w stanie opisać obecnego załamania chłopaka. Uniósł wzrok na sufit, z otwartymi ustami i niemym pytaniem „dlaczego ja?!”
- Na Merlina Granger! Nie dość, że nie mieliśmy się do siebie odzywać to jeszcze tym bardziej nie na ten temat. Dopiero co wróciłem z cudownego tygodnia bez ciebie i jeszcze nie pogodziłem się z jego końcem. Daj żyć.
O ile początek swojej przemowy zaczął z wielką pretensją i nutką zdenerwowania, to końcówkę już wymruczał pod nosem, jednocześnie zatapiając się w szklance ognistej i siadając na fotelu. Hermiona nie kryła swojego oburzenia postawą Ślizgona. Jej również ta cała szopka się nie podobała i miała olbrzymi żal do chłopaka, że sądzi inaczej. Zacisnęła zęby podchodząc do arystokraty i wskazując na niego oskarżycielsko palcem.
- Jak ktoś tu Malfoy cierpi z powodu tej rozmowy to tylko i wyłącznie ja. Rozmowa z tobą nie należy do niczego przyjemnego jakbyś chciał wiedzieć. Naprawdę wolałabym żeby tego balu w ogóle nie było!
Krzyknęła poirytowana gwałtownie odwracając się od chłopaka i nerwowo podchodząc do stolika czegoś w stercie ksiąg i pergaminów szukając. Draco cały czas uważnie ją obserwował. Gwałtownie oderwał plecy od oparcia fotela, unosząc ręce w dziękczynnym geście.
- Toż to cud Granger, że chociaż raz z czymś się zgadzamy.
- I oby to był ostatni raz Malfoy.
Warknęła, wrzucając do kominka jakieś stare, niepotrzebne już pergaminy. Chłopak zmierzył ją surowym spojrzeniem i ostrzegawczo wskazując na nią palcem.
- Dobra, sama tego chciałaś Granger. Skoro już mi o tym przypomniałaś i niestety jesteśmy przy tej gównianej rozmowie, to coś ci powiem. Przemyślałem sprawę i gdy po tygodniu picia udało mi się już pogodzić z tym, że musimy iść razem na ten pieprzony bal to musisz jakoś wyglądać.
Momentalnie się do niego odwróciła, patrząc na niego z niedowierzaniem i oburzeniem. Zgrabiła się znacznie nastawiając prawe ucho i tym samym informując go, że nie do końca usłyszała co tak właściwie powiedział.
- Słucham?
- Dobrze wiesz o co mi chodzi Granger. Masz być reprezentacyjna. Za cholerę nie jest. Zapomnij, że pokarze się na imprezie z takim wrakiem jak ty. Mamy iść razem, trudno. Najebie się i pójdę ale trzeba coś z tobą zrobić. A najlepiej to wysłać cię na operacje plastyczną, a już w ogóle najlepiej na kilka.
Odruchowo pokiwała przecząco głową i przyłożyła dłoń do czoła. Nie wiedziała w co nie mogła uwierzyć bardziej, czy w to co właśnie chłopak sugeruje, czy w to, że sugeruje to właśnie Malfoy. W głowie przeleciała jej jeszcze wizja jak zamyka ją w pokoju bez klamek, a obok niej pojawia się sto kosmetyczek i zmienia ją w tępą blondynkę z 10 centymetrowymi, różowymi paznokciami. Z tego wszystkiego aż rozbolała ją głowa. Spojrzała na chłopaka, nie mogąc pojąć, że na prawdę coś takiego powiedział.
- Czekaj Malfoy. Zwolnij. Chyba cię nie rozumiem.
- No nie wiem Granger jak mam to mówić prościej, skoro już nawet tego twój mały, wysuszony móżdżek nie ogarnia. Nie mam pojęcia jakim cudem jesteś ponoć najlepszą uczennicą w Hogwarcie.
Ton blondyn działał na nią jak płachta na byka. Spojrzała na niego z chęcią mordu w oczach i zagroziła mu palcem, warcząc przez zaciśnięte zęby, żeby edukacji w to nie mieszał. Draco wzruszył leniwie ramionami, upijając kolejny łyk drinka. Bijący od niego spokój tylko pogarszał samopoczucie dziewczyny.
- Jak chcesz. Sugeruje tylko, że przydałoby się coś z tobą zrobić.
- Że co?!
- Gówno Granger! Za cholerę nie jesteś reprezentacyjna w tym dresie i z tą szczotą na głowie.
Na potwierdzenie swoich słów z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy zjechał ją z góry na dół. Mimika Hermiony wręcz krzyczała z tego oburzenia i wściekłości.
- Ty dupku. Jak śmiesz?!
Chłopak teatralnie wywrócił oczami, zupełnie nie rozumiejąc tego bulwersu dziewczyny i faktu, że ma aż taki problem by zrozumieć o co mu chodzi.
- Nie oburzaj się tak Granger, ja dla odmiany naprawdę staram się być miły.
To wyznanie Ślizgona rozjuszyło ją jeszcze bardziej. Momentalnie spuściła ręce wzdłuż tułowia i zaczęła chodzić w tą i z powrotem, nie mogąc zapanować nad tą bombą emocji, która się w niej kotłowała i zdawało się, że zaraz po prostu wybuchnie.
- Nie no Malfoy, świetnie ci idzie! Brawo! Tylko ci pogratulować twojej uprzejmości. Inni powinni się od ciebie uczyć. Jestem pod wrażeniem. Nie wiem czy z tych emocji zasnę w nocy.
- I słusznie.
Przytaknął z powagą wymalowaną na twarzy i spokojnie wyzerował drinka do końca. Wstał leniwie z fotela biorąc ze sobą szklankę i maszerując w kierunku barku. Gryfonka odprowadziła go wzrokiem.
- Wiesz co Malfoy...Zamiast martwić się moim wyglądem lepiej zajmij się pisaniem przemowy, którą skierujesz do wszystkich uczniów przed rozpoczęciem balu.
Draco leniwie wzruszył ramionami.
- Pójdę na spontana.
- I to mnie właśnie martwi...
Burknęła pod nosem, na chwilę zapominając o wcześniejszym temacie rozmowy. Blondyn jakby nagle się ożywił, puszczając uwagę dziewczyny mimo uszu.
- Zresztą, niby dlaczego to ja mam wygłaszać przemowę?!
Warknął oburzony, jednocześnie odwracając się przodem do dziewczyny, opierając plecami o barek, ze skrzyżowanymi na torsie rękami. Momentalnie do niego podeszła, zadzierając przy tym głowę do góry.
- Hymm pomyślmy... bo jesteś brzydki, chamski i cie nie lubię.
Chłopak teatralnie wywrócił oczami, szczycąc dziewczynę swoim ulubionym Ślizgońskim uśmiechem
- Nie no Granger błagam, tylko nie brzydki.
Momentalnie otworzyła usta i zjechała chłopaka z góry na dół oburzonym wyrazem twarzy. Zbyt pewna siebie postawa chłopaka i ten jego ironiczny uśmiech wywoływały w niej chęć mordu i ledwo się powstrzymywała by nie rzucić się do szyi chłopaka i nie zacząć go dusić.
- Ty zakochany w sobie, egoistyczny, nadęty dupku!
- Zapominałaś dodać „przystojny.”
Poprawił ją spokojnie, obdarowując ją dwuznacznym uśmiechem. Najeżona do granic możliwości, głośno warknęła pod nosem coś w tylu "pieprzony dupek" odchodząc przy tym jak najdalej od chłopaka. Byle tylko nie kusić losu i wizji, w których własnoręcznie zabijała przywódce Slytherinu. Starała się zająć swoimi sprawami i ignorować obecność chłopaka przy okazji próbując się uspokoić. Szło jej nieźle, do czasu aż nie wyczuła na sobie natarczywego spojrzenia chłopaka. Odwróciła się do niego zdenerwowana. Jej ton mówił sam za siebie.
- Czemu tak na mnie patrzysz?
Chłopak jednak był wyjątkowo spokojny, a jego humor podniósł się o kolejną kreskę.
- Zastanawiam się jaki specjalista podjął by się tego zadania.
- Co?! Jakiego zadania?
- Żeby chociaż spróbować coś z tobą zrobić. Na chwilę obecną nadajesz się jedynie na reprezentowanie najbrzydszych uczennic Hogwartu. Gdyby był taki konkurs z pewnością byś wygrała.
W oczach Hermiony pojawiły się płomienie, które jednak zostały błyskawicznie zgaszone przez kolejny tekst Ślizgona, nim dziewczyna zdążyła wybuchnąć i wygarnąć chłopakowi całą nienawiść jaką do niego odczuwała.
- Już się tak Granger nie wściekaj, bo wtedy jest z tobą jeszcze gorzej. Swoją drogą, aż dziwne że to możliwe.
- Dobrze, że ty jesteś taki idealny.
Fuknęła pod nosem, zdając sobie sprawę, ż niestety ale tylko spokój ją uratuje. Zbyt często dawała się ponieść przez teksty Ślizgona i zazwyczaj źle się to dla niej kończyło.
- No właśnie i szkoda by było zniszczyć ten efekt. Dlatego skoro już musimy iść razem, trzeba jakoś spróbować zmniejszyć tą olbrzymią przepaść między nami, żeby aż tak bardzo moja opinia i reputacja nie ucierpiała jak się z tobą pokarzę na imprezie.
- Idź do diabła Malfoy.
- Taki mam zamiar. Ale najpierw zrobimy z ciebie ...em... właściwie to sam nie wiem co, ale na pewno będzie lepiej niż jest teraz.
Nie była w stanie dłużej znosić tonu i spojrzenia chłopaka. Czuła się co najmniej jak jakieś bydło na wybiegu prowadzącym do rzeźni.
- Niech cie szlag Malfoy. Jest mi dobrze z tym jaka jestem i jak wyglądam i nikt. Zupełnie nikt! A zwłaszcza ty, nie będziesz mi mówił, że mam coś w sobie zmieniać.
Wysyczała przez zaciśnięte zęby, oskarżycielsko mierząc Ślizgona spojrzeniem. Uśmiechnął się do niej rozbrajająco, choć w ciągu dalszym ironicznie. Jego stalowe źrenice błyszczały zagadkowo.
- Jeszcze zobaczymy Granger.
Jego spokojny, pewny siebie ton doprowadzał ją do szału. Zjechała go zabójczym spojrzeniem.
- Pieprz się.
Warknęła z pogardą, ułamek sekundy później wymijając Ślizgona i zamykając się w swojej sypialni, głośno trzaskając przy tym drzwiami. Chłopaka odprowadził ją wzrokiem, z jego twarzy nie schodził uśmiech sarkazmu i zwycięstwa.
- Tobie również życzę dobrej nocy Granger.
Mruknął pod nosem, dopijając whisky do końca. To nie był dobry dzień dla dziewczyny.

