sobota, 15 września 2012

[31.] Choinka.



"Chociaż na Święta warto by było się zatrzymać.
 Choć na chwilę.
I dostrzec to czego nie widać...
 w ciągłym biegu."



Życie zdawało się jej być okrutne i niesprawiedliwe. Nie dość, że przez nadmiar emocji nie mogła w nocy zmrużyć oka, to jeszcze gdy wstała ani nie miała apetytu ani humoru. Nie wspominając już o kompletnym zaskoczeniu, gdy wychodząc ze swojej sypialni, przywitał ją Malfoy. Tak właśnie ten Malfoy. W dodatku ze swoim Ślizgońskim uśmiechem na ustach, przy okazji obdarzając ją małą porcją codziennych droczeń. Co więcej, w przeciągu tej minuty, w której na siebie w ciągu dnia wpadli zdążyli się już pokłócić i to w dodatku o jakąś pierdołę. Ani on ani ona słowem nie wspomnieli o tym co działo się jeszcze kilkanaście godzin temu. I co więcej, przywódca Slytherinu zdawał się nawet nie wiedzieć co tak właściwie się wtedy działo. Nie była przygotowana na taki szok emocjonalny. Nie mogła zrozumieć jakim cudem Draco zachowuje się .... normalnie. Zupełnie tak jakby nic między nimi nigdy nie zaszło. Jakby nigdy nie było wczorajszego wieczoru.
Przez całą sobotę nie mogła znaleźć sobie miejsca, ani ukoić poszarpanych nerwów i zbyt dużej ilości myśli. Zastanawiała się czy Malfoy naprawdę nic nie pamięta, czy specjalnie udaje, że wydarzenia z ostatniej nocy nigdy nie było. Szczerze powiedziawszy już nawet ona sama zaczynała wątpić w to co jest prawdą, a co tylko i wyłącznie wymysłem jej chorej i w dodatku zbyt bujnej wyobraźni. Targały nią tak liczne i sprzeczne emocje, że aż ciężko jej było określić czy cieszy się z takiego obrotu sprawy, czy też wręcz przeciwnie. Co prawda fakt, że chłopak zachowuje się tak jak gdyby nic się nie stało, był jej jak najbardziej na rękę. Nie była w stanie wyobrazić sobie co by było i jakby wyglądały ich relacje gdyby było inaczej. Jednak z drugiej strony żałowała, że chłopak może faktycznie nie pamiętać tego co między nimi zaszło minionej nocy. W końcu trzeźwy nie był, a na mocnych drinkach w klubie nie oszczędzał. Zresztą musiał z nimi poważnie przesadzić skoro postanowił z nią zatańczyć. Zatem nic dziwnego, że może mieć luki w pamięci, a tym bardziej nie pamiętać o wydarzeniach, które działy się już poza ścianami klubu. Nie miała jednak wątpliwości, co do jednego. Nawet jeśli była to tylko i wyłącznie wina alkoholu to jednak zeszłej nocy pierwszy raz tak naprawdę czuła, że Draco patrzy na nią jak na kobietę, a nie jak na szlamę czy swojego wieloletniego wroga. Było to miłe uczucie i z całego serca żałowała, że Malfoy może go nie pamiętać. Tym bardziej, że chciała by to doznanie zapadło w pamięci nie jej ale właśnie przywódcy Slytherinu. Tymczasem było odwrotnie.
- Miona, wszystko dobrze?
Z zamyśleń wyrwał ją głos Rona. Nerwowo odwróciła głowę w stronę podejrzliwie wyglądającego przyjaciela. Po chwili pokiwała nią lekko budząc się z letargu i ponownie wracając do rzeczywistości. Pokój Wspólny w domu Lwa. Na chwilę obecną ciężko jej było nawet określić jak długo tu siedzi i kiedy tak właściwie przyszła odwiedzić przyjaciół. O ile w ogóle przyszła.
- Co? A tak, tak...
Czy wszystko dobrze? Jasne, że nie! Wczoraj w nocy była w klubie z Malfoyem! Wczoraj w nocy stawał jej drinki! Wczoraj w nocy uczył ją tańczyć! Wczoraj w nocy... tańczyła z Malfoyem! Jak tu miało być dobrze?!
- A więc postanowione!
Ginny ochoczo klasnęła w ręce, a na jej piegowatej twarzy pojawił się szeroki i szczery uśmiech zadowolenia. Dopiero co padła propozycja spędzenia świąt razem w Norze z całą rodziną Weasley'ów. Zarówno Harry jak i Hermiona bardzo się z tego ucieszyli i zaproszenie błyskawicznie i bez najmniejszego zastanowienia przyjęli. Co prawda, wyjazd do rodziny przyjaciół bardzo poprawiło humor kasztanowłosej Gryfonce. Tym bardziej, że dziewczyna była już przekonana, że święta przyjdzie jej spędzić w opuszczonym dormitorium na jeszcze bardziej opustoszałym czwartym piętrze. Na chwilę obecną jednak nawet nie za bardzo okazywała ową radość. Jej myśli bowiem cały czas krążyły w okół blondwłosego Ślizgona i tego co między nimi zaszło ostatniej nocy.

                                                                              *

Nie miała pojęcia ile czasu spędziła u swoich przyjaciół, ale był już późny wieczór gdy postanowiła wrócić do swojego dormitorium. Przez cały dzień walczyła ze sobą i ze swoimi uczuciami nim udało jej się wmówić zarówno sercu jak i rozumowi, że to co działo się między nią, a Ślizgonem minionej nocy było tylko snem. Mimo takiego podejścia, całkiem niepewnie przekroczyła próg salonu, a gdy spotkała się w nim z Malfoy'em nie potrafiła zapanować nad ogólnym zakłopotaniem i zmieszaniem, które ją dopadło. Dopiero po godzinie spędzonej w łazience, na relaksującej kąpieli w cudownie działających solach, była w stanie wrócić do rzeczywistości, a nawet się z nią zmierzyć. Wskoczyła w szary dres i wyszła z łazienki, niepewnie siadając na fotelu, niedaleko przywódcy Slytherinu. Nerwowo zaczęła skubać paznokcie, rozbiegane spojrzenie co chwile przerzucając raz na podłogę raz na Ślizgona. Nabrała powietrza, świadoma tego, że to co chce powiedzieć chłopakowi może ponieść za sobą niespodziewane konsekwencję. Sama zresztą nie była pewna, czy aby na pewno jest aż tak zdesperowana by zacząć te rozmowę z chłopakiem.
- Malfoy?
Rzuciła niepewnie w stronę siedzącego w fotelu i czytającego książkę Ślizgona. A więc jednak była zdesperowana. Chłopak jednak nie poszczycił dziewczyny spojrzeniem, zamiast tego leniwie przerzucił kolejną stronę lektury. Gryfonka szczerze zaczęła podejrzewać, że dla chłopaka znów stała się tylko i wyłącznie powietrzem. Mimo to musiała spróbować i przekonać się czy może jednak jest inaczej. Dużo się nie pomyliła. Draco miał już dość wszystkiego. A najbardziej organizowania balu, mieszkania z dziewczyną i jej zbyt bliskiej obecności. Przerażał go fakt, że o zgrozo ostatnimi czasy coraz rzadziej kłóci się z Hermioną i tylko sporadycznie ją obraża. Było to zjawisko wyjątkowo niepokojące i postanowił to prędko i kategorycznie naprawić. Rozpocząć to działanie postanowił od nieodzywania się do dziewczyny do czasu wyjazdu. I miał szczerą nadzieję, że ten stan nie zmieni się również, jak już po przerwie świątecznej wróci. Oczywiście jak zawsze przeliczył się co do tego tematu. Z całego serca chciał by było jak dawniej. Chciał by jego kontakty z Gryfonką wyglądały tak jak kiedyś, zanim zamieszkali razem. Czy naprawdę pragnął aż tak wiele?! Hermiona speszona spuściła głowę na spodnie od swojego dresu, zestresowana ciszą panującą w salonie. Chwile walczyła sama ze sobą, aż w końcu odważyła się odezwać ponownie, choć zrobiła to bardzo niepewnie.
- Bo wiesz.... myślałam żebyśmy wstawili do salonu choinkę....
Arystokrata momentalnie zmarszczył brwi i gwałtownie spojrzał na dziewczynę z wymalowanym na twarzy niedowierzaniem. Jego wyraz twarzy wyglądał jakby szykował się na wojne.
- Co?!
Rzucił w końcu krótko, gdy pierwszy szok minął. Jego głos i spojrzenie działało na dziewczynę niczym sztylety wbijane w plecy. Skurczyła się w fotelu, zastanawiając się czy jest sens by się ponownie odzywała. Sensu nie było. Więc zamilkła.
 ... „choinka”... „choinka” ... „choinka”....
To słowo krążyło w jego umyśle niczym sęp nad padliną. Poszczególne litery tworzące właśnie to słowo, kojarzące się głównie z zielenią i intensywnym zapachem lasu iglastego wciąż huczało mu w głowie, odbijając się od każdej ścianki jego umysłu. I niestety był przekonany, że nie prędko znajdzie drogę by z niego wylecieć. Co gorsza, jego plan nieodzywania się do dziewczyny diabli wzięli. I to na dobre.
- Co do cholery?!
Powtórzył w końcu pytanie, tym razem akcentując je jeszcze mocniej. Dla podkreślenia swoich słów i nastawienia gwałtownie rzucił książkę na stół i zerwał się z sofy. Mierząc Gryfonkę swoim zimnym i stalowym spojrzeniem. Hermiona skrzywiła się lekko, a na jej ciele pojawiły się dreszcze. Przez chwilę widząc bojowy wygląd blondyna chciała rzucić się do ucieczki i biec ile sił w nogach. Byle tylko jak najdalej od niego i by zapomniał o niej i całej tej sytuacji. Jednak została, nerwowo przy tym skubiąc wymalowane na czerwone paznokcie.
- No bo wiesz... idą święta... myślałam żeby jakoś wystroić nasze mieszkanie...
Żadne słowa, żadne obrazy. NIC. Zupełnie nic, nie było w stanie oddać obecnego wyrazu twarzy Malfoy'a i tej potężnej ekspresji emocji wymalowanie na każdym milimetrze jego bladej skóry. Mimo postawy wkurzonego chłopaka i jego niedowierzającej mimiki, on sam na chwilę stracił kontakt z rzeczywistością. Jego świadomość jak również jego samego pochłonęło to krótkie zdanie wypowiedziane przez dziewczynę. W jego umyśle na zmianę krążyło tych kilka słów spadające na niego niczym grom z jasnego nieba.
... „choinka” ... „wystroić”....  „nasze”.... „mieszkanie”....
Nawet gdy już otrząsnął się z pierwszego szoku i kolejnych dziesięciu, nie był w stanie określić, które z tych czterech słów zrobiło na nim największe wrażenie i przy którym towarzyszyło mu najwięcej dziwnym i bliżej nieokreślonych emocji. Gdzieś po drodze przemknęła mu jeszcze wizja siebie jak taszczy z Zakazanego Lasu wielkie, zielone w dodatku kujące drzewo, by w końcu cały spocony dotaszczyć drewniany kamlot do salonu, stawiając go w jednym z jego kątów, a w tym czasie z sypialni w poskokach wybiega rozradowana, wyszczerzona Granger z pudełkiem czerwonych bombek, a gdzieś w tle trójka małych kotów miauczy w rytm świątecznej piosenki. Obraz ten był jednak na tyle abstrakcyjny, że Hermiona już po samej mimice Malfoy'a wiedziała, że zrobiła błąd zaczynając te rozmowę. O ile w ogóle tak można było nazwać ten dialog. W tym momencie jednak chęć spędzenia świąt w miarę normalny sposób była silniejsza niż cokolwiek innego. Fakt ten dodawał jej cichej odwagi na wypadek gdyby zaraz miała się pobić ze Ślizgonem o kawałek drewna, a po jego postawie wnioskowała, że tak właśnie to się skończy. Tymczasem zapanowała między nimi tak ogromna, niczym niezmącona cisza, że nawet nieboszczyki spoczywające w grobowcach mogą pochwalić się mniej sztywniacką atmosferą. Hermiona podenerwowana i spięta czekała na odpowiedź chłopaka, zupełnie nie spodziewając się że jej nie otrzyma. Nawet jeśli miało być to tylko krótkie i dosadne „nie” to jednak chciała je usłyszeć i była psychicznie przygotowana na odpowiedź negatywną. Dracona jednak myśli pochłonęły do tego stopnia, że o obecności swojej współmieszkanki po prostu zapomniał, a tym bardziej o fakcie, że ona sama czeka na odpowiedź.
...  „choinka.” ....
Niby zwykłe, siedmioliterowe słowo, a zdawało się chłopakowi tak abstrakcyjne, że aż nie wiedział co ma o nim myśleć, a tym bardziej jak to wszystko skomentować.
Oczywiście dziewczyna miała rację. Wielkimi krokami, zbliżały się święta. Magiczny czas, niezależnie od tego czy jesteś czarodziejem czy zwykłym mugolem. Hogwart zawsze wtedy jest pięknie i bogato przystrojony. Od ścian odbijają się kolędy śpiewane przez duchy bądź uczniów, a spokojna wręcz rodzinna atmosfera udziela się wszystkim, zarówno uczniom jak i pracownikom szkoły. Każdy wtedy odlicza dni i czas jaki został do upragnionej przerwy świątecznej, kiedy to można wrócić na tydzień do domu i ponownie spotkać się oraz pobyć z rodziną. Dla niego jednak życie wcale się nie zmieniało, a w powrocie do posiadłości rodzinnej również nie widział nic specjalnego. Wręcz przeciwnie. W końcu chyba nikt nie sądził, że rodzina Malfoy'ów spędza święta przy wielkiej bogato przystrojonej choince, pod którą znajduje się masa jeszcze droższych prezentów, a oni całą rodziną siedzą przy wielkim, uginającym się od jedzenia stole i rozmawiają, żartują i śpiewają świąteczne piosenki? Nie. Oczywiście, że nie. Święta na dworze Malfoy'ów były dniem jak to dniem, a może i nawet jeszcze smutniejszym i gorszym od innych. Któremu towarzyszyły tylko mroczne kolory i jeszcze mroczniejsze rozmowy.
Propozycja kasztanowłosej Gryfonki o postawieniu w „ich mieszkaniu” choinki zdała mu się zatem pomysłem tak abstrakcyjnym, całkowicie wykraczającym poza jego strefy, że aż zwykłe powiedzenie słowa „nie” zdało się dla chłopaka zadaniem zdecydowanie zbyt trudnym by je wykonać. Hermiona milczała, ze smutkiem obserwując stojącego jak słup soli Ślizgona, zapatrzonego w kominek. Nie pamiętała kiedy ostatni raz widziała na jego twarzy tak widoczne oznaki zamyślenia i rozbicia. I może nawet nigdy jeszcze nie widziała. Uśmiechnęła się niepewnie i blado chcąc w ten sposób w jakimś stopniu ukryć ten pochłaniający ją smutek i rozgoryczenie. Nie udało jej się. Cały jej świat od początku ostatniego roku w Hogwarcie runął do góry nogami i to wcale nie w tym pozytywnym sensie. Została odłączona od przyjaciół. Zamieszkała z wrogiem. Nie miała kontaktu z rodziną i nie wiedziała co się u nich dzieje. Nic jej nie wychodziło. Nawet Święta. Pierwszy raz w swoim życiu nie czuła tej cudownej, prawdziwej Magii Świąt. Nie dość, że nie mogła spędzić ich z najbliższymi to jeszcze nie miała w pokoju choinki. Może i to drzewko było tylko szczegółem, ale jednak dla niej najważniejszym, na który czekała cały rok i którego zapach zawsze ją relaksował i uspokajał. Zacisnęła dłonie i powieki nie pozwalając sobie na chwile słabości. Po chichu wstała z fotela. Nim zamknęła się w swojej sypialni potraktowała chłopaka ostatnim, smutnym spojrzeniem. Sekundę później zostawiła Malfoy'a całkiem samego ze swoimi myślami.