                                                                           ***

To było głupie. To było dziwne. To na pewno nie było normalne. Cała tą sytuację tłumaczyła sobie jako przerażająca pomyłkę nasłaną przez zdradziecki los. Ukradkiem i co chwilę zerkała na osobę siedzącą przed nią, nie mogąc w żaden racjonalny sposób uzasadnić swojego zachowania i faktu, że jeszcze nie uciekła z tego okropnego miejsca. A już w ogóle nie mogła zrozumieć i zaakceptować zachowania swojego towarzysza. Nie wiedziała co wpłynęło na chłopaka, że zdecydował się na aż tak drastyczny krok. Może ktoś potajemnie dolał mu do napoju dziwny eliksir albo co gorsza rozpylił w jego sypialni jakieś mutacyjne opary. No bo, jak inaczej wytłumaczyć to co zrobił i w ciągu dalszym robi? W normalnych warunkach przecież nigdy nic takiego by się nie wydarzyło. Musiał tkwić w tym jakiś haczyk, jakaś magiczna sztuczka albo chociaż choroba umysłowa Ślizgona, na którą gwałtownie i bez ostrzeżenia zachorował. Ale nawet to.. NIC... Zupełnie nic, nie było w stanie usprawiedliwić jego zachowania. Była przerażona najbliższymi minutami i tym co stawało się nieuniknione. Nie wiedziała, czy ma chociaż spróbować pogodzić się z tym losem, czy po prostu starać się uciec jak najdalej stąd. Nie wiedziała również, dlaczego chłopak jest taki spokojny. Przecież to co teraz robił było co najmniej absurdalne.
No bo kto widział, żeby Hermiona Granger i Draco Malfoy spacerowali razem między uliczkami Hogsmeade? Co więcej! Kto widział by wchodzili razem do sklepu?! A już w ogóle nikt, a zwłaszcza Hermiona, nie była w stanie zrozumieć zachowania Ślizgona, który nagle i bez ostrzeżenia wepchnął ją do przymierzalni Francuskiego Domu Mody z najdroższymi i najpiękniejszymi ubraniami jakie istniały na całej kuli ziemskiej. Co więcej! W najśmielszych koszmarach bądź snach nie spodziewała się tego co miało miejsce później. Tego, że młody arystokrata usiądzie sobie przy stoliku i najzwyczajniej w świecie będzie pił kawę, w czasie kiedy w koło niej będą biegały wszystkie pracownice galerii i wyszukiwały specjalnie dla niej dopasowane i piękne ubrana, które ów Ślizgon zamierzał jej kupić.
To było głupie, to było dziwne, to na pewno nie było normalne. Draco Malfoy zabrał Hermione Granger na zakupy.
- Zabije Cię Malfoy!
Krzyk zdenerwowanej i skrępowanej Hermiony wypełnił cały sklep. Patrzyła na niego gniewnie, przytrzymywana przez dwie pracownice sklepu. Chłopak nawet nie poszczycił jej wzrokiem, leniwie przerzucając kolejną stronę Proroka Codziennego.
- Tak wiem, później.
Mruknął od niechcenia, w czasie w którym dwie kobiety objęły Hermionę ramionami i zdecydowanie pociągnęły ze sobą do przymierzalni, widząc że ta próbuje uciec. Nie mogła uwierzyć, że dała się nabrać na tak okropną sztuczkę Ślizgona i jak największa idiotka stała się ofiarą tak banalnego podstępu i tej okropniej sytuacji. Gdy jeszcze pół godziny temu wychodziła z dormitorium w towarzystwie przywódcy Slytherinu nie przypuszczała, że coś jest nie tak, a chłopak ma w tym ukryty cel. Opuściła ze Ślizgonem Hogwart bez zastanowienia, bo przecież, w końcu mieli organizować bal. Organizowali. Już nie raz wychodzili razem by coś ustalić, kogoś zatrudnić czy coś załatwić. Sprawy czysto formalne i dotyczące rozplanowywania imprezy w Hogwarcie. Skąd niby miała wiedzieć, że tym razem będzie inaczej?! Nie odzywała się do Ślizgona i ignorowała jego obecność na każdym kroku, zbyt wkurzona wczorajszą kłótnią. Zaskoczył ją gdy niespodziewanie sam z siebie odezwał się do niej w ciągu dnia. W normalnych warunkach by go olała i zignorowała, ale gdy oznajmił jej, że mają jakiś problem z chłopakiem od muzyki i muszą jeszcze raz spotkać się z nim w Hogsmeade, musiała chwilowo odrzucić na bok swoją całą złość do Ślizgona i skupić się na formalnych sprawach i swoich przykrych obowiązkach. Co prawda, chłopak nie podał żadnych konkretnych informacji, ale nie specjalnie ją to zmartwiło. Bo i po co? Nie wiedziała gdzie Draco umówił się na spotkani, sama zresztą nie dopytywała. Ciągle była zła i zirytowana za jego ostatnią, wieczorną porcję obraźliwych komentarzy i sama z siebie na pewno nie zamierzała się do niego odzywać. Gdyby tylko wiedziała, że chłopak zaciągnie ją do galerii mody spieprzałaby ile sił w nogach, gdy miała jeszcze okazję. Co prawda, poczuła się niezręcznie i lekko zdezorientował ją fakt, że Malfoy zmierza w stronę salonu z ubraniami. Ale cóż, kluby były jeszcze o tej porze zamknięte, może Eric dorabia w takim sklepie? Albo akurat był tam na zakupach. W końcu nigdy nie wiadomo ile ci dj tak naprawdę zarabiali. Albo ma bogatą rodzinę i może sobie pozwolić na ubieranie się w takim butiku. Myślenie może i głupie oraz naiwne, ale w życiu przecież nie pomyślałabym, że Malfoy zabierze ją w takie miejsce, w dodatku by kupić jej sukienkę. Okrutna prawda dotarła do niej dopiero gdy przekroczyła próg galerii. Akcja potoczyła się błyskawicznie. Pracownice sklepu przywitały Malfoy'a promiennymi uśmiechami i trzepoczącymi rzęsami, on niczym pan i władca usiadł przy stoliku zamawiając mocną kawę, a dwie inne pracownice złapały ją niby przyjaźnie za ramiona i zaprowadziły do nieznanego jej pomieszczenia. Z całego szoku wyszła dopiero wtedy, gdy już było za późno, a ona nie miała już na sobie workowatych spodni i rozciągnięto swetra, tylko czarną sukienkę.
Głupio jej było i to bardzo. Stała w wielkiej przymierzalni otoczona ze wszystkich stron lustrami. Czuła się mała i zagubiona. Pomieszczenie, w którym się znajdowała bardziej przypominało jej salon jednej z luksusowych will w centrum Londynu, w którym kiedyś dzięki bogatej koleżance z podstawówki miała możliwość być. Z niepokojem stwierdziła, że ta przymierzalnia jest znacznie większa niż jej pokój w domu na przedmieściach Londynu.
Nawet otoczona dwiema pracownicami sklepu „Aurélie & Colette” czuła się w co najmniej źle i nieswojo. Co prawda nie było to puste pomieszczenie, było pięknie i bogato wyposażone, a w wielkich lustrach dokładnie widziała całą siebie, z każdej strony. Choć nie była pewna czy to dobrze. Na ścianach wysiały piękne zdjęcia jeszcze piękniejszych modelek, co dodatkowo wprowadziło Hermione w okrutne samopoczucie i dodało jeszcze kilka kompleksów. Cała galeria, łącznie z przymierzalnią przystrojona była niezliczoną ilością bukietów białych kwiatów i srebrnych świeczników. Miejsce było po prostu piękne i tak bardzo do niego nie pasowała.
Dwie pracownice po dłuższej naradzie wyszły na zaplecze oznajmiając kasztanowłosej, że mają tam odłożoną sukienkę, która dopiero co przyjechała z Paryża i która, z tego co zaobserwowały, będzie jak najbardziej tą, której szuka. Niestety Hermiona za cholerę nie wiedziała czego tak naprawdę szuka, zresztą swoją drogą, wcale nie chciała niczego znaleźć.
Spojrzała na swoje lustrzane odbicie, wzdychając ciężko. Miała na sobie już kolejną kreację wyszukaną przez młodą dziewczynę o imieniu Chan, aczkolwiek znowu to nie było to. Długa sukienka, w pięknym kolorze pudrowego różu, jednak zdecydowanie nie był to jej odcień. Faktem jest, iż wyglądała subtelnie i dziewczęco, ale nawet ona sama miała wrażenie, że nie o to w tym wszystkim chodziło. Zrezygnowana zeszła z podestu i przysiadła ostrożnie na obitej czerwoną skórą sofie wzdychając przy tym cicho. Jej obecność w tej galerii utwierdziła ją tylko w przekonaniu, że to nie jest jej miejsce i to ona po prostu nie pasuje do tych sukienek, a nie odwrotnie. Była tak rozdarta wewnętrznie, że aż nie mogła się pozbierać i zaakceptować tej sytuacji. Gdyby tylko mogła to uciekłaby z tego miejsca jak najdalej. Niestety dziewczyny zabrały ubrania, w których tu przyszła, a w tej sukience wybiec nie mogła, zresztą nawet jakby spróbowała to zrobić to albo znokautowałby ją ochroniarz albo co gorsza Malfoy. W najlepszym wypadku wypieprzyłaby się w progu drzwi, biorąc pod uwagę jej ogólny pech. Westchnęła jeszcze cicho, zakładając szpilki w identycznym kolorze co sukienka. Wstała spoglądając niepewnie na swoje odbicie. Potrząsnęła lekko głową, a jej chaotyczny kok rozwiał się jeszcze bardziej. Uśmiechnęła się blado.
- Dobra, weź się w garść.
Mruknęła do siebie i odwróciła w stronę wyjścia. Niepewnie złapała za klamkę wychylając się zza drzwi przymierzalni. Blondyn znajdował się na wprost niej jednak dzielił ich spory dystans. Siedział nad wyraz wyluzowany pijąc kawę, którą wcześniej podała mu rozanielona pracownica o imieniu Eliza i czytał Proroka Codziennego. Zrobiła dwa dyskretne kroki, jednak obcasy cichutko zastukały w szwedzką podłogę zwracając na siebie uwagę jednej z pracownic oraz samego arystokraty. Spojrzał na swoją współlokatorkę od dołu do góry i ponownie wrócił do artykułu. Jego wyraz twarzy był jeszcze poważniejszy i bez emocjonalny niż zazwyczaj. Hermiona z kolei stała lekko zarumieniona skubiąc swoje paznokcie i wzrok utkwiła gdzieś w podłodze, nie mogąc zdobyć się na kontakt wzrokowy z nikim tu obecnym. Właściwie to czekała na komentarz blondyna, ten jednak tradycyjnie milczał. Zamiast Dracona, odpowiedziała jej Chan, która również nie była zadowolona z kontrastu opalonej skóry dziewczyny i różowego materiału sukienki. Nieśmiało podniosła wzrok na chłopaka. Jego postawa, mimika, gesty... nic nie dawało Hermionie odpowiedzi na nieme pytanie jak wygląda. Stała tak czując się coraz bardziej zażenowana. I kiedy już miała ochotę ściągnąć ze stopy szpilki i rzucić nimi w Malfoy'a stało się coś niespodziewanego.
- Nie.
W pomieszczeniu zapanował zimny i poważny ton Ślizgona, który niezachwianie czytał gazetę i przerzucił kolejną stronę artykułu. Co prawda, załamała się jeszcze bardziej, ale przynajmniej chłopak coś odpowiedział. Przy wcześniejszej kreacji nawet na nią nie spojrzał. Była to jej piąta sukienka, którą mierzyła. Cała ta sytuacja nie tylko ją drażniła i krępowała zarazem ale również czuła się tym wszystkim zmęczona. W jej oczach wszystkie te kreacje były najpiękniejszymi dziełami sztuki krawieckiej jakie kiedykolwiek widziała. Sądziła, że w każdej prezentuje się nad wyraz dobrze, widocznie jednak blondyn miał inne zdanie i dla niego w ciągu dalszym było to za mało. Draco swoją obojętną postawą wkurzał ją jeszcze bardziej niż cała ta sytuacja. I gdy już kucała by ściągnąć ze stopy buta i rzucić nim w chłopaka, tuż obok niej pojawiła się sama właścicielka sklepu. Nerwowo się wyprostowała uśmiechając się przy tym głupkowato, zupełnie jak dziecko przyłapane na szukaniu schowanych na święta prezentów. Starsza kobieta trzymała w rękach dwa pudełka o dużych wymiarach, w którym znajdowały się kolejne sukienki.
- Jestem pewna kochana, że to jest to czego szukasz.
Skomentowała miło, przyjaźnie i zarazem pocieszająco uśmiechając się do dziewczyny, widząc jak już wszystkie siły życiowe ją opuściły przynosząc jedynie zrezygnowanie. Kasztanowłosa nie umiała i nie należała do osób, które lubią okazywać wszystkim swoje złe nastawienia więc w odpowiedzi odwzajemniła życzliwy uśmiech projektantce i kiwnęła głową na znak zgody, że jeszcze te dwie kreację jest w stanie przymierzyć. Obie kobiety weszły razem do przymierzalni. Po chwili dołączyła do nich Chan niosąc dwa kolejne pudełka, tym razem z butami.
Pani Margaret była bardzo miłą kobietą około czterdziestki. Zdawałoj się, że nawet Malfoy darzył ją czymś na wzór sympatii, o ile w ogóle był zdolny do takich uczuć, względem takich osób. Mimo wszystko wyglądało na to, że darzył ją czymś na wzór szacunku choć cały czas zwracaj się do niej po imieniu. Kilka razy między przebieraniem się i pokazywaniem w nowych kreacjach, widziała jak Ślizgon rozmawia z tą kobietą i raz szczerze się uśmiechnął, a nawet i zaśmiał. Była pewna, że blondyn często pojawia się w tym sklepie więc znajomość i taki kontakt z właścicielką nie powinien jej dziwić. Mimo wszystko jednak, było to coś nowego.
- Piękna...
Tylko tyle zdołała szepnąć dotykając delikatnie materiału sukienki spoczywającym na jej brzuchu. Panna Margaret, delikatnie naciągnęła materiał po bokach.
- Masz piękną figurę i bardzo ładnie wyciętą talie. Jesteś szczuplutka i zgrabniutka. Szkoda zakrywać takie cuda pod zbyt dużymi i rozciągniętym ubraniami.
Hermiona zarumieniła się mocno i jeszcze bardziej speszyła, garbiąc się i nerwowo zeskubując resztki beżowego lakieru z paznokci. Widząc to właścicielka sklepu uśmiechnęła się tylko pobłażliwie.
- Nie spodziewałam się, że Draco pojawi się kiedyś z taką nieśmiałą, niepewną swoich atutów, cichą i skromną dziewczyną. Jednak to prawda, że każdy może się zmienić.
- Och nie... Pani myśli, że my? Nie, nie. My nie ...ymm...emmm... my nie jesteśmy razem.
O ile początek zaczęła dosyć nerwowo i chaotycznie to jednak końcówkę odpowiedzi niemal wyszeptała garbiąc się przy ty jeszcze bardziej. Właścicielka sklepu spojrzała na nią zagadkowo, ta z kolei z tego całego zdenerwowania naderwała sobie paznokcia.
- Bo wie Pani... my to tak naprawdę od wielu lat się nienawidzimy. Dyrektor Hogwartu bardzo próbuje nas pogodzić.... Ostatnio kazał nam iść jako para na bal, który będzie za kilka dni. Ciężko nam się było z tym pogodzić ale jednak musieliśmy. No i Malfoy powiedział, że skoro już musi pójść ze szla... ze mną... to mam chociaż spróbować ten jeden raz jakoś wyglądać. No i mnie tu zabrał... Siłą zresztą... Na Merlina!.. Co za idiotyczna sytuacja...
Hermiona szeptała cicho bez składu i ładu, wzrok spuszczając na swoje stopy. Nawet nie wiedziała co ją bardziej speszyło, czy ta historia, trudności z wysłowieniem się, czy może jednak fakt, że mówi o takich rzeczach obcej kobiecie.
- Przepraszam, nie powinnam zanudzać pani takimi historiami. Idiotka ze mnie.
Dodała już znacznie głośniej usiłując poprawić swój zdołowany ton i wygląd. Uśmiechała się głupkowato jednocześnie kładąc rękę z tyłu głowy. Wyglądała co najmniej głupio. Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie, na widok zakłopotanej dziewczyny.
- Jestem Margaret.
- Słucham?
- Proszę, mów mi po imieniu.
Panna Margaret swoim zachowaniem bardziej przypominała sprzedawczynię w sklepie monopolowym lub co najmniej spożywczym, a niżeli właścicielkę jednej z największych i najdroższych galerii z najmodniejszymi ubraniami i kreacjami z całego świata.
Co prawda była elegancja, a w swoim beżowym żakiecie prezentowała się na prawdę szykownie i gustownie, jednak jej zachowanie nie było wyrafinowane jak na taką bogatą i znaną osobę. Wręcz przeciwnie. Była uosobieniem spokoju i poczciwości.
Wolno, jednak tym razem pewniej wyszła z pokoju, w którym przymierzała kreację. Tym razem nawet chciała się pokazać Malfoy'owi. Czuła, że to jest to i była pewna, że on też tak zareaguje na te sukienkę. I co więcej, zwróci jej honor, że jednak nie jest tak źle z jej wyglądem jak myśli i mówi. Odważyła się i podniosła głowę by spojrzeć na chłopaka, jednak ku jej zdziwieniu nie siedział już przy stoliku, co więcej – nigdzie indziej go nie było. Obok niej stanęła Margaret. Również wydawała się zaskoczona brakiem arystokraty. Wtem obok nich pojawiła się Eliza, dużo bardziej wyrafinowana i chłodniejsza niż jej szefowa, oraz mniej uprzejma niż Chan, choć zdawała się być dobrą i obowiązkową pracownicą.
- Pan Malfoy musiał wyjść załatwić ważną sprawę. Kazał przekazać, że ma Pani wybrać dwa komplety i dopisać to do jego rachunku.
Właściwie to Hermiona nie do końca wiedziała do kogo zwraca się ta dziewczyna. Wydawało jej się, że teoretycznie do niej, w końcu to ona tu jest, no przynajmniej w pewnym sensie, klientem i ma prawo wyboru. Jednak w rzeczywistości długonoga, niedoszła modelka nawet na nią nie spojrzała, przekazując całą wiadomość swojej szefowej. Westchnęła cicho i uśmiechnęła się blado. Znowu poczuła się jak nic nie warta rzecz. Znowu się nie liczyła. Ale przecież przywykła. Prawda? Leniwie skierowała swoje kroki do przymierzalni. Malfoy'a nie było, a więc to był odpowiedni moment, żeby zakończyć tą całą szopkę i żenadę. Ubrać się z powrotem w swoje ulubione, rozciągnięte ubrania i wrócić do Hogwartu. Bez zakupów. Przed tym zamiarem powstrzymał ją jednak głos właścicielki sklepu.
- Wybierz kochanie dwie sukienki, które najbardziej się tobie podobają.
Westchnęła żałośnie, nawet nie starając się o wyrafinowane i poważne zachowanie. Eliza spojrzała na nią z wyższością. Widać było, że zdecydowanie nie podoba się jej fakt, że Draco przyszedł z taką dziewczyną. A raczej, że w ogóle przyszedł z dziewczyną. Panna Margaret oddaliła ją kiwnięciem ręki. Hermiona westchnęła jeszcze żałośniej niż wcześniej.
- Wolałabym nie. Malfoy już poszedł więc nie muszę się na nic decydować. Dziękuje za wszystko. Ja... ymm.. no ... Ja już pójdę.
Blond włosa kobieta zagrodziła dziewczynie drogę, mierząc ją spojrzeniem spod łba, choć jej delikatny uśmiech łagodził całą tą niezręczną  sytuację.
- Nic z tego. Draco nie dałby mi żyć, gdybym wypuściła cię bez sukienki.
- Ale.., ja naprawdę nie chce.
- Jeśli ty żadnych nie wybierzesz, to zrobię to za ciebie, a ostrzegam, to już może być szok dla dziewczyny, która na co dzień unika golizny.
Hermiona momentalnie zamarła, patrząc na kobietę z nutką niedowierzania i przerażenia.
- Czy ja dobrze rozumiem, że to jest szantaż?
- Owszem.
Rozbrajający ton i odpowiedź właścicielki załamała ją jeszcze bardziej. Uniosła błagalne spojrzenia na biały sufit, spuszczając ręce z rezygnacją.
- To się nie dzieje naprawdę.
- Dzieje. I właśnie dlatego idź wybrać taką sukienkę o jakiej zawsze marzyłaś.
Hermiona westchnęła cicho, spuszczając wzrok na białe kafelki. Polecenie kobiety było cięższe do zrealizowania niż mogłoby się wydawać.
- Ale ja nigdy o żadnej nie marzyłam....
Burknęła cicho, czując się jak kopciuszek zanim spotkał wróżkę. Po chwili jakby się ożywiła, unosząc wzrok na właścicielkę.
- Zresztą pani Eliza mówiła, że to pani ma je wybrać.
Margaret machnęła ręką jakby odganiała muchę. Hermiona miała dziwne wrażenie, że od dawna zna już tą kobietę. Albo po prostu właścicielka sklepu swoim prostym zachowaniem chciała sprawić takie wrażenie.
- Nie wygłupiaj się dziecko. Ty będziesz je nosiła, nie ja. Mogę Ci jedynie doradzić, ale podejrzewam, że dokonasz słusznego wyboru. Zresztą! Co ja ci mówiłam, a propo zwracania się do mnie po imieniu?
Uśmiechnęła się pokrzepiająco ponownie wpychając Gryfonkę do przymierzalni, radząc by jeszcze w razie wątpliwości poprzymierzała inne zestawienia. Długo jej to nie zajęło. Już wiedziała czego chce. Miała wziąć dwie kreację i tak też zrobiła. Czuła jakby były szyte tylko i wyłącznie dla niej. Leżały idealnie, czuła się w nich świetnie i atrakcyjnie. Czego kobieta może chcieć więcej od sukienki? Miała dwa komplety, jeden długi i szykowny drugi na przebranie już bardziej ubogi w materiał i wygodniejszy. Teraz czuła się już jak kopciuszek szykowany na bal. Tylko książę trochę się nie zgadzał. Niestety. Jednak zdecydowanie cała ta otoczka jej wystarczała, a temat księcia z bajki wolała przemilczeć i pominąć. Co prawda, nie czuła się zbyt komfortowo odbierając przy kasie, potwierdzenie i paragon kupna na nazwisko Malfoy. A gdy zobaczyła sumę do zapłaty za dwie sukienki i dwie pary szpilek nie wiedziała czy ma płakać czy się śmiać, oczywiście panicznie. Nie uśmiechało się jej noszenie czterech wielkich toreb po całej wiosce i takie otwarte wtargnięcie z nimi do Hogwartu. Nie mogła sobie pozwolić by zobaczyło ją pół populacji szkoły, szczególnie tych bliższych z takimi firmowymi bagażami. To by było zbyt dziwne i podejrzane i na pewno nie wiedziałaby jak się z tego wytłumaczyć. Bo co niby miała powiedzieć? „Malfoy mi kupił” ? Nie. Kategorycznie, prawda nie mogła wyjść na jaw. Na szczęście Chan szybko rozwiała jej obawy informując ją, że sukienki, jeszcze po dodatkowych i drobnych poprawkach, zostaną do niej wysłane i dostarczone pod samo dormitorium na dzień balu. To było miłe. A jeszcze milej zrobiło się jej gdy na pożegnanie Panna Margaret oznajmiła jej, że może ją odwiedzić kiedy tylko będzie miała ochotę na filiżankę kawy. Obie panie przypadły sobie do gustu i podczas tych dwóch godzin spędzonych na szukaniu odpowiedniej kreacji zdążyły się polubić, mimo widocznej różnicy wieku.