                                                                ***


Był sam.
Stał na skraju Zakazanego Lasu i widział jak potężny, tysiącletni zamek rozpada się jak domek z piasku wśród krzyków i lamentów rozpaczy. Na zewnątrz panował mrok, rozświetlany przez płonący Hogwart i rzucane naokoło czary. Kompletnie zniszczony i w połowie zburzona Szkoła Magii stała się niemal cmentarzem dla zupełnie nieprzygotowanych na atak uczniów i pracowników szkoły, którzy zostali przygniecenie i pogrzebani przez walącą się konstrukcję, niegdyś imponującego budynku. Stał nieruchomo, całkowicie sparaliżowany szokiem i przerażeniem. Nic z tego nie rozumiał. Jego serce biło jak oszalałe. Miał wrażenie, że nie może złapać oddechu. W jego umyśle panował chaos. Z całych sił próbował zebrać myśli i przypomnieć sobie jak się tu właściwie znalazł i co do cholery się stało i nadal dzieje? Jedyne co pamiętał to przebłyski, choć i ich było mało i w tym momencie były bez znaczenia. W jego podświadomości krążyło jedynie wspomnienie domu Węża i ostatniej kłótni z Granger. Potężny huk przywrócił go do rzeczywistości i w jakimś stopniu ocknął go z szoku. Jego nienaturalnie szerokie źrenice obserwowały jak wieża astronomiczna przełamuje się w pół i ułamek sekundy później roztrzaskuje się o skały. Dopiero teraz zrozumiał, że to co go otacza dzieje się naprawdę. Hogwart upada, a wraz z nim czarodzieje walczący po tej dobrej stronie. W tym również Hermiona. Bez chwili namysłu rzucił się w stronę rozpadającego się budynku. Kierowany jedynie jakimś dziwnym impulsem wbiegł do płonących ruin Hogwartu. Ogień buchał ze wszystkich stron, a jego żar niemal palił mu skórę. Nie przejmując się tym biegł dalej, omijając i przeskakując zburzone fragmenty ścian, podłóg i sufitów. Po drodze mijał martwych uczniów i pracowników szkoły przygniecionych przez walącą się konstrukcję budynku lub zabitych śmiertelnym zaklęciem. Rozglądał się na boki, próbując rozpoznać w zakrwawionych twarzach kogoś znajomego. Kilka sekund później kucał nad rudowłosym chłopakiem, przygniecionym od pasa w dół przez kilkutonowy kawał ściany. Prędko sprawdził puls, jednak było już za późno. Przeklną mocno, gwałtownie spuszczając głowę i wzrok na podłogę. Na kilka sekund przymknął powieki. To jednak nie zwróciło życia Ronowi Weasley'owi. Zacisnął pięść i rzucając ostatnie spojrzenie na zakrwawioną twarz martwego chłopaka pobiegł dalej. Biegł ile tylko miał sił w nogach, przyduszany dymem pożaru. Ziemia pod jego stopami zaczynała się osuwać, grunt stawał się coraz bardziej niepewny. Ściany i sufity odpadały i waliły się niczym domino, a on znajdował się pomiędzy tym wszystkim. Sam w samym środku apogeum. Przeklną siarczyście pod nosem gdy dotarł w miejsce, z którego jeszcze niedawno można było zejść do podziemi. Lochy jednak były całkowicie zburzone i zasypane. Jeśli byli tam uczniowie, to zostali dosłownie pogrzebani żywcem przez ruiny budynku, które się na nich zawaliły. Błagał w duchu by Blaise'a tam nie było. Zawsze wyciągał go z kłopotów i ratował go z opresji. Zawsze Zabini mógł liczyć na jego pomoc. Zawsze, ale nie dzisiaj. Dzisiaj nie byłby mu w stanie pomóc. Nie chciał myśleć o najgorszym. Wierzył, że jego przyjacielowi nic nie jest i znajduje się z dala od tego wszystkiego. Chciał w to wierzyć.
Kolejny fragment ściany runął tuż obok niego, jeszcze bardziej przysypując lochy. Przymknął powieki i próbując uspokoić serce i rozum, ruszył dalej. Podświadomie nogi poniosły go w stronę czwartego piętra, choć żadnych i całych prowadzących do nich schodów już nie było. I kiedy już nie miał innego wyjścia, jak tylko zawrócić, dostrzegł ją.
- Granger?!
Nie miał pojęcia czy jego głos był szeptem czy krzykiem, odgłosy rozpadającego się budynku oraz wrzawa walki dobiegająca z każdej strony skutecznie zagłuszała wszystkie inne odczucia i dźwięki. Nie miał jednak wątpliwości, że to właśnie kasztanowłosą, zakrwawioną Gryfonkę dostrzegł kawałek dalej, leżącą między belkami dachu. Czuł, że jego już od dawna nienaturalnie szybko bijące serce, teraz po prostu wyskoczy z jego klatki piersiowej. Bez chwili namysłu podbiegł do dziewczyny, rzucając się niemal na kolana przed jej nieruchomym ciałem
- Granger! Słyszysz mnie?!
Krzyczał nerwowo jednocześnie podnosząc i zrzucając z dziewczyny drewnianą belkę, którą była do tej pory przygnieciona. Ogień coraz mocniej trawił budynek. Żar palił skórę, dym zmniejszał widoczność, ranił wzrok i drogi oddechowe. W korytarzu, a przynajmniej z tego co z niego zostało zaczynało już brakować powietrza. Dziewczyna niepewnie otworzyła powieki, próbując wesprzeć się na łokciach. Obraz przed jej oczami jeszcze był zamazanych, choć skądś kojarzyła ten głos.
- Malfoy?
Szepnęła próbując spojrzeć na chłopaka, z większą determinacją wspierając się na łokciach. Draco na ułamek sekundy przymknął powieki, w duchu dziękując, że dziewczyna żyje. I choć  sytuacja wcale na to nie pozwalała, to jednak w tym momencie w jakimś stopniu mu ulżyło.
- Musimy uciekać.
Rzucił jakby do siebie. Bez chwili namysłu złapał dziewczynę za ramiona i pomógł jej wstać. Zamroczona, jednak dała sobie pomóc, przy okazji próbując powrócić umysłem i ciałem do rzeczywistości. Syknęła z bólu, przykładając dłoń do rozciętej rany na głowie, z której wolno sączyła się krew. Była w zbyt potężnym szoku by zwrócić uwagę na dwie spore, krwawiące rany na boku i udzie. Draco też ich nie dostrzegł, albo nie chciał ich zauważyć.
- Nic ci nie jest?
Jego krzyk, zagłuszony został przez rozwalającą się ścianę. Pewnie przytrzymywał ją za ramiona, patrząc na nią nerwowo. Dziewczyna spojrzała na niego zdezorientowana, co chwilę kurcząc się pod wpływem dźwięków, które ich otaczały.
- Chyba nie.
Szepnęła niepewnie, sama nieświadoma co tak właściwie się stało i nadal dzieje.
- Możesz iść?
W odpowiedzi pokiwała jedynie potwierdzająca głową, ponownie kurcząc się pod wpływem potężnego huku dobiegającego z pobliża.
- Nie rozglądaj się.
Wiedział, że dziewczyna dalej jest nieświadoma tego co się stało i co ich otacza. Dalej była w szoku. I z całego serca nie chciał by się z niego budziła. Wiedział,  że widoku przygniecionych, martwych uczniów i profesorów jej delikatna i wrażliwa natura by nie wytrzymała. A on nie potrafił jej przed tym widokiem uchronić.
- Patrz tylko przed siebie!
Dodał jeszcze. Chciał by jego głos był twardy i opanowany, w rzeczywistości zabrzmiał jak cicha prośba. Gryfonka nie zrozumiała o co chodzi, jednak przerażona przytaknęła głową. Odruchowo złapał ją za nadgarstek i pociągnął za sobą, na oślep kierując się w stronę jakiegoś wyjścia. Dziewczyna dopiero po chwili zdała sobie sprawę, z tego co się dzieje i co ich otacza. Czuł jak spanikowana spina się coraz mocniej, jednak nerwowo i zdecydowanie ciągnął ją za sobą. Nie mógł się tu zatrzymać. To byłby ich koniec. Nie odpowiadał na krzyki rozpaczy Hermiony i jej pytania co się stało. Jeszcze nie miał na to odpowiedzi. I wątpił, czy kiedykolwiek będzie miał.
- DLACZEGO MAL...
Nie dane jej jednak było dokończyć kolejnego zrozpaczonego pytania. Ogień mocniej buchnął tuż obok nich, na sekundę wstrzymując oddech obojga. Ułamek sekundy później Draco gwałtownie odskoczył ciągnąć dziewczynę ze sobą, z chwilą gdy z dachu spadł duży kawał sklepienia i roztrzaskał się w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stali. Przez chwilę przerażona dziewczyna kucała na ziemi, a Draco osłaniał ją własnym ciałem, chroniąc przed gorącem i odpadającymi kawałkami, z których dawno temu został zbudowany Hogwart . Nie było szans by mogli jeszcze komuś pomóc. Nie mogli zostać tu dłużej i szukać ocalałych. Prędko złapał dziewczynę za rękę i biegł z nią dalej próbując omijać zarówno te leżące jak i spadające pułapki. Musiał znaleźć wyjście. Musiał ich stąd wydostać. O niczym innym w tej chwili nie myślał.
Już dawno stracił orientacje w jakiej części szkoły są. Biegł na oślep, choć zdawało mu się, że już jest blisko wyjścia. Że już widzi wylot, który niegdyś był imponującym przejściem do Hogwartu. Przyśpieszył, ciągnął za sobą zdezorientowaną i przerażoną Hermione, byle tylko uciec z tej ognistej pułapki. Udało się. Wybiegł z Hogwartu, choć sam nie wiedział gdzie wbiegł i gdzie prowadzi to przejście, ale gdy było się w płonącym i rozpadającym się budynku, ta informacja zdawała się nie być istotna. Byle tylko uciec jak najdalej.
- Co się dzieje Malfoy?!
Krzyczała ze łzami w oczach, gdy chłopak w końcu się zatrzymał. Ciągle pytała o to samo, zupełnie jakby zrozumienie tej sytuacji mogło cokolwiek zmienić lub naprawić. Wyrwała mu rękę z dłoni, a on dopiero teraz zorientował się, że są w jaskini. W jakieś pieprzonej jaskini! Nigdy tu nie był. Nigdy nie widział tego miejsca. Skąd on miał wiedzieć co się dzieje? !
- Nie wiem do cholery!
Krzyknął odwracając się w stronę przerażonej dziewczyny. Był zdezorientowany i również przerażony. Nie pamiętał nic oprócz widoku rozpadającego się Hogwartu i twarzy martwych uczniów. Skąd on miał wiedzieć co się dzieje?! Hermiona nagle zamarła, on gwałtownie i szeroko otworzył powieki, gdy zdał sobie sprawę z tego, że nie są sami. Odruchowo sięgnął po różdżkę i szybko odwrócił się za siebie. Sekundę później na ziemie padła martwa, zakapturzona postać. Doskonale wiedział kto to był.
- Śmierciożerca....
Wyszeptał z niedowierzaniem i zdezorientowaniem. Jego świat runą do góry nogami. Przecież on również był jednym z nich. Może teraz zamiast ratować Hermione właśnie powinien ją zabijać? Dlaczego nie mógł sobie nic przypomnieć? I dlaczego obraz upadającego Hogwartu i martwych czarodziei był najgorszym obrazem jaki kiedykolwiek widział, a nie przeciwnie, tak jak obiecywał Voldemort? Przecież to wszystko nie mogło być prawdą. Nerwowo odwrócił się w stronę Hermiony. Patrzyła na leżące martwe ciało i zakryła sobie usta dłonią, a z jej dużych bursztynowych oczu wylatywały łzy, choć ona zdawała się nie być tego świadoma. Była w zbyt dużym szoku by starać się kontrolować swoje ciało i emocje.