                                                                       *

Kasztanowłosa była wyjątkowo zmęczona tym całym zamieszaniem jakie odbywało się w koło jej osoby i choć nie miała już na nic siły, nie chciała jeszcze wracać do dormitorium. Jej powolne kroki skierowały ją do kawiarenki przy jednej z mniej zatłoczonych uliczek Hogsmeade. Siedząc przy stoliku dla dwóch osób i z wolna popijając mocną kawę rozmyślała nad dzisiejszym dniem. Nie rozumiała co takiego się stało i dlaczego Malfoy musiał ją zostawić na pastwę losu, ówcześnie zabierając ją w takie miejsce. Drugi temat jej rozmyślań, już bardziej zaawansowany, skupił się na różnicy między bogaczami, a ludźmi biednymi. Jej rodzina nie należała do ubogich ale również nie kąpali się w pieniądzach. Nigdy nie odczuła by w domu czegoś brakowało, a nawet jeśli tak to sama atmosfera i ciepło ogniska domowego w pełni rewanżowało jej wszelkie braki jakie mogły się pojawić. Myślała o wielu rzeczach związanych ze statusem. Co jakiś czas przez jej umysł przedzierała się postać Dracona i jego rodziny. Nie rozumiała jak bogacze mogą żyć z czystym sumieniem gdy na świecie tak wiele osób umiera z braku jakichkolwiek środków do życia, dachu nad głową, a nawet ubrań. Teraz gdy tak o tym myślała, głupio jej było i złapała ogromne wyrzuty sumienia, że nawet ona ma już kreację, za których cenę spokojnie mogłaby poprawić sytuacje jakieś biednej rodziny. I to nie jednej. Leniwe spojrzenie z parującej kawy przerzuciła na obraz za oknem. Pomieszane krople wody i śniegu powoli zaczęły wędrować po szybie, a ludzie znajdujący się na zewnątrz zaczęli uciekać i chować się przed styczniową śnieżycą. Dopiła kawę, zostawiła napiwek, zawiązując na szyi biały szal i poprawiając kołnierzyk swojego czerwonego płaszcza wyszła z kawiarni. Wolno spacerowała po rozdeptanym śniegu, wkładając zmarznięte ręce do kieszeni płaszcza. Zupełnie nie przejmowała się śnieżycą, która powoli psuła jej ogólny wygląd. Bo jakie to miało znaczenie? Z założenia Malfoy'a gorzej już być nie mogło i sama zaczynała w to wierzyć. Niespodziewanie ktoś do niej podbiegł osłaniając ją swoim parasolem. Automatycznie jej wzrok powędrował na jego właściciela.
- Miona! Chcesz być chora? Dziewczyno weź zadbaj trochę o swoje zdrowie.
- Cześć Rick.
Wyszeptała cicho, uśmiechając się delikatnie do ciemnowłosego chłopaka. Zupełnie ignorując wzmiankę o swoim zdrowiu.
- Jesteś sama? Wracasz do Hogwartu?
Gdy uzyskał potwierdzającą odpowiedź zobowiązał się do dotrzymania zarówno towarzystwa jak i parasola. Mimo niesprzyjającej pogody obojgu nie śpieszyło się jednak do celu. Hermiona w obecności kolegi szybko zapomniała, przynajmniej w danej chwili, o dręczących ją rozmyśleniach i dała się ponieść wesołej i żartobliwej rozmowie z kolegą z roku.
Rick był z domu Ravenclaw i również uczęszczał do ostatniej klasy. Poznali się rok temu podczas jednego z nielegalnych spotkań integracyjnych obu tych domów. Może i nawet oboje poczuli do siebie coś w rodzaju mięty. Jednak czas nie wpływał pozytywnie na rozkwit ich znajomości. Zawsze coś stało na przeszkodzie. Początkowo szyki owej dwójki co do siebie popsuł koniec roku i wakacje. Później wcale nie było lepiej. Niespodziewane pojawienie się Wiktora Kruma, na początku nowego roku, który w przeciągu jednej dobry zawrócił w głowie Hermiony do tego stopnia, że na długo nie mogła pogodzić się z jego śmiercią i ułożyć sobie życia towarzyskiego, zwłaszcza w relacjach damsko-męskich. Później była długa współpraca i cichy pakt z Malfoy'em i nauka – czas w którym nawet dla przyjaciół nie miała czasu, a co dopiero dla potencjalnych kandydatów na chłopaka. Mimo tego, zawsze gdy spotykali się na korytarzu próbowali zamienić ze sobą chociaż dwa zdania. Nie były to jednak wystarczające relacje by mogły przekształcić ich znajomość w bardziej zaawansowany etap. Ale lubiła go. A najbardziej jego poczucie humoru. Zawsze nie zależnie od okoliczności potrafił ją rozbawić i poprawić humor. Zarówno w wyglądzie jak i zachowaniu był przeciwieństwem Malfoy'a. Jego uroda wyjątkowo mocno zdradzała jego hiszpańskie pochodzenie. Ciemnowłosy, o czarnych oczach i opalonej skórze. Wysoki, choć o przeciętnie wyrzeźbionym ciele. Jednak poczuciem humoru i nigdy nie znikającym uśmiechem na ustach, aż za bardzo rekompensował brak 6 paku na brzuchu. Był wiecznym optymistom i potrafił zarazić tym innych. Naprawdę dobrze jej się z nim rozmawiało, mimo tak długiej przerwy. Właściwie było jej tak dobrze, w towarzystwie tego chłopaka, że aż nie mogła się pogodzić, że tak tragicznie straciła z nim kontakt i z całych sił chciała to naprawić i nadrobić cały ten zgubiony czas. Może nawet po cichu liczyła na jakiś rozwój. Co prawda nie do końca od razu chodziło jej o jakiś związek, ale byłaby bardzo szczęśliwa gdyby z jeszcze jakimś chłopakiem udało jej się zawrzeć taką bliską więź jak z Harrym i Ronem. Rick był odpowiednim kandydatem.
Rozmowa tak ich pochłonęła, że nawet się nie zorientowali, kiedy i jak udało im się wrócić do Hogwartu. Krukon odprowadził dziewczynę pod czwarte piętro, jednak również on czuł niedosyt spotkania.
- Może spotkamy się jutro po zajęciach? W bibliotece albo gdzieś tam, w jakimś schowku.
Kasztanowłosa zaśmiała się cicho i krótko, kiwając głową na znak, że chłopak jest niemożliwy.
- Chętnie. Ale jednak wolałabym bibliotekę.
- Dobra, do schowka pójdziemy innym razem.
Hermiona posłała mu kuksańca w bok. Wymienili między sobą krótkie choć uprzejme „do zobaczenia” i każde poszło w swoją stronę. Tak jak zawsze.

                                                                          *

W dormitorium nie było Malfoy'a. Właściwie to, nigdzie go nie było. Nie spotkała go ani w uliczkach Hogsmeade, ani na błoniach, ani na korytarzach Hogwartu, ani w żadnym pomieszczeniu należącym do ich dormitorium. Przepadł. Nie żeby jakoś bardzo za nim tęskniła i ją to martwiło, ale było po prostu pusto. Chwilę spokoju wykorzystała na wzięciu rozgrzewającej kąpieli. Przebrała się w wygodniejsze ubrania, czyli tradycyjnie w rozciągnięte dresy i z książką w ręku położyła się na sofie przed kominkiem, w których ówcześnie zrobiła ogień. Nim doczekała się powrotu współlokatora zdążyła zasnąć, wykończona tym dniem.
Blondyn z nad wyraz poważnym wyrazem twarzy wrócił do dormitorium. Dwie godzinny temu niespodziewanie został wezwany na spotkanie Śmierciożerców. Voldemort gromadził szeregi. Większość jego sług dostało zadania albo pozbycia się jakiś mniejszych bądź większych czarodziei lub mugoli. Druga grupa zaś, miała przyciągać innych na mroczną stronę, w razie nie powodzenia zrobić to co pierwsza. Draco tym razem nie dostał żadnego rozkazu, jednak gdy Voldemort oznajmił mu, że dla niego szykuje coś specjalnego, jego dobry humor i spokój zniknął równie szybko jak się pojawił. Nie lubił niespodzianek. Wrócił do Hogwartu,  zastanawiając się czy powinien powiedzieć Dumbledore'owi o tym wszystkim. A szczególnie o tym, że Voldemort jest coraz silniejszy i za kilka miesięcy, a może nawet i dużo szybciej nastąpi coś co na zawsze zadecyduje o losie całego świata. Ale przecież, nie jest po dobrej stronie. Prawda? Udowodnił to nawet nie tak dawno, zabijając w trakcie przerwy świątecznej kilku ważniejszych i mniej ważnych członków dobrej strony. Chciał tylko oszczędzić rodziców Hermiony i tak też zrobił. Taka była umowa. Dumbledore nie zobowiązał go do niczego więcej. Ale jednak.... został szpiegiem. Ten tytuł mówił sam za siebie. Może dyrektor tylko na początku twierdził, że nic oprócz uratowania tej mugolskiej dwójki nie chce. Może czeka, aż chłopak sam do niego i na bieżąco będzie przychodził i opowiadał mu o wszystkim co się dzieje u przeciwników. A może profesor już o tym wie? Bo skoro dowiedział się o nim, to najprawdopodobniej ktoś jeszcze musi być szpiegiem w szeregach Mrocznego Pana. Ale... kto?
Jego egzystencjalne rozważania musiały jednak poczekać, z chwilą gdy zobaczył śpiącą na sofie kasztanowłosą Gryfonkę. Cicho do niej podszedł. Hermiona spała na boku, przykryta do ramion kolorowym kocem. W ręku trzymała książkę, która wyglądała jakby miała za chwilę wypaść z jej coraz to słabszego uścisku. Nie zastanawiając się długo delikatnie odebrał z dłoni dziewczyny literaturę. Chwile kucał nad Hermioną, uważnie przyglądając się jej spokojnej i śpiącej twarzy. Dopiero po dłuższej chwili wstał odrywając od niej wzrok i odkładając książkę na stoliku. Kilka sekund później oparł się o półkę nad kominek, zatapiając się w swoich myślach.
- Malfoy?
Właścicielka głosu leniwie uniosła się na łokciu i zaspanymi na wpół otwartymi oczami patrzyła przed siebie, gdzie zdawało jej się, że widzi zarys postaci.
- Nie, Święty Mikołaj.
- Ale święta już były.....
Szepnęła, jednocześnie ziewając i wierzchem dłoni ocierając powieki, nim zorientowała się, że Mikołaj przecież nie istnieje, a głos należy do jej współlokatora. Draco tylko pokiwał z zażenowania głową siadając na fotelu, bokiem do dziewczyny. Bacznie przyglądał się płomieniom, jakby to one miały ukoić poszarpane nerwy i wskazać właściwą drogę co ma dalej robić ze swoim zbyt bujnym życiem. Hermiona usiadła cicho, opierając brodę o kolana. Myślała, że arystokrata rzuci jakąś kąśliwą uwagą co do dzisiejszego dnia i do tego jak ją wrobił, albo przynajmniej zapyta o to co wybrała albo chociaż o paragon, cenę i o fakt, czy przypadkiem przez nią nie zbankrutował. Ten jednak milczał. Zrobiło jej się dziwnie pusto, choć przecież już nie była sama w pomieszczeniu. Ślizgon znowu zrobił się nieobecny i niedostępny. Znowu się od siebie oddalili, jeśli w ogóle tak można było określić ich relacje. Lekko uniosła miodowe oczy by na niego spojrzeć. Siedział niewzruszony, nieprzerwanie wpatrując się w ogień. Był taki daleki i nieosiągalny. Była niemal pewna, że to przez te sprawę dla której zostawił ją samą w galerii, że to ona tak wpłynęła na jego zachowanie. Bo przecież rano miał zdecydowanie lepszy humor, o ile tak można określić fakt, że nie nawiązywał do wcześniejszej kłótni tylko zaczął się z nią droczyć, a później zabrał na zakupy. Wiedziała, znała go już na tyle dobrze, że zdawała sobie sprawę, że już dzisiaj nie uzyska dobrego kontaktu z chłopakiem. Co więcej, była niemal pewna, że najbliższe dni również będą ciężkie pod tym względem. Nie myliła się. Ten dzień był dla niej jeszcze gorszy niż poprzedni.