- Boże...
Wyszeptała tylko zrozpaczona, spojrzenie prędko przerzucając na stojącego nad zwłokami chłopaka. Niepewnie postawiła krok w tył, następnie drugi. Przerażona patrzyła na blondyna, odsuwając się od niego. Nie miała wątpliwości, że jest jednym z nich. Że jest tym złym. Drżącymi rękami odruchowo wymacała kieszenie spodni, jednak różdżki w nich nie było. Gorączkowo myślała, gdzie jest Harry, gdzie jest Ron i Ginny? Gdzie są wszyscy? Gdzie jest Hogwart? Co się stało?! Nie chciała i nie mogła uwierzyć, że to... koniec.
Z oddali dobiegały ich przytłumione odgłosy walącego się budynku, krzyki rozpaczy oraz dźwięki walki.
- Błagam.. powiedź, że to kłamstwo...
Nerwowo patrzała na chłopaka próbując powstrzymać atak histerii. Z jej oczu wylewały się ogromne perłowe krople, siarczyście spływające po jej zakrwawionej i brudnej twarzy. Jej serce, ręce i usta drżały. Cofając, nieświadomie choć lekko kiwała głową na boki, jakby sama sobie odpowiadając, że to wszystko nie jest prawdą. Że wcale cały jej świat nie runął. Że tak naprawdę Hogwart jeszcze stoi. Że jej przyjaciele żyją, tak samo jak reszta uczniów i profesorówna i że tak naprawdę Draco nie jest Śmierciożercą.  Że nie jest jednym z nich i że nie przyczynił się do upadku szkoły i śmierci niewinnych ludzi. I że zaraz jej nie zabije...
- Powiedz...
Wyszeptała czując, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa i już nie ma siły nimi ruszać. Chłopak jednak milczał. Oderwał od niej wzrok, zdenerwowany wbijając stalowe spojrzenie w podłoże jaskini. Co on miał jej powiedzieć? Że nic nie pamięta? Że sam już nie wie kim jest i co zrobił? Hermiona przymknęła mocno powieki, mocno zaciskając wargi. Zakryła usta dłonią i po chwili osunęła się na kolana. Już nic nie było powstrzymać jej rozpaczy. Draco zdezorientowany spoglądał na zwłoki Śmieriożercy, próbując zrozumieć co się stało. Jego umysł wciąż atakowało milion pytań. Gdzie jest Blaise?! Kto przeżył?! Ilu jest Śmierciożerców?! Gdzie jest Voldemort?! I gdzie tak właściwie są?! Nerwowo podniósł wzrok z martwego czarodzieja na jeden z tuneli. Ułamek sekundy później przerzucił spojrzenie na klęczącą dziewczynę.
- Chodź. Tu nie jest bezpiecznie.
Jego głos zabrzmiał poważniej i zimniej niż zamierzał. Prędko podszedł do dziewczyny, ówcześnie wymijając zwłoki jednego ze swoich byłych kompanów.
- A z tobą jest?!
Krzyknęła gwałtownie, zadzierając głowę i spoglądając mu w oczy. Nie odpowiedział. Zagryzł zęby i złapał ją gwałtownie i pewnie za ramiona. Próbowała się uwolnić jednak tylko wzmocnił uścisk i podniósł ją do góry, przyciągając do siebie. Przez chwilę ich spojrzenia się spotkały. Uchyliła lekko wargi, swoje rozbiegane spojrzenie zatrzymując na jego zimnych i stalowych oczach. Draco milczał, pozwalając by zapanowała między nimi upragniona przez nich cisza. Nie wiedział co czuła w tym momencie Hermiona, jednak on zrozumiał, że bez względu na to co będzie z nimi dalej, nie żałował tego co zrobił. Dla niej wbiegłby jeszcze raz do płonącego Hogwartu. I nawet jeśli ratując ją miałby zginąć. To chciałby tak umrzeć. I mógłby tak ciągle umierać. Wiele tysięcy razy. Hermiona stała w bezruchu, a jej błyszczące, bursztynowe oczy odbijały się od nieruchomych, stalowych źrenic chłopaka. Pozwalała by łzy swobodnie spadały z rzęs i wolno spływały po jej policzkach i lekko uchylonych wargach. Na chwilę zniknęły odgłosy walki i wszystko co ich otaczało. Czas się na chwile zatrzymał, pozwalając by ta chwila stała się w jakimś stopniu magiczna. Niepewnie położyła swoje dłonie na torsie chłopaka, zaciskając na materiale jego koszulki swoje drobne place. Nie odtrącił jej, pozwalając by zbliżyła się do niego. Szlochała cicho, tuląc się do torsu Ślizgona i wycierając łzy w jego szarą bluzkę. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bezpiecznie jak właśnie teraz, przy Draconie. Jak ona mogła w to zwątpić? Przecież to właśnie on ją uratował z płonącej pułapki, wyciągnął z ruin Hogwartu i to w jej obronie zabił jednego ze swoich dawnych towarzysz. Miała tylko jego, a może nawet było to zbyt wiele.
- Błagam.... uratuj nas.... wszystkich...
Wyszeptała, przerywając tę od dawna panującą między nimi cisze. Spuścił wzrok na przerażoną i skuloną w jego ramionach dziewczynę. Na chwilę mocno zamknął powieki, za bardzo przetłoczony tym o co błaga go Hermiona. Jak on miał to zrobić? Przecież to on był ich zagładą, a nie obrońcą. Jakim cudem ma uratować innych, skoro nie wie czy będzie w stanie uratować samego siebie? Nic nie odpowiedział. Złapał dziewczynę za ramiona odsuwając ją od siebie.
- Musimy iść.
Odparł poważnie, wzrok z jednego z tuneli przerzucając na dziewczynę. Hermiona przytaknęła niepewnie głową, ocierając policzki wierzchem poranionych dłoni. Draco bez słowa wszedł do innego korytarza, niż od dłuższej chwili obserwował. Dziewczyna rzuciła ostatnie spojrzenie za siebie, przymykając powieki. Już po chwili zostawiła ruiny Hogwartu daleko za sobą, ruszając za Ślizgonem. Zapanowała między nimi nieprzenikliwa cisza. I żadne z nich nie odważyło się przerwać tego stanu. Jaskinia, w której się znaleźli, zdawała się być labiryntem, z milionem przejść, tuneli i korytarzy. Nie miała pojęcia jak długo już maszerują, ale nogi zaczynały odmawiać jej posłuszeństwa. Obserwowała plecy Ślizgona i z całych sił starała się dotrzymać mu kroku. Jednak rany na boku i udzie zaczęły boleć coraz mocniej. Nie chciała by Draco zauważył jej osłabienie i fakt, że rany są poważniejsze niż myślała. Ściągnęła z siebie podziurawiony sweterek rozrywając go na dwie części i obwiązując je w okół ran. Nie był to profesjonalny opatrunek ale musiał wystarczyć. Jej biały topik, był wybrudzony od kurzu, pyłów, dymu i krwi. Przypominał o tym co działo się jeszcze 20 minut temu. Draco obserwował ją kątem oka, czego dziewczyna już nie zauważyła. Podświadomie zwolnił, widząc grymas bólu na twarzy dziewczyny, z chwilą gdy próbowała jednocześnie maszerować i obwiązywać skaleczenia. Od samego początku wiedział, ze rany poniesione przez dziewczynę są poważne, jednak cały czas żył w nadziei, że prędko znajdą wyjście, pomoc i że ktoś opatrzy Hermionę nim będzie za późno. Szli w ciszy, odgłosy walki już do nich nie docierały. Dalej nie wiedzieli gdzie są i gdzie mają iść. Ślizgon kierował się jedynie intuicją i małą iskrą nadziei, że droga, którą obrał jest tą właściwą. Nagle jaskinie wypełnił szum i uderzył w nich potężny strumień wiatru. Draco momentalnie odwrócił się i zasłonił sobą dziewczynę. Hermiona mocno zamknęła powieki, czując jak wiatr targa ich włosami i ubraniami. Nie rozumiała co się dzieje. Draco próbował zmierzyć się z tą siłą natury i cały czas osłaniając dziewczynę odwrócił głowę i wzrok przed siebie. Osłaniając oczy przedramieniem próbował dostrzec skąd wylatuje ten wiatr i co jest jego przyczyną. Sekundę później wszystko ustało, a jego oczy oślepiła jasna łuna światła. Przymknął powieki, przyzwyczajając się do mocnego blasku, jednocześnie prostując się i tym samym dając dziewczynie do zrozumienia że również może to zrobić. Gryfonka delikatnie wychylała się za pleców Ślizgona, znów licząc na to, że w razie co ją obroni.
- Witajcie.
Oboje dobrze znali ten głos, jednak w tym momencie usłyszenie go zdawało się być niemożliwe. Draco zdezorientowany wytężył wzrok w stronę jasnego światła.
- Profesor?
Odparł w końcu nie dowierzając swoim zmysłom. I ku całkowitemu zdezorientowaniu i zaskoczeniu obojga to właśnie dyrektor Hogwartu stał przed nimi. Profesor Dumbledore miał na sobie śnieżnobiałą szatę, a jego postać otaczała łuna jasnego światła. Hermiona zrozpaczona zakryła usta dłonią próbując się nie rozpłakać, natomiast Draco w ciągu dalszym nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Jak?
Szepnął krótko, gdy w końcu dotarło do niego, że przed nimi stoi duch profesora. Dumbledore jednak nie odpowiedział na to pytanie. Nie było ważne jak się tu pojawił, ważne było po co to zrobił. Uśmiechnął się lekko w stronę blondyna.
- Musisz pokonać Voldemorta.
Jego spokojny głos i postawa w ogóle nie pasowały do sytuacji i do tego co tak nagle i bez zapowiedzi powiedział. Hermiona zdziwiona spojrzała na stojącego obok niej blondyna. A więc przywódca Slytherinu, jeden ze Śmierciożerców, ulubieniec Voldemorta ma być jego zagładą i uratować świat? Zdezorientowany blondyn patrzył na profesora z szeroko otwartymi oczami i nieznacznie uchylonymi wargami. Podświadomie lekko machał głową na boki, zaprzeczając prawdziwości tej sytuacji.
- Co?!
Krzyknął w końcu, próbując zapanować nad rozbieganym spojrzeniem i drżącym ciałem.
- Musisz stawić czoła Voldemortowi. Musisz z nim wygrać.
- Niby jak?! Jak ja mam to zrobić?! Przecież on jest zbyt potężny... Nigdy go nie pokonam!
Przecież każdy wiedział, że otwarta walka z Voldemortem to pewna śmierć. Nie mógł zrozumieć jak profesor może prosić go o coś takiego. Bo chyba nie był to rozkaz. Prawda? Dumbledore uśmiechnął się do chłopaka przyjaźnie.
- Brak wiary we wsławiane możliwości jest do Ciebie niepodobny Draconie.
Pokiwał przecząco głową przymykając na ułamek sekundy powieki. Z  niedowierzaniem obserwował postać profesora i tą jasną łunę, która cały czas go otaczała. Nie wierzył, że to się dzieje naprawdę. Nie chciał w to wierzyć.
- Musisz zdobyć czarną różdżkę.
- Ale prof...
- Jest na końcu tej jaskini. Musisz zdążyć przed Voldemortem. Tylko z nią uda Ci się go pokonać
Nie był pewny, czy to on ma problemy żeby się wysłowić, czy może jednak profesor specjalnie nie daje mu dojść do słowa. Był przerażony. Przecież nie podoła temu zadaniu. Przyzwyczaił się do tego, że całe życie każdy czegoś od niego wymaga. Dyrektor Hogwartu w tym momencie jednak żądał zbyt wiele.
- Dlaczego ja?!
Spytał w końcu, a łuna otaczająca profesora zaczęła blaknąć i znikać, tak samo zresztą jak postać profesora. Całe życie mu wpajano, że ratowanie świata to działka Pottera, dlaczego nagle to się zmieniło i to on został wytypowany do tej roli?!