                                                                         ***

Nawet nie wiedziała kiedy minęły jej te wszystkie dni, dzielące ją do balu. Nie dość, że przygotowania do imprezy stały w miejscu, to jeszcze ona sama była w proszku. Nie licząc o ironio sukienki i butów, które jeszcze do niej nie przyszły, nie miała nic. Ani dodatków, ani nawet koncepcji na makijaż czy chociażby uczesanie. Nawet pieprzonego lakieru do paznokci pod kolor kreacji. Nie miała nic i była kompletnie nie przygotowana. Właściwie, to nawet nie miała czasu o tym myśleć, zbyt zajęta rozpaczliwymi próbami zapięcia wystroju sali na ostatni guzik. Był już wieczór, a następnego dnia miał się odbyć ten wyczekiwany przez uczniów ostatnich roczników bal. A ona, zamiast leżeć w kąpielach błotnych i próbować zrobić coś ze swoim wyglądem, stała na środku Wielkiej Sali nieumalowana, w dresie, z byle jak związanymi włosami i machała rękami na wszystkie strony świata, drąc się przy tym na cały Hogwart i starając się przekazać swoim pomocnikom wizję wystroju sali, jaki sobie dawno temu założyła. Co prawda, nie szło jej to tak dobrze, jak myślała. A jej pomagierzy również nie wykazywali ani chęci ani entuzjazmu z powierzonej im pracy. Cierpiała okrutnie i ledwo się powstrzymywała by nie usiąść na środku sali i nie zacząć ryczeć z tego nieszczęścia jakie ją spotkało. Jedyne co jeszcze powstrzymywało ja przed tym drastycznym działaniem to obecność przywódcy Slytherinu, który nieoczekiwanie kilka godzin temu po raz pierwszy od dłuższego czasu się do niej odezwał, nawiązując zresztą do organizowania balu i w chwili obecnej był tu razem z nią próbując ogarnąć całą tą szopkę, która miała miejsce w głównym pomieszczeniu Hogwartu. Co prawda, Draco zdecydowanie mniej przejęcie podchodził do tego przedsięwzięcia, jednak mimo to i tak była w szoku, że nie zostawił jej z tym wszystkim samej.
- RON! HARRY! To miało być tam, a to tam! Nie odwrotnie!!!!!!!
Krzyczała mocno przy tym gestykulując i wskazując na poszczególne elementy wystroju, a potem na miejsca, w których powinny stać, według jej koncepcji. Dwójka chłopaków burknęła coś do siebie pod nosem, tak by nie usłyszała tego dziewczyna i z niezadowoleniem zaczęli ściągać to co i tak, z dużym trudem zamontowali. Hermiona chwilę uważnie ich obserwowała, gotowa w każdej chwili poprawić ich w razie kolejnej pomyłki. Gdy upewniła się, że przyjaciele jednak już wiedzą o co jej chodzi, a jej zabójcze spojrzenie tylko ich stresuje, postanowiła dać im spokój. Jej miodowe oczy zatrzymały się na czarnoskórym chłopaku, który leniwie opierał się o jeden z byle jak postawionych stolików, które jakiś czas temu przyniósł i niestety nie bardzo kwapił się by coś w tym całym ustawieniu poprawić. Hermiona zmierzyła go surowym spojrzeniem.
- Zabini, przynieś ten karton z balonami!
Chłopak zaśmiał się w głos, mocniej krzyżując ręce na torsie. Naprawdę rozbawił go fakt, że Hermiona coś mu rozkazała.
- Taaa... I co jeszcze?!
Mruknął rozbawiony, jednak dziewczyna swoim poważnym głosem prędko zgasiła jego dobry humor.
- Masz je nadmuchać.
- Wybacz paniusiu ale nie słucham rozkazów od jakieś szl....
Nie dane mu jednak dokończyć swojego bulwersu. Gryfonka prędko go uciszyła.
- Jeszcze słowo, a odejmę punkty twojemu domowi, więc mnie nie wkurzaj.
Niezadowolony podszedł do swojego przyjaciela, który właśnie przyniósł wielkie, w dodatku zamknięte pudło, najpewniej z jakimiś dekoracjami.
- Ja pierdole... Draco ona jest straszna.
Przywódca Slytherinu rozbawiony spojrzał na swojego załamanego kumpla, jednocześnie stawiając karton z hukiem na podłogę. Hermiona zmierzyła go surowym spojrzeniem jednak nic nie powiedziała. Blaise w ciągu dalszym, zarówno w głosie jak i w wyglądzie, nie krył swojego oburzenia, niezadowolenia i przerażenia w jednym. Przy okazji miał pretensje do Dracona, że siłą wciągnął go w tak brudną i niewdzięczną robotę, jakim była pomoc w strojeniu sali. Gryfonce w tym czasie, wyraźnie zaczęły puszczać nerwy.
- Zabini ruszaj dupę!
Czarnoskóry chłopak przegryzł wargi, zacisnął pięści i już chciał odkrzyczeć dziewczynie co o niej i o tym wszystkim myśli, gdy niespodziewanie powstrzymał go przed tym właśnie drugi Ślizgon.
- Idź po ten karton.
Spokojny ton Malfoy'a wprawił go w jeszcze większe zdezorientowanie. Spojrzał na niego z niedowierzanie i oburzeniem.
- Co?! Ty trzymasz jej stronę?!
Arystokrata leniwie wzruszył ramionami.
- Też byś trzymał gdybyś miał jutro z nią spędzić całą noc.
- CO?!
Malfoy zmierzył swojego zdezorientowanego kumpla zimnym spojrzeniem. Cudem powstrzymując się by nie trzepnąć go w tył głowy.
- Nie w tym sensie kretynie.
- Ale powiedziałeś...
Draco załamany, a jednocześnie wkurzony zasłonił sobie twarz dłonią, z całych sił powstrzymując się przed zabiciem kumpla. Spojrzał na niego rozjuszony jego absurdalnymi domysłami.
- O bal mi chodziło idioto. Skoro już muszę iść z nią na tą szopkę, to chciałbym to przeżyć. Narażanie się jej teraz może się okazać tragiczne w skutkach jutro.
To wyjaśnienie, jednak drugiemu Ślizgonowi wcale się nie podobało.
- Stary no co ty.... ty mi nie mów, że się nią przejmujesz? Ty się jej boisz, czy jak?!
Draco zmierzył go zabójczym spojrzeniem
- Idź po ten karton, bo zaraz osobiście postaram się żeby wywalili cię z Hogwartu.
- No okey, okey. Co się wściekasz? Zapomniałeś, że złość piękności szkodzi?
- Wiesz Blaise, mój przyjacielu kiedy cię lubię najbardziej?
Spokojny ton blondyna wyjątkowo zaciekawił Zabiniego. Uśmiechnął się do kolegi szeroko, czekając na komplement.
- Nie. Kiedy?
- Kiedy cię nie ma.
Surowy ton Dracona sprawił, że uśmiech momentalnie zniknął z twarzy ciemnowłosego chłopaka.
- To nie było zabawne.
Burknął oburzony, zupełnie jak niezadowolona kobieta, gdy nie wciśnie się w swoje ulubione jeansy. Draco zacisnął zęby czując, że już nic nie jet w stanie ostudzić jego wkurzenia.
- Nie miało być. Wypierdalaj po te balony bo zaraz mnie szlag trafi!
W czasie, w którym Draco ledwo powstrzymywał swoje wkurzenie i chęć mordu, Blais'a naprawdę rozbawiło zachowanie i słowa przyjaciela.
- Uhuhu... Chyba raczej już cię trafił... Swoją drogą, coraz bardziej martwią mnie te twoje humory.
Malfoy spojrzał na niego gniewnie.
- A wiesz co mnie martwi?
- Że od noszenia portfela dostaniesz przepukliny?
Draco głośno wypuścił powietrze, z chęcią mordu patrząc na swojego towarzysza, jednocześnie wyciągając zza spodni różdżkę.
- Doigrałeś się.
Zabini prędko podniósł ręce w geście skruchy i jednocześnie machając nimi zupełnie jakby miał w ten sposób uspokoić blondyna. To jednak nie pomogło.
- Nie no stary przepraszam... Już idę. Już!
Młodszy Ślizgon puścił się do galopu, a Harry z Ronem odprowadzili go wzrokiem. Hermiona widząc, że mimo wszystko blondyn nadal celuje w uciekającego Ślizgona, postanowiła to przerwać, na chwilę odrywając się od ustawiania stolików.
- Malfoy do cholery! Nie zabijaj go. On się może jeszcze przydać.
- On zaczął.
Mruknął pod nosem, chowając różdżkę z powrotem zza spodnie. Dwójka Gryfonów spojrzała na siebie kiwając z uznaniem głową. Naprawdę byli pewni, że Draco trzaśnie w Zabiniego jakimś zaklęciem. I na pewno nie spodziewali się, że powstrzyma go przed tym właśnie Hermiona. Widząc rozleniwionych, plotkujących przyjaciół momentalnie krzyknęła w ich stronę by wracali do roboty, bo nigdy ich stąd nie wypuści. Ułamek sekundy później spojrzała na Dracona, który zdążył się wygodnie rozsiąść na jednym z foteli.
- Malfoy ty też się rusz i pomóż. Nie powinieneś tak bezczynnie siedzieć.
Draco potraktował dziewczynę swoim charakterystycznym wyrazem twarzy.
- Nie powinienem? I właśnie dlatego Granger mam opinie buntownika.
Teatralnie wywróciła oczami, odwracając się tyłem do blondyna i wracając do przerwanej pracy.
- Zejdź już na ziemie. Skoro skończyłeś tamto, to zajmij się teraz podestem dla naszego wodzireja.
Spojrzał na dziewczynę z ironicznym uśmiechem wstając z fotela i zatrzymując się obok niej.
- Lubisz wydawać mi rozkazy co?
Hermiona podniosła pewne spojrzenie na chłopaka, zadzierając głowę i uśmiechając się do niego ni to ironicznie ni zadziornie.
- Bo dobrze je wykonujesz.
Co prawda chłopak, nie był zadowolony z jej odpowiedzi, jednak jego głos zabrzmiał milej niż planował.
- Nie przeciągaj struny Granger.
Hermiona machnęła ręką jakby odganiała muchę, po czym wróciła do swojej pracy odchodząc od chłopaka.
- Dobra Malfoy, nie mam ochoty się z tobą kłócić.
Odkrzyknęła jeszcze na odchodnym, na co chłopak tylko z podziwem kiwnął głową.
- O, to dopiero nowość.
Mruknął pod nosem, kierując się w stronę miejsca, gdzie miał stanąć podest przeznaczony dla chłopaka od muzyki.
Czas mijał nieubłaganie, a Wielka Sala małymi kroczkami zmieniała się nie do poznania. Dyrektor tak jak dwa tygodnie temu im obiecał tak dotrzymał słowa. Cały ciężar organizowania spoczywał tylko i wyłącznie na nich. Żaden nauczyciel nie przyłożył do projektu ręki, w tym sam dyrektor. Co więcej, nawet się nie pokazywali, a o zwykłym zapytaniu „Jak wam idzie, może wam pomóc?” organizatorzy również mogli pomarzyć. Z jednej strony przynajmniej mieli wolną rękę i sami o wszystkim decydowali, z drugiej jednak było to zadanie wykańczające i czasochłonne, którego mili już serdecznie dość.
Harry, Ron i Blaise niestety również byli zmuszeni uczyć się współpracy i na chwilę obecną, montowali, dźwigali składali i poprawiali, zarówno miejsca do siedzenia, jak również tak zwany drink bar. Który według koncepcji organizatorów miał się składać się z długiego blatu, stojących przy nich obrotowych krzeseł i potężnego regału za blatem, gdzie właśnie tam miały stać napoje procentowe. Nalewane przez wynajętego do tego barmana, który miał przy okazji dbać by nikt nie przeholował. Nikt nie wierzył, że naprawdę Hermionie udało się namówić Dyrektora na imprezę alkoholową, a wśród uczniów panowało przekonanie, że Malfoy po prostu go przekupił. Nie mniej jednak przygotowywanie tego miejsca, akurat chłopakom wyjątkowo się podobało i nawet szybko pogodzili się z faktem, że muszą robić to razem. Kilkanaście metrów dalej znajdowali się główni zainteresowani. Draco akurat miał przerwę. Siedział w fotelu z wyciągniętymi na stoliku nogami i rozbawiony obserwował jak Hermiona wyginała się na wielkiej drabinie, starając się odpowiednio ozdobić wejście do Sali.
- Nadajesz się do tego Granger idealnie. Aż ciężko mi na ciebie nie patrzeć.
Krzyknął w jej stronę rozbawiony, na co dziewczyna tylko wkurzona fuknęła kolokwialnie by „się walił.” Minęło kilka minut gdy w końcu wstał ze swojego dotychczasowego siedzenia i podszedł do swojej współlokatorki. Stanął z boku, nogę podpierając na pierwszym stopniu drabiny, przy okazji opierając się szarmancko ręką o jej poręcz. Uniósł wzrok na stojącą nad nim dziewczynę. Przez chwilę przeszła mu myśl, że było by lepiej gdyby Hermiona miała na sobie spódniczkę, jednak wstrzymał się z wypowiadaniem tego komentarza głośno.
- Wiesz co Granger... Nie chce psuć twojej radosnej wizji, ale byłoby szybciej i łatwiej gdybyś używała czarów.
Drobna sugestia jednak nie za bardzo spodobała się zbyt zmęczonej i zdenerwowanej dziewczynie, która miała już serdecznie dość faktu, że nie może sobie poradzić z zamontowaniem dekoracji. Zbyt bliska obecność Ślizgona jeszcze bardziej psuła jej humor.
- Ciągłe wspomaganie się magią jest dla takich leni jak ty, którzy boją się spocić. Pieprzeni arystokraci...
Dodała już ciszej, choć chłopak doskonale ją usłyszał. Uśmiechnął się pod nosem i na chwilę spuścił wzrok na podłogę. Miał lekko uchylone usta, co jeszcze bardziej podkreślało jego mimikę mówiącą „dowaliła mi.”Chociaż nie był z tego powodu wkurzony, a raczej rozbawiony i w jakim minimalnym stopniu pod wrażeniem, że coś takiego powiedziała. Spojrzał na nią z ironicznym uśmiechem.
- Spocona dziewczyna Granger, nie należy do niczego przyjemnego.
- Tak sobie tłumaczysz swoją niemoc seksualną?
Momentalnie uchylił usta, kiwając głową na boki i śmiejąc się pod nosem.
- Uhuhu.. nieźle... chyba faktycznie zrobiłem błąd dając ci te książkę.
- Nie pierwszy nie ostatni błąd twojego życia Malfoy.
Warknęła przez zaciśnięte zęby, spoglądając w dół i obdarowując chłopaka gniewnym spojrzeniem. Był to jednak jej błąd. Niespodziewanie straciła równowagę, chwiejąc się na drabinie do tego stopnia, że ułamek sekundy później wylądowała na rękach czujnego Dracona. Kilka razy zamrugała powiekami, próbując wyjść z szoku i powrócić do rzeczywistości. Spojrzała na chłopaka, uśmiechając się zadziornie i mocniej splątując swoje dłonie na jego karku.