- To twoje zadanie. Zawsze nim było.
Wiatr w jaskini wzbił się na nowo. Patrzył z niedowierzaniem jak łuna otaczająca profesora jak również on sam powoli znikają. Oddałby wszystko, nawet cały swój majątek, byle tylko to wszystko okazało się snem, z którego już za sekundę się obudzi i wszystko wróci do normy. Hogwart znów będzie imponującym, całym budynkiem z kompletem uczniów i nauczycieli, a on dalej będzie się kłócił z Granger o pierwszeństwo w skorzystaniu z łazienki. Niestety, nie obudził się. Zamiast tego stał w jakieś jaskini i rozmawiał z duchem Dumbledore'a o tym, że ma zabić Voldemorta i uratować świat. Obok stała równie mocno zdezorientowana Hermiona, jednak nic nie mówiła. Wiedziała, że to nie jej tyczy się ta rozmowa i te wydarzenia. Profesor po chwili spojrzał na nią i kiwnął w jej stronę głową. Gdzieś w podświadomości słyszała, jak prosi by poszła z Draconem. Nie musiał ja o to prosić. I tak by poszła za chłopakiem. On wskoczył za nią w ogień, ona również była gotowa by to dla niego zrobić.
- Idźcie.
Głos profesora brzmiał coraz ciszej i jakby z oddali. Draco rzucił ostatnie, pełne smutku i niepewności spojrzenie na zanikającą sylwetkę profesora, po czym nie czekając na to aż zupełnie zniknie ruszył przed siebie. Jego powolne kroki, zaczęły się robić coraz szybsze i już po chwili biegł najszybciej jak potrafił, nie oglądając się za siebie. Zupełnie jakby próbował uciec od tego wszystkiego. Nim zniknął zza zakrętem, dobiegł go jeszcze spokojny, pełny ciepła i przyjaźni głos profesora.
- Powodzenia chłopcze. Zegnaj.
Mocno przymknął powieki, pozwalając sobie na chwilę słabości. Profesora już nigdzie nie było. Nie był przygotowany na jego stratę. Ani teraz, ani jutro, ani nigdy. On jednak odszedł. Zostawiając go samego, przed największym wyzwaniem jakie można sobie wyobrazić. Przed najważniejszą walką w jego życiu, na którą Dumbledore nie zdążył go przygotować i on sam również nie był na nią gotowy. Ani fizycznie ani psychicznie. Dlaczego to on ma ratować oba światy, czarodziei i mugoli? Dlaczego on? Skoro całe życie myślał, że jest tym złym i naprawdę nim był. Przecież to nie on był typem bohatera tylko Potter. Nie mógł zrozumieć dlaczego role się odwróciły.  Jednak na odegranie nowej nie był gotowy i wątpił czy kiedykolwiek będzie. Po chwili jego powieki otworzyły się gwałtownie. Zimna stal w jego oczach zabłysła. Spojrzał pewniej i zdetronizowanie na drogę przed sobą. Przyśpieszył. Hermiona bez słowa ruszyła za nim, ignorując krwawiąc rany i coraz silniejszy ból. Draco dostał swoje zadanie, ona ma swoje. Po prostu być przy blondynie tak długo jak tylko zdoła. W końcu ktoś musiał nad nim czuwać, a ona nie zamierzała zostawiać go samego. Nie po tym wszystkim co razem przeszli.
Biegli w ciszy. Jaskinia zdawała się robić coraz bardziej niebezpieczna. Podłoże rozpadało się pod ich nogami, ściany i sklepienia drżały zupełnie jakby miały się zaraz rozpaść. Nie zatrzymywali się rozumiejąc, że są coraz bliżej. W oddali dostrzegli oświetlony wlot korytarza prowadzącego do końca jaskini. Byli już tak blisko. Draco gwałtownie i nagle się zatrzymał, blokując dziewczynę ruchem ręki. Zdziwiona zatrzymała się tuż za nim. Spojrzała na niego, następnie na miejsce, w którym zatrzymał się jego wzrok. Do tunelu, w którym czekał na nich artefakt prowadziła wąska kilkunastometrowa drużka, wydrążona nad olbrzymią przepaścią, której dna nawet nie było widać. Spojrzał na Hermione, w odpowiedzi pokiwała mu głową. Wolno ruszył przed siebie, a ona tuż za nim. Byli już prawie na drugiej stronie gdy nagle uderzył w nich oślepiający błysk, któremu towarzyszył głośny huk. Grunt pod ich nogami rozpadł się pod wpływem czaru Voldemorta. Draco spadając złapał się za fragment skały zwisając z niej. W ostatnim momencie złapał spadającą Hermione za nadgarstek. Wisieli nad przepaścią. Kasztanowłosa rozpaczliwie próbowała złapać chłopaka drugą ręką, ten spinając wszystkie mięśnie i z przytłumionym krzykiem bólu próbował wciągnąć siebie i Gryfonkę na sklepienie, które dzieliło ich do celu. Nie dał rady. Nerwowo patrzył jak Voldemort wbiega do korytarza na końcu którego znajdowała się różdżka, a jego dłoń osuwa się ze skały, której trzymał się resztami sił.
- Malfoy...
Nerwowo spojrzał w dół, na uśmiechającą się blado dziewczynę. Jej oczy błyszczały by po chwili dwie słone krople wypłynęły z ich kącików.
- Musisz mnie puścić....
Szepnęła patrząc na chłopaka i próbując się uśmiechnąć. Draco pokiwał przecząca głowę, odruchowo mocniej ściskając dłoń dziewczyny.
- Musisz to zrobić.
Dodała równie cicho, choć dużo pewniej. Chłopak spojrzał na nią przerażony tym co mówi. Ponownie pokiwał przecząco głową. Nie mógł tego zrobić. Nie po to wbiegł do płonącego i rozpadającego się Hogwartu, nie po to wyciągał ją z ognistej pułapki, nie po to zabijał swojego dawnego towarzysza by stracić ją teraz. Musiał ją mieć obok. Potrzebował jej obecności i jej samej.
- Nie.
Dodał twardo, jeszcze raz próbując podciągnąć się z dziewczyną w górę. Niestety, nie udało się.  Zamiast tego oboje kawałek osunęli się w dół. Wiedział, że to koniec. Wiedział, że nie da rady wciągnąć ich na sklepienie skały. Spojrzał na Hermione i jej miodowe oczy. Nigdy jej nie powiedział jakie są piękne. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego blado, płacząc jednocześnie. Wiedziała, że chłopak jej nie puści. Jednak nie mogła mu pozwolić spaść razem z nią.
- Pamiętasz jak kiedyś zapytałeś mnie czy wierze w przeznaczenie? Wierze. A to co dzieje się teraz jest nie moim przeznaczeniem tylko Twoim. Musisz go powstrzymać... Puść mnie.
- Nie.
- Puść!
- Nie zrobię tego!
Dodał twardo, mocniej wbijając swoje place w sklepienie skały. Hermiona uśmiechnęła się do chłopaka z wdzięcznością. Naprawdę chciał ją uratować. A jeśli to by się nie udało to byłby w stanie za nią zginąć. Jej wróg. Uśmiechnęła się do niego po raz ostatni, z jej oczu wyleciały kolejne wielkie łzy. Jej głos był niemal szeptem. Wiedziała, że dla niej to już koniec. Musiałą coś powiedzieć chłopakowi. Miała na to ostatnią szansę. Jednak nie zdobyła się na przepełnione emocjami, rozpaczliwe wyznania.
- Wiesz... już mi ciebie brakuje...
Draco momentalnie i szeroko otworzył źrenic czując, że dziewczyna specjalnie wyślizguje swoją dłoń z jego uścisku. Rozpaczliwie próbował ją przed tym powstrzymać.
- Nie! Granger! Nie puszczaj do cholery!
- Żegnaj Malfoy.
Szepnęła, uśmiechając się do niego po raz ostatni i wysuwając swoją dłoń z jego dłoni.
- NIE!
Gwałtownie i nerwowo zerwał się do pozycji siedzącej. Jego serce jeszcze nigdy nie biło tak mocno i szybko. Odruchowo zacisnął pięści na materiale znajdującym się pod nimi, a w tym czasie słona kropla potu spłynęła z jego skroni.
- Sen?
Szepnął do siebie spuszczając głowę, a nienaturalnie powiększone i błyszczące źrenice zatrzymując na pogniecionej i przepoconej pościeli. Przejechał sobie dłonią wzdłuż twarzy ocierając ją z resztek potu. Złapał się za włosy ściskając je mocno.
- To był tylko sen...
Dodał niemo, jakby sam siebie uspokajając. Jego głos zadrżał nieznacznie przy słowie „tylko”. Niedbale odsunął od siebie pościel, siadając na skraju łóżka, jednocześnie twarz chowając w dłoniach, a łokcie opierając o uda. Kilka sekund później zsunął dłonie, zakrywając nimi usat, a spojrzenie utkwił w zielonej ścianie przed sobą. Nie wiedział ile czasu minęło i jak długo wpatrywał się w punkt przed sobą, ale jego serce, zdążyło się uspokoić i pompowało rozgrzaną krew już w normalnym rytmie. Westchnął cicho, jednocześnie spuszczając głowę i spojrzenie na drewnianą podłogę, a dłońmi podpierając czoło. Jeszcze nigdy nie miał tak realnego snu i jeszcze nigdy żaden nie wzbudził w nim tyle emocji. Przed oczami ciągle miał widok spadającej w otchłań kasztanowłosej Gryfonki. Przymknął powieki,ukrywając twarz w dłoniach. Jednak moment gdy Hermiona wysuwała swoją dłoń z jego ciągle do niego wracał, torturując i tak już poszarpane nerwy. Nie mógł przestać o tym myśleć, Nie mógł pozbyć się tego obrazu z głowy, tak samo jak nie był w stanie uratować dziewczyny. Gwałtownie otworzył powieki, gdy na nowo widok walącego się Hogwartu stanął mu przed oczami. W uszach ciągle słyszał huk rozpadających się ścian. Głośno wypuścił powietrze, wstając z łóżka i przykładając dłoń do czoła. Nie był w stanie znaleźć sobie miejsca. Sen był zbyt realny i przejmujący by mógł położyć się z powrotem do łóżka i spróbować zasnąć ponownie. Cicho wyszedł z sypialni. W salonie panował półmrok, mała część pomieszczenia była jeszcze nieznacznie rozświetlana przez wypalający się kawałek drewna w kominku. Nogi poniosły go w stronę sypialni dziewczyny. Położył dłoń na klamce, jednak nie wszedł do środka. Niepewnie cofnął swoją rękę spoglądając na dzielące ich drzwi. Lepiej by tak zostało. Lepiej by dalej ich dzieliły. Bo co on chciał tak właściwie zrobić? Wejść do sypialni dziewczyny i przekonać się, że żyje i jest obok? Był to zbyt prosty gest, na który jego natura jednak mu nie pozwalała. Musiał coś zrobić, musiał się jakoś pozbyć tej wizji z głowy. Kilka sekund później wszedł do łazienki pochylając się nad umywalką opłukując twarz z resztek koszmaru. Lodowata woda w jakimś stopniu go ukoiła, westchnął chicho, powoli otwierając powieki i patrząc na strumień wody, który znikał w odpływie. Wyprostował się, nie spuszczając wzroku z lejącej się wody. Oparł ręce o brzegi umywalki i pozwolił kroplą wody swobodnie spływać z włosów i twarzy, które bezgłośnie rozbijały się o wnętrze umywalki.
- Moje przeznaczenie co...
Prychnął cicho, wolno podnosząc głowę. Jego źrenice gwałtownie się powiększyły z chwilą gdy zobaczył odbicie zakapturzonej postaci stojącej za nim. Gwałtownie i nerwowo odwrócił się za siebie jednak w łazience nikogo już nie było. I chłopak miał szczere wątpliwości czy kiedykolwiek ktoś tu z nim był.
- Cholera...
Szepnął cicho, przymykając oczy i pocierając jeszcze mokrą twarz dłońmi. Tej nocy już nie zmrużył oka.

                                                                   ***

Hermiona przeciągnęła się leniwie , wstając z łóżka i zabawnie marszczący przy tym nos. Nim wyszła z sypialni zarzuciła na siebie gruby szlafrok, a na stopy wsunęła swoje ulubione, wielgachne kapciochy. Pogłaskała śpiące koty, które tej nocy jej towarzyszyły, zajmując część łóżka i wyszła z sypialni, z zamiarem przygotowania się do nowego dnia, pełnego obowiązków i zajęć. Leniwie rozsunęła drzwi od swojego pokoju, ziewając przy tym mocno i zgarniając dłonią burze loków do tyłu. Nim jednak wykonała jakikolwiek inny ruch i ruszyła w stronę łazienki zatrzymał ją intensywny zapach, który tak dobrze znała. W pośpiechu uniosła swoje błyszczące oczy na środek salonu, a miodowe źrenice powiększyły się gwałtownie. W rogu salonu stała najwspanialsza, najpiękniej przystrojona choinka jaką kiedykolwiek w całym swoim życiu widziała. Momentalnie zakryła usta dłonią próbując powstrzymać wzruszenie. Jednak było to działanie bezcelowe i już po chwili ryczała jak małe dziecko, któremu spełni się życzenie wypowiedziane przy zdmuchiwaniu świeczek z urodzinowego tortu.
- Na Merlina Granger... jeśli tak okazujesz radość to wole nie wiedzieć jak rozpacz.
Gwałtownie odwróciła się w stronę skąd dobiegał tak dobrze jej znany sarkastyczny ton przywódcy Slytherinu. Stał w progu łazienki, ze skrzyżowanymi na torsie rękami i opierał się bokiem o futrynę drzwi. Wyglądał wyjątkowo szarmancko, a po jego wczorajszym rozbiciu jak również nieprzespanej nocy nie było najmniejszego śladu. Uśmiechał się w swój typowy, ironiczny sposób. Zupełnie tak jakby stawiając w ich salonie choinkę ją skrzywdził, a nie wręcz odwrotnie. Momentalnie na widok chłopaka rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Ale skąd? Kiedy? Jak ty ją zdobyłeś?!
Pytała szlochając jednocześnie. Nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. Szczerze sądziła, że jeszcze się nie obudziła i to wszystko jest tylko snem. Gwałtownie ukryła twarz w dłoniach gdy dotarło do niej, że jednak to prawda i marzenia mogą się spełnić. Z całych sił próbowała się uspokoić, przerażona wizją komentarzy i droczeń ze strony Dracona. Tak histerycznie rozryczeć się przy Ślizgonie z tak błahego powodu. Na Merlina, co za wstyd. Chłopak obserwował ją z uśmiechem, kiwając głową na boki. Po chwili jego uśmiech bardziej przypominał ten szczery niż ironiczny. Wcale nie miał ochoty ani obrażać dziewczyny ani komentować jej reakcji. Wręcz przeciwnie. Naprawdę cieszył się z tak mocnej i szczerej reakcji Hermiony. Nawet mu ulżyło, że nie stawiał tego drzewa na marne.
- Czary Granger.... Czary.
- Myślałam, że nie podobał ci się ten pomysł...
Burknęła żałośnie, podciągając nosem. Chłopak momentalnie spoważniał i w milczeniu postawił kilka kroków w stronę salonu, po chwili zatrzymują się na wprost choinki. Skrzyżował ręce na torsie, jednocześnie leniwie opierając się o blat barku, który stał za nim. Hermiona wierzchem dłoni otarła mokre policzki i spojrzała na chłopaka niepewnie.
- Dlaczego zmieniłeś zdanie?
Szepnęła cicho, jakby bojąc się choć odrobinę bardziej podnieść głos. Chłopak westchnął pod nosem.
- Nie wiem Granger. Jeszcze kilka miesięcy temu nie przypuszczałem, że kiedykolwiek przyjdzie nam mieszkać razem. Nie wspominając już o innych rzeczach...
Tu chłopak na chwilę urwał, mierzwiąc dłonią swoją grzywkę i wykrzywiając usta w grymasie ni to zdziwienia ni zmieszania. Oboje doskonale wiedzieli o co chodzi. Choć z całych sił próbowali to jednak nie mogli zapomnieć o tych wspólnie spędzonych chwilach, wspólnych treningach i nauce oraz o wzajemnej pomocy i łączących ich układach.
- Postawienie w „naszym mieszkaniu” choinki na prawdę jest przy tym pierdołą. Zresztą... całkiem ładnie pachnie.
Dodał na podsumowanie uśmiechając się w stronę drzewka i mocniej krzyżując ręce na torsie. Na twarzy Hermiony pojawił się tak szeroki uśmiech, że chłopak śmiało mógł policzyć jej wszystkie zęby i sprawdzić czy dziewczyna nie cierpi na brak uzębienia. Wszystko jednak było na miejscu.
- Nim się na mnie rzucisz i wyznasz mi miłość pamiętaj, że dalej Cie nienawidzę.
Odparł sarkastycznie uśmiechając się w ten sam sposób do dziewczyny. Ta spojrzała na niego spod łba, choć nie mogła powstrzymać uśmiechu, który lgnął jej na usta. Nic jednak nie odpowiedziała i również nie wskoczyła mu w ramiona.
- A tak przy okazji... Okropnych Świąt Granger.
Hermiona zaśmiała się cicho, po czym spojrzała na chłopaka z błyskiem szczęścia w miodowych oczach, którego nie potrafiła ukryć.
- Nawzajem Malfoy.
Dodała kąśliwie, marszcząc przy tym nos i krzyżując ręce na piersiach. Zapadła między nimi cisza. Dziewczyna szczęśliwa podeszła do świątecznego drzewka, przy okazji poprawiając jedną z bombek, która za bardzo zsuwała się z gałęzi choinki. Uśmiechnięta i rozradowana niczym małe dziecko kucała przy choince rozpływając się w jej intensywnym zapachu i pięknym wyglądzie. Odwróciła się w stronę chłopaka, przy okazji uśmiechając się szeroko, zupełnie jakby do przyjaciela. Draco chyba jeszcze nigdy nie widział tak ogromnej radości wymalowanej na jej twarzy i tak radośnie błyszczących oczu. Coś zakuło go w okolicach klatki piersiowej, jego źrenice na ułamek sekundy otworzyły się szeroko. Momentalnie spoważniał by po chwili bez słowa, niemal zdenerwowany opuścić ich dormitorium. Musiał wyjść. Nie mógł zapomnieć koszmaru minionej nocy, który nagle o sobie przypomniał. Nie mógł pozbyć się z głowy obrazu spadającej w otchłań Hermiony. Nie mógł na nią patrzeć, na jej uśmiech i błyszczące radością oczy, za bardzo ranił go ten widok. Zdziwiona odprowadziła chłopaka wzrokiem, a uśmiech z jej twarzy zniknął wraz ze zniknięciem Malfoy'a.