- O widzę Malfoy, że tobie książka również bardzo pomogła.
Szepnęła słodko, dwuznacznie patrząc na chłopaka. Ten jednak jej entuzjazmu nie podzielał. Spojrzał na nią chłodno. Na chwilę przymknął powieki, wzdychając przy tym ciężko.
- Niestety Granger, z ciężkim sercem, ale przyznaje. Masz rację.
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. W najśmielszych snach nie przypuszczała, że dożyje dnia, w którym przywódca Slytherinu w czymkolwiek przyzna jej rację.
- Serio?
Spytała zdezorientowana, nie do końca wiedząc, w którym momencie tak naprawdę ją miała. Chłopak spojrzał na nią bez żadnych emocji na twarzy.
- Tak. To, że cię złapałem było moim największym błędem.
Odparł twardo i ułamek sekundy później bez ostrzeżenia wypuścił ją z rąk, w efekcie czego Hermiona rozbiła się o kafelki Wielkiej Sali z głośnym hukiem.
- Ale ja cie nienawidzę!
Krzyknęła w stronę odchodzącego chłopaka, niezdarnie próbując pozbierać się z zimnej podłogi. Sprowokowany chłopak zatrzymał się odwracając do dziewczyny z zabójczym spojrzeniem.
- Całe szczęście. Wpadłbym w depresje gdyby było inaczej.
- Raczej umarłbyś ze szczęścia.
Harry, Ron i Blaise przyglądali im się od dłuższego czasu, nie do końca pewni do czego obecne przedstawienie zmierza i jaki będzie jego finał.
- Co oni robią?
Spytał w końcu Harry, nie mogąc zrozumieć zachowania obojga. Zabini wzruszył leniwie ramionami, wracając do skręcania mebli.
- Standardowo, kłócą się.
- A, to dobrze.
Odparł z ulgą, przytrzymując Ślizgonowi deskę. Rudowłosy chłopak jakby się ożywił.
- Ej. Wy sobie to wyobrażacie?
Wybraniec spojrzał na niego pytająco.
- No ich. Jutro. Na tym balu... razem...
Blaise odruchowo machnął ręką jakby odganiał muchę.
- Zabiją się.
- Zakład o 5 galeonów że się jutro pokłócą.
Ciemnowłosy Ślizgon spojrzał na rudego chłopaka, podłapując temat rozmowy.
- Stary to jest pewne. Daje 10 na to, że jutro któreś z nich albo nawet i oboje, wylądują w skrzydle szpitalnym.
Harry przysłuchiwał się im przez chwilę, po czym wzruszył ramionami i wrócił do pracy.
- Daje 15 i mówię wam, że jutro nawet na siebie nie spojrzą.
Ślizgon i Gryfon spojrzeli na wybrańca z nieukrywanym zdziwieniem
- No ale przecież są tą .. jak to było... reprezentacyjną parą, nie? Dyrektor im kazał iść razem.
- No i co z tego? Daj spokój Ron. Serio wierzysz, że spędzą cała imprezę razem? Malfoy schleje się w trupa albo będzie szukał dziewic, a Hermiona będzie bawiła się z  koleżankami.
Blaise pokiwał przytakująco głową, tym samym informując, że scenariusz Harrego, co do Dracona może być słuszny. Mimo wszystko, był pewny również swojej wizji.
- Dobra. Przyjmuje zakład.
Dwójka chłopaków wymieniła między sobą uścisk dłoni, mierząc się przy tym poważnym spojrzeniem. Tę podniosłą chwilę przerwało nagłe pojawienie się podirytowanej Hermiony. Zdawało się, że jest aż na tyle wkurzona, że w okół jej osoby pojawiły się płomienie, a z uszu wylatywała para. Stała w lekkim rozkroku, opierając ręce o biodra i mierząc ich zabójczym spojrzeniem. Ledwo się powstrzymywała by nie zrobić chłopakom krzywdy. Całe szczęście, że nie usłyszała o czym wcześniej mówili, bo wtedy na pewno mogliby się pożegnać ze swoim życiem.
- Koniec tych romansów! Do roboty! Bo nigdy stąd nie wyjdziecie!
Draco stał kawałek za nią i tylko wzruszył ramionami na widok zbolałych, szukających ratunku i wsparcie chłopaków. Blaise miał rację. Granger naprawdę była straszna. Chłopacy prędko rozeszli się w swoje strony zajęci pracą wyznaczoną przez dziewczynę. Niespodziewanie Hermiona odwróciła się w stronę Ślizgona, nerwowo miętoląc skrawek swojej bluzki i patrząc na szare kafelki. Nawet jego zdziwiła jej nagła, w dodatku skruszona postawa.
- Malfoy... Zrobisz to wejście?
Spytała w końcu cicho, lekko podnosząc wzrok z podłogi i kiwając głową w stronę drzwi, z którym od dłuższego czasu walczyła i nie mogła sobie poradzić. Chłopak momentalnie się uśmiechnął.
- Wystarczyłoby spytać od razu Granger.
Hermiona uniosła niewinne spojrzenie na Ślizgona, który zdawała się puścić w niepamięć ostatnią kłótnie.
- No, ale... zrobisz?
Uśmiechnął się do niej w swój ulubiony sposób.
- No nie wiem, nie lubię się pocić.
- Emm..może faktycznie czarami było by szybciej....
Draco uśmiechnął się ironicznie, wyciągając z tyłu spodni różdżkę i obracając ją w palcach. Hermiona momentalnie się wyprostowała, patrząc na Ślizgona z cichym błaganiem by nie rozwalił wszystkiego.
- Tylko bądź ostrożny Malfoy.
Nachylił się nad nią z zadziornym uśmiechem.
- Wątpisz w moje zdolności Granger?
- Właściwie, to wręcz przeciwnie.
Chłopak tylko szczerze się uśmiechnął, patrząc na nią dwuznacznie.
- To już na pewno był komplement.
- Nie schlebiaj już tak sobie.
Mruknęła patrząc na chłopaka wyzywająco. Nie pozostawał jej dłużny. Nawet nie zorientowali się, że znowu stoją zbyt blisko siebie niż powinni.
- Kiedyś lepiej szło ci zaprzeczanie.
- Niestety możliwe, że ostatnio trochę wyszłam z wprawy.
Szepnęła cicho, uśmiechając się do chłopaka dwuznacznie. Jej miodowe oczy zahipnotyzowały go do tego stopnia, że aż zapomniał jej odpowiedzieć. Zapanowała między nimi dziwna cisza. Niespodziewanie Hermiona spuściła wzrok na podłogę i odeszła od chłopaka na bezpieczną odległość, jednocześnie wyciągając ze stojącego na podłodze kartonu kolejny element wystroju.
- Nie martw się Malfoy, gdy tylko bal się skończy wszystko wróci do normy.
Odparła w końcu, powracając do normalnego tonu i odwracając się w stronę blondyna, który już zdążył do niej podejść. Chłopak kiwną przytakująco głową.
- Na to właśnie liczę.
- I obyśmy  oboje się nie przeliczyli.
Szepnęła załamana, wzdychając przy tym ciężko. Draco spojrzał na dziewczynę spod łba, nie do końca pewny co tak właściwie chciała przez to powiedzieć, nie mniej jednak wcale mu się to nie spodobało. Hermiona momentalnie wyczuła na sobie niezadowolony wzrok Ślizgona. Podniosła ręce machając nimi w obronnym geście.
- Nie patrz tak na mnie Malfoy. To nie moja wina, że dyrektor próbuje nas pogodzić za wszelka cenne.
- Zapomnij, po balu wszystko wraca do normy.
- Nasz norma ostatnimi czasy nie jest zbyt normalna.
- Popracujemy nad tym.
Ich rozmowa została jednak niespodziewanie przerwana i to przez wchodzącego do Sali Dyrektora Hogwartu. Spojrzeli na niego zaskoczeni, na co on tylko uśmiechnął się przyjaźnie.
- Witajcie moi drodzy. Widzę, że nie jest tak źle z waszą nauką współpracy.
Draco prychnął pod nosem.
- Jest świetnie. Granger mnie wszędzie ciągnie, a ja jestem ciągnięty.
Dyrektor szkoły puścił jego uwagę i ironiczny ton mimo uszu. Wzrokiem omiótł główne pomieszczenie Hogwartu, które w chwili obecnej jeszcze żadnego kasyna nie przypominało.
- Jak przygotowania? Potrzebujecie czegoś?
- Cudu.
Mruknął pod nosem, za co został trącony łokciem w bok.
- Przestań Malfoy być takim pesymistą.
Warknęła w jego stronę, na co chłopak zmierzył ją spojrzeniem.
- To się nazywa realizm Granger.
- Raczej pesymistyczny realizm.
- Realizm jest sam w sobie pesymistyczny.
Chwile mierzyli się spojrzeniem, dopóki nie usłyszeli subtelnego kaszlu profesora Albus'a.
- Później się o to pokłócimy.
Warknęła w jego stronę, na co chłopak uśmiechnął się pod nosem.
- Nie mogę się doczekać.
Hermiona zignorowała jednak jego komentarz. Momentalnie spojrzała na dyrektora przybierając na twarz słodki uśmiech i przyjazny ton. Draco aż się skrzywił, na ten nagły, przesłodzony wygląd dziewczyny.
- Dziękujemy profesorze, damy sobie radę
Dyrektor spojrzał na nią z powątpiewaniem. Następnie na niezadowolonego, naburmuszonego blondyna.
- Tak. widzę.
Burknął pod nosem, jednak prędko postanowił się poprawić, odkaszlując znacząco.
- Bardzo mnie to cieszy. W takim razie moja obecność jest tu zbędna. Bądźcie ostrożni. Tak jak ustalaliśmy jutro starsze klasy wybiera się na jednodniową wyprawę. A pierwsze trzy roczniki zostają na terenie szkoły, jednak mają zakaz poruszania się po jego terenie w godzinach balu i do godziny 12, następnego dnia. Wielką Salę zamykamy od razu jak skończycie przygotowania i otwieramy dopiero jutro o 20. Na ten czas, posiłki będą odbywały się w jadalni, ale wydaje mi się że już to wszystko uzgadnialiśmy, prawda?
Dwójka wrogów w odpowiedzi kiwnęła potwierdzająco głową.
- Dobrze, dobrze. Wydaje mi się, że jeszcze o coś chciałem się was spytać. No nic... To już ten wiek, kiedy pamięć człowieka zawodzi. Do jutra moi drodzy. A! Jeszcze jedno. Wstrzymajcie się z kłótniami do końcu balu.
Draco spojrzał na Hermione nieznacznie rozbawiony, dyskretnie się nad nią nachylając.
- WOW Granger, mamy oficjalne pozwolenie na kłótnie za 30 godzin.
Na jego nieszczęście profesor go usłyszał. Spojrzał na chłopaka niezadowolony, prędko prostując swój przekaz.
- Nie do końca o to mi chodziło. Do zakończenia zabawy macie KATEGORYCZNY ZAKAZ kłócenia się, a po balu też macie się nie kłócić.
Dodał twardo, po czym już sympatyczniejszym tonem życzył im miłej pracy i najzwyczajniej w świecie odszedł zostawiając ich samych na pastwę losu.
- Cholera, a już było tak pięknie.
Szepnął pod nosem, gdy już Dyrektor opuścił wielką salę. Hermiona spojrzała na niego z sympatycznym uśmiechem.
- Dla kłótni z tobą Malfoy, jestem w stanie złamać wszystkie zakazy.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony i rozbawiony jednocześnie. Po chwili uśmiechnął się do dziewczyny wzruszony, przykładając dłoń na wysokości klatki piersiowej.
- To było najromantyczniejsze wyznanie jakie usłyszałem w całym moim życiu Granger.
Hermiona spojrzała na teatrzyk Ślizgona, stwierdzając, że również nie pozostanie mu w tym przedstawieniu dłużna.
- Bardzo mnie to cieszy Malfoy. Pamiętaj, że gdy przyjdziesz mi się oświadczyć to wolałabym żebyś zamiast kwiatów przyniósł whisky.
- Dla ciebie wszystko.
Mruknął rozanielony, na co dziewczyn spojrzała na niego z błyskiem w oku i ostrzegawczo wyciągnęła w jego stronę palec.
- Ale żadnego ślubu przed seksem.
Draco zaśmiał się szczerze, kiwając potwierdzająco głową.
- Nie no Granger, dla mnie bomba.
- Cholera, pomyliłam się. Miało być odwrotnie.
Nim przywódca Slytherinu jej odpowiedział, Wielką Salę wypełnił głośny huk. Zdezorientowani spojrzeli za siebie. Na podłodze leżał nieprzytomny, rudowłosy chłopak. Draco podniósł prawą brew do góry.
- A temu co się stało?
Mruknął do siebie, na co Hermiona z przerażeniem momentalnie podbiegła do przyjaciela. Spojrzała na kucającego przy nim Harrego.
- Ron? Co z nim?!
- Ty mi powiedz. Usłyszał waszą rozmowę, jedyne co dał rade powiedzieć to, uwaga cytuje „o ja pierdole” po czym zemdlał.
Hermiona zakłopotana podrapała się po głowie. Draco znacząco odkaszlnął czując, że zaczyna dusić się własną śliną. Niespodziewanie Ron zerwał się z paneli, siadając na podłodze, z szeroko otwartymi oczami i obserwując stojących nad nim, zaskoczonych uczniów.
- Ale miałem straszny koszmar. Śniło mi się, że Hermiona i Malfoy planowali ślub.
Wszystkie pary oczu momentalnie zatrzymały się na owej dwójce.
- Bo to był sen... prawda?
Hermiona momentalnie z przerażeniem spojrzała na Ślizgona, nachylając się nad nim dyskretnie.
- Malfoy... naprawdę musimy popracować nad naszą normą.
- Koniecznie.
Przytaknął poprawiając ściągacz koszulki, który nagle za bardzo zaczął ściskać jego szyje.
- Nie odzywamy się do siebie, zgoda?
- Zgoda.
- Zadowolony?
- Nie, a ty?
- Też nie.
- Sto?
- Stoi.
Przez chwile oboje mierzyli się zabójczym wzorkiem. Ich błyskawiczne pogorszenie relacji było naprawdę imponujące. Hermiona zjechała chłopaka z góry na dół z pogardą. Nie pozostawał jej dłużny.
- Nienawidzę cię Malfoy.
- Ja ciebie też Granger. Najbardziej na świecie.
- Świetnie.
- Świetnie.
Jeszcze chwile mierzyli się zimnymi spojrzeniami, po czym majestatycznie, a zarazem jednocześnie oboje odwrócili się od siebie i każde z nich ruszyło w swoją stronę. Trójka chłopaków odprowadziła ich wzrokiem z nieukrywanym niezrozumieniem. Pierwszy z szoku wyszedł Zabini odwracając się do Harrego i Rona z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
- Czy tylko mi się wydaje, że im odbija?
- To pewnie przemęczenie.
Mrukną wybraniec, sam nie do końca wierząc w swoje słowa. Ślizgonowi jednak, w jakimś stopniu pomogły pozbierać się z szoku.
- Oby, bo mimo wszystko mam wrażliwą psychikę.
Rudy spojrzał na ciemnoskórego z aprobatą.
- Mi to mówisz? Dopiero co zemdlałem.
- Dobra, wracajmy do pracy, bo jak przyjdzie Hermiona to już nie będzie tak miło.
Okrutna prawda wypowiedziana przez ciemnowłosego Gryfona sprowadziła ich na ziemie. Trójka mężczyzn spojrzała na siebie porozumiewawczo, po chwili bez słowa wracając do przydzielonych im obowiązków.