                                                                             *

Mimo, że nie była w stanie zrozumieć zachowania Dracona, to jednak dobry humor jej nie opuścił, wręcz przeciwnie. Nie dość, że była radosna przez cały dzień, to ten stan nie zmienił się również dnia następnego. Co prawda, od czasu w którym Ślizgon nagle poprzedniego ranka wyszedł z ich dormitorium nie miała z nim kontaktu. Szczerze zaczynała sądzić, że do wyjazdu nie spotka się ze Ślizgonem. Stan ten nieoczekiwanie zmienił się wieczorem, kiedy to leżąc w łóżku i czytając książke usłyszała kroki w salonie i przerzucanie różnych rzeczy. Zaciekawiona, odłożyła lektruę na szafkę nocą, ściągneła z nosa okulary i już po chwili ruszyła w stronę drzwi dzielących ją od salonu.
- Nie Derm! Zostaw to do cholery!
Ryk młodego dziedzica rodziny Malfoyów wypełnił całe dormitorium z chwilą gdy rudy kot wyminął go wybiegając z jego sypialni i wskakując na sofę, z jego zegarkiem w pysku jednocześnie próbując go pogryźć. Wkurzony blondyn prędko rzucił się na kota i właśnie trwała jego rozpaczliwa próba uratowania swojej srebrnej, zresztą jak zwykle cholernie drogiej biżuterii. Hermiona akurat wychodziła ze swojej sypialni, gdy krzyk Ślizgona zabrzmiał w każdym zaułku ich dormitorium. Kiedy zobaczyła obecne przedstawienie oparła się o futrynę drzwi, skrzyżowała ręce na piersi i z uśmiechem obserwowała zmagania dwójki samców, którzy od samego początku znajomości mieli między sobą raz większe raz mniejsze spięcia.
- On chce tylko zrobić na tobie wrażenie Malfoy.
Odparła w końcu lekko, niemal przyjaźnie obdarowując zdenerwowanego chłopaka pobłażliwym uśmiechem. W tym samym czasie Draco wyrwał obśliniony zegarek z pyska kota i spojrzał na swoją własność z niezadowoleniem, wykrzywiając twarz w grymasie obrzydzenia, jednocześnie strzepując biżuterię z resztek śliny.
- Jak chce na mnie zrobić wrażenie to niech pójdzie do pracy i przestanie sikać mi do adidasów.
Mruknął pod nosem, stwierdzając w duchu, że musi kupić sobie nowy zegarek. Wyraz twarzy kasztanowłosej gryfonki jednak jakby posmutniał.
- Co nimi zrobimy Malfoy?
Spytała cicho, z troską spoglądając na beżową kotkę przeciągającą się leniwie i maszerującą w stronę łazienki.
- Zabijemy. Z futra zrobimy płaszczyki, mięso poćwiartujemy, usmażymy i zjemy na kolację przy świecach i winie.
Głos Malfoy'a zabrzmiał jak rasowego psychopaty z filmów mrożących krew w żyłach, wyraz jego twarzy był aż zbyt poważny. Hermiona wywróciła teatralnie oczami, podchodząc do sofy i biorąc nieszczęśliwego Derma na ręce.
- Nie o to mi chodziło. Co z nimi zrobimy jak oboje wyjedziemy na przerwę świąteczną?
Szepnęła cicho, obdarowując kota nutką smutku zarówno w spojrzeniu jak i głosie. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Teraz jednak musiała. Już za trzy dni, zarówno ona jak i ślizgon wyjadą na ferie. Nie mogli przecież zostawić trójki kotów samych, na pastwę losu. Draco wkurzony rzucił zegarek z powrotem na sofę. Po koszmarze, rozbiciu i sytuacji z choinką nie było już śladu. Wszystko wróciło do normy. Wręcz  Malfoy starał się jak mógł, byle tylko na nowo zwiększyć dystans między nim a Hermioną.
- Było o tym myśleć zanim je przygarnęłaś.
Rzucił krótko, zupełnie nie przykuwając uwagi ani do dziewczyny ani do tematu.
- Nie pomagasz mi.
Mruknęła niezadowolona, marszcząc brwi i kątem oka zerkając na plecy ślizgona, który właśnie pochylał się nad stolikiem i czegoś w stercie różnych ksiąg i pergaminów szukał.
- Nigdy nie miałem takiego zamiaru.
Odparł jakby od niechcenia. Hermiona zrobiła jeszcze bardziej naburmuszoną minę niż rozwydrzone dziecko, które nie dostało tego czego chiało.
- Wkurzasz mnie Malfoy.
- No to mamy kompromis Granger, bo ty mnie również. Od 7 lat zresztą.
Mruknął odwracając się do dziewczyny i traktując ją zimnym spojrzeniem. Po chwili bez słowa wyminął kasztanowłosą podchodząc do barku. Dziewczyna zmarszczyła brwi i odprowadziła chłopaka wzrokiem. Wbiła swoje bursztynowe oczy w Ślizgona, cholernie pewna tego co właśnie zamierzała mu oznajmić.
- Oboje wiemy, że twoje życie nie miałoby beze mnie najmniejszego sensu.
- Oczywiście. Bez całej waszej czwórki. Nie wiem co bym zrobił gdyby was zabrakło, chyba bym umarł z rozpaczy.
Mruknął z powagą w głosie i na twarzy, jednocześnie upijając spory łyk ognistej whisky. Musiał kiedyś zapić te wszystkie myśli, uczucia i wydarzenia, które ostatnio go dopadły. Dzisiejszy wieczór zdawał się być do tego idealny, tym bardziej, że po postawie Hermiony wnioskował, że mu nie odpuści, a to najpewniej, w dobrym wypadku zakończy się tylko kłótnią.
- To skoro już ustaliliśmy, że nie możesz bez nas żyć to może już pomyślisz co mamy z nimi zrobić?
Na chwilę obecną ciężko mu było nawet określić co go bardziej wkurza. Czy to co mówi dziewczyna, czy jej ton. A może jednak całość.
- Jakie „My”?! My nie przyprowadziliśmy tych darmozjadów do mieszkania. Mówiłem, żebyś się ich pozbyła. Wiedziałem, że będą z nimi tylko kłopoty.
Machnął ręką jakby miał zabić muche w locie. Hermiona odstawiłą kota na sofe, ten na nowo zaczął bawić się zegarkiem Ślizgona, jednak w tym momencie żadne z nich nie zwróciło na to uwagi.
- Zgoda.  To ja je przygarnęłam i ja coś wymyślę.
Fuknęła, dając chłopakowi do zrozumienia, że doskonale poradzi sobie bez jego nic nie wartej pomocy. Malfoy prychnął pod nosem, odbarowując dziewczynę ironicznym uśmiechem i jeszcze sarkastyczniejszym tonem.
- Aż jestem ciekawy co. Wyślesz je do kociego hotelu?
- Nie. Po prostu znajdziemy jakieś prostsze rozwiązanie.
Mruknęła, układając na stoliku rzeczy porozrzucane jakiś czas temu przez Ślizgona.
- Jasne, tak po prostu... I znowu to „my”.
Fuknął wzrok kierując na sufit i machając rękami jakby w podświadomości błagał „Merlinie! Daj mi siłę bym jej nie zabił!”
- Musimy Malfoy coś zrobić, przecież nie możemy ich tu zostawić na tydzień samych.
Dodała w końcu podświadomie idąc za chodzącym w te i z powrotem chłopakiem. W końcu nerwy go puściły. Gwałtownie się zatrzymał, odwracając do dziewczyny i wskazując na nią palcem. Jego spojrzenie spod łba mogłoby zabić. Mimo to, dziewczyna twardo trzymała się swego.
- To nie mój problem Granger, tylko twój.
- Mylisz się, to tak samo moja sprawa jak i twoja.
Draco momentalnie zmarszczył brwi i potraktował dziewczynę jeszcze ostrzejszym spojrzeniem spod łba. Zamilkł jednak, gdy zdał sobie sprawę, że ta sprzeczka z dziewczyną nie ma najmniejszego sensu. Ich cicha walka na spojrzenia trwała 5 minut. I mimo, że faktycznie to dziewczyna je przygarnęła i przyprowadziła to on jednak w końcu zgodził się by z nimi zostały i je zaakceptował. Gdyby tylko wcześniej wiedział, że będą z tym takie problemy, przemyślał by te decyzję kilka razy. Spojrzał na dziewczynę wkurzony, przy okazji machając rękami w ramach gestykulacji.
- Nie wiem Granger czego ode mnie tak właściwie oczekujesz?! Że przygarnę was na święta i spędzimy je razem śpiewając piosenki i lepiąc figurki z śniegu?
- Nie. Ale je mógłbyś wziąć.
Draco momentalnie się zgarbił ł i nadstawił prawe ucho, jakby informując dziewczynę, że nie dosłyszał tego co powiedziała.
- Słucham?
- Mógłbyś je wziąć do siebie.
- Chyba muszę odwiedzić skrzydło szpitalne, już drugi raz się przesłyszałem.
Mruknął, głwatownie spuszczając ręce wzdłuż ciała i ponownie ruszając w tą i z powrotem. Momentalnie, dziewczyna ruszyła za nim, próbując go udobruchać.
- Ja mówię serio Malfoy. W końcu masz duży dom... mógłbyś się nimi przez tydzień zająć.
Znów zatrzymał się gwałtownie, oskarżycielsko wyciągając palec wzkazujący.
- Nawet tak nie żartuj.
- Ja nie żartuje.
- To dobrze, bo to wcale nie jest zabawne.
Zapadła między nimi chwila ciszy i przerwa na kolejną, poważną walkę na spojrzenia. Po raz kolejny to on ją przerwał.
- Zapomnij.
Odparł twardo i krótko, ponownie ruszając przed siebie, a ona po raz kolejny ruszyła za nim. Nie rozumiała dlaczego chłopak ma takie opory z wzięciem tych trzech, małych, niewinnych zwierzątek do siebie.
- Ale dlaczego?
Przez chwilę zastanawiał się czy ma od razu prosto z mostu powiedzieć dziewczynie, że pupilek Voldemorta, który zapewne pojawi się z całą bandą śmierciożerców w ramach świątecznych odwiedzin jada takie włochate ssaki na przystawkę i po świętach w domu Malfoyów na pewno już by ich z powrotem nie zobaczyła, a przynajmniej nie w jednym kawałku. Wstrzymał się jednak z tym wyznaniem. Przez chwilę przeszła mu myśl, że w sumie nie jest to taki głupi pomysł. Tym bardziej, że nocne miauczenie całej trójki nie raz doprowadzało go do szału, a owa banda była tematem bądź przyczyną połowy kłótni między nim a dziewczyną, chociaż tu akurat raczej traktował to jako zaletę ich obecności. Nie mniej jednak stracił łącznie dwanaście par obsikanych adidasów, porwaną koszulkę, zegarek i rodzinny sygnet, który połknął Derm. Co prawda tą ostatnią rzecz mógł jeszcze spróbować odzyskać, ale pomysł ten odrzucił jeszcze szybciej niż o nim pomyślał. Mimo wszystko przemilczał temat, że przerośnięty, jadowity wąż w domu mu wystarczy.
- Nie. I nawet nie zaczynaj.
Odparł poważnie gdy dziewczyna ponownie otwierała usta. Dla podkreślenia swojej postawy zmierzył dziewczyne najgroźniejszym spojrzeniem spod łba na jakie było go stać w owej chwili. Ku jego zdziwieniu faktycznie zamilkła. Zmarszczyła brwi, potraktowała chłopaka zabójczym spojrzeniem i wyszła z dormitorium niczym taran, miażdżąc wszystko co napotkała na swojej drodze. Chłopak odprowadził ją wzrokiem.
- Przejdzie jej.
Mruknął w stronę Granda, który pojawił się obok jego stopy. Po chwili westchnął żałośnie, myśląc co go wykończy szybciej. Czy koty czy może jednak Granger.
Pare minut jeszcze bił się ze swoimi myślami i z pytaniem gdzie właściwie ziknęła Hermiona i co chce przez to osiągnąć. Po chwili jednak machnął ręką, jakby odganiał muchę i zmęczony opadł na fotel, ówcześnie biorąc do ręki naczętą już butelke whisky. Westchnął głośno, patrząc na stojącą na wprost niego choinkę, zastanawiając się tak właściwie po jaką cholerę ją tu stawiał. Upił spory łyk procentowego napoju, zagłebiając się w swoich myślach i próbie odpowiedzi na to pytanie.
Może nawet poczuł się w jakimś stopniu winny, że to po części przez niego dziewczyna nie może spędzić normalnych świąt z rodziną. Gdy widział rodziców Hermiony po raz ostatni, nawet nie myślał o takich konsekwencjach i tym co będzie później. Nie miał pojęcia jak Dumbledore wyjaśnił dziewczynie nieobecność jej rodziców oraz brak z nimi jakiekolwiek kontaktu. Profesor nic mu nie powiedział, on nie pytał. Tak było prościej. Chociaż po Hermionie było widać, że ją to męczyło, a okres świąteczny był apogeum tych wszystkich uczuć jakie w sobie tłumiła. Nie chciał tego przed sobą przyznać, ale to chyba był ten najważniejszy fakt, zaraz obok przejmującego koszmaru, w którym widział jak umiera, dla którego zdecydował się ruszyć swoje zaawansowane kontakty i w środku nocy, bez dodatkowych światków załatwić przystojną choinkę. Dla Hermiony był to przebłysk normalności, dla niego wręcz przeciwnie. Jednak były to ostatnie święta w Hogwarcie, a zarazem w jakimś stopniu, pierwsze i jedyne z kasztanowłosą Gryfonką. Dlaczego by więc nie pozwolić sobie na nutkę szaleństwa i zmian?
- Kurwa. Odbiło mi...
Rzucił w końcu wyjątkowo poważnie, nieruchomo siedząc w fotelu ze szklanką ognistej i patrząc na bogato przystrojone świąteczne drzewko.
Przedostatni wieczór w Hogwarcie. Już za trzy dni większość uczniów wracała do swoich domów na tydzień. Uroczo. Szczerze powiedziawszy nie bardzo mu się ta cała szopka podobała, ale cóż zrobić. Na szczęście umówił się z Blaisem i spędzą prawie całe zimowe ferie w jego posiadłości w górach. Z tego obrotu sprawy był całkiem zadowolony. Jego chwilę spokojnej egzystencji przerwał odgłos kroków na korytarzu i już po chwili w salonie, po godzinie nieobecności zjawiła się Hermiona z wielkim transporterem w rękach. Draco spojrzał na nią leniwie, jednak w miarę szybko swój stalowy wzrok przerzucił na ścianę przed sobą. Przecież nie mógł dać po sobie poznać, że w jakimś stopniu zaciekawiła go jej obecność, a raczej to co przyniosła i z czym to się wiązało. Po chwili dziewczyna padła na sofę ówcześnie odstawiając na podłodze przenośną klatę.
- Interesuje cie los naszych kotów?
Spytała majestatycznie, wykrzywiając usta niemal w dzióbek i spoglądając na chłopaka z góry, choć była na tym samym poziomie co on.
- Jak cholera.
Odparł wyjątkowo poważnie upijając łyk bursztynowego płynu. Gdzieś w myślach przeszła m myśl, że Granger ostatnio często, a nawet zbyt często zaczęła używać słowa „nasze” jednak wstrzymał się z jakimkolwiek komentarzem. Sam nie wiedząc co by mógł na ten temat powiedzieć. "Nasze koty”, „nasze mieszkanie”, aż wypił na raz całą zawartość szklanki, w jakimś stopniu przerażony, myślą co jeszcze może dojść do listy wspólnego majątku.
- Wezmę je ze sobą.
Draco niby leniwie spojrzał na dziewczynę, rozpoczynając kolejną, samotną kolejkę, jednocześnie podnosząc znacząco prawą brew do góry.
- Do rodziców Rona.
Dodała poważnie w dodatku czysto formalnie i tylko w celach informacyjnych. Malfoy kiwnął głową, co najpewniej miało oznaczać „acha” lub „ok” i jednym duszkiem opróżnił dopiero co zapełnioną szklankę. Sprawiał wrażenie jakby puścił to wyznanie dziewczyny mimo uszu i w ogóle się tym faktem nie przejął, a za najważniejszy cel tego wieczoru postawił sobie zalanie się w trupa Było to jednak mylne stwierdzenie, choć nikogo nie zamierzał z błędu wyciągać, a już na pewno nie Hermione. Bo mimo swojej obojętnej, niemal olewającej postawy, naprawdę był zadowolony z tego co powiedziała mu dziewczyna. Nie dość, że problem z kotami się rozwiązał to przy okazji całkiem przypadkowo dowiedział się gdzie jego ulubiona Gryfonka spędzi święta. I chyba nawet te dwie informacje, polepszyły mu humor. Dziewczyna co prawda nie planowała mówić chłopakowi co robi na święta i dlaczego tak właściwie informuje go, że spędzi je w innym domu niż w swoim rodzinnym. Ale skoro już zapomniała ugryźć się w język i nieprzemyślenie oznajmiła, że spędza je u Rona cieszyła się, że Ślizgon wstrzymał się od jakichkolwiek komentarzy, szczególnie od tych obraźliwych i skierowanych w stronę jej rudowłosego przyjaciela i jego całej rodziny. Z których na co dzień wręcz uwielbiał żartować i był to jego ulubiony temat zaraz obok postaci Hermiony. Na tym zakończyła się ich rozmowa i wspólne spędzanie czasu. Ani chłopak nie miał ochoty tego przedłużać ani dziewczyna. Kasztanowłosa bez słowa odeszła, zamykając się w swojej sypialni. Tym razem nie dotrzymując Ślizgonowi towarzystwa. Chłopakowi jednak obecność ognistej Whisky w pełni do szczęścia i spełnienia wystarczyła.


                                                                           ***


Nastał dzień wyjazdu.
Nie pożegnał się z dziewczyną. Ani nie miał do tego okazji, ani chęci. Gdy on wyszedł ze swojej sypialni ze spakowanym bagażem, dziewczyny już nie było. Nie przejął się tym. Wręcz przeciwnie. W jakimś stopniu to nawet cieszył się z takiego obrotu sprawy. Już miał wychodzić gdy coś leżącego pod choinką przykuło jego uwagę. Nie widział wcześniej tej paczki i nie za bardzo wiedział jak się tu znalazła, w jakich okolicznościach i dlaczego. Przez chwilę bił się sam ze sobą, jednak w końcu się przełamał i kucając pod choinką wyciągając spod niej starannie zapakowaną paczuszkę. Uśmiechnął się ironicznie na widok kolorowego papieru z wygłupiającymi się bałwankami i małej czerwonej kokardki. Na małej karteczce przymocowanej do wstążeczki widniała urocza dedykacja, napisana kobiecym, ładnym pismem. „dla Malfoy'a od sąsiadki”. Chłopak zaśmiał się pod nosem, machając jednocześnie głową z roztargnieniem. Jednak Hermiona nie dała mu o sobie zapomnieć.
-Cała Granger...
Mruknął, kilka sekund później rzucając papier na stolik i otwierając paczkę. Prezent okazał się całkiem sporej wielkości książką, a właściwie poradnikiem pod tytułem „Jak być miłym i nie zrażać do siebie innych.” Rozbawiony otworzył lekturę, a na pierwszej, pustej stronie widniał jeszcze zwięzła i krótka dedykacja „Mam nadzieje że pomoże.” i podpis „Twoja ulubiona Gryfonka. Hermiona Granger.”Chłopak zaśmiał się pod nosem, kiwając z niedowierzaniem głową.
- Idiotka...
Szepnął pod nosem, szczerze rozbawiony tym nieoczekiwanym prezentem od „sąsiadki”. Już po chwili spakował książkę do torby i z uśmiechem na ustach wyszedł z dormitorium.
- Do zobaczenia za tydzień.
Mruknął jeszcze na odchodne, choć sam nie wiedział czy słowa te kieruje do mebli czy podświadomie do dziewczyny.

                                                                             *

Nawet nie wiedziała kiedy minął jej pierwszy dzień ferii. Był już wieczór. Siedziała z Ginny w kuchni, żartowała z Rona i Harrego, rozkoszowała się spokojem i świąteczną atmosferą jednocześnie piekąc z przyjaciółką ciasto. Jej spokojna egzystencja jednak niespodziewanie została przerwana, przez wchodzącą do pokoju Panią Molly, stawiającą na stole sporą przesyłkę.
- Mionka, poczta do ciebie.
- Do mnie?
Spytała zdezorientowana, obserwując plecy zabieganej kobiety, która już po chwili bez słowa wyjaśnienia wyszła z kuchni, zostawiając zdezorientowaną, kasztanowłosą dziewczynę ze swoją zaciekawioną córką. Hermiona niepewnie spojrzała na pakunek leżący na stole. Ani nie spodziewała się żadnych listów, ani nie miała pojęcia od kogo ma je dostać. W końcu z rodziną nie miała żadnego kontaktu, a jej przyjaciele byli obok. Zresztą nikt inny nie wiedział, że będzie spędzać święta w Norze, nie wspominając już o tym, że niewiele osób znało adres tego miejsca. Tym bardziej poczta zadedykowana dla niej, dostarczona do domu rodziny Weasley'ów była jedną wielką zagadką. Po wielu namowach rudowłosej dziewczyny, otworzyła przesyłkę, choć zrobiła to bardzo niepewnie. Na jej wierzchu spoczywała książka. Zaciekawiona wzięła lekturę do ręki, pod nosem odczytując tytuł.
- „I Ty możesz być okrutny. Poradnik 1001 ciętych ripost”.
Zaśmiała się szczerze, błyskawicznie domyślając się od kogo jest owy prezent. Z szerokim uśmiechem otworzyła książkę na pierwszej stronie, spodziewając się na niej jeszcze jakieś informacji. Nie pomyliła się. „Mam nadzieję, że pomoże.” „Twój ulubiony Ślizgon Draco Malfoy.” Perlisty śmiech Hermiony ponownie wypełnił cały dom rodziny Wealsey'ów.
- Głupek.
Szepnęła pod nosem, kiwając głową na boki. Może jednak te święta nie będą takie złe jak jej się na początku wydawało?