                                                                              ***

Dwójka prefektów naczelnych stała w wejściu do Wielkiej Sali. Kilka godzin minęło od czasu, w którym zabrali się za przemeblowanie i zmianę wystroju głównego pomieszczenia Hogwartu. Na chwilę obecną,  w niczym już nie przypominało tego miejsca, którym jeszcze rano było. Aż ciężko było uwierzyć, że w jeden wieczór centralnie miejsce Szkoły Magii zmieniło się w imponujące, potężne kasyno, którego nie powstydziłoby się nawet Las Vegas.
Draco skrzyżował ręce na torsie odwracając głowę do stojącej obok niego dziewczyny. Jego twarz przyozdobił ironiczny uśmiech.
- To co powiesz Granger na rundkę pokera?
Hermiona momentalnie uniosła prawą brew do góry patrząc, na chłopaka z po wątpieniem.
- Rozbieranego?
Prychnął pod nosem z rozbawieniem. Po chwili spoważniał kiwając przecząco głową.
- Bez przesady. Nie chce oślepnąć.
Spojrzała na niego spod łba.
- Przeczytałeś jakiś nowy podręcznik ciętych ripost Malfoy?
- Pożyczyłem Twój.
Momentalnie pokiwała przecząco głową.
- Tego zwrotu w nim nie było.
Draco spojrzał na nią rozbawiony, z triumfem wymalowanym na twarzy.
- O. To jednak czytałaś.
Spojrzała na chłopaka spod łba, po raz kolejny wyprowadzona z równowagi. Miniony tydzień był dla nich straszny, choć zdecydowanie bardziej dopiekł Hermionie. Powrót z ferii i kłótnia z Malfoy'em była złym początkiem. Podstęp Ślizgona i wrobienie ją w krępujące zakupy był jeszcze gorszy. A ten dzień, spędzony na wspólnym strojeniu Wielkiej Sali przebijał wszystkie inne pod tym względem. Na domiar złego, jutro czekał ją jeszcze ten przeklęty bal, na którym musiała pojawić się w towarzystwie właśnie przywódcy Slytherinu. Było bardzo źle. Spojrzała zirytowana na zbyt pewnego siebie Ślizgona, do którego znowu należało ostatnie słowo i chwila triumfu. Wiedziała jedno. Już gorzej być nie może.
- Mam ciebie dość Malfoy. Jestem wykończona. Idę spać.
Fuknęła oznajmiająco, kiwając przy tym ręką jakby odganiała muchę. Nie czekając na komentarz chłopaka odwróciła się na pięcie, kierując swoje leniwe kroki w stronę czwartego piętra. Odprowadził ją wzrokiem, póki nie zniknęła za zakrętem, po czym z uśmiechem ponownie spojrzał na zmienione wnętrze Wielkiej Sali. Naprawdę był pod wrażeniem efektu końcowego i faktu, że udało im się razem aż tyle osiągnąć i nawet się przy tym nie zabili. Szkoda w sumie. Tym bardziej, że mimo wszystko najgorsze jeszcze przed nimi.
Już za kilkanaście godzin miał rozpocząć się ich ostatni bal w Hogwarcie i żadne z nich nie było przygotowane na to, co będzie się na nim, a nawet i po nim, działo. Draco zamknął Wielką Sale na wszystkie spusty i prędko dogonił swoją zbulwersowaną współlokatorkę, przy okazji beztrosko dobijając ją swoimi ciętymi komentarzami i droczeniami.
Jednak zarówno Ślizgon, jak i Gryfonka zupełnie nie spodziewali się tego, co przyniesie im jutrzejszy dzień. A zamierzał przynieść im naprawdę dużo.






39 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Genialne dialogi, strasznie się uśmiałam wyobrażając sobie te wszystkie sytuacje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś genialna :) Rozdział świetny, dialogi the best! Czekam z niecierpliwością na następny:) Życzę duuuuuużo weny! Pozdrawiam, A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co? Umiliłaś mi tym opowiadaniem ostatnie 5 dni mojego smutnego studenckiego życia, przez dwa niecierpliwie zaglądałam tutaj, żeby sprawdzić czy jest nowy rozdział i nie wiem jak zniosę czas, kiedy będziesz pisać następny. Próbowałam czytać inne opowiadania, ale w każdym osobowości głównych bohaterów różnią się od tych u Ciebie, poza tym nie potrafię znieść dużej ilości błędów językowych i się wściekam. Tak ogólnie to strasznie się jaram! A! Chętnie pomogę z nowym szablonem, możesz odpowiedzieć w komentarzu to podam namiary. Jestem grafikiem-amatorem ;)
    At.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się z tego powodu cieszę :) Ja chętnie bym skorzystała z pomocy jeśli chodzi o szablon, ale ja z natury strasznie wybredna jestem więc po prostu nie chce nikogo narażać na moje wieczne życiowe niezdecydowanie. Czułabym si strasznie głupio, gdybym skorzystała z pomocy w zrobieniu szablonu, a by mi się nie spodobał. Ach te obawy...

      Usuń
    2. nie ma sprawy :)
      At.

      Usuń
  4. Genialny! Ten rozdział jest nieziemski :D Ale ja kocham Twoje opowiadanie. Świetne sytuacje, jeszcze lepsze dialogi. Byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie gdyby ktoś wyreżyserował Twoje opowiadanie i zrobił z tego serial :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział. Bardzo podoba mi się, jak opisujesz ich kłótnie i rozmowy. Jest zabawnie i ciekawie. I zdanie: ,,Hermiona rozbiła się o kafelki Wielkiej Sali z głośnym hukiem" zrobiło mi dzień. Miałam wizję różnych części ciała Hermiony porozrzucanych po podłodze :) Pozdrawiam, ethelien z: malfoyihermiona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Twój sposób pisania. tym rozdziałem rozwaliłaś system :D No i ostatnio zauważyłam, że coraz więcej dialogów pojawia się w rozdziałach, kiedyś głównie skupiałaś się na opisach. Ale strasznie się z takiej zmiany ciesze. Dialogi są boskie tak samo jak Twoje pomysły. Nie mogę się doczekać co wymyślisz w kolejnym rozdziale. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cholera, wpadłam przypadkiem, w dwa dni pochłonęłam wszystkie rozdziały i jestem zachwycona :D Piszesz w bardzo fajny, lekki sposób, bardzo to wszystko wciąga i strasznie poprawiasz mi humor swoimi notkami. Pozdrawiam i życzę równie dobrych dalszych rozdziałów :))
    //brilliant-avenue.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Zbyt podekscytowana rozwojem wydarzeń by się gniewać za brak mapki , taaaaki dłuuugi fajny rozdzialik. A poza tym jak zwykle bosko :D .

    PS . zawsze możesz dodać kilka krótkich rozdziałów tylko w mniejszych odstępach czasowych ^^
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wbrew tytułowi rozdziału - lepiej być nie mogło :) Po prostu cudo. Świetna historia, przedstawiona w genialny sposób

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mogę się doczekać balu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny ten rozdział :) zresztą jak wszystkie. :) Gratuluje pobicia rekordu jeśli chodzi o długość :)Faktycznie musze przyznać, że publikujesz najdłuższe rozdziały z tych wszystkich blogów które odwiedzam. Oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej, prosiłaś o powiadamianie, a ja dodałam nowy rozdział. Zapraszam serdecznie do czytania

    OdpowiedzUsuń

  13. wpadłam przypadkiem, w dwa dni pochłonęłam wszystkie rozdziały i jestem zachwycona :D

    zapraszam do mnie - potterowe autografy i jeszcze więcej magii....

    OdpowiedzUsuń
  14. Notka jednym słowem zajebista. Podoba mi sie, że to nie jest taka typowa opowieść typu przesłodzone zachowanie Draco i histeryczna zmiana nastrojów Hermiony. Temat balu jest trochę oklepany ale fajnie to przedstawiłaś. Czekam na kolejne wymysły twej weny twórczej.
    Pozdrawiam Electra

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny blog i świetne opowiadanie :) Zgadam sie z koleżanką wyżej, że temat balu jest dosyć popularny, ale licze na to, że przedstawisz go w ciekawy sposób :)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem nowa u Ciebie, ale wciągu 3 godzin przeczytałam każdy rozdział i się zakochałam! Czekam na nowy!

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo mi sie tu podoba piszesz krótko mówiąc inaczej, lepiej nie podajesz czytelnikowi tego co chce bezpośrednio na tacy i to jest Dobre! Tworzysz klimat pozwalasz odczuciom(czytelników) i uczuciom(bohaterów) rosnąć. Na początku byłam nieco zmieszana 32 odcinki i w sumie tylko jedno niedoszłe zbliżenie bohaterów ale po głębszej analizie... Tak to jest to!, co tu dużo mówić dobrze się Ciebie czyta! I oczywiście pragnę czytać Cie dalej jeśli to nie problem to po proszę, nawet o pustego maila, na misqu_666@op.pl, jeśli jednak to problem to nic i tak będę tu wchodzić z nadzieją na nowy odcinek:)
    Pozdrawiam MiśQ

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej, u mnie (malfoyihermiona.blogspot.com) nowy rozdział. W sumie nie pamiętam, czy miałam Cię informować, więc na wszelki wypadek przepraszam, jeśli jednak nie miałam i daj mi znać :)Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja wiem, że długość tych rozdziałów powinnam mi rekompensować długość oczekiwania na nowe notki, ale Twoje opowiadanie jest tak uzależniające, że nie mogę usiedzieć w miejscu i codziennie zaglądam z nadzieją, że już pojawił się nowy rozdział. Może dasz znać chociaż tak mniej więcej kiedy można spodziewać się kolejnego rozdziału? Byłabym wdzięczna

    OdpowiedzUsuń
  21. JEJUUUU *___* już nie mogę doczekać się nowego rozdziału, mam nadzieje ,że pojawi się jakoś 'na dniach'. Zaglądam tu co dziennie bez sensu bo jeżeli coś by się pojawiło to pewnie dostałabym powiadomienia na gg ,zobaczyła w twoim opisie, miała informacje w liście czytelniczej na blogu itd. A ja i tak tu zaglądam pełna nadziei ^^ Uzależniłam się od tego opowiadania i mam nadzieje ,że prędko go nie zakończysz :) PS Tym razem liczę na tę mapkę hehehe. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Czytam po raz 3 chyba ten rozdział i jestem ciągle pod wielkim wrażeniem tej historii , ale także twojego stylu pisania.Oczywiście w pozytywnym sensie :D,a tak poza tym to kiedy dodasz następny rozdział dziewczyno bo już niedługo minie miesiąc.

    OdpowiedzUsuń
  23. świetne . ! super piszesz . ! jeśli masz chwilkę czasu to zapraszam do siebie , dopiero zaczynam . : ) http://dramoni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. Oczekiwanie na nowy rozdział jest dla mnie niczym wieczność... ale już niedługo :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Piszesz świetnie <3 Jeden z najlepszych blogów ;) Jesteś boska :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Boskie ♥ Jak zwykle przy niektórych tekstach Granger lub Malfoy'a wymiękam.Mam prośbę,możesz powiadamiać mnie o nowych postach na swoim blogu?Podaje adres bloga i pod obojętnie którym postem czekam na powiadominie. :*
    yourwonderwalls.blogspot.com
    Buziaki marchewkowa <3!

    OdpowiedzUsuń
  27. Masz super bloga, od którego się uzależniłam ale ostatnio zauważyłam że nadużywasz zwrotu : machnąć ręką jakby odganiała muche :/

    OdpowiedzUsuń
  28. Czy mi się wydaje, czy ta rozmowa po powrocie z przerwy świątecznej zostały zaczerpnięte z bajki "Anastazja"? Już samo "świetnie" powtarzane przez jedno i drugie coś mi przypominało a pzez tekst "będzie ci tego brakowało?" po prostu musiałam się upewnić. Więc jak? ;)
    Poza tym podpisuję się pod każdym zahwalającym cię komentarzem. Od kiedy czytam Dramione tylko jeden spodobał mi się, ponieważ Draco nie stał się dobry i słodki od razu, tylko robił to stopniowo. Ale ten blog bije go na głowę! Po prostu zachwycam się i jego stylem bycia i twoim humorem, a długość notek- cud miód po prostu *.*

    OdpowiedzUsuń
  29. Świetne opowiadanie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. Świetny rozdział!
    Bardzo długi i mega mi się podobał :D
    Mam nadzieję że nie długo przestaną się droczyć i zaczną się kochać hehe ;D
    nie dosłownie oczywiście.. chociaż może nie wnikajmy xd

    nie mogę się doczekać balu. ;d
    lecę dalej ^^

    pozdrawiam,
    Sama-Wiesz-Kto

    OdpowiedzUsuń
  31. Omg!
    Boski!
    Kocham Kocham Kocham!!!!*-*

    OdpowiedzUsuń
  32. Jedno słowo : GENIALNE!!!!
    Kocham tego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  33. "- WOW Granger, mamy oficjalne pozwolenie na kłótnie za 30 godzin."
    Malfoy geniusz... Czy ja to powiedziłam? CZY JA TO NAPRAWDĘ POWIEDZIAŁĄM?1

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie odzywamy się do siebie, zgoda?
    - Zgoda.
    - Zadowolony?
    - Nie, a ty?
    - Też nie.

    - Sto?

    - Stoi.


    NIE OGARNIAM DRAMIONE

    OdpowiedzUsuń
  35. Ktoś tu oglądał Anastazję ;) niestety to mi nie umknęło, bo to jest najlepsza bajka pod słońcem i dialog;
    - Zgoda, ale milcz i ty.
    - Zgoda, ani słowa.
    - Świetnie
    - Świetnie
    - Świetnie
    - Świetnie
    - Będzie Ci tego brak?
    - Twojego gadania?
    - Nie. Rosji...
    No to, nie da się ukryć inspiracji. Ale nie przeszkadza mi to, nawet mi się miło zrobiło, oni są jak Dymitr i Ania.
    Cieszę się, że ktoś też to zauważył :)

    Wspaniałe opowiadanie :3

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie no, ale nagłe omdlenie Rona było wręcz genialne. I tak jakoś fajnie, jak Harry i Ron dogadują się z Zabinim :P Rozdział genialny i chciałabym od razu czytać dalej, ale nie jest mi to dane, gdyż oczy odmawiają mi już dzisiaj posłuszeństwa, więc idę spać, ale jak tylko wstanę to wracam do lektury, bo to, jak "zapowiadasz", że będzie coś bardzo ciekawego nie daje mi spokoju...jesteś wspaniała :P

    OdpowiedzUsuń
  37. Boże kocham te ich kłótnie! <3
    O no i widzę, że w Hogwarcie nawiązuje się nowe przyjaźnie (Blaise, Ron i Harry)

    OdpowiedzUsuń