                                                                                ***

Góry zimą były widokiem, który zawsze lubił i który go uspokajał. Wieczór w apartamencie usytuowanym na wprost największych, ośnieżonych szczytów był tym bardziej spełnieniem jego obecnych potrzeb, w dodatku gdy obok palił się ogień w kominku, a na stole stała butelka ognistej.
- Blaise?
Aż zbyt spokojny ton blondyna, przerwał panującą ciszę w salonie. Nie spojrzał na czarnoskórego przyjaciela, ten również początkowo nie przejął się zmianą postawy i głosu Dracona.
- Co?
Mruknął odruchowo, przy okazji nalewając do dwóch szklanek bursztynowego napoju procentowego.
- Wierzysz w sny?
- Co?
- Wierzysz w to, że sny mogą się spełnić?
Kruczowłosy odruchowo podniósł prawą brew i wzrok na dziedzica fortuny Malfoy'ów. Spojrzał na swojego towarzysza jak na idiotę. Chyba pierwszy raz w historii ich znajomości te role się odwróciły. Podszedł do szklanego stolika stawiając na jego blacie dwie, kryształowe szklanki, jednocześnie zaniepokojony utkwił wzrok w plecach swojego przyjaciela. Draco w ciągu dalszym odwrócony był do niego tyłem, zupełnie jakby nie czuł na sobie nieprzenikliwego spojrzenia Zabiniego. Nieruchowo stał przy oknie, ze skrzyżowanymi na torsie rękami, uważnie obserwując ośnieżone szczyty gór. Ciemnoskóry niepewnie zerkał na blondwłosego przyjaciela, minęła chwila nim odważył się przerwać idealną ciszę panującą w salonie.
- Co ci jest?
Spytał w końcu, nie rozumiejąc ani postawy ani pytania swojego przyjaciela. Draco rzadko coś mówił, a jak już to były to wypowiedzi krótkie, zwięzłe i na temat. W ogóle nie bawił się w filozoficzne konwersacje i wyznania. Ta nagła zmiana nie była podobna do tego blondyna, którego znał od lat. Nie był przygotowany ani na te rozmowę ani na zmianę zachowania swojego przyjaciela.
- Nic.
Szepnął tylko przywódca Ślizgonów spuszczając wzrok na podłogę. Po chwili zabrał swoją szklankę ze stolika i usiadł na skórzanym fotelu. To samo zrobił jego towarzysz. Ponownie zapadła między nimi cisza, przerywana odgłosem wypalającego się drewna w kominku. Nigdy się tym jednak nie przejmowali. Często milczeli w swoim towarzystwie. Dla nich było to normalne i wręcz zacieśniało tę braterską wieź jaka dawno temu ich połączyła.
- Wiesz... kiedyś śniło mi się, że zaliczam taką namiętną, niebieskowłosą laskę.... dwa dni później zabawiałem się z taką po imprezie w klubie.. co prawda, niebieskich włosów nie miała, ale stary... ale był z niej gorący towar.... a jaka namiętna.. uff...
Blondyn obdarował rozmówce swoim zimnym, stalowym spojrzeniem, podnosząc prawą brew do góry i jednocześnie upijając łyk ognistej. Blaise zmieszany wzrok zatrzymał na ciemnych panelach salonu. Podrapał się po głowie, próbując ułożyć sobie w myślach to co tak właściwie chce powiedzieć drugiemu Ślizgonowi.
- Wiesz.... co prawda nie było identycznie jak w moim śnie, ale bardzo dużo rzeczy się zgadzało. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale gdy teraz tak sobie o tym myślę to może faktycznie niektóre sny się spełniają... Może nie dokładnie tak samo, ale jednak jakiś element łączący się znajdzie....
Spojrzał na blondyna, zaskoczony swoimi własnymi przemyśleniami. Draco siedział w fotelu, swoje stalowe spojrzenie już dawno utkwił na imponującym ogniu w kominku. Jego wyraz twarzy znacznie spoważniał, a on sam na moment stracił kontakt z rzeczywistością.
- Co ci się śniło?
Spytał w końcu zaciekawiony Blaise. Po zamyśleniu i pytaniu przyjaciela wiedział, że musi być coś na rzeczy. Pytanie tylko co? Draco nawet nie zmienił swojej pozycji. Jedynie stal jego źrenic zdawała się być jeszcze zimniejsza niż zazwyczaj. Jego poważny, surowy głos odbił się od każdej ściany apartamentu.
- Że Voldemort wygrywa.
Zapanowała między nimi cisza, której nawet Blaise nie odważył się przerwać.

                     
 

35 komentarzy:

  1. Aaa w koncu!! Suuuuuper :)

    OdpowiedzUsuń
  2. wow. nie wiem co powiedzieć. Ten rozdział zrobił na mnie ogromne wrażenie. Świetne opisy, sytuacje i dialogi. Wątek koszmaru niesamowity.

    OdpowiedzUsuń
  3. REKLAMA ZAWSZE SPOKO :D
    OLIWKOWA ZAWSZE SPOKO :DD
    NOWY ROZDZIAŁ ZAWSZE SPOKO :DDD
    ICAMNA I JEJ DRAMIONE ZAWSZE SPOKO :DDDD


    No ale mi humor poprawiłaś dodając ten rozdział ...
    Jak każdy poprzedni w każdym calu idealny ...
    Aby zachować standardową część moich komentarzy na twoim blogu dopisze zgodnie z prawdą ,że niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :)
    POZDRAWIAM.

    //

    Oliwkowaa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobre połączenie dwóch zupełnie nie pasujących do siebie wątków. Z jednej strony święta, choinka i sympatyczna, chwilami zabawna atmosfera,a z drugiej strony koszmar Dracona, śmierć Hermiony i upadek Hogwartu. Bardzo ciekawie to połączyłaś i całość jest świetna. Przynajmniej według mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział jest świetny. Świetne dialogi, opisy, przeżycia po prostu wszystko. Kłaniam się nisko :) Masz wielki talent, naprawdę. Czekam z NIECIERPLIWOŚCIĄ na kolejny rozdział.Pozdrawiam serdecznie A.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział boski. <3 Dodawaj szybko. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać długość tych rozdziałów :) <Świetne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże ! Widzę, że talanet Ci dopisuje i piszesz długie rozdziały co oznacza twoją wyobraźnie, wielką oczywiśćie !! Ogólnie chciałabym cie zaprosić do mojego bloga o Dramione ♥ http://www.historiamilosnadramione.blogspot.com/ , pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów w pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział świetny, ale końcówka wprowadza nutkę niepokoju. Aż mnie ciarki przeszły.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cholera... to jest naprawdę dobre opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  11. przeczytałam całe opowiadanie w dwa wieczory i jestem zachwycona , nie ma tam od razu " miłości od pierwszego wejrzenia " przez co jest bardziej realne , a rozdział strasznie mi się podoba , pisz dalej a ja będę czekać z niecierpliwości. *.*

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny i długi rozdział. mam nadzieje, że szybko pojawi się kolejny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Ajjj... w końcu się doczekałam :D warto było. Tym rozdziałem przerosłaś samą siebie. Dałaś do myślenia tym rozdziałem, szczególnie końcówką.

    OdpowiedzUsuń
  14. Już 11 raz czytam ten rozdział. Jest świetny!

    OdpowiedzUsuń
  15. Trafiłam na tego bloga przez pomyłkę, ale z ciekawości stwierdziła, "a co mi szkodzi, przeczytam". przeczytała. I na pewno jeszcze tu wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam czytać Twoje "wypociny" i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Warto było tyle czekać :) rozdział bije wszystko. Bez wątpienia ląduje w moich ulubionych :)

    OdpowiedzUsuń
  18. I jeszcze tylko dodam, że bardzo się ciesze, że przeszłaś na blogspota. Jest dużo lepszy, wygodniejszy i czytelniejszy niż onet. Mam nadzieje, że wena Ci dopisze i już niedługo pojawi się nowy rozdział. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Z niecierpliwością czekam co wymyślisz w kolejnym rozdziale. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Dopiero dzisiaj znalazłam Twojego bloga i strasznie mi się spodobał. Trochę mnie przeraża długość rozdziałów, bo nie wiem, kiedy zdążę przeczytać wszystko :D Poprosiłabym jeszcze o informowanie o nowych rozdziałach na: malfoyihermiona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. To jest zajebiste. Dialogi są genialne. Idelane zakończenie. Nie ma się do czego przyczepić. Czekam na kolejne rozdziały.
    Buka

    OdpowiedzUsuń
  22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ohohoho, w końcu mam okazję skomentować tak ZAJEBISTEGO bloga. :3
    I teraz nie wiem co napisać.
    Przeczytałam wszystkie rozdziały i...i co? Czekam na nexta! Oczywiście serdecznie zapraszam na :
    magiczne-pomarancze.blogspot.com
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. ,,jednocześnie strzepując biżuterię z resztek śliny" coś chyba pokręciłaś... :)
    Fajne opowiadanie
    Andromeda

    OdpowiedzUsuń
  25. Cudowne docinki oraz te książki i ich wymowne tytuły, i dedykacje! :D Wspaniałe ;))
    L.

    OdpowiedzUsuń
  26. Przez ten rozdział i wszystkie poprzednie mam jakies 5 h snu -_-

    OdpowiedzUsuń
  27. strasznie podobaly mi sie prezenty. tez takie chce. xd

    OdpowiedzUsuń
  28. Świetna notka :D
    Niedawno trafiłam na twój blog i wcześniej czytałam na tel, więc nie miałam możliwości komentowania. Teraz to się zmieni.
    Jak na razie jestem tutaj, mam nadzieję że szybko nadrobię zaległości .

    PS.: Wręcz zakochałam się w twoim blogu. Mega mnie pochłonął! ;*
    Pozdrawiam,
    Sama-Wiesz-Kto

    OdpowiedzUsuń
  29. Ten rozdział bije wszystko na głowę!!!
    A sen Malfoy'a - genialny, prawie się poryczałam (a to już coś bo do wrażliwych raczej nie należę) :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie rób więcej rzeczy typu palący się Hogwart czy spadającą do przepaści Hermiona; za każdym razem gdy oglądam 8 część to płacze nie zależnie od tego czy to materiały dodatkowe czy film; nie pisz więcej takich rzeczy bo będę płakać!!! :'(

    OdpowiedzUsuń
  31. "twój ulubiony slizgon" "twoja ulubiona gryfonka" awwww *-*

    OdpowiedzUsuń
  32. Niesamowity rozdział! Trafiłam na Twój blog niedawno i powiem Ci dziewczyno masz talent.

    Pozdrawiam,
    _Alexxa_

    OdpowiedzUsuń
  33. Zaparło mi dech w piersi :o
    Opis snu - fantastyczny.
    Dialogi Dracona i Hermiony - najlepsze jako mogą być.
    Od kilku dni siedzę z telefonem w ręce i czytam, czytam i czytam.

    Pozdrawiam, Nadia Whiteflower

    OdpowiedzUsuń
  34. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń